Przejdź do zawartości

Wtajemniczenie czyli droga do nadczłowieczeństwa/Odnalezienie Mistrza

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Annie Besant
Tytuł Wtajemniczenie czyli droga do nadczłowieczeństwa
Wydawca Wydawnictwo „Adyar”
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia „Współczesna“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Initiation: The Perfecting Of Man
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ODNALEZIENIE MISTRZA



Mówiłam w poprzednim rozdziale o kandydacie, mającym stanąć za chwilę w obecności Mistrza.
Służył światu, wiedział o istnieniu Ścieżki i Mistrzów, zdobył wiedzę o głównych faktach życia i ewolucji, zbudził w swej duszy pragnienie świadomego pokierowania sobą i wykorzystania praw przyrody, by przyśpieszyć własną ewolucję i tem skuteczniej służyć światu. Wspominałam pokrótce o cechach, które przynajmniej w części musiał w sobie obudzić i wyrobić, chcąc wstąpić na Ścieżkę, teraz pomówię o nich szerzej. Wprowadzanie ich w życie jest warunkiem, stawianym przez Mistrzów Mądrości każdemu, kto chce z czasem dojść do Wtajemniczenia. Być może niektórzy z was nie całkiem się zgodzą ze mną, gdyż będę mówić jako okultysta; być może niekiedy razić was będzie zbyt wielki nacisk, położony na rzeczy, podług was drobne i zwykłe, z pominięciem innych, które uważacie za zasadniczy warunek cnotliwego postępowania. Lecz przechodzimy tu z dziedziny poglądów do dziedziny faktów. Uczeń nie może sam wybierać cnót; jego rzeczą jest pracować i spełnić wskazania; jeśli uważa, że cnoty są obrane niedpowiednio lub są zbyteczne, nic go nie zmusza do wchodzenia na Ścieżkę, do której są wstępem, — lecz jeśli pragnie wejść na Ścieżkę, której Stróżami są Mistrzowie Mądrości — musi przyjąć podane przez Nich warunki: musi poddać się i żyć wedle odwiecznego prawa ucznia.
Gdy człowiek dużo już zdziałał na polu służenia, gdy zdobył i przyswoił wiedzę, o której wspomniałam — wówczas znajduje Mistrza, a raczej Mistrz go spotyka. Przez cały czas walki Mistrz patrzył serdecznie i czuwał nad nim i śledził jego postępy; w wielu przeszłych życiach spotykał się już z tym wpływem, który ma się odtąd stać zasadniczym w jego życiu. Dosięgnął punktu, gdy Mistrz może mu się objawić, poddać go próbie i dopomóc w przygotowaniu do Wtajemniczenia. W tem pierwszem stadjum któryś z Mistrzów bierze kandydata pod swą opiekę i na swą odpowiedzialność, aby go przygotować do Wtajemniczenia. Pamiętajcie bowiem, że Wtajemniczenie jest to określony krok, i tylko Ci, którzy już doszli do kresu ewolucji ludzkiej i całą Ścieżkę sami przebyli, mogą ułatwić innym znalezienie jej.
Nadeszła więc chwila nawiązania tego nierozerwalnego węzła, najgłębszego związku pomiędzy człowiekiem, znajdującym się jeszcze poza Ścieżką, a Tym, który stoi u jej szczytu. Związek ten przetrwa odtąd poprzez wszystkie życia, jest bowiem nierozerwalny i nic go nadwerężyć nie zdoła, ni śmierć, ni upadek, ni błąd; przetrzyma on wszystkie próby. Człowiek może posuwać się do swego celu bardzo powoli, lecz nigdy już nie potrafi zupełnie od niego odejść, ani całkowicie upaść. Bo związek, zadzierzgnięty i nawiązany przez Mistrza, trwa wiecznie, a niemasz w świecie potęgi, któraby zdołała rozerwać dzieło rąk Mistrza. Wzywa On człowieka przed Swe oblicze oczywiście, nie w ciele fizycznem, gdyż Mistrzowie żyją przeważnie w odległych, ustronnych miejscach, niedostępnych i trudnych do odnalezienia. Lecz już na długo przedtem człowiek nauczył się, podczas uśpienia swego fizycznego ciała, działać w świecie niewidzialnym dla zwykłego wzroku, w tak zwanem ciele astralnem (które jest najniższem z ponadfizycznych niewidzialnych ciał), w którym obecną jest i działającą świadomość człowieka, jego Duch i dusza. W tem ciele astralnem wzywa go Mistrz ku Sobie i człowiek spotyka Go twarzą w twarz, staje w Jego fizycznej obecności, słucha Jego słów. Wówczas rozpoczyna się okres zwany „próbnym“. Znaczy to, iż po zadzierzgnięciu związku, o którym wspomniałam, Mistrz posyła człowieka z powrotem w świat, aby dowiódł, jakie tam będzie prowadzić życie, jak stawi czoło trudnościom i doświadczeniom, w czem wykaże siłę, w czem słabość; aby wypróbować, do jakiego stopnia siła jego pozwoli na szybkie wyczerpanie złej karmy, która może jeszcze istnieć. Powraca on do świata, jako uczeń „próbny“, czując za sobą nową moc, wokół siebie nową potęgę. Wie, choćby nawet nie pamiętał o samym fakcie, że coś wielkiego spotkało go w wewnętrznych sferach istnienia; bo siła, błogosławieństwo i opieka Mistrza są z nim, idzie on w świat, pomiędzy ludzi odbywać okres swej próby.
