Pan Geldhab/Akt III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Fredro
Tytuł Pan Geldhab
Pochodzenie Dzieła Aleksandra Fredry tom I
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1880
Druk Wł. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT III.


SCENA  I.

Flora, Lubomir.

(Flora siada przy stoliku, przegląda książkę i odpowiada nie patrząc na Lubomira)

Lubomir.

Wybacz, Pani, że jeszcze do ciebie przychodzę,
Nie skarżyć się, już serca nadzieją nie zwodzę;
Lecz oznajmić, niestety! że pełniąc twą wolę,
Spełniłem szczęście Księcia i moją niedolę.


Flora.

Dziękuję.


Lubomir.

Zapewniłem go, że z mojej strony,
Zamiar związku waszego nie będzie burzony.


Flora.

Spodziewam się.


Lubomir.

I owszem, gdy znam chęci twoje,
Odwracać od nich będę troski, niepokoje.


Flora.

Dziękuję.


Lubomir.

Gdybym dawniej przewidzieć był w stanie,
Nie byłbym ojca twego odrzucał żądanie;
Nie byłbym go na spory niemiłe wystawił,
A tobie mém przybyciem tyle zmartwień sprawił.

Bądź spokojną, szczęśliwą, kochaj Rodosława,
Innego nie chcą szukać nad twą miłość prawa,
Gdy tę tracę, cóż znaczy twych obietnic siła?
Pocóż masz jej ulegać, gdyś serce zmieniła?
Dziś jeszcze moją duszą łudziłem przyjemnie,
Że gdy cię tracąc cierpię, ty cierpisz wzajemnie.
Mówiłem z twoim ojcem w zbytecznym zapale,
Gdyż myśl o twoich moje podwajała żale;
I gdym groźby używał w ostatniej potrzebie,
Pamiętałem o tobie, zapomniałem siebie.
Ach! pochlebiałem sobie twą miłością stałą;
Kochałem cie nad siły, myśląc że za mało,
Że ty jeszcze... Lecz dosyć, niech ci los życzliwy,
Ile pragnę, da rozkosz a będę szczęśliwy;
Jednak smutne przeczucie...


Flora.

Ach, nie wróćmy, proszę,
Do uwag raz skończonych; troski czy roskosze,
Szczęście, czy też niedola będą mém udziałem,
Nie troszcz się, wiem co czynię.


Lubomir.

Gniewać cię nie chciałem;
Ale twój wzrok oziębły srodze czuć mi daje,
Że ci moja rozmowa natrętną się staje.
Czyś się nawet przyjaźni wyrzekła już teraz,
I najpierwszej miłości przysięganej nieraz,
Czyż ci nawet niemiłe i samo wspomnienie?


Flora (z ironią).

Zająć się niém nie mogą, chociaż wielce cenię.


Lubomir.

Ach! czemuż ciebie tracąc, siły nie mam tyle!
O, jakże was zapomnieć szczęścia drogie chwile?

Jak pysznym mi się zdawał, jak pięknym świat cały,
Uciecha, roskosz dla mnie we wszystkiém jaśniały;
Com widział, słyszał, uczuł, gdzie mnie myśl wabiła,
Wszystko miłość tajemna wdziękiem swym stroiła.
Dopiéro przy rozstaniu czucie me poznałem,
Wahać się było wstydem, lecz ileż cierpiałem!
Tu mnie miłość pociąga, tam ojczyzna woła;
Lecz na jej głos, kto Polak, któż się oprzeć zdoła?
Poszedłem, a gdym walczył z wrogiem i przygodą,
Miłość twa zachęceniem była i nagrodą;
Gdym krzyż otrzymał, nawet gdym odebrał ranę,
Pierwsząm miał myśl, że ciebie godniejszym się stanę.
Wszystkom znosił cierpliwie, nadziei oddany,
Bom cię kochał i byłem, ach! byłem kochany!
Wróciłem... ciebie... ojca... Ach! Floro, tę chwilę
Mogłażeś ty zapomnieć?


