Strona:Kazimierz Brodziński - Wiesław czyli Obraz ludu nadwiślańskiego.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Już naprzód widzę: — zuch stanął na czele —
A za nim hurma ochotników skora —
Stanęli rzędem kieby do gęsiora,
Naczelnik co ich na ogień prowadzi,
Już się rozpędził, już przez płomień sadzi!
Za jego przykładem jak wiatr każden leci,
Szust, kieby jeleń — pierwszy — drugi — trzeci;
„To chwat, to dziarski!” wykrzyka gromada,
Wtem przed sobótkę bęc jeden upada,
Chce się podźwignąć, lecz daremna praca,
Wleciał, nam kozła wywraca; —
Drugi trzeciego za sobą powalił,
Tamten czuprynę, ten wąsy osmalił,
Ow czarny wylazł, jak baba z komina,
Śmiech, krzyk, wrzask, drwinki; zrzadła zuchom mina;
Dziewczętom w to graj, a że są usłużne,
Dla pogorzelców zbierają jałmużnę,
Wtem nasze grajki jak utną od ucha,
Jak po basetli smyczek się rozrucha,
Jak się krakowiak młyńca nie potoczy,
Człek hula, ledwo z skóry nie wyskoczy....
Lecz my się tutaj trochę zagadali.
Przeto gdy obraz jużeśmy ubrali,
Nim się nachyli słońce do wieczora,
Nim się lud zejdzie, właśnie będzie pora,
Byśmy naprzeciw ojca pospieszyli;