Emigracya Polska 1860—1890/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Mickiewicz
Tytuł Emigracya Polska 1860—1890
Wydawca Księgarnia Spółki Wydawniczej Polskiej
Data wyd. 1908
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


TOWARZYSTWA EMIGRACYJNE
OD 1860 DO 1890 R.

Życie emigracyi objawiało się poza literaturą i działalnością polityczną w stowarzyszeniach i pismach. Dlatego szybko zamierzamy przebiedz dzieje wszystkich organizacyi i pism tułactwa. Na ocenę broszur politycznych miejscaby nam nie stało. Jeden z najtrzeźwiej szych wychodźców na zapytanie, czy nigdy w życiu nie zrobił nic nadzwyczajnego, odpowiedział: »Spędziłem kilkadziesiąt lat na emigracyi i nie ogłosiłem żadnej broszury politycznej«. Trudno było oprzeć się pokusie wyrzeczenia swego zdania o Polsce i o współziomkach ludziom trawionym gorączką, bezustannie marzącym o kraju i ciągle szukającym wśród towarzyszów wygnania winowajców lub zbawców.
Zaczniemy od przeglądu towarzystw, stowarzyszeń, komitetów, komisyj, kół, związków i.t.d., o których nie wspomnieliśmy, lub mówiliśmy zbyt pobieżnie w poprzednim zarysie dziejów emigracyi.
Towarzystwo historyczno-literackie, założone było w 1832 r. pod prezydencyą księcia Adama Czartoryskiego, który co rok przemawiał na publicznem posiedzeniu 3-go maja lub 29-go listopada. Po jego śmierci w 1861 r., prezesem został książę Władysław Czartoryski i też 3-go maja zdawał sprawę emigracyi, jak stała sprawa polska aż zamilkł po Komunie w 1871 1. W 1860 r. Feliks Wrotnowski zrzekł się z powodu zdrowia urzędu bibliotekarza Biblioteki polskiej, zastąpiono go dwoma konserwatorami: Eustachym Januszkiewiczem i Waleryanem Kalinką, ale jeden i drugi wkrótce Paryż opuścili. Sekretarzem towarzystwa historyczno-literackiego został w 1866 r. Bronisław Zaleski. Liczne zastępy wychodźców z 1863 r. zapełniały luki w szeregach emigracyi z 1831 r. Towarzystwo historyczno-literackie rozwinęło większą działalność, ogłosiło na przykład po trancuzku gruntowne dzieło ojca Lescoeur: Kościół katolicki w Polsce pod panowaniem rosyjskiem. Roczniki polskie w czterech tomach, Relacyę nuncyuszów o Polsce i.t.d.; nareszcie wyszły staraniem Bronisława Zaleskiego Roczniki Towarzystwa historyczno-literackiego od 1866 roku do 1878 r. Dnia 10-go czerwca 1866 r. Towarzystwo historyczno-literackie zostało uznane instytucyą użyteczności publicznej. Dekret z 26 listopada 1872 r. nadaje Towarzystwu prawo rozporządzenia swoim majątkiem. W 1883 r. Lubomir Gadon, który objął po zgonie Bronisława Zaleskiego, kierownictwo Biblioteki polskiej, ogłasza: Z życia Polaków we Francyi, rzut oka na 50-letnie koleje Towarzystwa historycznego w Paryżu. Tam trzeba szukać szczegółów o wybitym w 1873 r. medalu na cześć Teodora Morawskiego z powodu dokończenia jego historyi narodu polskiego, o przyjęciu w 1867 r. najprzewielebniejszego biskupa Strossmayera i kanonika Stulca, o wejściu 1876 r. w posiadanie papierów sejmowych, mianowicie aktu detronizacyi Mikołaja I-go, opatrzonego podpisami Senatu i Izby poselskiej. 19-go stycznia 1864 r., na zwyczaj nem posiedzeniu miesięcznem, książę Władysław Czartoryski witał przybyłego z Ameryki południowej po 50-ciu letnim tam pobycie, najdawniejszego członka towarzystwa, Ignacego Domeykę. Domeyko przypomniał, że na odjeździe w 1831 r. żegnał kolegów równie na miesięcznem zwyczajnem posiedzeniu, a z obecnych w tym dniu kolegów on sam pozostał. Feliks Michałowski, po wyliczeniu zasług, jakiemi Domeyko zaskarbił sobie wdzięczność Chilijczyków, tak swoje przemówienie zakończył: » Wystaw co prędzej w obszernych pamiętnikach na naukę i zbudowanie następcom własnego życia pomnik. Naucz nas, jak młodzież naszą obronić od wciskającej się zarazy materyalizmu a nawet nihilizmu, tej całej niepolskiej filozofii zmysłów, i przysposobić ojczyźnie, zamiast owych filozofów, takich jak ty pobożnych, światłych pracowników, gotowych zawsze do posługi. Będzie to godny życia twojego wieniec«. Życzenie to spełniło się. Domeyko zostawił pamiętniki, które wkrótce wyszły niedawno z druku w Krakowie.
Były to w dziejach emigracyi z 1801 r. ostatnie błyski zachodzącego słońca. Weterani szybko schodzili z pola, wychodźcy z i863 r. po części przenosili się do Galicyi, po części rozpraszali się w różnych stronach świata, nie mogąc starego pokolenia zastąpić. Lubomir Gadon przewidywał dzień, w którym już członków nie stanie Towarzystwu historyczno-literackiemu. Książe Władysław Czartoryski tem więcej podzielał obawy Gadona, że czuł, iż własne dni jego są policzone. Dla zabezpieczenia przyszłości Biblioteki polskiej rozwiązał Towarzystwo historyczno-literackie. Biblioteka polska przeszła na własność krakowskiej Akademii Umiejętności. Z popiołów Towarzystwa historyczno-literackiego wyszła stacya naukowa paryzka. Przez lat czternaście poświęcił się jej Józef Rustejko. Innym zostawił kierownictwo stacyi naukowej, wszelkie trudności usuwając z ich drogi, zapobiegając materyalnym kłopotom nowej instytucyi, biorąc na siebie w komitecie miejscowym Biblioteki polskiej co było mozolniejszego.
Towarzystwo historyczno-literackie urządzało obchód 21-go maja w Montmorency, Na mszę za spokój ziomków spoczywających na cmentarzu tego miasteczka emigracya licznie się zbierała; po mszy i kazaniu udawano się do grobów. Przez długie lata mer Montmorency z muzyką miejscową wychodził na spotkanie Polaków i witał ich mową. Dziś już Montmorency sympatyi swych Polakom tego dnia nie objawia; mniej co rok przybyszów na obchód a więcej grobów na cmentarzu. Nieraz najgłośniejsi kaznodzieje francuzcy przemawiali w Montmorency. Kolej żelazna północna wierna tradycyi, wydaje emigrantom do dziś dnia bilety po zniżonej cenie aż do Enghien.
Towarzystwo historyczno-literackie nie mogło oddać Biblioteki polskiej na własność Akademii krakowskiej bez upoważnienia rządu francuzkiego, który przychylnie przyjął podanie wniesione 24-go grudnia 1890 roku. Prezydent Rzeczypospolitej, Carnot, podpisał 2-go lipca 1891 r. dekret zgodny z wyrażonem mu życzeniem. 3l-go października 1891 r. Akademia umiejętności przedstawiła rządowi austryackiemu układ, który potwierdzony został postanowieniem cesarskiem z 18-go lutego 1892 r. Akademia zachowała sobie naczelny nadzór, wybór komitetu miejscowego i delegata.
Chociaż przekracza to datę, do której doprowadzamy dzieje emigracyi, wspomnimy o dalszych kolejach stacyi naukowej. Józef Korzeniowski, pierwszy delegat, urzędował od 22-go września 1893 r. do 3o-go września 1896 r. Po nim Konstanty Górski pełnił obowiązki delegata do 3o-go września 1899 r. Józef Korzeniowski wielkie położył zasługi, wprowadzając w życie nową organizacyę stacyi. Konstanty Górski dalej posunął uporządkowanie bogatego, ale nieco w ostatnich latach zaniedbanego księgozbioru. Od 1899 roku stacya naukowa obywa się bez delegata, którego zastępuje Władysław Mickiewicz. W 1904 r. Biblioteka polska powiększyła się nową salą, w której mieści się muzeum Mickiewiczowskie.
