Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chłopiec stanowczo żądał wydobycia siebie z głębi, a dopiero wtedy zwróciłby stryjowi ową brzydką, i starą lampę.
Oburzony nieposłuszeństwem Aladyna czarownik zaklął mocno i tejże chwili drzwi tajemne zawarły się nad struchlałym z przerażenia chłopakiem i żadne z jego błagań i wołań o ratunek nie były już przez czarownika słyszane.
Jakże żałował Aladyn, że nie oddał mu starej lampy, że nie posłuchał swego srogiego stryja!
Rzucał się jak w klatce po komnatach usianych brylantami, szafirami, rubinami i innemi drogocennemi kamieniami.
Nigdy chyba na ziemi zasypanej złotem i najcenniejszemi kamieniami nie tarzało się w tak wielkiej i bezsilnej rozpaczy ciało niczyje, nigdy chyba wśród przepychu takiego i skarbów nie wołano tak rozpaczliwie o ratunek i nie wydawano tak straszliwie bolesnych jęków...
Dwa dni przeminęło bez zmiany. Aladyn spragniony i głodny czuł swój zbliżający się koniec.
Młody chłopak chciał żyć za wszelką cenę, ulatywało zeń życie i lada chwila mógł