Strona:PL Ajschylos - Cztery dramaty.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Broń-że nas dłońmi swojemi,
O Zeusie, synu tej ziemi!
GONIEC.
Na statek iść w te tropy! Inaczej łachmany
I strzępy pozostaną z twojej sukni lnianej!


∗                    ∗

CHÓR.
Wy, co dzierzycie tu władzę,
Gwałt się nam dzieje! O dolo! O rety !
GONIEC.
Snać widzę, że za włosy stąd was wyprowadzę,
Gdyż słuchać mnie nie chcecie, uporne kobiety!

*

CHÓR.
Książę, ratunku! Niebiosa
Widzą, jak ginę na twoim tu lądzie!
GONIEC.
Wnet książąt ujrzysz wielu, synów Ajgiptosa!
O wierzaj! już o żadnym nie wspomnisz bezrządzie!

Wchodzi, wraz z świtą, PELASGOS, król Argiwów.

KRÓL.
A ty co tu wyprawiasz? Czyż cię bito w ciemię,
Iż mężów pelazgijskich śmiesz obrażać ziemię?
O nie myśl, że przechodzisz w jakiś gród niewieści!
Hellenów, cudzoziemcze, śmiesz urągać części?
Nie wskórasz nic, choć mózg twój tak się ostro stawia!
GONIEC.
Jakiegoż jam się tutaj dopuścił bezprawia?
KRÓL.
Snać nie wiesz, jakie obcych wiążą tu zwyczaje.