Cudowna lampa

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Cudowna lampa
Pochodzenie Nowe baśnie z 1001 nocy
Wydawca „Nowe Wydawnictwo”
Data wyd. ca. 1931
Druk „Grafia”
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Cudowna lampa.

W jednem z większych miast w Chinach mieszkał wiele, wiele lat temu pewien uczciwy ale ubogi krawiec.
Miał on gospodarną i dobrą żonę i leniwego jedynaka imieniem Aladyn.
Chłopiec ten był utrapieniem dla ojca. Nie chciał nic robić, niczem się zająć, a gdy biedny krawiec napędził go niekiedy do pracy, korzystał natychmiast z odwrócenia się lub odejścia na chwilę i zmykał czemprędzej do swych, równie próżniaczych towarzyszy.
Cierpiał nad tem mocno pracowity krawiec, nareszcie rozchorował się ze zmartwienia i umarł.
Pozostała nieszczęśliwa wdowa, której tembardziej Aladyn nie chciał słuchać.
Bieda więc panowała wciąż w domu i często bardzo nie starczyło nawet na chleb.
Razu pewnego Aladyn wyruszył wraz ze swymi kolegami za miasto i zabawiając się z nimi w palanta nie zauważył, jak jakiś bogato ubrany egipcjanin przyglądał mu się z ciekawością.
Miał już wracać do domu, gdy naraz pan ów przystąpił do niego i rozpytywać się począł, kim jest, czem się zajmuje i czy ma ojca?
Aladyn przyznał się do tego, że nic nie robi, że matka i on są w nędzy i że ojciec już nie żyje oddawna.
Wtedy ów nieznajomy odszedł z Aladynem na stronę i z płaczem wyznał mu, że jest jego stryjem, że będąc jeszcze bardzo młodym wyjechał do Afryki, wzbogacił się i właśnie teraz wracał do kraju, aby wyszukać brata i, jeśli jest w biedzie, poratować.
Tymczasem nie zastał go przy życiu...
O, jakie to okropne! — wołał z płaczem —
— Biedny, biedny mój bracie! czemuż nie zastałem ciebie przy życiu?!...
Aladyn wzruszył się boleścią nieznanego mu stryja i płakał z nim razem, chociaż bynajmniej nie był czułym synem i sam stał się powodem śmierci swego biednego ojca.
Gdy nieznajomy uspokoił się w swym bólu, zapowiedział, że przyjdzie nazajutrz do Aladyna i jego matki, a tymczasem dał mu kilka sztuk złota, aby ofiarował od niego swej matce.
Aladyn, z radością pobiegł do domu oddał pieniądze i opowiedział matce o stryju, o którym nigdy nie było mowy w ich domu za życia ojca, co dziwiło mocno wdowę po krawcu.
Za pieniądze tak niespodzianie otrzymane, kupiono dla siebie ryżu i trochę jarzyn, za resztę zaś przygotowano dla stryja przyjęcie.
Na drugi dzień, gdy zbliżała się godzina, na którą obiecał swe przybycie nieznany dobroczyńca, Aladyn niecierpliwie wyglądał przeze drzwi, obawiając się, że nie przyjdzie.
Ale zaledwie wybiła naznaczona na wizytę godzina, zjawił się bogaty Egipcjanin, napełniając serca obojga wielką radością.
Przyniósł on ze sobą butelki z winem, owoce i różne przysmaki i serdecznie powitał swą nieznaną dotąd bratowę i Aladyna.
Podczas uczty zawiązała się rozmowa o Aladynie.
Zdziwił się nieznajomy, że Aladyn, będąc już młodzieńcem nie znał żadnego fachu i był tylko dla matki ciężarem.
O, on na to nie pozwoli — mówił do Aladyna. Musi jego bratanek zająć się czemkolwiek.
I zaproponował mu stanowisko kupca materji, obiecując dostarczyć Aladynowi towarów i opłacić sklep w śródmieściu.
Aladyn z chęcią się na to zgodził. Zdawało mu się, że robota w sklepie żadna, że siedzieć będzie i próżnować do woli.
