Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdziwiony Aladyn, nie poczuwał się do żadnej winy, więc sądził, że to żart lub omyłka.
Niestety jednak musiała to być prawda, bo skrępowano mu ręce i jak zwykłego zbrodniarza prowadzono przez ulice miasta.
Lud, kochający go serdecznie za hojność i dobroć serca, zaczął silnie buntować się przeciw podobnemu postępowaniu z jego ulubieńcem.
Wołano głośno, aby go natychmiast uwolniono, wreszcie obrzucono przezwiskami a nawet kamieńmi wiodących Aladyna rycerzy.
Tak doszli do cesarskiego pałacu, gdzie zasiadł na tronie monarcha i grzmiącemi słowy powitał niewiedzącego o niczem zięcia.
— Co mi zarzucasz, o, cesarzu! — zapytał Aladyn.
Gdzie jest moja córka? — odpowiedział.
— Zostawiłem ją w pałacu zdrową i szczęśliwą — odpowiedział Aladyn.
— A gdzież ten twój pałac? Czarownikiem jesteś i jako taki będziesz natychmiast ścięty!