Wysoki Zamek/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Czołowski
Tytuł Wysoki Zamek
Rozdział III
Wydawca Wydawnictwo Towarzystwa Miłośników Przeszłości Lwowa
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron
III.
WYSOKI ZAMEK. POWODY JEGO BUDOWY. ZADANIE. STAROSTOWIE LWOWSCY. WĘGIERSKIE RZĄDY. KS. WŁADYSŁAW OPOLCZYK. PONOWNE PRZYŁĄCZENIE RUSI DO POLSKI. WYSOKI ZAMEK W XV. W. BURGRABIOWIE. ZNACZENIE STRATEGICZNE ZAMKU. PIERWSZY INWENTARZ. OBLĘŻENIE TURECKIE I WOŁOSKIE. POŻAR. ZAMEK W CZASIE WOJNY KOKOSZEJ.

Na otoczeniu miasta murami nie skończyło się dzieło obwarowania Lwowa. Z natury najobronniejsze przy nim miejsce, gdzie pierwotny górny istniał gród, owa „góra rzadkiego kształtu na ziemi sarmackiej“, jak ją słusznie nazwał stary kronikarz lwowski, nie mogła pozostać dla Kazimierza obojętną. Szczyt jej zbyt ważną pod względem obrony przedstawiał dla miasta pozycyę, aby mógł nad niem dominować swobodnie i w razie oblężenia służyć nieprzyjacielowi za wygodny punkt oparcia.
Ten niewątpliwie wzgląd skłonił Kazimierza, że „niedługo zwlekając — mówi wspomniany kronikarz[1] — zbudował na wierzchołku owej do chmur prawie sięgającej góry długi zamek z kamienia, do muzycznej lutni podobny, którego przód węziej ku miastu wybiegł, środek zaś szerszy objął sklepiste lochy i komnaty, które królom służyły za mieszkanie“.
Nowa warownia, prócz położenia, niczem do starej nie była podobna. Gdy tamtą tworzyły drewniane palisady, obecnie w ich miejscu, na skalnem podłożu, stanęły wysokie symetryczne mury, które, tworząc długi a wąski prostokąt z basztami po rogach, szczyt góry szczelnie wokoło objęły. Tworzył więc zamek potężną zamkniętą budowę, na wzór współczesnych zamków zachodnich, z wszystkiemi ich średniowiecznemi cechami, nieuwzględniającemi jeszcze broni palnej, która w tym właśnie czasie zaczęła dopiero wchodzić w użycie.
W którym roku budowa zamku została rozpoczęta, czy równocześnie z miastem lub, co prawdopodobniejsza, później, około r. 1360 — stwierdzić trudno, w każdym razie nie w r. 1342, jak podaje Zimorowicz.
Stara tradycya lwowska ukończenie budowy łączyła z faktem[2], który zdarzył się w roku 1362, a który ma wiele cech prawdziwości, choćby z tego tylko względu, że współcześnie powtarzał się w wielu miejscach na ziemiach polskich.
Oto w roku wspomnianym, po latach strasznej zarazy morowej, która wyludniła nie tylko Polskę, ale całą prawie Europę — długie deszcze sprowadziły zupełny nieurodzaj, a w następstwie nową, równie straszną klęskę — głód. Ludność rolnicza ginęła tysiącami lub tłumnie zbiegała do miast i zamków, mających większe zapasy żywności i tu za cenę pokarmu ofiarowywała pracę swych rąk.
W tej ciężkiej chwili, przezorny, gospodarny Kazimierz stał się prawdziwym dobroczyńcą swych poddanych. Kazał otworzyć wszystkie spichlerze miast i zamków dla głodnych. Wzamian tysiące rąk rzuciło się do wszelkiego rodzaju robót. Wznoszono budowle, mury warowne, kopano rowy, sypano olbrzymie groble nad Wisłą i t. p. pod okiem urzędników królewskich rozdających żywność. To samo powtórzyło się na Rusi i że tą drogą mogły rychlej, niż w zwykłych warunkach, wznieść się i mury królewskiego zamku i wogóle powstanie nowego Lwowa mogło raźniej dojść do skutku — jest zupełnie dopuszczalnem i uzasadnionem.
Wobec wyniosłego położenia i przykrego dostępu, budowa zamku wymagała olbrzymiej pracy wielu rąk. Dowóz zwłaszcza kamieni i cegieł przedstawiał największe trudności, lecz pokonano je i woli królewskiej stało się zadość.

W przeciwieństwie do „Zamku Niskiego“, zbudowanego równocześnie na mieszkanie starostów w obrębie miasta, zamek na górze, od swego wysokiego położenia, otrzymał nazwę „Wysokiego Zamku“ (castrum superius, altum, maius). Jako taki zrasta się odtąd ściśle z topografią starego Lwowa i przez wieki dzieląc jego losy, spełnia swe zadanie.

Ryc. 3. Ruiny Wysokiego Zamku w r. 1889.
