Wiesław czyli Obraz ludu nadwiślańskiego/Akt czwarty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Brodziński
Tytuł Wiesław czyli Obraz ludu nadwiślańskiego
Podtytuł Narodowe dziełko sceniczne w IV aktach wierszem
Wydawca W. Dyniewicz
Data wyd. 1893
Druk W. Dyniewicz
Miejsce wyd. Chicago
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT CZWARTY.

(Teatr przedstawia górę, na której widać kilka blisko siebie stojących brzóz — ze skały wytryska strumień, przez który kładka — po obu stronach gaj — w głębi sceny stoi dąb, na którym widać wmurowany obraz N. Panny, ubrany w firanki i kwiaty; przed obrazem pali się lampa — Bronika kończy ubranie obrazu.)


SCENA I.
Bronisława, Bronika.
Bronisława.

Obraz ubrany — czynność ukończona,
Jak ty dziś zdobisz, tak zdobiła ona —
Zawsze w niedzielę lub przypadłe święta
Zrywały kwiaty jej drobne rączęta;
Niemi stroiła tę dziedziczkę nieba,
Co nam nieszczędzi ni łaski ni chleba,
Na tę dolinkę biegała po kwiatki,

Ztąd najładniejsze zbierała bławatki;
A gdzie te brzozy, i zielona trawka,
Tam jej najmilsza bywała zabawka;
Nieraz modlącą widząc mnie Halina,
Także swe małe kolanka ugina,
A wzniosłszy w górę swe błękitne zorze,
Prosi: Kochaj nas, kochaj, matko Boża!..
Jam ją podniosłszy, Maryi polecała;
A ona z wiarą obraz całowała...
Dziś ty jej miejsce we wszystkiem zajmujesz,
Lecz ją nie znając straty jej nie czujesz.

Bronika.

Dzielę twój smutek, czuję com straciła,
Lecz nie rozpaczaj matko moja miła!...

(wskazując na obraz.)

Ufaj tej pani ona nie zawiedzie,
Ona każdego z przygody wywiedzie,
Ona i twoje cierpienia ukróci,
Ona ci jeszcze Halinę powróci!....
Raczej, matulu bądź wesołej myśli,
Nie potośmy w te ustronie przyszli.
Dziś nasze święto, przeto na bok smutki!
Wieczorem błysną nasze sobótki,
Więc będą śpiewy, tańce jak w zapusty,
I skakać będą przez płonące chrósty;
Toć będzie śmiechu i zabawy wiele,

Już naprzód widzę: — zuch stanął na czele —
A za nim hurma ochotników skora —
Stanęli rzędem kieby do gęsiora,
Naczelnik co ich na ogień prowadzi,
Już się rozpędził, już przez płomień sadzi!
Za jego przykładem jak wiatr każden leci,
Szust, kieby jeleń — pierwszy — drugi — trzeci;
„To chwat, to dziarski!” wykrzyka gromada,
Wtem przed sobótkę bęc jeden upada,
Chce się podźwignąć, lecz daremna praca,
Wleciał, nam kozła wywraca; —
Drugi trzeciego za sobą powalił,
Tamten czuprynę, ten wąsy osmalił,
Ow czarny wylazł, jak baba z komina,
Śmiech, krzyk, wrzask, drwinki; zrzadła zuchom mina;
Dziewczętom w to graj, a że są usłużne,
Dla pogorzelców zbierają jałmużnę,
Wtem nasze grajki jak utną od ucha,
Jak po basetli smyczek się rozrucha,
Jak się krakowiak młyńca nie potoczy,
Człek hula, ledwo z skóry nie wyskoczy....
Lecz my się tutaj trochę zagadali.
Przeto gdy obraz jużeśmy ubrali,
Nim się nachyli słońce do wieczora,
Nim się lud zejdzie, właśnie będzie pora,
Byśmy naprzeciw ojca pospieszyli;

Chodził do dworu, może już w tej chwili
Wraca z pomyślną wieścią dla Wiesława —
Chodźmy, matulo, bom bardzo ciekawa.

Bronisława.

O tę metrykę kłopocze się srodze.

Bronika.

Chodźmy już, chodźmy — zdybiemy go na drodze.

(Odchodzą).

(Muzyka zapowiada przyjście Haliny, która po chwili w towarzystwie matki, Jana i Wiesława, przypatrując się z upodobaniem okolicy, na górze się ukazuje).


SCENA II.
Halina.

Ah, jak tu miło! ah, jak tu radośnie,
Jak rzewno, słodko, jak tu serce rośnie!....
Cóż to za śliczne wzgórza, łąki, gaje,
Ten staw, ten strumyk, ptasząt liczne zgraje!...
Ta wioska w sadach, jaka okolica!
Ah, jak tu wszystko czaruje, zachwyca!
Jak to się wszystko w piękną całość składa, —
Żyć i umierać, jakżebym tu rada!!

Jan.