Czasem szybko, czasem po długim okresie, zależnie od tego, czy czas swej próby zużytkowuje mocno i wzniośle, czy słabo i ubogo, dochodzą go nowe wezwania. Skoro Mistrz przekonał się, że uczeń zdobył już w znacznej mierze nieodzowne cechy i widzi, że mu potrzeba dalszego głębszego pouczenia aby tem skuteczniej mógł stosować w życiu swą wiedzę, wzywa go ponownie do Siebie. Wówczas Mistrz przyjmuje go definitywnie za ucznia, uznaje go i zatwierdza; odtąd jego świadomość poczyna się stykać i stapiać ze świadomością Mistrza, odtąd odczuwa on wyraźniej Jego obecność, żywiej — Jego myśl.
Nieraz w tym okresie młody uczeń odbiera specjalne nauki, które mu dopomogą w szybszem przebywaniu drogi. Nauki podobne znajdziecie np. w małem dziełku pod tytułem „U stóp Mistrza“. W niem młody uczeń, nauczany przez Mistrza, po powrocie do swej normalnej fizycznej świadomości spisywał dzień po dniu, jak mógł najlepiej to, co mu Mistrz powiedział o stosowaniu cnót w życiu i o właściwem ich znaczeniu. O ile wiem, pierwszy to raz dozwolono komuś zapisywać słowo w słowo nauki, otrzymane ze sfery wyższej, a dotyczące specjalnie wymaganych cnót. Nie twierdzę przez to, aby z nauk wielkich Nauczycieli nic nie pozostało dla świata, lecz ten wypadek jest tem szczególny, że cechy są tu wymienione wyraźnie jedne po drugich i że wskazane zosało ich ścisłe życiowe zastosowanie. Ten zaś, który to spisał, powiada: „Słowa te nie są mojemi; są to słowa Mistrza, który mię nauczał. Bez Niego nie mógłbym niczego dokonać, lecz z Jego pomocą wstąpiłem na ścieżkę. I ty pragniesz wejść na tę samą Ścieżkę, więc słowa, które do mnie mówił, pomogą i tobie, jeśli ich usłuchasz. Niedość jednak przyznać, że są prawdziwe i piękne: kto chce dojść do celu, ściśle wypełniać je musi. Łaknący, patrząc tylko na strawę i chwaląc ją, posilać się nie może: musi rękę wyciągnąć i pożywać. Podobnie, niedość słuchać słów Mistrza, — w czyn wprowadzać musisz wszystko, co Mistrz mówi, wsłuchując się w każde Jego słowo, korzystając z najdrobniejszej wskazówki“.
Mówiąc tu o tych cnotach, opieram się na bezpośrednich naukach jednego z Mistrzów Mądrości i Współczucia. Naturalnie nie mogę podać wam wszystkiego, co o tem pisano: to by mi zabrało zbyt wiele czasu, lecz główny zarys biorę z nauk, które znaleźć można, choć nie w tem samem szczegółowem, drobiazgowem zastosowaniu, w księgach Hinduskich i Buddyjskich, które nam wskazują Ścieżkę przygotowawczą, jak również i Ścieżkę właściwą. Spotykamy tam różne nazwy; ja podam raczej zastosowanie, które przyda się każdemu z was, znając bowiem nazwy cnót, nieraz ludzie się pytają, jak należy stosować je w życiu. Postaram się wspomnieć tu wszystko, choć oczywiście w słowach słabszych i mniej pięknych, od słów samego Nauczyciela. Bo jakież usta człowiecze na ziemi mogłyby wypowiedzieć te wielkie prawdy Ducha równie godnie i wzniośle, jak przeczyste usta Mistrza Mądrości?
Pierwsza z cnót, jak wspomniałam, nazywa się Rozpoznawaniem; jest to rozpoznawanie rzeczywistego od nierzeczywistego. Buddyści nazywają je „otwarciem drzwi rozumu“, — przenośnia ta bardzo jest dobitna i znamienna. Wspominałam wam także, jak należy uprawiać medytację, aby odnaleść w sobie świadomość wyższą, która stanowi nasze prawdziwe „Ja“. Jak stosować w praktyce to, czegośmy się nauczyli z medytacji? Wprzód rozmyślać nad jakąś zaletą, a następnie wprowadzić ją w życie — oto droga prawdziwego postępu.
