12 lat w kraju Jakutów/XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Sieroszewski
Tytuł 12 lat w kraju Jakutów
Wydawca Drukarnia Fr. Karpińskiego
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Fr. Karpińskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Wacław Sieroszewski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rys. 140. Uczta weselna (uł. Kołymski).
XVIII. Małżeństwo i miłość.

Jesień 1884 roku spędziłem na Jąży, w Kołymskim ułusie, u starego Jana Slepcowa, niedawno wybranego na księcia.
W połowie Października, z miejscowości o 70 wiorst od nas odległej przysłano nam zaproszenie na wesele. Bogaty gospodarz Dymitr wydawał za mąż córkę i wyprawiał pierwszą główną ucztę weselną. Gdyśmy, w oznaczonym dniu, podjeżczali konno do jurty Dymitra, raz po raz mijaliśmy gromadki weselników pieszych i jezdnych. Niedaleko sadyby wyprzedziliśmy grono niewiast pędzących krowę. Wszystko to byli ludzie z rodu panny młodej. Weselny orszak pana młodego podążał z tyłu za nami. Składał się: z ojca, stryja, swata (jakiegoś dalekiego krewnego) i stryjecznego brata oblubieńca, starszego odeń o lat parę. Wszyscy na wyborowych koniach i w najpyszniejszych swych strojach jechali stępo gęsiego. Na końcu oblubieniec prowadził dwa konie objuczone mięsem i podarunkami weselnymi; swat też prowadził za sobą parę objuczonych stępaków.
W jurcie Dymitra, dokąd dotarliśmy wcześniej od weselników, pełno było ludzi. Kiedy straż pilnująca na dachu, dała znać, że orszak widać, gospodarz domu włożył najparadniejszą, jaką miał szubę lisią, podpasał się srebrnym pasem, na głowę włożył czapkę z łapek czarnoburego lisa i wyszedł wraz z żoną, odzianą również w podróżną odzież bogatą — w tarbagani „sangyjach“. Pannę młodą ubrano w podobny „sangyjach“, w czapkę, w rękawice futrzane i schowano natychmiast za zamszową zasłonę, umyślnie zawieszoną za kominem na żeńskiej połowie domu, nad ostatniem łożem, gdzie śpią robotnice. Tymczasem obecni zapełnili podwórze i w oczekiwaniu gości ustawili się szpalerem: na prawo mężczyźni, aa lewo kobiety. Wyrostek wskoczył oklep na konia, cwałem popędził ku jadącym, potem zwrócił się i zaczął umykać z powrotem; jeden z orszaku rzucił się za nim, lecz spostrzegłszy, iż gorszego ma konia, a może umyślnie — wkrótce wierzchowca przytrzymał i przyłączył do swoich. Ci również przytrzymali rozpędzone konie i wszyscy uroczyście wjechali zwolna we wrota. Tu gospodarz pochwycił za uzdę konia pana ojca, podprowadził go do słupa i przytrzymał strzemię zsiadającemu; inni domownicy w porządku starszeństwa i pokrewieństwa uczynili to z resztą orszaku. Następnie wszyscy, oprócz pana młodego, weszli do jurty, zrobili znak krzyża i zaczęli się witać. Młodzież domowa wnosiła tymczasem do izby juki z podarunkami. Gdy te zostały ułożone na ziemi przed ogniem, wyszedł najmłodszy z orszaku po pana młodego, który cały ten czas stał w polu, twarzą zwrócony na wschód, patrzał na rozpalającą się zorzę, żegnał i głowę chylił w pokłonach. Drużba podał mu rękojeść swego bizuna i poprowadził go do izby. Na młodej, prawie dziecięcej twarzyczce narzeczonego widać było głębokie wzruszenie, szedł z opuszczoną głową i zamkniętemi oczami jak ślepy. U proga spotkali go rodzice panny młodej i pobłogosławili świętym obrazem. Drużba wziął oburącz za szyję oblubieńca i trzykrotnie nachylił go do samych nóg przyszłych teściów; poczem obaj wyszli i przynieśli jeszcze jakieś wory. Przyklęknąwszy na jedno kolano, otworzył pan młody sakwę, gdzie była zaszyta ugotowana w całości głowa końska, odłupał z pod oka nożem trzy kawałki tłuszczu i rzucił po kolei na ogień. Głowę kobylą zanieśli między weselników w przedni kąt izby, a pana młodego posadzili na ostatniej ławie koło drzwi, tyłem do zebranych, a twarzą do ściany. Tam przesiedział całe trzy dni godów weselnych, nie zdejmując szuby tarbaganiej (sangyjach), czapki i rękawic i nie wypuszczając z rąk plecionego bizuna. I wszyscy z jego orszaku nie zdejmowali podróżnej odzieży, choć od płonącego ognia biło nieznośne gorąco. Podobnie byli ubrani ojciec i matka panny młodej. Reszta obecnych po niejakim czasie zdjęła zwierzchnią odzież. Zaczęła się uczta. Weselnicy już przedtem rozsiedli się w pewnym określonym przez zwyczaj porządku. Należący do orszaku pana młodego, czterej mężczyźni, siedli na „biliriku“: pierwszy w rogu ojciec, dalej stryj, swat i drużba... W tej samej linii, aż do drzwi, usiedli ci z krewnych pana młodego, którzy przybyli na wesele nie w orszaku i nieproszeni, gdyż zwyczaj na to nie pozwala. Ostatni siedział, jak wspominałem, pan młody. Na ławie tak zwanej pierwszej, co pod kątem przytyka do „bilirika“, tuż obok ojca pana młodego, siadł ojciec panny młodej, dalej usiadł „sürdach“ szaman rodu, następnie mój „książę“, ja, a za nami reszta krewnych i członków rodu panny młodej, z których wyłącznie prawie składało się zgromadzenie. Usługiwał też daleki krewny, ubrany w podróżną odzież futrzaną (sangyjach) w czapce i rękawicach. On podał przedewszystkiem ogromny puhar drewniany (ajach) z kumysem ojcu pana młodego, a potem jego towarzyszom. Ci, podtrzymawszy chwilkę w ręku puhary, zwracali mu je, by odlał trochę kumysu na ogień w ofierze. Gdy puhar znów wrócił do nich, upijali trochę i oddawali sąsiadom z kolei: ojciec pana młodego oddawał ojcu panny młodej, a sam przyjął od stryja swego brata, który znów wziął puhar od swata. I tak w koło krążyły puhary. Po skończeniu tej ceremonii t. j., gdy nalany w puhary kumys został wypity, podano zimną przekąskę, surową rybę struganą, mięso gotowane i herbatę zabieloną mlekiem, z kawałkiem chleba razowego i cukru dla szanowniejszych gości.
Po śniadaniu zabito natychmiast byka i konia. W czasie gdy kobiety i młodzież oprawiała bydlęta, inni znosili drzewo, topili lód na wodę w sąsiedniej jurcie. Mięsiwo gotowano uroczyście przy gościach w ogromnych kotłach, a ugotowane składano na ogromnym pomoście, zrobionym ze starych drzwi. Wkrótce leżała tam góra dymiącego mięsiwa. Przedewszystkiem ugotowano wnętrzności, kiszki nalane krwią, serce, wątrobę, żołądek, nerki... następnie mięso, żebra, kawały koniny i by czyny rozrąbane w taki sposób, że pożądane „kości piszczeli zostały cale, nie zmiażdżone“. — Małe kółko obecnych zajęło się grą w karty, reszta gawędziła, nie spuszczając oczów z wciąż rosnącego stosu mięsa. Młodzież płci obojga kręciła się po podwórzu, wchodziła wciąż i wychodziła z jurty i kupiła przeważnie koło zasłony, za którą siedziała panna młoda z przyjaciółkami. Tam słychać było szepty wesołe, żarty, śmiech.. Tam bawiono się. Ale w głębi domu było niezmiernie nudno. Mężatki w ogromnych bermycach futrzanych na głowach siedziały na lewej, żeńskiej połowie jurty, wraz z panią domu, mężczyźni na prawej. Nikt nie ruszał się, nie wstawał... Gdy obiad był gotów, młodzi ludzie z rodu panny młodej, zupełnie niezależni, ale tym razem spełniający rolę sług, rozesłali świeże siano na podłodze i pokryli je świeżo zdartemi skórami z byka i konia nabłonkiem do góry.
— „Taki był stół starożytnych jakutów...“ objaśnili mię obecni. Krajczy, o którym i w bajkach często wspominają, zwąc go „Rozrzutnym Sarajbą“, zręczny, doświadczony mężczyzna, przysiadł przed stosem mięsa i zaczął szybko dzielić oraz wyznaczać porcye, które pomocnicy jego kładli na skórach przed siedzącymi kołem weselnikami.
Zadanie „krajczych“ nie jest łatwe; nie wolno nikogo skrzywdzić, wszyscy muszą dostać co im się należy, a jednocześnie zachować trzeba pewne stopniowanie w ilości i jakości pokarmów. Rozumie się, że najlepsze i największe kęski dostają członkowie z orszaku pana młodego. Wkrótce przed każdym z nich piętrzyły się spore kupy kości i tłuszczu, co najmniej do 20 funtów wagi. Kobiety nie były dopuszczone do weselnego stołu; im rozdano części oddzielnie w miseczkach, wiaderkach z kory brzozowej i t. d. i one jadły osobno, każda w swym kąciku. Przed obiadem gospodarz poczęstował obecnych wódką; młodzieży i biedakom dostało się jej mało, ale starano się nie ominąć nikogo. Na dany znak, wszyscy nagle wyjęli noże i nachylili się nad stołem. Miało to pozory wojskowego ćwiczenia. Spróbowawszy trochę ofiarowanych przysmaków, ojciec pana młodego wstał z kęsem najlepszym w ręku, powiedział odpowiednią mówkę i oddał mięso ojcu narzeczonej. Po niejakim czasie znów wstał, znów powiedział mówkę i obdarował matkę narzeczonej. Ci nie zostali dłużni... Inni poszli za ich przykładem i zaczęła się „zamiana mięsa“, z początku uroczysta, z życzeniami, z mowami, gdzie wśród krasomówczych zwrotów wciąż przewijało się zdanie „teraz gdyśmy spokrewnili się...“, „odtąd jako swoi ludzie powinowaci...“, „pokój i zgoda niech zapanują...“ Ale w miarę jak zamiana ogarniała coraz szersze warstwy, wszczął się gwar i radi, rozlegały się tylko urywane okrzyki: „swacie Janie“, „swatko Barbaro“, „dziecię moje Andrzeju“, „panie świekrze“, „pani świekro...“ i t d., przez które jakby stwierdzano publicznie świeżo zawarte związki. Kęsy migały w powietrzu, a żeńskie i męzkie ręce żylaste i ogorzałe wyciągały się ku nim po nad głowami siedzących. Równocześnie jedzono bezprzestanku, szybko dużo. Dla tych, co być na weselu nie mogli, żony chowały do wiaderek, 40 torebek podróżnych pozostałe resztki. Wieczorem w podobny sposób podano wieczerzę i znów odbyła się równie uroczysta „wymiana mięsa“, wymiana życzeń i krewniaczych tytułów. Po kolacyi pito kumys z puharów, z tą samą co przedtem ceremonią, pito wódkę i „dzielono się“ nią; podział polegał na tem, że ofiarodawca upijał trochę z kieliszka i oddawał go wybranemu. Tak minął pierwszy dzień godów.
Nazajutrz powtórzyło się to samo. W czasie kolacyi ślepy śpiewak skandował „ołąho“ za co ten i ów obdarzył go kawałem tłustego mięsa, zupełnie jak to opisane w Odyssei. Młodzież zabawiała się mocowaniem, dźwiganiem ciężarów, związanych razem ćwierci mięsa, pod noszeniem ludzi siedzących na karku po troje i t. d. Starzy przypatrywali się, wydawali sądy i robili uwagi. Na trzeci dzień obiad podano wcześnie. Mężczyźni z orszaku pana młodego podciągnęli ubrania i podwiązali pasy.

Wskutek gorąca i zaduchu zmuszeni byli porozpinać się i pozrzucać część podróżnej odzieży, chociaż zwyczaj na to nie pozwala. Gdy po obiedzie orszak pana młodego odjechał, wniesiono natychmiast przywiezione przezeń podarunki mięsne, obejrzano je, oceniono publicznie, poczem porąbano i rozdano obecnym gościom z rodu narzeczonej. Każdy dostał choć po kawałeczku. Wieczorem wrócili weselnicy narzeczonego i przyjęto ich z poprzednim ceremoniałem. Znów podana kolacyę, znów grano w karty, znów młodzież bawiła się mocowaniem; przed snem ślepy bajarz śpiewał strasznie długą opowieść „o czasach dawnych“. Czwartego dnia po obiedzie orszak pana młodego wyruszył w drogę z powrotem. Kiedy siedli na konie, podano każdemu pełen puhar kumysu, poczem orszak oprowadzono z biegiem słońca, trzykroć do koła świętych słupów podwórzowych. Za każdym nowym zwrotem orszak zatrzymywał się na chwilkę i jeźdźcy odlewali trochę kumysu na grzywy swych wierzchowców. Pozostały kumys wypili, puhary oddali swym powodyrom i cwałem ruszyli przez otwarte wrota. Uroczystość skończyła się. Małżeństwo zostało zawarte, ale druga połowa wesela miała się jeszcze według zwyczaju odbyć w domu pana młodego, gdy, po wypłaceniu kołymu i paru latach pobytu żony u rodziców, wolno mu ją będzie wziąć nareszcie z sobą. Wtedy znowu będą się rody częstowały, „dzieliły“ mięsem i kumysem w ciągu trzech dni i znów małżonka cały czas przesiedzi za zamszową kotarą.
Rys. 141. Końcowa ceremonia weselna.

Spółczesne wesele jakuckie uderza ubogością obrządków, zupełnym brakiem weselnych pieśni i tańców. Powiadają, że dawniej inaczej bywało: „na weselach musiał być szaman, który witał wchodzącego małżonka przemową i prosił niebieskich duchów o łaskę dla nowożeńców[1].
