Przejdź do zawartości

Emigracya Polska 1860—1890/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Mickiewicz
Tytuł Emigracya Polska 1860—1890
Wydawca Księgarnia Spółki Wydawniczej Polskiej
Data wyd. 1908
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PISMA EMIGRACYJNE.
OD 1860 DO 1890 R.

Stowarzyszenia i stronnictwa emigracyjne przemawiały do publiczności w pismach. Żale swoje, pomysły polityczne, nadzieje, wychodźctwo wyrażało w dziennikach, początkowo z talentem, przy końcu marnie redagowanych. Artykuły pisane pod wrażeniem chwili, osobistych namiętności, są częściej obrazem zapatrywań stronniczych niż całej emigracyi. Stanowią bądź co bądź główne źródła dla zbadania prądów nurtujących wśród wychodźtwa i burz miotających duszami rozbitków naszych.
Z pism emigracyjnych w 1860 r. najbardziej czytane i najlepiej redagowane były Wiadomości Polskie. Wychodziły raz na tydzień od sześciu lat. Pod redakcyą wytrawnego pisarza jakim był Feliks Wrotnowski, z współpracownictwem Kalinki i Klaczki, dawały dokładne nowiny z kraju i nauczone doświadczeniem, rzadko się mieszały do sporów emigracyjnych.
Od wojny 1859 r. okazywały żywe sympatye wybijającym się z niewoli Włochom. Emigracya spodziewała się, że wybuchnie znów wojna europejska i różne jej stronnictwa sprzyjały przeważnie Garibaldiemu.
Feliks Wrotnowski radził kwestyi władzy doczesnej papieża nie poruszać i niezaprzeczać Włochom prawa połączenia wszystkich części rozbitej ich ojczyzny. Hrabia Władysław Zamoyjski, Kalinka i Klaczko byli za popieraniem Napoleona III w pertraktacyach dyplomatycznych, któremi starał się, po zawarciu pokoju z Austryą, opóźnić zjednoczenie Włoch.
Różnica ta w zapatrywaniach zdecydowała Wrotnowskiego do usunięcia się od redaktorstwa naczelnego. W numerze z 24-go września 1859 r — Wiadomości Polskich czytano: »z dniem dzisiejszym p. Feliks Wrotnowski składa redakcyę niniejszego pisma. Wiadomości Polskie nie tracą jednak nadziei, że korzystać będą nadal z jego światłej pomocy«. Łudzono się przypuszczeniem, że każda strona będzie mogła bronić swych przekonań, zostawiając czytelnikom wybór ostatecznego sądu.
Redaktorem nominalnym został Ignacy Szczepanowski, rzeczywistym był Waleryan Kalinka. Redakcya unikała zresztą kwestyi drażliwej Włoch, tem bardziej, że książę Adam Czartoryski, do którego rozstrzygnięcie sporu należało, ociągał się z decyzyą. Ale na samym początku 1860 r. Wrotnowski wystąpił z artykułem, w którym kategorycznie ganił pisma polskie powstające coraz gwałtowniej przeciw patryotom włoskim. W numerze pierwszym 7-go stycznia 1860 roku Wiadomości polskie pisały: »Zasada, że naród ma prawo być samym sobą, postawiona nie w teoretycznym aksyomacie, ale w żywych dwudziestu milionach ludu jest zjawiskiem dziejowem z datą 1859 r. Czy raz utrzymana może pozostać faktem miejscowym, wyosobnionym? Wątpliwości nie masz, że nie może. Dziwno i boleśnie widzieć z pod piór polskich wychodzące takie elukubracye, które koleją sotizmów przywodzą autora do położenia wyroku, że usamowolnienie Włoch jest bezprawiem, gwałtem dokonanym przez mocniejszego nad słabszym, czynem burzącym zasady sprawiedliwości, wywłaszczeniem prawych posiadaczy na korzyść trzeciego, i t. d. Podobne artykuły w dzienniku polskim, zdają się być pisane na zapas dla Austryi, żeby z niemi w ręku mogła stanąć, gdy do porządku dziennego przywołana będzie sprawa o Galicyę«. Artykuł kończył się zwrotem do Francyi: »Wśród potęg, mierzących wszystko starą miarą własnych interesów, ona jedna bezinteresowna, gotowa do ofiar, arcy-chrześciańska. Nieszczęśliwi, pragnący i łaknący sprawiedliwości, nie mogą się już mylić, gdzie należy zwracać oczy«.
Wiadomości Polskie opuszczały neutralność, której się dotąd trzymały. Część jej redakcyi postanowiła była przerzucić się właśnie do przeciwnego Włochom obozu. Książe Adam Czartoryski dał jej swoją aprobatę po długich i gorących rozprawach, tak długich, że po numerze 14-go stycznia 1860 r. numer następny okazał się dopiero 18-go lutego z oświadczeniem nie zostawiającem najmniejszej wątpliwości: » Wbrew wszelkim dziennikarskim zwyczajom i zasadom, wstrzymaliśmy przez kilka tygodni ogłoszenie naszego pisma, bośmy w sprawie, która w obecnej chwili wszystkie umysły zajmuje, w sprawie Państwa kościelnego, nie mogli przyjść do takiego rzeczy zrozumienia i przedstawienia, iżby sumienie każdego z nas zarówno było zaspokojone. Niejedność zdania, nie tyle co do istoty rzeczy, ile co do różnych jej odcieni i możebnych następstw, jak w całym świecie, tak i w naszem szczupłem pojawiła się gronie. Nie tylko do tak przeciągłego milczenia i ważenia /nagliła nas kwestya, niespodzianie rzucona w zamęt wydarzeń i sumień; zmusiła jeszcze w końcu pismo nasze do zrzeczenia się na teraz — mamy nadzieję, że nie na długo — pomocy z wielu miar drogiej i upragnionej «. Dalej autor martwił się rozchwianiem się kongresu obradującego nad sprawą włoską i przyznawał Włochom prawa jedynie do konfederacyi, którą Polacy mieli tem bardziej popierać, że program jej wytknął cesarz Napoleon, który »gdy jedne narody wyswobadzał wpływem swej dyplomacyi lub potęgą oręża, już tem samem wszystkie pokrzepiał, wszystkim dodawał światła, otuchy i cierplivości«. Dodać trzeba, że w chwili tych sporów z Feliksem Wrotnowskim, Klaczko in petto nie mniej ubolewał od niego nad tem, »że stolica apostolska nie może znaleźć żadnego słowa potężnego, słowa ducha, któreby i ją i sprawę ludów wyniosło nad mierne ludzkie rachuby [1]«.
Emigracyę mocno zajęło to rozdwojenie. Stanowisko zajęte przez Wiadomości Polskie zniechęciło tych emigrantów, którzy pragnęli wielkiej wojny europejskiej, spieszyli do szeregów Garibaldiego i niczego po kongresach się nie spodziewali.
Jeżeli Wiadomości Polskie w kwestyi rzymskiej poróżniły się z większością emigracyi, to wtórowały jej usposobieniu w ocenie spraw wewnętrznych kraju. Julian Klaczko po mistrzowsku wyrażał uczucia, któremi przejmowały wychodźctwo postępki ugodowców naszych. 3-go marca 1860 r. ogłosił on swój artykuł: Odstępcy. Nie miłosiernie chłostał Litwinów, którzy wyobrazili sobie, że z góry okazując nadzwyczajną wdzięczność Aleksandrowi II przyśpieszą nadanie krajowi spodziewanych ustępstw. Nic pospolitszego jak wzięcie nadziei za rzeczywistość. Przebrali wszelką miarę w czołobitnościach swoich; przypuszczenie, że można będzie połączyć obowiązki wobec ojczyzny z uniknieniem wszelkich ofiar i zaskarbienie sobie względów Rosyi należy do najponętniejszych pokus. Ale małoduszność i krótkowidzenie nie są zdradą i rygoryzm Klaczki w tej okoliczności okazał się wkrótce w sprzeczności z oportunizmem cechującym dalsze jego postępowanie polityczne. Prawdopodobnie pobłażliwiej na schyłku życia oceniał tych naszych pisarzy, których w 1860 r. wystawił pod pręgierz opinii publicznej.