Matka unosiła się nad wspaniałomyślnością owego stryja, Aladyn się radował i czuli się oboje nad wyraz szczęśliwi.
Po odejściu gościa, który znów obdarzył swą bratowę kilku sztukami złota i tysiącami obietnic, długo w nocy matka i syn nie mogli usnąć, myśląc nad opieką z zaświatów, która biedę ich ciężką zamieniała w dobrobyt i beztroskę.
Na drugi dzień rano przyszedł znów egipski krewny i zabrawszy Aladyna, zaprowadził do najlepszego krawca, u którego zakupił dla niego bardzo bogate ubranie i oprowadzał swego bratanka wszędzie, gdzie tylko było coś godnego uwagi.
Wstęp miał wszędzie, bardzo łatwy. Za okazaniem swego biletu, wpuszczano go wszędzie, nawet na królewskie komnaty.
Aladyn zachwycał się wszystkiem i przejęty był wdzięcznością dla stryja, który dbał tak bardzo o robienie mu przyjemności.
Odprowadziwszy Aladyna do domu, zapowiedział mu stryj, że nazajutrz bardzo rano przyjdzie po niego, aby go zaprowadzić do pewnego cudownego miejsca, gdzie napatrzy się na przeróżne piękne i dotąd niewidziane przez niego rzeczy.
Aladyn niecierpliwie wyczekiwał ranka. Co chwila wyskakiwał z posłania i patrzał, czy nie czas już wstawać, wreszcie, nie mogąc już wyleżeć, wyskoczył z łóżka, ubrał się w kupione przez stryja ubranie i z niecierpliwością oczekiwał naznaczonej godziny.
Przyszedł punktualnie i zabrawszy Aladyna wyruszył z nim natychmiast.
Aladyn na razie był bardzo z tej wycieczki zadowolony, ale gdy wędrówka ta przeciągnęła się nad miarę, gdy krajobraz był wciąż jednakowy, a zbolałe nogi odmawiały już posłuszeństwa, zaczął pytać stryja, jak długo jeszcze iść będą i czyby nie można wypocząć.
Ale stryj był niewzruszony. Odpoczywać — jak twierdził — nie było można, bo szkoda na to czasu, a droga już niedaleka i prędko da się przebyć.
Droga ciągnęła się w dalszym ciągu bardzo długo, Aladyn jęczał zcicha, tak bardzo bolały go nogi. Ale stryj był niewzruszony i, ani na chwilę nie pozwolił swemu bratankowi wypocząć.
Zatrzymali się nareszcie w cichym lesie nad wyniosłą górą i tutaj to bogaty egipcjanin kazał stanąć Aladynowi i dopomódz w rozpalaniu ogniska.
Aladyn rozkrzesał ogień i zaledwie dym strzelił do góry rozwarła się ziemia i pod stopami przybyłych ukazała się straszliwa, głęboka przepaść.
Aladyn przerażony chciał uciekać, ale mniemany stryj uderzył go tak mocno w policzek, że chłopak z bólu runął na ziemię.
— Za co mnie tak bijesz, stryju? — zapytał płaczący Aladyn — cóżem ci takiego uczynił? Egipcjanin powstrzymał złość, wiedząc, że bez chłopca nie dopnie swego celu i łagodnie zaczął do niego przemawiać.
— W głębi tej przepaści — mówił — są niezmierne skarby, będziesz je posiadał, jeżeli spuścisz się na dół i zdobędziesz wiszącą tam u sufitu lampę.
Staniesz się wielkim bogaczem, jeżeli będziesz mi bezwzględnie posłusznym...
Mówiąc to, miał co innego na myśli; nie szło mu o wzbogacenie Aladyna, lecz o zdobycie lampy, która mu, jako czarodziejowi była koniecznie potrzebną.
Domniemany bowiem stryjaszek Aladyna był ni mniej ni więcej, jak tylko czarownikiem, który wiedział o złożonych w głębi skarbach, a najbardziej o znajdującej się tam cudownej lampie.