„Dawniej śpiewano na weselach pieśni Białemu Ai Tojonowi, co tronuje na mlecznym głazie... Kubki z kumysem wznoszono trzykrotnie ku niebu... (Nam. uł., 1891 r.). W Kołymskim ułusie znalazłem jeszcze osoby umiejące pieśni weselne, mimo to na dwóch weselach, których byłem świadkiem, nic nie śpiewano. Nie zachowują również obrządku, o którym wspomina Maak[2], i o którym wszyscy wiedzą, mianowicie: „Gdy panna młoda przyjeżdża do domu męża, to obszedłszy z tyłu komin, nim siądzie za zasłoną na łożu, przyklęka, rzuca na ogień trzy kawałki tłuszczu kobylego, stawia w kominie trzy kawałki łuczywa i dmucha na nie, żeby zapłonęły“ (Kołym. uł., 1883 r.). Widziałem ten obrzęd potem w Namskim ułusie. Niegdyś był jeszcze obrzęd dziwaczny „charamni ürülach, uot sardach“, o którym teraz rzadko kto wie nawet. „Dziewięć białych kobył, które przyprowadzał pan młody, jako weselny podarunek dla żony, przepędzano przed jednym z domowników, stojącym z ogniwem w ręku na dachu jurty. Ten nad każdą sztuką krzesał ognia i powtarzał: „jeden źrebrak, dwa źrebaki, trzy źrebaki“... W końcu dodawał: „dałem dziewicę, niech będzie początkiem ludzi, dałem bydło, niech będzie początkiem stad... Święty ogień niech się zapali, niech powstanie bóstwo domu!“ Co powiedziawszy, rzucał ogniwo w komin, gdzie je na dole chwytał ktoś z krewnych panny młodej (Nam. uł., 1890 r.). Prócz tego spełniano na weselach wiele drobnych ale charakterystycznych obrządków w rodzaju, rozrywania na znak pokory trawy nad pochyloną szyją zięcia, gdy poraz pierwszy po wejściu do domu teściów do nóg im padał“ (Kołym. uł. 1884 r.). Niema tajemnych „oględzin“ pana młodego, gdy wiedzie konia swego do pojenia, przez pannę młodą, ukrytą w gronie rówieśnic. Niema turniejów pijackich, wyścigów konnych, igrzysk, korowodów i t. d. Wszystko to znika. Wesele jakuckie, szczególniej na południu, zmieniło się do niepoznania. Przedewszystkiem upadło to, co związane było z hodowlą koni. Niema już „głowy kobylej“, której ongi kłaniali się młodzi jak świętości“ (Kołym uł., 1884 r). Niema tu kumysu; zastąpiła go wódka, a piękne starożytne puhary zastąpione zostały przez zwykłe kieliszki i butelki. Zamiast skór bydlęcych zaczęli bogacze nakrywać długie stoły obrusem, kłaść widelce i noże; zamiast „zamieniać“ mięso, trącają się szkłem i całują... Niektórzy nawet próbują państwa młodych wyprowadzić z ukrycia i posadzić razem za stołem“... (Nam. uł., 1890 r.). Ostatnia nowość nie prędko jednak wejdzie w użycie i długo jeszcze charakterystyczną cechą wesel jakuckich będzie zupełna na nich nieobecność oblubieńców. O nich jak gdyby starano się umyślnie zapomnieć. Pokarm podają im nieznacznie, osobno, na drewnianych talerzach i misach i nie weselni słudzy i krajczy lecz tak „ktokolwiek z ich rodu“. Nie rozmawiają z nimi, nie wspominają ich imion, pannę młodą ukrywają starannie, nawet gdy wyjść musi z po za zasłony a pan młody sam stara się jak najmniej zwracać na siebie uwagi.
Na weselu jakuckiem główną rolę gra ród: na jednej uczcie — ród panny młodej, na drugiej ród pana młodego. Prócz członków rodu, mogą rozumie się być na weselu i inni goście, ale tych jest zawsze bardzo mało. Podarunki odbiera ród; ród też spożywa większą część weselnego mięsa[3].
Niegdyś, gdy życie rodowe silniej tętniało, na weselach dużo bito bydła. „Bogaci robili niegdyś dziesięć obiadów weselnych, po sztuce bydła każdy“... (Nam. uł., 1891 r.). Prócz tego dużo mięsa szło na podarunki. Wielu badaczy zwyczajów jakuckich zwracało uwagę na kosztowność wesel jakuckich. Jakuci sami to przyznają. „Nie to ciężko, że kałym płacimy, płacimy go i odbieramy z powrotem, ale ciężko tylu ludzi nakarmić i obdarować“ skarżył się młody żonkoś (Kołym. uł., 1883 r.).
Na dwóch weselach w Kołym. ułusie, gdzie bydła jest niewiele, karmiono mięsem w ciągu 3 dni z górą 100 osób; nadomiar każdy jeszcze coś zabrał do domu. Najrozsądniejsi i najodważniejsi ludzie nie śmią marzyć o zniesieniu tych zwyczajów; co najwyżej zmniejszają ilość obiadów (sztuk bydła), skracają czas weselnych godów, ograniczają podarunki. Ale i to wywołuje burzę gniewu: „Głodem nas morzył, bezwstydny!... Przyjdzie czas, przypomni to lud jemu lub jego synowi“... słyszałem jak odgrażali się sąsiedzi bogaczowi, za skąpe wesele. Tymczasem okazało się, że na weselu tem, przy wielkim napływie osób (z górą 100), zabito takąż ilość bydła, co i na dwóch poprzednich w tej okolicy (Kołym. uł.); tylko bydło było trochę gorsze a nadzieje większe, gdyż gospodarz słynął jako bogacz. Na południu zwyczaj obdarowywania mięsem znika stopniowo, zastępuje go poczęstunek wódką. Ale ród zawsze wymaga, żeby go uczcili i gdy na jednem weselu zabrakło poczęstunku wymawiano w oczy gospodarzowi: „popamiętasz, żeś nas nie uczcił“ (Nam. uł., 1891 r.). Na innem weselu w Namskim ułusie, w domu „głowy“ ułusu (wójta) zrobili goście breweryę, rozchwytali mięso, obalili ceber z topionem masłem, które „po łyżce osobiście rozdawał gospodarz i powalali mu odzież, popchnąwszy go na kocioł z kaszą“ (Nam. uł., 1891 r.). Coś podobnego bywało w owe czasy, o których mówi podanie, że „nie było zwyczaju karmić gości, ale młodzież przyjezdna sama musiała łapać konie w polu, złapie — będzie jadła, nie — odjedzie głodna“ (Nam. uł,. 1891 r.). Ciekawa rzecz, iż podobne zwyczaje podają chińscy autorowie o weselach u turańskich koczowników Gao-giu (czyli Hun-nu) w V stuleciu. „Krewni narzeczonego pozwalają krewnym narzeczonej wybierać sobie z tabuna konie, na których ci natychmiast odjeżdżają. Właściciele stoją z boku i starają się zestraszyć konie klaskaniem w dłonie“...[4]. Za małżeństwo opłacać się musi rodowi nietylko narzeczony lecz i rodzina panny młodej. Ona dostarczyć winna: herbaty, cukru, mąki, ryby, masła, mleka, chajachu, kumysu. Sądząc z rodzaju przedmiotów, które weszły niedawno w użycie, należy przypuszczać, że i sam zwyczaj powstał w nowszych czasach. Wyjątek stanowi pewnie tylko kumys i mleko. Obu napojów, w razie ich braku, chętnie dostarczają sąsiedzi, podobnie jak niegdyś dostarczali ich na „ysyechy“ rodowe.
W zasadzie, według zdania krajowców, obie uczty weselne winien wyprawić pan młody. Przeznaczenie i nazwy różnych części kałymu wykazują, że wydatek na te uczty przedstawiał niegdyś główną część płacy za żonę — „kałymu“. Wielkość, „kałymu“ waha się od kilku do kilkuset rubli. Niekiedy płacą za kobiety półtora i dwa tysiące rubli. Ale przeciętny „kałym“ nie przenosi 100 rubli. — Wydatek taki byłby niedostępnym dla większości mieszkańców, gdyby nie okoliczność, że znaczna jej część wraca obecnie z powrotem do młodych w charakterze posagu. Tylko „kurum“, część przeznaczona na przyjęcie weselników oraz inne nieznaczne dodatki do rachunku nie wchodzą i nie zwracają się panu młodemu. Lecz zapłata rodzicom (sułu), podarunki krewnym, swatom i swatkom (tüngtür-chodogoj käsitä) wracają pod nazwą „ännä“ — posagu i podarunków zwrotnych (törküt). Ponieważ po uczcie weselnej zwykle pan młody wstępuje w prawa męża, więc w razie jego śmierci „kurum“ nie zwraca się wcale jego rodzicom; mają oni prawo tylko do połowy „sułu“, skoro to zostało już wypłacone. Wielkość rozmaitych części „kałymu“ ściśle określona zostaje przy zrękowinach (kiltegan). Części te również są rozmaita w różnych okolicach. Nawet w tej samej okolicy zależą bardzo od umowy, zręczności swatów, bogactwa, znaczenia oraz stosunków rodzin, zawierających małżeństwo. Jakuci upewniają, że dawniej „kałym“ był większy. Zauważyłem istotnie, że jest on większy w miejscowościach głuchszych, dzikszych. Na południu powstaje dążenie wypłacania „kałymu“ pieniędzmi i zastąpienia mięsa na biesiadach weselnych mąką, masłem, mlekiem, co do których niema ustalonej przez zwyczaj normy; można więc w tym wypadku łatwiej robić oszczędności. Ale nawet tam, gdzie „kałym“ bardzo zmalał, rodowa uczta weselna nigdzie nie znikła i biedni często zabijają w tym celu ostatnie bydle, zupełnie jak na pogrzebie. Podarunek narzeczonej (käsij) — sztuka bydła, którą na weselu zjadają i 10 rubli „sułu“ (zapłata rodzicom za wychowanie) jest najbardziej elementarną i powszechną wśród biednych, formą kałymu. Rodzice za te dziesięć rubli muszą sprawić odzienie pannie młodej i dać jej trochę sprzętów; w istocie więc nic im się nie zostaje. Są zresztą tacy, co żądają za córki dość znacznych sum a nic wzamian dać nie obiecują. „Chcesz, bierz, jak stoi, w jednej koszuli, a nie chcesz, nie trzeba!“ (Nam. uł., 1888 r.). Takie wypadki są zresztą dość rzadkie i uważać je należy za następstwa albo nagłej ruiny zamożnej w czasie zrękowin rodziny albo wybuchu niezwykłej namiętności ze strony chłopca, z czego rodzice dziewczyny nigdy nie omieszkają skorzystać. Opinia powszechna gani podobne postępki. Znałem jednak dość czcigodnych ojców, którzy ssali przyszłych zięciów jak pijawki. Zwyczaj każe, że młoda kobieta, do chwili wypłaty „kałymu“ zostaje u rodziców; czasami taki pobyt przeciąga się 4—5 lat, jeżeli młodzi zostali ożenieni dziećmi, co przedtem było rzeczą zwykłą. Cały czas mąż odwiedza żonę i za każdym razem musi przynieść podarek: połać mięsa, krąg masła i t. d. Teściowie nieraz żądają zupełnie niesłusznie dodatków przed umową i zięć spełnia żądania, choć się oburza: — „A no, niech tam!... Niech wydziwiają... Przyjdzie i na nas pora. Zobaczymy co dadzą w posagu “ mówił rozgniewany wymaganiem teścia, małżonek. Kiedy „nadejdzie pora“ i żona mało przywiezie posagu, przyjmują ją w domu męża nadzwyczaj chłodno. Skoro przywiezie mniej od umówionej ilości, zaczynają się skargi, kłótnie, procesy, a często nawet zupełne zerwanie, jeżeli małżeństwo nie zostało poświęcone przez kościół. Nieposażnej lub „z oszustwem“ wydanej małżonce, życie niesłodko płynie; nielepiej od tych dawnych „amanatów trzymanych w żelazach i z wielką mocą“. Znane mi są wypadki samobójstw młodych mężatek, wywołanych prześladowaniem rodziny męża. Niekiedy uciekają i chronią się do krewnych, ale ci wydać je muszą na większą jeszcze katuszę. Kochający swe córki Jakuci starają się dla tych powodów dać im jak można najwięcej „żeby mąż, świekier i świekra ją szanowali“ (Nam. uł. 1891 r., i Kołym. uł. 1883 r.). Ztąd zrozumiałym jest powód, dlaczego rodzice panny starają się rozgłosić, że dany przez nich posag był bardzo znaczny, a strona przeciwna stale powiększa wielkość zapłaconego „kałymu“. W rzeczywistości posag i podarunki panny młodej tak są obrachowane, że wynoszą tyle lub trochę mniej, niż te części kałymu, które nazywają „sułu“, „charamni“, „uos asan“ oraz innych pomniejszych. Zwyczaj wymaga tylko pewnej odpowiedniości lecz nie równości bezwzględnej[5]. On przyznaje rodzicom pewne prawa do wynagrodzenia za córkę. „Dziewczyna ma cenę i kałym!“ powiada przysłowie. Kałym biorą rodzice, a w razie ich śmierci: starsi bracia, stryjowie, krewni, opiekunowie, a za sieroty — robotnice biorą ich gospodarze. Dają tym ostatnim zwykle mało — rubin, dwu, ale dają im cośkolwiek na znak ustępstwa kobiety[6]. To do tego stopnia wsiąkło w pojęcie o małżeństwie, że żadna porządna dziewczyna nie zgodzi się wyjść za mąż bez, „kałymu“. Uważałyby się one w podobnym wypadku za zhańbione, za ostatnie nic potem, niewarte grosza... Rozumie się, że wszystkie, z któremi rozmawiałem o tem, z pogardą wyrażały się o europejkach „co muszą płacić, aby je wzięto“. (Kołym. uł. 1883 r.) Nawet za młode wdowy, skoro wróciły do swego rodu wymagany jest kałym, tylko znacznie mniejszy od dziewiczego. Starsze wdowy, które zostały w rodzie męża, ponieważ miały synów, wychodzą za mąż bez kałymu, ale w tym samym rodzie. Jakuci ustępstwo tłómaczą, że: „któżby chciał samego siebie rabować?“ (Nam. uł. 1891 r.) albo: „za wdowę już zapłacono, nie trzeba płacić, gdyż przez to, że ona za mąż wychodzi nikt nic nie traci“... (Kołym. uł. Bajagant. uł. Nam. uł.) — Ale któż traci, skoro wychodzi za mąż dziewczyna? spytałem raz mego Kołymskiego opiekuna, Apolloniusza. — „Tracą rodzice,

którzy karmili, chowali, troszczyli się... Oni muszą za to cóś dostać... Przecież z domu znika robotnica, zostaną sami... A ty jak myślisz cudzoziemcze?!... — „A gdy wydzielacie syna, to czyż nie odchodzi robotnik?“ — „Syn to co innego. Po pierwsze, on pracował więcej i zwrócił część rodzicom, po drugie zostaje w rodzie, zostaje naszym człowiekiem, będzie nam pomagał płacić podatki, dzielić trudy i kłopoty“... (Kołym, uł. 1883 r.) Ten pogląd będzie zapewne najbardziej wśród jakutów powszechny. — „Myśmy karmili, wychowywali a inni będą korzystać! Niech zapłacą za wychowanie!“ (Nam. uł. 1891 r.) Co nie przeszkadza brać często „kałym“ osobom, które palcem nie ruszyły dla wychowania sprzedawanej dziewczyny. Niegdyś brali „kałym“ za zupełnie małe dzieci ale, któż odda za darmo kobietę?!“ (Bajagant. uł. 1886 r.) Wiedzą jakuci dobrze to tylko, że kałym płacić trzeba a brać go warto. Kałym i obrządki jakuckiego wesela trudno wytłomaczyć na podstawie potrzeb spółczesnych lub zdrowego rozsądku. Zrozumiałymi stają się one tylko wtedy, gdy zechcemy widzieć w nich pozostałości płacy za naruszenie praw rodowych, zawarcie przymierza, zapłatę za hańbę. Przypomnę, iż zamiana podarunków, szczególniej żywego bydła lub całych piszczeli bydlęcych była przez Jakutów uważaną niegdyś za znak przyłączenia do rodu za znak przymierza...“ Gody weselne są takiem przymierzem; wiąże się z niem pojęcie pokrewieństwa — uru. które znaczy to samo co „koło rodowe“. Właściwie zapłata uiszcza się nie ojcu i matce, gdyż ci zwracają panu młodemu ekwiwalent otrzymywanych wartości w posagu, lecz rodowi, który zjada „kurum“ — jedyną część kałymu, nie podlegającą w żadnym razie zwrotowi i zapłacie. W miejscowościach, gdzie utrzymały się stare tradycye rodowe, bogaci gospodarze pomagają biednym wypłacać posag: ten podaruje cielę, ów byczka i t. d. Posagu dawniej nie było. On i teraz nie jest uważany za taki niezbędny warunek małżeństwa jak „kurum“ albo „sułu“. Jakuci nie znają słowa „kałym“, uważają je za ruskie i nazywają zapłatę za żonę „sułu“ lub „kurum“ — od dwóch jej najważniejszych części. Wyraz ännä—posag, znaczył dawniej co innego. — „Ännä—kałut“ (kałut—niewolnik) nazywano dawniej człowieka, którego zwyciężony bohater dawał zwycięzcy, wzamian za darowane sobie życie (Nam. uł. 1890 r.). Następnie „ännä—kułut“ zostali włączeni w posag panny młodej. Jeżeli to były kobiety, to stawały się nałożnicami (odżołun) męża. (Nam. uł. 1891 r.). Do dziś dnia wyraz „ännä“ używany bywa najczęściej jako przymiotnik „ännä taugas“ — odzież wyprawna, „ännä isit“ — naczynie wyprawne — i t. d., czem różni się stanowczo od określonych zupełnie rzeczowników: „sułu“ i „kurum“ i t. d. O „ännä“ mówią obecnie stare pieśni. Bohater wracając z porwaną żoną, zawsze prawie wiedzie tłumy ludzi i bydła „ännä“.