A piękne i ważne było to zadanie, jakie mu przeznaczył Kazimierz. Oto zamek ów miał być nie tylko stałą, zdala widoczną strażnicą, magazynem przyborów i zapasów wojennych, schroniskiem załogi królewskiej, więzieniem dla przestępców, ale zarazem Kapitolem miasta i najobronniejszą jego pozycyą w chwili zawieruchy wojennej.

Przyroda i sztuka zrobiły go w istocie warownią nie do zdobycia, żeby zaś na wypadek oblężenia nie brakło jej rzeczy najważniejszej — wody, kazał niewątpliwie już Kazimierz w obrębie murów zamkowych wykopać w pokładach skalnych nader głęboką studnię, która przez długie lata spełniała swe zadanie, dostarczając zamkowi wody, wydobywanej wiadrami zapomocą wielkiego koła.
Na fakcie stwierdzonym przez kronikarzy i dokumenta — o zbudowaniu Wysokiego Zamku przez Kazimierza — ograniczają się wiadomości. Innych szczegółów nie mamy o nim z tych czasów, a i długo potem są one nader skąpe. To pewna jeszcze, że gdy Kazimierz „z grona swego rycerstwa“ ustanowił dla czuwania nad Rusią i Lwowem — urząd starosty (Capitaneus Russiae generalis), który, jako zastępca króla, posiadał szeroki zakres władzy tak administracyjnej, jak sądowniczej i wojskowej, odtąd i piecza nad Wysokiem Zamkiem, nad jego utrzymaniem i obronnością, stała się jednym z najważniejszych obowiązków każdego starosty.
Pierwszym znanym starostą był od r. 1352—1358 Abraham z Baranowa[3], po nim Otton z Pilczy i Jan Kmita rządzili Rusią w imieniu Kazimierza.
Po bezpotomnej śmierci ostatniego z Piastów (1370) Ludwik, król węgierski i polski zarazem, roszcząc sobie prawa do Rusi, postanowił przyłączyć ją zwolna do Węgier i w tym celu oddał ją w r. 1372 najpierw w lenny zarząd Władysławowi Opolczykowi, t. j. księciu na Opolu, z dynastyi Piastów śląskich, który rządził Rusią z górą sześć lat, mieszkał stale we Lwowie i wiele zostawił śladów swej troskliwości o dobro i bezpieczeństwo czerwonoruskiej stolicy.
W r. 1379 otrzymał Władysław Opolczyk drogą zamiany ziemię dobrzyńską, a Ruś zajął Ludwik jako węgierską prowincyę, osadził węgierskiemi załogami i zarząd jej węgierskim powierzył starostom.
Lat dziewięć trwały rządy węgierskie na Rusi. Przez cały ten czas główna węgierska załoga władała Wysokim Zamkiem, trzymając stąd w karbach posłuszeństwa i wierności ludność stolicy, która rychło odczuła różnicę między Polską a Węgrami. Starostowie węgierscy, a byli nimi kolejno: Piotr Bal, Emeryk Bal, Jerzy Zador, Emeryk Bebek i Jan Kapolja — rządzili nie tylko bezwzględnie, ale dopuszczali się wszelkiego rodzaju nadużyć. Uciskany kraj z utęsknieniem zwracał się ku Polsce, oczekując od niej oswobodzenia — i nic zawiódł się.
W r. 1384 na tronie Piastów zasiadła córka Ludwika, Jadwiga. Młoda królowa, oddawszy swą rękę wielkiemu księciu litewskiemu, Jagielle — pozyskała przez niego Litwę dla chrześcijaństwa i przyszłej unii z Polską, kiedy zaś zaraz po ślubie (1387) Jagiełło wyjechał na Litwę, by rozpocząć jej nawracanie, sama na czele świetnego rycerstwa ruszyła w drugą stronę, aby straconą Ruś na nowo odzyskać dla Polski.
Wyprawę pomyślny uwieńczył skutek. Ruś mając świeżo w pamięci błogie czasy Kazimierza Wielkiego i polskiego księcia Władysława Opolczyka, z otwartemi ramionami witała swą wybawczynię, przychodzącą położyć kres węgierskim bezprawiom, więc z największą radością poddawała się teraz Polsce.
Lwów ochoczo otworzył swe bramy. Załoga węgierska, nie próbując stawiać oporu, opuściła miasto i Wysoki Zamek, miejsce jej zajęły polskie hufce królowej, która z początkiem marca 1387r. z tryumfem wjeżdżała w mury miasta[4]. Niemniej radośnego przyjęcia doznał także Jagiełło, gdy wkrótce po swej małżonce zawitał do Lwowa. Odwdzięczając się nawzajem zatwierdził miastu nie tylko wszystkie dotychczasowe przywileje, ale nadto, na usilne prośby, dał uroczyste zapewnienie na piśmie, że odtąd: „Lwowa i Rusi nigdy żadnemu księciu ani władcy nie odda, ale po wieczne czasy z Królestwem polskiem nierozdzielnie ją połączy“.
