Stary Bóg żyje/Napoleon III. zdetronizowany w niewoli
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Stary Bóg żyje |
Wydawca | Księgarnia T. B. Garus |
Data wyd. | 1872 |
Druk | Teodor Heneczek |
Miejsce wyd. | Bytom |
Tłumacz | Norbert Bonczyk |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W pięć lat późniéj hrabia Retel bawił u przyjaciela swego Ditmur w pałacu Belwi niedaleko Sedanu.
Napoleon III. wypowiedział Niemcom wojnę. Cała Francya wróżyła wojskom swoim chwalebne zwycięztwa. Wszyscy niemal ufali w pomyślność swego oręża, jedyny hrabia Retel coś innego prorokował — był pełen smutku i obawy. — „Nasi niezwyciężą — to rzecz niepodobna!“ mówił w smutnem przeczuciu. „Nieprawości wielkie ciężą na Francyi i Cesarzu — a Bóg jest sprawiedliwym sędzią!“ Żyje mściciel wszelkiéj nieprawości.
„Józefie niepojmuję Cię,“ — odrzekł Ditmur. „Wojska nasze śpieszą z zapałem do boju, spodziewają się, że za kilka tygodni przekroczą rzekę Ren, i z tryumfem wnijdą do Berlina, — a ty dziwaku przepowiadasz nieszczęścia i klęski!“
„Ja mam słuszne powody mego twierdzenia, kochany Bernardzie! Napoleonowi tak się powiedzie, jak się wszystkim wiodło, którzy Namiestnika Bożego prześladowali, dręczyli, zdzierali!“
A — ! to mój Józef znów przypomina sobie ową rozmowę Papieża Piusa VII. z Napoleonem I. we Fonteneblo, która na młodzieńcze serce jego tak głębokie sprawiła wrażenie! zawołał właściciel zamku, niby żartując. „Nie przeczę temu, że Bóg ztrącił z tronu Napoleona, dla tego że Papieża wtrącił do więzienia, a kościołem chciał sobie rządzić jak własnym domem swoim; ale czy owe smutne wypadki koniecznie powtórzyć się muszą? Przyjacielu, na cóż ta lękliwość?“
„Stary Bóg żyje — kochany Ditmurzel“ odrzekł hrabia z powagą. — „Jako Bóg najwyższy nieodmiennym jest w istocie swojéj, jako jest niebieskim obrońcą stolicy Piotrowéj, tak z pewnością potężne ramię jego zgniecie wszystkich chytrych nieprzyjaciół i ciemiężycieli téj świętéj stolicy!“
„Jeżelić tak, tedy kara Boska najprzód na Włochy paść musi i na ich króla.“
„Właśnie nie tak, Przyjacielu! Włochy wprawdzie będą się zbliżać do swego upadku, bo co kto sieje, będzie też żął, — aleć przecie nie Wiktor Emanuel jest początkiem i sprawcą rewolucyi we Włoszech i zrabowania kraju kościelnego, tylko Ludwik Napoleon, Cesarz Francyi!“
„Podług mego zdania Napoleon III. mniéj zawinił przeciw Papieżowi jak Napoleon I.“ odrzekł Pan Ditmur. „Przecie nasz Cesarz bronił Papieża — a teraz ma być karany?“
„Bronił? Mój Boże!“ westchnął hrabia. „Także i Pan miałbyś się mylić sądząc, że pozorne i tylko dla złudzenia świata rozporządzone wspieranie Papieża jest jakąś cnotą Napoleona III. że to pochodzi z serca i poczucia religijności lub szacunku dla stolicy apostolskiéj? Napoleon III. więcéj szkodził sprawie papiezkiéj, niżeli Napoleon I. Prawda, że pierwszy Napoleon zabrał w niewolę Papieża, ale to uczynił jawnie; trzeci zaś Napoleon postępuje sobie chytrze, podstępnie, z przebiegłością, a skutkiem tych chytrości jest obecne zrabowanie Ojca św. Przypomnij sobie Bernardzie. Już przed wielu laty na rozkaz Cesarza głosiły wszystkie dzienniki, że Papież nie może być Panem kraju kościelnego. Nawet sam Cesarz niegdyś w cały świat puścił pisemko mające dowodzić, że lepiéj byłoby dla Papieża i dla kościoła katolickiego; gdyby Ojciec św. zrzekł się kraju kościelnego, a zostawił sobie tylko swój pałac z ogrodami.