Rys. 142. Koń „Charamni“.

I „kurum“ i „ännä“ powstały zapewne w zaraniu obecnej egzogamicznej formy małżeństwa jakutów. Tysiące szczegółów wskazują, iż żony początkowo były — wojennemi brankami. — „Gdy starodawni jakuci błądząc po lasach na polowaniach, zauważyli gdzie piękną kobietę, — wypatrywali dokąd chodzi jej mąż na łowy, napadali nań i zabijali a żonę uprowadzali. Skoro nie mogli dostać przemocą, brali podstępem. Zabijali brata lub męża, przebierali się w ich odzież i w nocy przychodzili do domów z wołaniem „ech, zdobyczy tyle, nie jestem wstanie przynieść, chodź żono... pomóż!“ Gdy ta wyszła chwytali ją i uprowadzali. Jeżeli opierała się, przedziurawiali jej rękę powyżej zapięścia i przeciągnąwszy rzemień między dwiema kościami, bólem zmuszali do pójścia!!“ (Nam. uł. 1891 r.). Podanie głosi, że w podobny sposób, rozbójnik „Mańczary“ uprowadził w las kobietę, która mu się podobała. Widocznie był to sposób uprowadzania żywcem w niewolę[7]. W bajce „Akary“ (Głupiec) jest opowiedziana historja małżeństwa bohatera i dwóch jego braci: — „Po zwycięztwie bracia zawładnęli domami i nieprzeliczonymi skarbami złego ducha i jego towarzyszy. Stali się bogaczami. Każdy z nich zamieszkał w osobnym domu. „Trzeba by ożenić się“ — powiedział Głupiec. Poruczył braciom nadzór nad gospodarstwem i poszedł szukać żony. Przyszedł do miasta[8] upatrzył dziewczynę i porwał ją w chwili, gdy wyszła po coś z izby. Uprowadził i zamieszkał z nią. Poszli i bracia jego szukać żon, ale wrócili z pustemi rękami. Głupiec śmiał się z nich: „Co za ludzie — baby sobie zdobyć nie umieją“! Przywiązał żonę rzemieniami do łoża, braciom rozkazał ją pilnować a sam udał się zdobywać dla nich kobiety. Przywiódł z początku dla starszego brata, potem dla średniego. Odtąd żyli trzej żonaci w trzech oddzielnych jurtach...“ (Kołym. uł. 1883 r.). W jakuckich „ołąho“ porwanie żon, sióstr, córek przez rozmaite złe siły (abasy) powtarza się jako zwykły motyw. Bohaterowie szukają ich lub sami udają się w obce strony dla zdobycia kobiety, wymagają tej jako okupu lub nagrody za swe zasługi. W opowiadaniach o wojnach, napadach, zemstach, kobiety i dziewczęta często służą jako „okup życia“, „ännä“ lub nagroda zwycięzcy. W opowiadaniach o „Sappy-Chosunie“ trzech braci Jakutów napada na nieprzyjaznych im tunguzów. Pobici tunguzi proszą o łaskę i dają im za to do wyboru trzy dziewczyny; jakuci godzą się na te warunki i urządzają wesele. W podaniu o „Czorbochu“ ten ostatni bierze od Tigina jako okup dużo bydła, ludzi i piękną córkę za żonę. (Nam. uł. 1890 r.). To samo mówi podanie o „Bert Chara“. (Bajagan. uł. 1886) W obrządkach weselnych jakutów zachowały się ślady tych stosunków. Niezależnie od tego, czy porwanie kobiet było powodem wojny, czy oddawał ją ród innemu rodowi, jako okup za zabitego mężczyznę, lub uprowadzone bydło, dość, że zawsze była ona uważaną za zdobycz a wesele miało cechy zawarcia pokoju. Po dziś dzień krewni nowożeńców, pod pozorami szacunku i życzliwości kryją na weselach w obejściu i mowach pewne, przypuszczam udane, współzawodnictwo i ostrożność. Uważnie śledzą, żeby ich czasem nie skrzywdzili w podarunkach, nie oszukali w zamianie, nie poniżyli w obejściu. Ztąd pilne przestrzeganie najmniejszych drobiazgów. Weselnicy cały czas siedzą na miejscach w podróżnem ubrabiu, jakby wzajem pilnując się; jakgdyby byli wrogimi posłami we wrogim obozie a nie życzliwymi sobie sąsiadami. Konie przyjezdnych cały czas stoją osiodłane na dworze; przyjaciele domu również nie zdejmują z koni rynsztunków. Gdym spytał mego „księcia Jana“ dlaczego nie zdjął siodła z konia, odparł mi z niechęcią, jakbym popełnił tem pytaniem beztakt: „Taki obyczaj... Rozmaicie zdarza się na weselach...“ (Kołym. uł., 1884 r.). Na południu już niema tego zwyczaju ale na północy utrzymał się jeszcze. Przyjeżdżają i odjeżdżają weselnicy cwałem i spotyka ich konny posłaniec, niby wysłany na zwiady. Przyjezdni starają się go ubiedz, gdyż kto wyprzedzi, ten zabiera „szczęście, los (dżoł)[9]. Dawniejsze wesela obfitowały w wiele obrządków, które nosiły charakter umysłowego i fizycznego współubiegania się, mierzenia się wzajem siłami. Przed przybyciem posyłali przyjezdni do jurty panny młodej trzech chwatów, którzy zapytani po co przyszli, odpowiadali: „ogień niegasnący rozpalić, miedziany słup (do wiązania koni) postawić, zbudować dom nowy“. Wtedy podawano im po ogromnym puharze (ymyja) kumysu; podobne puhary brało trzech zuchów z rodu panny młodej i wszyscy wraz zaczynali pić: który zdołał wypić najwięcej bez zachłyśnięcia się i z najmniejszą ilością przerw, ten zabierał „szczęście“ (dżoł). W czasie uczty próby odbywały się w dalszym ciągu. Myślę, że one wpływały ongi na wielkość okupu. I tak: kiedy dzielono mięso, domownicy wystawiali szermierza, który uchwyciwszy pośrodku ogoloną z mięsa, ślizką piszczel bydlęcą wyskakiwał na miejsce gładkie, wznosił kość do góry i wołał: „küreś“. Młodzież przyjezdna, krewni nowożeńca rzucali się nań, aby kość odebrać. Wraz z kością zabierano „szczęście“ (dżoł) Ubieganie się o ten „dżoł“[10] dochodziło tak daleko, że swatom przyjezdnym dodawano do kumysu drobno siekanych włosów, aby utrudnić im zwycięztwo. (Nam. uł., 1890 r.). „Zwyciężeni, pozbawieni swego „dżoł“ ubożeli“. Tracili „dżoł“ nowożeńcy w razie, gdy małżonka, odjeżdżając z domu rodziców płakała i ogłądała się poza siebie (Kołym. uł., 1884 r.). W ołąho „Stary i stara“ opisana jest nawet zdrada, na skutek której panna młoda przerażona ogniem zapalonym przez sługę „Simaksin-Emaksin“, obejrzała się i połowa podarowanego jej przez rodziców bydła została na miejscu. Bezwątpienia, iż poglądy te, miały niegdyś realną podstawę. Przewaga siły i charakteru jednego z rodów, zawierających związek małżeński, odbijały się natychmiast na dobrobycie słabszego z nich, zwiększały lub zmniejszały okup za żonę i posag. Niechęć dziewczyny lub wielkie przywiązanie jej do miejsc rodzinnych, groziło czasem poważnym rozdźwiękiem rodowi męża. Zdrada żony w walkach rodowych często jest przytaczaną, jako powód ogólnej klęski.
Charakterystyczną cechą wesela jakuckiego jest ukrywanie panny młodej przed narzeczonym. On nawet wiedzieć nie powinien, że ona jest w domu. Pannie młodej wolno podpatrzeć z ukrycia swego przyszłego tylko wczasie, gdy pierwszego dnia prowadzi konia do wodopoju. Nie powinni jej widzieć i inni członkowie z orszaku małżonka.
Dorośli młodzieńcy, przed swataniem „wypatrują“ sobie żony. Podobna wycieczka ma doprawdy cechy jakichś wojennych wywiadów. Sam byłem świadkiem podobnego zdarzenia w północnych okolicach, gdzie spędziłem czas dłuższy. Pewnego dnia w jesieni, gdy spadł już śnieg, ale połów ryb nie był się jeszcze rozpoczął, z powodu kruchości lodu na jeziorach, wszedł zrana do jurty młody, nieznany nikomu chłopak, przeżegnał się, przywitał, skłonił i siadł w rogu „bilirika“, nie w głównym lecz w pośledniejszym. Pojawienie się nieznajomego wywołało trwogę wśród żeńskiej połowy mieszkańców. Dziewczęta pochowały się w głąb i ciekawie ztamtąd śledziły przybysza. Gospodarz przestał naprawiać sieci, zapalił fajeczkę i zniechcenia zaczął wybadywać nieznajomego, kto zacz jest. Podano jadło, zaproszono do stołu przybysza, jak kazał zwyczaj. Nikt chłopca nie znał i tylko ród i miejscowość, które wymienił, dały gospodarzom pewne wskazówki. Nie badano go zbyt natarczywie. Przyjechał zdała, z okolicy coś o 50 mil odległej. Mówił, że szuka... zgubionego tabunu kobył. Zabawił więcej niż dobę. Cały czas nie zrzucał podróżnej odzieży i oparty o słup ramieniem, przyglądał się z pod oka uważnie wszystkiemu, co się działo wokoło. Wieczorem przyszła młodzież z jurt sąsiednich. Przywitali się, zamienili kilka zdań zwykłych. Ale młodzież nie zaprosiła przybysza z sobą, on nie udał się do sieni, gdzie odbywają się zwykle różne narady i wesołe sejmy młodszego pokolenia. Usłyszawszy tam szepty, wyszedłem niezwłocznie. Parobcy gadali, dzieci skakały z radosnym piskiem, dziewczęta śmiały się i popychały wzajem. Jeden z chłopców podkasał poły swego kaftana, szeroko nastrzępił szarawary i obracał się niezgrabnie w kole towarzyszy, naśladując ruchy przyjezdnego.
— Co się stało?...
— Znalazł się... żonkoś!... odpowiedzieli ze śmiechem.
— A cóżem to odeń gorszego?!... I ja też zgubiłem kobyły i spodnie mam nowe, i poły za pasera... Oj wiemy, co to za kobyły!... przedrzeźniał urwis.
