Poszli i na kościele ostawili dymu
powłoczną chmarę; — oplotła kolumny.
Pieśniarze, co śpiewali pieśni Rzymu,
pokłony bijąc u ołtarza-trumny.
Wonne obłoki rozpletły się w mroku,
pajęczą chustą wiążąc w sieć filary.
Przychodzą tutaj na ten dzień Ofiary
raz tylko jeden do roku.
Przychodzą jeden raz tylko do roku,
Ofiarę pełniąc świętą, tajemnicę,
i płoną wszystkie na menzach gromnice.
Czytane są Słowa wyroku.
Jako rzeczono przed tysiącem laty,
tej nocy ma się duch przetworzyć;
przybyć ma Ten, co zbawiać wyrzekł światy
i powstać z martwych i ożyć.
Poszli, — i dymu snują się obręcze
i mrok coraz gęsty pada
i ciemność padła na głazów przełęcze,
aż pełna noc już włada.
Cichość się stała i weszło milczenie
i objęło owe mroki i cienie.
I stał się moment wielki czaru,
gdy zadrgały młoty zegaru
i północ ozwała się z wieży.
Wtedy ci, co w srebrnej odzieży,
na rąk wzniesionych podporze,
dźwigali straszydło-boże,
trumnę, — jarzmo z bark zdjęli
i unieśli nieco i dżwignęli
i umocnili samą na ołtarzu.
Słychać było: — opadł ciężar święty,
umocnion menzą kamienną
a oni się chwycili rączęty,
by odgonić precz larwę trumienną.
Ocknęli się ze snu i patrzą:
ciemno. —
Wtedy jeden młody śrebrzysty
ucałował stułę, którą związan,
podjął ręką strój szerokofałdzisty
i zestąpił.
SCENA 1.
ANIOŁ 1
Czyli sam jestem? O gdzież to bracia moi?
Ugięły się i drgają kamienie u mych stóp.
Cyt. Czyjeś łzy? Ktoś płacze. — Tam ktoś stoi?
O ręce! — Kędy stąpię grób.
Cyt! — Bracie, czy to ty? — To ty!
ANIOŁ 2
(wszedł)
O! Jakże ręce, ręce bolą,
dźwigać we wiecznej męce
trumnisko straszne. Dolo!!
ANIOŁ 1
O ręce, ach, jak bolą.
Ach, a, swobodo!
Siłę poznaję młodą.
Siła we mnie wstępuje.
Ach, a, ramiona! — —
Trumna?
Widziałeś Go w ciernistej koronie,
jak głowę pochylił,
głowę w lokach czarnych, gdzie zasłona.
ANIOŁ 2
Nie śmiem tam pójść, — On kona.
Straszliwe Jego westchnienia
i krew ciecze z rąk i stóp i twarzy
na ołtarz, — gdzie zwisło strzemię.
ANIOŁ 3
Kiedyż się Jego męka skończy?
Jak piersią smutnie dyszy...
Czy On słyszy, — jak my mówimy,
czy On swoje tylko jęki słyszy?
ANIOŁ 4
Czujesz? — — jeszcze kadzideł dymy
ostały woniącą mgłą,
i snują się, jak pajęcza sieć — ?
Ach, świece! Sądziłem, że zaduszą.
Płonąłem w tym ogniu łuny,
słabnący pod ciężarem truny;
w twarz mi świecono.
Ha! Gdyby byli z duszą! — —
O słysz, — — znów Ten z koroną
jęczy. — — Te mgły ku Niemu
idą...
ANIOŁ 2
Nie chodźmy.
ANIOŁ 4
Czemu?
ANIOŁ 3
Nie, nie, nie mogę.
Pierś Jego czarna, sina,
twarz czarna, posiniała
i krew!, o we krwi cała.
Za czarną tą zasłoną
okrutnie dyszący, — — Nie!
Na śmierć Jego patrzeć co dnia.
O ta nad zbrodnie zbrodnia,
co dnia tu męką święcona!
Nie pójdę!! — On tam kona,
z koroną, mrze z koroną! —
Czujesz już w rękach moc — — ?
Że w srebro ciała płynie krew — ?
ANIOŁ 2
Czuję, jak płynie — —
ANIOŁ 1
Mam wolę; — rosnę jako lew.
ANIOŁ 3
Wskrzeszę ducha w godzinie.
Krew płynie. — Siła, — siła!
ANIOŁ 4
Noc przyszła, — wyzwoliła.
Jestem jako spiż i żywy;
na lot, przez jednę noc
szczęśliwy.
ANIOŁ 1
Zbyliśmy jarzma, bracie,
ach, o swobodo, — — —
Wiecie, co czynić macie!? Wyciągają wedłuż ramion skrzydła, których pióra dźwięczą i szeleszczą; w mchach rosną brzęczące straszydła a pióra głaszczą i pieszczą. Co ku sobie oczy jasne zwrócą, jako gwiazdy mają te oczy, to ku dawnym ruchom zwolna wrócą, w skrzydeł kryjąc się dźwięcznej otoczy. I znów naraz ku sobie stąpili, strzęśli włosów uloczone grzywy, znów się jeden przed drugim pochyli.
Złomy pomruk wydały straszliwy.
Przystanęli. — Słuchają. — Już idą,
kędy, skryty za złomów filarem,
grób przygasłej Ankwicza pamięci:
Amor ze zgaszonym ogarem
u stóp słupa, — w sen głazu ujęci. —
Przystanęli. — I rąk wzniesień czarem
napierśnic zatrzęśli egidą.
Kamień naraz oto stał się żywy.
SCENA 2.
NIEWIASTA Z POMNIKA ANKWICZA
O strato!
O strzaskana kolumno!
O trumno,
czyliżeś wszystko szczęście skryła?