Będąc w miasteczku widział próżnującego Aladyna i postanowił go użyć do zabrania lampy z podziemnej kryjówki.
Zmyślił historję o swem jakoby pokrewieństwie, zachęcił chłopca swemi podarkami do wspólnych wycieczek i postanowił złożyć go na ofiarę swych zabiegów.
Miał zamiar odebrać od niego lampę gdy ją zdobędzie i zawrzeć zaklęciem drzwi przepaści, aby to, co się tu stanie było na zawsze tajemnicą.
Wytłomaczył Aladynowi co ma robić, jak obchodzić się ze wszystkiem, co napotka na swej drodze, jak ma się oprzeć pokusom zerwania owocu z drzew tam rosnących i jak iść ostrożnie, żeby nie zawadzić szatą o rosnące tam różnokolorowe kwiaty.
Aladyn bał się ponownego uderzenia, godził się więc na wszystko, pragnąc tylko mieć dużo złota i klejnotów, aby módz żyć w dostatku wraz ze swą matką.
Zeszedł więc w dół przepaści, wchodził do komnat i ciekawie przyglądał się bogactwom.
Było tu takie mnóstwo brylantów i różnych klejnotów, że aż oczy bolały od ich blasku.
Brał co mu się najwięcej podobało do wziętych ze sobą worków, prócz tego napełniał niemi kieszenie, tak, że ledwie mógł się poruszać.
Oczyma szukał owej cudownej lampy, sądząc, że będzie to coś nadzwyczaj pięknego i kosztownego.
Tymczasem od pułapu jaskini zwieszała się niewielka, pordzewiała lampka i światłem swem blado zielonem słabo oświecała wnętrze.

Aladyn zdziwiony żądaniem stryja zdjął ją jednak i powoli wydostawać się począł ku górze.
— Wciągnij mnie, stryju! — zawołał z dołu przepaści do stojącego nad nią egipcjanina — udźwignąć mi trudno te wory bez pomocy kogoś drugiego.
— Oddaj Aladynie tę lampę, a wciągnę cię potem — odpowiedział na to czarownik — chciał bowiem plan swój okrutny wykonać, pozostawiając chłopca w zawartej przepaści.
— O, nie, stryju, — odpowiedział Aladyn — nie oddam niczego, dopóki tu jestem!...
Aladyn, jakby przeczuwał zamiar i głos jakiś wyraźnie mu szeptał, żeby niczego nie oddawał, zanim nie zostanie wciągnięty na ziemię.
Czarownik ani się spodziewał, że trafi na taki opór. Rozzłoszczony groził, że go zamknie w podziemi, gdzie marnie zginie bez wieści, ale nic to nie pomagało.
Chłopiec stanowczo żądał wydobycia siebie z głębi, a dopiero wtedy zwróciłby stryjowi ową brzydką, i starą lampę.
Oburzony nieposłuszeństwem Aladyna czarownik zaklął mocno i tejże chwili drzwi tajemne zawarły się nad struchlałym z przerażenia chłopakiem i żadne z jego błagań i wołań o ratunek nie były już przez czarownika słyszane.
Jakże żałował Aladyn, że nie oddał mu starej lampy, że nie posłuchał swego srogiego stryja!
Rzucał się jak w klatce po komnatach usianych brylantami, szafirami, rubinami i innemi drogocennemi kamieniami.
Nigdy chyba na ziemi zasypanej złotem i najcenniejszemi kamieniami nie tarzało się w tak wielkiej i bezsilnej rozpaczy ciało niczyje, nigdy chyba wśród przepychu takiego i skarbów nie wołano tak rozpaczliwie o ratunek i nie wydawano tak straszliwie bolesnych jęków...
Dwa dni przeminęło bez zmiany. Aladyn spragniony i głodny czuł swój zbliżający się koniec.
Młody chłopak chciał żyć za wszelką cenę, ulatywało zeń życie i lada chwila mógł paść omdlały na te nieprzebrane skarby i wśród tych wielkich bogactw zakończyć marnie swe życie.