Fakt ten rozstrzygnął ostatecznie o losie czerwonoruskiej krainy i jej stolicy. Przyrzeczenie królewskie spełniło się — Ruś połączona odtąd jako „województwo ruskie“ z Polską, dzieliła z nią wszystkie złe i dobre losy aż do rozbioru (1772 r.).
Z powrotem pod berło Polski wróciły na Ruś wszystkie urządzenia państwowe polskie. Wraz z niemi i lwowski Wysoki Zamek wrócił znowu pod władzę i pieczę starostów przez króla mianowanych.
Długi ich poczet rozpoczyna w r. 1387—1405 Jan z Tarnowa. Po nim do końca XV. w. ośmnastu starostów po sobie sprawuje ten urząd[5], a wszyscy bez wyjątku ludzie rycerscy, biegli w rzemiośle wojennem, mieczem i krzyżem służą ojczyźnie, cywilizacyjną spełniają tu misyę. W ich rzędzie w ciągu tego wieku starostami lwowskimi pięciu widzimy Tarnowskich, trzech Odrowążów, dwóch Tęczyńskich, a więc członków najwybitniejszych rodów polskich.
Uposażenie starostwa, jak wszędzie tak i tu, tworzyły przyległe znaczne dobra ziemskie.
Od troskliwości każdego starosty zależał stan obrony i zaopatrzenie powierzonego mu zamku. Gdy starosta był niedbały, zamek szybko podupadał i niszczał, a tem samem w chwili krytycznej często nie mógł spełnić należycie swego zadania.
Na chlubę starostów lwowskich XV. w. podnieść należy, że pod tym względem, z małymi wyjątkami, należycie spełniali swe obowiązki. Dzięki temu: stan Wysokiego Zamku w tym wieku był najświetniejszy, o czem później nieraz wspominano i zamek lwowski słusznie uchodził wtedy za najobronniejszą placówkę na Rusi.
Siedzibą starostów nie był nigdy. W wyjątkowych tylko wypadkach mieszkali w nim starostowie, którzy w samem mieście mieli drugi tak zw. Niski Zamek, nierównie wygodniejszy do mieszkania. Dziwić się temu zresztą nie można. Stały pobyt wśród murów Wysokiego Zamku nie był wcale ponętny. Wyniosłe położenie miało swe ujemne strony dla codziennego życia.
Już sam dostęp do zamku był trudny i nużący, szczupłość zaś jego ubikacyi mieszkalnych i brak większych wygód dopełniały miary. W lecie było jeszcze pół biedy. Wspaniały, rozległy widok na zielony kobierzec pól, łąk i lasów rozweselał mieszkańców ponurych murów, ale w jesieni i w zimie, gdy wśród nich rozhulały się wichry i śnieżyce przy tysiącznych akordach piekielne wyprawiały harce, zrywając dachy i szczyty murów — wówczas pobyt w zamku wcale nie należał do przyjemności.
Z przytoczonych powodów starostowie mieszkając stale w mieście, bezpośredni dozór zamku powierzali swoim zastępcom, burgrabiom (z niemieckiego Burggraf, zarządca zamkowy). Ci jako ich mężowie zaufania, musieli w nim mieszkać, odpowiadali za jego całość, czuwali nad jego pogotowiem do obrony i zaopatrzeniem w broń, żywność i załogę, w razie zaś oblężenia kierowali obroną. Podlegając jedynie starostom i ich zarządzeniom, poza tem mieli w zamku władzę nieograniczoną. Pierwszym takim burgrabią, którego nazwisko znamy, był w r. 1405 niejaki Zbroszko, po nim Wojciech z Sulimowa i t. d.[6].
Od czujności i energii burgrabiów, a każdy z nich był szlachcicem, zależał stan zamku i jego załogi czyli, jak mówiono, „familii zamkowej“. Składała się ona z kilku lub kilkunastu pachołków, popularnie zwanych drabami, którzy mieszkając stale w zamku, nieustannie odbywali straż, a zarazem pilnowali więźniów, jakich nigdy nie brakowało w lochach i wieżach zamkowych. Obok zwykłych przestępców, skazanych na „wieżę“ lub „ciemnicę“ — siedzieli w nim i mężowie znakomitego rodu.
Do takich należał n. p. Jakób z Kobylan herbu Grzymała, który w roku 1408 niesłusznie został przed królem oskarżony o bałamucenie jego małżonki, królowej Anny. Zazdrosny i popędliwy Władysław Jagiełło uwierzył oszczercom, kazał natychmiast Jakóba pojmać i osadzić w wieży Wysokiego Zamku. Prawie trzy lata, okuty w kajdany, przesiedział tu nieszczęśliwy więzień, nim niewinność jego wyszła na jaw i napowrót odzyskał łaskę króla, który wyrządzoną krzywdę hojnie mu wynagrodził[7].
Nie brakowało w zamku i jeńców wojennych.
