Przejdź do zawartości

Błagalnice (Ajschylos, tłum. Kasprowicz, 1911)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ajschylos
Tytuł Błagalnice
Pochodzenie Cztery dramaty
Wydawca E. Wende i Spółka
Data wyd. 1911
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Jan Kasprowicz
Tytuł orygin. Ἱκέτιδες
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



BŁAGALNICE
(HIKETYDY)





OSOBY DRAMATU:

CHÓR DANAID.
DANAOS.
KRÓL ARGIWÓW.
GONIEC.



Wybrzeże morskie. Po jednej stronie morze, po drugiej Argos. Ołtarze Apollona, Hermesa, Posejdona. CHÓR DANAID, wraz z służebnicami, zbliża się od morza, z oliwnemi gałązkami w ręku. Nieco później ojciec ich, DANAOS.

PRZODOWNICA CHÓRU.
O zbawco Zeusie, skieruj wzrok łaskawy
Na kres tej naszej wyprawy,
Którejśmy siły wspolnemi,
Ujść Nejlosowych porzuciwszy miały,
Drogami wód dokonały.
Z boskiej, ze Syrją graniczącej ziemi
Precz uciekłyśmy, nie, by ludu gniew
Kazał nas wygnać za wylaną krew,
Lecz, wstręt uczuwszy do grzechu
Małżeńskich ślubów z Ajgipta synami,
Z tą naszą bracią stryjeczną,
Przypłynęłyśmy w pospiechu
Do tych wybrzeży.
Ojciec Danaos płynął razem z nami:
On to swą radą skuteczną,
Zważywszy bole,
Najchwalebniejszą jeszcze wybrał dolę,

Każąc przez morskie uciekać głębiny
Do tej argiwskiej dziedziny,
Skąd się wywodzi nasz ród.
Albowiem tutaj ku naszej macierzy,
Którą giez straszny ostrym kolcem bódł,
Zeus się przybliżył i stał się swym tchem
Zapłodzicielem jej łona.
I oto któraż z ziem,
Naszej litując się nędzy
Przyjmie najprędzej
Nas, w biednej dzierzące dłoni
Błagalne, wełną owite gałązki,
Jeśli nie ona,
Bacząca na krewne te związki?
O grodzie! o ty ziemio! o ty, jasna toni!
O wy najwyżsi niebianie
I wy, czcigodne bóstwa, co święte mieszkanie
W podziemnej macie krainie,
I Zeusie, ty zbawco trzeci,
Strzegący domostw zbożnych ludzi,
Błagamy was ninie,
Raczcie łaskawie przyjąć swoje dzieci,
Przyjaźnem tchnieniem tej gleby
Raczcie tę rzeszę powitać niewieścią!
W chwili
Tej naszej gorzkiej potrzeby
Niech was pobudzi
Prośba, przejęta boleścią,
Abyście synów Ajgiptowych łodzie
Precz odrzucili
Na morskie, wzburzone powodzie!
Zanim w swej pysze

Na brzeg ten wstąpią, niechaj głębie morza
Wichr rozkołysze!
Niechaj przepadną
Pośród błyskawic i gromów,
Śród burz, siekących deszczem,
Zanim w zuchwalstwie złowieszczem
Do swych zawloką nas domów,
Zanim swą ręką zdradną
Ci nasi wstrętni bratowie —
Niech na to Temis boża
Karą odpowie! —
Na swoje rzucą nas łoża!
CHÓR.
Teraz cię temi słowy
Wzywam, potomku Zeusowy,
Ty, coś jest czci naszej stróż
Tam, poza krańcem mórz;
Ty, któryś powstał z trawożernej krowy,
Gdy Zeus ją dotknął swem tchnieniem;
Dobiegł do kresu jej czas,
By Epafosa nazwać cię imieniem [1].

*

Mówiąca o tem, wspomnę,
Jakie cierpienia ogromne
Znosiła pośród tych niw
Nasza Pramacierz!... Dziw,
Dziw to dla wszystkich, że my, dziś bezdomne,
Z takich rodziców powstały!

O kłamny dowód któż posądzi nas?
Prawda zabłyśnie w swej potędze całej!


∗                    ∗

Śledzący tu ptaków lot,
Gdyby wróż jaki posłyszał, jak w daj
Idzie nasz żal,
Naszego bolu grot,
Zapewne pomyślałby on,
Że to w słowika zmieniona
Jęczy nieszczęsna Terejowa żona,
Jastrzębi widząca szpon —

*

Że, chroniąc się z krzewu w krzew
Przed tym pościgiem, oskarża swój los;
Że płacze w głos,
Że jej żałosny śpiew,
Nabrzmiały krwawicą mąk,
Coraz żałośniej się szerzy
Nad dolą syna, co zginął z macierzy
Niemacierzyńskich rąk.


∗                    ∗

I ja też sama, tych iońskich skarg
Świadoma,
Nad Nilem opalone krwawię sobie lice
I pierś, przywykłą do łez,
Szarpię rękoma!
Kwiat bolu zrywam z trwogą i ze drżeniem warg,
Czy kto z zamieszkujących oną mgieł ziemicę
O naszej drogi zatroszczył się kres?

*

Lecz wy bogowie rodzimi tych ziem,
Co blaski
Ócz swych zwracacie ku prawu, jeżeli
Dać nie możecie nam
Pełni swej łaski
Wbrew losom, złamcie pychę, brońcie ślubów!... Wiem,
Że biednym niedobitkom opieki udzieli
Schron nasz ostatni, święty, boży chram.


∗                    ∗

Niech prawda wypełnia się boża!
Ale gdzież znajdzie się człek,
Coby Zeusowych myśli poznał bieg?
Przecież nas biją swą jasnością w oczy,
Choć noc przeznaczeń je mroczy.

*

Nie zginie gdzieś pośród bezdroża,
Co z głowy swej wywiódł bóg.
Lecz w gęstwiach gubią się zakosy dróg,
Któremi święta jego wola chodzi,
W mgieł się chowają powodzi.


∗                    ∗

On, niestrudzony,
Ludzi bezbożnych strąca
Z największych szczytów nadziei.
Któż wobec mocy jego się ostoi?
Nie ma przeciwko niej zbroi:
Co raz zamierzy potęga, dzierząca
Niebiańskie trony,
Wszystko się spełnia z kolei.

*

Spojrzyj, o Panie,
Na owej pychy kwiaty,
Na tę niesforną brać młodą,
Pragnącą z nami wejść w małżeńskie śluby!
Lecz szał ten źródłem jest zguby!
Zawiśnie nad nią karząca dłoń Aty
I żal powstanie:
Tak ją te chucie zawiodą!


∗                    ∗

Taki żal
Rwie się w dal
Z tej nieszczęsnej piersi mej!
Taki z warg
Ciężar skarg
W łzach mi spływa!
O jej! O jej!
Jam żywa,
A śpiewam na własnym pogrzebie!
Pod twą się uciekam obronę,
Pragnę cię zjednać dla siebie,
O Apio[2], ty ziemio wzgórz!
Obcy mój język ci znany,
Same-li na mnie łachmany,
Ach! nieraz już
Sydońską darłam zasłonę.

*

Śród tych dróg
Gdy mnie bóg
Nie zawiedzie w śmierci kraj,

Hojna dań
Spadnie nań
Z mojej ręki.
O jej! O jej!
Czyż męki
Straszna mnie fala pogrzebie?
Pod twą się uciekam obronę,
Pragnę cię zjednać dla siebie,
O Apio ty, ziemio wzgórz!
Obcy mój język ci znany,
Same-li na mnie łachmany,
Ach! nieraz już
Sydońską darłam zasłonę!


∗                    ∗

Płótno mych żagli i wiosło
Wraz z tramem, zaporą powodzi,
Z pomyślnym wiatrem dotychczas mnie niosło
W bezpiecznej łodzi
Po fali —
I na to serce moje się nie żali.
Przeto i dalej,
Wszechwidny ojcze nasz,
Niech wszystko ku szczęściu nam bieży.
Twa boża
Niech czuwa straż,
By plemię czcigodnej macierzy
Unikło niewoli złej —
O jej! —
By uszło ślubnego dziś łoża.