Niesnaski, które spowodowały usunięcie się Wrotnowskiego, i opozycya wywołana nowym kierunkiem pisma, wiele przyczyniły się do jego zawieszenia w chwili, w której może najdotkliwiej dawała się uczuć potrzeba organu polskiego redagowanego z szerszym poglądem i znakomitszemi siłami, niż te któremi rozporządzały inne ówczesne emigracyjne dzienniki. Wiadomości Polskie przestały wychodzić 2-go lutego 1861 r. pod pozorem, że »zakaz rządu pruskiego, ogłoszony w urzędowej gazecie z dnia 5-go stycznia zamyka pismu naszemu wszelki przystęp do polskiej ziemi. Z ministrem pruskiego państwa walczyć nam nie podobna«. Wiadomości Polskie obejść się mogły bez prenumeratorów poznańskich i pisma emigracyjne z góry wiedziały, że będą zabronione w trzech zaborach. Ale, jak wyżej wytłumaczyliśmy, emigracya podzieliła się na dwa obozy. Książe Adam Czartoryski nie życzył sobie nieuniknionej polemiki, gdyby pismo dalej wychodzić miało. Po okazaniu najżywszej życzliwości Włochom, wypadałoby Wiadomościom Polskim powstawać i na nich i na licznych rodaków, którzy z nimi trzymali. A znów wobec obudzenia życia w kraju, dawanie mu rad publicznych stawało się zadaniem niezmiernie trudnem.
Prawda, pismo czasowe przez X. Y. Z. (Henryka Kamieńskiego) wychodziła od 8-go października 1860 roku do końca 1861 roku najprzód w Genewie a później w Berlinie. »Głównym naszym celem, pisał autor, jest rozbiór, nie wedle chwilowych uniesień, lecz wedle zimnego rozumu, ważnych narodowych pytań«. Henryk Kamieński należał na emigracyi do ludzi głębiej i zdrowiej rzeczy widzących. Upominał rodaków, którzy ślepą nienawiść wroga uważają za najwyższą cnotę: »Zawistne uczucia, pisał Kamieński, są złoczynnym szałem, który gorączkowo tylko człowieka pobudza, a którym samego siebie tylko ten podnieca, któremu braknie dodatniej siły, inaczej mówiąc prawdziwej siły. Miłość ojczyzny, która każe wrogów jej z kraju wyganiać, wcale nie każe być im nawzajem wrogami, nawet nie pozwala szkodzić im byle tylko szkodzić; lecz jedynie każe szkodzić w złem, a równie silnie każe nie tylko nie przeszkadzać, ale nawet pomagać im w dobrem«. (Nr 27-go lutego 1861 roku). Silnie opierał się zbrojnej ruchawce w seryi aforyzmów pod tytułem: Pojedyncze zdania: „Wielkie rzeczy nie przysposabiają się tajemnie. — Wielkich rzeczy małemi środkami nie można dokonać. — Niekusić się na zrywanie owoców niedojrzałych, bo to jest rzeczą małą a szkodliwą, ale pędzić onychże dojrzewanie, bo to jest rzecz zbawienna a wielka. Małą rzeczą wszystkie spiski, knowania osobiste, wielką zaś jedynie, powszechna wszystkich zmowa, którą Francuzi zwą la conspiration de tont le monde. (Nr 10-go lipca 1861). Powtarzał te same rady w numerze z 20-go lipca 1861 r.: »Niepowstawać, po polsku znaczy powstawać duchowie i na drodze duchowego wyrobu odrodzenie ojczyzny przewodzić, A jedynie tą idąc drogą, można zmysłowej przemocy podołać. Polska ma wielkich rzeczy dokonać, których nigdy nie dokonałaby na drodze zbrojnego powstania. Trzeba wszelkiemi siłami rozwijać naszą dojrzałość: a zawsze mieć w pamięci, że Polska skoro dojrzeje, wnet się odrodzi«.
Kamieński sprzeciwiał się panującemu i wzmagającemu się wówczas prądowi. Schorzały, znękany fizycznie i moralnie, pióro złożył, ale w historyi emigracyi należy do myślicieli, którzy się wznieśli nad poziom bieżących opinii i stronniczych namiętności.
Przegląd rzeczy polskich, założony przez Seweryna Elzanowskiego w 1857 r., zawieszony został przez rząd francuski 17-go stycznia 1863 r. Elzanowski, skazany na śmierć w Berlinie przez ścięcie głowy toporem w 1847 r. i uwolniony przez rewolucyę 1848 r., był dodatnim typem demokraty polskiego. W Przeglądzie bronił zasad postępowych. Na wstępie 1860 r. cieszył się »że duch odrodzenia Europy olbrzymim krokiem postąpił. Italia dała przykład prawdziwego bohaterstwa uciśnionym ludom«. Długo szedł ręka w rękę z Mierosławskim, ale wielkiej prawości człowiek, zerwał z nim na zawsze po sprawach szkoły w Cuneo. Wtenczas major Rudzki opracował regulamin piechoty, kapitan Czapski kawaleryi, porucznik Langiewicz artyleryi. »Mierosławski, pisze Elzanowski, opracował musztrę z zastosowaniem nowego rodzaju wynalezionych przez niego tornistrów. Wozy budował do sieczenia nieprzyjaciół przeznaczone. Strata pieniężna i trochę cudzoziemskiego śmiechu, oto cała ich niedogodność [2]. Mierosławski zemścił się, ciskając na Elzanowskiego obelgami, które jemu samemu tylko zaszkodziły w opinii.
Przegląd rzeczy polskich obszerne zamieszczał korespondencye z kraju. Elzanowski trzymał z partyą ruchu; podczas powstania udał się do Warszawy z wielkiem narażeniem życia. Nie trzeba szukać w Przeglądzie ani polotu, ani przeczucia wypadków, ani jasnowidzenia drogi zbawienia. Któż tę drogę w owej epoce i wśród wypadków ówczesnych odkrył i wskazał? Elzanowski przedstawiał przeciętne przekonania większości emigracyi zdecydowanej do nowej próby, gotowej stawiać czoło największym niebezpieczeństwom, ale omackiem szukającej jak powrócić do ojczyzny. Elzanowski przeceniał doniosłość tych wyznań wiary, zapożyczonych od rewolucyonistów francuskich, a które tylu wychodźców uważało za nowe mojżeszowe tablice, zapewniające im zwycięstwo nad chananejskiemi nadnewskiemi plemionami. Ale bronił tych pojęć z zupełnem przekonaniem i nie odsądzał przeciwników swoich od czci i wiary. Po upadku powstania, całkiem oddał się służbie najpożyteczniejszym emigracyjnym instytucyom, spełniał obowiązki sekretarza Towarzystwa nauk ścisłych, Towarzystwa naukowej pomocy, Towarzystwa czci i chleba, zaskarbiając sobie szczerą wdzięczność ogółu wychodźtwa.
W 1860 r. Centralizacya towarzystwa demokratyczcznego jest już tylko cieniem. Od czasu do czasu wydaje okólniki, które są rzadkościami bibliograficznemi.
Demokrata polski wychodzi jeszcze i przeżuwa stare aforyzmy, powtarza, że »jeżeli Polska wyzwolona błogosławić będzie za co emigracyę, to przedewszystkiem za to, iż przez swoje stronnictwa wyręczyła ją w tem na polu piśmiennem«. Wyręczyli kraj na polu poezyi wieszcze nasi na wychodźtwie, ale na polu broszur politycznych i polemik stronnictw, przychodzi mimowolnie na pamięć przepowiednia Gazety Szawelskiej z 1899 r. Adam Mickiewicz kładł swoje desiderata w usta ostatniego z emigrantów, opowiadającego, że »przy pierwszem wyjściu z Francyi postanowiliśmy razem wszystko co było napisane przeciw rodakom spalić«. 1899 r. minął, emigracya z 1801 r. znikła, nie spaliwszy swych archiwów i, poza wybuchami chwilowych namiętności, wiele druki jej zawierają godnego pamięci. Ale może najwięcej sekciarskiego doktrynerstwa zawiera Demokrata polski. Poetów naszych Demokrata polski zawsze poniewierał. W Nrze z 10-go stycznia 1860 r., z powodu wdzięcznego wiersza Leona Kaplińskiego: Do wieszcza psalmów, dziennik robi uwagę, że nie dzieli »tak wygórowanego uwielbienia dla autora Psalmów przyszłości ani ogólnie dla naszych wieszczów, tak zwanych mistrzów słowa. « Demokrata polski, niepomny oburzenia Polaków na Ludwika Filipa za to, że nie chciał dla dopomożenia powstaniu z 1831 r. szafować krwią i złotem Francyi, zalecał gorąco egoizm. Tym, co oświadczali gotowość bić się we Włoszech, odpowiadał, że to źle i że kto szuka swej ojczyzny po obcych ziemiach i po cudzych obozach, »ten odstępuje stanowiska narodowego, ten jest zbiegiem z narodowego obozu«.