W r. 1410. gdy po wiekopomnem zwycięstwie grunwaldzkiem wziętych w niewolę krzyżackich rycerzy zakonnych rozsyłano po zamkach polskich, ujrzał ich i Lwów[8], a miejscem, gdzie dłuższy czas ich więziono, nim zostali wykupieni, był właśnie Wysoki Zamek.
Obok tych faktów, prócz nazwisk burgrabiów, prócz luźnych wzmianek o gwałtach popełnionych przez drabów zamkowych i o sporach miasta z starostami o nieprawne wykonywanie rzemiosł i handlów na gruntach zamkowych, innych szczegółów nie przechowały nam źródła współczesne o Wysokim Zamku. Jedno wszakże pewne, że był on w tym czasie warownią, na którą nie tylko Lwów, ale Ruś cała spoglądała z ufnością i dumą, a królowie polscy troskliwą otaczali opieką. Opiekunem takim był zwłaszcza król Władysław Jagiełło ( 1434), szczególniejszy miłośnik Lwowa i jego mieszczaństwa. Przebywając w tem mieście prawie co roku, nieraz odwiedzał mury zamku i zachwycał się jego położeniem, osobiście badał jego stan i czuwał nad nim.
Strategiczne znaczenie zamku wzmogło się od połowy XV. w., gdy Tatarzy osiedli w Krymie, zachęceni zdobyczami oręża tureckiego, na nowo rozpoczęli najazdy na Ruś. W r. 1442 okolice Lwowa ujrzały znowu ich hordy szerzące mord i pożogę. Odtąd nieustannie powtarzają się najazdy i dzicz tatarska toruje sobie w głąb Polski trzy główne drogi czyli szlaki: czarny, kuczmański i wołoski, które wychodząc z Krymu, zbiegały się razem pod Lwowem i jak trzy miecze z trzech stron: od północy, wschodu i południa godziły w czerwonoruską stolicę. Nie bezpodstawnie wskutek tego zaczęto mawiać o Lwowie, że leży w „paszczęce tatarskiej“.
W tych warunkach Wysoki Zamek patrząc na owe trzy wrogie szlaki, siłą faktu stawał się przedewszystkiem strażniczą ostrzegawczą dla miasta i okolicy i taką pozostał przez wieki. Żaden najazd, gdy tylko na widnokręgu krwawemi zaznaczył się łunami — nie mógł ujść baczności strażnika wieży zamkowej, a wtedy zaraz z zamku wychodziły sygnały „trwogi“, odzywały się działa, smolne nocą płonęły beczki. Ludność okoliczna dobrze znała ich znaczenie, nieraz też im jedvnie zawdzięczała swe ocalenie, mogła wcześnie chronić się do miasta lub w lasy okoliczne i pod tym właśnie względem zamek nieocenione w ciągu wieków oddał usługi.
Po wielkim najeździe tatarskim 1443 r., który przedmieścia lwowskie obrócił w perzynę, cięższe jeszcze dla Rusi i Lwowa nadeszły czasy. Rok każdy coraz groźniejsze ze Wschodu przynosił wieści o nowym wrogu, o Turkach i o ich zdobyczach coraz bliższych granicom Polski. W roku 1475 została przez nich zdobyta Kafa, osada genueńska na półwyspie krymskim, z którą Lwów rozległy prowadził handel karawanowy, a wkrótce potem Kilia i Białogród, ważne porty przy uściu Dunaju i Dniestru. Strach wielki padł na Lwów. Ustał jego handel ze Wschodem, kupcy stracili olbrzymie fortuny, miasto zubożało nagle. Wśród niepewności widziano niebezpieczeństwo bliższem, niż ono było w rzeczywistości. W wyobraźni, pełnej zwątpienia, widziano już Turków pod murami miasta.


Ryc. 4. Wysoki Zamek. (Widok fantastyczny z pocz. XIX. w.).

Na polecenie króla Kazimierza Jagiellończyka, przy poparciu skarbu królewskiego, zaczęto pospiesznie naprawiać mury, baszty, rowy i bramy. Podobne polecenie otrzymał starosta lwowski. Rafał Tarnowski, co do Wysokiego Zaniku i natychmiast zabrał się do dzieła. Powiększył zamkowe zapasy żywności i broni, przy pomocy setek chłopów ze wsi starościńskich i okolicznych szlacheckich nie tylko wzmocnił mury zamkowe, ale otoczył je jeszcze wokoło potężnym drewnianym parkanem czyli palisadami[9] by trudniejszym uczynić do nich dostęp.
W ciągłem pogotowiu płynęły lata następne. Tatarzyn coraz większą uderzał potęgą. Turek bezpośrednim został sąsiadem Polski.
Z tych to czasów „nieustannych trwóg“ — przechował się nam pierwszy inwentarz Wysokiego Zamku z r. 1495[10]. Nie podaje on wprawdzie żadnego opisu jego warowni, zawiera natomiast dokładny spis zapasów broni i żywności, a tem samem nader ciekawy daje obraz zaopatrzenia zamku w tym czasie.