*

Rada ci jestem, o święta
Córo Zeusowa, więc rada
Niechaj dziś o mnie i twa myśl pamięta!
Ściga nas zdrada!
Dziewice
K’tobie, dziewico, wznoszą swe źrenice:
Zwróć k’nam swe lice!
Wszakże potęgę masz,
By nas z tej wyrwać obierzy!
Twa boża
Niech czuwa straż,
By plemię czcigodnej macierzy
Unikło niewoli złej —
O jej! —
By uszło ślubnego dziś łoża!


∗                    ∗

Inaczej, te twarze,
W słonecznym spalone żarze,
W głąb ziemi
Z gałązki zejdą błagalnemi,
Do onych włości,
Gdzie Zeus wszystkich gości!
Inaczej,
Od stryczka zginiemy w rozpaczy,
Gdy olimpijskie odtrąca nas bogi!
Ha! Zeusie! O jej!
Na Ionę
Sądy zwalone
Do tej ścigają nas chwili!
Zawiść małżonki twej
Widzę dotychczas, jej srogi,

Okrutny gniew!
Sili się, sili
Straszliwej burzy wiew!

*

O jakież złe wieści
Uchybiać będą twej części,
Ty boże,
Iż tak surowem stać się może
Ojcowskie serce,
Iż tak w poniewierce
Masz syna!
0 niechaj twych niebios wyżyna
Raczy się ku mnie nachylić, niebogiej!
Ha! Zeusie! O jej!
Na Ionę
Sądy zwalone
Do tej ścigają nas chwili!
Zawiść małżonki twej
Widzę dotychczas, jej srogi,
Okrutny gniew!
Sili się, sili
Straszliwej burzy wiew!
DANAOS.
Roztropnie, moje dzieci! Roztropna opieka
Rodzica sędziwego, wiodąc was z daleka,
Bez szwanku do argiwskich dotarła wybrzeży.
I tutaj mojej radzie zaufać należy,
Bo oto, niemy zwiastun wojska, kurz wyrasta
Po drodze i naokół osi trzeszczy piasta.
Na koniach i na wozach zbliżają się męże —
O, widzę! — uzbrojeni w włócznie i pawęże.

Kto wie, może od gońców mając wiadomości,
Ruszyli k’nam na zwiady książęta tych włości.
Lecz mówię: czy tu w dobrym zdążają zamiarze,
Czy z srogim gniewem w sercu przywodzą swe straże,
Najlepiej zawszeć będzie dla drogich mych córek,
Jeżeli na bóstw wojny schronią się pagórek:
Od wieży i od tarczy pewniej ołtarz broni,
Owite wełną różdżki w lewej dzierżąc dłoni —
Zeusowi strój to miły, — idźcie więc co prędzej
I, zbożnie je podnosząc, żalcie się swej nędzy:
Wstydliwie i pokornie, jak bywa najgodniej
Przybyszów, opowiedzcie, że nie krwawej zbrodni
Wygnała was przyczyna. I to wam przypomnę,
Abyście w słowach swoich nie były nieskromne:
Niech z oczu wam i twarzy cicha bije dbałość,
By nikt was nie posądził o czelną zuchwałość.
A nie być też zbyt wścibską, zbyt rozwlekłą w mowie —
Przywara to właściwa wszelkiej białogłowie.
Ustępuj, gdzie potrzeba — biedni my tułacze!
Nie dobrze, jeśli słabszy zbyt zuchwale kracze
PRZODOWNICA CHÓRU.
Roztropne do roztropnych zwracasz, ojcze, słowa.
Zbawienne twoje rady w pamięci zachowa
Me serce. Oby bóg się zajął naszą sprawą.
DANAOS.
Tak! Oby na nas spojrzał źrenicą łaskawą.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Chcę, ojcze zająć miejsce tuż przy twoim boku.
DANAOS.
Nie zwlekaj — ocalejesz, gdy przyspieszysz kroku.

PRZODOWNICA CHÓRU.
O Zeusie, swej litości nie skąp nam obrończej!
DANAOS.
Gdy zechce on, szczęśliwie wszystko się zakończy...
I ptaka Zeusowego trzeba wezwać łaski.
PRZODOWNICA CHÓRU.
I was wezwiemy, słońca opiekuńcze blaski.
DANAOS.
A także nieb wygnańca, bożego Apolla.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Pomoże nam, gdyż równą była jego dola.
DANAOS.
Tak, niechaj z swą opieką i on przy nas stanie.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Ku którym jeszcze bóstwom zwrócić mam błaganie?
DANAOS.
O, znamię widzę boga i w onym trójzębie.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Niech przyjmie nas na lądzie, jak wiódł nas przez głębie.
DANAOS.
Patrz, Hermes! U Hellenów w innej żyje części.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Więc niech nam wybawienie rozkoszne obwieści.
DANAOS.
Naokół wszystkich bogów wspólnego ołtarza
Usiądźcie, gołębice, które tłum przeraża

Jastrzębi, ród pokrewny, równoskrzydły, wiera,
Skalany krwią! O, ptaka jeśli ptak pożera,
Czyż może zwan być czysty? A można człowieka
Zwać czystym, jeśli dziewkę, co przed nim ucieka,
W małżeństwo pragnie pojąć? O nie! za swą winę
Zapłaci, skoro zejdzie w Hadesu głębinę.
Tam Zeus, jak mówią, inny, wyrok już ostatni
Wydaje na występki: Nie ujdą tej matni
Zbrodniarze. Lecz — uważać! Słuchać rady mojej,
Ażeby wam w tej doli nie zbrakło ostoi.

Otoczony świtą zbrojną, wchodzi PELASGOS, król Argiwów.

KRÓL.
A kogóż ja powitam? Jakiej ziemi dzieci,
Na których cudzoziemski, suty strój się świeci?
Mów, rzeszo niehelleńska! W Argolis i w całej
Helladzie nigdy dotąd w takiej nie chadzały
Ozdobie białogłowy. Dziwy, istne dziwy,
Ze oto przybywacie na te nasze niwy
Bez gońców, nie wiedzący, kto was tu obroni.
Co prawda, to z różdżkami błagalnemi w dłoni
Siadłyście u bóstw wojny i po tym zwyczaju
Domyśli się zamiarów lud naszego kraju,
Lecz więcej snać się nigdy nie dowie, jeżeli
Pewniejszych nam wasz język wieści nie udzieli.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Nie mylny jest twój domysł co do mej odzieży.
Lecz wyjaw, kogo w tobie widzieć mi należy?
Czy grodu naczelnika, czy świątyni stróża?
KRÓL.
Niech śmiało się przede mną twe serce wynurza.

Syn jestem zrodzonego z ziemi Palajchthona,
Pelasgos, pan tych dziedzin. Gleba to niepłona,
Owoce jej lud zbiera, Pelasgami zwany
Od czasu mego władztwa. Podległe mi łany,
Przez króre święty Strymon przepływa i dalej,
Ku słońca zachodowi, aż do morskiej fal,
Perrhajbów kraj i Pindas i Pajonów plemię
I góry Dodonejskie są moje. Tę ziemię
Zowiemy zasię Apią od dawnego wieki
Na cześć jej zbawiciela, potężnego człeka,
Apisa. Lekarz-wróżek, syn Apollinowy,
Z Naupaktji przybył tutaj, aby zetrzeć głowy
Potworów ludożerczych. Ziemia ich zrodziła,
Przed laty krwią skalana; zajadłego siła
Narodu, gniazda smoków ohydnych wyrosły
Z jej wnętrza. Że więc Apis w swej mocy podniosłej
Zbawienne znalazł środki, co z nieszczęść wywiodły
Ten kraj nasz, przeto wdzięczne sławią go dziś modły.
Dokładnie znasz już wszystko co do mnie, więc za to
I swym się pochwal rodem — krótko, węzłowato,
Bo gród nasz rozwlekłego nie lubi wywodu.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Od razu przeto-ć rzekę: argiwskiego rodu
I myśmy, obdarzonej synem młodej krowy
Potomstwo. Prawdziwemi wykażę-ć to słowy.
KRÓL.
Zaiste, cudzoziemki, sprawa to nie łatwa
Uwierzyć, żeście rodu argiwskiego dziatwa.
Nie! raczej do Libijek podobne jesteście,
Niż do tych, co się tutaj, w naszem rodzą mieście.
Płód taki mogły wydać Nilowe ziemice,