Kiedym wyraził powątpiewanie o zamiarach przybysza, przytoczono mi cały szereg dowodów: z oczów nie spuszcza kobiecej połowy, milczy, odzież ma szczególniej starannie podpasaną i podpiętą, rynsztunek na koniu nowy i dobry, pościel schludną i zręcznie zwiniętą, i z konia wcale nie zdejmował siodła... i odpowiedział jak należy...
— My wiemy, co to znaczy! U jakutów to się tak robił...
— Złodziej... Ani wątpić złodziej... Ukradnie kobylicę... wymyślał podkasany chłopak. Dziewczęta śmiały się coraz głośniej. Widocznie podobała się im udana zazdrość młodzieży i wymysły na obcego. Ale gdym najstarszą spytał, co myśli o nim, spoważniała i odpowiedziała ostrożnie:
— Z twarzy... biały i robotnik pewnie dobry. Przyjechał zdala a koń nie zmęczony i rynsztunek w porządku!“ Nazajutrz młodzieniec, nie rzekłszy słowa, odjechał (Kołym. uł., Jąża, 1884 r.).
Odwiedziwszy kilka domów, gdzie są dziewczęta i upatrzywszy „serdeczną“, młodzieniec przysyła swatów. Niekiedy jeździ nie sam lecz z towarzyszami. Często swatają go zaocznie a dawniej, gdy żeniono nawet w wieku dziecinnym, rozumie się, robili to rodzice i krewni, nie pytając o zgodę. „Żeniono 4 i 5-letnich. Po zapłaceniu kałymu, dziewczynkę brali rodzice narzeczonego natychmiast do siebie, aby dziecię zawczasu przyzwyczaiło się do rodziny przyszłego męża. Niekiedy istotnie dziecię przyzwyczajało się do nowych ludzi a ci kochali je jak własne. Ale rzadko tacy wcześni małżonkowie żyli w zgodzie. Od dzieciństwa razem spali lecz „źle“ (abasy) nieraz patrzyli na siebie. A skoro dziewczynka lub chłopiec umierał przed ślubem kościelnym, zaczynały się skargi i procesy o zwrot kałymu. Z tego powodu zaprzestano wczesnych małżeństw. Zresztą teraz ślubu takim nie dają i jeszcze karzą za to“... (Nam. uł., 1890 r.). Mimo to znałem 14 letniego małżonka, już dwa lata żonatego i spotykałem ludzi, których ożeniono, gdy ledwie liczyli lat cztery.
Zrękowiny (kiltägan) u Kołymskich jakutów, odbywają się w następujący sposób. Trzech krewnych, niezawsze najbliższych ale zawsze najdzielniejszych, udaje się konno do wybranego domu. Tam siedzą oni na „biliriku“ dzień lub dwa. Przed wyjazdem, gdy rzeczy już związane, utroczone i wszystko gotowe do drogi, swaci żegnają się, wychodzą lecz natychmiast wracają; tylko narzeczony zostaje na dworze. Znów siadają swaci a starszy rzuca w milczeniu pęk lisich futer na stół. Gospodarz domu wdziewa czapkę, siada za stołem i pyta: czego chcą? Oni mówią coś o młodej kobylicy, ów zwierzu cennym i otrzymawszy odpowiedź twierdzącą, zaczynają układy. Układy tyczą się wesela, kałymu i t. d., wszystko musi być ściśle omówione, gdyż inaczej grożą swary i kłótnie bez końca. Dlatego swat musi być człowiekiem dzielnym, poważnym i doświadczonym. Po skończeniu narady, goście niezwłocznie pospiesznie odjeżdżają. Niekiedy lisy, wódkę lub pieniądze (10 do 15 rubli) swaci, odchodząc zostawiają na stole, jako płacę próbną; po powrocie, gdy znajdą ją nieruszoną, zabierają i odchodzą w milczeniu. Na południu obyczaj starodawnych zrękowin znikł. Żadnych wejść i wyjść uroczystych niema. Piją wódkę i umawiają się o kałym. Narzeczony często sam bierze udział w umowie. Udział dziewczyny przy zawieraniu małżeństwa bardzo jest nieznaczny. Czasami spytają ją czy zgadza się wyjść za mąż; jest to już nowość i postęp. Otrzymawszy odmowę, swaci żądają zwykle drugiej córki, jeżeli jest, gdyż odprawa z niczem przynosi wogóle ujmę. Do domu, w którym odmówiono swatom, nikt już swatów w ciągu roku nie posyła (Kałym. uł., 1883 r.). Jakuci szukają sobie żon zwykle w obcych rodach (aga-usa). Nawet na południu ten zwyczaj zachował się. Twierdzą jakuci, że „nie dadzą ślubu“. Istotnie pozwolenie piśmienne na małżeństwo, jakie wymagane jest przez duchowieństwo od przedstawicieli rodowych (księcia małego), trudniej w takich razach uzyskać. Znam tylko jeden wypadek małżeństwa w obrębie rodu i, gdy kobieta niedługo po ślubie oślepła, wszyscy przypisywali to „złamaniu starego obyczaju“ (Sasybyt, Kotym. uł., 1883 r.). „Do takiego bezwstydu nie doszedł żaden Bajduniec!“... mówiła o podobnym wypadku stara jakutka Wierchojańska panu N. G. Ten sam autor upewnia, że „zamożni jakuci szukają sobie żon nietylko po za rodem ale i po za własnym naslegiem[11]. W mało zaludnionych miejscowościach zachował się zwyczaj unikania małżeństw nawet z kobietami innego rodu, ale mieszkającemi w sąsiedztwie. „Dziewczyna, mieszkająca w stronach rodzinnych, nie bywa szczęśliwą“. „Szczęśliwa córka wychodzi za mąż daleko od ojcowizny“. „Dobrze gdy woda blizko, a krewni daleko“... mówi przysłowie jakuckie[12]. Bogaci ludzie na południu starają się o żony dla synów w obcych ułusach. W ołąho, bohaterowie zawsze szukają sobie żon daleko, za „dziewiątą górą, za dziewiątym lasem — gajem, za dziewiątą doliną“. Zestawienie tych dziewięckrotnych przeszkód ze wskazówką, że starożytny „biś“ składał się z 9 „ajmaków“ a „ajmak“ z 9 rodów (aga-usa) pozwala przypuszczać, iż w umyśle narodu żyło długo przyzwyczajenie brania żony nietylko po za obrębem rodu, „ajmaku“ ale nawet związku „ajmaków“, po za obrębem „bisiów“ i „dżonów“[13]. Na zaraniu małżeństw egzogamicznych, gdy żony były brankami, dążenie takie płynęło z samego porządku rzeczy, z niepodobieństwa wojny i rabunku w tych grupach rodowych[14].
Zkąd i kiedy powstałe dążenie do małżeństw rodowych, trudno wyjaśnić. Być może, iż jakuci, doświadczeni pasterze, zauważyli wady ciągłego krzyżowania w blizkich kołach rodzinnych. Ogiery, odpędzające ze swych tabunów córki rodzone, dały może im pochop szukania żon na obczyźnie, lecz główną pobudką, myślę, było zetknięcie się ludów pasących konie z ludami pasącymi bydło rogate. Tabuny koni, rozmnażające się trudniej i dostarczające pokarmu swym pasterzom przeważnie w. mięsie, musiały szybciej znikać, niż dojne bydło rogate. Wojna spowodowana brakiem stad, uprowadzanie dobytku u cudzoziemców, chwilowa przewaga ekonomiczna plemion rozbójniczych, które z bydłem zabierały i umiejące się z niemi obchodzić kobiety, możność drobienia się na małe gospodarstwa, oparte na krowiem mleczywie, wszystko sprzyjało utworzeniu się egzogamicznej, niewolniczej rodziny pasterskiej. Pojęcie o niewolnictwie nieodłącznie towarzyszy jej w podaniach jakuckich. „Podzielił w posagu ośm domów niewolników“......„potrzebni mi są ludzie“...[15] i t. d. Rodzina ta, z porządku rzeczy, była prócz tego poligamiczną. Kozacy zastali u jakutów wielożeństwo w pełni rozwoju. „Zbiór praw obyczajowych krajowców sybirskich“[16] mówi o niem jako o zjawisku powszechnem i pożądanem. „Jakuci nie miewają więcej niż pięć żon“... naiwnie zeznają krajowcy. Bronili wielożeństwa, gdyż wtedy można mieć dużo dzieci, można dzielić stada na części i zachować je w ten sposób w razie zarazy; wreszcie uznawali wielożeństwo za instytucyę dającą przytułek i zajęcie żonom, których się nie kocha[17]. Pogląd na żony i dzieci jako na pilnych i tanich robotników, wyrażony sto lat temu w tym „Zbiorze“, zupełnie odpowiada i spółczesnemu poglądowi jakutów na rodzinę. Żona jest przedewszystkiem sługą „pomnażającą wygody i dostatek“. Władza jej w rodzinie jest bardzo mała. Mąż ma prawo stracić jej posag do ostatniej sztuki bydła, do koszuli. Złe obejście z żoną częściej się zdarza wśród jakutów, niż złe obejście z dziećmi, „które mogą z czasem odpłacić“. W rodzie męża nie ma żona praw żadnych, a w rodzie ojca utraciła je przez zamążpójście. Jest wykluczoną ze społeczeństwa, jest niewolnicą. Sprzedano ją. Niegdyś mąż miał nad nią władzę nieograniczoną, nawet prawo życia i śmierci. W podaniu o „chorołach“, mąż po powrocie z wojny, zabija żonę, przyczynę zaburzeń: „aby posiąść ciebie, białolicę, zamordować musiałem sąsiadów, z którymi wiek żyłem w zgodzie“... mówi jej. Istnieje podanie, że ród kazał zabijać kobiety, z powodu których wynikały zatargi i trupy ich wydawać przeciwnikom (Bajagant. uł., 1885 r.). W pewnem „ołąho“ słyszanem przezemnie w ułusie Wierchojańskim „tojon“ jakucki kazał zabić żonę po połogu, gdyż „kobieta, która urodziła takie duże dziecko, nie może przecie być żoną“ (Wierchoj. uł., 1882 r.). W ołąho „Niziutka Staruszka“ złą synowę, która nie spełniła wszakże żadnej zbrodni, skazuje na rozszarpanie przez dzikie konie. W podaniu o krwawem zajściu między ludem Kangałas i Nam, z rodu „Wyrżniętych“, mąż grozi żonie śmiercią zato, że ośmieliła się stąpnąć przez niego... Spółczesne poglądy jakutów na kobietę niedaleko; odbiegły od tych opowiadań. — „Płacimy duże pieniądze, więc wymagamy... odpowiedział mi z niewzruszoną pewnością młody małżonek jakucki (Kołym. uł., 1883 r.). Egzogamia i ród ojcowski zniszczyły zupełnie niezależność kobiety. Jako osobistość prawna ona nie istnieje, znikła z organizacyi rodowej, która zna tylko mężczyznę i odwoływać się może do rodu, do prawa, tylko jako córka przez męża, matka przez syna. Wyjście za mąż oddaje ją w ciężką niewolę, ale panieństwo gotuje jej los stokroć cięższy. Po śmierci rodziców zostaje na łasce i niełasce krewnych, którzy wyciskają zeń co mogą, zmuszają pracować nad siły i trwonią bezkarnie jej mienie. Sierota nie ma ani kąta, ani woli własnej ani żadnej nadziei poprawy losu. Nawet w razie wyjścia za mąż trudno sierocie uzyskać odziedziczony majątek, chyba że dostanie męża energicznego i wpływowego. Ród ojcowski zawsze jest po stronie swego członka, krewnego — krzywdziciela; tradycyjnie sprzeciwia się przejściu dobytku do obcego rodu. Kobiety nie mają na zebraniach głosu, a mężczyźni zgodnie bronią swych przywilejów. Kobiety nie mają się komu skarżyć i nie robią tego, gdyż nie znają (jak wszędzie) praw rodowych, nie mają śmiałości, są dzikie i zahukane. Jakucką dziewczynę czeka w starości ciężki los, wyśmiany w bajkach „Simaksin-Emaksin“, czeka tułaczka i śmierć z chłodu i głodu. Dlatego to jakutki zupełnie szczerze opłakują śmierć nawet okrutnych mężów, ale łatwo, gdy się zdarzy sposobność, pocieszają się po nich. Zawsze mąż choć srogi ma chwile łagodności i pieszczoty. Krewni — nigdy. Mąż jest jeden — tych wielu. Na męża można wpłynąć; do wpływu na krewnych nie dopuszczają własne ich żony. Dlatego spieszy się jakutka wyjść za mąż byle jak, aby tylko żyć swobodniej. Wysoka opłata za żonę (kałym) odegrała swego czasu rolę dobrego opiekuna w losach kobiety jakuckiej. Większość mężczyzn nie była wstanie po raz wtóry ponieść takiego wydatku i dlatego szczędziła żony. Kałym oraz Ogólne zubożenie ludności po zawojowaniu, zniosły wielożeństwo. Większość nie mogła kupić kilku żon i utrzymać je należycie. Brak kobiet, wyniszczonych złem obejściem[18] również przyczynił się do wprowadzenia jednożeństwa. W ostatnich czasach chrześcijaństwo utrwaliło ostatecznie monogamię. Na złych mężów mają jeszcze jakutki dwa środki, którymi bądź co bądź, trzymają ich na wodzy: samobójstwo i ucieczkę. Uciekają jakutki do swego rodu i choć zawsze zostają zwrócone, lecz sam fakt do tego stopnia ośmiesza męża, naraża go na taką stratę czasu i pieniędzy, zmusza do wysłuchania tylu gorzkich wyrzutów i pomstowań, że obawa hamuje cokolwiek ich samowolę. Od krewnych ojca sierota nie ma dokąd uciec. Samobójstwo żony naraża na stratę cennego, drogo opłaconego przedmiotu; krewni z jej śmiercią nic nie tracą. Mąż stał się w ten sposób nietylko panem lecz i obrońcą kobiety; dość, aby wykazał trochę serca, a natychmiast kochają go, robią zeń nieledwie anioła. I tu są tacy. W rodzie męża, młoda żona ma, po utracie rodziców, jego jednego, prawnego obrońcę na całym świecie. Zwykle wszyscy są przeciwko niej, a szczególniej siostry męża. Zdaje się, że ta nienawiść jest tradycyjną. Stara, mądra żona Apolloniusza oduczała swą córkę „Byczę“, wydaną świeżo za mąż, od palenia tytoniu, od wszelkich żądań, wszelkiego dopominania się o cokolwiek: „Dziecko moje! mówiła ze smutkiem. Wkrótce pójdziesz do obcych. Siostry męża cię wyśmieją, zadręczą. Lepiej nic nie żądać i nic nie chcieć...