Uzbrojenie jego składało się z dział i broni ręcznej, palnej, pociskowej i siecznej. Dział było pięć, spiżowych, czworakiego kalibru, oznaczonych różnemi nazwami. Największą z nich była tak zw. hufnica, t. j. działo o rozszerzonym wylocie, wyrzucające duże kule kamienne. Zdobił je herb Odrowąż, a więc dowód, że odlane zostało za jednego z dwóch starostów lwowskich, Piotra lub Andrzeja Odrowążów, w latach 1443—1465. Ze strzelnic, obok pierwszej bramy wchodowej, wyglądały dwie półhufnice, t. j. działa kalibru o połowę mniejszego niż poprzednie, oba z herbami Tarnowskich Leliwa. Tenże herb zdobił dwa działka na wieży zamkowej zwane taraśnice i półtaraśnice, z których strzelano siekańcami lub kulkami ołowianemi, aby z bliska wdzierającego się razić nieprzyjaciela.
Ręczna, palna broń zamku składała się z 2 żelaznych i 3 spiżowych hakownic i 14 rusznic. Hakownicami zwano ciężkie strzelby, o długich, grubych lufach, opatrzonych pod wylotem hakiem, który zaczepiano o krawędź muru i strzelano oparłszy na nim lufę. Kule hakownic niosły do trzystu sążni, słusznie więc uchodziły wówczas i długo potem za strzelby dalekonośne i przy obronach zamków szczególnie były w użyciu.
Rucznice natomiast czyli rusznice były, jak sama nazwa wskazuje, strzelby lżejsze, z których strzelano z ręki.
Broń pociskową zamku tworzyły kusze czyli samostrzały w liczbie 72 sztuk, w tem część popsutych. Był to rodzaj udoskonalonych łuków, których stalowe kabłąki z cięciwami z kręconego rzemienia spoczywały na łożu drewnianem, podobnie jak u strzelb. Cięciwa napinana kołowrotem, za pociągnięciem cyngla, uderzała o przyłożoną krótką strzałę z silnym graniastym grotem, który z wielką siłą bił celnie na znaczną odległość. Z tego powodu kusze przed wynalezieniem prochu tworzyły bardzo ważną, ulubioną broń i przez wieki jeszcze potem używaną.
Obok kusz były w zamku oszczepy, z którymi chadzali drabi zamkowi, a nadto nie brakowało pancerzy (8), hełmów (26) i innych części starego uzbrojenia.
Amunicya zamkowa składała się z 54 beczułek prochu, 2 beczułek kul ołowianych do taraśnic, rucznic i hakownic, znacznego zapasu kul kamiennych, z przeszło tysiąca gotowych strzał do kusz i kilka garncy grotów czyli brzechw do nich.
Wymienione zapasy broni, stosunkowo skromne co do ilości, nie dowodzą bynajmniej, że zamek nie był należycie zaopatrzony. Nie należy bowiem zapominać, że w razie niebezpieczeństwa mógł w ostatniej chwili zaczerpnąć broni z miasta, a przytem każdy, który chronił się za jego murami — przynosił własną broń, a zarazem i żywność.
Proch wyrabiano na miejscu w osobnym budynku, gdzie stały dwie stępy z wszelkimi przyborami. W zapasie leżało 20 kamieni[11] siarki, ½ beczułki saletry i 2 kamienie ołowiu.
Zapasy zamkowej żywności czyli, jak mówiono, „spyży“ były wcale obfite i różnorodne. W kilku sklepach do tego przeznaczonych wisiało 114 połci słoniny, stało 12 kadzi soli, 9 beczek kapusty, 76 garncy masła, 26 garncy smalcu, 32 kamieni łoju, 152 beczułek sera. Nie brakowało zapasu ryb suszonych i suszonych czereśni. Nadto według obliczenia na kłody. t. j. miarę obejmującą około dwóch korcy, było 10 kłód cebuli, 10 kłód maku, 8 kłód siemienia, 2½ kłody grochu, ½ kłody krup, 2 kłody miodu. Szczególnie obfity był zapas mąki, która mieściła się w osobnym magazynie w czterech głębokich sąsiekach w ilości przeszło tysiąca kłód. Jedna duża izba zapełniona była „spyżą kołomyjską“, tj. żywnością, którą tu złożono na przechowanie niewątpliwie dziesięć lat przedtem, po powrocie króla Kazimierza Jagiellończyka z wyprawy pod Kołomyją w r. 1435. „Dla starości“ cały ten zapas, nienależący do zamku, zupełnemu uległ zepsuciu i wyziewami zgnilizny zatruwał powietrze.
Inwentarz żywy składał się z 8 wołów, świń i 28 owiec.
Ku wygodzie swej „familii“ miał zamek własny browarczyk, w którym zwykle co tygodnia warzono piwo.
Prócz tego były znaczne zapasy drzewa budulcowego, opałowego i siana.