A rysy te kipryjskie mają wasze lice
Po dzielnych chyba ojcach. Więcej dałbym wiary,
Że z roduście koczownic, co, słyszę, obszary
Indyjskie aż po rubież etjopskiej ziemi
Na chyżych przebiegają wielbłądach. Z krwawemi
Porównałbym was raczej Amazonki, w dłoni
Nie widzę jednak u was strzałonośnej broni.
Dlatego pożądaną wielce mi nauka,
Skąd związku z krwią argiwską wasze plemię szuka
PRZODOWNICA CHÓRU.
Tu, w Argos, była Io dzierżycielką kluczy
W świątyni boskiej Hery — tak wieść dawna uczy.
KRÓL.
Czy wieść, która powiada, że z niebieskich włości —
PRZODOWNICA CHÓRU.
— — Zeus zeszedł, by się z Io połączyć w miłości,
Że wraz też oczy Hery tę miłość spostrzegły.
KRÓL.
I jakże spór się skończył, w sercu bóstw rozżegły?
PRZODOWNICA CHÓRU.
W jałówkę ją zmieniła. — Oto gniewu skutki.
KRÓL.
Więc Zeus do pięknorogiej przystępował młódki?
PRZODOWNICA CHÓRU.
Tak, zbliżał się do Io w buhaja postaci.
KRÓL.
A jakżeż jej się niebios władczyni odpłaci?
PRZODOWNICA CHÓRU.
Wszechwidzącego stróża dała biednej krowie.

KRÓL.
Co zacz on? Niech mi na to język twój odpowie.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Wszechwidny pasterz, Argos; pad-r z Hermesa ręki.
KRÓL.
Czy nadto jeszcze inne zesłała jej męki?
PRZODOWNICA CHÓRU.
Tak, gza na nią puściła Zeusowa małżonka.
KRÓL.
W krainach Inachowych [3] zwią go mianem bąka.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Od granic ją do granic gnała moc ta wściekła.
KRÓL.
Wiem; prawdą jest to wszystko, coś mi dotąd rzekła.
PRZODOWNICA CHÓRU.
A gdy ją do Kanobu i Memfis przegoni,
Zeus wnętrze jej zapłodnił dotknięciem swej dłoni.
KFÓL.
A jakież płodu Zeusa i krowy jest miano?
PRZODOWNICA CHÓRU.
Epafem go prawdziwie i słusznie nazwano.
KRÓL.
Potćmstwo czy zostało po tym bożym synie?
PRZODOWNICA CHÓRU.
Tak, Libję spłodził, krajów bogatych władczynię.

KRÓL.
A po niej kto dziedziczy? Miała królewica?
PRZODOWNICA CHÓRU.
Dwudzietny Belos, rodzic mojego rodzica.
KRÓL.
I tegoż wyjaw imie wszechmądre dla świata.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Danaos. Pięćdziesięciu zaś jest synów brata.
KRÓL.
A ten jak się nazywa? Powiedz mi dokładnie.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Ajgiptos. Wiesz już wszystko, więc niechaj nie spadnie
Na ród ten nasz argiwski żadna klęska, panie.
KRÓL.
Tak, widzę, że od wieka macie na tym łanie
Swe prawa. Ale jakież przygnały was losy
Z ojczystych waszych dziedzin pod nasze niebiosy?
PRZODOWNICA CHÓRU.
Pelasgów królu! Mnogie spadają na ludzi
Nieszczęścia i gdy zło się do lotu przebudzi,
To skrzydła ma niejedne. Na życie tułacze
Któż myślał, że pójdziemy? I oto rozpacze
Pędziły nas do Argos, do tej ziemi świętej
Przygnały nas ku łożu małżeńskiemu wstręty.
KRÓL.
Dlaczego u bóstw wojny poszukujesz schroni,
Owite białą wełną mając różdżki w dłoni?
PRZODOWNICA CHÓRU.
Bo nie chcę niewolnicą być w Ajgipta domu.

KRÓL.
Nienawiść cię popędza, czy obawa sromu?
PRZODOWNICA CHÓRU.
A któżby chciał z krewnymi ślubne dzielić łoże?
KRÓL.
Lecz człowiek w takim związku w siłę wzrosnąć może.
PRZODOWNICA CHÓRU.
I potem jeszcze łatwiej słabszych się pozbywa?
KRÓL.
Więc jakżeż ma was poprzeć moja troska żywa?
PRZODOWNICA CHÓRU.
Błagamy, nie oddawaj nas Ajgipta synom.
KRÓL.
O nie mów! Wszak to wojny może być przyczyną.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Ochraniać będzie Prawo sprzymierzeńce swoje.
KRÓL.
Czy zawsze było przy was? O to ja się boję.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Uszanuj te w świątyni uwieńczone bogi.
KRÓL.
Na strojny patrząc ołtarz, pełen jestem trwogi.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Opiekun błagających, Zeus, swój gniew wyleje.
CHÓR.
O synu Palajchthona,
Wypełnij me nadzieje!
Pelasgów szlachetny panie,

Twej się opiece zwierza
Tułacza ma dusza.
Tak jałowica, przez wilki goniona,
Na stromej, skalnej przystanąwszy ścianie,
Zwraca się ufnie do swego pasterza,
Rykiem żałosnym go wzrusza.
KRÓL.
Spostrzegam, jak w gałązek tych ozdobie hojnej
Przyjaźnie się k'nam skłania rzesza bogów wojny.
Lecz oby tylko pobyt tych tułaczych gości
Zatargów niespodzianych nie wniósł w nasze włości,
Bo tego jużci miastu naszemu nie trzeba.
CHÓR.
O losów rozdzielacza,
Zeusa, władyki nieba,
Córko, Temido! Niech szkody
Nie spadną żadne z mej klęski
Na gród ten prastary!...

do Króla:

A jeśli w tobie ta dola tułacza
Obudzi litość, — posłuchaj mnie, młodej, —
Nie zazna cierpień twój żywot zwycięski:
Bóg lubi zacnych ofiary.
KRÓL.
Nie tylko w mym gościnnym usiądziecie domu!
A jeśli Pospolita Rzecz nie ujdzie sromu?
Lud cały ma rozważyć, jak odegnać trwogę,
Dlatego też przyrzeczeń żadnych dać nie mogę —
Odpowiem wam, gdy z grodem się moim naradzę.
CHÓR.
Tyś sam jest gród!

Tyś sam jest pan!
Ty sam prytanów masz władzę!
Ten łan,
Ten lud,
Ta świętość ołtarzy —
Wszystko na twoje rozkazy!
Za wszystko skinienie twe waży,
Na straży
Wszystkiego twój tron,
Twe berło jedynowładne!
Tylko wystrzegaj się zmazy!
KRÓL.
O, niechaj wszelka zmaza na mych wrogów spada!
Dopomódz wam bez szkody trudna będzie rada!
A jakżeż nie wysłuchać waszych próśb? Zaiste!
Lęk chwyta mnie głęboki! Azali na mgliste
Mam ważyć się koleje? Na niepewność losów?
CHÓR.
Ty z Tym się waż,
Na Tego patrz,
Co patrzy na nas z niebiosów!
Za płacz,
Za twarz,
Pokalaną łzami,
Gdy biedny dozna bezprawi,
Zeus, który zawsze jest z nami,
Zbiegami,
Gorzki zsyła plon!
Serca on karze zdradne
I nic go nie ułaskawi!

