Przejdź do zawartości

Wykolejeniec (Urke Nachalnik)/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Urke Nachalnik
Tytuł Wykolejeniec
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia Nakładowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ V.

Na drugi dzień, po opisanych wypadkach, Romek miał 40 st. gorączki. „Blatny“ felczer, który opatrywał mu rany, zapewniał, że wróci do zdrowia bez zabrania go do szpitala. Jednakże starano się, aby nikt nie dowiedział się o tym. Leżał w domu felczera. Pielęgnowała go żona jego, bardzo dobra i uczciwa kobieta. Dzięki tylko jej macierzyńskiej opiece i zdrowemu organizmowi, przyszedł prędko do zdrowia, po utracie sporo krwi.
Pechowiec, dowiedziawszy się od Bryłki, za co Romana tak srogo ukarano, wyrzekł się go od razu. Nie chciał więcej Romka za zięcia, Irka też prędko zapomniała o nim. Później, gdy jej Romek zarzucał, dlaczego ani razu nie przyszła go odwiedzić, gdy był chory, odparła cynicznie:
— Ja okropnie nie lubię chorych mężczyzn.
Gdy wyzdrowiał, dowiedział się o dyntojrze, którą mu wytaczają. Bryłka, Pechowiec i Brytan stali się teraz największymi jego wrogami i pragnęli jego zguby.
Dyntojra została wyznaczona po północy. Najpoważniejsze dyntojry odbywają się zazwyczaj o północy. Najwygodniej jest wtedy wykonać wyrok. Miejsce, gdzie wyznaczono dyntojrę, dało mu do zrozumienia, że nosi charakter bardzo poważny.
Roman bił się długo z myślami, czy w ogóle przyjąć „zaproszenie“. Nosił się nawet z zamiarem, aby oddać się w ręce policji, by uniknąć tego wstrętnego towarzystwa. Nie obawiał się wyroku, gdyż czuł się niewinnym. Chcąc jednak uniknąć wyroku, musiał powiedzieć prawdę, a tego nie chciał. Żal mu było skompromitować Irkę, za przyjemne chwile, których mu udzieliła, a Felcię, która mu chciała uprzyjemnić chwilę...
Wiedział jednak z doświadczenia, że ukrywanie się na nic się nie zda. Ludzie tego świata potrafią nawet w więzieniu prześladować takiego, który podług ich „sprawiedliwości“ nie był „posłusznym“. Postanowił się udać tam w towarzystwie kilku „mocnych“ przyjaciół, których, w tym świecie, za butelkę wódki zawsze można dostać.
Wielce się zdziwił, kiedy przed jego udaniem się na dyntojrę, przybyła do niego Felcia. Weszła z wyciągniętą dłonią w jego kierunku, wołając od progu wzruszonym głosem.
— Przebacz mi, Romciu, że cię tak bardzo skrzywdziłam. Gniewasz się na mnie... Masz rację, jestem podła! sama przyznaję się do tego. Ale ty jesteś mądrym chłopcem. Musisz mnie zrozumieć.
— Nic nie rozumiem — odparł. Za dużo krwi wypuściłaś ze mnie, abym teraz cię zechciał zrozumieć.
Felcia skryła twarz w dłoniach i zaszlochała na głos.
— Doskonała artystka byłaby z tej kobiety — pomyślał sobie. Nie wierzył aby ten wybuch był szczery. Znał jej kaprysy.
— Wynoś mi się stąd, bo wyrzucę cię za drzwi!
Felcia nie drgnęła nawet. Oparła się wyzywająco o fotel, starając się zarazem przybrać kuszącą pozę. Szal, którym była okryta, poprawiała nerwowo, a na zmysłowych jej ustach igrał hypnotyzujący uśmiech. Stała, jak posąg wykuty, z oczyma utkwionymi rozkazująco w niego. Starał się wytłumaczyć sobie jej zachowanie. Chciał skupić całą siłę woli, by tym razem oprzeć się jej woli i pokusie, na które, jak wnioskował zawsze liczyła.
Pamiętał jak Felcia pewnego razu, w napadzie szczerości, mówiła: „Niema mężczyzny na świecie, któryby się mógł jej oprzeć, gdy ona tylko tego zechce. Wystarczy wam pokazać nóżkę, a pobiegniecie za mną. — Zobaczymy, bratku, czy i ty nie będziesz klękał, jak każdy z twoich braci, kiedy ja tego zechcę“. Mało brakowało, aby teraz nie uczynił tego. Tylko ambicja i silna wola, którą w takich chwilach wszelkimi siłami starał się skupić, powstrzymały go od tego kroku. Po drugie, tę kobietę nienawidził całą duszą za jej bezczelność i cynizm, jakie biły od niej z każdego ruchu. Tym razem widział i był przekonany, że skupiła cały swój zapas kokieterii wyrafinowanej samicy, aby go zwabić dla swoich celów. Bojąc się, że nie wytrzyma, odwrócił się plecami, by nie patrzeć na nią. Felcia na to wybuchła śmiechem i zmieniła pozę, zbliżając się do niego.