Pod tym względem Mistrz dzieli całą ludzkość wyraźnie na dwa rodzaje ludzi: tych, którzy wiedzą, i tych, którzy nie wiedzą. Ta druga kategorja obejmuje obecnie, oczywiście, olbrzymią większość ludzkości, bo, jak powiada inny Nauczyciel, nieliczna tylko garstka kroczy wąską Ścieżką. Wiedza, podług tego Nauczyciela, to poznanie Woli Bożej w ewolucji i usiłowanie współpracy z tą Wolą, aby przyśpieszyć skutecznie dzień, w którym się ta Wola wypełni na ziemi, jak się zawsze wypełnia w wyższych sferach bytu. Wiedzieć więc, że świat podąża pod czyimś kierunkiem ku jakiejś wyższej i szlachetniejszej ewolucji; wiedzieć, że każde dziecię ludzkości, młodsze lub starsze, wolniej lub szybciej postępujące naprzód, dąży według boskiego Planu i może w swej wędrówce doznać przeszkody lub pomocy; poznać ten Plan i wprowadzić go w życie; uczynić z woli własnej cząstkę Woli Bożej (jedyna prawdziwa wola w tem się wyraża) oto cechy znamienne ludzi, którzy wiedzą. Ludzie, którzy o tem nie wiedzą, są jak niewidomi.
Gdy chodzi o zastosowanie tej wiedzy w życiu, mamy wskazówki, jak używać umiejętności rozpoznawania, odróżniając nietylko nierzeczywiste od rzeczywistego, lecz także mnóstwo zjawisk, w których w mniejszym lub większym stopniu zawiera się pierwiastek rzeczywistości. I tak przede wszystkiem musimy uznać, że forma zewnętrzna jest nierzeczywistą, życie zaś rzeczywistem. Okultysta nie dba o to (podaję to jako przykład), do jakiej formy religijnej należy człowiek. Niechaj będzie Hindusem, czy Buddystą, Chrześcijaninem, czy Hebrajczykiem, wyznawcą Zoroastra, czy Muzułmaninem. Forma tu nie jest zasadniczą. Chodzi o to: jak człowiek w życie wprowadza treść swej religji, czy przejawia się ona w jego myśli i czynach. Odróżniamy więc w religji stronę rzeczywistą od nierzeczywistej, nie przywiązujemy zasadniczej wagi do żadnych form, przyznając zresztą, że mają one wielkie znaczenie dla tych, którzy ich potrzebują, że są jako drogowskazy, kierujące człowiekiem wśród labiryntu życia, wiemy przytem, że wszystkie one znaczą jeden i ten sam szlak: drogę człowieka ku Doskonałości. Okultysta nie powstaje przeciwko żadnej z tych form, nie lekceważy żadnej, nawet tych, które sam dawno już przerósł; rozumie, że form jest wiele, lecz Mądrość jest jedyna, a Mądrość żywi Ducha, gdy formy są jedynie gimnastyką dla ciała.
Niech uczy się również odróżniać prawdę od fałszu nie według sądu świata, lecz według rozpoznawania okultysty. Człowiek, który ćwiczy swą myśl w prawdzie i w unikaniu fałszu, nie powinien nigdy przypisywać komuś złej pobudki, ukrytej poza czynem zewnętrznym. Nie może przecież znać myśli tego człowieka; nie ma prawa sądzić o tem, czego sam nie zna; mając to przyzwyczajenie, będzie przypisywać niejednokrotnie ludziom niesłusznie brzydkie pobudki i tem naruszy prawo Prawdy; gdy ktoś zwróci się do was szorstko i ostro, — gotowiście przypuścić, że umyślnie chciał was dotknąć lub znieważyć i w brzydkiem słowie dopatrzycie się brzydkiej pobudki. Lecz człowiek ów może wcale specjalnie o was nie myślał, a miał jakieś własne zmartwienia i udręki, przykrości, o których nic nie wiecie, a które wpłynęły na silne rozdrażnienie nerwowe i ostrość w słowach. Nie przypisujcie więc nikomu pobudki, o której nie możecie nic wiedzieć, gdyż naruszacie w ten sposób okultystyczne prawo Prawdy i jesteście odpowiedzialni w oczach Mistrza za fałszywe świadectwo.
Odróżniajcie również nietylko zło od dobrego, bo dla okultysty nie może być kompromisu pomiędzy złem a dobrem, musi on czynić dobrze za wszelką cenę i kosztem wszelkich ofiar. Nie może, jak to czyni niejeden, zawahać się pomiędzy drogą zgodną z Bożą Wolą, a inną, sprzeciwiającą się tej Woli, tę drogę pozostawić musiał daleko za sobą, skoro wstąpił na Ścieżkę. Niechaj pamięta, że dla okultysty niema usprawiedliwienia, gdy chodzi o zło i dobro, nie wolno mu rozmijać się z prawem dobra, musi postępować zgodnie z niem stokroć żarliwiej, ściślej, doskonalej, aniżeli czynią to inni zwykli ludzie. Możność postępowania zgodnie z prawem Dobra jest wrodzona jego naturze i nie powinien wahać się ani chwili, czy wybrać drogę niższą, czy wyższą, jeśli tę wyższą widzi i rozumie. Nie twierdzę przez to, aby nie mylił się i nie błądził; nie twierdzę, aby sąd jego był nieomylny; ale gdziekolwiek widzi dobro i słuszność, musi podążać za niem niezłomnie, bo inaczej niechybnie oczy jego się zaćmią i, potknąwszy się na Ścieżce — upadnie. Lecz nietylko musi odróżniać zło i dobro, musi również rozpoznawać, co jest ważniejszem, a co mniej ważnem wśród dobrych spraw i czynów, które wypełnia. Niekiedy zdarza się sprawa wartości względnej, którą trudno określić, wówczas zawsze pamiętać musi, że służyć Boskiej Woli i iść za kierownictwem swego Mistrza — jest jedyną ważną rzeczą w życiu, wszystko inne ustąpić powinno na plan dalszy; wszystko inne niech zginie, by to jedno trwało; bo ta Wola wskazuje mu Ścieżkę najważniejszego obowiązku, a trzymając się jej — człowiek oddaje na usługi ludzkości najlepszą część swej istoty.