Jak powiedziałem, najmniej dobrą milę,
Woźnica z końmi pozostał się w tyle;
Bo chociaż wioska zdawała się z bliska,
Lecz ją dzieliły zbłotniałe stawiska;
Przeto nim wokół jadący okrąży,
Pieszy ścieżkami trzykroć pierwiej zdąży.

(W oddaleniu słychać przegrywkę na flecie, na nótę krakowiaka śpiewanego w karczmie przez Wiesława. Głos fletu coraz bardziej się gubi, za którym Halina w zachwyceniu mimo woli się posuwa).

Halina.

Czy słyszysz matko? ach, mój miły Janie,
Jak mnie zachwyca to przyjemne granie;
Jak mnie te tony do serca trafiły. —

Dorota.

Tak na weselu nócił Wiesław miły.

Jan.

Flet, co tak mile głos po lesie szerzy,
Opiewa szczerość naszych trzód pasterzy;
Ow strumyk, co się w tamte snuje strony,
W biegu pozdrawia już nasze zagony;
Ten staw, ta łąka, woniejące siana,
Kościół, plebania, to gniazdo bociana,
Ten krzyż na wieży, co na wszystkie końce

Lud nasz oświeca jak promienie słońca;
Wszystko już nasze — nasze to siedlisko —
Chata Wiesława, także bardzo blisko!

(Halina coraz bardziej zainteresowana przypatrywaniem się okolicy).

Ale cóż ciebie tak bardzo zachwyca,
Czy ci tak miła nasza okolica?

Halina
(przypominając sobie).

Ten zdrój, ten wzgórek, obraz, ta brzezina!

(Z wybuchem rozrzewnienia padając na kolana)

O wielki Boże!... toć moja rodzina!
Gdzie matka moja? matka moja droga?
O mówcie, mówcie, proszę was na Boga!
Jeżeli w grobie, na grób jej pójść muszę,
Stęsknioną ku niej niech wypłaczę duszę!..

(powstawszy).

Tam się bawiłam, tam zbierała kwiatki,
Tum się modliła do Najświętszej matki,
Na tym kurhanku, splatałam bławatki....
Ale nie widzę rodzicielskiej chatki,
Bo tutaj wszystko nie tak jak bywało,
Jak mi w pamięci nieraz się zjawiało.

Jan.

Bóg, drogie dziecię, co ciebie ratował,
I twych rodziców przy życiu zachował,

Chatkę i córkę stracili w potrzebie,
Dziś w nowej chatce uściskają ciebie.
Podziękuj Bogu, żeć drugą dał matkę,
Co cię w twych ojców odprowadza chatkę.

Halina
(rzucając się przed obrazem N. P. na kolana).

Najświętsza Panno w gwieździstej koronie,
Co tam królujesz na niebieskim tronie:
Co za twym ludem wstawiasz się do syna,
Królowo niebios, o Matko jedyna!
O opiekunko! nadziejo! pociecho!
Co mnie z rodzinną rozpoznajesz strzechą,
Co mnie w objęcia rzucasz ojca, matki,
Za moje niegdyś wianuszki, bławatki,
Za moje modły, dziecinne ofiary!
O jakżeś hojna, łaskawa bez miary!!...


SCENA III.
Ciż i Bronisława, Bronika, Stanisław,
(którzy w czasie tej modlitwy przychodzą na scenę).
Bronisława
(poznawszy córkę w radosnem uniesieniu).

Matko cudowna! Halina! Halina!
Moja najmilsza, najdroższa dziecina!!

Halina.

O matko! matko!.. tyżeś to, aniele?

(uściski).

O luby ojcze!... drodzy przyjaciele!
Tyle radości, szczęścia naraz tyle!!

Stanisław.

Jakąż mi Boże dałeś dożyć chwilę!...

Bronisława.

Brońko! Brońko! poznajecie się dziatki.

Bronika.

Tylem o tobie słyszała od matki:

Halina.

O moja siostro!...

Bronika.

O serdeczna Halko!
Ty będziesz moją najśliczniejszą lalką!!

Wiesław.

Matko! radość, którą doznajecie,

(wskazując na Dorotę).

Macie zawdzięczyć tej zacnej kobiecie;
Gdyby nie ona, wasze lube dziecko
Pewnoby padło pod ręką zbójecką.
Ona śród mordu, łupieztwa, pożogi,
Zabłąkane dziecię uprowadza z drogi,

I chociaż wdowa, choć sama uboga,
Uczy cnót, pracy i bojaźni nieba —
Że dziś zarobi na kawałek chleba.
Słowem Dorota tem Halinie była,
Czem ty dziś dla mnie jesteś matko miła.

Bronisława.

Dzięki ci dzięki, przyjaciółko droga!

(wskazując na serce).

Tu wieczna wdzięczność — nagroda u Boga.

Dorota.