O lato!
O skoszone zboże;
któż to cię wiąże w snopy
i rzuca snopy na wicher?
Skąd ten wicher dmie — co porywa?
O burzo — zawiejo straszliwa,
zabijasz; Na śmiertelne łoże
rzuciłaś pełń młodzieńczych lat!
O śmierci, — gdzieżeśkolwiek przeszła,
pustość ostawiasz chat.
O łzy wy moje — ukropy.
O żalu, żalu,...
Pójdzie, kto słucha!
Kto słucha, pójdzie za mną!
We świt, w blaski, het w łuny.
My jesteśmy zwiastuny.
PANI
Czyli słowa twe nie złudą kłamną?
Czyli słowa twe prawdą?
ANIOŁ 3
Są siłą!
Słowa moje niezłomne.
Śpiż i krew moje ciało;
na tę noc żywe wstało,
jako ty wstałaś żywa.
Zapomnij, — bądź szczęśliwa.
Zapomnij!!
PANI
Ja szczęśliwa?!! —
Gdzie lutnia moja, co śpiewa?
ANIOŁ 3
Nie trzeba lutni już.
Gdy chcesz, — echo wyśpiewa,
co chcesz. Tylko się wsłuchaj.
Słyszysz, tam, ptak trzepoce.
Słyszysz, — łopocą drzewa
we wichrze tam od pola — ?
Czyste. — Spojrzyj mi w oczy.
Patrzaj po moim stroju,
poznaj, lilje przejrzyste.
ANIOŁ 4
Daj rękę.
ANIOŁ 1
Idź w pokoju!
SCENA 6.
ANIOŁ 1
Jakoż się wyrzec tej miłości?
Uciekłem z objęć krasnolicy.
Przysiągłem. — Jak dochować śluby,
gdy żądza ciągnie do zguby — ?
Kocham, — uciekłem, — kocham, żądam,
daremno ogień w piersi tłumię;
żądam a żądzy nierozumię
i ze wstydem po niej poglądam.
Idzie. —
Och, zbyłem z głowy lęku;
tak nuży, kosę dzierżyć w ręku,
wieczyście, wiecznie w dłoni, —
a krew bije do skroni.
Ach, — spokój w myśl wstępuje.
Ach lubość, lubość czuję.
Jeszczem rzeźki, — pogonię!
Pogonię, jeszczem jary;
zmogę starość, — żem stary.
Krew do ciała napływa,
żyw jestem, — krew porywa!
Słysz! — siądziemy na konie
i pogonim lotami na błonie
ku górom, — ponad rzeki.
ANIOŁ 4
Przed świtem trza tu być.
TEMPUS
Czas jest i świt daleki.
Noc jasna, jasna noc.
Polecim het, — het — w lot.
uściskiem weżweź siostrzanym.
Bądź ty duchem kochanym,
z którym ja noc tę żyję!
Cóż tobie trudy cudze?
I cóż tobie łzy czyje?
Cóż tobie, ta co była, męka?
Próżno się dusza nęka.
Nie siostro, nie myśl o tem.
Ja sama, zadumana
byłam nademną i nad tobą:
i myślę: pocóż my żałobą
kajamy się, zadumą — ?
Pójdź siostro, kumo,
rzuć księgę, księgę rzuć;
zobaczysz, — co będziem same czuć
za siebie, przez się, — żywe,
nie pamiętne, szczęśliwe! —
KLIO
Mogęż ja być szczęśliwą?
PANNA
Będziesz, tę jedną noc.
Rzuć księgę, zyskasz moc,
moc świętą zapomnienia.
KLIO
Siostro, jesteś z kamienia.
PANNA
Krew płynie, będę żywa!!
Ty ze mną chodź — w świątynię;
jako druchny, boginie
Obłok się nad widownią
unosi, — oczy mgleją,
znikają myśli z oczu
Światło w źrenic przeźroczu!
Oczy mam nieprzytomne.
Zapominam —
PANNA
Nie pomnę.
(chwilę milczą) (patrzące ku kaplicy na grobowiec Sołtyka)
KLIO
A ona?
PANNA
Ani drgnęła.
Wieko oburącz dzierży, skrzydlata,
odwrócona od nas i od świata;
w świat inny patrzy: w oczy orła,
z tych oczu orlich oczyma
czyta i orła duchem trzyma
w zaklętym ruchu.
Powietrza świeży wiew,
gdy wionie na grobowce,
na trupy, czyli własną?wstaną?
KLIO
Nie powstają umarli.
Gdy ginie jedno życie,
już drugie nowe zakwita;
upada, ziarna sieje;
tak z życiem ich się dzieje.
Umarli, — nie powstaną.
Ciała się skruszą w prochy.
Pełne tych ciał te lochy.
Dziś z ciał tych mnogich pył,
żadnych już nie ma sił,
by wstał i znowu był.
Rajem powrót do kraju.
gdy na wyższe się duchy przetworzą.
Inne wśród żywych idą
odrodzone, ród mnożą,
skazane w powrót służby
i te są, jako drużby,
które naród prowadzą człowieczy.
Dusza taka się leczy.
To miłość nami władna.
Pocałuj. — Ujmij ramieniem.
Krew we mnie jest; — pragnieniem
przejęta, — k’tobie się garnę.
Kochaj, — a wszystko inne marne.
Kochaj.
WŁODZIMIERZ
Muszę zapomnieć.
PANNA
Zapominaj.
WŁODZIMIERZ
Kochanko!
Cyt, — muszę oprzytomnieć.
PANNA
Miecz ten złóż pod pancerzem.
WŁODZIMIERZ
Miecza pozbyć?
PANNA
W kochaniu,
my ślub miłośny bierzem.
Czy mnie żądasz?