KRÓL.
A jeśli z ojczystemi ustawami w zmowie
Zabiorą was, swe krewne, Ajgipta synowie,
Któż zechce im się oprzeć? Waszą przeto rzeczą
Krajowe znaleźć prawa, co was ubezpieczą
Od władzy ich nad wami. W tem li jest obrona.
CHÓR.
Oby tych mędrców moc
Nigdy mnie w swoje
Nie pochwyciła ramiona!
Gwiazd roje
Wskazały mi drogę
W gwieździstą noc,
Jak mogę
Od wstrętnych ślubów uratować duszę.
Więc bogów mając na względzie,
Z Sprawiedliwością zawarłszy sojusze,
Ty dzisiaj zamień się w sędzię.
KRÓL.
Nie łatwo być tu sędzią. Uwolnij mnie z trudu!
Poprzednio ci już rzekłem, iż bez zgody ludu
Choć mógłbym, nie uczynię niczego. Jeżeli
Nie uda się nam sprawa, głos obywateli
Zawoła: dla przybyszów własną zgubić ziemię.
CHÓR.
Zeus, obu krewnych bóg,
Równą szalą waży
I jedno i drugie plemię.
Złem darzy
Za złe, a gdy cnoty
Trzymasz się dróg,

Swej złotej
Nigdy ci za to nie poskąpi łaski
Przecz się twe serce nie wzdraga,
Ażeby z prawem nie wchodzić w niesnaski,
Gdy równa boża jest waga?
KRÓL.
Jak nurek, trzeba bystrem zanurzyć się okiem
W tym wirze zbawczej troski, w jej morzu głębokiem
Potrzeba się zatopić i sięgnąć aż do dna,
By przedsię żadna klęska nie spadła niegodna
Na miasto, a i dla nas iżby obrót wzięło
Szczęśliwy w dniu dzisiejszym rozpoczęte dzieło.
Wszak nie chcę, aby skrzywdził jaki zatarg wraży
Opieki szukających u bogów ołtarzy!
Wszak nie chcę i na siebie zgubnej ściągnąć kary
Z rąk władcy, co podziemne zajmuje obszary:
I zmarłym nie przepuszcza bowiem ręka boska.
Więc jakżeż wam się widzi? Zbawi nas ma troska?
CHÓR.
Troszcz się i zbożnie nasz ród
W gościnny przyjmij dom!
Nie odpędzaj zbiegów,
Których tu zdala od brzegów,
Gdzie czekał ich srom,
Lęk przed bezprawiem wiódł.
Potężny panie tych ziem!
Nie pozwól, by twój gość,
Mocy oddań wrogiej,
Te liczne porzucał bogi!

Złam mężów tych złość,
Czelnych w zuchwalstwie swem!


∗                    ∗

O, nie dopuszczaj, iżby nas, obronie
Twej ufające, twej żebrzące łaski,
Za włosów przepaski
Ściągano z świętych ołtarzy,
Jak konie,
By nas wleczono za suknie wzorzyste!

*

A iżbyś wiedział: jak dzisiaj zarządzi
W tej naszej sprawie królewska twa wola,
Taka sama dola
Na rodzie twoim zaważy!
Bóg sądzi!
Bacz: sprawiedliwe wyroki wieczyste!
KRÓL.
Ja-ć baczę, lecz dotychczas wciąż na miejscu stoję.
Czy z tymi czy z tamtymi nieuchronne boje
Mam stoczyć: konieczności nie ujdę potęgi.
By łódź, co, tarcicami spięte mając wręgi,
Ni wyjazd czeka z portu, tak przygotowiony
I ja snać dzisiaj jestem; lecz czy z tamtej strony
Czy z tej, skoro wyruszę, nie wrócę bez troski.
Jeżeli tak się zdarzy, że nasz dom ojcoski
Ograbi kto z dobytku, jeszcze-ć z łaski bożej
Człek skarbiec swój odbije i nawet pomnoży;
Jeżeli język strzałę wypuści z cięciwy
Zbyt ostrą, jeszcze-ć może jakiś zwrot szczęśliwy
Złagodzić słodkiem słowem one w sercu rany,

Zadane ostrzem słowa. Ale krwi wylanej
Braterskiej nie przebłagasz! By uniknąć kary,
Rozliczne trzeba bóstwom rozlicznym ofiary
Poświęcić i poskładać. Pragnę ubiedz klęski,
Bo wolę ich nie zaznać, niż przez nie zwycięski
Uzyskać potem rozum. Lecz niech się nam klei
To wszystko wbrew przeczuciu, gdyż nie mam nadziei!
PRZODOWNICA CHÓRU.
Wysłuchaj mnie do końca, co ci powiem ninie.
KRÓL.
Mów, słucham, żaden wyraz uszu mych nie minie.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Przepaski mam i wstęgi, wiążące me szaty.
KRÓL.
Dla kobiet strój stosowny, widzę, i bogaty.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Za piękne on nam dzisiaj posłuży narzędzie.
KRÓL.
Wytłomacz, jaki z niego dziś użytek będzie?
PRZODOWNICA CHÓRU.
Jeżeli nie przyrzekniesz chronić nas swą władzą —
KRÓL.
Więc mówże, na co ci się te wstęgi przydadzą?
PRZODOWNICA CHÓRU.
Ołtarze w nowej przez nas zabłyszczą ozdobie
KRÓL.
W zagadkach się wyrażasz; w jasnym mów sposobie!

PRZODOWNICA CHÓRU.
Na bóstwach się obwiesi ten nasz tłum niewieści!
KRÓL.
Jak chłoszczą mnie twe słowa biczyskiem boleści!
PRZODOWNICA CHÓRU.
Pojąłeś ? Czy już całkiem otwarte masz oczy?
KRÓL.
Ach! zewsząd trosk się ciężar niezwalczony tłoczy!
Jak potok, tak się na mnie ogrom klęski wali.
Po nieszczęść nieprzebytej, wielkiej płynę fali,
Nie widząc, czy i w jakiej schronię się zatoce.
Bo jeśli was z opieki swojej ogołocę,
Zbrodniczym, niedościgłym czynem grozisz z góry;
A jeśli w bój wyruszę poza miejskie mury
Z synami Ajgiptosa, z twoimi krewnymi,
Nie będzie-ż mi zbyt przykro znieść ten koszt olbrzymi,
Żem łany zlał krwią mężów w białogłowskiej sprawie?
A znowu-ż, jakżeż ja się od gniewów wybawię,
Zeusowych? Trzeba lękać się tułaczy boga!
Dla ludzi najstraszniejszą bywa zawsze trwoga!

do Danaosa:

Więc, dziewic tych rodzicu sędziwy, bierz w dłonie
Gałązki te oliwne, któremi o schronie
Błagacie, i na inne zanieś je ołtarze
Rodzimych naszych bogów: znak ten niech pokaże
Obywatelom miasta powody dzisiejszej
Gościny; nikt już wówczas czci mej nie umniejszy,
A władcom juścić zawsze lud przyganiać lubi:
Zaś widząc, jak was pycha onych mężów gubi,
Zlituje się i, z wstrętem przyjąwszy ich zgraję,

Życzliwszym będzie dla was. Takie-ć już zwyczaje,
Że każdy ma dla słabszych miłosierną dusze.
DANAOS.
O jakżeż ja ci, panie, podziękować muszę,
Że taką dzisiaj w tobie znajdujem opiekę!
Więc daj mi przewodników, a z niczem nie zwlekę
I drogą mi wskazaną wraz z nimi pospieszę
Ku bóstwom opiekuńczym, odwiedzę ich rzeszę,
Ołtarze przedświątynne i wszystkie świątynie.
Żądając przewodników, dlatego to czynię,
Ażeby mi ochroną byli twoi słudzy:
Z oblicza i postawy jestem tutaj cudzy,
Nad Nilem inne plemię, inne nad Inachem
Więc bacz, by się odwaga nie spotkała z strachem;
Niejeden przez pomyłkę raził przyjaciela.
KRÓL do świty:
Tak, idźcie, gdyż roztropnej rady nam udziela
Ten gość nasz. Ku ołtarzom wiedźcie go w te pędy,
Do miejskich naszych świątnic. A w próżne gawędy
Nie wdajcie mi się z nikim, wiodąc tego człeka
Ku bóstwom. Przynależy mu się ich opieka.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Tyś jego miał na myśli? Jemuś wskazał drogę?
Lecz ja cóż pocznę z sobą? Gdzież się schronić mogę?
KRÓL.
Pozostaw te gałązki, znaki twej niedoli.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Zostawiam, twemu słowu posłuszna i woli.
KRÓL.
Idź, spocznij w tego gaju wielkiego osłonie.

PRZODOWNICA CHÓRU.
Dostępny on dla wszystkich, jakże w nim się schronię?
KRÓL.
Na pastwę dzikich ptaków wszak nie rzucę ciebie!
PRZODOWNICA CHÓRU.
Przed zgrają, od żmij gorszą, gdzież ja się zagrzebię?
KRÓL.
Przyjazne moje słowa przyjmij-że przyjaźniej.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Azali to dziwota, że mnie trwoga drażni?
KRÓL.
U kobiet zawsze-ć trwogi bywa nazbyt wiele.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Niech słowem twem i czynem serce rozweselę.
KRÓL.
Twój ojciec nie na długo dziś was osamotni.
Natychmiast zgromadzenie zwołam najochotniej,
Życzliwość wam okaże mego ludu rada
I ojca też pouczę, co mówić wypada.
Pozostań więc i korne wznieś ku bogom modły,
Ażeby wam się wasze zamiary powiodły.
Odchodzę, rozporządzę wszystko, co potrzeba!
Peitho niech mi sprzyja, szczęście dadzą nieba.