Równocześnie, nauczywszy się odróżniać rzeczy istotne od nieistotnych, musi wyrobić w sobie łagodną ustępliwość, serdeczną uprzejmość we wszystkich rzeczach mniejszej wagi. Dobrze jest chętnie ustąpić w błahostkach, aby tem skuteczniej nieustępliwie przeprowadzać rzeczy ważne. Pamiętam sama, jak trudno mi było narazie pohamować w sobie tę niesforną, niepodległą naturę, jaką przyniosłam na świat z wielu dawniejszych żywotów, pełnych walk i burzy. To też przez rok czy dwa postanowiłam nie odmawiać nigdy w najmniejszej rzeczy, gdy mię ktoś o coś poprosi, o ile nie będzie to dotyczyło rzeczy zasadniczych. Doszłam w tem nawet do przesady, chcąc szybciej poprawić się z wrodzonej wady. W ten sposób zmarnowałam sporo czasu, jak sądziłby niejeden, spełniając różne rzeczy błahe i niepotrzebne, o które mnie proszono, np. poszłam z kimś na spacer, gdy stokroć użyteczniej spędziłabym czas, zostając w domu i czytając lub studjując; czyniłam wszędzie ustępstwa w rzeczach niezasadniczych, w zasadniczych podążałam niezłomnie do celu. Radziłabym spróbować tego samego ćwiczenia tym z was którzy mają naturę despotyczną oraz wrodzoną samowolę; bo przy ruchu wahadła to w tę, to w przeciwną stronę, trzeba czasami posunąć się do przesady w użyciu jakiegoś przeciwieństwa, aby najprędzej odnaleźć drogę środkową, ów złoty środek, tak wysoko ceniony, jako cnota u Greków. A jeśli czasu mamy mało, a pracy wiele, dobrze bywa czasem nawet przesadzić w wysiłku, zdobywając upragnioną cnotę lub wykorzeniając wadę.
Uczeń musi też odróżniać obowiązek niesienia pomocy od chęci wywierania wpływu na innych. Jakże często ludzie lubią się wtrącać do spraw cudzych, interesować się myślami i czynami innych, pragnąc wciąż „zbawiać“ dusze bliźnich, zamiast dbać o swoją własną. Gdy chcecie ofiarować komuś pomoc, nie powinniście nigdy starać się o narzucanie czegokolwiekbądź lub o wpływ, chyba, że oddany został pod opiekę i kierownictwo, wówczas będzie waszym obowiązkiem czuwać nad jego postępowaniem. Oto, jak należy według rady Mistrza uczyć się rozpoznawania, aby ta pierwsza wielka cnota stała się drugą naturą ucznia.
Następuje druga cnota: Beznamiętność, brak żądz. W swej formie zwykłej jest ona łatwa. Skoro uczuliśmy wielkie pragnienie wstąpienia na Ścieżkę, rzeczy nierzeczywiste i znikome tracą dla nas swój urok, wszystko co czujemy, jako przemijające, ma już zbyt mały powab, by zatrzymać nas w szybkiej drodze ku Doskonałości.

Stare Pismo Hinduskie mówi: „Pożądanie przedmiotów zmysłowych ginie w obliczu Najwyższego“. Od chwili, gdy ujrzeliśmy przedziwną piękność i doskonałość Mistrza, gdy weszliśmy w świetliste promieniowanie Jego charakteru, pozostaje nam jedno tylko pragnienie — stać się Jemu podobnym, być, jako On, zostać wysłańcem Jego wśród ludzi.

Bywają jednak subtelniejsze żądze, mogące snadnie uwikłać kroki niestrudzonego wędrowca. Naprzykład — pragnienie oglądania wyników swej pracy. Pracujemy z całego serca, ze wszystkich sił; wkładamy całe nasze życie w jakieś dzieło, niosąc pomoc i ulgę ludzkości. Któż zdoła bez bólu patrzeć na rozpadające się w proch swoje zamiary i prace, na ściany wzniesione trudem własnych rąk ku pożytkowi ludzi, rozsypujące się w gruzy? Ale w tym bólu kryje się chęć widzenia owoców swej pracy, nietylko czysta miłość człowieka. Bo jeśli zbudowaliśmy coś źle, czy nieodpowiednio — choćby w najlepszej wierze i przekonaniu, że dobrze wznosimy — to Budowniczy wielkiego Planu kruszy w proch nasze dzieło — i jest to dobrem. Lecz materjał nie marnuje się nigdy. Wszystkie włożone w pracę siły, wszystkie dążenia i marzenia wcielone w Dzieło, każdy wysiłek i trud budowania zostają przechowane, jako tworzywo, jako materjał, z którego pozostanie wzniesione większe Dzieło, zgodnie z Planem Tego, który nad Światem czuwa. W ten sposób uczymy się pracować bezinteresownie, nie żądając nagrody, mając pewność, że to, co dobre, przetrwa, a chętnie godząc się, by to, co złe, runęło.