Nie będąc pewny siebie, silił się na gniew, śląc pod jej adresem bardzo drażliwe, dla uszu kobiety komplementy....
Felcia, zamiast wybuchnąć gniewem, co w tej chwili Romek pragnął w niej wywołać, zbliżyła się słodko uśmiechnięta. Zmysłowymi spojrzeniami łechtała jego słabość męską, na którą pewno liczyła. Czuł teraz, że wszelki opór jest bezcelowy. Chciał wybiec z pokoju i zostawić ją samą. Zrobił nawet ruch w tym kierunku, gdy wtem Felcia uwiesiła mu się na szyi. Jedwabny szal zesunął się jej na podłogę, a ustami wpiła się w jego usta.
Dziwna rzecz, iż, mimo silnej woli, którą wmówił sobie, że posiada, nie stawiał oporu. Zawładnęła nim od razu tak, że zataczał się na nogach jak pijany. Felcia, nie tracąc chwili posadziła go na kanapie. Ogarnął go zawrót głowy. Chciał się bronić, lecz zwątpił w swoje siły. Rozpięła mu kołnierzyk. Zdjęła marynarkę.
Gdy chwile szału minęły, a przytomność wróciła, Romek żałował tego kroku. Był zły na siebie, jak nigdy. Kopnął ją ze złością, a ona upadła na podłogę. Felcia na ten wybryk dobrodusznie się uśmiechnęła.
Wstała cichutko i usiadła obok.
— Myślałam, że mnie koń kopnął — rzekła. Możesz ze mną robić co chcesz. Moje miejsce jest przy tobie tylko. Dawno cię już kocham. Śmierć nas tylko rozłączy....
Jak mu się zdawało, było tyle szczerości w tych wyrzuconych kilku słowach, że nie mógł wcale wątpić w ich prawdziwość. Jednak, wiedząc z kim ma do czynienia, wybuchł niepohamowanym śmiechem.
Felcia siedziała spokojnie i smutno wpatrywała się w niego. Nie poznawał tej dawnej Felci, która zawsze była ruchliwa jak ogień. — Cwana szelma — pomyślał — gra swoją rolę pierwszorzędnie! Po chwili znów przemówiła:
— Idę razem z tobą na „dyntojrę“. Za godzinę mamy być na miejscu. Zgoda?
— Co to znowu? Ja sam trafię. Adwokatów nie potrzebuję. Twój ojciec oskarża mnie, a ty nie będziesz świadczyła przeciwko ojcu!
— Ciebie jednego tylko kocham — wybuchła, zrywając się. Gotowa jestem świadczyć nie tylko przeciw ojcu, nawet przeciw Bogu, aby tylko tobie nic złego się nie stało. Przekonam cię, że nie jestem taką podłą, za jaką mnie uważałeś. Córka Bryłki także posiada serce i kochać potrafi, gdy zechce tego.
Gdyby Felcia tak pięknie nie mówiła, może gotów byłby uwierzyć jej. Ale teraz, gdy tak pięknymi słówkami miłości przemawiała, podejrzewał, że ona knuje przeciw niemu wyrafinowany akt zemsty.
— Słuchaj, Felcia! — zawołał Romek po chwili namysłu. Daremnie komedię grasz, ja w twoją miłość i tak nie wierzę. Powiedz mi otwarcie, jaką nową intrygę knujesz przeciw mnie?
— Żadnej intrygi nie mam na myśli. Bronić cię chcę, choćby mi przyszło życiem przypłacić. Przekonasz się, że jeszcze żadna kobieta nie kochała ciebie tak, jak ja.
— Stara piosenka, moja droga! Nie od jednej kobiety słyszałem podobne wynurzenia miłosne. Pluję na twoją miłość! Ty należysz do tych kobiet, u których miłość trwa tak długo, jak zmysły grają, a po tym obdarowują swoją miłością innych dla swoich celów. Jesteście gorsze jeszcze od prostytutek. Tamte oddają się za umówioną opłatę z góry, a z wami, któż może przewidzieć, jak drogo przyjdzie się opłacić za jedną przyjemną chwilę, spędzoną w waszych ramionach. Nie jeden, za miłość do was przypłacił kilkuletnim więzieniem, a nawet śmiercią. Powiedz szczerze, jaką ofiarę mam ci złożyć, piękna córko Bryłki.