Stacya naukowa coraz lepiej odpowiada swojemu zadaniu i doświadczenie tych lat kilkunastu dowiodło, że myśl księcia Władysława Czartoryskiego była szczęśliwą. Prezesem komitetu miejscowego był książę Władysław Czartoryski, po jego zgonie Teodor Jęłowicki, obecnie jest nim książę Adam Czartoryski.
Towarzystwo wychowania narodowego dzieci wychodżców polskich, zawiązało się w Paryżu 22-go września 1841 r, dla założenia szkoły narodowej. W pierwszej odezwie, podpisanej przez jenerała Dwernickiego, deputowanego Biernackiego i sekretarza Wincentego Kraińskiego. czytamy: » Dzieci wychodźców polskich, jedne przybyły do Francyi, nie znając ojczystej ziemi, inne urodziły się na ziemi francuzkiej, po wielkiej nawet części z matek cudzoziemek... Naród zapewne ma obecne i bardzo ważne potrzeby, ale każdy Polak powinien pamiętać, że są przyszłe potrzeby, których nie można poświęcać obcym, że obowiązek oddania życia ojczystego następcom, jest jedną z najważniejszych, kiedy nadto jedna drugiej nie zawadza«.
Nie miejsce tu opisywać różne koleje, przez które przechodziła szkoła polska do 1860 roku, który był rokiem złotych nadziei. Dusza polska tak rosła, że zdawało się, iż rozerwie swe więzy. Szkoła polska, pod kierownictwem Seweryna Gałęzowskiego, dochodziła do swego zenitu, Sprawozdanie z roku szkolnego 1860 — 61 zaczyna się od słów następnych: »Szkoła ta, znajdującą się pod wysoką opieką Jego Cesarskiej Wysokości księcia Napoleona, liczyła tego roku 3oi uczniów. Rozdanie nagród odbyło się pod prezydencyą pana Duruy, delegowanego przez ministra oświaty publicznej. Księcia Napoleona reprezentował jego pierwszy adjutant, pułkownik de Franconnière, któremu towarzyszył ksiądz Dusson, kanonik świętego Dyonizego, kapelan księżnej Klotyldy. Prawie wszyscy Polacy obecni w Paryżu przybyli na tę uroczystość. Panie zachowały nawet w tym dniu świątecznym żałobę narodową: czarną suknię i takiż welon a na piersi krzyż hebanowy z Chrystusem z kości słoniowej. Po przemówieniu polskim P. Bohdana Zaleskiego głos zabrał P. Duruy:
»Czy myślicie, że wojsko austryackie zwalczone zostało tylko przez zapał naszych żołnierzy? Nad naszymi tak walecznymi pułkami Austryacy widzieli groźne i przerażające widmo narodu, który uważali za pogrzebany na zawsze. Widzicie dzieci, że są dwa wojska i to, które walczy na przodzie z mieczem w dłoni i drugie straszniejsze z tyłu, walczące rękami i myślą. Narody upadłe chcą żyć. Polska zmartwychwstaje. Od piętnastu wieków świat nie widział piękniejszego widowiska. Nie wiecie, jak miecze szczerbią się, godząc w kobiety, a krew dzieci obryzgując fortece, obala najgrubsze mury. Gdy sprzysiężenie męczeństwa obejmie cały naród, tak czy owak będzie on wyzwolony«.
Szkoła, która w 1840 r. liczyła 18 uczniów, w 1845 roku 105, w 1850 r. 204, miała ich w 1860 r. 301. Wydatki roczne wynosiły w 1860 r. sumę fr. 201,780.09. W 1861 — 62 na rozdaniu nagród przemówili Caro i Julian Klaczko. Ostatni przypomniał uczniom, że »co tu jest przedmiotem zachęty, pieczołowitości i nagród, w kraju bywa przedmiotem prześladowania, ciemięztwa i kary najsroższej. Gdy na początku ubiegłego roku Warszawa, pierwszy raz po wielu latach, wydała głośny jęk boleści, który się po całym rozległ chrześciaństwie, jaki krzyk wydała od lat tylu gnębiona pierś polska, w której tyle sprawiedliwych i świętych tłumiło się życzeń. Szkoły! — wołano — uniwersytet! Wiek XIX podziwiał to słowo światła, ostatnie słowo jakie wyrzekł sędziwy poeta niemiecki zamierającemi usty. Więcej jeszcze, niż owego umierającego Goethego, podziwiać kiedyś będzie tę zmartwychwstającą Polskę, której pierwszym krzykiem, jak tamtego ostatnim, było również to samo słowo: światło!oświata!«
W 1862 — 63 przemówili Ludwik Wołowski i Filon, w 1863 — 64 Seweryn Gałęzowski i Glachant, dyrektor gabinetu pana Duruy. Duruy został był ministrem oświaty. Glachant przypomniał, że Napoleon III zapraszał Europę do obradowania nad losem Polski. Słaba była to pociecha! Już nowa era ucisku rozpoczynała się dla Polski.
W 1863 — 65 r. słyszano Klaczkę i Grearda. 8-go kwietnia 1865 r. cesarz Napoleon uznał szkołę jako zakład użyteczności publicznej. »Wojna, mówił Klaczko, powstanie, orężne dźwiganie się narodu, to są tylko zewnętrzne przypadkowe objawy tego nieustannego moralnego boju, który prowadzić musimy. A jeśli to prawda, to każdy Polak, który jest zacny, święty, który pielęgnuje oświatę, przechowuje wiarę przodków swoich, który się sposobi na pożytecznego obywatela kraju, na sługę prawa, a pana złych ludzkich namiętności, taki Polak już tem samem jest największym wrogiem Moskwy«.
W 1865 — 66 r. głos zabrali Seweryn Gałęzowski i J. Toussenel. Po Sadowie, smutne przeczucia nawiedzały Francuzów. »Może, rzekł Toussenel, puszkarze pruscy nie wypowiedzieli ostatniego słowa cywilizacyi chrześcijańskiej, może najbliższa przyszłość ludzkości będzie poruszana innemi sprężynami, niż sprężyny karabinów pruskich«.
W 1866 — 68 przemawiają Aleksander Chodźko i Toussenel, w 1867 — 68 r. Bronisław Zaleski i E. Rendu, W 1869 r. nie było publicznego rozdania nagród. Dochód z tej uroczystości przeznaczono na rannych w wojnie z Prusakami. Szkoła liczyła 276 uczniów.
Oblężenie, Komuna, zmiana w usposobieniu rządu dla Polaków, zachwiały bytem szkoły polskiej. Już w drodze łaski, rząd wypłacał część tylko dawnej zapomogi. Przyszłość zapowiadała się w czarnych kolorach. Zamieniono konfederatki uczniów szkoły polskiej na francuskie czapki. Niektórzy wątpili, czy Francya wybrnie z otchłani, więc sprzedano wspaniały gmach szkoły polskiej na Boulevard des Batignolles, może zbyt pośpiesznie, ponieważ co miesiąc wartość własności podnosiła się w Paryżu. Za otrzymaną sumę, nabyto skromniejszy dom na ulicy Lamande. Kiedy śmierć zabrała Seweryna Gałęzowskiego, tyloletniego opiekuna szkoły, zastąpił go jego synowiec, doktor Ksawery Gałęzowski. Byli uczniowie szkoły polskiej weszli do rady lub zostali profesorami. Dziś z 3oo uczniów szkoła zeszła do trzydziestu kilku i niektóre głosy zaprzeczają jej użyteczności lub nawet proponują przeniesienie jej do Parany w Brazylii! Rzecz naturalna, że liczba dzieci polskich zmniejsza się, że mozolniej jest zaszczepiać polskość trzeciemu niż drugiemu pokoleniu wychodźców... I to pokolenie zasługuje przecie na dobrodziejstwo wychowania i na obznajomienie go z tradycyą polską. Dziś z wrastającą liczbą studentów polskich, garnących się do wyższych zakładów naukowych francuzkich, szkoła przygotowawcza do tych zakładów większeby może oddała usługi niż rodzaj gimnazyum jakiem jest szkoła polska. W skromnym teraźniejszym swym zakresie świadczy, że synowie emigrantów w 1831 r. chcą tem mniej pozbawić młodszą brać ułatwień, z których sami korzystali, że znajduje się w przykrzejszych jeszcze warunkach. Pierwsze wygnańcze pokolenie miało przed oczyma chlubnych przedstawicieli wojny narodowej, wzrastało w atmosferze sympatyi obudzonych w Europie zwycięztwami naszemi. Dziś mało już zostało uczestników ostatniego powstania, a te nawet stronnictwa francuzkie, które potępiają caryzm, rzadko o Polsce wspominają. Ale i w najnieprzyjaźniejszych okolicznościach nie wolno rąk opuszczać, a jeżeli pole działania emigracyi ścieśnia się co dzień, to pole działania i potrzeby w kraju co dzień się rozszerzają.
