Ali Baba i czterdziestu zbójców

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Ali Baba i czterdziestu zbójców
Pochodzenie Nowe baśnie z 1001 nocy
Wydawca „Nowe Wydawnictwo”
Data wyd. ca. 1931
Druk „Grafia”
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Ali Baba i czterdziestu zbójców.

Przed dawnemi laty mieszkali w bogatem i bardzo zaludnionem mieście dwaj bracia: Ali Baba i Kassim.
Ali Baba był bardzo ubogi i zaledwie mógł wyżywić żonę i syna, Kassim zaś ożenił się bardzo bogato i opływał w dostatki.
Ubogi brat był z zawodu drwalem i ciężko pracował, nie wyrzekał jednak na swą dolę, mając pracowitą i gospodarną żonę, która pomimo biedy nie dopuszczała nigdy do swego domu nędzy.
Chłopiec zawsze był schludnie ubrany, Ali Baba, choć w ubogiem, ale czystem i połatanem ubraniu szedł nucąc do roboty, marząc tylko o tem, żeby było zawsze co robić.
Zgoda i miłość rodzinna panowała w ubogiem mieszkaniu drwala i dlatego to nie było tam wyrzekań na ciężką dolę i nie było sarkań na wyroki opatrzności.
Kassim w niczem nie chciał pomagać swemu bratu. Dumny, niedostępny, gromadził tylko pieniądze i na delikatną czasem przymówkę Ali Baby, aby mu dopomógł lub pożyczył parę sztuk monety na czas jakiś — odpowiadał milczeniem.
Żona Kassima nie bywała nigdy w domu ubogich krewnych, pyszniła się swemi strojami, wstydząc się biednie odzianej żony Ali Baby.
Razu pewnego Ali Baba, jak zwykle rąbał drzewo w lesie.
Byłto gęsty, ciemny las, w którym ani widać nigdzie nie było człowieka. Wznosiły się tam gdzieniegdzie pagórki, a przy jednym z nich właśnie Ali Baba zrąbywał drzewo, nucąc sobie jakąś narodową śpiewkę.
Naraz tuman kurzu wzniósł się przy drodze i zaciekawiony drwal wszedł na pagórek, aby zobaczyć, skąd pochodzi ten tentent i kurzawa.
Przerażony ujrzał czterdziestu jeźdźców ubranych w skórzane kurty, z pistoletami za pasem i tak groźnemi twarzami, że rozpoznać w nich można było zbójców.
Ali Baba, widząc, że kierują się oni ku pagórkowi, przy którym miał swą robotę, czemprędzej skrył się w gęstwinie leśnej, oczekując przejazdu zbrojnych ludzi i wzdychając ciężko, żeby nie być odkrytym.
Zabiliby napewno, bo choć ubogo odziany drwal nie przyniósłby im żadnego zysku, ale zbóje nie chcą nigdy żadnych świadków niepotrzebnych mieć w pobliżu swego legowiska, a las ten widocznie był miejscem ich zamieszkania.
Zbójcy, przycwałowawszy do pagórka, przystanęli, zsiedli z koni i z ogromnemi tobołami czekali na swego herszta.
Ten ostatni zsiadł z konia, podszedł do pagórka, zapukał trzy razy i zawołał: Sezamie, otwórz się!
Na te słowa, góra otwarła się natychmiast i zbójcy weszli w głąb ze swemi tobołami; jeden za drugim sunęli się po cichu, powoli, nic nie mówiąc do siebie.
Ali Baba nie wiedział co robić. Pierwszym jego odruchem była ucieczka z tego miejsca, boć napewno teraz zabiliby niepotrzebnego świadka ukrywania zrabowanych rzeczy. Ale potem przyszła rozwaga i pozostał na miejscu, bojąc się, że uciekając, może wywołać szmer jakiś, a wtedy napewno byłby schwytanym i zabitym przez zbójców.
Siedział cicho, przytulony do pnia wielkiego rozłożystego drzewa i pilnie nasłuchiwał co będzie dalej.
Po niejakimś czasie drzwi, które zamknęły się za zbójcami, otworzyły się znowu i wszyscy wyszli powoli, kierując się ku swym koniom.