— Nie żądam od ciebie nic, prócz złodziejskiego słowa honoru, że od dziś będę twoją, a przekonasz się, jak wierną będę dla ciebie.
— Wszystko dobrze, ale co zrobisz ze swoim Brytanem. On, jak mi się wydawało, więcej cię obchodzi, niż ja. Krew ze mnie wspólnie wytoczyliście.
— Ja go nienawidzę. Zobaczysz, jaki marny koniec ten łobuz będzie miał. Nie kochałam go nigdy. Przeklęty ojciec mój podsunął mnie za kochankę Brytanowi dla swych celów. Brytan jest dobrym „fachowcem“ i mógł nie dopuścić do tego, aby ojciec paserował. Ojciec kraść już nie zdoła, a żyć trzeba!...
To, co teraz usłyszał z jej ust, przeraziło go. Więc ten Bryłka, który tyle prawił o etyce złodziejskiej, sam swoją córką handlował. Wstręt ogarnął go jeszcze większy do świata tego, a zarazem litość poczuł dla Felci. — Co by to było, — pomyślał sobie, — gdyby ta sama Felcia miała szczęście urodzić się w przyzwoitym domu, a nie być córką Bryłki. Przy swojej urodzie na pewno była by szczęśliwsza, niż jest obecnie. Na myśl mu przyszli jego rodzice, choć byli dalecy od tego świata, a jednak, także wykoleił się.
— Więc Brytana nie kochasz? — zawołał po chwili namysłu. — To jest niemożliwe. Dobrze was obserwowałem. Widziałem jak zakochanymi oczyma wodziłaś za nim, gdy oddalił się od ciebie. Ty kłamiesz bezczelnie. A może twój kochany tatulek nauczył cię, jak mnie dostać do pułapki. Zapewne myśli, że będę teraz kradł dla niego. Co?
— Jak widzę nie masz do mnie zaufania — odparła smutno. — Pozwól, że cię przekonam.
— Mów. Słucham cierpliwie, tylko nie trajluj zawiele!
— Trajlować w ogóle nie potrafię. Jak chcesz, możesz mi wierzyć i nie. Mnie tylko idzie o to, aby szczerą prawdę opowiedzieć przed tobą. Udałam zakochaną w Brytanie, aby wywołać twę uwagę w stosunku do mojej osoby. Chciałam wywołać zazdrość, by przykuć cię do siebie, a ty myślałeś, że go kocham. Muszę i to ci wyznać: Brytan był pierwszym który wywołał we mnie kobietę!... Nienawidzę go całą duszą za jego brutalność, jaką okazuje w obcowaniu ze mną. Musiałam go się trzymać, nie chcąc zmieniać mężczyzn. Ale ty jesteś inny, inteligentniejszy, ty mnie zrozumiesz!...
— O ile jest prawdą, co mówisz, to cię doskonale rozumiem. Ale jedno nie mogę zrozumieć. Ty jesteś za mądra i energiczna, by usłuchać choćby własnego ojca, który zażądał abyś została kochanką Brytana. Jakbyś ty nie chciała, to Brytan przymusem nic nie wygrałby.
— Słusznie mówisz, ale widzisz, byłam na tyle naiwną, że za piękne gałganki i prezenty, którymi mnie obdarzał, dałam się nabrać. Przynosił ml najlepsze i najdroższe rzeczy. Zapewnie nie kupował to specjalnie dla mnie, ale fakt, że o mnie pamiętał zawsze. Dziś byłabym mądrzejsza, ale już za późno.
Romek nie wytrzymał. Chwycił ją w ramiona i głośno zawołał patrząc jej w oczy:
— Pamiętaj, o ile okaże się, że kłamałaś i knujesz coś, by mnie zgubić, zamorduję cię! Od dziś jesteś moją, a pamiętaj, abym cię więcej nie widział w towarzystwie Brytana i innych łobuzów. Ja także od pierwszej chwili cię pokochałem, ale wydawało mi się, że nie życzysz sobie tego, więc dałem spokój. Później zaś myślałem: — drażni się tylko mną dla zabawki. — Chcę ci wierzyć teraz, a przyszłość wykaże twą wierność. Daję ci słowo honoru i przysięgam na wszystko najdroższe dla mnie, że po upływie sześciu miesięcy, gdy przekonam się, że byłaś mi wierną, ożenię się z tobą — wyrzucił wspaniałomyślnie.