“ (Kołym. uł., 1884 r.). Często opowiadały mi jakutki, jak siostry męża je prześladowały, namawiały go by ją bił, gdyż „inaczej kochać cię nie będzie, zdradzać zacznie“. Prawdziwe szczęście, jeżeli los da jakutce łagodnego męża. Tylko łagodność ma dla niej znaczenie, gdyż może on być najsprawiedliwszy, najszlachetniejszy dla innych, a zły dla niej. Całe wychowanie, warunki pracy, tradycye są przeciw niej. Kobieta mała wychodzi, mało wie, mało umie, sił jej fizycznych i umysłowych wcale nie ćwiczą... Chłopiec od kołyski nieledwie słyszy, że będzie „panem, gospodarzem, robotnikiem, podporą i karmicielem rodziny“. Lepiej go karmią, lepiej odziewają; siostry zmuszone są zawsze mu ustępować. I wciąż słyszy on pogardliwe o kobietach zdanie, zaprzeczenie im wszelkich praw i zasług: — „Myśl kobieca krótsza niż włosy! Dziewcząt więcej jest niż okuni. Kobiet — więcej niż pstrągów“[19] — „Dziewczęta chowamy dla ludzi, staramy się nadaremno“... (Koł. uł., 1883 r.). — „Córki uważamy za obce... wszak odejdą do obcych, wcześniej czy później“ (Nam. uł., 1888 r.). — „Z babiej pracy niema pożytku“... (Nam. uł., 1887 r.). — „Skoro kobieta przejdzie między mną i ogniem moim, to może zniszczyć moje szczęście i zręczność na łowach“[20] (Nam. uł., 1891 r.). — „Dawni jakuci brzydzili się (byrdyr) kobietami, uważali je za nieczyste“ (byrdachta). — „Baba“, „babski“, „po babsku“, wciąż obija się o uszy jakuckiej młodzieży. W bajkach, bohaterowie przezywają się, „babami“, gdy chcą zelżyć śmiertelnie i wyzwać do boju. — „Majantyłap! Nie mów, że zabiłeś mnie, słynnego „Oczorboj-Chosuna“, syna Tigina, lecz powiedz, żeś zabił niewolnicę babę, która biegła, trzymając za ogon rude cielę!“, prosi, umierając ranny wojownik[21]. Kobietom ciężarnym obyczaj zabraniu jeść niektórych potraw, dotykać się niektórych przedmiotów. Są uważane za nieczyste, psują więc broń myśliwca i niszczą wszelkie powodzenie (Wierchoj. uł., 1882 r.). Wciąż przez wszystkich powtarzane pojęcia przenikają i do dusz kobiecych, zatruwając je lękliwością, oraz służalstwem. Kobiety jakuckie o wiele są pokorniejsze i posłuszniejsze od kobiet europejskich. — „Bez powodu bić nie będzie“, mówiła młoda kobieta, w odpowiedzi na skargi innych. — „Mąż — pan, on włada i dostarcza; żonie o tyle dobrze o ile jemu doskonale (Nam. uł., 1887 r.). — „Mąż — pan nasz. On nas odziewa, karmi i broni“... zawsze odpowie dobrze wychowana jakutka (Wierch, uł., 1882 r.). Wszystkie kobiety są chowane w tym duchu i wszystkie głęboko wierzą w słuszność tych zasad. Słyszałem, jak wypowiadały podobne przekonania kobiety dzielne, robotnice niezrównane, których energia i zabiegliwość utrzymywały dom cały i samego męża, głupiego leniucha i karciarza. W Wierchojańsku przewóz przez rzekę dzierżawił jakut Gałka, ladaco, słaby i głupi. Żonę miał Nastkę, żywą, roztropną i nadzwyczaj silną kobietę. Gdy na rzece szalały fale, Gałka sam do łodzi nie siadał a zawsze żonę posyłał. Ale pijany, miał zwyczaj bić żonę, więc nieraz miała Nastka podbite oczy i pokaleczoną twarz. „Była od męża znacznie mocniejsza, lecz nigdy go nie uderzyła. Gdy bardzo jej już dokuczał, chwytała go za ręce, kładła na łożu jak dziecko i trzymała, aż się uspokoił. „Dlaczego go kiedy porządnie nie wytłuczesz? Dałby ci spokój“!.. spytałem. „Nie można! roześmiała się, zawsze on... mąż! Gdybym go zbiła, ludzie by go szanować przestali, a wtedy i mnie byłoby źle i dzieciom!“ (Wierchoj. uł., 1882 r.). Z tegoż powodu żony, które nawet mężów w ryzach trzymają, nigdy do tego się nie przyznają i zawsze udają, że działają według jego wskazówek. Takie kobiety jakuci zwą „mądremi“. Jedną tylko znałem samodzielną, pewną siebie kobietę, zamożną, którą jakuci przezywali: „Głową“ za jej wielki spryt i rozsądek. — „Po radę do niej nie wstydzą się zwracać i panowie z ułusu“, mówili mi o niej... (Nam. uł., 1889 r.). Była ona tym wyjątkiem, który potwierdza prawidło. Do wielu robót zwyczaje nie dopuszczają kobiet. Nie widziałem ani razu kobiety płynącej samodzielnie w małej pierodze „ty“. O jednej słyszałem, a opowiadano o niej jak o cudzie, że umiała stawiać potrzaski na zwierza, naciągać łuki samostrzały i nawet strzelać z gwintówki. Kowali—kobiet niema i wiem o jednym tylko srebrniku—kobiecie. Koni również kobiety nigdy nie doglądają, choć konno jeżdżą doskonale (po męzku) i spełniają tysiące innych prac cięższych i niebezpieczniejszych w sianokos i około bydła rogatego. Ciężka niewola odbiła się na charakterze jakutek, bardziej zamkniętym i jednostajnym. Osobistość ich jest mniej wyraźna, umysł bardziej ubogi. Z głębi wieków płyną jednak ku nim wspomnienia innej doli. Ołąho przechowały piękny obraz niezależnej dziewicy „Kyłannachkys-buchatyr“. Ona była dobra, gościnna, słynęła jako opiekunka sierot, orędowniczka nieszczęśliwych“. Odrzuciła rękę „Niebieskiego bohatera“, aby zostać na ziemi. Ale długo nikt nie chciał się z nią ożenić i wyszła ona za swego niewolnika, za zwyciężonego przez siebie człowieka[22].
Obecność w społczesnym jakuckim rodzie ojcowskim (aga-usa) grupy macierzystego rodu (ie-usa), oraz wskazówki, że wiele rodów wyprowadza swe pochodzenie od kobiet, nareszcie tajemnicze „bis-usa“, którego nazwa, należy przypuszczać, pochodzi od starożytnego turańskiego pierwiastku: bigäcz, biäś, —bikä— co znaczy wolna, niezamężna dziewczyna, szlachetna kobieta[23] — wskazują, że w przeszłości jakuckiej istniała jakaś odmienna organizacya rodowa odmienna rodzina i małżeństwo. Trudno obecnie odtworzyć szczegółowo starożytną ich budowę, ze szczątków jednak zachowanych w obyczajach, z nazw pokrewieństwa i podań można wnioskować, że należała ona do systemu turańskiego rodziny swoistej.
W Bajagantajskim ułusie po raz pierwszy usłyszałem podanie, że „przed wielu tysiącami lat był wśród jakutów zwyczaj, iż twoju siostra (bałys) była twoją żoną, twoja matka — też była twoją żoną i żona twego brata też twoją żoną... (Bajagantaj. uł., Turujałach 1885 r.). Wśród całego potoku podań, twierdzących, że „najsampierw jakuci żony kradli, a potem zaczęli je kupować i żenić się z niemi“... raz jeszcze w tej miejscowości trafiłem na to podanie z ograniczeniem, że „siostry bywały żonami, ale matki — nigdy!“ (Bajagantaj uł., 1885 r.). W dwa lata potem, w Namskim ułusie, opowiedziano mi następujący apokryf: Bóg stworzył ludzi z drzewa: mężczyznę Adama i kobietę... imienia nie wiem. Kobieta urodziła 7 dziewczynek i 8 chłopców. Każdy więc miał żonę, tylko nie miał jej najmłodszy. Kiedy ten ze skargą zwrócił się do Boga (Chrystusa czy Mikoły — nie wiem) i zapytał: „jakże obchodzić się będę bez kobiety?“ dostał odpowiedź: „jeżeli nie możesz bez niej się obejść, to potajemnie spij z żonami swych braci“... Apokryf ten jest dość wśród jakutów rozpowszechniony i często mi go opowiadano z lekkiemi zmianami. Imiona biblijne i wymienianie chrześcijańskiego Boga wskazuje jakoby, że nie jakuckiego jest on pochodzenia lecz myślę, iż rozpowszechnienie jego dowodzi pokrewieństwa z miejscowemi podaniami.
—„Kiedy Onochoj przyszedł z południa jakuci żenili się z siostrami, gdyż innych kobiet nie było“ (Nam. uł., 1890 r.)., Niegdyś, jeszcze przed Tiginem, jakuci żenili się tak: jeżeli z dwóch braci jeden miał syna, a drugi córkę to dzieci łączyły się małżeństwem“ (Nam. uł., 1891 r.). „Dawniej, gdy młodzieniec mógł łuk naciągnąć, brał za żonę młodszą siostrę (bałys) odchodził w ustronie, gdzie budował dom“... (Nam. uł., 1891 r.). „Niegdyś, gdy siostra starsza czy młodsza, wychodziła za mąż do obcego rodu, to bracia nie oddawali jej wpierw, aż się z nią wyspali (chotunnur)... Skoro obcy zabierali im dziewczynę-dziewicę, uważali się za pohańbionych, uważali że tracą „szczęście“ (dżoł). (Nam. uł., 1891 r.). Wyrażenie „chotunnur“ dotychczas używa się w znaczeniu — połączyć się z kobietą „zrobić ją gospodynią, panią“[24]. Kazirodztwo, które okropnie przedstawia się w legendach naszego ludu, u jakutów wywołuje nietyle odrazę, co drwiny. Przykłady takich związków nie są tu rzadkością. W Kołymskim ułusie pożycie brata z siostrą było przerwane wmieszaniem się władzy; w Bajagantajskim ułusie pożycie takie trwało, aż pojawiło się dziecko. Wiem o pożyciu matki z synem i dwóch rodzonych braci z jedną kobietą. W rapsodach (ołąho) uczucia siostrzane i braterskie są barwniejsze i podniosłej opisane niż małżeńskie; one jak gdyby górują nad ostatniemi. Często pieśniarz nazywa liczne żony bohaterów imionami sióstr: starszą zwie „agas“ (starsza siostra), młodszą — „bałys“ (młodsza siostra). W ołąho „Könczö-Bögö“ porzucona przez bohatera kobieta, zwraca się do swej rywalki, jego młodej żony i mówi: „gdyśmy pojawiły się u ojca, matki, w swym kraju, gdyśmy chowały się tam, byłam starszą twą siostrą — (agas), a ty byłaś młodsza (bałys)[25]. Każdy bohater zły czy dobry ma siostry, pomocnice i orędowniczki. Gdy „Biały Młodzian“, bohater jednego z popularniejszych „ołąho“ wpadł w zasadzkę, zgotowaną mu przez wrogów, jego siostra „Biała Ükajdań—ko“ natychmiast domyśliła się „ze snów w nocy, a we dnie ze znaków“. „I przestał w niej sen być snem, życie życiem; poleciała za nim, pomknęła jako żóraw biały po śladach brata, nad przepaść, gdzie on zniknął i siedząc tam płakała tak rzewnie, że niebo popękało, obłoki porwały się, ziemia rozsypywała, a łzy dwóch jej oczów utworzyły dwa małe jeziora; płakała, mówiła, zaklinała aż za trzeci rząd niebios“... Gdy następnie dla uratowania brata okazał się potrzebnym włos z głowy ojca „Ai-Tojona“, zmusiła siostry prosić o niego i wyrywa mu zdradziecko nie mały włos lecz najdłuższy....
W podaniu o chorołach „Bata-batyr“ przejmuje się taką nienawiścią do kobyły otrzymanej jako wykup za siostrę, że zabija zwierzę, co służy za powód do krwawej wojny[26]. „Ołąho“ są to poematy, opisujące przeważnie poszukiwanie żony oraz wojny i wyprawy w celu zdobycia kobiet, bydła i niewolników, niema więc w nich żadnych wzmianek o siostrach żonach. Mówi się tam tylko dość często, że szereg rodzonych braci żeni się z szeregiem rodzonych sióstr (z innego rodu) w ten sposób, iż najstarszy z najstarszą, drugi z drugą i t. d. co i teraz jeszcze się zdarza. Ciekawym jest obyczaj weselny, zabraniający siostrze panny młodej pokazywać „włosy, warkocze, wogóle obnażoną głowę — panu młodemu, a nawet komukolwiek z jego orszaku“ (Kałym. uł., 1884 r.).