Wśród różnych przyborów wymienia inwentarz z górą sześć tysięcy gontów do krycia dachów i murów, trzy wozy, żarna ręczne, kagańce do świecenia, siekiery, łopaty, liny, „kuny z łańcuchami dla więźniów“, długie łańcuchy z wiadrami do ciągnienia wody ze studni, kotły do gotowania, misy, talerze itd.
Posiadał zamek własną kaplicę, której skromne aparaty do nabożeństwa składały się z kielicha cynowego, ornatu, alby, humerała, manipularza i starożytnego mszału pisanego na papierze.
W dwa lata później zapasy broni Wysokiego Zamku powiększyły się znacznie. Po wyprawie wołoskiej, przedsięwziętej z takiem przygotowaniem, a zakończonej tak nieszczęśliwie, król Olbracht zostawił we Lwowie znaczną ilość dział, broni ręcznej i różnych przyborów wojennych[12]. Złożono je na rynku pod ratuszem, w obu bramach, w Niskim Zamku, na Wysoki Zamek zaś sprowadzono 41 różnych dział, a mianowicie 6 hufnic, 2 taraśnice, 2 charczownice, 2 śrubnice, 29 tak zw. kóz. t. j. lekkich polowych dział, a nadto 6 hakownic[13].
Cały ten nabytek przedstawiał dla zamku nieocenioną wartość w tej właśnie chwili, kiedy następstwa klęski bukowińskiej niedługo dały na się czekać. Rok następny 1198 był dla Rusi jednym z najstraszniejszych w jej dziejach. Spada na nią klęska po klęsce. Przez szereg miesięcy nie gasną łuny pożarów, mordy i łupieże szerokie obejmują przestrzenie, tysiące ludzi ginie lub idzie w niewolę. Wśród ogólnej ruiny jedyną ostoją całej Rusi staje się Lwów i jego zamek.
Początek zrobił Stefan, hospodar mołdawski, a zarazem hołdownik Turcji. Otrzymawszy od niej posiłki, postanowił zemścić się na Polsce za wyprawę Olbrachta i w maju na czele kilkunastu tysięcy ludzi wkroczył na Ruś. Przerażona ludność nigdzie prawie nie stawiała oporu, więc hospodar niszcząc wszystko po drodze, dnia 13. maja zjawił się pod Lwowem. Poszły z dymem jego przedmieścia, miasto jednak zamknąwszy bramy, mężny stawiło opór. Po kilku bezskutecznych szturmach do miasta i zamku, hospodar wysadziwszy własnoręcznie w powietrze część bramy halickiej, ruszył dalej i dopiero od Przeworska, obciążony zdobyczą, zawrócił napowrót[14].
Zaraz potem w lipcu drugi najazd, tatarski, od wschodu zwalił się na Ruś i hulał srogo po okolicy Lwowa, w listopadzie zaś olbrzymia armia turecka pod Oglu-Bałybejem stanęła pod jego murami, niszcząc wokoło do reszty to, co dotąd ocalało.
Wysiłki Turków, aby zdobyć miasto „sam Bóg pohamował“, mówi kronikarz[15], „albowiem przyszły na nich srogie zimna i śniegi tak wielkie spadły, że ani dalej ciągnąć, ani wrócić mogli, gdzie krom koni ich i dobytków, samych ludzi więcej niż czterdzieści tysięcy od zimna zdechło i wiele ich potem najdowano, którzy pobiwszy konie w brzuchy ich rozprute przed wielkim zimnem wleźli. Drudzy zaś, co do Wołoch uciekli, od Stefana, wojewody, byli zbici, który Wołochy swe w polskie szaty zubierał, co Polakom na Bukowinie pobrał i powiadał, że ich Polacy pobili“.
Tak więc w jednym roku stolica czerwonoruska, od czasu założenia przez Kazimierza Wielkiego, dwukrotnie krwawy przeszła chrzest, wytrzymała zwycięsko pierwsze oblężenia. Na tem atoli nie skończyły się następstwa bukowińskiej klęski. Przez szereg lat, prawie rok po roku, zagony tatarskie, mimo czujności starostów pogranicznych, docierają ciągle w okolice Lwowa i zmuszają ludność okoliczną do szukania schronienia za murami miasta i jego zamku, gdzie była osłona i obrona, pewniejsza niż gdziekolwiek na Rusi. Dowodem tego dyplom z 19. maja 1505 r.[16]. Podnosi w nim król Aleksander z naciskiem, że w obecnej zawierusze wojennej, w której zamki i miasta zostały przez pogan zniszczone, jeden tylko lwowski zamek i miasto dają wszystkim uchodzącym wspólną ochronę i bezpieczeństwo“.
Dzięki temu znaczenie Lwowa wzrosło niepomiernie, a z niem i Wysokiego Zamku, który pod opieką swych starostów[17] i ich burgrabiów czuwał nieustannie i ostrzegał przed zbliżającymi się najazdami.
