Strona:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
318
MAŁŻEŃSTWO I MIŁOŚĆ.

Zadanie „krajczych“ nie jest łatwe; nie wolno nikogo skrzywdzić, wszyscy muszą dostać co im się należy, a jednocześnie zachować trzeba pewne stopniowanie w ilości i jakości pokarmów. Rozumie się, że najlepsze i największe kęski dostają członkowie z orszaku pana młodego. Wkrótce przed każdym z nich piętrzyły się spore kupy kości i tłuszczu, co najmniej do 20 funtów wagi. Kobiety nie były dopuszczone do weselnego stołu; im rozdano części oddzielnie w miseczkach, wiaderkach z kory brzozowej i t. d. i one jadły osobno, każda w swym kąciku. Przed obiadem gospodarz poczęstował obecnych wódką; młodzieży i biedakom dostało się jej mało, ale starano się nie ominąć nikogo. Na dany znak, wszyscy nagle wyjęli noże i nachylili się nad stołem. Miało to pozory wojskowego ćwiczenia. Spróbowawszy trochę ofiarowanych przysmaków, ojciec pana młodego wstał z kęsem najlepszym w ręku, powiedział odpowiednią mówkę i oddał mięso ojcu narzeczonej. Po niejakim czasie znów wstał, znów powiedział mówkę i obdarował matkę narzeczonej. Ci nie zostali dłużni... Inni poszli za ich przykładem i zaczęła się „zamiana mięsa“, z początku uroczysta, z życzeniami, z mowami, gdzie wśród krasomówczych zwrotów wciąż przewijało się zdanie „teraz gdyśmy spokrewnili się...“, „odtąd jako swoi ludzie powinowaci...“, „pokój i zgoda niech zapanują...“ Ale w miarę jak zamiana ogarniała coraz szersze warstwy, wszczął się gwar i radi, rozlegały się tylko urywane okrzyki: „swacie Janie“, swatko Barbaro“, „dziecię moje Andrzeju“, „panie świekrze“, „pani świekro...“ i t d., przez które jakby stwierdzano publicznie świeżo zawarte związki. Kęsy migały w powietrzu, a żeńskie i męzkie ręce żylaste i ogorzałe wyciągały się ku nim po nad głowami siedzących. Równocześnie jedzono bezprzestanku, szybko dużo. Dla tych, co być na weselu nie mogli, żony chowały do wiaderek, 40 torebek podróżnych pozostałe resztki. Wieczorem w podobny sposób podano wieczerzę i znów odbyła się równie uroczysta „wymiana mięsa“, wymiana życzeń i krewniaczych tytułów. Po kolacyi pito kumys z puharów, z tą samą co przedtem ceremonią, pito wódkę i „dzielono się“ nią; podział polegał na tem, że ofiarodawca upijał trochę z kieliszka i oddawał go wybranemu. Tak minął pierwszy dzień godów.
Nazajutrz powtórzyło się to samo. W czasie kolacyi ślepy śpiewak skandował „ołąho“ za co ten i ów obdarzył go kawałem tłustego mięsa, zupełnie jak to opisane w Odyssei. Młodzież zabawiała się mocowaniem, dźwiganiem ciężarów, związanych razem ćwierci mięsa, pod noszeniem ludzi siedzących na karku po troje i t. d. Starzy przypatrywali się, wydawali sądy i robili uwagi. Na trzeci dzień obiad podano wcześnie. Mężczyźni z orszaku pana młodego podciągnęli ubrania i podwiązali pasy. Wskutek gorąca i zaduchu zmuszeni byli porozpinać się i pozrzucać część podróżnej odzieży, chociaż zwyczaj na to nie pozwala. Gdy po obiedzie orszak pana młodego odjechał, wniesiono natychmiast przywiezione przezeń podarunki mięsne, obejrzano je, oceniono publicznie, poczem porąbano i roz-