W zwyczajach pozostały ślady konieczności zapobiegania stosunkom braci z siostrami. Stara jakutka, skarżąc się na zepsucie spółczesne, dowodziła mi, że dawniej było lepiej: „w Boga wprawdzie nie wierzyli, ale grzeszyli mniej. Teraz i władza i duchowieństwo strzegą, a grzechów moc. Wtedy nikt nie zważał, a mniej było kłamstwa, mniej kradli i oszukiwali niż teraz. Przedtem bracia rodzeni nie śmnieli sypiać pod kołdrą sióstr, teraz żenią się z kobietami własnego rodu (aga usa). Przedtem szukali żon daleko za Indigirką, za Janą, teraz aby blizko, aby prędko“... (Koł. uł., Jąża 1884 r.). W Kołymskim ułusie również, ale gdzieindziej, objaśniono mi powód wielkiej burzy domowej: „niema kołdry! brat odjechał, kołdrę zabrał, swoją zostawił, a wstyd i grzech dorosłej dziewczynie nakrywać się kołdrą brata (Andyłach, 1883 r.). Chłopcu, po dojściu do 10—12 lat, każą jadać oddzielnie od sióstr; nie pozwalają mu spać razem z niemi. Sprawiają mu pościel, choć to związane jest z pewnym wydatkiem i przeznaczają mu osobną ławę. Nie pochodzi to bynajmmiej ze wstydliwości; te same siostry chodzą zupełnie nago przy braciach i takie wiodą nieraz z nimi rozmowy, że dorosły europejczyk spłonąłby ze wstydu. Być może, iż zwyczaje zapobiegawcze powstały znacznie już później, gdy utrata dziewiczości zaczęła wpływać na cenę dziewczyny, — dość, że zachowały się do dziś dnia w praktykach Jakutów przeżytki, dowodzące powszechnie uprawianego niegdyś kazirodstwa. Czy byty i kiedy nastały jakieś ograniczenia względem sióstr i braci rodzonych — trudno dociec. Zdaje się, że obecne nazwy krewniactwa jakuckiego inne miały w przeszłości znaczenie. Zakres ich był szerszy i mniej określony. Plącze to bardzo i utrudnia wszelkie dochodzenia wsteczne. Spróbujmy jednak, na zasadzie rozbioru samych nazw, wniknąć w zmierzchłe czasy ich powstania.
Najbardziej pierwotną i określoną nazwą, jest nazwa matkiie, co znaczy właściwie: zawieź, miejsce porodu, macica; Nazwa ojcaaga nie jest tak wyraźną. Znaczy ona wogóle starszy. Gdy jakut chce się dowiedzieć, czy ktoś się od niego wcześniej urodził czy później, pyta się; czy on będzie aga czy bałys (młodszy). Nazwa dzieckaogo jest już zupełnie nieokreśloną; znaczy ona przedewszystkiem wiek mówi się: dzieci zwierząt, ptaków i nawet drzew (o małych latoroślach). Ogom—moje dziecko utworzone przez dodatek m zaimka dzierżawczego, nie wyraża bynajmniej dziecko rodzone, lecz znaczy również: wnuk, syn, nawet młodszy brat. W mowie potocznej używają go starsi w stosunku do młodszych, bez względu na pokrewieństwo. „Starodawni jakuci, nawet bardzo rozgniewani, nie mówili inaczej do młodszych, jak: moje dziecię[27]. Uol—chłopiec i kys—dziewczyna oznaczają przedewszystkiem płeć, choć używane są obecnie (z dodatkiem dzierżawczym m) jako syn i córka. Specyalnej nazwy dla syna i córki jakuci nie mają. Nie mają również nazwy dla oznaczenia małżonka, gdyż erim znaczy właściwie mój mężczyzna (er—mężczyzna, im przyrostek dzierżawczy). Żona, choć w mowie bieżącej tytułują ją zawsze moja kobieta (dżachter-em) moja stara (ämaksin-ym) ma jednak nazwę własną ojoch. Można więc z tego wnioskować, że z gromady osób wspólnie żyjących, wyłoniło się w umysłach prajakutów najpierw pojęcie matki i żony[28] Dzieci należały do całej hordy; ojcem ich mógł być każdy starszy od nich mężczyzna, gdyż stosunki płciowe były niewyraźne, może nawet bezładne[29]. Dlatego to nazwy krewniactwa u jakutów rozpadają się przedewszystkiem na starszych i młodszych. Starszy brat inaczej się nazywa (ubaj, bij[30]), młodszy inaczej (ini); starsza siostra inaczej (agas, ädżij), młodsza inaczej (bałys). Ale nazwy ogólnej dla braci oraz dla sióstr jakuci nie mają, gdyż wszyscy właściwie byli braćmi lub siostrami w obrębie swego rodu. Ztąd obecnie ubaj nazywają nietylko starszego brata, ale i starszego stryja, starszego synowca, wogóle starszego członka rodu. Ini nietylko oznacza młodszego brata, ale: młodszego stryja, młodszego synowca, wogóle młodszego latami członka rodu. To samo tyczy się kobiet. W mowie potocznej, szczególniej w zwrotach osobistych, jakuci prawie nie używają innych nazw. Ale nazwy te istnieją, gdyż jakuci mają nomenklaturę pokrewieństw dość nawet bogatą i skomplikowaną. Dla niektórych stopni mają nazwy podwójne, używane tylko przez mężczyzn lub tylko przez kobiety[31]. I tak: młodszego brata, którego mężczyźni nazywają ini, kobiety nazywają surus albo surdżja; żona młodszego brata dla mężczyzn (braci) będzie kinit, a dla żon ich badżja, żona starszego brata będzie dla mężczyzn (braci; ie-kyłym, a dla żon ich bärgäń albo märgäń, co wskazuje, że rzeczywiste stosunki między temi kategoryami osób, były niegdyś różne, gdyż, jak wiadomo, nazwy pokrewieństw są śladami stosunków rzeczowych. Wymienione wyżej nazwy jakuckie utraciły już znaczenie. Opieranie jakichkolwike wniosków wyłącznie na nich byłoby za śmiałe, gdyby nie podania o pożyciu małżeńskiem braci z siostrami i gdyby nie brak osobnej nazwy dla ojca i męża. Ciekawa jest okoliczność, iż starsze siostry ojca (rodzone i stryjeczne) noszą to samo nazwisko sangas, co i żony starszych braci, a starsi bracia ojca, to samo nazwisko co ojciec matki, wraz ze swymi starszymi braćmi, czyli tak zwani dziadowie—obaga. Tworzą więc siostry (starsze) ojca wraz z żonami braci (starszych) jedną grupę, a starsi od ojca stryjowie i dziadowie matki — drugą. Już sam podział na takie grupy jest charakterystycznym dla rodziny swoistej, a zmieszanie sióstr i żon, dziadów i stryjów w jednem pojęciu, wskazuje niezbicie na stosunek małżeński tych grup. Nim więc jakuci przeszli do rodziny parzystej i wielożeństwa, uprawiali czas jakiś małżeństwa grupowe sióstr i braci, podzielonych według wieku.

Rozumie się, iż przy takiej organizacyi małżeństwa, wyraźnym jest tylko związek dziecka z matką i pokrewieństwo liczyć się może tylko w linii żeńskiej, czego ślady pozostały u jakutów w zanikłej i zmienionej obecnie instytucyi rodów macierzystych (ie-usa). Przypuszczać należy, że jeśli wówczas kobieta nie stała prawnie wyżej od mężczyzny, to w każdym razie była mu równą i niezależną. Ród, któremu służyła za spójnię, otaczał ją opieką, jakiej z przejściem do egzogamii zaniechał. Z owych szczęśliwych czasów pozostały tylko jako wspomnienie skłonność do miłostek w obrębie rodu — i strach przed obcymi mężczyznami. To ostatnie uczucie przerodziło się z czasem we wstydliwość, z początku konwencyonalną, a następnie rzeczywistą. Prawidła przyzwoitości jakuckiej głoszą: „Dziewczyna nie powinna głośno śpiewać w obecności obcych“ (Koł. uł. 1883 r.). Dziewczyna nie powinna rozplatać warkoczy przy mężczyznach, a mężatka wychodzić do nich bez chusty na głowie“ (Baj. uł., 1886 r.). „Młode kobiety powinny mówić mało, półgłosem, nie śmiać się głośno, nie wtrącać się do rozmów mężczyzn“ (Nam. uł., 1889 r.). „Z obcymi mężczyznami kobiety unikać powinny wszelkiej rozmowy, nie patrzeć na nich i w żadnym razie nie uśmiechać się do nich. Porządna dziewczna jakucka powinna patrzeć na wszystko ukradkiem z pod opuszczonych rzęs, jak powiedziano w bajkach“ (Nam. uł., 1892 r.). Z pojawieniem się w jurcie obcego mężczyzny, kobiety gdzieś znikają i tylko przez szczeliny w ścianach i przegrodach widać, że pilnie siedzą za tem, co się dzieje. Bez pozwolenia męża lub ojca nie wolno im przyjąć podarunku nawet od starego mężczyzny i niewolno im nic nikomu podarować. To ograniczenie podarunków, tak wogóle lubionych i cenionych przez jakutów, jest wielce ciekawem, ze względu na symbolikę, związaną z nimi. Również ciekawem ale niewytłomaczonem dla mnie zjawiskiem jest nadczuła, chorobliwa wstydliwosć jakutek co do obnażonych stóp. Jakutka, która nie zdradzając cienia wstydu, obnaży się przy wszystkich do pasa, spłonie ze wzruszenia, gdy ją mężczyzna zaskoczy idącą boso. Natychmiast przysiadzie, aby koszulą przykryć gołe stopy. Są to wszystko środki, za pomocą których, myślę, utrudniano kobietom poznanie obcych mężczyzn. Przedtem prawideł tych przestrzegał ród, do którego należała miłość kobiet, a po nim odziedziczali je mężowie. Ale żonę z innego rodu strzedz musieli przedewszystkiem we własnej rodzinie, przed ojcem, braćmi, stryjami... Ztąd starożytny zwyczaj „kinit“ zabraniający synowym pokazywania świekrowi gołych nóg i włosów. Dawniej synowa winna była unikać zupełnie świekra i braci męża. „Wciągu siedmiu lat powinna się była chować przed świekrom, szwagrami oraz innymi mężczyznami, krewnymi męża. Nowożeńcy mieszkali na lewej, żeńskiej połowie domu, za osobną przegrodą. Ztamtąd przez szczelinę musiała młoda żona wypatrywać co robi świekier i szwagrowie i ostrożnie za kominem przekradać się na dwór. Zwykle wychodziła przez chlew, a nie przez drzwi ludzkie. Mężczyźni też unikali młodej kobiety. Mówili: „ech, biedne dziecko, wstydzi się!“ Skoro spotkania niepodobna było uniknąć, kobieta opuszczała na twarz zasłonę. Czasami umierała, zanim domowi mężczyźni twarz jej poznali. Wtedy dopiero mógł świekier martwą obejrzeć, żeby zobaczyć, jaką syn miał żonę, piękną czy brzydką. Obecnie unikają pokazać świekrowi nagie ciało, a u bogatych nie chodzą przy nim w koszuli, lecz zawsze na wierzch narzucają świtę „son“[32] (Nam. uł., 1891 r.)
Rys. 143. Dziewczyna jakucka.

Być może, iż zwyczaj „kinit“ oraz wymagania skromności powstały nietyle pod wpływem zazdrości płciowej, ile pod wpływem strachu męża, że ród odbierze mu kobietę-brankę, że ograniczy wyłączne jego posiadanie kobiety. A może żona, jako obca, naruszała obecnością swą zwyczaje rodowe i wskutek tego kryć się musiała przed wszystkimi mężczyznami.
— „Starodawny jakut, wziąwszy żonę, odchodził w las głuchy, chronił ją od innych. Gdy spotkał w pobliżu mężczyznę, wszczynał z nim walkę“... (Koł. uł., 1884 r.)[33]. Jakuci po dziś dzień tradycjnie strzegą żon swoich. Kobiecie niewolno nigdzie chodzić bez pozwolenia męża, ojca lub opiekuna. Tylko stare, brzydkie kobiety cieszą się większą swobodą: „gdyż nikogo nie gniewają, wzbudzając zazdrość„“. Mają jakuci i bardziej prostacze środki do ochrony wierności małżeńskiej i niewinności swych córek, coś w rodzaju skórzanych pasów wierności[34]. Pomimo to... wiele jest prawdy w sceptycznem przysłowiu jakuckiem: „czyż istnieje drzewina, na której nie usiadł nigdy ptaszek?“ w znaczeniu „czyż jest kobieta, która nie miała nigdy kochanka“[35]. Europejczykowi obyczaje jakuckie wydadzą się lekkie i zepsute. Mężczyźni i kobiety uważają przelotne miłostki, gdy uszły bezkarnie, za miły żart, wdzięczną pustotą, figiel... „Co za odwieczny, przez ojców naszych nie robiony grzech! (popełniamy)? Spiżarnię okradamy czy co, jeżeli całujemy się, kochamy?! Pytam ja ciebie?“... nuci piosenka. „Co w tem jest złego, że kochamy ładne dziewczyny!...“ dziwili się chłopcy kołymscy.