Herszt, stanąwszy przed pagórkiem zawołał: — Sezamie, zamknij się! — I natychmiast pagórek zawarł się i niktby się nie domyślił, co w sobie ukrywa i na co służy zbójcom.
Ali Baba z zapartym oddechem oczekiwał odjazdu zbójców; gdy wyruszyli w przeciwną stronę, westchnął z ulgą, że uniknął niechybnej śmierci i zastanawiał się co ma robić.
Los kładł mu w ręce tajemnicę, która może go zrobić bogaczem, boć napewno w tem zbójeckiem schowaniu są skarby wielkie i nieocenione, ale obawiał się tak zaraz z tego co widział korzystać, słusznie drżąc oto, że zbóje mogą powrócić, byli bowiem bardzo niedaleko jeszcze od swego schowanka. Wrócił więc Ali Baba do domu, nikomu o niczem nie mówiąc, a nazajutrz postanowił zrobić próbę i zajrzeć do owych skarbów.
Rankiem więc, na drugi dzień po tym wypadku, Ali Baba stanąwszy przed pagórkiem, zawołał mocnym głosem, jak ów herszt zbójecki:
— Sezamie, otwórz się!
Natychmiast roztworzył się pagórek i uszczęśliwiony drwal wszedł do komnat napełnionych złotem, srebrem, drogiemi kamieniami i jedwabnemi tkaninami, które w całych sztukach leżały rozrzucone na podłodze.
Ali Baba nie widział jeszcze nigdy podobnego bogactwa. Stał zdumiony i przejęty podziwem i gdyby nie myśl, że działać trzeba natychmiast, gdyż mogą nadejść zbóje i jego przychwycić — stałby tak i przyglądałby się dzień cały. Nabrał więc do worków, które z sobą zabrał dużo klejnotów i pieniędzy i czemprędzej wysunął się z podziemia, a stanąwszy przy drzwiach ukrytych zawołał: — Sezamie, otwórz się!
Natychmiast drzwi się otworzyły i Ali Baba wyszedł obładowany bogactwami, zawoławszy po wyjściu: — Sezamie zamknij się.
Uszczęśliwiony bardzo przyszedł do domu i wraz z żoną schował owe skarby, aby je używać w miarę i pomagać drugim w nieszczęściu.
Żona Ali Baby, po raz pierwszy w życiu widząc tyle pieniędzy, zapragnęła złote monety przemierzyć miarą garncową. W domu nie było garnca, postanowiła więc iść do żony Kassima i o pożyczenie poprosić.
Zdziwiła się żona Kassima, gdy uboga jej sąsiadka, bo mieszkały obok siebie, poprosiła o garniec.
— Coby ona takiego miała? Aż cały garniec i to może nie jeden...
To też, gdy biedna żona drwala odniosła jej z podziękowaniem naczynie, postanowiła przyglądać się pilnie temu, co na dnie, wysmarowanym przez nią naumyślnie klejem, przylepić się mogło.
Cóż za zdziwienie ogarnęło Kassimową, gdy spostrzegła przylepioną do dna złotą monetę!..
Czemprędzej pobiegła do męża, oznajmiając mu, że niby ubogi Ali Baba tyle ma pieniędzy, że aż garncem je mierzą.
Kassim, znając dobroduszność swego brata, wiedział z góry, że ten mu wszystko powie, a nawet podzieli się z nim napewno zdobytem zkądś bogactwem.
Wybrał się więc do niego i udając wielkie przywiązanie i życzliwość, skierował wnet rozmowę na ową sztukę złota znalezioną na dnie garnca.
Dobry Ali Baba nie zdołał ukryć przed bratem całej historji ze zbójcami.
Opowiedział wszystko, nauczył owego zaklęcia, otwierającego i zamykającego drzwi podziemia i nie oponował mu, gdy ten chciał natychmiast spróbować owego szczęścia.
Po wyjściu od brata Kassim wyruszył do skarbów. Miał ze sobą kilka worków i osła, na które go miał włożyć ciężar, prócz tego miał zamiar ustawić jeszcze paki przed pagórkiem i w nie składać tkaniny jedwabiem i złotem haftowane i różne przedmioty zbytkowne, o których tam istnieniu mówił mu poczciwy Ali Baba.