Czyniłam tylko sercu memu zadość,
Nagrodą dla mnie wspólna wasza radość,
Do żadnej innej nie chcę rościć prawa;
Wszakże to tylko odwet za Wiesława.
Widać, że Bogu milszym był wasz datek, —
Jesteście teraz matką trojga dziatek;
Mnie Bóg tak hojnie nie pobłogosławił,
Gdy mnie na starość w sieroctwie zostawił!...

Stanisław.

Uchowaj Boże!.... do żony Wiesława,
Z rodzoną matką równe macie prawa,
Tak źle nie będzie, opiekunko miła

(wskazując na obie matki).

Tyś życie dała, a ty ocaliła —
Przeto do moich połączę was dziatek,

Halina odtąd dwie będzie mieć matek!!

(niema scena, w której się wszyscy prócz Jana grupują).

Jan.
(wystąpiwszy naprzód.).

Wszechwładny, wielki niepojęty Boże!
Skrytych twych rządów któż z nas dociec może?


SCENA IV.
Kuba.

Za mną, dziewuchy, będziem na przemiany,
Tam kłaść sobótki, tu wyprawiać tany.

(Wchodzi, za nim więcej Krakowiaków i Krakowianek. Wchodzą na scenę).

Jan.

W sam czas jesteście — właśnie macie zręczność
Poznać opatrzność, litość, ludzką wdzięczność;
By Wam to wszystko okazać na razie:
To jest nasz sąsiad, to jego rodzina,
A to jest niegdyś zgubiona Halina.

Wszyscy.

Halina....

Jan.

Tak jest, ta Halina mała,
Za którą matka tyle łez wylała.

Kuba.

Ale zkąd ona wzięła się w tej chwili?
Mówiono, że ją najezdzcy zabili.

Jan.

Opatrzność Boska jawna w każdym czynie
Dorotę zsyła zbłąkanej Halinie:
Ta jej nie tylko że ocala życie,
Lecz ją w dom bierze za swe własne dziecię,
Żywi, naucza, co Bóg, cnota, praca,
A w lat dwanaście rodzicom powraca;
Rodzice wdzięczni za dobrodziejstw krocie
Serce i wrota otwarli Dorocie.

Wszyscy.

Niech żyje litość! niech żyje Dorota!

Wiesław.

Niech żyje Halka, mniemana sierota!...

ŚPIEW.

Niech żyje Halka miła!
Żyj zacna Doroto!
Co się chlebem swym dzieliła,
Tuzin lat z sierotą!

Żyjcie lata Matuzalla,
Kochani rodzice!
Coście w dom przyjęli z dala
Mą oblubienicę!


Oto stoi wasza zguba,
Tu wasz syn przybrany;
Pobłogosław matko luba,
Złącz ojcze kochany!....

Stanisław i Bronisława (łącząc ich).
DWUŚPIEW.

Łączcie się dziatki, bądźcie szczęśliwi,
Macie skarb drogi, bo polską ziemię,
Ziemia to wdzięczna, ta was wyżywi,
Utrzyma w sile, rozkrzewi plemię!

Pracujcie zawsze wspólnie w tej roli,
Rzucajcie zdrowe ziarno w zagony,
Ufajcie w Bogu, a Bóg dozwoli,
Że w końcu złote zbierzecie plony.

Chór Ogólny.

Łączcie się moje dziatki, bądźcie szczęśliwi!
Macie skarb drogi, bo polską ziemię itd.

Jan.

Nuż żwawo grajki! do skrzypców, do smyka!
Gdy czas na dobie niech dziatwa pobryka;
Dopókąd cnota i dobry Bóg z nami,
Krzeszmy ochoczo ognia podkówkami

(Młodzież grupuje się do tańca — Muzyka gra Mazura, gdy Jan na przodzie sceny, bijąc w podkówki, przyśpiewuje:)

ŚPIEW.

Nuż dalej z góry! hop ha!
Albośwa nie Mazury? hejże, ha!

Albośwa nie chłopacy?..
Albośwa nie junacy?..

Hop, hop, hop, w podkóweczki! hop, ha!
Nuż chłopcy, nuż dzieweczki, a nuże ha!
Smutek udziałem głupców,
Nuż żwawo do hołubców!!

Dziś same skargi, kwasy, hop, ha!
Nuż chłopcy, nuż dzieweczki! hejże, ha!
A zbytek bierze górę,
Oj, w skórę by ich, w skórę!!...

Cóż to się z światem stało? hop, ha!
Serdecznych ludzi mało — szkoda! ha!
Brat brata drze do woli,
Obaj bracia goli!...

Kto w chęciach swoich mierny, hop, ha!
Ten u mnie jest niezmierny, a dalejże, ha!
Kto na małem przestaje,
Takiemu pan Bóg daje.

Nam nie wiele trzeba, hop, ha!
Dzban wody, kawał chleba dosyć, ha!
I o tem w czoła pocie
Dzień zchodzi przy robocie.

Byłem w Bogu i z Bogiem, hop, ha!
Nie łasić się przed wrogiem nigdy, ha!
Niech zawsze z naszej strony
Bóg będzie pochwalony.

Koniec.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Brodziński.