Strona:Aleksander Czolowski. Wysoki zamek (1910).djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Spada na nią klęska po klęsce. Przez szereg miesięcy nie gasną łuny pożarów, mordy i łupieże szerokie obejmują przestrzenie, tysiące ludzi ginie lub idzie w niewolę. Wśród ogólnej ruiny jedyną ostoją całej Rusi staje się Lwów i jego zamek.
Początek zrobił Stefan, hospodar mołdawski, a zarazem hołdownik Turcji. Otrzymawszy od niej posiłki, postanowił zemścić się na Polsce za wyprawę Olbrachta i w maju na czele kilkunastu tysięcy ludzi wkroczył na Ruś. Przerażona ludność nigdzie prawie nie stawiała oporu, więc hospodar niszcząc wszystko po drodze, dnia 13. maja zjawił się pod Lwowem. Poszły z dymem jego przedmieścia, miasto jednak zamknąwszy bramy, mężny stawiło opór. Po kilku bezskutecznych szturmach do miasta i zamku, hospodar wysadziwszy własnoręcznie w powietrze część bramy halickiej, ruszył dalej i dopiero od Przeworska, obciążony zdobyczą, zawrócił napowrót[1].
Zaraz potem w lipcu drugi najazd, tatarski, od wschodu zwalił się na Ruś i hulał srogo po okolicy Lwowa, w listopadzie zaś olbrzymia armia turecka pod Oglu-Bałybejem stanęła pod jego murami, niszcząc wokoło do reszty to, co dotąd ocalało.
Wysiłki Turków, aby zdobyć miasto „sam Bóg pohamował“, mówi kronikarz[2], „albowiem przyszły na nich srogie zimna i śniegi tak wielkie spadły, że ani dalej ciągnąć, ani wrócić mogli, gdzie krom koni ich i dobytków, samych ludzi więcej niż czterdzieści tysięcy od zimna zdechło i wiele ich potem najdowano, którzy pobiwszy konie w brzuchy ich rozprute przed wielkim zimnem wleźli. Drudzy zaś, co do Wołoch uciekli, od Stefana, wojewody, byli zbici, który Wołochy swe w polskie szaty zubierał, co Polakom na Bukowinie pobrał i powiadał, że ich Polacy pobili“.

Tak więc w jednym roku stolica czerwonoruska, od czasu założenia przez Kazimierza Wielkiego, dwukrotnie krwawy przeszła chrzest, wytrzymała zwycięsko pierwsze oblężenia. Na tem atoli nie skończyły się następstwa bukowińskiej klęski. Przez szereg lat, prawie rok po roku, zagony tatarskie, mimo czujności starostów pogranicznych, docierają ciągle w okolice Lwowa i zmuszają ludność okoliczną do szukania

  1. Zimorowicz J. B.: Pisma, wyd. Heck, str. 104; Zubrzycki: Kronika str. 128; Wapowski: Kronika, wyd. Szujski, str. 33–36, 262–3.
  2. Bielski: Kronika, wyd. Turowskiego, str. 904.