Czasem dręczy ucznia żądza opanowania sił psychicznych, nieraz rozumuje: „Mógłbym stać się pożyteczniejszym, gdybym mógł rozwinąć jasnowidzenie, o ileż lepiej pomagałbym ludziom, gdybym potrafił zapamiętać, co czynię poza ciałem fizycznem“. Któż jest lepszym sędzią, uczeń czy Mistrz? Któż wie lepiej, czego potrzeba, uczeń czy Nauczyciel? Skoro On ujrzy, że pracowalibyście skuteczniej, posiadając ten dar, — otworzy wam do niego drogę i powie, jak go zdobyć. Lecz niekiedy praca lepiej się obywa bez niego, ta praca specjalna, której Mistrz w tej właśnie chwili od ucznia potrzebuje. Jemu pozostawcie decyzję, kiedy będzie chwila odpowiednia do rozkwitu tych władz; są to kwiaty natury duchowej i doczekają z pewnością swej wiosny i pełni, gdy wielki Ogrodnik zdecyduje, że pora kwitnienia już nastała.
Pożądamy nietylko rezultatów czynów, nietylko władz psychicznych; oblegają nas i inne, subtelniejsze żądze, np. żądza zwrócenia na siebie uwagi, żądza uchodzenia za ludzi wybitnych; żądza mówienia i popisywania się wiedzą, gdzie tylko się uda. Porzućcie to, ostrzega Mistrz, bo milczenie jest znamieniem Okultysty. Mówcie, gdy macie coś do powiedzenia, coś słusznego, życzliwego i użytecznego, inaczej mowa bywa zasadzką i pułapką. Połowa złego na świecie dzieje się przez puste, próżne mówienie. Chrystus rzekł w swej mądrości: „Z każdego próżnego słowa, które wypowiada człowiek, zda on kiedyś sprawę w dzień sądu“. Nie mówi tu o słowach złych, o słowach przewrotnych i szkodliwych, lecz o pustych (próżnych); przed niemi to ostrzega ucznia. Wiedza, śmiałość, wola i milczenie oto zasadnicze cechy Okultysty, aż pozostanie w nas sama tylko mocna wola, wola służenia i współdziałania z Boskim Planem. Wówczas osiągniemy prawdziwą bezinteresowność, brak żądz, a stan ten Buddysta mądrze nazywa przygotowaniem do czynu“.
Dalej następuje sześć drogocennych cech, czyli zasad postępowania, o których już wspominałam. Opanowanie w myślach, strzegące myśl od wszystkiego, co złe, a zwracające ją ku wszystkiemu, co dobre. Takie opanowanie myśli jest na Ścieżce nieodzownem, musimy bowiem tak wyrobić swój umysł, aby go nie wstrząsnęło i nie zamąciło nic z tego, co zazwyczaj bólem wstrząsa ludzi, jak np. utrata przyjaciół, strata majątku, niesława, zniewaga i wszystko, co na tym świecie wywołuje zwykle zmartwienia i udręki. Wszystko to powiada Mistrz, ma dla nas niewielkie znaczenie. Jakże dalecy są dziś ludzie od uznania tej wielkiej prawdy. Przeciwności spotykane — to owoce minionych myśli, pożądań i czynów, skutek (karma) przeszłości, przejawiający się w zjawiskach obecnych. Nie powinno nas trwożyć, raczej dodawać odwagi i otuchy, gdyż wskazuje na szybkie spłacanie karmy przeszłości; dopóki się ona nie wyczerpie, niewiele przynieść możemy korzyści w pracy Mistrza. Czuwać więc musimy nad myślą, aby nigdy nie pomyśleć nic złego i zachować zawsze pogodę, wesele i spokój. Nie mamy prawa poddawać się przygnębieniu, gdyż jest ono jak gęsta mgła, sprawia przykrość innym; naszem zadaniem jest pomnażać szczęśliwość na świecie, a nie powiększać ogólne jego cierpienia. Jeśli będziemy zgnębieni, Mistrz nie może posyłać przez nas Swego życia, by pomagać braciom. Przygnębienie jest podobne tamie, przeszkadzającej wartkiemu prądowi rzeki płynąć swobodnie; nie powinniśmy wznosić takich przeszkód, utrudniających spływanie życia, energji i błogosławieństwa Mistrza poprzez ucznia Jego ku ludziom, by rozjaśniać i radować ich serca.