18-go stycznia 1861 r. Julian Danicz i Jan Tolkmit wydali okólnik ogłoszony w Demokracie polskim z 28-go września przedstawiając, że poddając się Centralizacyi »niema potrzeby wymyślenia nowych manifestów, nowych ustaw«, wystarczy zawiązywanie się w sekcye. 12-go stycznia 1862 r. powstał w Paryżu, z inicyatywy Centralizacyi towarzystwa demokratycznego, komitet złożony z Jana Ledóchowskiego, Edmunda Chojeckiego i t. d., którego krótkie koleje gdzieindziej opowiedzieliśmy. 20-go grudnia 1862 r. Demokrata polski oświadczył, że z tym numerem kończy się jego wydawnictwo, a w miejsce jego wychodzić będzie Głos wolny. Wprawdzie 20-go stycznia l863 r. ostatni numer Demokraty polskiego wyszedł z protestacyą Ludwika Bulewskiego, że Głos wolny, nie ma prawa podawać się za zastępcę Demokraty polskiego. Ale z utworzeniem Komitetu centralnego narodowego polskiego w Warszawie spadł kamień grobowy na ten niby rząd polski in partibus infidelium jakim się mieniła być Centralizacya towarzystwa demokratycznego, więc organ jego tracił racyę bytu i już rzeczywiście nie zmartwychwstał.
Głos z Paryża i Genui wychodził w Paryżu od października 1861 r. do lipca 1862 r. i był organem tej gorącej młodzieży z szkoły wojskowej w Genui, której większa część miała wkrótce zginąć na polu bitwy w powstaniu.
Baczność wychodziła od lipca do grudnia 1862 r. pod redakcyą Ludwika Brzozowskiego. Należał on do tych co z lekkiem sercem popychali kraj do najryzykowniejszych prób. W pierwszym numerze swego pisemka, umieścił artykuł, gdzie tak obliczano »siły nasze i nieprzyjacielskie«. »W Polsce na 22,000.000 ludności, mężczyzn między 18-ym a 45-ym rokiem życia, po strąceniu zupełnie niezdolnych, znajdzie się około 4,500.000.
Przypuściwszy, że tylko połowa tej siły w jakimbądź stopniu gotowości i użyteczności da się w czynność wprowadzić, mielibyśmy jej 2,000.000. Z tej znowu ilości, wybierając li zdolnych do jakiegobądź oręża, mielibyśmy jeszcze przeszło milion popisu wojskowego, z którego 500,000 w polu, zdolnego odeprzeć i wyniszczyć wszystkich naszych nieprzyjaciół, chociażby jak największe hufce przeciw nam wystawili. Wiadomo z ostatniej naszej wojny narodowej, że Moskwa mimo nadzwyczajnych wysileń przez dwa miesiące czasu, zaledwie na raz 120,000 zdołała zgromadzić. Przypuszjąc. że Austrya i Prusy wystawią dwa razy tyle, mielibyśmy przeciw sobie 360,000; — 360,000 najeźdźców przeciwko 500,000 wojska na linii, a 500,000 zasilającej je rezerwy; to dopiero jeden wróg na trzech Polakowi*.
Artykuł ten Baczności był pióra Mierosławskiego. Przegląd rzeczy polskich potępił takie lekceważenie sił nieprzyjacielskich i prowokacye do powstania.
Brzozowski spodziewał się, że będzie mógł wydawać pamfleciki w rodzaju La Lanterne Rochefort’a, i że emigracya je rozkupi — w czem się mylił. Nie brakło mu ani dowcipu, ani pewnej zdolności literackiej. Puszczano w obieg broszury z najdziwaczniejszymi pomysłami co do rozwiązania kwesty i polskiej. Jedna z nich była zatytułowana: Napoleon III, la Pologne et Alfred d ’Angleterre. » Broszurę tę czytając, pisze Brzozowski, zdawało się nam, że jesteśmy w jakimś świetnym salonie szlacheckim, że jakiś pan marszałek jednym tchem rozwija swój domorosły traktat polityczny, wzdycha nad nieszczęśliwą ojczyzną: aż taką rzecz kończy tyradą«: Pozostaje tylko wybór dynastyi. Dom panujący saski stracił już od 20 lat wszelkie nadzieje do objęcia tronu polskiego. Książe Napoleon od razu przypadłby do serca Polakom, lecz wiedzą oni, że taki wybór jest niepodobieństwem. To też po dojrzałym namyśle, oczy ich i życzenia zatrzymały się na domie Hanowersko-Koburgskim, na osobie księcia Alfreda angielskiego, drugiego syna królowej Wiktoryi. Wiek pacholęcy tego księcia ułatwiłby mu naukę języka Mickiewiczów. A różnica w religii nie byłaby dla Polaków przeszkodą, gdyż dalecy od fanatyzmu są owszem tolerantami z zasad i charakteru. O Boże! co za cudowna karta w dziejach cesarstwa francuskiego! Napoleon III bierze za rękę młodego Alfreda angielskiego i prowadzi go po stopniach na tron Jagiellonów, mści się za Waterloo i z grzecznością prawdziwie francuską ofiaruje koronę Polską Wigom, w zamianę za koronę cierniową przez Torissów na świętej Helenie uwitą«.
Szkoda, że Brzozowski nietylko podobne dziwolągi ośmieszał. Baczność nie miała najmniejszego powodzenia, a jej redaktor, po licznych zawodach, skończył samobójswem.
Głos wolny zaczął wychodzić 1-go stycznia 1863 r. pod opieką Komitetu emigracyi polskiej w Paryżu, mieniącego się spadkobiercą Centralizacyi towarzystwa demokratycznego, a kiedy rząd narodowy w Warszawie zmusił ów komitet do rozwiązania się i zastąpił go drugim. Głos wolny został organem niedobitków Centralizacyi tworzących w 1865 r. w Londynie Sekcyę przedstawiającą. Z »patryotyczną radościąc powitał mianowanie 16-go sierpnia 1863 r. jenerała Mierosławskiego pełnomocnym organizatorem wojsk polskich za granicą i nie taił swego niezadowolenia z wyboru jenerała Władysława Zamoyskiego z pp. Wodzickim i Giełgudem jako sekretarzy na miejsce Józefa Cwierczakiewicza.
Przez samą trwałość swego istnienia Głos wolny stanowi jedno z głównych źródeł historyi emigracyi, zapisuje ciągle próby zjednoczenia, powtarzające się bez końca głosowania, ustawy, manifesty. Początki każdego komitetu obudzały wielkie nadzieje, koniec był zawsze ten sam. Na przykład komitet, na który przy wyborze głosowało więcej jak tysiąc wyborców, widział stowarzyszenie zaraz zredukowane do dwustu członków, a i ci wkrótce obojętnieli i nie dawali znaku życia.
Głos wolny nikogo nie oszczędzał poza członkami dogorywającego Towarzystwa demokratycznego. Z numeru z 3o-go czerwca 1865 r. dowiadujemy się, że Słowacki i Baliński byli tylko »rzemiosłowi belletryść*i« i że »takich patryotów Polska zawsze stokroć więcej posiadała, aniżeliby jej życzyć tego należało«. Jakże się dziwić, że Głos wolny lekceważył rodaków mniej uzdolnionych i zasłużonych od Słowackiego i Balińskiego?.