Flora.

Na cóż jęków tyle?
Nie skarżyć się przychodzę, wszak mówiłeś przecie,
Zresztą głuche na skargi jest Cytery dziecię,
A te żale, rozpacze w miłośnym zawodzie,
Piękne są w elegii, trenach lub też odzie.
Wtedy w wierszach, wzgląd mając na muzy natchnienia,
Dla układu czułego, myśli uniesienia,
Poetycznych obrazów i ważności dzieła,
Nawet straszne przekleństwa możebym przyjęła;
Ale tak, wierz mi Waćpan, w zwyczajnej rozmowie
Skargi męczą i nudzą.


Lubomir.

Już ich nie ponowię,
I wybacz mi tym razem; czas przeszły w pamięci,
Mówiłem co uczułem, mimo własnej chęci.

Jednak słuchaj mnie jeszcze: nie zazdrość zdradliwa,
Nie nadzieja mnie wiedzie, lecz przyjaźń troskliwa;
Odmów Księciu, by szczęście nadal ci służyło.


Flora.

Nadto tej troskliwości i nadto jej było,
Wszystko z tej troskliwości nieszczęsnej wypływa:
Z troskliwości nas nudzisz, a Major wyzywa.
Lepiej było pozostać w swych kolegów gronie,
Ścigać w puszczy niedźwiedzie i ujeżdżać konie;
Tam major silniejszego znalazłby atletę,
Niż starca, Lisiewicza i słabą kobietę.
Tam mógłby godnej siebie Pan Major dojść sławy,
Potém na łonie Bacha spoczywać z wyprawy;
I Pan posłuszny uczeń swojego Mentora,
Mógłbyś z czasem z słabemi udawać Hektora.


Lubomir.

Co słyszę? Floro! jakież...


Flora.

Lepiej było zostać,
Niż zmieniać naszą ciszę na Erebu postać;
I gdy już nie pomogło ni straszyć, ni prosić,
Heroicznej miłości poświęcenia głosić.


Lubomir.

Na gniew czyż zasłużyłem?


Flora.

Kto nudzi czas długi,
Na mój gniew sprawiedliwy ma dosyć zasługi.


Lubomir.

Ja ciebie nie poznaję...


Flora.

Ach, proszę w tej dobie,
Zapomnijmy o dawnym mówienia sposobie;

Poufałości z sobą nie miejmy za wiele,
Myśląc o wzrastającym pośród nas przedziele.


Lubomir.

Niszczysz miłość ku sobie, zostawże szacunek.


Flora.

Dla wielkich w dostojeństwie najmniejszy frasunek;
O moję teraz łaskę świat będzie się starać,
Moim wzrokiem nagradzać potrafię i karać,
Szacunek szlachty panom jest winną daniną,
A ich złość i obmowa pośród wzgardy giną.


Lubomir.

Tak? nie mam co powiedzieć, ten sposób myślenia
Zadziwia mnie, oświeca, razem czucie zmienia.


Flora.

Zatém związek zerwany?...


Lubomir.

Za twą łaskę liczę;
Żegnam cię więc, żałuję, jednak szczęścia życzę.
(odchodzi)




SCENA  II.
Flora. (sama)

Straszna rozpacz nim miota, zazdrość go pożera,
Ale wszak on nie pierwszy z miłości umiera;
Darmo wszystkich nagradzać darem naszej ręki,
Których często powabne zniewalają wdzięki.

(po krótkiem milczeniu)

Wprawdzie dawnemi czasy lubiłam go nieco,
Lecz zwykle nasze gusta z godzinami lecą;
Co wczoraj było pięknem, dziś brzydkiem być może,
Mamże dla dawnéj woni, zwiędłą nosić różę?

Nareszcie co za śmieszna i razem myśl płocha,
Odmawiać rękę Księciu, że Lubomir kocha?