Stanąwszy przed pagórkiem wymówił owo zaklęcie, którego wyuczył go Ali Baba i natychmiast drzwi się otwarły, a gdy wszedł do wnętrza, zatrzasnęły się cicho, pozostawiając odurzonego widokiem bogactw Kassima.
Napakował pełne worki złota, pieniędzy, klejnotów, pełne kieszenie pereł i brylantów, i widząc, że już więcej nie udźwignie, postanowił wydostać się stąd czemprędzej.
Ale cóż za nieszczęście! Bogacz, przejęty tylko myślą, aby jaknajwięcej zabrać zdobyczy, zapomniał, jak ma przemówić, aby drzwi się otwarły.
Probował w rozmaity sposób przemawiać, ale nie mógł natrafić na to, czego było potrzeba, aby wyjść stąd i nie wpaść w zbójeckie ręce.
Minęło kilka godzin i przypomnieć sobie nie mógł owych słów czarodziejskich, a tymczasem zbójcy wpadli do jaskini i zdziwieni ogromnie obecnością człowieka, zabili go, pomimo błagań o litość i poćwiartowawszy zawiesili we wnętrzu tuż przy drzwiach pagórka.
Żona bogacza cały dzień czekała na jego powrót, poczem zaczęła się niepokoić, płakać, wreszcie poszła do Ali Baby i opowiedziała o swem zmartwieniu.
Ali Baba zrozumiał, że pewnie zbójcy przyłapali na braniu ich zdobyczy i zamordowali.
Pocieszał jednak bratowę, mówiąc, że być może, Kassim nie wszedł do jaskini ze skarbami, może czeka aż wyjdą zbójcy, o ile widział, że przyjechali do lasu.
Postanowił jednak, sam będąc mocno zaniepokojony, iść do lasu i zobaczyć, co się z jego bratem zdarzyło.
Już podchodząc do pagórka spostrzegł paki leżące i zabitego osła, którego Kassim wziął rano ze sobą.
Zbolały i przeczuwający nieszczęście Ali Baba otworzył słowami zaklęcia pagórek i odrazu wszedłszy na próg, wydał okrzyk rozpaczy.
Kassim poćwiartowany, widocznie dla postrachu tych, którzy znali zaklęcie i wejść mogli po skarby, wisiał w różnych miejscach jaskini...
Ali Baba zabrał z sobą ciało nieszczęśliwego brata i czemprędzej udał się do domu, aby obmyślić coś, coby nie wykryło istotnego powodu śmierci. Zbóje bowiem czuwać pewnie będą nad tem czyj gdzie będzie pogrzeb, aby natrafić na Kassima i wtedy wymordować całą rodzinę zabitego, przeczuwając, że wie o sposobie dostania się do ich skarbca.
Przyniósłszy pocichu zwłoki bogacza do domu, pocieszał, jak potrafił bratowę i zaopiekował się nią i jej dziećmi.
Ale jak tu zrobić, żeby nikt nie wiedział o poćwiartowanem ciele? Trzeba je pozeszywać, ale któż to potrafi? A jeśli i potrafiłby ktoś, to rozgłosi i zbójcy będą mieli możność zemszczenia się za zabraną część bogactw...
Miał Ali Baba u siebie, odkąd się wzbogacił bardzo dobrą i przywiązaną do swych państwa niewolnicę, imieniem Morganę.
Dziewczyna ta była bardzo roztropna i jej powierzył tajemnicę Ali Baba.
Morgana, znała pewnego biednego szewca Machmeda, który umiał zeszywać buty, a więc i ludzi.
Poszła do niego i umówiwszy się o cenę, zawiązała mu oczy, aby nie widział dokąd idzie i zaprowadziła do domu żałoby.
Machmedowi odwiązali chustkę i kazano jaknajsprawniej wziąć się do tej tajemniczej roboty.
Gdy zeszył już ciało Kassima, zapłacono mu, zawiązano znów oczy i odprowadzono do domu.
Machmed nie wiedział gdzie zszywał ciało i kim był zabity i poćwiartowany człowiek i nawet nie był tego ciekawy, dość, że dużo na nim zarobił i miał na czas jakiś pieniądze dla utrzymania rodziny.