Podwórze szkoły polskiej na ulicy Lamandé zdobi pomnik wystawiony długoletniemu prezydentowi jej rady, doktorowi Sewerynowi Gałęzowskiemu. Wychowaniec uniwersytetu wileńskiego, wyemigrował po wojnie 1831 r. do Ameryki południowej. Na odgłos rewolucyi 1848 r. powrócił co prędzej do Europy. Po zawodach 1848 r. poświęcił się szkole polskiej. Pomagał jej groszem i stosunkami, niestrudzenie pobudzał do ofiarności szlachtę naszą, skłonną do zapomnienia, że w wielkim Paryżu bieduje wielu zasłużonych rodaków. Ściśle zaprzyjaźniony z księciem Napoleonem, wyzyskiwał wpływ jego na korzyść szkoły polskiej; zwerbował do rady szkolnej lub do posad bibliotekarskich i profesorskich niejedną znakomitość naszą. Na jego naleganie, Adam Mickiewicz objął wice-prezesostwo rady, a Seweryn Goszczyński bibliotekarstwo.
W 1869 r. powstało stowarzyszenie byłych uczniów szkoły polskiej, które ogłasza co rok sprawozdanie. W 1875 r. do tego sprawozdania dodano część naukową i literacką pod tytułem: Bulletin de l’association des anciens elez>es de l’ecole polonaise. W 1883 roku Bulletin zaczął wychodzić oddzielnie od sprawozdania. Stanowi on rodzaj przeglądu rzeczy polskich dla Francuzów i świadczy o uczuciach polskich synów emigrantów, urodzonych przeważnie z matek francuzkich. Naturalnie, że Bulletin starannie donosi o powodzeniu i zgonie byłych uczniów szkoły polskiej i że będąc przez nich redagowany, ma za główne zadanie obznajamiać swoich i obcych z życiem krajowem. Ciężka często służba u cudzoziemców pokolenia, które nieraz mowy ojczystej nie posiada a o Polsce wie tyle tylko ile z Bulletin wyczyta, zmusza redakcyę nie tracić nigdy z oczu tej kategoryi czytelników. Jest dla nich pismo to prawdziwem dobrodziejstwem, podaje w formie dla synów emigranckich przystępnej oryginalne prace o literaturze polskiej i położeniu politycznem kraju, wyciągi z naszych gazet, przekłady poetów i powieściopisarzy, a tym sposobem utrzymuje nić wiążącą z Polską dzieci tułaczy naszych najliczniej osiadłych w gościnnej Francyi.
Z rozchwianiem się pierwszych nadziei rychłego powrotu do ojczyzny, dotkliwiej dała się czuć potrzeba wykształcenia w duchu polskim, wyrastającego na wygnaniu młodego pokolenia. Jak widzieliśmy powstała naprzód szkoła narodowa dla chłopców. Założenie podobnej szkoły dla dziewcząt przedstawiało większe trudności. Trzeba było dać rodzicom rękojmię macierzyńskiej opieki i zarazem stałego wyższego kierownictwa, tak trudnego wśród żywiołów burzliwych i ulegających ciągłym zmianom wychodźctwa. Obowiązku tego podjęła się księżna Adamowa Czartoryska, a po niej córka jej, hrabina Iza Działyńska. Pełniły go do zgonu, nie bacząc na trudności zadania i na namiętności podbudzane wyjątkowymi warunkami emigracyjnego życia.
Księżna Adamowa i jej córka znosić musiały różne przykrości nieodstępne od roli kierowniczek pensyonatu, dąsy uczennic nieraz niedbale w domu dozorowanych, wymagania niektórych rodziców, tem większe, że mało albo nic nie płacili za utrzymanie i wychowanie córek. Z czasem pani Działyńska przekonała się, że praktyczniej będzie nie przyjmować ani grosza od rodziców i wziąć na siebie wydatki całkowicie.
Instytut panien polskich w hotelu Lambert założony został w 1845 r. Ze sprawozdania z 1856 roku dowiadujemy się, że zakład, który początkowo przyjąć mógł tylko dwadzieścia panien od kilku lat liczył ich czterdzieści. Uczennice otrzymywały dyplomy nauczycielek i znajdowały korzystne posady w kraju i za granicą. Oprócz zwykłych nauk klasycznych, lekcyj języka i literatury polskiej i języka angielskiego, uczennice kształciły się w muzyce, rysunku i śpiewie. Przez długie lata rząd francuski pomocy swej pieniężnej nie odmawiał. Po wojnie 1870 — 71 r. pani Działyńska instytut utrzymywała już wyłącznie własnemi siłami. W 1899 r, śmierć pani Działyńskiej położyła koniec istnieniu instytutu panien polskich. Ani książę Adam, ani książę Witold Czartoryscy nie byli żonaci. Emigracya topniała, więc coraz mniej przedstawiało się kandydatek z tej właśnie kategoryi dla której instytut był założony. Wprawdzie już pani Działyńska przyjmowała panienki z Księstwa Poznańskiego, Galicyi lub zaboru rosyjskiego. Wiele one korzystały z wykładów dla panien w Sorbonie, ale możność otwierania zakładów wychowawczych dla panien w duchu polskim w Galicyi zmniejszała doniosłość instytutu tego rodzaju w Paryżu. Byłe uczennice instytutu wydają rocznik pod tytułem: Bulletin annuel de l’association des anciennes eleves de 1’hotel Lambert. Stowarzyszenie ich zawiązane zostało w 1873 r. staraniem dawnej dyrektorki instytutu, panny Rouquayrol; wmurowało ono w kościele Montmorency dwie tablice marmurowe: jedną na cześć księżny Anny Czartoryskiej, a drugą na cześć hrabiny Izy Działyńskiej.
Szkoła wyższa polska dla młodzieży płci męzkiej, 88 boulevard Mont-Parnasse, założona była w roku 1868 dla podania środków do uzupełnienia wyższych nauk młodzieży wychodzącej ze szkoły Batignolskiej, jakoteż i przybywającej z kraju w skutek wypadków lub w celu naukowym. Liczyła od 3o-tu do 40-tu uczniów. Budżet roczny wynosił 40,000 franków. Rząd francuski przychodził w pomoc sumą 20,000 franków rocznie. Od płacących uczniów wpływało 5,000 fran. Deficyt pokrywały datki zamożniejszych współziomków, a w pierwszym rzędzie księcia Władysława Czartoryskiego. Szkoła nie przeżyła wojny 1870 r. Gmach, w którym mieściła się, nabyty został przez Paryż. Herb polski wyryty na kamieniu zdobi dotąd bramę i przypomina dawne przeznaczenie tych murów.
Po ukończeniu wojny domowej i zamknięciu szkoły wyższej polskiej, komitet naukowej pomocy wsparcia uczącym się nie udzielał, a pomoc rządowa dawniej im zapewniona zawieszoną została. W tych trudnych okolicznościach zawiązało się Stowarzyszenie kształcącej się młodzieży polskiej w wyższych zakładach naukowych we Francyi; obrało sobie za cel popieranie usiłowań młodzieży pragnącej dalej kształcić się w Paryżu. Reprezentacya złożona z Maksymiliana Hertla, ucznia sz. dróg i mostów, Gustawa Mujżela, ucznia sz. dróg i mostów, Eugeniusza Salutryńskiego, studenta medycyny, Wacława Szylańskiego, ucznia szkoły górniczej, Ignacego Wyszomirskiego, studenta medycyny, urządziła składki. Za wstawieniem się księcia Władysława Czartoryskiego uczniom szkół wyższych technicznych rząd zapewnił stałą pomoc 600 fr. rocznie na osobę. Dzięki znów staraniom Ludwika Wołowskiego wielu uczniów medycyny aczkolwiek o połowę mniejszą, ale równie stałą miesięczną od rządu uzyskało pomoc. Od 1-go lipca 1871 do 1-go lipca 1872 Stowarzyszenie wydało 13,518 fr.65 c.