(po krótkiem milczeniu)

Ach, Jaśnie Oświeconą gdy wkrótce zostanę,
Jakież szczęście z mém szczęściem będzie porównane!
Ileż dla mnie radości i sławy nie będzie?

(Idzie do drzwi, powraca i co mówi, wykonywa.)

Wchodzę... wszystko się wzrusza.... wszyscy stoją w rzędzie,
Księżna Pani przychodzi! mocny szmer powstaje,
Księżna, Księżna! ten temu do ucha podaje,
Każdy zaraz się kłania, a ja? ja, nikomu.
Idę dalej... wzrok w górę... witam panią domu,
Kilka innych wachlarzem, i czém prędzej łapię
Nawiasem spostrzeżone miejsce na kanapie; (siada).
Wtedy sunąc szkło z góry, brzeg na brwiach opieram,
I powoli na koło z uwagą pozieram;
Każdy już niecierpliwy, czy mu wzgląd oznaczę,
Sześć razy mi się kłania, nim go raz zobaczę.

(wstaje)

Takato jest moc księstwa! Ja zaś z mojej strony,

(Geldhab wchodzi, czytając list)

Podług rangi każdego wymierzam ukłony.




SCENA  III.
Flora, Geldhab. (nie widząc się).

Flora.

Które także dla kobiet na stopnie podzielę.
Na przykład: (kłania się tyłem obrócona do ojca)

Geldhab.
(czytając list, tyłem odwrócony do Flory)

Ach! (kłania się)
Ach! (kłania się)


Flora (zawsze się kłania).

Albo!


Geldhab (kłania się).

To łaski za wiele.

(kończy list głośno)

„Do nóg upadam. Książe.“ (kłania się).
A, bardzo dziękuję,


Flora (nizko się kłania).

Nareszcie czasem.

(Powtórnie kłania się; obraca się ku ojcu).

Geldhab.
(składając list, obraca się z ukłonem do Flory, i mówi do siebie)

Mości Książe! wielce czuję...

(postrzegając się, czas krótki zadziwienia).

Ach Florko, czytaj, (całuje ją)
czytaj... jak ci się (daje list)
podoba?


Lokaj.

Pan Piórko.


Geldhab.

Prosić, prosić.
(do siebie) To wielka osoba.

(do Flory)

Idź do siebie, ciesz się, ciesz, wszystko już skończono,
I w dni kilka powitam Jaśnie Oświeconą.

(patrząc za nią)

Księżna, Księżna, jak ulał... córeczka kochana!

(Flora odchodzi).



SCENA  IV.
Geldhab, Piórko.

Piórko.

Do nóg pańskich upadam.


Geldhab.

Witam, witam Pana.
Hej! liberya moja! hej! (Lokaje wbiegają)
Krzeseł łajdaki!


Piórko.

Cóż za rozkaz...


Geldhab.
(daje znak lokajom, aby wyszli, potem sadza Piórka i sam siada mówiąc).

Siadajmy, interes jest taki:
Chciałbym mieć rys pokoleń mojego imienia,
Niby drzewo wyrasta z rycerza ramienia;
Z tego pięknie wyrosłe, różne mając związki,
Niechaj idą gałęzie, a z tychże gałązki;
A z pnia najprościejszego jedna w saméj górze,
Niechaj będzie ja. Wszystko na jasnym lazurze...


Piórko.

Już, już wiem, lecz papiery...


Geldhab (dając sakiewkę).

To są, reszta w głowie.


Piórko.

Rozumiem, łatwo znajdę, mam nawet w połowie.


Geldhab.

Kto historyą umie, ten wzorów dostanie.
Powiesz w notach, naprzykład... naprzykład, mój panie:
Że pierwszy Geldhab sławny dzieły wojennemi,
Wraz z Henrykiem Walezym z szwedzkiej przybył ziemi;

Potem, że... za... Jagiełłów przez czas bardzo długi,
Wielkie zawsze ojczyznie czynili usługi...
Lecz gdy... Krakus świętego zabił Stanisława,
Wraz z nim Geldhabów rzymskie wypędziły prawa.