Nie brak w tym dzienniku bolesnych wyznań, że »emigracya z l83l r. wywiozła z kraju wszystkie niedołęztwa rządu, sejmu i hetmaństwa, obciążone śmiertelnym grzechem niemocy « (numer z 10-go kwietnia 1865 r.); stwierdza, że »dziś ani stronnictw, ani sporów, ani kłótni politycznych nie ma na emigracyi, jest jedność, czego? milczenia, bierności i anarchii umysłowej «. Następny ustęp dowodzi, że ta bierność nie była zupełna, ponieważ widzimy, »że jedni oskarżają, drudzy się sądzą, tam adresa piszą, tu samowładnie gospodarują, gdy tymczasem coraz większa liczba słabych na duchu wraca pod bat moskiewski« (numer z 20-go lipca i865 r.). A jakie radzi lekarstwo na stan tak opłakany? Szukanie »formy, któraby nas połączyła przynajmniej w ogólnych zarysach jedności narodowej“. (Numer z 20-go lipca 1865 r.). Na szukanie formy i pozornej ogólnej jedności narodowej, demokracya straciła całe lata, często z wielkiem zaparciem siebie, z dobrą wiarą, z nieugiętą energią, a nekrologi kończące każdy numer i wymieniające tyle bitew, wypraw, nędzy, zakrawają na martyrologię i nakazują największą pobłażliwość dla towarzyszących im dziwactw, przekleństw i zboczeń. Głos wolny przestał wychodzić 20-go sierpnia 1870 r.
Polska, która była organem Lublinera i ks. Różańskiego, wychodziła w Brukselli od 1-go marca 1863 r. do 15-go stycznia 1864 r. i miała na celu zawarcie sojuszu polskiego wszystkich wyznań.
Dziennik la Pologne, wydawany przez Kazimierza Urbanowskiego i pułkownika Andrzeja Gawrońskiego wychodził w Brukseili od 18-go października 1860 do 10-go kwietnia 1864. Pismo to zamierzało działać na opinię publiczną za granicą. Urbanowski, emigrant z 1831 r., dostarczał funduszów; rzeczywistym redaktorem był Jan Czyński. W tym to dzienniku rozpoczął swój zawód literacki Ludwik Leger, który był wówczas w fazie polonofilskiej.
Braterstwo, pismo ludowe wydawane było przez księdza Karola Mikoszewskiego i Mateusza Graiewskiego w Bendiikonie w 1864— 1865 r. Pisma tego wyszły 4 zeszyty, Przeznaczone dla chłopów polskich, u których miało rozniecać uczucia religijne i patryotyczne, do rąk ich nigdy nie dostało się, a ksiądz Mikoszewski do tego rodzaju apostolstwa wcale się nie kwalifikował.
Wytrwałość wychodziła w Brukselli od 3o-go października 1864 r. do 25-go maja 1865 r. pod redakcyą Władysława Sabowskiego. Dziennik ten zamierzał »naród pokonany, w walce orężnej rozbudzić do nowych działań, którym wytrwałość zapewni zwycięstwo^, potępiał tych, co » szczepią ideę biernego oporu«. J. Kurzyna, reprezentant i pełnomocnik rządu narodowego, ogłaszał w tem piśmie swoje rozporządzenia. Wówczas pewne stronnictwo na emigracyi werbowało ochotników do papieskich legionów w Rzymie. Nie wchodząc w kwestyę, czy mieli lub nie racyę, nie można czytać bez uśmiechu w jakiej formie Kurzyna się temu sprzeciwiał. Oświadczał 1-go października 1864 r., że »przyjęcie służby wojskowej bez pozwolenia rządu narodowego u obcego państwa, wedle artykułów 17-go i 21 — go kodeksu cywilnego, powoduje z utratą charakteru Polaka, pozbawienie wszystkich praw tak cywilnych, jak i politycznych, obywatelowi polskiemu przysługujących“. J. Kurzyna wiedział, że Polacy byli pozbawieni praw przez Moskali, a on z Londynu nie mógł artykułów kodeksu zastosować do nikogo za granicą.
Styl Sabowskiego przypomina, często napuszystość prozy Mierosławskiego; przepowiada on naprzykład, że zanim Moskwa dojdzie do wyniszczenia sił Polski, »ta pijąc wszystkiemi porami ciała pył myśli unoszący się w atmosferze politycznego ruchu, stanie cała, aby w okrwawione ręce pochwycić jeszcze raz miecz, na którego ukucie dziesięć wieków istnienia politycznego i wiek cały rewolucyi społecznych się składało«.
Rząd narodowy, można powiedzieć, że już w Warszawie nie istniał. Sabowski, na zasadzie słów Chrystusa, że gdzie trzech was będzie w imię moje, tam ja będę, utrzymywał, że »trzech ukrywających się spiskowców w Warszawie starczyło za rząd, ponieważ ojczyzna jest z nimi« (numer z 5-go marca 1865 r.). Bossak też twierdził, że »rząd narodowy był, jest i będzie« (numer 29-go stycznia 1865r.). Tymczasem rząd narodowy zniósł urząd reprezentanta i pełnomocnika swego poza granicami zaboru rosyjskiego sprawowany przez Jana Kurzynę i zastąpił go komitetem złożonym z Bossaka, Aleksandra Guttrego, kanonika Kostkowskiego i W. Tomczyńskiego. Był to śpiew łabędzi i rządu narodowego i Wytrwałości.
Przez cały czas swego krótkiego istnienia, Wytrwałość toczyła zaciętą polemikę z Ojczyzną, ponieważ Giller coraz bardziej przychylał się do zastąpienia niknącego rządu narodowego komitetem obranym przez wychodźtwo, tembardziej, że bezimienne rządy zużyły się a 6-go lutego 1865 r. rząd narodowy musiał znieść wszelkie pieczęcie urzędów jakie w kraju istniały, a w miejsce tych zaprowadzić inne. Już te nowe pieczątki miru nie miały u nikogo.
Ognisko wychodziło od stycznia do kwietnia 1866 r. w Brukselli pod redakcyą Leona Zienkowicza. Były redaktor Pszonki miał się zająć wyłącznie sprawami polsko-słowiańskiemi i zapraszał pisarzy słowiańskich do nadsyłania mu artykułów; tymczasem zapewnił sobie współpracownictwo Edmunda Chojeckiego i Wiktora Keltmana. Chojecki zwiastował, że »Słowiańszczyzna, pod wodzą Polski, zgruchocze bezwątpienia strupieszałą rzymsko-germańską ideę państwową«. Ognisko ogłosiło ciekawe dla historyków powstania 1863 r. listy Maryana Langiewicza do Ludwika Bulewskiego, ustęp z historyi włościan polskich J. B. Ostrowskiego, urywek z pośmiertnych rękopisów Stanisława Worclla, w którym tłomaczył, że »ojczyzna jest węzłem koniecznym pomiędzy człowiekiem a ludzkością« i potępiał jednostki »wyklinające narodowość, rodzinę i samą nawet indywidualność człowieka, jako społeczeńską zawadę«. Ognisko nie znalazło czytelników i poprzestało na dwóch numerach.
Wiara, pod redakcyą księdza Kazimierza Żulińskiego, wychodziła od 13-go maja 1866 r. do 24-go października 1867 r., drukowano ją w Bendlikonie. Pismo to było organem Stowarzyszenia kapłanów polskich na emigracyi. »Po strasznych losach ojczyzny, czytamy w prospekcie Wiary, pielgrzymstwo nasze mnoży się i mnoży, a my bez ziemi tułacze, idziem świadczyć narodom o walce, niesprawiedliwości i gwałcie zadanym ojczyźnie naszej, idziem niepokoić ludy, aby się upamiętały i złączyły ku obronie prawdy. Idziem z swoimi do swoich na obcej ziemi, dzielić się ze słowem pociechy, nadziei i tego spokoju, jaki płynie czystym i nieprzerwanym zdrojem z pod stóp Chrystusowego krzyża«.