Żona zamordowanego doskonale udała chwilę rozpaczy, w której niby dopiero teraz straciła męża.
Znajomym i odwiedzającym zmarłego opowiadała, że umarł na serce, że nie chorował wcale i dlatego nikt o jego stanie zdrowia nie wiedział.
Uwierzono i ubolewano nad wdową, a na pogrzeb zebrały się setki ludzi, odprowadzających na miejsce wiecznego spoczynku zmarłego tak nagle Kassima.
Tymczasem zbójcy nie próżnowali. Zatrwożeni tem, że ktoś wie o miejscu schowania ich skarbów postanowili pojechać do miasta i wywiedzieć się coś niecoś o jego mieszkańcach.
Wysłali więc jednego z najsprytniejszych ze swych współtowarzyszy, oczekując wyniku jego poszukiwań.
Wysłany zbójca miał szczęście. Jak tylko wszedł do miasteczka, przebrany za kupca, natknął się właśnie na owego szewca Machmeda, który zeszywał niedawno poćwiartowanego Kassima.
Stanąwszy przed nim, zaczął niby ubolewać nad jego dolą, nad marną odzieżą i małym szewckim zarobkiem.
Machmed wzruszony współczuciem nieznanego mu kupca, rozgadał się na dobre i powiedział zbójowi, że czasami zdarza się i jemu grubo zarobić, jakto było niedawno, gdy zeszywał ciało jakiegoś poćwiartowanego człowieka.
Zbój, o małoco nie wykrzyknął z radości.
A więc dowie się kim był ten grabieżca i gdzie mieszka jego rodzina, która napewno wie o sposobie otwarcia jaskini ze skarbami.
Zaczął się więc wypytywać, ale Machmed niczego nie wiedział. Miał oczy zawiązane chustką bardzo szczelnie, prowadzono go i odprowadzono do domu.
Ale przebiegły zbójca, na różne sposoby starał się wybadać szewca, potem wziął się na sposób i obiecał mu dużą sumę pieniędzy, jeśliby sobie przypomniał dokąd chodził.
Zawiązał mu oczy chustką i idąc obok niego czuwał, żeby nie upadł.
Machmed szedł wciąż pamiętną drogą, wreszcie doszedłszy do drzwi Ali Baby, powiedział, że tu właśnie zatrzymano go i wpuszczono.
Zbójca naznaczył drzwi kredą i czemprędzej poszedł zawiadomić swych towarzyszy, aby byli gotowi napaść na dom odnaleziony jego wroga.
Jakież jednak było jego zdziwienie, gdy zastał kilkanaście bram naznaczonych w tenże sam sposób.
Niewolnica bowiem Ali Baby, roztropna Morgana, idąc do miasta zauważyła drzwi ponaznaczane kredą i obawiając się czegoś złego dla swego pana, ponaznaczała w tenże sam sposób drzwi wszystkich domów narożnych.
Rozzłoszczony zbójca naznaczył po raz drugi, przyszedłszy znów z Machmedem do miejsca, gdzie ten zeszywał zwłoki, ale spotkało go to samo, co i przedtem.
Morgana i teraz ponaznaczała drzwi innych domów i w ten sposób omyliła ślad zamieszkania Ali Baby.
Gdy i po raz trzeci to samo spotkało zbója, postanowił działać w inny sposób.
Przyprowadziwszy szewca do owego domu, obejrzał go dobrze, zauważając każdy szczegół i nie robiąc żadnych znaków kredą, postanowił przyjść tu z towarzyszami i podstępem wymordować rodzinę Ali Baby, zaczynając od tego ostatniego.
Kazał więc nakupić dużo ogromnych beczek do oliwy, kilkanaście mułów i objuczywszy je, zajechać na noc do Ali Baby.
Trzydzieści kilka beczek było próżnych, jedna tylko napełniona została dla niepoznaki oliwą.
W puste beczki powchodzili zbójcy uzbrojeni w noże i rewolwery, gotowi na rozkaz swego herszta rzucić się na mieszkańców domu i wszystkich wytracić.
Pod wieczór, gdy się zmierzchało, zbójcy naładowali beczki na wozy i podjechali do wrót domu Ali Baby.