— „Rozumiem, że źle jest pokochać brzydką, ale ładną to wcale źle nie jest“, pouczał mię młody parobczak. Jakuci nie widzą nic złego w tak zw. zakazanej miłości. Nie powinna tylko narażać ich na straty i przykrości. Rodzice wprawdzie gniewają się na córkę, jeżeli prowadzenie się jej pozbawi ich połowy „kałymu“, związanej z utratą niewinności. Ale skoro kałym został zabezpieczony, wypłacony lub gdy stracili nadzieję wydania dziewczyny za mąż, obojętnieją zupełnie na jej zachowanie się. Czas, spędzany przez młode mężatki w domu rodziców, od ślubu do wypłaty kałymu, należy bezwarunkowo do najszczęśliwszych i najweselszych w ich życiu. Młodzież lgnie do nich jak muchy do miodu, a rodzice patrzą już przez szpary na zalecanki, zwłaszcza jeżeli te przynoszą im korzyść, przyciągając do robót gospodarskich usłużnych i zręcznych parobczaków. Starają się tylko, aby romanse nie były zbyt długie i aby wieść o nich nie doszła do nieobecnego męża. Córek, które we właściwej porze zamąż nie wyszły, też nie pilnują. Owszem, gdy te zajdą w ciążę, rodzice cieszą się z tego. W Kołymskim ułusie, na Andyłachu, pod jesień, młode kobiety, z wiedzą starszych, wyprowadzały się do małego osobnego domku nad jeziorem, gdzie co noc schodzili się do nich chłopcy z całej okolicy. Zdarzyła się, że zabłądziwszy na polowaniu, późno w nocy, zwabiony ogniem, zaszedłem do nich. Pieśni, bajki, opowiadania, wesoła ogólna rozmowa jak u nas na wieczornicach. Nakarmiono mię, napojono herbatą, a gdym wstał aby odejść do domu, młoda 22 letnia, zwykle skromna i cicha dziewczyna, otwarcie zaczęła mię namawiać, abym został i ofiarowywała mi... na ten wieczór — siebie[36] (Koł. uł., 1883 r.). W innej miejscowości tegoż ułusu, starsze dziewczęta łowią rybę pod lodem całą jesień i mieszkają w odległych, samotnych jurtach, gdzie odwiedzają je chłopcy i spędzają z niemi i dnie i noce. Ale zawsze ci goście należą do tego samego, co dziewczęta rodu. Chłopców z innego rodu nie dopuściliby sami parobcy. Na weselach zauważyłem to samo: do żeńskiej połowy domu, gdzie gromadziły się dziewczęta, ośmielali się zachodzić tylko chłopcy z rodu gospodarza. Na weselach oraz „ysyechach“ nadzór nad dziewczętami słabnie: zresztą opinia publiczna nie chwali matek, które na te uroczystości biorą z sobą podrastające córki. Chłopcy w zabawach korzystają z wielką swobodą z swych rąk i bezbronności dziewcząt. Są gry, za które trzeba płacić pocałunkiem, np. tak zwana gra „w zmrużone oczy“. Chłopiec lub kilku chłopców gonią dziewczynę i który ją złapie dostać musi całusa. Na jednem weselu zajrzałem za zasłonę do panny młodej i znalazłem kilka par dziewcząt i chłopców leżących tam razem z oblubienicą. Były to dziewczęta i chłopcy z rodu panny młodej i gdy mi w kilka lat potem opowiadano o braciach, którzy „nie mieli zwyczaju oddawać niewinnych sióstr obcym ludziom za mąż“, widziany nać wczas obraz stanął mi w oczach.
Nieprawe dziecko jest to coś takiego, czego jakuci zupełnie nie rozumieją. Hańby w tem żadnej nie widzą, byle nie było ułomne, bo wtedy w grę wchodzą złe duchy, z któremi żartów niema. Zdrowego, wesołego nieprawego wnuka, pieszczą i kochają dziadkowie często więcej niż prawych potomków (yczczat). Właściwie nie mają jakuci nawet nazwy dla odróżnienia dzieci nieprawych, gdyż używane obecnie „sik-ogo“, zapożyczone jest od rosyan i znaczy „dziecię krzewów“[37]. Jakuci otwarcie mówią, iż „dziecko nieprawe lepsze niż bezdzietność“ (Wierchoj., 1882 r.). Nieraz zamożni nawet jakuci żenią się z kobietami, które miały nieślubne dzieci i wcale im tego za złe nie mają[38]. Wielkość kałymu za dziewczęta dzietne jest mniejszą; — to znów wpływa na prędsze zamążpójście. Za to ta okoliczność wywołuje u rodziców surowsze obejście z dziewczętami do lat 18-tu, później już nie, gdyż zwyczaj każe 20 letnie dziewczęta uważać już za przejrzałe. Z wyjściem za mąż dziewczyny troska o jej moralność spada wyłącznie na męża. Złamanie wierności małżeńskiej wszyscy niby ganią, ale w gruncie, za wyjątkiem męża, niebardzo ona kogokolwiek oburza. Niewierność zaś mężów jest wprost uważana za błahostkę, o której mówić niewarto.
— „Śpiemy w ciemnościach w tej samej izbie, więc chodzimy do cudzych żon!“ mówił mi młody żonkoś, od kilku ledwie lat żonaty. Przypomnę opowiadanie, przytoczone w początku tego rozdziału o ósmym bracie, „któremu bóg „Ai-Tojon“ kazał odwiedzać cudze żony“. Raz, kiedym spytał młodego jakuta, przechwalającego się swemi miłostkami, czy to dobrze tak robić — odpowiedział mi ze śmiechem:
— „Rozumie się że dobrze, jeżeli kobieta dobra“.
— „A jeśli do twej kobiety kto pójdzie?
— „O to będzie źle, zupełnie źle!“ przyznał się naiwnie (Nams. uł. 1891 roku).
Drugi „zdobywca serc“ bardzo się tem pytaniem rozgniewał.
— „A po co ci wiedzieć co zrobię?! Czy może ty chcesz iść do mej żony?!“ (Bajag. uł., 1885 r.). Rozwiązłość zwykle łączy się z zazdrością. Zazdrość jakutów powszechnie jest znaną. Zajmowało mię bardzo pytanie, jaką rolę w życiu jakutów odgrywa uczucie miłości. W małżeństwie, zdaje się, uważają ją za niepotrzebną. Sądzą, że szczęście rodzinne znacznie trwalej gruntuje się na przyjaźni, szacunku, wspólności interesów, spokojnej skłonności, niż na burzliwej i niebezpiecznej namiętności — „Gdy młode małżeństwo bardzo się kocha — nie będzie szczęśliwe“ mówi przysłowie (Koł. uł., 1883 r.). — „Przecież nie biorę jej, żeby zlizywać nalany na jej twarz sorat“, dodaje inne przysłowie o znaczeniu piękności w małżeństwie[39]. — „Ellej wybrał nie piękną, ale płodną i pracowitą“ (Nam. uł., 1890 r.). Poprzednia znajomość nowożeńców nie jest konieczną. Większość małżeństw zawierają rodzice i krewni, bez udziału i zgody interesowanych. Tylko nieprzezwyciężony wstręt i gwałtowny opór jednej ze stron bywa czasami uwzględniony. Jeżeli protestuje chłopak, zwykle nie zmuszają go; ale na córki, nawet na dorosłe, nawet na wdowy, niewiele zwracają uwagi. Wydają przemocą za mąż, biją lub grożą wypędzeniem z domu na cztery wiatry[40], Ponieważ jakuci żenią swe dzieci wcześnie, więc swatanie i ślub odbywają się zwykle gładko, dopiero potem wynikają rozmaite burze domowe, swary, zdrady, przeniewierstwa. Dorośli młodzieńcy, którzy ukończyli już lat 24, sami sobie upatrują żony. — „Niektórzy nie żenią się wcale. Nie znajdują kobiet według upodobania. Szukają, szukają, aż się zestarzeją“ (Nam. uł., 1891 r.). Ilość małżeństw, zawieranych przez samą młodzież, wzrosła obecnie ku zgorszeniu prawowiernych starców. Ale wybór ze strony kobiet długo jeszcze pozostanie w zawiązku. One siedzą w domu, otoczone wyłącznie sąsiadami z tego samego rodu, co uniemożebnia małżeństwo. Mało kogo widują. W owych odległych czasach, kiedy żony porywano, kradziono, zgoda ze strony kobiety jeszcze mniej ze miała znaczenie. Następnie gdy wykup zastąpił rabunek, upadł nawet wpływ upodobania u mężczyzn. Na pierwszy plan wystąpiły: bogactwo i stosunki rodowe. Jakuckie małżeństwo przybrało cechy handlowej operacyi i sprzymierzenia sił, ekonomicznie równych. Takiem pozostało dotychczas. Ogromna większość ludu jakuckiego żyje i rozmnaża się bez miłości.
Nie idzie zatem, żeby jakuci nie znali uczucia miłości lub go nie cenili. Owszem już w tych naiwnych „sławieniach“ (tuojër), które młodzież płci obojga nuci przy pracy o swych miłych, przebija się tęsknota miłosna i określone pojęcie piękności fizycznej [41] . Zwykle opiewają się czarne brwi, błyszczące oczy, zgrabna figura, biodra okrągłe, dźwięk głosu srebrny i t. d. Rzadziej mówi się w nich o przymiotach duszy: sercu czystem, rozumie, dobroci, pracowitości; a u kobiet: o skromności, poświęceniu, łagodności. Przytoczę jedną z najpiękniejszych znanych mi jakuckich pieśni miłosnych[42]. — „Ach dzieci! Myśli mej głowy zręczni zmącili mężczyźni. Czy stoją, czy krążą, pod świecącym blaskiem kryją fałsz wewnętrzny, czarują udatnem słowem, zmuszają pożądać swej piękności, przenikają wzrokiem aż do serca, do samej wątroby!“
— „Ach dzieci! Gdybym pokochała człowieka, ogarnęła go uściskiem na parę, na kilka godzin, gdybym pocałowała go, wchłonęła jego zapach, zbliżyła do swego serca, to czyżbym nie została szczęśliwą nawet po rozstaniu i gdy ciało moje zbrzydnie, zwolnieje jak woda, osłabnie jak spróchniałe drzewo, czyż nie powiedziałabym, że w młodości byłam szczęśliwą... Ehaj!“
— „Ach cudzoziemcze! Siedzisz, słuchasz i myślisz: co mądrego powiedzieć może kobieta-dziewica, mająca myśl krótką, pamięć drobną, odzież twardą? Ehaj!“
— „O ludzie — mężczyźni! Wy mniemacie, że nawet najlepsze z kobiet-dziewic nie mają serca zdolnego pokochać! Och, gdybym była pewna, że język mój, że mowa, że głos mego gardła zdolne są poruszyć serca wasze, rozbić je litością, śpiewałabym ja bez przerwy, śpiewałabym ja!... Zamieniłabym się w odgłos dźwięku, w upiększenie słów, roztkliwiłabym ja serca wasze, poruszyła waszą myśl kamienną, roztopiła pamięć lodowatą, aż osłablibyście jak małe, nieumiejące siedzieć dziecię... Uraczyłabym was śpiewem, że nie moglibyście ani wstać, ani się ruszyć“...
— „Ach! wy, z głosem śpiewającego ptaka, w ubraniu lśniącem jak skrzydło cyranki, przepasani tęczą, rozejdziecie się w różne strony świata. Będziecie świecić tam jak spadająca gwiazda, co kreśli niebo, będziecie błyszczeć jak błyskawica, będziecie zniewalać do pożądania i kochania!... A ja, o pacholęta, błądząc z kąta w kąt, śnić będę i chować was w pamięci swej, roztkliwiać swe serce — wątrobę, myśleć o was i uważać się za szczęśliwą — samotna i cierpiąca. Ej!...“
— „Ach chłopcy! Ach piękni ludzie! Nie pomyślcie z gniewem: co za szkaradna ośmieliła się spojrzeć na nas?! Cóż uratuje mię od was? Czyż obwinie urodę waszą? Ach smutno mi! Lepiej, gdybym piękna i znakomita zmąciła myśli wasze! Ach tęskno mi! Więc odejdziecie zagniewani i obrażeni? Wszak piękni i brzydcy pieszczą oczy blaskiem słońca, a ono nie obraża się o to!“
— „Ach dzieci! Powiadają, że na tamtym świecie jest Pan, który zapisuje złe i dobre, grzechy i cienie. Czyż ten Pan obwini mię za powiedziane słowa, za to, że rozkochanemi oczami spojrzałam na doskonalszych odemnie, że pomyślałam, iż wszyscy powinni być mi równi? Czyż wniesie on, dzieci, słowa te w czarne piainie?“
— „Ach dręczyciele! Z uśmiechem, jako cień, znikacie wy, podobni do zachodzącego słońca, kryjecie się za górą, oddalacie... oddalacie i niema was... Ale jak od słońca pozostaje długo na górach jasny odblask, tak w mej pamięci i myśli pozostanie po was wspomnienie... Ehaj!“[43]
Lud, który umie składać podobne pieśni, umie kochać. Namiętny, gwałtowny koloryt leży na wszystkich miłosnych scenach i przygodach, kreślonych w bajkach i „ołąho“. Uczucia te są płomienne, lecz krótkotrwałe: „Wpadł, zobaczył dziewczynę i zmartwiał; potem ożył, zakochał się, wybiegł, poleciał, skoczył, dosiadł konia i cwałem dopadł do domu: „Rodzice moi“ — mówi — „Niziutka staruszka z pięcia krowami ma taką śliczną dziewczynę! Weźcie tę dziewczynę i oddajcie mnie!“.. tak zaczyna się romans w jednej z piękniejszych bajek.[44] W innej powieści bohater tak odpowiada dziewczynie na jej prośbę: „Zgoda! Doskonale!“ Stąpił na środek domu, aż zadźwięczały drzwi brzęczące, zwrócił kobietę, jak trawa miękką, przechylił ją jak świeżą witkę, pocałował — powąchał jej złoty, nietknięty rumieniec policzków, pocałował usta wypukłe jak dwa okrągłe guziczki“... Młodzieńca od dalszych zapędów wstrzymuje tylko myśl, że ma stoczyć bój z wrogiem, że jeżeli on „dziewiczy“ skala się, to zostanie zwyciężonym.[45] Na zakończenie przytoczę rozmowę o miłości, jaka wynikła po wysłuchaniu powieści „Syn orli“, jakuckiej przeróbki, słynnej bajki o Marcie Nadobnej“...
— „Co byś stary zrobił, gdybyś spotkał taką Martę nadobną, co twarz siedmioma zakrywała zasłonami?“ spytała bajarka męża.
— Co bym zrobił?... A no ożeniłbym się przecie“...
Śmiech. Żona pokazuje mu figę.
Musi„ być, król myślał, że prosty chłopak wyskoczy z kotła srebrny, a on wyskoczył... złoty...“ zauważył Szymek, który siedział dotychczas milczący, pod wrażeniem powieści.
— Rozumie się!
— „A ty Piotrku, czy skoczyłbyś do kotła, gdyby obiecała cię pokochać Marta Nadobna?“ Młody wyrostek zmieszał się, bąknął coś i schował za innych.
— „Ale to niepodobna, żeby mężczyzna, jakut, od samego spojrzenia, oczami mógł stracić zmysły. Co innego, kiedy pozna ją jak żonę i gdy ona wtedy się odeń odwróci... Wtedy i jakut może stracić głowę... Ale od samego patrzenia, to się nie zdarza...“ rozważał w dalszym ciągu Szymek.
— „Wściekają się i od patrzenia jakuci... wściekają! Prawdę mówię; tyś młody, to nie wiesz!“
— „A ty wiesz?!“
— A ja wiem. Co w tem naprzykład mądrego? Podobała się komtt kobieta z wejrzenia... — „Zgoda! niech mu się podoba...“ — „Usłyszy on, że jest u sąsiadów. Zaraz rzuca robotę, biegnie, aby tylko zobaczyć, aby głos usłyszeć... Pół dnia spędzić gotów na patrzeniu i słuchaniu... Tymczasem robota czeka... I co mu z tego? Jakie z patrzenia zyski?.. Czy nie szaleństwo?