Czyliż niepopierał Cesarz zaborczego rządu Emanuela w téj grabieży na państwie kościelnem dokonanéj? Więc Napoleon III. jest protektorem wszystkich tych zaborów świętokradzkich, oraz przyczyną tych nieprawości, które teraźniejszy smutny stan Papieża i niepomyślny los Francyi spowodowały.“
„Podobno prawdę mówisz!“ rzekł Ditmur, „bo odtąd, kiedy Napoleon z Włochami ową niesprawiedliwą ugodę zawarł, odejmując Piusowi IX. opiekę jaką miał od Francyi, jedno nieszczęście po drugiem trafia panowie jego.“
„Jakżem ja zaklinał i błagał wtenczas Napoleona, aby téj ugody niepodpisywał!“ odrzekł Retel — „Wszystko nadaremno! Cesarz niewierzy, żeby Bóg miał się starać o powodzenie sprawy katolickiéj, — aleć wnet się przekona, że stary Bóg żyje, władający potęgą i gniewem na wszystkich gnębicieli kościoła katolickiego. Cesarz rzeczywiście bardzo zdradziecko sobie postąpił.“
„Ale, przebacz Józefie, jeżeli tu idzie o sprawę katolicką, jak ty mówisz, jakże mogłaby sprawiedliwość boska cały kraj karać za grzechy jednego panującego winowajcy? zapytał Ditmur. —
„Jaki Pan, taki kram — jaki Cesarz, taki lud“ — odrzekł hrabia Retel. „Lud Francuski powinien był Cesarza przymusić, aby panował po chrześciańsku, lecz tego nie uczynił; — Francya na wszystkie grzechy Napoleona milczała, maleńka tylko cząstka narodu występowała przeciw niemu, ale i to daremnie! Któż siał i rozszerzał w kraju niedowiarstwo i truciznę obyczajów? Znów Napoleon III. Jego to sprawa, że dziennikarstwo miało wolność drukowania i rozpowszechniania dzieł treści tak zepsutéj i bezbożnéj, jak owe pisma wolnomyślnych filozofów przed pierwszą rewolucyą. Szkodliwy wpływ Napoleona zatruł nawet wojska Francuskie w ten sposób, że już nie są chrześciańskie; u nas oficer, wierzący jeszcze w Boga, i pełniący publicznie powinności katolika, nie dopnie i nie otrzyma wyższego stopnia w armii — więc też oficerowie i żołnierze w nic nie wierzą, istotnymi są poganami; słowem, Napoleon III. Francyą zepsuł i zniszczył! Nie jestże to prześladowaniem kościoła? Gdybym już dawno nie był wiedział, że prześladować kościół i rozlewać krew publicznie, mniéj szkodzi sprawie wiary, jak prześladowanie tajemne — rządy Napoleona dobitnie by mnie o tem były przekonały. Francya bardzo zgrzeszyła, zboczyła z drogi przykazań boskich, za to będzie karana! Stary Bóg żyje!“
Józefie, tyś podobno dla tego tak smutny że trzech masz synów przy wojsku — więc obawa klęski wojsk naszych trapi Cię jako Ojca i jako obywatela. Ale bądź dobréj myśli, mój przyjacielu! Ufajmy w waleczność żołnierzy i dzielność Jenerałów naszych.“
„Waleczność i dzielność talentu niepomogą, gdzie Bóg najwyższy gromi i karze“ — odrzekł smutno hrabia Retel. „Choćby Niemcy przeciw nam niewysłali żołnierzy, lecz armię dzieci — jednak przegramy! Ty się śmiejesz? — Zobaczymy!“