Prawdziwe Opanowanie Myśli, a następnie Czynu to czynienie i myślenie tego, co słuszne, życzliwe i pełne miłości.
Należy też pielęgnować w sobie wielką, a tak wśród nas rzadką zaletę Tolerancji. Zapoznajcie się, mówi Mistrz, z religjami innych narodów, abyście mogli nieść im pomoc, co przy nieznajomości byłoby niemożliwem. Jednakże sąd świata odzywa się o tych rzeczach ostro i potępiająco. Ileż to razy spotykałam krytykę, przeciw mnie skierowaną: „Pani Besant przemawia w Indjach, jak hinduska, a w Anglji, jak chrześcijanka“. Tak jest istotnie — jakżeby mogło być inaczej? Przemawiać do chrześcijan w duchu hinduizmu? I na cóżby się to zdało? Przemawiać do Hindusów i Buddystów w duchu chrześcijańskim? To by im przysłoniło największe prawdy. Naszym obowiązkiem jest zdobywać wiedzę, by móc pomagać innym, a trafić do serc ludzkich można tylko przez rozumienie i czucie z niemi wespół; gdy zdołamy mówić do nich z ich punktu widzenia, a nie trwając uporczywie przy własnym. Człowieka prawdziwie tolerancyjnego cechuje umiejętność spojrzenia na każdą sprawę, jak inni na nią patrzą i możność mówienia o niej z ich stanowiska, aby tem lepiej móc pomagać.
Powinniście też posiąść cnotę wytrzymałości, podobne bowiem próby, o których mówiłam, spadać na was będą rzęsistym deszczem, by Karma przeszłości waszej wyczerpała się jaknajprędzej, dając wam swobodę dla służenia. Uważajcie każde nieszczęście za przywilej radosny, nie za pokutę lub przygnębiający ciężar; za oznakę, że Władcy Karmy usłyszeli wasze wołanie o przyspieszenie rozwoju i posyłają wam w odpowiedzi szereg skutków przeszłości, tę złą Karmę, abyście ją mogli czemprędzej wyczerpać. Wówczas znosić ją będziecie z radosną pogodą, bez nieszczęśliwej, udręczonej twarzy; jak opowiadano w dawnych czasach, że męczennik uśmiechał się wśród płomieni, uważając je za wóz płomienisty, unoszący ku Panu umiłowanemu.
Trzeba posiąść również Jednolitość dążenia, czyli Równowagę, jak ją nazywają Hindusi i Buddyści. Jednolitość w pracy Mistrza; równowaga — aby nic was od niej nie odwiodło. Jak igła magnesowa zwrócona jest zawsze ku biegunowi, a odchylona przemocą powraca uparcie na swe dawne miejsce — tak wola wasza niech zwraca się zawsze i nieuchronnie ku temu celowi doskonałości ludzkiej wyznaczonemu przez boską Wolę, doskonałości, którą sami zdobyć postanowiliście.
Ostatnią z sześciu drogocennych cnót jest Wiara, czyli ufność bezwzględna, ufność do Mistrza i wiara w samego siebie. Lecz człowiek myśli nieraz: „Mam wierzyć w siebie? Znam siebie zbyt dobrze, bym mógł sobie ufać“. Nie, — mówi Mistrz, — nie znasz siebie; znasz tylko tę zewnętrzną powłokę, która cię okrywa. Twoje Ja rzeczywiste posiada niespożytą moc, której nic unicestwić, ani zniszczyć nie zdoła.
Tak więc owe sześć drogocennych cech umysłu stopniowo szlifuje się i rzeźbi w kształty, by przybrać z biegiem lat linje coraz doskonalsze, a narazie o tyle przynajmniej wyraźne, że można je rozpoznać w charakterze człowieka.
A teraz pozostaje ostatnia z wielkich cnót, najtrudniejsza ze wszystkich, ta, której zapewne najwięcej sprzeciwią się umysły większości: Hindus i Buddysta nazywają ją Pragnieniem Wyzwolenia, Mistrz zaś — Zjednoczeniem z Najwyższym, a ponieważ Najwyższy jest Miłością samą, Mistrz sprowadza tę cnotę do miłości przeżywanej i w czyn wprowadzonej pomiędzy ludźmi. A opisując tę największą Cnotę Miłości, która jest wypełnieniem prostem prawa, potępia przytem trzy grzechy, jako zbrodnie przeciwko Miłości, których możliwość nawet musi uczeń bezwzględnie w sobie zniweczyć. Pierwszy — to obmowa, drugi — to okrucieństwo, trzeci — to przesądy. One to, jak powiada, stanowią najgorsze zbrodnie przeciwko miłości. I objaśnia, dlaczego. Rozważa więc najprzód obmowę i wskazuje, jak myśląc o kimś źle, wyrządzamy człowiekowi potrójną krzywdę. Przedewszystkiem napełniamy otaczającą atmosferę myślami złemi, zamiast dobremi, tym sposobem zwiększamy ogólne cierpienie świata. Po drugie, krytykująca myśl o czyjejś wadzie, o ile ta wada w danym człowieku istnieje — zasila ją i czyni trudniejszą do przezwyciężenia; każdorazowe skupienie waszej myśli czyni to złe w człowieku silniejszem, a tem samem utrudnia drogę brata waszego i cięższą czyni walkę jego. Wasza zła myśl stać się może ostatniem rozstrzygającem pchnięciem ku upadkowi, gdy może mógł utrzymać jeszcze równowagę; a jeśli posądzacie brata niesłusznie i fałszywie, wówczas rzucacie w jego charakter posiew zła, które tam dotychczas jeszcze nie istniało. Stąd jasną jest cała niegodziwość złych myśli, jak i słów, które, podając innym dalej, wywołują prąd złych myśli, który wciąga tych, co słuchają i tych, co powtarzają — wówczas stajemy się źródłem szerokiego kręgu zła, nieraz przez parę niebacznie wymówionych słów.