Odchodzi.

CHÓR.
O Królu królów, o Panie,
Najświętszy między świętymi,
Śród wielkich największy ty boże,
Błogosławiony
Zeusie!

Racz przyjąć nasze wołanie,
Zbaw nas od pychy olbrzymiej,
Nie daj w ohydnym ginąć nam przymusie!
Niechaj pochłoną odmęty
Ich czarnościenne okręty —
W czerwonej
Niechaj ich fali pogrzebie to morze!

*

O zwróć-że ku nam swe oczy!
Błagamy twojej opieki!
Przesławne, prastare my plemię —
My, potomkinie
Macierzy,
Owej Iony uroczéj,
Którejś się, ojcze, przed wieki
Dotknął w miłości! Należy
Nam się twa pomoc! Ród boski
Zbawienia szuka od troski
W krainie,
Którą za własną wszak uważa ziemię!


∗                    ∗

Matki tu pamięć nie zgasła!
Poznaję
Te macierzyste, świeże łąki, kraje,
Bogate w bujne pastwiska,
Na których Io się pasła.
Tu na nią rzucił się giez,
Stąd, pragnąc znaleźć swej niedoli kres,
Szaleństwa blizka,
Mnogich narodów przebiegając łany,
Po dwakroć, śród fali głębokiej,

Ku przeciwległym puściła się lądom.
Morskim poddana prądom,
Burzliwe zmógłszy bałwany,
Boże wypełnia wyroki.

*

Azyjskie przebiega niwy
I wpada
W kraj Frygów, liczne hodujący stada;
Do Teutras, do Myzów miasta,
Powiódł ją tór nieszczęśliwy;
Stąd giez, okrutny jej stróż,
Gnał ją, przez Lidję, do Kilikji wzgórz;
Potem niewiasta,
Zmieniona w krowę, przez pamfilskie szczyty
Spieszy, wbrew swojej ochocie,
Ku onym rzekom, co łożysk głębiną
Nigdy nie schnącą płyną,
Ku ziemi, skąpanej w złocie [4],
I w pszenny kraj Afrodyty [5].


∗                    ∗

Strzałą pędzona skrzydlatego stróża,
W wszystko żywiący, boski wpadła gaj;
W ziemi, co śniegiem się poi,
Zbawczej szukała ostoi;
Pobiegła w kraj,
Który Tyfona silny wchłania wiew
I w wyższych wodach Neilosa się nurza:
Tak Hery kłujący gniew
Śród znojów i męki sromotnej ją gnał,
W dziki wtrącając szał.

Ludźmi, co żyli w włości Aigiptowej,
Pozieleniały, groźny wstrząsnął strach,
Oko im dziwnie pobladło,
Dziwne ujrzawszy widziadło:
Przed nimi ach!
Stanął niezwykły, przepotworny zwierz,
Wstrętny mieszaniec z dziewicy i krowy...
Gdzież ulgę znalazła, gdzież
Przez gza ścigana ta Io? Z tych burz
Któż ją wybawił? któż?


∗                    ∗

On, władca po wieków wiek,
Siłą swych bożych tchnień
Kojący stworzywszy lek,
Męce jej zadał kres:
Potok wstydliwych łez
Wylała Jona
I, brzemię Zeusa uczuwszy śród łona,
Jak wieści chodzą po świecie,
Dorodne zrodziła dziecię,

*

Szczęśliwe po wszystek czas.
I świat zawołał w krąg:
»Oto zamieszkał śród nas
Prawdziwy Zeusa szczep!
Zeus tylko, władca nieb,
Mógł w swojej szczerej
Poskromić mocy gniewny podstęp Hery«.
I patrzaj, dziś twoją ziemię
Nawiedza Epafa plemię!


∗                    ∗

Do kogóż przeto najsłuszniej w potrzebie
Zwracać się mamy, jeśli nie do ciebie,
Ty ojcze rodu, ty panie,
Potężne władanie
Zawdzięczający swojej własnej dłoni?
O Zeusie, wielki tworzycielu,
Z pośród obrońców wielu
Twa li nas mądrość obroni!

*

Zeus nie zna władzy niczyjej; potęga
Jego wszechmożna ponad wszystko sięga!
Niema sił takich u góry,
Aby k’nim w ponurej
Spoglądał trwodze. Spiesznym idzie krokiem
W ślady słów bożych i czyn boży;
Od razu on w dzieło przetworzy,
Co w wnętrzu uchwalił głębokiem.

Z towarzyszami wraca z miasta

DANAOS.
Otuchy, moje dzieci! Dobrze nam się składa:
Korzystne dla nas wnioski uchwaliła Rada.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Z posłańców najmilejszy, witaj, ojcze stary!
Lecz powiedz: ostatecznie jakie są zamiary?
Cóż ludu podniesione przyrzekły nam dłonie?
DANAOS.
Powzięto jednomyślnie w Argiwczyków gronie
Uchwałę, co mi starczą odmłodziła duszę.
Rozgłośny krzyk wypełnił napowietrzną głuszę,
Gdy lud, podniósłszy ręce, postanowił zgodnie,

Iż mamy odtąd prawo zamieszkać swobodnie
W tym kraju, w tym przytułku, chroniącym przed wrogą
Potęgą, i że stąd nas wydalić nie mogą
Ni obcy ni tutejsi. A przedsię zostanie
Odarty z czci i skazan będzie na wygnanie
Wszelaki obywatel tych dzielnic, jeżeli
Pomocy nam przeciwko gwałtom nie udzieli.
Wstawiwszy się za nami, popierał te wnioski
Sam król, Pelasgów władca, wołając, iż boski
Opiekun błagających, Zeus, w swym wielkim gniewie
Ukarać mógłby gród ten: albowiem ktoż nie wie,
Iż zbrodnia ta dwojaka, na ludziach tej ziemi
I gościach popełniona, niezwyciężonemi
Karami dotknie miasto, pogrąży je w męce...
To słysząc, lud Argiwów w górę podniósł ręce —
Nim jeszcze go wezwano, rzekł: niechaj tak będzie!
Przyjęli Pelasgowie wymowne orędzie,
Ze sercem ufającem wysłuchawszy słowa.
Zaś resztą niechaj wola kieruje Zeusowa.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Dalej, błagalny wznieśmy głos,
By Argiwczyków szczęsny spotkał los
Za szczęście, które nam, radzi,
Śród swych gotują włości.
Zeus, gości obrońca,
Niech próśb wysłucha z ust gości
I do szczęsnego niech końca
Wszystko prowadzi!
CHÓR.
Teraz i wy, bogowie,
Zeusowe plemię,

Słuchajcie mnie, wznoszącej modły za tę ziemię!
Oby w Pelasgów krainie
Pożarów nie rozlał rzeki
Śród dzikiej, chutnej, rozpasanej wrzawy
On, Ares krwawy,
Co męże sprząta na cudzym zagonie!
Albowiem lud ten ninie
Wyroki w naszej ferował obronie,
Nie odmawiając części
Nam, biednej rzeszy niewieściej,
Nam, błagającym Zeusowej opieki.

*

Wszakci swe głosy oddał
Nie za mężami,
Spór lekceważąc kobiet — nie! stanął za nami!
Na Zeusa bacząc, mściciela,
Wszechwidzącego Boga,
Którego ludzka nie pożąda chata —
Tak ją przygniata!
Nas, ród swój krewny, Zeusa błagalnice,
Czcią swą obdziela!
Przyjazne zato ukażą mu lice
Bóstwa; ofiarę gdy złoży
W święconej gontynie bożej,
Ofiara jego będzie im przedroga.


∗                    ∗

Z ust, ocienionych różdżką,
Niechaj nam dzisiaj korne wzlecą modły,
By grodu nie wyludniła
Zarazy siła!
By bunty, skrwawiwszy jego łany,

Do strasznej go klęski
Nie wiodły!
Aby kwiat męski
Nie był zerwany,
By go nie skosił krwi niesyty,
Groźny kochanek Afrodyty,
Ares, zabójca ludzi!