Szczególnie groźnym był najazd 1509 r., kiedy Lwów nowe musiał wytrzymać oblężenie hospodara mołdawskiego, Bohdana, syna Stefana. Zebrawszy liczne wojsko, powiększone posiłkami Turków i Tatarów ― wpadł na Pokucie i spustoszył je strasznie. Ośmielony powodzeniem przeprawił się następnie pod Haliczem przez Dniestr i podstąpiwszy aż pod Lwów, otoczył go ze wszech stron.
Przez trzy dni zasypywał miasto i Wysoki Zamek kulami licznych dział, to znowu gwałtowne do obu przypuszczał szturmy.
W mieście i zamku nie brakowało również dział i zapasów wojennych, bo obok własnych były jeszcze owe, pozostawione w znacznej ilości przez króla Albrechta, nie brakowało serc mężnych i dzielnych rąk, więc obrona nie mniej była zacięta. Hospodar nie mogąc zdobyć miasta, a tem mniej zamku, bojąc się przytem nadchodzącej odsieczy, spalił do szczętu oba przedmieścia i z łupami zabranymi po drodze wrócił do domu, gdzie nie uszedł odwetu. Tegoż bowiem jeszcze roku wojska polskie, wkroczywszy do Mołdawii, spustoszyły ją srodze, a hospodarowi dotkliwą zadały klęskę[18].
W lat piętnaście po tym fakcie widział zamek nowego nieprzyjaciela u swego podnóża ― olbrzymie hordy tatarskie, które 25. lipca 1324 roku niespodzianie zjawiły się pod Lwowem, spaliły oba przedmieścia i znikły z widowni pod ogniem dział miejskich i zamkowych[19].
Jeszcze ślady tatarskich pogorzelisk nie miały czasu się zatrzeć, gdy nowa, epokowa, klęska strasznego pożaru spadła na stolicę czerwonoruską. Oto w lecie 1527 r., wśród posuchy, cały Lwów w obrębie murów pali się prawie doszczętnie razem z bramami i basztami. Ze szczytu płonącej bramy krakowskiej żar, wichrem niesiony, przerzucił się na Wysoki Zamek. Drewniane dachy baszt i budynków zanikowych w wielkiem znalazły się niebezpieczeństwie. Główna wieża zamkowa — stanęła w płomieniach. Zdawało się, że wszystko, co drewniane w zamku, razem z miastem legnie w popiele, lecz pożar szczęśliwie ograniczył się na wieży, a natomiast iskry stąd dalej pędzone obróciły w perzynę najbliższą starościńską wioskę, Zniesienie[20].
Wobec kieski, jaką poniosło miasto, szkoda zamku była nieznaną i staraniem starosty lwowskiego, Stanisława z Chodcza, rychło została naprawiona.
Było zwyczajem, że jak wszędzie w Polsce, tak i tu, od czasu do czasu, a zwłaszcza kiedy nowy starosta obejmował urząd, osobne komisye, delegowane przez króla, zjeżdżały na miejsce, badały stan zamku i jego zapasów, spisywały wyniki swych oględzin czyli tak zw. lustracye i sporządzały mniej lub więcej szczegółowe inwentarze.
Z XVI. wieku urywek takiego inwentarza[21] zachował się z początku roku 1537. kiedy urząd starosty obejmował Mikołaj z Fulsztyna Herburt-Odnowski. Spisał go dworzanin królewski, Jan Klajski, któremu burgrabia zamkowy, Andrzej, wykazał stan broni i żywności w zamku. Stan ten w porównaniu z poprzednim, najstarszym inwentarzem z r. 1493 nie uległ zbyt wielkiej zmianie. Było w zamku 7 dział większych (hufnic, śrubnic i taraśnic), a 2 mniejsze, 6 hakownic, (5 kusz dobrych a 55 uszkodzonych, 19 beczułek prochu, 1693 kul ołowianych i żelaznych, 13 oszczepów, 30 hełmów, 27 pancerzy, były przybory do robienia prochu, formy do kul, różne narzędzia gospodarcze itd. Zapas żywności, mniejsze niż w r. 1493, składały się ze znacznej ilości mąki, słoniny, smalcu, serów, krup, ryb suszonych itp. Żywy inwentarz liczył 4 woły i 32 kur. Do obsługi dział miał zamek własnego puszkarza, a był nim niejaki Hanus Schwarz. Ośmiu pachołków, dziesięciu strażników murów, piekarz i odźwierny tworzyli w czasie pokoju całą załogę czyli „familię zamkową“.
Jednostajność codziennego jej życia ożywiała się w czasie nadzwyczajnych wypadków: trwóg, najazdów, odwiedzin królów, wysokich dygnitarzy i t. p. Obfitował w nie właśnie wspomniany rok 1537. W sierpniu bowiem tegoż roku gościł zamek w swych murach króla Zygmunta I. i najwyższych dostojników państwa, widział u swych stóp smutnej pamięci „wojnę kokoszą“. Patrzał na krociowe, zbrojne i strojne zastępcy szlachty, zwołane na wyprawę wołoską, które zamiast ruszyć na wroga, rozłożyły się wokoło miasta, niezupełnie jeszcze odbudowanego, zapełniły wszystkie w nim kąty i po długich burzliwych obradach na polach między zamkiem a Zboiskami — rozeszły się do domów[22].