Mistrz karci też okrucieństwo, jako drugą zbrodnię przeciwko Miłości. Wymienia kilka jego postaci, aby uczeń zrozumiał, czego ma unikać. Okrucieństwo religijne wyrażało się bezsprzecznie najjaskrawiej w dobie ubiegłej, jako prześladowania, tortury i morderstwa Inkwizycji. Lecz ten sam duch żyje i dzisiaj w ostrych religijnych zatargach, w gorzkich zarzutach, zwracanych przeciwko tym, którzy pragną myśleć swobodnie, rzetelnie i niezależnie od myśli cudzych. Duch okrucieństwa religijnego nie wygasł jeszcze wśród ludzi, choć nie przemawia już ogniem i łańcuchami.
Dalej Mistrz mówi o wiwisekcji, jako nowej odmianie okrucieństwa. Okultyzm przemawia jednogłośnie przeciw wiwisekcji, wbrew temu, co się o niej mówi w imię nauki i wbrew wszystkim poglądom komisji, obradujących w tej sprawie. Bo zadawać ból żywym istotom jest zawsze okrucieństwem. Nawet sprawozdania, wydane przez obrońców wiwisekcji, przyznają, że w wielu wypadkach okrucieństwo było zbytecznem, że zawiodło w swych rezultatach; równocześnie zaś stwierdza, że doświadczenia można przeprowadzać równie dobrze i bez zadawania zwierzętom tak strasznych mąk.
Poza Inkwizycją i bigoterją, poza wiwisekcją, trzecim poważnym przykładem zbrodni przeciwko Miłości to postępowanie okrutne nauczycieli względem dzieci sobie powierzonych. Nauczanie — to nieledwie najszlachetniejszy zawód, jakiemu może poświęcić się człowiek, lecz dostarcza ono także wiele sposobności do złego. Stosowanie w jakiejkolwiek formie kary cielesnej, gdy człowiek dorosły i silny nadużywa swej siły wobec słabszego, bezbronnego dziecka — potępia Mistrz Współczucia, jako jedną z form okrucieństwa, tamujących drogę do postępu.
W czwartym rzędzie wymienia On (obawiam się, czy nie spotkają mnie tutaj zarzuty) — sport, którego ofiarą pada życie zwierząt. Próżno się usprawiedliwiać, że jest to we zwyczaju, że opinja społeczna tego nie potępia, że człowiekowi wolno mordować tysiące żywych ptaków, nie zasługując przytem na miano rzeźnika, ani mordercy, szczycąc się nawet mianem dobrego sportsmena; tem nie mniej okrucieństwo sportu uchodzi za przeszkodę do wstąpienia na Ścieżkę. Mistrz podkreśla przytem, że okucieństwo bez zastanowienia lub nieświadome w równym stopniu i okrucieństwo tworzy niedolę i cierpienie, co i okrucieńnstwo świadome, stosunkowo rzadkie, że pamięć człowieka słaba, lecz prawo Karmy nie zapomina nic, więc mẹka zadana świadomie, czy nieświadomie czującej istocie wyrównaną być musi nieuchronnie i wraca pod postacią cierpienia ku sprawcy. Jako ostatnią ze zbrodni przeciw Miłości wymienia przesądy i poleca, by młody uczeń pilnie ich unikał.
Wspomnę jeszcze o jednym rodzaju okrucieństwa, choć narazie go pominęłam. Dotyczy on bowiem życia wielu z was, którzy jesteście bogatsi od tych, którzy na was pracują. Mistrz wymienia, jako okrucieństwo — specjalnie ważnem jest to dla Indji — zatrzymywanie zapracowanego wynagrodzenia. Na Zachodzie bywa to bardzo rzadko, gdyż stały dzień wypłaty stał się zwyczajem obowiązującym we wszystkich większych przedsiębiorstwach przemysłowych; w Indjach jest gorzej, choć Nauczyciele wspominali tam o tem zawsze. Prorok Mahomet powiada: „Wypłać rolnikowi, zanim obeschnie pot na jego ciele“. Cierpienie, zadawane tu przez brak zastanowienia, gorzkie jest i pełne złych następstw. Lecz istnieje na Zachodzie błąd równoznaczący, mianowicie, zwlekanie z płaceniem rachunków za różne należności i podkopywanie dostawcy jego podstawy utrzymania. Pracownice igły, mężczyźni, zatrudnieni w pracowniach krawieckich nieraz poprostu przymierają głodem, ponieważ ludzie zamożni, zajmujący wysokie, wybitne stanowiska społeczne, zapominają o tem jakie sprowadzają trudności i troski, korzystając zbyt długo z kredytu. Jest to jedna z wad społecznych, której pilnie wystrzegać się powinien przyszły uczeń. Niekiedy staje się ona przyczyną bankructwa przemysłowców i bezrobocia.