— Mnie tam za jedno, będę ci wierną kochanką, tak jak i wierną żoną. Grunt jest miłość wzajemna, a nie ślub.
— Masz rację, moja kochana! Biada takiej miłości, gdzie tylko więzy małżeńskie mają utrzymać równowagę. Gdy pokocham kobietę, a ona jest mi wzajemną, poco jest mi potrzebny ktoś, aby dał pozwolenie na miłość?... Miłość na wiarę wzajemną ma tę dobrą stronę, że mąż albo żona nie mogą sobie grozić formalnym rozwodem. Prawdziwa miłość nie potrzebuje żadnych umów i formalności. Prawa natury nie znają przepisów, które różni kombinatorzy stworzyli dla swoich wygód. Miłość przychodzi sama i sama odchodzi. Nie potrzebuje ona, by ktoś ją wiązał i rozwiązywał. Miłość przychodzi sama, jak życie i śmierć, bez z góry ułożonego planu.
— Ach, jak ty pięknie mówisz o miłości. Mów jeszcze, kochany, mów! — szepnęła.
Podniecony swoją wypowiedzianą filozofią o miłości, chwycił ją, przyciskając do siebie męskimi ramionami, a usta znów połączyły się, parzącymi do bólu, pocałunkami. Wybuch zmysłów był tak silny, że czuł, jakby rozpalony gorący płyn przepływał mu po ciele. Ręce same magnetycznie błądziły. A ona pod dotykiem palców konwulsyjnie drżała. Doznał wrażenia, jakby ten żar, który bił od niej, palił jego ciało i nerwy.
O! Jak straszna jest wtedy miłość, kiedy zmysły grają i palą, a ciało jest już dawno nasycone!!! Roman pragnął ten dziwny żar, trochę zmniejszyć, lecz ona nagle odskoczyła.
— Daremny twój wysiłek, kochany! Szkoda zdrowia. Taniec zmysłów i żar które wywołałeś we mnie, nie są w stanie nawet teraz zgasić stu mężczyzn!!! Podaj mi szklankę zimnej wody! Nie! Daj kubeł cały bo spalę się — wołała.
Dobiegła do kranu, który był umieszczony w kącie izby, a podsuwając głowę pod zimną wodę, oddychała przy tym z ulgą.
— Lżej mi teraz, — zwróciła się doń po chwili, wyciskając wodę z włosów. Widząc zaś, że Romek jest zamyślony, rzekła:
— Co? Lękasz się mieć taką gorącą kochankę?!!! Zapewne myślisz, jak zdołasz takiego szatana zadowolić? Co? Wszystko głupstwo! Felcia potrafi opanować się, kiedy tego zechce. Wiesz, choćbym się miała spalić z żądzy, — wybuchła — nie zdradzę cię z innym. Nie! Nie! Nie! — wołała sama do siebie, biegnąc po pokoju, jak szalona, tam i z powrotem.
Romek patrzył na nią i dziwne uczucie lęku doznał. To szatan, nie kobieta. Żałował mocno, że wdał się na nowo z nią w tak bliskie stosunki, a zarazem czuł się dumnym z tak pięknej kochanki. Po chwili zawołał:
— Sama powiedziałaś przed chwilą, że stu mężczyzn nie są w stanie cię zaspokoić, kiedy wpadasz w szał zmysłów. Więc poco zawracasz mi głowę i przysięgasz wierność. Wpierw, czy później, z takim usposobieniem, jak ty sama o sobie mówisz, zdradzić mnie musisz, A nastąpi to, choć sama nie wyobrażasz sobie w jakiej formie.
— Nie! i po stokroć nie! Czy źle mi jest tak spoczywać w twoich ramionach... Tu przytuliła się znów do niego, nie dając mu mówić więcej ani słowa.
— Nasza miłość będzie, jak żadna. Na śmierć i życie pójdę z tobą — wołała uparcie.
— W jakiej to książce przeczytałaś o tym, by tak pięknie mówić o miłości. Wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Czas już iść na tę dintojrę. Dosyć twego bujania, a zresztą, zobaczymy.
Odsunął ją delikatnie od siebie, szykując się do wyjścia.
— Ja także idę z tobą! Po to właśnie przyszłam, jak ci mówiłam. Dla ciebie tylko to robię. Chcę cię ratować od tych zbrodniarzy! Ty jesteś zupełnie innym. Nie rozumiem, jak tyś mógł zabłądzić do naszego świata?
Gotowość poświęcenia się dla niego ujawniała się w każdym jej ruchu. Nie wątpił już wcale, by drżenie jej głosu było fałszywe, udane. Twarz jej znamionowała oddanie i uległość.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Icek Boruch Farbarowicz.