Wiara ogłosiła niektóre ciekawe ustępy z religijnych prześladowań na Litwie, na przykład: Pięć dni męczeństwa parafii Bobowieńskiej w 1866 r. i ostatnie wypadki wysłania z Wilna zgromadzenia Wizytek, spisane według zeznań naocznego świadka. W Tygodniku katolickim z 2-go sierpnia 1867 okazał się artykuł pod tytułem: Niepojęte wyroki Boże i grzeszne i niedorzeczne sądy ludzkie, którego autor przeklinał i rząd narodowy i powstanie. Wiara odpowiedziała skargami na zachowanie się księży Zmartwychwstańców podczas walki narodowej i na list otwarty księdza Kajsiewicza »do braci grzesznie spiskujących«. »Ta wielka liczba kapłanów tułaczy o jakiej w dziejach mało gdzie słyszano dotąd«, jak się wyrażał prospekt Wiary, przejętych jeszcze zgrozą scen, których byli świadkami w kraju, rozpoczynających zawód wygnańczy do kresów, którego Zmartwychwstańcy dobiegali, nie mogła tem samem okiem zapatrywać się na ostatnie wypadki. I jeżeli Wiara przestała wychodzić, to antagonizm duchowieństwa pierwszej emigracyi z duchowieństwem nowej, ciągnął się dalej. Księża z 1863 r. brali udział czynny w różnych obchodach narodowych, od których Zmartwychwstańcy systematycznie stronili.
Niepodległość wychodziła w Bendlikonie od 10-go sierpnia 1866 r. do 22-go stycznia 1870 r. pod redakcyą Miłkowskiego i Tokarzewicza, ze współpracownictwem E. Śliwińskiego, S. Elzanowskiego, i t. d. Służyła za organ Zjednoczeniu. Credo jej był manifest rządu narodowego, jak Towarzystwa demokratycznego własny manifest. Dziennik Niepodległość miał na celu..wytworzenie na emigracyi ze składających ją żywiołów czegoś takiego, coby miało własność przyciągania jak słońce i zmuszało krążyć około siebie« (nr z 10-go lutego 1867 r.).
Ideał wzniosły i szlachetny, ale komitet Zjednoczenia emigracyi drugiego słońca nie stworzył. Jego przywódzcom szło nie tylko o połączenie emigracyi, lecz o wyklęcie opornych, o postawienie »czegoś takiego, coby w system działania swego wkluczało wszystko co polskie w sposób taki, iżby to co poza tym systemem pozostanie, było wyraźnie niepolskiem« (nr z 10-go lutego 1867 r.).
Zbiorowego Mahometa nigdy świat nie wydał i nie wyda; ani Jan Nepomucen Janowski, Worcell i Darasz za pierwszej emigracyi, ani Mierosławski, Miłkowski, Tokarzewicz za drugiej, Koranu polskiego niewymyślili. Pomimo więc niemałych wysileń, wszystko się skończyło na długim szeregu studyów o trudnościach organizacyjnych, o najlepszej drodze politycznej, nowem doświadczeniu, pracy organicznej, znaczeniu organizacyi na wychodźtwie; roztrząsano »doktrynę o zgrubieniu warstwy społecznej, prawie obrony i odwetu«. Najwięcej naturalnie poświęcano druku sprawom Zjednoczenia, więc kandydaturom na członków komitetu, wyborom zwyczajnym, wyborom uzupełniającym i polemice z gminami. Gminy, złożone z drobnej ilości członków, rozsianych nie tylko we Francyi, ale w Anglii, w Rumunii i t. d., wybierały delegacyę. Delegaci ci, zbierali się miesięcznie w Paryżu i domagali się często ustalenia drugiego komitetu, na co komitet odpowiadał, że nie uważał zebrań miesięcznych delegowanych gmin za ciało prawodawcze, bo niem jest ogół gmin, a nie ich delegacya.
Ciało to prawodawcze, ani samo przez się, ani z pomocą komitetu Zjednoczenia, prawodawstwem nowem nas nie obdarzyło. Obok niego stały i komisya organiczna złożona z Mierosławskiego i kilku jego popleczników i konfederacya paryska, pod której chorągiew, prawie nikt się nie zaciągnął. Jak gąsienica, która zmieniwszy się w motyla, prędko traci skrzydła i życie, tak każdy komitet na emigracyi raz ukonstytuowany ostatecznie zamierał. Nie inaczej siedziało i ze Zjednoczeniem emigracyi; ledwie ono dyszało, kiedy wojna 1870 r. koniec położyła i jemu i dziennikowi, który był jego organem. W ostatnim numerze z 22-go stycznia 1870 r. Niepodległość jest wiernym obrazem, totograficznem odbiciem trudności, z któremi emigranci się pasowali: »Obok nieuniknionego odosobniania się stronnictw politycznych, obok pism będących organem tych stronnictw, powstały na emigracyi towarzystwa, już to naukowej pomocy, dla wspierania kształcącej się w zakładach zagranicznych młodzieży emigracyjnej, już towarzystwo wojskowych, które zamierza obrabiać kwestye do sztuki wojskowej należące, już nareszcie dawniej założone towarzystwo czci i chleba, które z procentów od złożonego przez członków swoich kapitału, niesie pomoc starcom emigracyjnym, nie mogącym dalej sobie zapracować na kawałek powszedniego chleba. Kapitał zaś nienaruszony oddany zostanie wyswobodzonemu narodowi, kiedy ustanie potrzeba wspierania tych, którzy stargawszy siły na usługach dla kraju, nie zdołali wzbudzić w innym innych dla siebie uczuć, prócz obojętności i zapomnienia... A nie sądźcie, że ludzie na wychodźtwie mają dużo czasu do własnego rozporządzenia. Każdy niemal emigrant pracować musi od 10 — 12 godzin dziennie na wyżywienie swoje i tylko czas od obowiązkowych zatrudnień zbywający, poświęcić może na usługi dla sprawy narodowej. Ze szczupłego zaś zarobku swojego, opłaca podatek braterski, na wydawnictwo i utrzymanie pism peryodycznych i na opędzenie bieżących potrzeb i wydatków stowarzyszenia, do którego należy, a datek ten nie jest mały, jeżeli zważymy, że 7u3 osób, należących do »Zjednoczonej emigracyi«, złożyło, podług ostatnich wykazów, na dwa miesiące 1099 franków. A nie koniec na tem, każdy składa obok tego jeszcze, to na fundusz żelazny, to na Towarzystwo czci i chleba, to na dotkniętych powodzią, to na wydawnictwa pism ludowych, lub na inne tym podobne cele, a często dzieli się czem może z bratem zostającym z chwilowego braku pracy w potrzebie i niedostatku«. Ileż błędów emigracyi nie gładzi wielkość jej poświęcenia?
Głos polskiego demokraty wychodził w Genewie w 1866 r., poświęcony obronie Towarzystwa demokratycznego, a raczej jenerała Mierosławskiego i kilku jego stronników, tworzących fikcyjne towarzystwo, jak się o tym komiteciku wyrażały inne pisma emigracyjne. Głos polskiego demokraty, po kilku numerach zawiesił swoje wydawnictwo.
Gmina wychodziła w Genewie od 20 września 1866 r. do 15-go lipca 1867 r. Jednym z głównych redaktorów był Józef Tokarzewicz. Gmina zaczynała od listu wydawcy do redaktorów Kołokoła: »Przychodzimy, czytamy w tej odezwie, połączyć z pracami waszemi nasze młodzieńcze usiłowania«. Gmina uważała za jedynie skuteczną »reorganizacyę ustroju społecznego w ziemiach niegdyś Rzeczpospolitą polską składających, dokonaną na zasadzie starodawnych urządzeń gminnych, a zastosowaną do ducha, potrzeb i dążeń nowoczesnych«.
