Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

puściłaś ze mnie, abym teraz cię zechciał zrozumieć.
Felcia skryła twarz w dłoniach i zaszlochała na głos.
— Doskonała artystka byłaby z tej kobiety — pomyślał sobie. Nie wierzył aby ten wybuch był szczery. Znał jej kaprysy.
— Wynoś mi się stąd, bo wyrzucę cię za drzwi!
Felcia nie drgnęła nawet. Oparła się wyzywająco o fotel, starając się zarazem przybrać kuszącą pozę. Szal, którym była okryta, poprawiała nerwowo, a na zmysłowych jej ustach igrał hypnotyzujący uśmiech. Stała, jak posąg wykuty, z oczyma utkwionymi rozkazująco w niego. Starał się wytłumaczyć sobie jej zachowanie. Chciał skupić całą siłę woli, by tym razem oprzeć się jej woli i pokusie, na które, jak wnioskował zawsze liczyła.
Pamiętał jak Felcia pewnego razu, w napadzie szczerości, mówiła: „Niema mężczyzny na świecie, któryby się mógł jej oprzeć, gdy ona tylko tego zechce. Wystarczy wam pokazać nóżkę, a pobiegniecie za mną. — Zobaczymy, bratku, czy i ty nie będziesz klękał, jak każdy z twoich braci, kiedy ja tego zechcę“. Mało brakowało, aby teraz nie uczynił tego. Tylko ambicja i silna wola, którą w takich chwilach wszelkimi siłami starał się skupić, powstrzymały go od tego kroku. Po drugie, tę kobietę nienawidził całą duszą za jej bezczelność i cynizm, jakie biły od niej z każdego ruchu. Tym razem widział i był przekonany, że skupiła cały swój zapas kokieterii wyrafinowanej samicy, aby go zwabić dla swoich celów.