Ostatnim wysiłkiem, żeby jaknajdłużej nie poddać się śmierci Aladyn zerwał się z podłogi i załamując ręce wołać rozpaczliwie począł.
Pierścień dany mu przez czarownika przed wejściem do skarbów otarł się o głowę i wydał dziwny szelest.
Przed zdziwionym Aladynem stanął ogromnej wielkości człowiek i grzmiącym głosem, oświadczając, iż jest jego niewolnikiem, o rozkazy zapytał.
— Chcę wyjść stąd, jaknajprędzej! — zawołał Aladyn — wypuść mnie z tej kryjówki natychmiast.
Tejże chwili Aladyn znalazł się na wierzchu przepaści i szczęśliwy, choć bardzo osłabiony i zgłodniały biedz ku domowi począł.
Szczęściem znał dobrze drogę i trafił do swego mieszkania.
Przywitała go matka radosnym okrzykiem, zapytując, gdzieby był tak długo i dlaczego przychodzi wynędzniały i chwiejący się.
Aladyn prosił, żeby mu dała coś do zjedzenia i zjadłszy cośkolwiek opowiedział o całej swej dziwnej przygodzie, poczem zasnął i obudziwszy się zapragnął jedzenia.
Niestety, w domu biednej wdowy nie było ani okruszyny chleba, którymby podzielić się mogła ze swym synem.
Wtedy Aladyn przypomniał sobie, że ma lampę wyniesioną z podziemi i że sprzedawszy ją możnaby kupić chleba.
Wyjął ją z kąta, dokąd rzucił, oddał matce, aby zawołała handlarza, sprzedała takową.
Ale zaledwie matka, chcąc, aby miała lepszy wygląd, zaczęła czyścić popiołem, rozległ się trzask i przed przerażoną kobietą stanął ogromnej postaci murzyn, zapytując, czegoby sobie życzyła.
Matka Aladyna padła zemdlona, ten ostatni zaś, mając przed sobą, znowu tegoż samego człowieka, który mu się już raz ukazał w podziemiu, wydał rozkaz, aby mu przyniesiono dużo jedzenia.

W sekundę potem ukazał się tenże człowiek, niosąc na ogromnej srebrnej tacy mnóstwo przeróżnych wytwornych potraw. Nie brakowało tam ani wina ani słodyczy i wszystkiego było w tak wielkiej ilości, że starczyćby mogło na dni kilka.

Gdy ocknęła się wdowa, ze zdziwieniem patrzała na stół obficie zastawiony i nasyciwszy się jedzeniem, podziwiała cudowne ich nakarmienie.
Z wielką jednak obawą spoglądała na stojącą w kącie lampę, omijając ją zdaleka.
Teraz nie brakowało nigdy Aladynowi i jego matce pożywienia, tembardziej, że Aladyn założył sklep z materjałami i handlując dopomagał matce.
Ale natura jego pchała go zawsze ku nadzwyczajnym przygodom i teraz, chociaż już na stanowisku Aladyn znów zaczął marzyć o rzeczach niepodobnych, zamyślając o nowych historjach.
A zdarzyło się tak, że cesarz ówczesny wydał rozkaz, aby nikt dnia następnego nie śmiał wyjść na ulicę, gdyż przecudna księżniczka ma iść ze służebnemi do kąpieli.
Wszyscy mają się ukryć po domach, pozasłaniać okna i pod surową karą nie przyglądać się przechodzącej. Wyjść na ulicę można było dopiero po powrocie księżniczki do pałacu.
Aladyn dowiedział się o tym rozkazie i zapałał chęcią ujrzenia księżniczki, o której piękności dużo słyszał.
Ukrywszy się w kącie izby, aby matka nie mogła go dostrzec, potarł lampę cudowną, a gdy stanął przed nim zwykły jego niewolnik murzyn, kazał się przenieść niewidzialnym nad rzekę, gdzie księżniczka miała się kąpać, aby ujrzeć ten cud świata, jak nazywano piękną córkę cesarza.