Piórko (z ironią)

Pan umie historyą.


Geldhab (z uśmiechem.)

Ha! widziałeś z mowy.

(przypomniawszy sobie).

A jeszcze, proszę zważać, by konar środkowy,
Na którym ja wyraźnie w samym będę szczycie,
Wszystkie inne przechodził w honorów zaszczycie;
Włóż kilku wojewodów i kilku hetmanów,
Kanclerzy choć ze czterech, z parę kasztelanów,
I biskupów... ze sześciu, zresztą jak wypadnie;
Rób jak chcesz, byle było zrobione dokładnie.


Piórko.

Rozkaz pański wypełnię; lecz wcześnie powiadam,
Że temu rysunkowi ważności nie nadam;
Ten poczet senatorów nic nie znaczy wcale,
Jeśli innych dowodów...


Geldhab.

Wiem to doskonale;
Lecz z czasem, gdy zapomną, a ja natrę śmiele,
Będę mógł zostać Hrabią?


Piórko.

Trudności za wiele.


Geldhab.

Baronem?


Piórko.

Wątpię.


Geldhab.

Niczém (Piórko wzrusza ramionami).
No, to Szambelanem?


Piórko.

Nie wiem; może nareszcie, będąc wielkim panem...

(rusza sakiewką).

Geldhab (wstając).

Jakoś to... ale, ale; czy wiesz, panie Piórko,
Ze się Książe Rodosław żeni z moją córką?


Piórko.

Słyszałem.


Geldhab.

I to pewnie, kontrakt ułożony.
Powiedz to w mieście... bądź zdrów.


Piórko.

Sługa uniżony.

(odhodzi)



SCENA  V.
Geldhab (sam).

O, szczęśliwy Geldhabie! szczęśliwy człowieku!
O, najszczęśliwszy panie w dziewiętnastym wieku!

(po krótkiem milczeniu, zaciera ręce z radością)

Odemnie na dół idąc całe pokolenie,
Będzie już mitrę nosić, mieć Księstwa znaczenie.
W górę przodków mi brakło, wkrótce ich dostanę;
I jak dla równowagi na pośrodku stanę;
Śmiało się teraz Geldhab pokaże przed światem,
Gdy na dół i do góry zostanie magnatem.
O, szczęście!... córka Księżną, a mój zięć Książęciem,
Ja teściem Księcia, Książę, Księżna mém dziecięciem;

A wnuczki moje, lube wnuczki i wnuczęta,
Wszystko to będzie, wszystko Księżniczki, Książęta;
Zatém...

(biegnie do okna)

Ktoś wjechał, Książe... znam turkot karety,
Florko! Florko!... on pewnie... Florko!... te kobiety...




SCENA  VI.
Geldhab, Flora.

Flora.

Przebóg, cóż znowu...


Geldhab.

Książe.


Flora (po krótkiém milczeniu).

Zawsze się tak strwożę,
Czego tak krzyczeć... Książe czy czekać nie może?




SCENA  VII.
Geldhab, Flora, Major, Lisiewicz.

Major (jeszcze za drzwiami).

Marsz; tam do licha!


Lisiewicz.
(ciągnięty od Majora bez kapelusza, laski i trzewika; które wkrótce lokaj wnosi i oddaje).

Nieba! za cóż mnie karzecie!

(do Majora prosząc.)

Puść...


Major.
(stawiając go przed Geldhabem.)

Stój! w prawo! równaj się!


Geldhab.
(do Lisiewicza cicho).

Dopadłeś go przecie.


Major.

Tu, do oczów niech jeden drugiemu dowodzi,
Który z was obu kłamie, i który mnie zwodzi.

(po krótkiém milczeniu).

Milczycie?


Geldhab (pomieszany.)

Cóż mam mówić?


Lisiewicz.

Ze mnie dech ucieka.


Flora (do Majora.)

Dopókiż...


Major.

Już, już kończę, niech Panna zaczeka.