*

Niech opływają w ofiary
Święte, przez starców strzeżone ołtarze!
Niechaj dobrobyt wciąż wzrasta
Śród tego miasta,
Czczącego Zeusa, co z prawieka
Nad prawem gości
Ma strażę.
Niech obfitości
Popłynie rzek?
Pośród tej ziemi! Niewiast rzeszy
Niechaj Artemis z ulgą spieszy,
Gdy płód uczują w łonie!


∗                    ∗

O niechaj żadna klęska,
Niszcząca męże, na gród ten nie spada!
Tańcom i śpiewom nie rada
Moc Aresowa, rodzicielka łez,
Niech w szczęście ludu nie mierzy,
Niech bratobójczej mu broni nie wciska!
Chorób roiska
Niech omijają te niwy,
Za ich granicą znalazłszy swój kres,

I niechaj będzie Likejczyk [6] życzliwy
Wszystkiej młodzieży.

*

Coraz obfitszych owoców
Niech Zeus łaskawie przysparza tej ziemi;
Niech płodna trzoda się plemi,
Śród bujnych, żyznych pasąca się łąk!
Niechajże wola niebiosów
We wszystkiem kraj ten pomyślnością darzy!
U stóp ołtarzy
Niech rozbrzmiewają lutnie;
Niechaj z ust świętych rozdźwięczą się w krąg
Pieśni radosne, płynące rozrzutnie
Potoki głosów!


∗                    ∗

Lud, co ma władzę nad miastem,
Niechaj w spokoju
Czci swojej strzeże,
Z dobrem ojczyzny zawarłszy przymierze.
Wprzódy, nim Ares popchnie go do boju,
Niechaj, wyznawca cnej sprawiedliwości,
Próbuje zgody, nie krzywdząc swych gości

*

Niech wielbi rodzime swe bogi,
Ziemi tej głowy;
Jako mu stary
Każe obyczaj ojców, niech ofiary
Składa im z wołów, w wieniec wawrzynowy

Zdobnych, boć ten jest Diki przepis trzeci[7],
Iżby rodziców szanowały dzieci!
DANAOS.
Pochwalam twe życzenia, moja dziatwo droga.
Lecz proszę, niech was zbytnia nie przejmuje trwoga,
Gdy z ust mych niespodziane usłyszycie słowa.
Z strażnicy tej bezpiecznej, co dobrze nas chowa
Przed wrogiem, widzę statek — oko mnie nie zwodzi:
Rynsztunek ten, te żagle i ten pokład łodzi
1 sztaba, zbyt posłuszna sterowi okrętu,
Lecz dla nas nieprzyjazna, tnąca głąb odmętu,
Wpatrzona wprost przed siebie! Widzę i żeglarzy,
Dostrzegam, jak się z pośród białych płaszczów jarzy
Ich członków lśniąca śniadość. ] inne też nawy
Spostrzegam i posiłki wszystkie tej wyprawy
Wyraźnie mam przed okiem; zasię do wybrzeża
Naczelna łódź z żaglami zwiniętymi zmierza.
Potrzeba na to patrzeć trzeźwo i bez trwogi
I zawsze mieć w pamięci kraju tego bogi.
Ja pójdę wam po pomoc, bo stać się tak może,
Iż goniec lub też poseł zjawi się w tej porze
By porwać was jak zdobycz... Nie! to się nie stanie!
Bez lęku więc!... Lecz gdyby na nasze wołanie
Nie przyszła spieszna pomoc, szukać wam potrzeba
Obrony, której ludziom udzielają nieba.
Odwagi! Na śmiertelnych, jeśli bóstwa zdradnie
Znieważać śmią, dziś, jutro słuszna pomsta spadnie.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Drżę, ojcze! Czas ucieka, a po toni gładkiej
Mkną ku nam coraz bliżej szybkoskrzydłe statki.

 
CHÓR.
Na wskróś mnie strach przejmuje! Myślę, czy coprędzej
Ucieczka nas z tej strasznej nie wybawi nędzy?
Ach! ojcze! Ginę z lęku!
DANAOS.
Argiwów zapadł wyrok! Nie bójcie się, dzieci!
Wiem, Każdy z nich do boju za wami poleci.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Zabójcza jest ta wściekła młodzież Ajgiptowa,
Niesyta walk. Lecz rzecz to dla ciebie nie nowa.
CHÓR.
Na czarnych tramach statków z ćmą czarnej czeladzi
Pod miasto się zbliżają: złość ich tu prowadzi!
Oszczepy dzierzą w ręku!
DANAOS.
Spotkają tutaj mężów, co zahartowali
W południa żarnem słońcu ramiona ze stali.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Nie odchodź nas, mój ojcze! Córka o to błaga!
Niewiastę, gdy jest sama, opuszcza odwaga.
CHÓR.
Podstępni są i chytrzy w swej bezbożnej duszy!
Zdrada się z nami zmaga!
By kruków, żadna świętość serca ich nie wzruszy.
DANAOS.
Na dobreby nam wyszło, jeśliby w tej chwili
I w bóstwach taką samą nienawiść wzbudzili.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Nie bojąc się trojzęba, czci nie znając bożej,
Nie cofną swojej ręki! To mnie, ojcze, trwoży.

CHÓR.
Bezczelni, szalejący wściekłością zbrodniczą,
Jak psy, puszczone z obroży,
Z nijakim się szacunkiem dla bóstwa nie liczą.
DANAOS.
Lecz psów — mówi przysłowie — wilcy zmogą dzicy.
A wiąz jest mniej posilny od ziarna pszenicy [8].
PRZODOWNICA CHÓRU.
Nikczemnych okrutników gniew w ich sercach gości,
Więc trzeba całą siłą mieć się na baczności.
DANAOS.
Nie szybko mogą tutaj wylądować łodzie:
Przystani niema żadnej, a i na przeszkodzie
Brak lin dostatnio silnych. Kotwicom też mało
Ufają sternikowie; przytem tak się stało,
Ze patrz! do bezportowych zmierzają wybrzeży
Pod wieczór, kiedy słońce już na krańcach leży,
A mądry zasię sternik nie wolen jest trwogi
Przed nocą, choćby nawet morskich fal rozłogi
Więziła senna cisza! Więc zanim zawiną
Do pewnej gdzieś przystani, trudno tą godziną
Lądować onym statkom. Korne tylko modły
Ku bóstwom trzeba wznosić, izby was wywiodły
Z tych obaw. Ja do miasta podążę: Wysłucha
Mnie gród ten. Starzec jestem, ale młody z ducha.
CHÓR.
Falista ziemio ty,
Dla której słuszną cześć

Żywimy w wnętrzu łon:
Rzuciwszy Apji rozłogi,
Gdzież ciemny znajdziemy schron?
Czarnym ach! dymem się wznieść
Aż tam do Zeusa chmur!
Bez skrzydeł, bez piór
Wzbić się, by lotny kurz z drogi,
I potem się rozwiać bez śladu!

*

Jużby nam wówczas serc
Krwawy nie szarpał ból —
Dziś wichr szaleje w nas!
Wiadomość ojca mnie trwoży —
Snać śmierci mej nadszedł czas!
Tak, raczej paść śród tych pól,
Stryczek na szyję wziąć,
Niż miałby mnie zgiąć
Ten wróg! Od wspólnych z nim łoży
Wolę ja mroczny dom Hadu.


∗                    ∗

Raczej mi patrzeć w schroniska
Powietrzne, gdzie mgła się w szron ścina,
Lub pójść, gdzie stroma i ślizka
Sępia się turnia wspina!
Tam wiecznej mi szukać zguby,
Nim cios przemocy zaradnie
Na biedne serce me spadnie,
Swe narzucając mi śluby.


∗                    ∗

Niech psy mnie pożrą, niech w strawę
Dzikiego się ptactwa przemienię:
Dole mnie trapią zbyt krwawe,
W śmierci me ocalenie!
Niech skon swe kroki przyspieszy,
Nim mnie, dziewicę młodą,
Na ślubne łoże zawiodą!
Lub jakżeż ujdziemy tej rzeszy?


∗                    ∗

W niebo niech płynie ten głos,
Śpiew modlitewny mój!
Zali odwróci on ten cios?
Ojcze wszechwładny, na bój
Ty obojętnem nie patrz okiem,
Na przemoc, walczącą z nami!
Naszemi, panie, wzrusz się łzami,
Błagalnie ach! wzrusz się widokiem.