Murzyn spełnił rozkaz, przeniósł go nad rzekę i Aladyn ujrzał idącą w gronie służebnych piękność tak wielką, że zaledwie powstrzymał okrzyk podziwu, który mu się z ust wyrywał.
Napatrzywszy się na cudną księżniczkę, gdy ta powróciła już do pałacu, zeszedł z drzewa i zadumany ku domowi się skierował.
Spokój jego gdzieś przepadł, serce zalała tęsknota za prześliczną księżniczką i o robocie przestał myśleć.
Jedna myśl nurtowała tylko w jego głowie: ożenić się z córką cesarza.
Mając lampę cudowną nie tracił nadziei, że mu się to uda, ale postanowił wpierw sam działać, przy pomocy swej dobrej matki.
Nasypał całą wazę przepysznych klejnotów i uprosił matkę, aby poszła do cesarza, ofiarowała mu ten dar i prosiła o rękę córki cesarskiej dla Aladyna.
Biedna wdowa, jak mogła, tak opierała się namowom syna. Uważała za rzecz niemożliwą aby biedny syn krawca mógł ożenić się z córką cesarza.
Nie pomogły odradzania. Aladyn wyprawił matkę do cesarza i z niecierpliwością oczekiwał odpowiedzi.
A biedna wdowa po krawcu w żaden sposób dostać się nie mogła przed tron cesarski.
Ile razy poszła, zawsze były tłumy ludzi oczekujących na audjencję i cicha staruszka, ze swą wazą klejnotów codziennie powracała z niczem do domu.
Ale razu pewnego cesarz, widząc wciąż tęż samą kobietę, stojącą u drzwi komnaty, wezwał ministra i polecił mu dopuścić do tronu staruszkę, która już od wielu dni czeka na posłuchanie.
Minister rozkazał ją przepuścić, usunęły się więc tłumy czekających, cesarz skinął na nią, zapytując czegoby chciała i co takiego trzyma przykrytego obrusem.
Wdowa padła na kolana przed władcą, ucałowała rękę cesarską i powiedziała, że prośba, którą ma tu przedstawić jest tak zuchwała i tak na gniew zasługująca, że z obawy lęka się o tem przemówić.
Cesarz kazał wyjść publiczności z sali przyjęć i wtedy zapytał o przyczynę przyjścia do niego.
Wdowa ofiarowała mu naprzód wazę pełną klejnotów, potem padłszy na twarz przed nim wypowiedziała ze strachem prośbę zuchwałą swego syna.
Cesarz, rad bardzo z drogich kamieni, których blask i wielkość wprawiała go w podziw, łaskawie wysłuchał matki Aladyna i usunąwszy ją na bok radzić się swego ministra począł.
Minister, niechętny każdemu, kto stawał na drodze jego projektom ożenienia syna swego z księżniczką, poradził cesarzowi, aby obiecał dać swą córkę za żonę, wtedy tylko, gdy ofiaruje mu Aladyn dwanaście waz takichże klejnotów.
Matka Aladyna, pokłoniwszy się cesarzowi do samej ziemi, wyszła, ciesząc się, że może to niezwykłe żądanie wybije z głowy jej syna zuchwalstwo sięgania o rękę księżniczki.
Ale Aladyn bynajmniej się tem nie zatrwożył.
Potarł cudowną lampę, a gdy stanął przed nim ów zwykły olbrzym, rozkazał mu, aby sprowadził dwunastu murzynów, którzyby nieśli ze sobą ogromne wazy pełne kosztownych kamieni i pereł.
Rozkaz został natychmiast spełniony. Przed domem wdowy stanęli murzyni z ogromnemi wazami, napełnionemi złotem i brylantami, a każdy z nich prócz tego miał na plecach duże worki z rubinami, szmaragdami i przeróżnemi bogactwami.
Cała ta grupa wyruszyła wraz z matką Aladyna do pałacu, gdzie oczekiwał na ich przybycie niecierpliwy monarcha.