Okazało się, że można było nie małe fundusze otrzymać od rządu francuzkiego na instytucye polskie.
Stowarzyszenie kształcącej się młodzieży we Francyi przyczyniło się do mniej pesymistycznego zapatrywania się na położenie Polaków we Francyi. Wpływowi rodacy, zniechęceni wypadkami, otrząsnęli się z chwilowej apatyi i otrzymywali dla zakładów polskich zmniejszone, ale znaczne subsydya, które zapobiegły upadkowi szkoły polskiej i domu świętego Kazimierza.
Towarzystwo dobroczynności dam polskich założone zostało 12-go marca 1804 r. przez księżnę Adamową Czartoryską. Dochód od 1834 r. do 1864 roku wynosił 951,970 fr. 8 c. Rozchód był mniejszy o 35,000 franków. Fundusz rezerwowy okazał się pożytecznym w czasach zaburzeń publicznych, na przykład w 1871 roku. Towarzystwo urządzało wenty, które były głównem źródłem dochodu. Po śmierci księżny Adamowej Czartoryskiej, prezydentką została hrabina Działyńska. Komitet francuzko-polski założył był dla nowo przybyłych emigrantów tak zwane koszary, w których kilkudziesięciu ludzi znajdowało bezpłatne mieszkanie. Gdy się fundusz komitetu wyczerpał, Towarzystwo dobroczynności przez parę lat je utrzymywało własnym kosztem. Do 1870 r. Towarzystwo wydawało przeszło 30,000 franków rocznie na wsparcie rodaków. Od 1874 r. ogólny wpływ pieniężny rzadko kiedy przewyższył 20,000 franków. Budżet znacznie się jeszcze zniżył, ale setki osób nie przestają korzystać z wsparcia Towarzystwa. Głównym pomocnikiem w kierownictwie Towarzystwa był aż do ostatnich czasów ś. p. Józef Rustejko. Po zgonie pani Działyńskiej prezydentką została pani Leonowa Faucher, po niej baronowa Taube, a prezydentką honorową jest księżna Adamowa Czartoryska.
Siostry miłosierdzia, przybyłe z kraju, zakładają 6-go stycznia 1846 r. Dom świętego Kazimierza. Zabudowania na ulicy du Chevaleret 119 nabyły one za sumę ofiarowaną im przez hrabinę Grocholską, matkę księżny Witoldowej Czartoryskiej. Siostry zajęły się wkrótce wychowaniem sierot z emigracyi. W i852 roku postanowiły »za zezwoleniem zwierzchności duchownej dać schronienie w swoim domu dwunastu weteranom «. Czytamy w odezwie z 25-go lutego tegoż roku: »Łatwo zdaje się serca miłosierne uczują potrzebę przyjść w pomoc tym szanownym sercom, które do usługi kraju, w nędzy i tęsknocie pędząc tyloletnie tułactwo, upraszają o przytułek na starość i o cichy zgon w domu Bożym«.
W 1861 r. prezydentką komitetu Ś-go Kazimierza była hrabina de la Redorte. Zakład Ś-go Kazimierza otrzymał w darze od hrabiny de Montessuy w 1861 r. dom w Juvisy, w okolicach Paryża, w których część weteranów i chłopcy znaleźli pomieszczenie; inni weterani i dziewczynki pozostali na ulicy du Chevaleret w Paryżu. Powiększyła się liczba przygarniętych starców i sierot, powiększyły się i koszta. Rząd francuzki dawał zakładowi zapomogi wynoszące przez długie lata 4,000 franków rocznie, a dekretem 16-go czerwca 1869 r. przyznał mu charakter zakładu użyteczności publicznej. Ale w 1871 r. rząd francuski uszczuplił bardzo zasiłki udzielone zakładowi; za to rozporządzeniem ministeryalnem z 2-go kwietnia 1884 r. zezwolił na wypuszczenie loteryi. Loteryę tę urządzono dopiero 28-go stycznia 1888 r. Wypuszczono biletów za 300,000 franków, rozebrano tylko za 32,648 franków. W 1888 r. zakład utrzymywał 136 osób, 93 w Paryżu, 43 w Juvisy. Pierwsza prezydentka komitetu Ś-go Kazimierza, hrabina de la Redorte, z domu Suchet d’Albufera, umarła 23-go października 1885 r. Czcigodna ta staruszka już udziału w sprawach zakładu od lat kilku nie brała. W 1869 r. książę Władysław Czartoryski przyjął prezydencie rady administracyjnej zakładu. Po jego zgonie w 1893 r. powołano na prezesurę i wice-prezesurę zarządu księcia Dominika Radziwiłła i księcia de Bisaccia. Koncerty na korzyść zakładu z udziałem pierwszorzędnych sił artystycznych polskich jak Paderewskiego, Reszków i t. d. pozwalały na pokrycie ciągle powtarzających się deficytów. Obecnie zakład widział się zmuszonym do sprzedania domu w Juvisy i ograniczenie się do domu paryzkiego na ulicy du Chevaleret. Same imiona zasłużonych Polaków, którzy oczy zamknęli w przytułku Ś-go Kazimierza świadczą o usługach oddanych wychodźctwu. Tam spoczęli w Bogu jenerał Józef Wysocki, podpułkownik Masłowski, poeci Olizarowski i Norwid, belwederczyk Leonard Rettel, przyjaciel Mickiewicza Aleksander Biergiel, jeden z filarów towarzystwa demokratycznego Jan Nepomucen Janowski, poseł na sejmie 1831 r. Adam Kołysko i t. d.
Z dawnych Stowarzyszeń pierwszych lat wychodźctwa w roku 1860 istniała jeszcze Komisya funduszów emigracji polskiej. Utworzył ją komitet narodowy 23-go kwietnia 1839 i, uchwalając braterski podatek dla potrzebujących zasiłku, podatek oparty na zasadzie drogiej dzisiejszym socyalistom: de l’impót progressif. Głównym i prawie jedynym dochodem emigracyi był żołd wypłacany przez rząd francuski, więc postanowiono, że od każdego emigranta pobierającego miesięcznie 45 franków, należeć się będzie 1 fr. 5o cent. Kto pobierał 100 fr. płacił 2 fr., 150 fr, 10 fr., 200 fr. 15fr., 250fr. 20 fr. Pierwotnie zarządzali komisyą funduszów emigracyjnych: J. Sznajde, J. Tomaszewski, Bohdan Zaleski, Tadeusz Czetwertyński, sekretarzem był Marceli Karski. W 1860 r. opiekowali się komisyą funduszów emigracyi polskiej: Kalikst Morozewicz, R. Roguski, M. Kisielewski i Andrzej Smoiikowski. Kilkuset emigrantów, po większej części nie zamożnych, opłacało jeszcze podatek. Jenerał Stanisław Gawroński testamentem zostawił był komisyi dwa tysiące franków; zdarzały się i inne drobniejsze spadki. Komisya od założenia do 1-go stycznia 1862 r. rozdała 304,496 franków 78 centymów, od 1862 do 1866 r. 5,332 franków. Ostatnie sprawozdanie jest z 31-go stycznia 1867 r. Komisyi jeszcze prezydował Kalikst Morozewicz. Rozwiązała się po wojnie 1870.
Dnia 21-go kwietnia 1842 r. założone zostało w Rzymie Zgromadzenie Zmartwychwstania pańskiego. Po bezowocnych szamotaniach się emigracyi, garstka najruchliwszych jej działaczy zwróciła się do kościoła i marzyła o założeniu nowego zakonu, a chociaż nie określiła jego zadania i nie sformułowała jego reguły, upatrywała w przedsięwzięciu tem zbawienie Polski, spodziewając się utworzyć milicyę chrześciańską potężniejszą od dopiero co pokonanego wojska polskiego.