Mierosławski nie otrząsł się z wszelkiej tradycyi, jak rewolucyoniści rosyjscy i ich polscy naśladowcy, więc wybuchł gniewem wielkim i w numerze 30-go maja 1867 r. czytamy w liście jego z 16-go stycznia 1867 r.: »Jakże zcalać w ojczyznę wasze zagrodowe gminy, kiedyście ją rozbili a priori na trzody, których naturą i zadaniem w zoologii ludzkiej jest wzajemnie się pożerać... Mimowiednie przypisując się do jałowych bredni Gromady Humań i Grudziąż, nie wiecie zapewne, co to była za nędzna szujokracya założona w Londynie przez lichych demagogów jak Krępowiecki, Wątróbka i ex-hrabia Worcell. Jednego zdania organicznego z tej gadaniny nikt nigdy nie wyciągnął... Bajanie nie jest propagandą, a zawiść demokracyą. Prawie wszyscy fundatorowie Grudziąża i Humania zakończyli swój zawód w gminie Bedlam«. Mierosławski w potępieniu więc najskrajniejszej demokracyi prześcigał może Klaczkę. Po tej klątwie na Krępowieckiego, Wątróbkę i Worclla, Mierosławski daje nadzwyczajną przestrogę: »Trzeba oględnie wybierać swoich przodków — a nigdy nie szukać ich pomiędzy eunukami«.
l5-go stycznia 1867 r. wyszedł prospekt Francuzki następnego pisma: La Concorde, organe des Polonais Israelites, journal publie en hśbreu et en allemand et paraissant le 1-er de chaque mois sous la direction de Mr le Dr J. M. Rabbinoioicz. Redaktor naczelny zobowiązywał się przetłumaczyć na hebrajski i niemiecki język nadesłane mu artykuły, lecz dla czego organ Izraelitów polskich miał wychodzić po niemiecku? Chyba dlatego, że Dr Rabbinowicz nie umiał po polsku, chociaż wydał gramatykę polsko-niemiecką. Zdaje się, przedsięwzięcie to osohliwsze skończyło się na prospekcie.
We wrześniu 1867 r. szlachetny, ale pozbawiony zmysłu politycznego Bossak-Hauke, założył w Genewie Ognisko republikanckie polskie, z Ludwikiem Bulewskim, który się tytułował pełnomocnikiem przy komitecie rewolucyi europejskiej. Program sojuszu ludów słowiańskich dla oparcia się panslawizmowi moskiewskiemu, określał z góry stanowisko, które Bossak-Hauke chciał zająć w przyszłej walce. Obradował wówczas kongres pokoju w Szwajcaryi. Bossak-Hauke przedstawił zgromadzeniu, że wszelka pokojowa propaganda prowadzi koniecznie do wojny, ponieważ »stan dzisiejszy Europy pod względem ekonomicznym, politycznym, materyalnym i moralnym nie licuje z postępem dalszym Europy«, więc pokojowa propaganda, » wywoła wojnę, zanim ustali pokój godny i trwały.[3] Wychodźcy, którzy brali udział w kongresie pokojowym niczego tak nie pragnęli jak wojny i przepowiadali jej niechybność wśród teoretyków rewolucyjnych, którzy zdawali się być przekonani, że ich przemówienia i broszury wystarczą dla pokonania wszystkich armii europejskich. Ognisko republikanckie polskie mało zwolenników znalazło wśród emigracyi i znikło z śmiercią Bossaka.
Krakus wychodził w Londynie od 25-go grudnia 1867 r. do 24 grudnia 1868 r. Ukazało się tylko 11-cie numerów; może największą osobliwością tego pisma było, że niektóre numery, na przykład piąty, odbite zostały na płótnie. Redaktorowie Krakusa mieli na celu stworzenie organu »niezależnego od wpływu stronnictwa. Redaktorem był Konrad Dąbrowski. Krakus piorunował na Komitet zjednoczenia, twierdził, że członkowie owego komitetu »Jarosław Dąbrowski, Stanisław Jarmund i Walery Wróblewski od początku do końca konspirowali i konspirują przeciw ogółowi, zjednoczyli się ze starą bracią poniewierającą i systematycznie zdradzającą ostatnie powstanie«. Krakus kończy ostatni numer rozpamiętywaniem o wigilii: »Wigilia Bożego narodzenia! Ileż to wspomnień drogich sercu każdego Polaka mieszczą te trzy wyrazy! Ileż to młodzieńczych zawiedzionych nadziei! Ileż to uczuć strzaskanych, rozdartych nieubłaganą dłonią przeznaczeń ! Ileż to miejsc opróżnionych dzisiaj przy stole sianem zasłanym, obrusem przykrytym, na całej Polski obszarze! Ileż to sióstr, braci, żon i niemowląt krążą napróżno po biesiadnej komnacie... Iluż to w zimnych grobach złożonych! Iluż w śniegach, w mrozach, w kopalniach Sybiru ostatnie wydających tchnienie!“ I po tych żalach, Krakus znów wraca do stwierdzania potrzeby dla wychodźtwa jednej instytucyi naczelnej tego wiecznego desideratum całej emigracyjnej prasy.
Polska wychodziła w Zurychu od 1-go kwietnia 1868 r. do 10 listopada 1869 r. i była organem komitetu reprezentacyjnego wychodźtwa polskiego. Z sum narodowych pozostałych w rękach ostatnich agentów byłego rządu narodowego nabyta została od Gillera przez Komitet reprezentacyjny wychodźctwa, drukarnia polska w Zurychu. Komitet zjednoczenia, złożony z Jarmunda, Dąbrowskiego i Wróblewskiego, zaprotestował 27-go stycznia 1866 r. i groził procesem na zasadzie, że jest jedynym komitetem, przedstawiającym rzeczywiście emigracyę, ma więc wyłączne prawo do własności sum narodowych. Do procesu naturalnie nie przyszło.
Le peuple polonais wychodził w Genewie od 15-go maja 1868 r. do 30 grudnia 1869 r. pod redakcyą A. Szczęsnowicza i K. Brazewicza. Był to organ Mierosławskiego, ciekawy tylko dla tych, którzy zechcą studyować nadzwyczajny styl jego. Pisze na przykład iMierosławski w numerze 8-go czerwca 1869 r.: »Internationalement, la cohesion centripete de chaąue nationalite, c’est a dire la gravitation patriotiąue y remplacant le cerclage artiliciel des Etats actuels, que l’on appelle des frontieres, le monde deviendra pour ainsi dire infiniment spongieux aux molecules humanitaires en mouvement perpetuela; dalej nazywa narodowości »ces calices dans lesquels l’humanite se repartit, s’assied, s’équilibre et se sanctifie pour se personnaliser et ainsi responsablement meriter ou demeriter de la justice sociale«. Mierosławski kończy przekleństwem globu naszego: »Tremble et delire d’un póle a l’autre, sans treve et sans enfantements, planetę de małediction!«. Przypomina to znaną apostrofę Augusta Vacquerie do słońca: »Astre bandithc
Ojczyzna wychodziła naprzód w Lipsku, później w Bendlikonie od 1-go maja 1864 r. do 1-go października 1865 r. Był to organ na pół istniejącego rządu narodowego a raczej tych z jego dawnych członków, którym udało się ujść za granicę. Redagował go Agaton Giller. W komitecie centralnym a późniejszym rządzie narodowym nie widzi nigdy najmniejszej wady, ciągle się nim zachwyca, uważa go za »kamień węgielny polskiej sprawy«, za »rękojmią niezłamanego niczem w przyszłości narodowego życia«, za »ognisko, w którem skupiać się będą wszystkie prace i usiłowania dla wywalczenia niepodległości podjęte«. (Numer z i-go maja 1864 r.). Z sążnistych artykułów Gillera sypią się monotonnie poczciwe, ale najoklepańsze komunały, w tym rodzaju: »Dom nasz i rodzina, to cząstka ojczyzny, bo powiązane ogniwami jednego ducha, tworzą łańcuch społeczny, tworzą naród«. (Numer z 30-go września 1864 r.). »Kobiety nasze brońmy od zepsucia, bo one mlekiem swoich piersi karmić będą przyszłych obywateli i obrońców Polski«. (Numer z 14-go października 1864 r.). Są to prawdy tak powszechnie znane, jak Buffona aforyzmy, że jaszczurka jest przyjaciółką człowieka, a koń najszlachetniejsza z jego zdobyczy. Poziomość ta łączy się nieraz z urzędowym optymizmem. W numerze z 1-go stycznia 1865 r., kiedy już nikt nie wątpi, że powstanie stłumione, Giller pisze: »Zrozumiejmy powszechnie a z pewnością, że rok obecny, który tak smutnie rozpoczynamy, lepszą dolą zajaśnieje i zbliży do nas słońce wolności«. W tym zupełnym braku polotu jednego z wybitniejszych członków rządu narodowego, w tym długim szeregu artykułów, w których ani jedno zdanie nie wznosi się ponad poziom pospolitości, jest coś bolesnego, wymowny dowód, że w gronie poświęcających się i miłujących Polskę spiskowców komitetu centralnego i członków rządu narodowego daremnieby szukać natchnienia z góry. Nie mogli porwać narodu w wyższe sfery, bo one były dla nich samych niedościgłe, a z wyżyn jedynie dostrzegać się dają drogi zbawienia w chwilach przełomu narodowego życia.