Cóż za podziw wzbudzali ci czarni ludzie, idąc miasteczkiem!
Wprost wydawano okrzyki, wołano tak głośno z radości na widok czegoś nigdy niewidzianego, że odgłosy te dochodziły aż do pałacu i trafiały do komnaty cesarza.
Cesarz, otrzymawszy tak cenne dary osłupiał.
Nie myślał, żeby w państwie jego były tak niezliczone bogactwa i natychmiast polecił matce Aladyna, aby go zawiadomić chciała, że cesarz chce poznać swego przyszłego zięcia i ofiarować rękę swej córki.
Uszczęśliwiony Aladyn, natychmiast po przybyciu matki zawezwał swego murzyna i rozkazał mu dostarczyć ubrania kosztownego, koni, powozów i niezliczone mnóstwo sług i bogactw przeróżnych.
Stanęło wszystko przed Aladynem i oczekiwało wymarszu.
Aladyn ustrojony w drogie szaty wyglądał wspaniale i zwracał na siebie wzrok wszystkich przechodniów, którzy przechodzącemu orszakowi przyglądali się z prawdziwym zachwytem.
Zajechawszy przed pałac, Aladyn wszedł na salę cesarską i ofiarowawszy dary bogate, wysłuchał dużo słów pochlebnych i zapewnienie o przyjęciu go na zięcia.
Wkrótce potem nadeszła przecudna księżniczka i powiedziała Aladynowi, że najzupełniej godzi się z wolą ojca i z chęcią Aladyna poślubi.
W parę tygodni potem odbyło się huczne wesele w domu cesarskim, a Aladyn zamyślał zbudować dla swej ukochanej żony pałac wprost pałacu jej ojca, dla którego rozstanie z najdroższą jedynaczką byłoby nad miarę bolesne.
Tejże nocy, w którą bawiono się i tańczono na weselu księżniczki, przy pomocy cudownej lampy stanął piękny pałac, połączony spuszczanemi schodami z pałacem cesarskim.
Rankiem, gdy, jak zwykle cesarz wyjrzał oknem, aby zauważyć, jaką będzie na ten dzień pogoda, zdumiony ujrzał czarodziejski pałac, naprzeciwko jego pałacu stojący.
O, jakżeż się cieszył, że córkę swą widzieć będzie codziennie, że z okien pałacu obserwować ją może, a nawet i rozmawiać!
Wdzięczność dla zięcia, który tak myślał o jego tęsknocie napełniła mu serce i postanowił zaraz zejść i uściskać Aladyna.
W drodze spotkał swego pierwszego ministra, który widział już ów pałac i z zawiścią w sercu szedł, aby powiadomić o tem monarchę.
Na zachwyt cesarza odpowiedział powątpiewająco, czy pałac ten nie jest wypadkiem dziełem złego ducha i czy córka jego nie padnie ofiarą tych czarów.
Cesarz nie chciał słyszeć o niczem podobnem i poszedł czemprędzej aby obejrzeć wnętrze pałacu Aladyna i napawać się szczęściem dwojga poślubionych.
Wszedłszy do środka zadziwił się cudom, jakie tam ujrzał.
Wszystkie komnaty połyskiwały od złota i drogich kamieni, ściany wybite były kosztownemi materjami a podłogi wysłane najpyszniejszemi dywanami.
Cesarz z miłością przycisnął do serca ukochaną swą córkę i Aladyna i chwalił jego gust i przepych wzniesionego pałacu.
Tymczasem czarownik egipski zamyślił pewnego razu dowiedzieć się o losie Aladyna, czy prędko zamarł z głodu w podziemiach lub też, czy przy pomocy cudownego pierścienia nie wyratował się wypadkiem?
Zasiadł więc przed uczonemi księgami i zagłębił się w ich odczytywaniu.
Naraz ze znaków różnych, przepowiadających przyszłość, wyrozumiał, że Aladyn mieszka w czarownym pałacu, że ożenił się z córką cesarza i opływa w bogactwa.