Ostatnim z wymienionych błędów — to Przesądy. Mistrz podkreśla zwłaszcza dwa ich rodzaje; jeden z nich, jakkolwiek w znacznie mniejszych, niż dawniej, rozmiarach, trwa dotychczas w niektórych świątyniach Indyjskich — przeważnie wśród warstw najuboższych i najmniej oświeconych, częściej po wsiach, niż po miastach, jest to składanie ofiar ze zwierząt. Pozostało nawet do dziś dnia parę świątyń, gdzie i ludzie oświeceni i myślący ofiarowują krew zwierząt wyobrażeniom bóstw, przez siebie czczonych. Wspomina o tem Mistrz i każdy z nas się przyłączy do Jego zdania. Lecz misjonarze europejscy nie przekonają nigdy nielicznych już wprawdzie Hindusów, składających ofiary zwierzęce, — prostem oświadczeniem, że to występek, jeżeli równocześnie uprawiany będzie systematyczny ubój bydła w celach spożywczych. Mistrz piętnuje, jako okrutny przesąd, przekonanie, że człowiek potrzebuje pokarmu mięsnego. Przekonali się o tem ci, co przechodząc na kuchnię jarską, odważnie mu się sprzeciwili, stwierdzili bowiem doświadczeniem, że skutkiem stosowania prawa miłości jest właśnie zdrowie, a nie choroba. Spróbujcie uważać to spożycie mięsa za przesąd, a łatwiej będzie odzwyczaić się od niego. Wysyłając tedy misjonarzy do Indji, należy pamiętać, że nigdy nie wzruszą oni serca Hindusa, wytykając koźlę, ofiarowane bogini Durga, a uważając za drobnostkę koźlątko, zabite dla spożycia. Hindusi to naród logiczny, odpowiadają przeto: „Jeżeli zwierząt nie wolno ofiarować Bogu, dlaczego czynicie z nich ofiary ludziom. Jeśli życie zwierzęce ma wartość w obliczu Boga, jak nas o tem pouczacie, to dlaczego wydzieracie je kapłanom, by umieścić je na własnych stołach, zamiast na ołtarzu Najwyższego“?
Mistrz podaje więc nam pełen zarys Cnót, potrzebnych do przebycia pierwszej Bramy na ścieżce, do przejścia Wtajemniczenia, czyli urodzenia się Chrystusa w Duchu człowieka. Przejrzałam tu ogólnikowo tylko i w skróceniu tę przedziwną naukę, którą nam Mistrz posyła, by rozjaśnić nam drogę, moglibyście się z niej jednak przekonać, że są pewne wyraźne żądania i wymagania, możecie też wyciągnąć z niej wnioski, w jaki sposób oswobodzić się od wielu przesądów, nałogów i bezmyślnych życiowych przyzwyczajeń, o ile pragniecie znaleźć Mistrza i zaliczyć się w poczet Jego uczniów.
Oby się wam udało przezwyciężyć te przeszkody obyczajów, tradycji, bezmyślności i nawyknienia. Oby te moje nieudolne słowa pomogły wam zrozumieć, że niema w życiu szczęścia większego ponad szczęście zostania uczniem; że niema tak zwanego poświęcenia, które, rzucone w ogień, nie byłoby, jako kamień, przynoszący nam wzamian złoto najczystsze. Oby w sercach choćby garstki z was, choćby paru wśród tego licznego zgromadzenia — moje słabe słowa roznieciły płomień wieczny, a przelotne wzruszenie zmieniło w nieugiętą siłę woli, w niezłomność dążenia. Wówczas i was czeka, w niedalekiej przyszłości, znalezienie Mistrza, bo i wy, jeśli szukacie — znajdziecie; kołaczcie siłą tych Cnót, a wrota się roztworzą przed wami, byście mogli Go odnaleźć, jak ja Go znalazłam; abyście poznali to służenie, które jest doskonałą wolnością i bezgraniczną radością z obecności Mistrza. Radabym was dziś pożegnać nadzieją, że zapał, który mnie daje szczęście, i was kiedyś ogarnie. Proszę was, niechaj niedoskonałość mówcy, nieudolność ucznia nie zaćmią w oczach waszych jaśniejącego świetnością nieśmiertelną obrazu doskonałej w nadludzkiem swem pięknie postaci Mistrza, którego znajdziecie sami, bylebyście umieli chcieć, a wtedy i wy kiedyś powiecie: „Szukałem i znalazłem“.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Annie Besant i tłumacza: anonimowy.