Pobyt króla Zygmunta I., który miał możność osobiście stwierdzić braki Wysokiego Zamku i jego znaczenie dla obrony kraju i miasta — nie pozostał bez dodatnich następstw. Dowodem rachunki skarbu królewskiego[23] z r. 1538, które podają długi szereg wydatków na roboty, uskutecznione przez starostę w zamku, a zwłaszcza na naprawę dachów i murów, na działa, na prochy i przybory różnego rodzaju. Nadto na naprawę studni z rozkazu króla musiał starosta z dochodów starostwa wyłożyć dwadzieścia grzywien.
Dzięki tym zabiegom stan zamku podniósł się pod każdym względem i lata następne słusznie zaliczyć należy do najświetniejszych w jego dziejach.






  1. J. B. Zimorowicz: Pisma do dziejów Lwowa. str. 61.
  2. Zimorowicz: Pisma str. 69.
  3. M. Dzieduszycki: Starostowie ruscy i lwowscy w Przewod. nauk. i liter. r. 1875, str. 428—445; Akta grodzkie i ziemskie t. I—X., XIII., XV.; Dr. K. Fedorowicz: Dostojnicy i urzędnicy świeccy wojew. krak., Kraków 1898 str. 212.
  4. Karol Szajnocha: Jadwiga i Jagiełło. Lwów 1861 t. III.
  5. Byli nimi: Floryan z Korytnicy 1407—1411; Jan (Iwo) z Obychowa 1411—1420; Spytko z Tarnowa 1421—1425; Piotr Włodkowicz 1425—1427; Jan Mężyk 1427—1433; Wincenty z Szamotuł 1433—1439; Rafał ze Sprowy Odrowąż 1440—1441; Spytko z Tarnowa 1442—1443; Piotr ze Sprowy Odrowąż 1443—1450; Andrzej ze Sprowy Odrowąż 1450—1465; Rafał z Tarnowa 1465—1481; Spytko z Tarnowa 1482—1493; Otto z Chodcza 1493—1494; Andrzej z Oleśnicy 1496; Mikołaj z Tęczyna 1497; Zbigniew z Tęczyna 1497—1498; Mikołaj Kresa 1498—1499; Piotr Myszkowski 1499—1502.
  6. Akta grodz, i ziem. t. XIV. str. 184.
  7. Długosz: Historia Poloniae t. III. p. 569.
  8. Długosz: Historia Poloniae t. IV. p. 71.
  9. Akta grodz. i ziemskie t. IX. str. 117.
  10. Archiwum b. Komisyi Skarbu w Warszawie ks. 56 lit. I., wydał M. Hruszewskij w Zapyskach nauk. Towar. im. Szewczenka t. XII. str. 4-7 i Górski K.: Historya artyleryi polskiej, Warszawa 1902 str. 219.
  11. Kamień wynosił około 15 kilogramów.
  12. K. Górski: Historya artyleryi polskiej. Warszawa 1902, str. 221.
  13. K. Górski: Sztuka wojenna za Zygmuntów. Warszawa 1891 str. 20.
  14. Zimorowicz J. B.: Pisma, wyd. Heck, str. 104; Zubrzycki: Kronika str. 128; Wapowski: Kronika, wyd. Szujski, str. 33–36, 262–3.
  15. Bielski: Kronika, wyd. Turowskiego, str. 904.
  16. Akta grodzkie i ziemskie t. VIII., str. 225.
  17. Byli nimi w wieku XVI.: Stanisław z Chodcza 1501—1529. Otton z Chodcza 1529―1534; Stanisław ze Sprowy Odrowąż 1513―1537; Mikołaj z Fulsztyna Herburt Odnowski 1537–1555; Zygmunt z Bobrka Ligęza 1557–1558; Piotr z Błożwi Barzi 1558-1569; Mikołaj z Fulsztyna Herburt 1570—1593; Jerzy z Wielkich Kończyc Mniszech 1593–1613.
  18. Zimorowicz: Pisma, str. 111; Wapowski: Kronika, wyd. Szujski, str. 87.
  19. Zubrzycki: Kronika, str. 147; Zimorowicz: Pisma, str. 115.
  20. Arch. m. akta radzieckie z r. 1527, str. 736–8.
  21. Arch. b. Komisyi skarbu w Warszawie od. IX. ks. 5.
  22. S. Górski: Conciones, wyd. W. Kętrzyński; Orzechowski S.: Annales, Poznań 1854, str. 133-195.
  23. Archiwum główne w Warszawie. Akta podskarbińskie t. 310., k. 78–84.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Czołowski.