O lampie wyczytał również. Wiedział już, że znajduje się w rękach Aladyna i że z pomocą jej postawiono tam pałac i używano dostatków.
Postanowił podstępnie wydostać lampę i powziąwszy pewien plan, wyruszył do Chin niebawem.
Przyjechawszy do miasta odrazu zauważył cudny pałac i zakupiwszy dużo lamp ozdobnych wyszedł na ulice wołając: — Zamieniam stare zużyte lampy na nowe! Proszę do mnie! proszę!
Tłumy wyrostków otoczyły dziwnego handlarza, a uważając go za pozbawionego rozumu obrzucały przezwiskami i śmiechem.
Gdy handlarz lampami podszedł pod okno pałacu Aladyna, jedna ze służebnych jego żony powiedziała tejże, iż jest u nich w kącie ostatniego pokoju jakaś stara, zardzewiała lampa, możeby więc spróbować zamienić.
Żona Aladyna, który właśnie wyjechał na kilka dni na polowanie i oponować temu nie mógł, pozwoliła na zamianę tej lampy, chcąc dowiedzieć się, czy handlarz ów żartuje, czy też naprawdę zamienia.
Służebna pobiegła do pokoju i wyciągnęła z kąta cudowną lampę, nie myśląc, jaką krzywdę robi swemu państwu.
Winą to było Aladyna, który, śpiesząc się na polowanie, zapomniał ją schować, jak zwykle do szafy.
Handlarz o mało nie krzyknął z radości.
Poznał natychmiast swą lampę z podziemi i czemprędzej zamienił ją na nową.
Służebna ucieszyła się bardzo ze swego pomysłu i zaniosła piękną nową lampę z tryumfem, będąc pewna, że świetną zrobiła zamianę.
Tymczasem czarownik dostawszy w swe ręce moc wszelką, postanowił zemścić się na Aladynie i przenieść wspaniały pałac gdzieindziej.
Wymówił więc pewne zaklęcia, potarł lampę i natychmiast ukazał się przed nim murzyn, zapytując, czegoby życzył.
— Chcę, aby pałac Aladyna przeniesiony został do Afryki — rzekł niegodziwy człowiek.
W tej chwili pałac zadrżał w swych podstawach i wzniósłszy się ze wszystkiem i wszystkimi znikł z powierzchni.
Nazajutrz rano, cesarz, chcąc zobaczyć witającą go zawsze z okna córkę, wyszedł na ganek i wzrok zwrócił ku pałacowi.
Ale cóżto? czy zaniewidział? czy mgła gęsta zakryła widnokrąg, że dostrzec pałacu nie jest w stanie?...
Patrzał w dal i patrzał i niczego prócz płaszczyzny ogromnej nie widział.
Biegł właśnie, aby swego ministra zapytać, czy również nie widzi pałacu, ale ten szedł już naprzeciw cesarza, uradowany, że może dowieść prawdy swych podejrzeń.
Radzili obaj co robić, jak wyszukać nieszczęśliwą księżniczkę, którą Aladyn, najwidoczniej czarownik, gdzieś wywiózł i może nieszczęśliwą ją zrobił.
Postanowiono rozesłać na wszystkie strony rycerzy aby wyszukali Aladyna i małżonkę i aby jego ukarać a ją zabrać do cesarza z powrotem.
Aladyn nie wiedział o nieszczęściu, jechał sobie spokojnie z polowania, ciesząc się z blizkiego zobaczenia swej ukochanej żony.
Naraz cały poczet rycerzy go otoczył i jeden z nich zawiadomił Aladyna, że jest aresztowany.
Zdziwiony Aladyn, nie poczuwał się do żadnej winy, więc sądził, że to żart lub omyłka.
Niestety jednak musiała to być prawda, bo skrępowano mu ręce i jak zwykłego zbrodniarza prowadzono przez ulice miasta.
Lud, kochający go serdecznie za hojność i dobroć serca, zaczął silnie buntować się przeciw podobnemu postępowaniu z jego ulubieńcem.