*

Egipski zuchwały ród
W trop dotąd za mną biegł,
Z krzykiem śród morskich płynąc wód,
Pod ten podpłynął brzeg.
Chce nas przemocą wziąć z tej ziemi!
Na swojej rozważ to szali,
Bo czegóż ludzie dokazali
W niezgodzie z chęciami twojemi?!
PIERWSZA Z DANAID.
Patrz! patrz! Och! och!
Łupieżca wysiada na ląd!

DRUGA Z DANAID.
A precz-że, a precz-że stąd.
TRZECIA Z DANAID.
Nowi wychodzą z naw!
INNA Z DANAID.
Mój płacz! Mój szloch!
PIERWSZA Z DANAID.
Przygrywka to moich mąk!
DRUGA Z DANAID.
O jej! o jej!
TRZECIA Z DANAID.
Spiesz na ratunek! Zbaw!
CZWARTA Z DANAID.
Grożą nam w pysze swej!
PIĄTA Z DANAID.
Na lądzie i wodzie w krąg
Pełno tych rzesz!
INNA Z DANAID.
Spiesz k’nam, o królu! Spiesz!
W otoczeniu zbrojnej załogi Zjawia się
GONIEC.
Żwawiej! żwawiej!
Co tchu mi na łódź!
Nie chcecie? Nie chcecie?
Kłuć was będziemy, kłuć!
Targać za włos!
Topór wam karki rozkrwawi!
Żwawiej! żwawiej!

Nieszczęsny was czeka los
Na świecie!
CHÓR.
W pysze, by pan,
Na morski nas ciągnie łan,
Na bezmiar słonych wód!
Na okręt, spojony żelazem,
Groźnym zapędza rozkazem!
GONIEC.
Co? Próżny mój trud?
Mów!
Do krwi was będzie siekł
Mój bicz!
CHÓR.
Powstrzymaj-że stek
Zuchwałych słów,
Ze zmysły swoimi się licz!
GONIEC.
Precz z tych przybytków! precz!
Na okręt! Widzisz mój miecz?!
Bezkarnie kazisz ten gród!


∗                    ∗

CHÓR.
Czyż wyrok ten mój
Zobaczy kiedy ów zdrój,
Ów nurt żywotnych fal,
Co ludziom odmładza krew w łonie?
Nie! Tu na zawsze się schronię!
GONIEC.
Nie wzruszy mnie żal!

Chcesz
Albo i nie chcesz biedź
Do naw?!
CHÓR.
Ród stary my, wiedz,
Z pradawnych leż,
Nie hańbij go przeto, lecz sław!
GONIEC.
Co? Nie masz jeszcze dość?
Precz stąd cię wyrwie ma złość,
Tych, patrzaj, piersi mych stal!


∗                    ∗

CHÓR.
O jej! O jej!
Oby cię zagnał strasznej burzy czas
W fal rozpienionych las,
Na sarpedońskich wydm piaszczysty skraj!
Obyś haniebnie tam szczezł!
GONIEC.
Jęcz, wzywaj bogów, lej potoki łez!
Gub się w zjadliwszych jeszcze skarg powodzi,
Jednak egipskiej nie unikniesz łodzi!
CHÓR.
O jej! O jej!
Jakżeż to szczeka ten plugawy człek,
Zająwszy lądu brzeg!
Wielki Nejlosie! Ach, poskromić chciej
Rozzuchwalony ten pysk!
GONIEC.
Dalej! z powrotem! Zwłoka próżny zysk!

Co tchu do łodzi! Bo jestem gotowy
Wszystkie ci włosy powyrywać z głowy!


∗                    ∗

CHÓR.
Ty ojcze, ach!
Zaliby zgubić nas miał
Twój chram?
By pająk z siatką
Zbliża się k’nam
Czarny ten, czarny stwór!
Strach! strach!
Szał mnie ogarnia, szał!
Broń-że swych cór,
O ziemio! Wszak nasząś ty matką!
Broń-że nas dłońmi swojemi,
O Zeusie, synu tej ziemi!
GONIEC.
Obawiać się twych bogów wszak nie mam powodu:
Nie strzegą mnie starego, nie strzegli za młodu.

*

CHÓR.
Wąż wstrętny, ach!
Do naszych zbliża się ciał!
Zły płaz!
Z zawiścią rzadką
Napada nas.
Żmii dwunożny stwór!
Strach! strach!
Szał mnie ogarnia, szał!
Broń-że swych cór
O ziemio! Wszak naszą-ś ty matką!

Broń-że nas dłońmi swojemi,
O Zeusie, synu tej ziemi!
GONIEC.
Na statek iść w te tropy! Inaczej łachmany
I strzępy pozostaną z twojej sukni lnianej!


∗                    ∗

CHÓR.
Wy, co dzierzycie tu władzę,
Gwałt się nam dzieje! O dolo! O rety !
GONIEC.
Snać widzę, że za włosy stąd was wyprowadzę,
Gdyż słuchać mnie nie chcecie, uporne kobiety!

*

CHÓR.
Książę, ratunku! Niebiosa
Widzą, jak ginę na twoim tu lądzie!
GONIEC.
Wnet książąt ujrzysz wielu, synów Ajgiptosa!
O wierzaj! już o żadnym nie wspomnisz bezrządzie!

Wchodzi, wraz z świtą, PELASGOS, król Argiwów.

KRÓL.
A ty co tu wyprawiasz? Czyż cię bito w ciemię,
Iż mężów pelazgijskich śmiesz obrażać ziemię?
O nie myśl, że przechodzisz w jakiś gród niewieści!
Hellenów, cudzoziemcze, śmiesz urągać części?
Nie wskórasz nic, choć mózg twój tak się ostro stawia!
GONIEC.
Jakiegoż jam się tutaj dopuścił bezprawia?
KRÓL.
Snać nie wiesz, jakie obcych wiążą tu zwyczaje.

GONIEC.
I owszem, szukać zguby przybywam w te kraje.
KRÓL.
A masz-że opiekunów w tej ziemi? Odpowiedz!
GONIEC.
Hermesa, on najskrytszy wytropi manowiec.
KRÓL.
O bogach mi wspominasz, a znieważasz bogów.
GONIEC.
Czczę bóstwa, Nejlosowych strzegące rozłogów.
KRÓL.
Zaś naszych, jak ze słów twych widzę, w żadnej mierze.
GONIEC.
I owszem, jeśli tych tu nikt mi nie zabierze.
KRÓL.
O nie waż mi się tknąć ich, niech cię bóg zachował
GONIEC.
Nie bardzo mi gościnnie brzmią te twoje słowa.
KRÓL.
Gościny dla bluźnierców nie ma w moim domu.
GONIEC.
Idź! Synom Ajgiptosa powiedz to, nie komu.
KRÓL.
Zda mi się, że to wcale nie należy do mnie,
GONIEC.
Ażeby wszystko wiedzieć jasno i przytomnie —
Bo juścić rzeczą gońca w należytem słowie
Tłomaczyć się, gdzie trzeba — pytań: cóż im powie

Mój język, gdy do swoich z powrotem pospieszę?
Kto wydarł mi tych niewiast spokrewnioną rzeszę?
Lecz myślę, że takiego sporu nie uśmierzy
Bóg Ares wysłuchaniem li świadków; najszczerzej
Powiadam, że i srebro tego nie okupi!
Niejeden mąż wprzód zginie, wał się wzniesie trupi!
KRÓL.
Nie! po cóż ci nazwisko? W sam czas się dowiecie
I ty i towarzysze... Co do tych, toć przecie
Wysłuchać wprzód ich trzeba: Każe-li im dusza,
Niech idą, lecz twój nakaz niechaj ich nie zmusza!
Albowiem uchwaliła Rada mego miasta,
Iż żadnej stąd nie będzie wydana niewiasta
Przemocy. Postanowień tych już nic nie zwali,
Tak silne im spoidła cni mężowie dali
Nie ryto ich w tablicach, nie kryją ich zwoje
Zamkniętych pergaminów: wolne usta moje
Uchwałę tę ci głoszą! Teraz precz! w te pędy!
GONIEC.
Zapalasz nową wojnę, a zawsze i wszędy
Zwycięstwo tylko silni mogą odnieść męże.

Odchodzi wraz z towarzyszami.

KRÓL za odchodzącym.
I u nas są mężowie — z nimi ja zwyciężę —
Nie tacy, co pijają jęczmienny wasz trunek!