Trzeba było zacząć od wykształcenia przyszłych oficerów, mających ćwiczyć spodziewanych żołnierzy. Ledwo nowo nawróceni emigranci przyjęli święcenia kapłańskie, gdy zjawienie się Towiańskiego skierowało przeciw niemu gorliwość pierwszych Zmartwychwstańców, Zbyt świeżo opuścili byli oni szeregi komitetujacych braci, aby nie zachowali trochę z ich popędliwości. Ścieranie się z Towiańczykami i ze stronnictwami emigracyi pochłonęło długie lata. W Rzymie obawiano się, aby ich zakon nie miał przeważnie widoków patryotycznych. Dla usunięcia tych podejrzeń przyjęli do zakonu kilku Niemców i Włochów. W 1857 roku postanowili opracować sobie regułę. » Każde zgromadzenie nowo zakładające się, pisze O. Kajsiewicz, powinno mieć powód istnienia, inaczej członkowie nowe zgromadzenie zakładający, znaleźliby odpowiedniejsze miejsce w zgromadzeniach już istniejących« [1].
Za powód istnienia Zmartwychwstańcy nie obrali sobie położyć koniec uciskowi ujarzmionych narodów a w pierwszym rzędzie Polski — chociaż ten ucisk najwięcej się przeciwi prawdom Chrystusowym. Uznali, że głównym wrogiem w dzisiejszej epoce jest socyalizm. Żadnej nowej broni przeciw socyalizmowi nie wymyślili: » Fourier, pisze Kajsiewicz, zaczyna od falansteru, inni od czego innego, Jednostką społeczną chrześciańską jest parafia, za cel główny obraliśmy urządzenie parafii«. Pomimo poczucia potrzeby idei oryginalnej, w niczem nie różnili się od wszelkich innych zgromadzeń katolickich, chyba tem, że więcej liczyli Polaków w swoim zakonie, że filie swoje chętniej zakładali tak w Galicyi jak w Księstwie Poznańskiem i że misyę utrzymywali w Paryżu.
W 1860 r. przełożonym Zmartwychwstańców był O. Kajsiewicz, a na czele misyi paryskiej znajdował się ksiądz Jełowicki. Wielu księży, uciekających przed prześladowaniem Rosyi schroniło się do Rzymu i do Paryża. W Rzymie przez czas jakiś ks. Kajsiewicz wyjednał im przytułek w jednym z klasztorów stolicy papieskiej. W Paryżu nowi przybysze założyli Stowarzyszenie kapłanów polskich i weszli w kolizyę ze Zmartwychwstańcami. Wracali z pola walki, a Zmartwychwstańcy krzywo patrzyli na księży, którzy, według wyrażenia ks. Kajsiewicza, »skompromitowaIi się w powstaniu« [2]. Kilku z tych księży, »którym powierzano misyjki po zakładach na prowincyi, zamiast misyi, zakładali gminy« [3]. Ksiądz iMikoszewski, były członek rządu narodowego, podróżował po Ameryce zbierając składki dla Polski, z których nikomu rachunku nie zdawał, należał do hałaśliwych komitetów, a skończył na podaniu o amnestyę. »Czy stara czy nowa emigracya, mówi ks. Kajsiewicz, tylko na nabożeństwa narodowe schodziła się licznie« [4].
Zmartwychwstańcy wydali około sześćdziesiąt książek do nabożeństwa, dzieł religijnych i tłumaczeń. Była chwila, że spodziewali się nawrócić Bułgarów na katolicyzm. Rosya ostatecznie popsuła im szyki. Czynnie pracowali nad kanonizacyą świętego Jozafata, ogłoszoną przez papieża w 1867 r. W Paryżu po zgonie ks. Jełowickiego przewodniczyli misyi: ksiądz Witkowski, ksiądz Przewłocki, ksiądz Grabowski, ksiądz Orpiszewski. Ale ks. Smolikowski, przełożony Zmartwychwstańców w Rzymie, żałował, że misya paryska odrywa ich od życia kontemplacyjnego. Emigracya wymierała i coraz mniej uczęszczała do kościoła Wniebowzięcia. Same odległości paryskie utrudniały niezmiernie uczęszczanie do kościoła polskiego rodakom zamieszkałym często w odległych przedmieściach.
Zmartwychwstańcy wycofali się więc zupełnie z Paryża. Ksiądz Postawka, który od powstania 1863 r. pełnił obowiązki wikaryusza w jednej z parafii paryzkich i był już na emeryturze, po usunięciu księdza Orpiszewskiego, powołany został przez arcybiskupa paryskiego na stanowisko naczelne niezależnej już od zgromadzenia Zmartwychwstańców misyi polskiej.
Odbywają się dalej w kościele Wniebowzięcia obchody świąt i rocznic narodowych, śpiewa się Boże coś Polskę i Z dymem pożarów. Emigracya ma księdza Polaka, słyszy kazania polskie, lecz główny węzeł, który łączył zakon Zmartwychwstańców z emigracya, został przez nich samych zerwany.
Emigracya była długim szeregiem prób wskrzeszenia Polski najróżniejszymi sposobami, przez monarchię, dyplomacyę, rewolucyę, socyalizm, mesyanizm, zakon religijny. Żaden się nie powiódł. W eksploracyach dalekich i ci co mylną kroczą drogą, oddają usługę następcom swym, którzy pouczeni ich doświadczeniem posuwają się w innym kierunku. Z punktu widzenia wyłącznie emigracyjnego Zmartwychwstańcy nie ziścili idei Bohdana Jańskiego nawrócenia emigrantów, aby ci powołali chrześciaństwo do krucyaty przeciw nowożytnemu islamizmowi trójcy pogańskiej gnębiącej Polskę. Stali się jednym z tych zakonów należących do dziejów ogólnych kościoła katolickiego, tylko początkiem swoim związanym z historyą wychodźctwa polskiego w Paryżu.
Zmartwychwstańcy zbierali przez długie lata składki na wzniesienie w Paryżu własnej kaplicy. 100,000 fr. ofiarowanych im w tej intencyi, obrócili z upoważnienia zwierzchności kościelnej na założenie seminaryum polskiego w Rzymie. Wybudowali w Rzymie wspaniałą kaplicę w pobliżu Pincio. W Adryanopolu założyli szkołę. Ułatwili Wizytkom polskim wypędzonym z Wilna przez Murawiewa ustalenie się w Wersalu, gdzie utrzymywały zakład wychowawczy dla dziewcząt aż do nowych praw o kongregacyach religijnych, które zmusiły je do opuszczenia Francyi. Zmartwychwstańcy mają misyę w Londynie, szkołę bardzo licznie uczęszczaną w Chicago, misyę w Krakowie, na czele której jest obecnie ksiądz Orpiszewski; dziś Kraków jest dla nich czem był niegdyś Paryż.
Nie jedno stowarzyszenie zostało tylko projektem. Wiktor Heltman zamierzał na przykład założyć l’association scientifigue universtlle i program ogłosił w Brukselli w 1860 r. Stowarzyszenie miało się dzielić na okręgi naukowe. Budżet okręgu naukowego, liczącego od 20 do 3o,000 mieszkańców wynosiłby rocznie 3,000.000 franków. Wszystko się skończyło na drukowanym projekcie tego stowarzyszenia.
Komisya potrzeb emigracyjnych założona została 10-go września 1861 r. Zarząd składali: Zygmunt z Malczyc Gordaszewski, Franciszek Stawiarski, ksiądz Feliks Różański, Andrzej Smolikowski i Wincenty Smagłowski. W pierwszej odezwie oznajmiła, że do przewodniczenia naradom zaprosiła »znanego z patryotyzmu, męztwa i sławy wojskowej byłego wodza wojsk polskich, jenerała Henryka Dębińskiego«. Dębiński zaproszenia tego nie przyjął. Komisya potrzeb emigracyjnych, po ogłoszeniu paru niesmacznych odezw, rozwiązała się.