Smutne przeczucia hrabiego spełniły się niestety! Wojska niemieckie odniósły świetne zwycięztwa pod Weisenburgiem, pod Wört, pod Saarbrüken, zwyciężyły w zaciętych, krwawych bitwach pod Mec. Potem garnęły się zewsząd wojska i połączyły się pod Sedanem. Tam stoczono bój zacięty i okropny. Od grzmotu i huku kilkunastu set armat aż ziemia drżała, a powietrze się zaćmiło. Drżał także i zamek Belwi, w którym Ditmur i przyjaciel jego hrabia Retel się znajdowali. Ditmur był pełen wielkiéj bojaźni, nie tak zaś hrabia Retel, którego głęboki smutek połączony był z pobożnem poddaniem się pod wyroki boskie. „Niech się dzieje święta wola boża!“ wzdychał często. „Oby Bóg raczył synów moich bronić, a ojczyznę drogą, zdeptaną, wskrzesić do nowego życia!“
Raniutko drugiego Września Ditmur przez francuskiego oficera odbiera uwiadomienie, że Cesarz Napoleon i król Pruski zejdą się na zamku Belwi.
„Najjaśniejszy Cesarz około dziesiątéj tu przybędzie“ — kończy oficer swe poselstwo, siada na konia i pędzi daléj.
Ditmur wpada do pokoju Józefa!
„O Mój Boże — wystaw sobie przyjacielu — Cesarz skazuje mi, że tu dzisiaj przybędzie! Ma tu się spotkać i naradzać z królem pruskim — a ja do przyjęcia Monarchów bynajmniéj nie jestem przygotowany. Wszystkie zapasy żywności, które tu były — już zabrane, ostatnia butelka wina wypróżniona. Przyjacielu cóż radzisz? — powiedz cóż ja ubogi mam począć?“ Hrabia Retel został spokojny, w ponurem zatopiony dumaniu, jak gdyby go ta nadzwyczajna wieść bynajmniej nie obchodziła.
„Mój Bernardzie! kogóż to tu zamyślasz uraczyć? — dla kogóż to te przygotowania chcesz czynić?“ zapytał spokojnie — „Czy dla Cesarza? Wierzaj mi, Cesarz niczego nie potrzebuje w téj godzinie, w któréj się detronizacya i uwięzienie jego spełnia!“
Ditmur omdlewając oparł się na krześle.
„O mój Boże, mój Boże!“ — wołał załamując ręce; „Tu w moim domu — tu Cesarz Francyi oddać ma szpadę dumnemu zwycięzcy! O hańbo, o nieszczęście!“ Tu zasłonił rękami twarz swoją i gorzko płakał.
„Uspokój się mój Bernardzie!“ cieszył hrabia Retel! „Tak się stać musiało! Wypadek, którego wnet świadkami będziemy, jest nader smutny i upokarzający, ale zarazem poważny, wiekopomny, spełnia się tu bowiem sąd sprawiedliwości Najwyższego. Tak, tak, obrońca stolicy Piotrowéj, — stary Bóg żyje!“
Zajechał powóz przed zamek, za nim świetny orszak licznych jezdzców. Napoleon oparłszy się o rękę Jenerała wysiadł z powozu. Miał na sobie uniform marszałkowski, ale był bardzo cierpiący, bardzo smutny. Zdało się, że przez jednę noc się zestarzał. Właściciel zamku Pan Ditmur, przywitał zacnego gościa kilku słowami. Napoleon dziękował obojętnem skinieniem głowy, osłabiony na ciele i duszy, ledwo stojąc na nogach, chwiejnym krokiem postępował po schodach do pokoju, który dla niego urządzono. Nagle stanął, patrzał w głąb pokoju, gdzie wysoką osobę jemu się kłaniającą zobaczył.