Ojczyzna zawiera dużo materyałów do historyi powstania z 1863 r. Giller i jego towarzysze byli zawsze pełni ufności w siebie. Spokojna apologia całej ich działalności przypomina i tonem i zaślepieniem pamiętniki Guizot’a, Odilon Barot‘a i Garnier — Pages’a, Emila OHvier i wszystkich mężów stanu, którzy kierując losami narodu tłumaczą, że jeżeli wóz się przewrócił, to wina koni, a, broń Boże, nie woźnicy, bo ten naj umiejętniej powoził. Ale Giller nie powodował się egoizmem jak Guizot i inni prezesowie gabinetów francuskich. Podjął się obowiązku nad siły i umarł przekonany, że dobrze zrobił, że żaden inny rząd narodowy lepiejby się nie sprawił; stał niezachwiany na tem stanowisku, podobny nieraz do tych doradców monarchy na wygnaniu, którzy podziwiają jego mądrość i nie wątpią, że potomność wymierzy mu sprawiedliwość jak im samym.
Rzeczpospolita polsko-federacyjno-demokratycznosocyalna zupośród Stanów Zjednoczonych słowiańskich i ludzkości Ludwika Bulewskiego wychodziła w Genewie od 11-go sierpnia 1869 r. do 1-go sierpnia 1870 r. Dziennik ten miał być dalszym ciągiem Demokraty polskiego. Kilku dawnych członków Towarzystwa demokratycznego należało do redakcyi, między innemi Wiktor Heltman. Heltman ogłosił w piśmie Bulewskiego ustęp z projektowanego dzieła: Krwawe słowo, które miało być wdrukowane czerwonym atramentem«. Stanowiło to jedyną jego oryginalność — bo forma zapożyczona jest z Ksiąg pielgrzymstwa a treść z manifestów demokratycznych.
Rzeczpospolita podała Prawa człowieka i obywatela przejrzane i dopełnione, cały szereg artykułów o kwestyi: Czy republikanizm jest rodzimą ideą Polski? i filozoficzne rozpatrywania pod tytułem: Jedność a zjednoczenie. Gdy wojna 1870 r. wybuchła, Bulewski zrobił uwagę, że »emigracya się rusza na podobieństwo drzew, które zaskoczone burzą, chwieją wierzchołkami, ale pniami stoją przykute do ziemi«. Był sam jednym z tych chwiejących się wierzchołków; wydawnictwa pisma musiał zaprzestać, tracąc prenumeratorów paryskich.
1-go lipca 1870 r. wyszła Zmowa, kupis susistdrinas Hromadzki zhozuor. Redaktorem był J. A. Medeksza. Pismo miało na celu »zmowę ludu Polski, Litwy i Rusi przeciwko wrogom zewnętrznym^. Przy pierwszym numerze wyszedł dodatek w języku rusińskim pod tytułem: Z ruk we ruki. Wybuch wojny francusko-pruskiej położył koniec temu wydawnictwu.
Wszystkie pisma emigracyjne przestały wychodzić. Dopiero w 1873 r. Prawda drukuje się w Londynie i nie znajduje prenumeratorów. Pierwszy numer ukazał się 1-go września, ostatni 13 — go grudnia. Przyszłość, organ młodzieży polskiej, wychodziła w Zurychu od 10-go lutego 1873 r. do 1-go marca 1874 r. Miała być organem wszystkich towarzystw młodzieży polskiej za granicą. >» Wydawnictwo ustało, pisze redakcya, bo nie było co wydawać. Wszyscy, jakby zmówiwszy się, zdali się jedni na drugich, nikt nie przysłał żadnego artykułu«. Po nowej próbie z tym samym skutkiem, młodzież dała za wygraną.
W 1874 r. Bronisław Wołowski zakłada w Wiedniu: Le Messager de Vienne. Le Messager de Vienne wychodził w Wiedniu przez lat jedenaście, a od 3-go stycznia do 27-go grudnia 1885 r. w Paryżu pod tytułem: Messager d’Occident. Dziwny był to dziennik, o którym mało kto wiedział w Wiedniu i w Paryżu; prenumeratorów prawie nie miał i obchodził się bez współpracownictwa naczelnego redaktora. Bronisław Wołowski bronił po swojemu sprawy polskiej i jego dziennik stanowi bądźcobądź materyał ciekawy dla historyi emigracyi. Bardzo czynny, obiegał bezpłatnie z tytułu redaktora naczelnego całą Europę, otrzymywał zapomogi pieniężne od ministrów małych państw, ogłoszenia i reklamy od domów kupieckich i właścicieli hotelów, nareszcie artykuły i korespondencye od mężów politycznych i literatów polskich. Podawał przekłady mów posłów poznańskich i galicyjskich, wyciągi z pism krajowych i t. d. Ale Bronisław Wołowski wyczerpał się w nadludzkich wysileniach dla podtrzymania pisma, które było tylko spekulacyą osobistą, dostał pomieszania zmysłów w sali Palais-Bourbon, w której deputowani przyjmują gości i dziennikarzy; zaczął protestować głośno przeciw Bismarkowi.
Rząd pruski bowiem posądzał go niesłusznie o szpiegostwo na korzyść rządu francuskiego. Umarł w domu zdrowia.
Wici, pod redakcyą Benedykta Hory i Rahozy, wychodziły w Zurychu od 1-go stycznia do 15-go marca 1875 r. Rahoza, uważając pokój wersalski za chwilowe zawieszenie broni, zapowiadał nieuniknioną burzę, więc dla obudzenia czujności w narodzie, zakładał pismo »pod nazwą przypominającą czasy niepodległości Rzeczypospolitej, kiedy w chwili niebezpieczeństwa, rozsyłane po kraju wici powoływały obywateli do powszechnej obrony ojczyzny«. Korespondent paryski odpowiedział na to wezwanie obrazem stanu wychodźtwa we Francyi: »Co do towarzystw politycznych, te prawie nie istnieją. Nie słychać zupełnie gwaru ożywionych niegdyś rozpraw o przyszłości kraju i o formie przyszłego rządu. Ucichły teorye, które kiedyś echem dolatywały na niwy krajowe, budząc nadzieje i myśl o przyszłości. Polityczna rola wychodźtwa zmalała bez zaprzeczenia od chwili kiedy dwie prowincye kraju nieco swobodniej myśleć i działać mogą«. Wici nie zaradziły rozproszeniu się żywiołów politycznych na emigracyi i powiększyły tylko ilość tych pism ciągle powstających i niknących, przez które objawiały się gorączkowa niecierpliwość wychodźtwa i posługiwanie się drukiem, nawet wówczas, gdy się nie miało nic nowego i pożytecznego do powiedzenia.
Listy polskie ukazały się w Paryżu w 1878 r. pod redakcyą Józefa Tokarzewicza i przestały wychodzić po trzecim numerze. Jak każde nowe pismo emigracyjne, tak i Listy polskie miały na widoku »rozbiór krytyczny i naukowy tych wszystkich zagadnień, które dotychczas poruszane były na emigracyi w sposób odpowiadający wymaganiom dawniejszych lat«. Tokarzewicz, wyznając, że »nie jeden przed laty nieszkodliwy a bezużyteczny manifest w świat puścił«, wyrzekał się przedwczesnego dogmatyzmu i żądał od czytelnika, aby człowiekowi patrzał w oczy, zamiast wzrok kierować na dół i badać »czy tam gdzie przypadkiem palec socyalizmu lub materyalizmu z dziurawego buta nie wygląda«. Listy polskie zbyt krótko trwały, aby orzec, czy wydawca umiałby, jak to zapowiadał, wystrzedz się »pasożyckiej przewagi frazesa nad pomysłem i gadatliwej konkluzyi nad skupioną w sobie rozwagą «.