Zygmunt Gordaszewski otworzył 25-go kwietnia 1861, w sali towarzystw uczonych quai Malaąuais nr 3, kurs sztuki wojskowej i fortyfikacyj polowych. Wykłady te trwały kilka miesięcy.
Zjednoczenie emigracyi polskiej w Londynie. Pod tym tytułem wyszła 5-go stycznia 1862 r. w Londynie odezwa, zapraszająca do wyboru reprezentacyi emigracyi, podpisana przez N. F. Żabę, Juliana Przyjemskiego, Stanisława Szumlańskiego, Józefa Charlińskiego i Konrada Dąbrowskiego. Emigracya skupiała się wówczas w Paryżu i odezwa ta przebrzmiała bez echa.
W 1862 r. stanęło przed oczami emigrantów z l830 roku widmo nędzy grożące tylu z nich, którzy nic oszczędzić sobie nie mogli, a dobiegali do lat starości, pozbawiającej ich możności zarabiania na życie. 2-go marca Bohdan Zaleski, Wł. Laskowicz, J. Dybowski, K. Królikowski i A. Sienkiewicz, założyli Stowarzyszenie podatkowe. Każdy emigrant zobowiązywał się opłacać corocznie podatek narodowy, stosownie do jego woli i środków. Cały dochód z podatków stałych obrócony miał być na wydatki stałe, wyjąwszy ¼ część przeznaczoną na fundusz zapasowy czyli żelazny. Na samym wstępie podatek doszedł do sumy 6,702 franków. W departamencie de 1’Aube, 28-iu Polaków tam zamieszkałych wszyscy do jednego zapisali się na coroczny podatek narodowy. W 1863 r. podatek wynosił 25,668 franków, tak myśl Karola Królikowskiego znalazła poparcie w całej emigracyi. Nie szło o jałmużnę; naród wypłacał dług wdzięczności, stąd nazwa instytucyi czci i chleba: panis bene merentium.
1864 r. Albin Januszkiewicz, Władysław Laskowicz, Karol Królikowski, Julian Płaziński, Adam Sperczyński, Feliks Michałowski, Piotr Dzikowski, jenerał Władysław Zamoyski, Eustachy Januszkiewicz, Władysław Plater, Kazimierz Błociszewski, Robert, Artur i Adam Sienkiewiczowie, podatek swój doroczny zamienili na wieczysty, a Feliks Bliziński prosił, aby z pensyjki jego 120 franków rocznie wynoszącej, odtrącano zawsze ¼ część na skapitalizowanie podatku. W 1866 r. wpłynęło z podatku 15,723 franków. W 1870 r. już przychód zniżył się do 9.425 franków, a w 1871 roku spadł do 6,443 fr. Podatek stopniowo obniżał się w miarę wymierania emigrantów, ale dzięki odkładaniu ¼ części na kapitał żelazny dochody stałe powiększały się. Od 1874 r.. dzięki fundacyi Pelagii Russanowskiej, która część majątku zapisała dla »inwalidóv polskich, którzy poświęciwszy wszystko dla dobra kraju, nie mają sposobu utrzymania się«, instytucya mogła dziesięciu zasłużeńszym weteranom wypłacać rocznie po 600 franków.
1884 r. Bohdan Zaleski zażądał zwolnienia go od urzędu. Karol Chobrzyński krótko prezydował instytucyi, która zastąpiła go Władysławem Laskowiczem: w 1891 r. prezesem został Tadeusz Błociszewski, w 1900 roku Aleksander Straszewicz, ostatni już z emigrantów 1831 r. zasiadający w radzie. Od 1904 do 1907 r. prezydował Józef Rustejko. Obecnym prezesem od 1907 r. jest hrabia Władysław Zamoyski. W roku 1906 podatek dał tylko 1.931 franków 35 centymów. Ale kapitał ciągle rosnący przynosi 16,958 franków 45 centymów.
Instytucya czci i chleba umiała zostać wierną swemu założeniu. Do zarządu powoływała ludzi najróżniejszych przekonań. W okólniku 9-ym na rok 1865 czytamy: »Stowarzyszenie podatkowe wyrabia między nami prawdziwe polskie braterstwo. Albowiem któż to nam jest bratem? Ten tylko, kto kocha Polskę i wierzy w Polskę przed grobem i za grobem... Rzecz naturalna, że składający administracyę Stowarzyszenia podatkowego tem bardziej nie mogą się mieszać do właściwej bieżącej polityki, iż w Stowarzyszeniu wzięły udział wszystkie odcienie opinii politycznych; wszystkim służyć zarówno jesteśmy obowiązani«. W okólniku 30-tym z 1887 r. zarząd tak streścił swoją działalność: »Obchodząc 25-cio letnią rocznicę istnienia naszego Stowarzyszenia z pociechą i chlubą możemy zaświadczyć, że pozostało wiernem myśli jego założycieli. Panowała w niem zgoda nieprzerwanie, spełniało podjęte obowiązki względem zasłużonych ojczyźnie, cieszyło się powszechnem współczuciem rodaków i skrzętnie czuwało nad powierzoną mu własnością narodową. Dzięki zaprowadzonemu systemowi kapitalizacyi i ciągle rok rocznie przybywającym zapisom lub darom na fundusz żelazny, majątek stowarzyszenia potroił się... Wolno przewidywać że, po skończonem drugiem dwudziestopięcioleciu następcy nasi wykażą jeszcze znakomitszy rezultat i instytucya nasza stanie się prawdziwem błogosławieństwem dla całego społeczeństwa polskiego. Myśl jej, z tradycyi narodowej i z samej głębi serc polskich zaczerpnięta, zawsze poruszać będzie Polaków, zawsze potrzeba będzie oddawać cześć zasłudze, zawsze będzie rozkoszą obdzielać chlebem każdego z zasłużonych. W jakich to zaś formach odbywać się będzie i do jakich wzrośnie rozmiarów instytucya, zostawiamy to staraniom przyszłych pokoleń, a przedewszystkiem Boskiej opiece«.
Instytucya czci i chleba przeżyła dziś całą emigracyę 1831 r. W przedostatniem sprawozdaniu 49-tem z 1906 r. czytamy: » Byliśmy świadkami wygaśnięcia całego pokolenia 1831 r., z którego już jeden tylko stuletni starzec, p. Józef Kownacki[5] , pozostaje na emigracyi przy życiu. Wszyscy bracia nasi zeszli z tego świata z miłością ojczyzny i z wiarą w jej odrodzenie. Jest jeszcze spory zastęp tych co ucierpieli za sprawę narodową; otacza ich Instytucya czci i chleba czcią należną i w miarę możności łagodzi ich niedolę. Mamy głęboką wiarę w przyszłość Instytucyi, a że w Polsce nie zabraknie nigdy pola do zasługi, nigdy instytucya zbyteczną nie będzie«.
Instytucya nie zasilana przez rząd francuzki i czerpiąca główne swe zasoby z ofiarności ciężko na chleb zarabiających tułaczy, przetrwała niemal wszystkie inne stowarzyszenia emigracyjne. Wśród niezgód nieuniknionych w rozsypce, dowiodła, że pomimo zawziętych sporów, emigracya jednoczy się w przywiązaniu do Polski, w poczuciu obowiązku względem tych z jej synów, co najwięcej dla niej cierpią, w niezachwianej wierze, że kiedyś szczęście jej będzie większe niż obecna niedola.
Drobne stowarzyszenia dobroczynne powstawały i znikały niespostrzeżenie. Do ich rzędu należy Stowarzyszenie szóstek założone w 1863 r. Sześć pań stanowiło główny komitet tego stowarzyszenia dobroczynnego, każda z nich obowiązywała się przybrać dam pięć. O tyle tylko miały prawa do wsparcia rodziny powstańców, o ile potrafiły dowieść, że członek rodziny poległ lub był ciężko rannym w powstaniu i że rodzina jego zamieszkiwała w Paryżu przed utworzeniem komitetu stowarzyszenia szóstek.