— Rozumie się, zdarza się i tak, ale...
— Poczekaj, nie skończyłem. Mało mu; czeka, aż wyjdzie, pobiegnie naprzód, schowa się w lesie u drogi, będzie wyglądał czy nie przejdzie tędy, czy nie odezwie się, czy nie pozwoli pójść razem...
— Prawda, są i tacy, co w krzakach czekają, komary pasą, ale...
— A kobieta tymczasem zauważy, że chłopiec u drogi się chowa i zgadując, że on albo żarty sobie stroi, albo złe zamierzył, weźmie i obejdzie w około niepostrzeżenie. Chłop czeka i czeka, komary go jedzą... A kobieta ominie go i wyśmieje... Co czy nie zdarza się?
— Tego ja nie wiem, może ty wiesz?
— O tak, ja wiem! Poczekaj, przyjdzie czas, poznasz i ty.“ (Nam. uł., 1891).

Rys. 144. Wróżba łuczywem.
Rys. 145. Bajarz jakucki.






  1. Pawlinow, „Plawo małżeńskie u jakutów““ Pamięt. Jak. Obł. 1871 r.
  2. „Wilujski Okrąg“, Część III. str. 95. — Chudjakow, ibid str. 131.
  3. Był nawet w wiola miejscowościach i do dziś dnia przechował się zwyczaj, że po weselu, do domu godowńików, zbierali się wszyscy ubożsi członkowie rodu, wszyscy robotnicy, przekupnie, którzy mieli z domem stosunki i zjadali resztę pozostałego z wesela mięsa, zwał się ten zwyczaj „bychyrem-as“ lub „bagareme as“ (Nam. uł., 1890 r.).
  4. W. Radloff. „W kwestyi ujgurskiej“, str. 87.
  5. D. Samokwasza „Zbiór prawa obyczajowego“. Na początku przeszłego wieku jakuci na pytanie rządu o rozmiarach kałymu i posagu odpowiedzieli, że „posag równa się połowie kałymu“ str. 222.
  6. Kałym składa się z części: 1) „Sułu“ (płaca rodzicom) od kilku do 100 sztuk bydła żywego. 2) Kurum od jednej do 10—15 w części żywych w części zabitych sztuk. 3) „Syngach chongoror“ (syngach — policzek, chongoror?; w niektórych miejscowościach mówią uos — asar — otwarcie ust) — żywe bydlę lub połać mięsa, niekiedy małą sumę pieniędzy. 4) Chojnohor (? chongoror) käsij — podarunek za nocleg — połać mięsa lub sztukę bydła zależnie od zamożności. 5) Bysyrem käsij — też sztuka bydła lub połać mięsa.
    Małżonka wnosi w posagu: 1) ännä — naczynia, rzeczy, pościel, szuby, srebrem wykładaną uprzęż, umówioną ilość kobył lub krów w ilości dorównywąjącej wartości, „sułu“ 2) Siämsiä — młode bydło, źrebięta, cielęta dobrowolnie dawane przez rodziców nad umowę. 3) Kys käsijte — podarunki dziewczyny, zwykle mięso gotowane lub topione masło; każda misa drewniana, każdy kubek powinny mieć na dnie trochę masła. 4) Dżje bälächa — podarunek dla domu — lis i 9 gronostajów lub choć jeden gronostaj upiększony paciorkami. Wieszają go nad łożem, gdzie śpią niezamężne siostry pana młodego a następnie wynoszą do spiżarni i zachowują pieczołowicie do urodzenia pierwszego dziecka. Wówczas wynoszą do lasu lub oddają szamanom. Przedmiot to bardzo podobny do buryackiego ongona. 5) Särgä bälächa — podarunek słupom do wiązania koni — kobyła, którą przywiązują zwykle do słupa.
    Małżonka wiezie swe rzeczy do domu świekra na koniach bogato osiodłanych; konie te zwą się „charamni“ albo „charamdżi“; bywało ich niegdyś co najmniej 3 i wkładano im na nogi srebrne bransolety. Charamdżi nazywają również bydło, którego ojciec panny młody żąda, za puszczenie córki do domu męża. W tym celu przynosi ze sobą 100 lub 150 uździennic i żąda za każdą bydlęcia; po targu dostaje cokolwiek. Prócz tych przedmiotów powinna przywieść z sobą szuby (son) dla świekry, szwagra, sióstr męża i t. d., każde dostaje son.
  7. U niewolników wojennych łamano prawą rękę i nogę a następnie męczono ich strasznemi mękami“. (Nam. uł. 1891 r. Wierchojan. uł. 1882 r.).
  8. Miastem (guorod) zwą jakuci w ogóle większe zgromadzenie domów i ludzi.
  9. Maak opisuje ten obrzęd jako „koń körsiör“ spotkanie chwatów. Jeżeli posłaniec został złapany, przywiązywano go do konia najbiedniejszej jakutki i musiał w czasie uczty usługiwać innym (str. 93).
  10. „Dżoł“, — zwą Jakuci nietylko powodzenie, los, szczęście ale wszelką zdobycz, nawet zręczną kradzież.
  11. N. Gorochow, „Wiadomości Wschód. Syber. Oddziału Geograf.“, T. XIV. № 1 i str. 71.
  12. Chudjaków, str. 7.
  13. F. Kohn twierdzi, iż małżeństwa jakuckie obecnie egzogamiczne bardzo są ograniczone terytoryalnie, że największy procent przypada na małżeństwa w obrębie ułusu. Ze 157 rodzin spytanych okazało się 7 w obrębie rodu, 25 w obrębie naslegu, 83 w obrębie ułusu, 39 w obrębie okręgu, 1 w obrębie kraju, 2 z cudzoziemcami („Fizyologiczne i biologiczne spostrzeżenia“, str. 57).
  14. Podanie mówi, że dawniej małżonka jadąc do męża zatrzymywała się trzy razy o dziewięćkroć (27 ołochów) (ilś-togus ołochtoch). Na każdym przystanku zabijano bydlę, zostawiano skórę, na której siedziała młoda mężatka. Skóry były rozmaite, zależnie od zamożności: niedźwiedzie, renie, kobyle, w drodze pokrywano niemi siodła a na przystankach ławy i łoża. Z czasem skóra taka zmalała do kawałka futra, do symbolu, który jakutki, jadąc do mężów, istotnie kładą na siedzenia i rzucają na przystankach. Podanie wierdzi, że co 9 „ołochów“ musiała panna młoda zrzucać i zostawiać ludziom, u których zatrzymywała się, też futrzaną szubę ślubną — „tangałaj“. Nosi to cechy okupu za wolny przejazd lub bardziej jeszcze starożytnego obyczaju prostytucyi gościnnej (Zachód. Karg. uł., 1890 r.).
  15. Chudjakow, ibid. str. 131, ibid. str. 167.
  16. D. Samokwasow, str. 220.
  17. Jota w jotę takie same pobudki wielożeństwa przytaczają obecnie czukcze.
  18. Im mniej są ucywilizowane i zaludnione ułusy tym mniej stosunkowo posiadają kobiet. Dziewcząt rodzi się mniej niż chłopców, a mniej staranne obejście z niemowlętami płci żeńskiej wywołuje większą wśród nich śmiertelność. Według źródeł oficyaln. w 1889 r. urodziło 3921 chłop., 3674 dziewc., umarło chłop. 4217 i tyleż dziewcząt.
  19. Chudjakow. ibid. str. 4 i 7.
  20. Z tego powodu oraz z tradycyi rodowych, które bronią cudzoziemcom przekraczać linje domowego ogniska, kobiety zawsze w domach obchodzą z tyłu komin.
  21. Chudjakow, ibid. str. 749.
  22. W. Prikloński: „Żywe starożytności. Trzy lata w Jakuckiej Obłasti“, cz. II — III, str. 177—179.
  23. Bigäsz — u kirgizów niezamężna siostra męża, dziewica; toż samo u kazańskich tatarów — „bigäcz“...
  24. Po salarsku kobieta — godun-kisi; mężczyzna — er-kisi. „Przegląd Etnograficzny“, 1891 r. № 1.
  25. Chudjakow, ibid, str. 166. W innych narzeczach turańskich „chotnn“, „chaty“ — pani; po ujgarsku — „katun“ żona chana.
  26. Chudjakow, str. 147, Ciekawy szczegół iż chorołowie, dowiedziawszy się o jego czynie mówią: „Acha! Zabił nasze stworzenie. Z nami zechce pewnie to uczynić...“ Zamiana koni służyła, jak wiadomo, w starożytności jakutom za symbol przymierza.
  27. Uwaga opowiadacza: patrz niżej w podaniu o „Siriagäs“.
  28. Właściwie kobiety, które miały dzieci. Opierając się na tem, można przypuszczać, iż u jakutów istniał kiedyś matryarchat.
  29. Ciekawa jest okoliczność, że bohaterowie ołąho udają się cz^to na wyprawy dalekie, żeby odszukać swych ojców.
  30. Bij w innych turańskich narzeczach znaczy starszy.
  31. Zbliża to system jakucki o jeden rys więcej z systemem turańskim. Z. Morgan „Społeczeństwo pierwotne“ str. 477.
  32. Zwyczaj „kinit“ opisał dość szczegółowo Gorochow. „Roczniki Wschód. Syberyi Od. Tow. Geog.“ r. 1887, T, XIV, № 1, str. 71 — 72.
  33. Podobna bitwa opisana jest malowniczo w ołąho „Könczö-Bögö“: „Pod rękę mu rękę podstawił, pod nogę — nogę. I ująwszy się za kołnierz, zaczęli się bić, popychać, szamotać. Chciała ich kobieta uspokoić. Ale od szumu ich, od impetu odlatała daleko, jak motyl, jak lekkie odzienie. „Co się z wami stało? Poczekajcie! spójrzcie na siebie. Co to? Co to? czyż nie krewni jesteście? Grzech i wstyd! Zaczekajcie, nie traćcie rozumu! Tfu, stójcież“. „Ba, doprawdy“ powiedzieli i spojrzeli sobie w twarz. „Cośmy zrobili, co się stało z nami?“ Wzięli się za ręce i poszli: splunęli sobie wzajem na ręce i potarli obrażone miejsca, ciała i skórę; uzdrowiły się od tego rany i poszarpane skrwawione części. Następnie Kytygras Baraczczi powiedział: „Ba, myślałem, że jakiś nieznany człowiek zabrał ogień mój i mieszka w domu moim, więc postąpiłem tak!“ Boży człek powiedział: „Ba, a ja myślałem, że zły duch zjadł mego zięcia i chce gospodarzyć w jego domu: więc biłem się. Przecież wszystko stało się przez omyłkę, pogódźmy się!“ Chudjakow, ibid, str. 177.
  34. Jakuckie żeńskie spodnie króciutkie (syali) różnią się od męzkich rozporkiem, który jest z boku oraz ogromnie długimi rzemieniami zawiązek, które kilkakroć opasują, kibić i zawiązują na węzły kunsztowne. W czasach dawniejszych, głoszą podania, że takich zawiązek było aż cztery. Kobiety nigdy nie zdejmują tych spodni, nawet kładą się do snu.
  35. Chudjakow, ibid, str 7.
  36. Stosunki moje z krajowcami były na tyle dobre, że uważano mię za „swego człowieka“.
  37. Istnieje wprawdzie cały poemat złośliwy o dziecku nieprawem. Ale wyrażenia warnak, świece, chrzcielnica wskazują na rosyjskie jego pochodzenie. Porównanie z rosyjskim tekstem podobnej piosenki przekonało mię, że to proste tłomaczenie jakuckie.
  38. Bogata jakutka Marfa (Nam. uł.) „miała dziecko, bo zechciała, a nikomu nic do tego!“ O jej rękę aż dwóch ubiegało się kawalerów. Była istotnie przystojna i miła. Wyszła za młodszego od siebie, który zażądał, aby dziecko od rodziców zabrała do siebie bardzo się do niego z czasem przywiązał (1891 r.).
  39. Chudjakow. Ibid. str. 7.
  40. Taki wypadek miał miejsce w Nam. ułusie. Jakut przezywany „Pysk kiełbia“, zmusił wdowę po swym bracie wyjść ze mąż za znienawidzonego człowieka; w razie oporu groził jej wygnaniem od siebie, zabraniem mienia, a nawet dzieci. Kobieta żyła przedtem otwarcie z bratem przyszłego męża.
  41. Przytaczam w tłomaczeniu dwa „tuojër“, zapisane przezemnie w Namskim uł. jeden męzki, drugi kobiecy.
    Kobieta sławi mężczyznę:

    Na koniu wronym, dokąd jedziesz, kroczysz serce moje?
    Poco i dla kogo rzuciłeś swą ojczyznę?
    Marzę o twych brwiach czarnych, o twych oczach,
    Pragnę twego pocałunku, promienny!
    Z wyniosłą figurą,
    Z okrągłemi biodrami,
    Z cienkosmukłymi goleniami,
    Pożądany mój!
    Moje serce — pan bije dla ciebie,
    Drżą wnętrzności, wątroba moja,
    Mocne kości chwieją się!...
    Zapaliło się, zapłonęło serce...

    Mężczyzna sławi kobietę:

    Na białym koniu... me serce!...
    Zapragnąłem twych oczu, brwi twoich
    Co patrzą z po za opuszczonych rzęs złotych.
    Zapragnąłem twych pocałunków.
    Twej szyi gładkiej ze srebra ulanej.
    Twych zębów z kutego srebra.
    Zapragnąłem ust twoich.
    Pozazdrościłem brwiom leżącym jak dwa sobole ponad twemi oczami.
    Pokochałem twą postać wysmukłą.

    „Tuojër" mało się różnią. Zwykle wyrazy zostają te same, a zmienia się tylko maść konia, która zostaje w pewnym związku z imieniem własnem opiewanego.

  42. Chudjakow, ibid. str. 10.
  43. Chudjakow, ibid. str. 10.—
  44. str. 87.—
  45. str. 154.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Sieroszewski.