Flora (z niecierpliwością).

Ja nie chcę...


Major.

Wiem, wiem, zaraz odprawię też Księcia.


Flora (w gniewie.)

Ależ...


Major.

Ach, bądź spokojna, znam sztukę ujęcia.


Flora (na stronie.)

Cóż gadać z tym dragonem? Gdybym się nie bała,
Zarazbym mu, niestety! oczy wydrapała.


Major.

Nic się więc już nie dowiem?


Lisiewicz.

Ach, luby Majorze,
Proszą cię, błagam, błagam w największej pokorze,
Puść mnie ztąd, wszak pan Geldhab...


Geldhab.

Na cóż na mnie składać?


Lisiewicz.

Jednak...


Geldhab.

Zważaj...


Lisiewicz.

Lecz...


Geldhab.

Pozwól...


Obydwa (razem.)

Ach, dajże mi gadać.


Major.

Ech tam do licha, ciszej!


Flora (zatykając uszy)

Co za krzyk, o nieba!




SCENA  VIII.
Geldhab, Flora, Major, Lisiewicz, Lubomir.

Lisiewicz.

Lubomir! Ach Geldhabie, umierać potrzeba!


Lubomir (do Majora.)

Znajduję cię nareszcie, drogi przyjacielu,
Niepotrzebnieś mi służył wśród przykrości wielu.
Nadzieja mnie zawiodła, wszystko się odmienia,
Spadła z oczu zasłona i znikły marzenia.
Flora blaskiem znikomym znaczenia ujęta,
Odrzuca stałą miłość, przysiąg nie pamięta.
Chociaż me serce wzgardę nader wielce czuje,
Jednak nad jej zbłąkaniem więcej się lituję;
Bo gdzie przyszłość oparta na wielkości chwale,
Tam krótka bywa radość, a zbyt długie żale.
Lecz na cóż raz wzgardzone powtarzam uwagi?


Major.

Nasze zatém staranie...


Lubomir.

Nie ma żadnej wagi,
Gdy ulega mniej ojca, niż swej własnéj woli.


Flora.
(kłania się bardzo nizko z ironią Majorowi).

Nieinaczej.


Geldhab.
(kłania się Majorowi).

Do usług.


Lisiewicz (na stronie).

Ostygam powoli.


Major.
(po krótkiém milczeniu).

Moja Panno!


Lubomir (prosząc).

Majorze...


Flora.

Czy nowe wyzwanie?


Major.

Nie; prawdy trochę.


Lubomir (do Majora).

Proszę...


Flora.

Słucham ją, mój Panie.


Lubomir (do Majora).

Nie zacznij...


Major (do Lubomira).

Grzecznie powiem.

(po krótkiém milczeniu do Flory).

Tam do licha! proszę...


Lubomir.

Majorze!


Flora.

Pan więc nie wiesz, z tych kilku słów wnoszę,
Że chcąc żyć w świecie, nie dość prawdami szafować,
Nie dość być strasznym, trzeba płeć piękną szanować.
Słabość jest naszym działem, naszą bronią wdzięki;
Lecz to oręż nie z jednej wytrąciły ręki.
Nie chciej Pan praw tych zmienić, które niebo daje,
Nam w miłości rozstrzygać, wam błagać przystaje.
W piękném czuciu serc naszych przymus nie jest znanym.
I musi być podległym, kto chce być kochanym.
Jeśli na to Pan Major ma co odpowiedzieć,
Słucham.


Lisiewicz (na stronie.)

Śmiało na honor!


Flora (po krótkiém milczeniu).

Prawdę będęż wiedzieć?


Major.

Już szanując płeć piękną milczeć mi wypada;
Wiem oraz, że rozsądnie nikt jej nie przegada.

(kłania się)

Flora.
(urażona, obraca się od niego).

Grzecznie!


Major.
(biorąc na stronę Lubomira.)

Wolę być grzecznym i ustąpić trochę,
Zresztą nic też dziwnego, że kobiety płoche.