Do Danaid:

A ty, gromado niewiast, porzuć już frasunek
I wejdź do mego grodu raźnie i wesoło.
Potężne, patrzaj! wieże bronią go dokoła,
Niejeden gmach w nim piękny wzniosła ręka ludu,

I ja, budując nowe, nie skąpiłem trudu.
Jak wola, zamieszkacie albo w wspólnym domu,
Lub jeśli towarzyszyć nie chcecie nikomu,
Osobno. Wybielcie co najdogodniejsze,
Najlepsze. Ja-ć w«m żadnych praw tu nie umniejszę,
Prócz mnie, swej wam opieki i miasto udzieli,
Co głos dało ta wami. Gdzież zamieszkać śmielej?
PRZODOWNICA CHÓRU.
Królu Pelasgów, niechaj ci na dobrze
Za dobro poszczęści bóg!
Teraz nam ojca przywołać tu każ,
Który nas mądrze i chrobrze
Śród morskich prowadził dróg.
Danaos, rodzic nasz,
Najlepszą wesprze nas radą,
W jakim zamieszkać domu,
Iżby nikomu
Nie być zawadą:
Obcych zbyt łatwo zarzut się uczepi!
Lecz niech się wszystko dzieje jak najlepiej!
Z pieśnią i w chwale
Niech nasze grono stanie
Śród włości,
Co tak wspaniale,
Co tak życzliwie przyjmują swych gości!
I wy, o nasze służebne,
Jesteście w pochodzie potrzebne:
Parami
Kroczcie wraz z nami,
Jak was nam ojciec dał w wianie.

KRÓL odchodzi. Z miasta wraca z orszakiem

DANAOS.
O dzieci! Argiwczyków czcić wam dzisiaj trzeba,
Ofiarnym wielbić płynem ni to bóstwa nieba,
Gdyż oni niewątpliwie naszymi zbawcami.
Słyszący moje słowa, jak haniebnie z nami
Postąpił ród stryjecznych, od razu mi radzi
Włóczników dali zastęp, huf wiernej czeladzi,
By uczcić wiek sędziwy i, by zbrodzień jaki
O śmierć mnie nie przyprawił z zasadzki, na szlaki
Tej ziemi srom ściągając wieczysty. Więc jeśli
Ten honor spotkał ojca, pragnę, byście nieśli
I im cześć jeszcze większą od tej, którą ku mnie
Żywicie. I to sobie dopiszcie rozumnie
Do wielu rad ojcowskich, zapisanych w duszy:
Nieufność do przybyszów tylko czas rozkruszy,
Boć łatwo stać si? może, iż was język ludzi
Oszczędzać zbyt nie będzie i słowem obrudzi.
Nie czyńcie mi więc wstydu, macie bowiem lata,
Nęcące naokoło żądne oczy świata.
Owocu, gdy dojrzewa, nikt z nas nie ustrzeże:
I człowiek nań czatuje i wszelakie zwierzę —
Nie prawda-ż? Gdy nadobna ogłosi Kipryda
Owoców onych świeżość, tak i straż się przyda,
Albowiem wnet za nimi wszystkie gonią stwory,
Skrzydlate i po ziemi chodzące. Tej pory
Na składną postać dziewic, na ten wdzięk ich miły
Przechodzień rzuca pełne czarującej siły
Pociski wabnych spojrzeń, pognębiony żądzą.
Dlatego też zaklinam, niechże mi me błądzą
Me córki, bo nie na to zmogliśmy te wody,
Nie na to tyle trudów przebył wiek wasz m-rody,
By sobie przynieść hańbę, a uciechę wrogom.

Czekają dwa mieszkania: jedno wierny bogom
Pelasgos dał, a drugie miasto nam przeznacza
Na pobyt przewygodny. Tylko niech nie zbacza
Wasz umysł od ojcowskich moich rad, boć przecie
Cnotliwość trzeba cenić ponad wszystko w świecie.
PRZODOWNICA CHÓRU.
Obyśmy miały zawsze dość opieki bożej!
O kwiat mój niech się, ojcze, twe serce nie trwoży!
Jeżeli co nowego nie zrządziły nieba,
Ja z drogi swej nie zejdę, lękać się nie trzeba.
CHÓR.
Spieszmy więc razem w gród,
A niechaj śpiew ten nasz
Wysławia świętą straż,
Którą od wieków możne bóstwa dzierzą
U Erasyna wód[9]!
Wierna ty rzeszo sług,
Idź śladem naszych dróg
I hymn li zanuć na Pelasgów cześć:
Nejlowym my już wybrzeżom
Hołdu nie będziem nieść.

*

Jedynie nurtom rzek,
Co ten zlewają kraj,
Szczytne pochwały daj,
Falom, co mnóstwem obfitego żniwa
Znaczą swój kręty bieg!
Niech Artemidy wzrok

Baczy na dziewic krok,
A Kithereja niech cofa swój dar[10]!


∗                    ∗

I Afrodyty wielbić nie zapomni
Ten mój radosny, szczery
Coraz ogromniej
W pieśń rozegrany szał.
Jej, obok Hery,
Największą władzę dał
Niebiosów Pan.
Godne są czci jedynej
Zbożne i mądre jej czyny.
Za drogą matką jawi się w ten czas
Luba tęsknica,
A po za niemi ukazuje lica
Nieprzemożona,
Uroczych pełna kras,
Peitona...
Harmonia idzie
Tuż przy Kypridzie: —
Miłosnych szeptów pełen wszystek łan.

*

Oto uciekłam, ale serce moje
Jakże się ciągle trwoży,
Że krwawe boje,
Straszny rodzące ból,
Ześle nam boży,
Gniewem przejęty Król.

Bo czemuż ach!
Na niewzburzonej fali
Przybyć za nami zdołali
W groźnym pościgu? Jakikolwiek cios
Spotka nas, Panie,
Wszystko się według tych wyroków stanie!
Lecz gdy na ziemi
Ten już białogłów los,
Świętemi
Ślubów ogniwy
Na byt szczęśliwy
Złącz nas z mężami, wiedź pod wspólny dach!


∗                    ∗

CHÓR DANAID.
Ale nas, Zeusie, strzeż
Od wspólnych z tamtymi leż!
CHÓR SŁUŻEBNIC.
Może i dobrze to będzie?
CHÓR DANAID.
O miejże mój wstręt na względzie.
CHÓR SŁUŻEBNIC.
Któż wie, co jeszcze w przyszłości go czeka?

*

CHÓR DANAID.
Co postanowił Bóg,
Któżby ach! zgłębić to mógł?
CHÓR SŁUŻEBNIC.
Stosowne dziś odpraw modły.

CHÓR DANAID.
Gdzieżby mnie one zawiodły?
CHÓR SŁUŻEBNIC.
Będziesz umiała znieść dolę człowieka.


∗                    ∗

CHÓR DANAID.
Od nienawistnych Ty nas ślubów chroń,
Zeusie, wszechwładny królu,
Jakoś lonę uwolnił od bólu,
Złożywszy na nią swą dłoń,
Gdy gwałtu słodkiego brzemię
Płodziło nasze plemię.

*

Te błagające białogłowy zbaw,
Szczęsną nam zgotuj dolę!
Z dwojga ja złego mniejsze wybrać wolę.
Lecz wiem: Ty mocą swych praw
Prawu dasz koniec zwycięski,
A nam oszczędzisz klęski.



KONIEC.






  1. Epaphos oznacza: urodzony z dotknięcia: a contactu, quo gravida facta est Io, exactis justis mensibus peperit puerum, cui ab illo contactu nomen Epaphi inditum est. (Hartung-Węclewski).
  2. Argos.
  3. W tekście Weillowskim, z którego tłomaczyłem, czytamy »Neilosowych«, ale w takim razie należałoby przerwać stychomytyę i wiersz ten włożyć w usta Przodownicy chóru. Przyp. tłom.
  4. Fenicja.
  5. Kypros.
  6. Apollon.
  7. Jedna z trzech cnót, o których wspomina Eurypides w Antyopie.
  8. Psami Egjpcyanje, wilkami Pelasgowie, pochodzący z Lykji (»kraj wilków«). Egipcyanie żywili się owocem papierowego wiązu, Pelasgowie pszenicą.
  9. Rzeka w Argos, wypływa z jeziora stymfalskiego, wpada do zatoki korynckiej.
  10. Kithereja (Afrodyta) uważaną była także za patronkę miłości małżeńskiej.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ajschylos i tłumacza: Jan Kasprowicz.