L’alliance polonaise de toutes les croyances religieuses, stowarzyszynie założone w 1863 r. przez Jana Czyńskiego, Józefa Wiena, Ludwika Królikowskiego, Żabę, Lublinera i t. d., istniało parę lat, miało na celu »pojednanie wszelkich wyznań religijnych na rodzinnej ziemi«, na członków zapisali się Jan Ledóchowski, ksiądz Bławczyński, ksiądz Różański, Edmund Chojecki i t. d. Towarzystwo zuojskowych polskich założone zostało w Paryżu w 1863 r. Według ustawy,
Towarzystwo wojskowych polskich miało na celu »podanie członkom swoim środków do dalszego kształcenia się w naukach i sztukach wojskovych«. Urządzało więc odczyty o naukach wojskowych, wydawało dzieła treści wojskowej, udzielało w miarę zasobów stypendya tym rodakom, którzy chcieli się kształcić w specyalnych zakładach wojskowych. W 1869 r. na czele towarzystwa byli: Jenerał Waligórski, podpułkownicy Ćwiek, Cieszkowski, Henryk Jędrzejewicz, Władysław Koskowski. Przez czas jakiś, odczyty zgromadzały dość licznych słuchaczów. Towarzystwo ułatwiło kilku wychodźcom, na przykład Bolesławowi Świętorzeckiemu, otrzymanie stopni oficerskich w armii francuskiej przez odbycie studyów i zdanie egzaminów w szkołach specyalnych rządowych. Po klęskach 1870 r. towarzystwo musiało bibliotekę dość liczną sprzedać na pokrycie długów i rozwiązało się. Z dzieł wydanych za zachętą towarzystwa wymienić należy pracę pułkownika Józefa Gałęzowskiego o działach gwintowanych.
W Anglii zawiązał się w 1863 r. Polski centralny komitet, który się składał z lorda Teynham, sir R. J. Cliftona, T. Brasley’a, H. Fenwick’a i t, d. Jednocześnie, staraniem Towarzystwa literackiego przyjaciół Polski, które było filią Towarzystwa historyczno-literackiego w Paryżu, powstał drugi komitet pod przewodnictwem margrabiego Townshenda; członkami byli lord Kinnaird, pułkownik Pinney etc. Trzeci komitet dam angielskich byłpod przewodnictwem księżnej Sutherland i hrabiny Shaftesbury. Odbył się cały szereg meetingów za Polską w Finsbury, Manchesterze i t. d. Meetingi te wotowały uchwały zapraszające rząd do oświadczenia, że Rosya utraciła wszelkie prawa nad Polską i do zerwania z nią stosunków dyplomatycznych.
W Paryżu organizowało w 1863 r. wieczory literackie i muzykalne dla zasilenia swej kasy Towarzystwo przemysłowców polskich Praca.
Wychodźctwo tworzyło oprócz towarzystw, małe kluby polityczne, tak zwane Gminy. Gminy kuły programy, głosowały na komitety i t. d. W Paryżu prawie każdy kwartał posiadał swoją gminę: Gmina Obserwatoryum, gmina Odeon, gmina Batignolles, gmina la Villette i t. d. Na prowincyi istniały gminy w Nantes, w Strasburgu, w Bordeaux, w Pau, w Dijonie etc.; za granicami Francyi w Liege, w Brukselli, w Michalenach, w Kolmarze, w Mnichowie, w Bazylei, w Lucernie, w Westminsterze etc, Te gminy korespondowały między sobą i komitetami. Ogłaszały niekiedy odezwy lub protestacye; nie przeżyły wojny francuzkopruskiej.
Nie było roku, w którymby nie założono nowych związków czy dobroczynnych czy politycznych. W 1864 Towarzystwo Polaków pracujących w Paryżu, założone 12-go lipca, obiera sobie za prezesa J. Nepomucena Rajskiego. Celem towarzystwa: niesienie pomocy członkom w razie choroby, wyznaczenie funduszów na pogrzeb, wyszukiwanie zarobku, kształcenie się wzajemne. Towarzystwo dotąd istnieje.
Komisya zarządzająca menażerami dla nowo przybyłych braci wychodźców polskich wydała do 20-go lipca 1864 r. 6,425 franków 15 cent. Składali ją: Edmund Korabiewicz, ks. Karol Mikoszewski, Karol Borkowski, Wincenty Mazurkiewicz, Wincenty Grochowski i Wincenty Raczkowski.
Hr. Władysław Plater otworzył składkę w 1864 r. na założenie w Szwajcaryi Domu inwalidów polskich. Komisya złożona z Kurowskiego, Gniewosza, Habichta, Dra Ignacego Kamińskiego i Henryka Komara, rozesłała z Zurychu 9-go lipca 1864 r. odezwę do artystów polskich, aby stworzyli Album narodowe poświęcone wypadkom czterech lat ostatnich. Album i wszelkie artystyczne utwory miały być puszczone na loteryę. Projekt Platera nie przyszedł do skutku.
O Stowarzyszeniu wzajemnej pomocy, zawiązanem 8-go sierpnia 1864 r. a połączonem 18-go stycznia 1865 roku z Stowarzyszeniem bratniej pomocy pod nazwą Stowarzyszenia wzajemnej bratniej pomocy była mowa w zarysie dziejów emigracyi. Uzupełniamy dane tam szczegóły następującymi. Towarzystwo zdało władzę wykonawczą radzie złożonej z Edmunda Różyckiego, Walerego Wróblewskiego i Bolesława Świętorzeckiego. Towarzystwo było podzielone na dziesiątki. Dziesiętnicy schodząc się, stanowili zebranie ogólne. Do dziesiętników należeli: Julian Jurkowski, ksiądz Karol Mikoszewski, Aleksander de Jean Wolski, ksiądz Adam Słotwiński i t. d. Rada przewodnicząca ogłosiła sprawozdanie z swych czynności od dnia 7-go stycznia do 1-go lipca 1865 r. Weszła ona w stosunki z komitetem francusko-polskim i z O Euwre du catholicisme en Pologne; otrzymała od tej ostatniej 3,000 franków miesięcznie dla kształcenia się młodzieży, a od komitetu francuzko-polskiego 800 franków miesięcznie dla rannych, rozdała sumę 12,586 franków 80 c. Na jej wezwanie Bohdan Zaleski, pułkownik Mikołaj Kamieński i Franciszek Szemioth zebrali ze składek fundusz potrzebny dla ułatwienia podróży do Francyi więźniów wypuszczonych z fortec austryackich. 14 komitetów miejscowych, założonych w departamentach, dostarczyło środków życia dla 231 emigrantów.
La société commerciale polonaise, towarzystwo założone 12-go marca 1865 r. pod prezesostwem Ludwika Stankowskiego, dla dania zajęcia wychodźcom, rozwiązało się po kilku miesiącach.
W 1868 r. utworzył się Komitet na utrzymanie ob. Wiktora Heltmana. Komitet składali: Aleksander Guttry, Zygmunt Miłkowski i Erazm Malinowski. Z tych składek wypłacano Heltmanowi 200 franków miesięcznie latem, 220 franków miesięcznie zimą.
Stowarzyszenie pomocy naukowej w emigracyi, założone 20-go listopada 1868 r. pod przewodnictwem Aleksandra Chodźki. Sekretarzem był ksiądz Roman Wilczyński, wice-prezesem Ludwik Nabielak. Do komitetu weszli: Agaton Giller, Seweryn Goszczyński, Józef Kwiatkowski, Karol Ruprecht, Józef Radomiński, Józef Rustejko, Kazimierz Szulc. Wkrótce wiceprezesem a później prezesem został hr. Jan Działyński, który ofiarnością swoją najwięcej przyczynił się do wzrostu stowarzyszenia. Dzięki niemu, towarzystwo, oprócz zapomogi dla młodzieży i urządzenia publicznych odczytów, wydało cały szereg dzieł naukowych wielkiej wartości. Po śmierci Działyńskiego, d, 30-go marca 1880 r. fundusz stowarzyszenia został przekazany stowarzyszeniu byłych uczniów szkoły polskiej.
W 1869 r. hrabia Władysław Plater zaprosił do hotelu na ulicy de l’Universite, w którym stanął w Paryżu, kilkunastu rodaków, między nimi zaś księcia Władysława Czartoryskiego, Bohdana Zaleskiego, Aleksandra Chodźkę i t. d. Przedstawił im potrzebę założenia za granicą muzeum narodowego polskiego i oświadczył, że na miejsce przyszłej instytucyi obrał Rapperswyl nad zurychskim jeziorem.