Jeden z nich ów dowódca wyprawy wyszedł naprzeciwko Ali Baby, który siedział na werandzie przed domem i w słowach uniżonych prosił o przyjęcie pod swój dach, na noc jak również o pozwolenie postawienia owych beczek, mówiąc, że są one napełnione oliwą, którą zamierza jutro przed świtem wywieźć i sprzedać.
Ali Baba, jak zwykle dobroduszny i gościnny z łatwością zgodził się na to, każąc dla dowódcy, mniemanego kupca oliwą, urządzić wygodne posłanie, a muły umieścić w stajni i nakarmić.
Nadeszła noc. Wszyscy w domu pospali się na dobre, jedna tylko Morgana, z polecenia Ali Baby, gotowała mu śniadanie na bardzo wczesny ranek, gdyż miał gdzieś wyruszać zaraz po wschodzie słońca wraz ze swym niewolnikiem Achmedem.
Naraz lampa w kuchni zagasła, zbrakło oliwy i Morgana, znalazłszy się w ciemnościach, nie wiedząc co począć, zeszła do czuwającego jeszcze Achmeda, zapytując czy niema gdzie trochę oliwy.
Nie miał jej ani kropli, ale poradził Morganie, aby poszła na podwórze i nabrała z której z beczek oliwy.
Wzięła więc lampę ze sobą i poszła, a nachyliwszy się nad beczką, aby z niej zaczerpnąć, przerażona odskoczyła natychmiast.
Z wnętrza beczki ozwał się głos ochrypły:
— Czy już?
Umówili się bowiem zbóje, że herszt da im znać, kiedy mają wyłazić z beczek, a wtedy wszyscy gromadą rzucą się na domowników.
Morgana, cała drżąca odpowiedziała, jak mogła najgrubszym głosem: — Jeszcze nie, ale niezadługo! —
I tak, chodząc od beczki do beczki słyszała toż samo zapytanie i tęż samą każdemu dawała odpowiedź.
Dopiero w ostatniej beczce była oliwa.
Zaczerpnęła jej i poszła na górę do siebie, rozmyślając, co robić?
Decydować się trzeba było prędko, bo mogła być katastrofa.
Po krótkiej więc chwili namysłu, plan był już gotowy.

Morgana wzięła ze sobą duży rondel, zeszła na dół, nabrała weń oliwy, potem zagotowała ją i zeszedłszy na dół, warem tym zalewała po kolei wszystkich zbójów w beczkach ukrytych, uśmiercając ich natychmiast.

Uczyniwszy to, spokojna, że jej państwu nic złego już się nie stanie, położyła się spać i przespała noc całą bez przebudzenia.
Tymczasem dowódca, doczekawszy chwili, kiedy wszyscy w domu posnęli, w umówiony sposób chciał wezwać swych towarzyszy do niecnej roboty.
Rzucił więc przez okno kamykiem w jedną z beczek, ale żadnej nie otrzymał odpowiedzi.
— Cóżto? czyżby usnęli? — pomyślał zbójca — Pójdę ich zbudzić!
Zeszedł na dół, zajrzał do beczek, nikt się nie odezwał i nie poruszył, tylko silna woń oliwy i spalenizny doleciała do zbója i napełniła go przerażeniem.
Zrozumiał, że ktoś w ten sposób pomordował jego towarzyszy, tembardziej, że spojrzawszy do wnętrza ostatniej beczki, spostrzegł brak dużej ilości oliwy.
Nie wracając już więcej na górę, rzucił się do ucieczki, wiedząc, że niebezpiecznie mu tutaj siedzieć.
Rankiem, gdy Ali Baba zeszedł na dół, aby przygotować się do podróży, nakarmiwszy swego muła na drogę, zdziwił się widząc, że kupiec nie wyruszył jeszcze z jego domu, pomimo, że zapowiadał wyjechać jeszcze przed świtem.
Podczas, gdy jadł śniadanie, Morgana podeszła do niego i pozdrowiwszy go opowiedziała całą historję o ukrytych zbójcach, radząc jaknajprędzej ich pogrzebać, aby wieść o tem nie rozeszła się wszędzie i nie naprowadziła policji.
Wzruszony przywiązaniem swej niewolnicy i roztropnością, Ali Baba uczynił ją od tej pory wolną i mogącą rozporządzać swoją osobą.