„Czy w istocie Pan jesteś hrabia Retel?“ — pyta z niezwykłem wzruszeniem Cesarz.
„Jestem Retel Najjaśniejszy Cesarzu.“
„Pan dzieliłeś z wujem moim wygnanie i niewolę!“ Tu położył rękę na czoło i milczał.
„Najjaśniejszy Panie!“ wołał hrabia, przejęty nadzwyczajnością téj wiekopomnéj chwili, „umieram od okropnego ciosu spełniającego się słowa pisma św., że straszna jest rzecz wpaść w ręce sprawiedliwego Boga.“
„Tak jest hrabio! Pan masz prawo tak ze mną mówić, gdyż i w największem szczęściu mojem niezamilczałeś mi przykréj prawdy. O gdyby wówczas proźby za papieżem i przestrogi Pana niebyły się stały daremne, niebyłbym ja tu teraz! Spełnia się to, co Wuj mój zwykł był mawiać. „Nie urażajcie, nie prześladujcie Papieża, bo was zgniecie karzący palec wszechmocnego obrońcy stolicy Piotrowéj.“ Los mój obecny nowym jest dowodem téj świętéj prawdy.“
To mówił Cesarz półgłosem, stał jeszcze na chwilkę, potem z trudnością postępując wszedł do jednego z otwartych pokojów, gdzie czekał na zwyciężcę swego. Niektórzy z cesarskiego orszaku zostali na podworcu; gorzkie uczucia napełniają ich serce; smutni! to stoją, to się przechodzą, albo spoglądają ku oknom górnego piętra zamkowego, gdzie spostrzegają niekiedy Napoleona bardzo zmienionego na twarzy, który pod gromem nieszczęścia i smutku widocznie wzdychał. Czas bardzo wolno mijał. — Króla pruskiego jak niema tak niema — już cztery godziny czekał Napoleon; było to wiecznością dla niego! Już wybiła druga po południu. — W tém nagle pędzi pułk huzarów; już przybyli, już szykują i rozstawiają czaty obsadzają ogród zamkowy, zdala słyszeć huk bębnów i okrzyki żołnierzy. — Nareszcie zjawił się król zwyciężca z bardzo licznym i świetnym orszakiem książąt i panów. Napoleon wychodzi z pokoju swego, idzie naprzeciw aż na dziedziniec. Monarchowie w głębokiem milczeniu podawają sobie ręce i wchodzą do zamku.
Cisza grobowa panuje około zamku, choć tyle państwa się zjechało. Wszyscy głęboko czuli jak nader ważne sprawy w tym momencie spełnić się miały. Nawet na ostréj zazwyczaj twarzy hrabiego Bismarka można było wyczytać wzruszenie umysłu. Zrzucono z tronu owego wielkiego Mocarza, co przez tyle lat w całéj Europie pierwszy miał głos, co we wszystkich ważnych sprawach narodów i stosunkach politycznych całego świata był kierownikiem. Zdało się, jakoby szum jodłowego lasku, w ogrodzie zamkowym do serc wszystkich obecnych szeptając powiadał, że tu bliski jest Bóg, że tu sądzi i karze.
Po niejakimś czasie otwarły się podwoje pokoju Monarchów. Wyszedł król Wilhelm głęboko wzruszony, a Cesarz wzięty w niewolę odprowadził zwyciężcę aż ku schodom. Tu stanął, głowę wsparłszy na lewéj ręce, w prawéj trzymając chustkę łzami zwilżoną! Król Wilhelm wsiadłszy na konia odjechał, a Cesarz za nim jako jeniec.
„O gdyby cały świat był świadkiem tego widowiska!,“ wołał hrabia Retel stojący przy oknie. „Otóż odjeżdża, ztrącony, zajęty, zgromiony zemstą karzącéj prawicy zagniewanego Boga.“