Wszystkich łatwo przekonał o konieczności ocalenia pamiątek polskich od zagłady, której ulegają w rękach prywatnych pod rządami zawziętymi na wszystko co polskie, ale wybór miejsca wywołał żywą opozycyę. Na pytanie, dla czego muzeum miało stanąć w Rapperswylu, Plater odpowiedział: » Ponieważ tam będę pochowany «. Stary, opuszczony zamek, w którym zamierzał zbiory umieścić, leżał w poetycznej okolicy. Muzeum otworzone zostało 23-go października 1870 r. Gmina Rapperswyl zamek na ten cel odstąpiła na 99 lat pod warunkiem, że w terminach oznaczonych zrestaurowany zostanie kosztem Platera. Plater obiecywał majątek swój i wszystkie prawa swoje przekazać Akademii Umiejętności w Krakowie. Akademia nie odważyła się wziąć na siebie długów ciążących na muzeum, kosztów odrestaurowania i utrzymania zamku. Plater dźwigał więc sam te ciężary do śmierci, która nastąpiła 22-go kwietnia 1889 r. Po jego zgonie dyrekcyę muzeum objął komitet, dobierający sam swoich członków. Platera zastąpił Józef Gałęzowski i dzięki jego staraniom położenie finansowe tak dalece się poprawiło, że dziś przyszłość materyalna muzeum zupełnie jest zabezpieczona.
Liczne nie ustające dary przepełniają obecnie sale odnowionego zamku. Ale główną jego ozdobą są pamiątki dziejów porozbiorowych Polski. Druki i autografy emigracyjne w żadnej bibliotece nie przedstawiają się w takim komplecie. Zarząd muzeum chętnie udziela innym instytucyom polskim rzadkich druków i autografów i tym sposobem wiele pracowników nie mogących odbyć podróży do Szwajcaryi, korzysta z archiwów rapperswylskich w Krakowie, Lwowie lub Paryżu. W 1805 r. serce Kościuszki, które pozostawił Emilii Zeltner, zostało oddane przez jej córki do muzeum i umieszczone w osobnem mauzoleum. Rocznica 29-go listopada obchodzona bywa uroczyście w Rapperswylu. Zjeżdża się młodzież nasza, uczęszczająca na wykłady uniwersyteckie w Zurychu, Fryburgu, Genewie i Lozannie. Przez czas jakiś skarb narodowy był w depozycie zarządu muzealnego, ale z obawy utrudnienia, jakie połączenie interesów muzealnych ze sprawami politycznemi pociągnąć mogło za sobą, skarb narodowy przeniesiono gdzieindziej.
I bez skarbu narodowego Rapperswyl przedstawia świątynię emigracyi działającej jako ciało odrębne, prowadzącej dalej roboty komitetów. Emigracya paryska wpatrzona w kraj, czeka od niego wskazówek. Emigracya szwajcarska gorętsza działa na swoją rękę, odbywa meetingi, puszcza w obieg odezwy i czynnie pracuje nad dalszym ciągiem tych ulotnych pism tak troskliwie zebranych w Rapperswylu, a któremi wychodźcy z 1831 r. łagodzili swoją niecierpliwość, piętnując przeciwników, grożąc wrogom i obmyślając prawodawstwo przyszłej Polski.
Towarzystwo czytelni polskiej w Paryżu otworzyło czytelnię naprzód 25 rue Gay-Lussac, później 24 rue de l’ancienne Comédie, zarząd składali: Leonard Chodźko, Jan Frankę, Aleksander Wernicki. Czytelnia ta istniała od 1869 do 1870 r. W 1872 r. z nowym zarządem, 34 rue CoquiIliére, staje się klubem politycznym, urządza odczyty, obchody narodowe, w 1884 r. ogłasza program i zasady polityczne; w 1887 r. tworzy komisyę prasową, komisyę skarbu polskiego, komisyę opieki nad grobami polskimi i nareszcie wydaje organ swój: Głos polski. Zarząd składali: Ludwik Dygat, Wacław Gasztowtt, Eugeniusz Korytko, Stanisław Lewenhardt, Mieczysław Morawski, Bolesław Rubach i Leon Urmowski. Czytelnia po paru latach upadła, a jej zarząd zamienił się na Związek narodowy.
Towarzystwo antropologiczne i etnograficzne polskie w Paryżu, założone zostało w kwietniu 1878 r. z powodu wystawy powszechnej; miało na celu zbadanie naukowe wszystkich plemion wchodzących w skład narodowości polskiej. Prezesem był Franciszek Duchiński i jego też teorye towarzystwo głównie popierało i rozwijało; rozwiązało się po zgonie prezesa.
Akademia Adama Mickiewicza w Bolonii, założona została w grudniu 1879 r. Teofil Lenartowicz, Artur Wołyński, Malwina Ogonowska, miewali odczyty o literaturze polskiej, na które młodzież uniwersytecka licznie uczęszczała. 28-go listopada 1880 r. uroczyste zebranie obchodziło 25-tą rocznicę zgonu Adama Mickiewicza, wmurowano tablicę marmurową w domu w którym stanął w 1848 r. Po kilku latach zgon Lenartowicza, Wołyńskiego, pani Ogonowskiej i profesora Santagaty, który się szczególnie tą Akademią interesował, pociągnął za sobą jej rozwiązanie,
Zjednoczenie towarzystwa młodzieży polskiej powstało w 1887 r., a w 1888 — 89 wydało sprawozdanie z swoich czynności. Zjednoczenie zamierzało uzyskać wpływ przy rozdawaniu stypendyów z zapisu Krystyna Ostrowskiego, rozporządzić częścią sumy należącej do towarzystwa byłych uczniów szkoły polskiej batignolskiej, Zjednoczenie zasilało biblioteki towarzystwa młodzieży, urządzało zabawy, wykłady i zjazdy.
Związek narodowy we Francyi wybrany został 10-go lipca 1888 r. Emigracya tak już była obojętna na głosowania i komitety, że Gasztowtt, który jest pierwszy na liście otrzymał 67 głosów a Urmowski, który jest ostatni 43 głosów. Związek składali: Mickaniewski, Stanisław Morawski, Eugeniusz Korytko, Ludwik Dygat, Leon Urmowski. Nic nie znacząca liczba głosujących okazywała, że związek przedstawia nie emigracyę, ani nawet poważne stronnictwo, ale drobny odłam tułaczy komitetujących usgue ad finem.
La societe universelle des amis de la Pologne, powstała w 1890 r. Stowarzyszenie miało na celu rozbudzenie sympatyi Francuzów dla Polaków, liczyło kilku Francuzów: sekretarzem był Kraków.
Towarzystwo litewskie, zawiązane dla utrwalenia łączności Litwy z Koroną, istniało kilka lat i rozwiązało się po zgonie najczynniej szych swych członków Mikołaja Akielewicza i Ferdynanda Burby.
Towarzystwo imienia Klaudyi Potockiej, zasila się ofiarami składających je dam, pomaga wyjątkowej biedzie, długie lata prezydowała towarzystwu pani Seweryna Duchińska, obecnie prezesową jest pani Józefowa Gałęzowska. Towarzystwo liczy mało członków i rozporządza drobnemi sumami.

Towarzystwa młodzieży polskiej Polonia w Genewie, Spójnia i Koło w Paryżu, Znicz, Ognisko, Jedność, w Niemczech i t. d. nie należą do historyi emigracyi, ponieważ składają się przeważnie nie z wychodźców, ale z studentów bawiących za granicą i ulegających bardziej wpływom bądź stronnictw narodowych, bądź krajów, w których pobierają nauki, niż tułaczy polskich.






  1. O. Kajsiewicz: Pamiętnik historyczny o Zgromadzeniu XX. Zmartwychwstańców.
  2. Pamiętnik historyczny o Zgromadzeniu XX. Zmartwychwstańców.
  3. Pamiętnik historyczny Zgromadzenia XX. Zmartwychwstańców.
  4. ibid.
  5. Kownacki zgasł 19-go stycznia 1908 r. w sto drugim roku życia.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Mickiewicz.