Wołano głośno, aby go natychmiast uwolniono, wreszcie obrzucono przezwiskami a nawet kamieńmi wiodących Aladyna rycerzy.
Tak doszli do cesarskiego pałacu, gdzie zasiadł na tronie monarcha i grzmiącemi słowy powitał niewiedzącego o niczem zięcia.
— Co mi zarzucasz, o, cesarzu! — zapytał Aladyn.
Gdzie jest moja córka? — odpowiedział.
— Zostawiłem ją w pałacu zdrową i szczęśliwą — odpowiedział Aladyn.
— A gdzież ten twój pałac? Czarownikiem jesteś i jako taki będziesz natychmiast ścięty!
Na te słowa tłum otaczający pałac zaczął wydawać tak okropne krzyki i grozić rozwaleniem pałacu cesarskiego, że obecny wszystkiem minister, chociaż chciał widzieć Aladyna bez życia, ale bojąc się i o swoją głowę, poradził cesarzowi, żeby darować Aladynowi życie.
Zgodził się na to monarcha, chcąc go tylko ukarać więzieniem, dopóki się jego córka nie znajdzie, ale Aladyn uprosił cesarza żeby mu dał parę tygodni czasu do wyszukania żony i dopiero, gdyby jej nie znalazł odda się sam w ręce katów.
Zgodzono się na to i Aladyn, pożegnawszy się z ukochanym ludem, który go błogosławił na drogę, odszedł mil parę i dopiero w kącie jakiegoś pustego budynku, potarł pierścieniem i natychmiast ujrzał przed sobą murzyna, który go zapytał, czegoby żądał.
Aladyn odpowiedział mu, że życzy sobie, żeby jego pałac wraz z małżonką powrócił na dawne miejsce.
Niewolnik jednak nie był w stanie tego wykonać, mówiąc, że chcąc to uczynić musiałby być zawołany przez potarcie lampy cudownej, która jest obecnie w rękach czarownika, w Afryce.
Aladyn zażądał, aby go przeniesiono do miejsca, gdzie stoi obecnie jego pałac i natychmiast znalazł się przed oknami komnaty swej żony.
Zaklaskał trzy razy i tejże chwili wysunęła się przez lufcik główka ukochanej małżonki i jednocześnie dał się słyszeć okrzyk radości.
Aladyn wszedł do pałacu, gdzie opowiedziała mu o nieszczęsnej zamianie lampy i jednocześnie uskarżała się na to, że czarownik chce zmusić ją do wyjścia za niego, dowodząc, że Aladyn dawno już został ścięty.
Aladyn postanowił działać jak najszybciej.
Namówił więc żonę, żeby zaprosiła czarownika na ucztę, podczas której ma mu dać do zrozumienia, że wyjdzie za niego z ochotą.
Podczas uczty, na której być muszą najmocniejsze wina i napoje, wejdzie Aladyn i przebije czarownika sztyletem.
Czarownik, jak wiadomo nosił lampę w zanadrzu, odbierze mu więc i natychmiast mocą potarcia przeniosą się do Chin z powrotem.
Jak było ułożone, tak też się stało. Czarownik zachwycony był zaproszeniem, przyszedł z chęcią, jadł i pił bardzo dużo, poczem wcisnął się niewidzialnie Aladyn, zabił go i lampę odebrał.
Natychmiast potarł lampę, wymówił rozkaz i przeniesieni zostali na dawne miejsce.
Jakież zdziwienie ogarnęło cesarza, gdy rano, wyjrzawszy oknem zobaczył pałac a w oknie jego witającą radośnie córkę.
Natychmiast wyruszył na powitanie i przeproszenie Aladyna, ale ten ostatni nie pozwolił siebie przepraszać, rzucił się do stóp cesarza, dziękując za łaskę oddania mu najpiękniejszej na całym świecie księżniczki za żonę i opowiadając mu o historji lampy i końcu czarownika.
Długie lata żył jeszcze cesarz, ciesząc się szczęściem swej córki, a gdy umarł, naród jednogłośnie obrał sobie za monarchę Aladyna.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.