Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bojąc się, że nie wytrzyma, odwrócił się plecami, by nie patrzeć na nią. Felcia na to wybuchła śmiechem i zmieniła pozę, zbliżając się do niego.
Nie będąc pewny siebie, silił się na gniew, śląc pod jej adresem bardzo drażliwe, dla uszu kobiety komplementy....
Felcia, zamiast wybuchnąć gniewem, co w tej chwili Romek pragnął w niej wywołać, zbliżyła się słodko uśmiechnięta. Zmysłowymi spojrzeniami łechtała jego słabość męską, na którą pewno liczyła. Czuł teraz, że wszelki opór jest bezcelowy. Chciał wybiec z pokoju i zostawić ją samą. Zrobił nawet ruch w tym kierunku, gdy wtem Felcia uwiesiła mu się na szyi. Jedwabny szal zesunął się jej na podłogę, a ustami wpiła się w jego usta.
Dziwna rzecz, iż, mimo silnej woli, którą wmówił sobie, że posiada, nie stawiał oporu. Zawładnęła nim od razu tak, że zataczał się na nogach jak pijany. Felcia, nie tracąc chwili posadziła go na kanapie. Ogarnął go zawrót głowy. Chciał się bronić, lecz zwątpił w swoje siły. Rozpięła mu kołnierzyk. Zdjęła marynarkę.
Gdy chwile szału minęły, a przytomność wróciła, Romek żałował tego kroku. Był zły na siebie, jak nigdy. Kopnął ją ze złością, a ona upadła na podłogę. Felcia na ten wybryk dobrodusznie się uśmiechnęła.
Wstała cichutko i usiadła obok.
— Myślałam, że mnie koń kopnął — rzekła. Możesz ze mną robić co chcesz. Moje miejsce jest przy