SCENA  IX.
Ciż sami i Książe.

Książe.

Że wszystkich tu zastaję, najmocniej się cieszę,
Tém bardziej, gdy z pomyślném oświadczeniem śpieszę;
Pomyślném

(do Lubomira.)

dla Rotmistrza

(do Flory)

i dla ciebie Pani,
Coście z dawna kochali i byli kochani;
Ja zaś, lubo mém dziełem (z udanym żalem)
srodze szarpię duszę,
Lecz honor rozkazuje, wypełnić je muszę.

(po krótkiém milczeniu)

Nie wiedziałem, jak silnie miłość wami włada,
Gdy mnie dzisiaj Majora oświeciła rada.
Zrazu myślałem, jakiej uchwycić się strony,
Wahałem się nadzieją przyjemną łudzony:
Może on ją zapomni, ona mnie pokocha;
Ale honor przemówił, umilkła chęć płocha.

(po krótkiém milczeniu)

A do tego wiadomość odbieram od brata,
Że ciotka ukochana zeszła z tego świata,
I mnie dała majątek, niestety! po sobie.
Zatém czas, który trzeba poświęcić żałobie,
Smutek, powinność, rozum, ważne zatrudnienia,
Wszystko dzisiaj dawniejsze zamiary odmienia;
Chcę więc je odwołując, prawo moje stracić,

(do Lubomira.)

I chociaż w małej części tobie się wypłacić.
Tyś mi poświęcił miłość, w niej szczęścia zasady,
Ja ci tylko poświęcam przyjemne układy.

Bądź kochanym, szcześliwym, to ci szczerze życzę
I pozwól niech cię w rzędzie przyjaciół policzę.

(do Majora wstrząsając mu rękę.)

Majorze, z nami zgoda.

(do Flory)

Ty, serca powabie,
Floro! żegnam cię, żegnam!

(kłaniając się)

Bywaj zdrów Geldhabie!

(odhodzi.)

Major.
(przytrzymując Lisiewicza)

Dokąd, dokąd Mospanie? prosim na wesele.


Lisiewicz.

Ach do nóżek upadam, honoru za wiele.


(odchodzi)



SCENA  X.
Geldhab, Flora, Major, Lubomir.

(długie milczenie)

Major (do Geldhaba.)

Jakże, Książę... hm... kocha, wielce cię poważa,
Nie chce zwiększyć majątku, lecz zaszczyt pomnaża!

(śmieje się)

Być teściem Księcia, Księcia! ach, jak to przyjemnie;
Lecz nie chce się naśmiewać, boś słabszy odemnie.


Geldhab.
(do Flory po krótkiém milczeniu.)

Cóż Florko! hę?


(wskazując głową).

Lubomir?...

(Flora daje znak głową potwierdzając).
Major.
(spoglądając na Florę i Lubomira)

Z wszystkiego wiec wnoszę...


Geldhab.

Co się dotąd zdarzyło, zapomnijmy, proszę,
Lepiej szukajmy szczęścia w dawném przedsięwzięciu;
Lubomirze, pozwalam, bierz Florkę po Księciu.


Major.

Szczęść Boże, tam do licha!


Lubomir.

Nie, w jej duszy zmianie,
Uczynić ją szczęśliwą nie byłbym już w stanie.

(do Flory)

Kochałem cię zbyt stale, bo cię inną znałem,
Dziś twój sposób myślenia jest naszym przedziałem.
Szczęścia twojego pragnę, dar twej ręki cenię,
Lecz biorąc go, rozsądnych zamiarów nie zmienię.

(kłania się z wielkiém uszanowaniem i odchodzi)

Major.
(wysłuchawszy z wielką uwagą.)

Dobrze! Taka to dumy zwykła jest zapłata,
Nadzieje zawsze próżne i wzgarda u świata.

(do Geldhaba.)

Nadtoś myślał o księstwie, gdy Książę o groszu,
Tak osiadłeś na lodzie, a Panna na koszu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Fredro.