Ale Morgana, aczkolwiek już nie niewolnica, nie odeszła od Ali Baby, czuwając wciąż nad domem swego dobrego pana i oddając mu, jak i przedtem nieocenione przysługi.
Wykopano doły za ogrodem i pogrzebano zbójców, a dowódca, bardziej jeszcze teraz pałający zemstą, postanowił chwycić się innego sposobu, aby zgładzić ze świata nienawistnego i niebezpiecznego Ali Babę.
Nabrał więc dużo jedwabnych tkanin z owej kryjówki w lesie, wynajął sklep naprzeciwko domu Ali Baby i postanowił zawrzeć znajomość z jego synem, który również miał sklep z przeróżnemi materjałami i galanterją.
Znajomość zawiązała się szybko. Młody Tabet polubił nowego sąsiada-kupca i często z nim przebywał.
Doszło do tego, że mniemany kupiec zaproszony został na kolację do Ali Baby, który w przebraniu nie poznał owego zbójcy, doskonale udającego wielkiego przyjaciela i życzliwego doradcy w rzeczach handlowych.
Jedna tylko Morgana, mając niezwykle bystry wzrok, dostrzegła zjadliwy błysk oczu przebranego zbója i pod połą ubrania ukryty sztylet.
Zrozumiała kim był ów gość zaproszony i wiedziała w jakim celu wkradł się w przyjaźń syna Ali Baby i wszedł do ich domu podstępem. Postanowiła znów działać.
Morgana była świetną tancerką. Nie było tańca, któregoby nie znała. Celowała głównie w modnym wówczas tańcu ze sztyletem.
Weszła więc przybrana bogato i zaprojektowała swemu panu, żeby tańcem rozweselić mogła owego gościa.
Zbójowi pilno było wykonać swój niecny projekt, nie bardzo mu więc na rękę był ów taniec Morgany, ale, nie chcąc okazać jakiejkolwiek niechęci, aby nie popsuł tem swego planu, zgodził się niby z radością na widowisko taneczne.
Morgana tańczyła prześlicznie, zwłaszcza ostatni taniec z mieczem przewyższał wszelkie oczekiwanie.
Rzuciwszy miecz w kąt komnaty, Morgana miała rozpocząć taniec ze sztyletem.
Zaczęła więc w podskokach zbliżać się do owego kupca, wreszcie porwała z za szaty jego sztylet i tańcząc, wywijać nim poczęła.
Zbójca wiedział, że mu zwróci ten sztylet i spokojnie siedział, oczekując końca owego widowiska.
Naraz Morgana wywijając sztyletem pchnęła nim w pierś zbójcy, kładąc go na miejscu trupem.
— Nieszczęsna! cóżeś uczyniła? — zawołali jednocześnie Ali Baba i syn jego Tabet.
Co zrobimy teraz?
— Nie bójcie się — odpowiedziała Morgana — nikt was karać za niego nie będzie! Patrzcie — oto kim był ów mniemany kupiec.
Mówiąc to, odsłoniła jego szatę, pod którą ukryta była broń wszelkiego rodzaju i opowiedziała, jak z błysku okrutnych oczu poznała owego zbójcę, który raz już chciał wymordować rodzinę Ali Baby.
Ali Baba nie miał słów na wyrażenie Morganie swej wdzięczności, dziękował jej tylko ze łzami i wzrokiem swym przemawiał o czemś do syna.
Tabet zrozumiał życzenie ojca, podszedł do Morgany i prosił ją o zgodzenie się na poślubienie jej. Czynił to zaś nietylko dlatego, że ojca to było życzeniem, ale, że miał do niej skłonność i odczuwał ogromną wdzięczność.
Ali Baba widział szczęście swego syna, cieszył się niem jeszcze długo i nie zapomniał nigdy o wdzięcznem i oddanem sercu byłej niewolnicy.
Przed śmiercią wskazał synowi sposób otwarcia kryjówki w lesie, ten zaś przekazał tę tajemnicę swemu potomstwu i szło szczęście i dostatek z pokolenia do pokolenia, które zawdzięczało wszystkie bogactwa i niezaznanie braku dobremu i miłosiernemu do końca życia Ali Babie.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.