Równość wychodziła od 1-go października 1879 r. do września 1880 r. w Genewie. Dziennik ten otworzył szereg liczny pism socyalistycznych, które zjawiły się w Berlinie, w Wiedniu, w Londynie, a nawet i w kraju. Równość głosi, że »socyalizm jest ideą wszechludzką, nie narodową. Jest on sprawą wolności wszystkich wyzyskiwanych, sprawą całego proletaryatu. Dwie idee rozpatrzyliśmy, które w żaden sposób pogodzić się nie dadzą: dawna idea patryotyzmu z rozmaitemi programatami od najbardziej białych do najbardziej czerwonych, dziś już umierająca, jako ideał stawiąca państwo polskie bez radykalnej przemiany stosunków ekonomicznych z monopolem kapitału, idea socyalizmu niszcząca w zasadzie swej panowan ie kapitału i przemoc państwową«. (Nr z 1-go października 1879 r.).
Jest twierdzeniem niczem nieuzasadnionem, że poza socyalizmem wszystkie inne stronnictwa miały za ideał Polskę bez radykalnej przemiany stosunków ekonomicznych. Ale stronnictwa te chcą, aby każdy naród przemiany te uskuteczniał według stopnia swego rozwoju, a socyaliści sądzą, że proletaryat całego świata stanowi jedność, mogącą rozstrzygnąć wszystkie zadania właściwe każdej osobnej narodowości. Nie ma już dla socyalizmu ani Moskala, ani Prusaka, są kapitaliści rosyjscy i pruscy, których tak samo nienawidzi jak kapitalistów polskich, francuskich lub japońskich. Co do pojęć etycznych, jeden tylko on grzech przyznaje: to kapitał, jeden tylko warunek szczęśliwości ludzkiej: to przypuszczenie wszystkich jednostek do ziemskich rozkoszy, które są udziałem kapitalistów, właścicieli dóbr lub fabryk i sklepów, jeden tylko obowiązek: gwałtowne zburzenie obecnej społecznej organizacyi. Pisma socyalistyczne polskie o Polsce nie piszą, chyba żeby opowiedzieć strajk jakiś w kraju lub stracenie jakiegoś działacza, więc roztrząsać dzienniki te byłoby to rozbierać teorye socyologów niemieckich, rosyjskich, francuskich, angielskich a nawet i polskich, teorye przez to samo, że są wszechludzkie, wchodzące w ciasny zakres historyi emigracyi polskiej w Paryżu tylko epizodycznie.
Kuryer paryski wychodził pod tym tytułem od 15-go września 1881 r. do 15-go grudnia 1883 r., a od 15-go stycznia 1884 r. do 1-go września 1887 r. pod tytułem: Kuryer polski w Paryżu. Wydawcą był drukarz A. Reiff, redaktorowie często się zmieniali.
Dziennik ten zdawał sprawę z obchodów polskich w Paryżu i zamieszczał nekrologi wychodźców. Artykuły polityczne najczęściej odbierał z Szwajcaryi. I-go lutego 1882 r. ogłosił on list bardzo pesymistyczny Tokarzewicza, który pisał, że »emigracya 1863 r. nic z siebie nie wydała dla kraju: ani czynów donioślejszych, ani myśli głębszych lub świeższych, ani nawet pracy naukowej z znaczniejszych rozmiarów. »J I. Kraszewski, który z zasady, żadnemu polskiemu dziennikowi nie odmawiał swego współpracownictwa, nadesłał Kuryerówi artykuł »o zegarmistrzostwie polskiem w Genevie«. Kuryer wpływu żadnego nie miał, w dziale literackim umieszczał wiersze okolicznościowe, najczęściej Pani Seweryny Duchińskiej; znaleść w tem piśmie można drobne wiadomości o życiu emigracyjnem w owych latach, więcej od Kuryera paryskiego wymagać nie trzeba.
Od 6-go lutego 1886 r. do 2-go lipca 1887 r. wychodził Tygodnik pod redakcyą ks. Romana Wilczyńskiego, »który, jak było zapowiadane w każdym numerze, był odpowiedzialnym wobec kościoła i opinii polskiej za kierunek pisma«. Tygodnik należy do najmniej udanych pism emigracyi. Intencye były bardzo chwalebne: »wskrzeszenie państwa Jagiellonów«. Tygodnik 2-go października 1886 r. poparł myśl »jednego z zasłużonych weteranów« założenia ligi narodowej opartej na rocznej subskrypcyi fenigowej. Każdy Polak, płacący rocznie 10 sztuk najdrobniejszej monety, byłby członkiem ligi. Ks. Wilczyński zachęcał, aby ludzie dobrej woli wiązali się w dziesiątki, wybierali poborców i t. d. Rzecz nie przyszła do skutku. Ks. Wilczyński wielkim był przeciwnikiem Izraela i przy zwijaniu pisma oświadczając, że Żydzi przyjmą tę nowinę z zadowoleniem, dodawał: »Z naszej strony upewniamy, że o wyznawcach Talmudu nie zapomnimy, przenosząc nasze prace w inną stronę, gdzie z większym pożytkiem, będziemy mogli pracować w duchu anty-żydowskim«. Chociaż ksiądz Wilczyński umarł dopiero w 1906 r.: nie słyszeliśmy, aby współzawodniczył z Edmundem Drumontem, jak to zapowiadał.
Głos Polski wychodził od 25-go lipca 1887 r. do 10-go maja 1889 r.; zdawał on sprawę z obchodów emigracyjnych i umieszczał odezwy, które przygotowały wybór Związku narodowego we Francyi.
Wolne polskie słowo wychodziło od 1-go października 1887 r. do 5-go sierpnia 1899 r. Artykuły odbierało z Szwajcaryi, umieszczało sprawozdania Skarbu narodowego, to jest sum zebranych w wychodźtwie na propagandę polityczną.
Pobudka, czasopismo narodowe socyalistyczne, wychodziło w Paryżu od stycznia 1889 r. do czerwca 1890 r. Aż do 9-go numeru okładka czerwona ozdobiona była orłem białym. Program zapowiada, że Polska, która była Narodem-Szlachtą, odzyska niepodległość, stając się Narodem-Ludem.
Przekraczając datę 1890 roku, wypadłoby pisać o dziennikach, o których, chociaż drukują się po polsku, emigracya nic nie wie i które nią się nie zajmują, na przykład Sprawa robotnicza, organ demokratów socyalnych Królestwa Polskiego z godłem: Proletaryusze wszystkich krajów, łączcie się! wychodził w Paryżu od lipca do grudnia 1890 r. Głosił, że »robotnik wszędzie jest jedynym obrońcą swobody wszelkiej«. Jak sam tytuł wskazuje, był organem nie emigrantów, ale socyalistów z Królestwa Polskiego. Podpisywał dziennik: Le gérant: L. Mengès. Pisma te rozprawiają o kwesty ach społecznych ogólnych, najczęściej nie emigranci je redagują; są to już organy nie wychodźtwa polskiego, lecz szermierzy przewrotu ekonomicznego powszechnego, troszczą się nie o przyszłą Polskę, lecz o tryumf proletaryatu na całym świecie. Pisma te tworzą dział nowy, nie dający się wciągnąć do pism emigracyjnych, tembardziej, że nie długo wychodziły za granicą i, przy zmianie okoliczności, przeniosły się do Krakowa, Lwowa lub Warszawy. Sąd o nich wypowie kiedyś historya nie emigracyi polskiej, ale teraźniejszego ruchu w kraju.

W miarę jak znakomitsze jednostki schodziły do grobu, dzienniki wychodźtwa traciły stopniowo i blask swój i swoją żywotność, ale jak emigracya, której były echem, zostały do końca wierne hasłom tułactwa polskiego: Bóg, ojczyzna i wolność!






  1. Z korespondencyi Juliana Klaczki. (Przewodnik naukowy i literacki. Kwiecień 1907 r.).
  2. W numerze z 27-go stycznia 1862 r.
  3. Une tnotion faite a la reunion constitutive du comite pertnanent de la Ligue de la paix et de la liberie a Berne en 1869 relative a. la ąuestion de la paix ou de la guerre.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Mickiewicz.