Miarka za miarkę (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt piąty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Miarka za miarkę
Rozdział Akt piąty
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom XI
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Tytuł orygin. Measure for Measure
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
AKT PIĄTY.
SCENA I.
Publiczny plac przy bramie miasta.
(Maryana zakwefiona, Izabella i Mnich Piotr w odległości; wchodzą z przeciwnych stron: Książę, Warryusz, Panowie; Angelo, Eskalus, Lucyo, Stróż, Oficerowie i Mieszczanie).

Książę  (do Angela). Zacny mój bracie, szczęśliwe spotkanie!
(Do Eskalusa). Rad cię znów widzę, stary przyjacielu!
Angelo i  Eskalus. Szczęśliwy powrót waszej dostojności!
Książę.  Z całego serca obu wam dziękuję.
Zewsząd jednakie odbieram świadectwa,
Że wielka była wasza sprawiedliwość.
Dziś wam publiczne składam za to dzięki,
Przyszłej nagrody ubogi zadatek.
Angelo.  Dług tylko moich powiększasz dziękczynień.
Książę.  O, głośno twoja przemawia zasługa;
Byłoby krzywdą, gdybym się ją ważył
Jak tajemnicę zamknąć w głębi serca;
Jej się należy obrona spiżowa
Od zębów czasu, pyłu zapomnienia.
Daj mi twą rękę; niechaj lud mój widzi,
W zewnętrznych znakach, duszy mojej myśli.
A ty, Eskalus, stań po drugiej stronie,
Niech mnie podeprą dwa moje filary.

(Piotr i Izabella posuwają się naprzód).

Mnich Piotr.  Teraz czas, klęknij i przemów doń głośno.
Izabella.  Sprawiedliwości, książę mój i panie!
Łaskawe oko rzuć na pokrzywdzoną,

Czemu nie mogę powiedzieć, dziewicę!
O, dobry książę, nie sromoć twych oczu,
Na inny przedmiot zwracając je wprzódy,
Zanim wysłuchasz głosu wołającej
O sprawiedliwość, świętą sprawiedliwość,
Tak, sprawiedliwość!
Książę.  Krzywdy twe opowiedz:
W czem, kto cię skrzywdził? Mów śmiało, Angelo
Tu sprawiedliwość wymierzy ci całą.
Krótko więc twoją opowiedz mu skargę.
Izabella.  Książę i panie, słowa mi twe każą
Mego zbawienia szukać u szatana.
Sam mnie wysłuchaj, bo co mam powiedzieć,
Karę mi ściągnie, gdy nie znajdzie wiary,
Lub cię przymusi krzywdę mą naprawić.
Więc tu, natychmiast, wysłuchaj mnie, książę!
Angelo.  Rozum jej, panie, pomieszał się trochę.
Znam ją, bo była kiedyś u mnie z prośbą
O życie brata, które musiał stracić
Pod mieczem prawa.
Izabella.  O, pod mieczem prawa!
Angelo.  I dziwne rzeczy gotowa jest prawić.
Izabella.  O, bardzo dziwne! Dziwne, lecz prawdziwe!
Że ten Angelo jest krzywoprzysięzcą,
Czy to nie dziwna? Czy to nie rzecz dziwna,
Że jest mordercą, że jest obłudnikiem,
I cudzołożnym złodziejem? że dziewic
Jest gwałcicielem, czy to rzecz nie dziwna?
Czy to nie dziwna?
Książę.  O, sto razy dziwna!
Izabella.  Jeśli jest pewna, że to jest Angelo,
To jest pewniejszą dziwna moja powieść,
Stokroć pewniejszą, bo prawda jest prawdą
Do końca czasów.
Książę.  Weźcie tę biedaczkę.
Wyraźnie plecie w obłąkaniu zmysłów.
Izabella.  Książę, zaklinam cię na twoją wiarę
W świat inny, lepszy nad ten świat boleści,

Nie gardź mą prośbą w błędnem przekonaniu,
Że mi szaleństwo zmysły pomąciło;
Nie rób, w pospiechu niemożebną rzeczy,
Która jest tylko nieprawdopodobną.
Być bowiem może, że łotr najgrzeczniejszy,
Jakiego ziemia jeszcze nie nosiła,
Może mieć minę świętą jak Angelo;
Jak to być może równie, że Angelo,
Mimo tytułów, form i swych godności,
Może być arcyłotrem. Wierzaj, książę,
Jeżeli mniej jest od tego, jest niczem,
Ale jest więcej, tylko że słów więcej
Nie mogę znaleźć na jego nikczemność.
Książę.  Jeśli ta dziewka szalona, jak sądzę,
Na honor, sens jest dziwny w jej szaleństwie,
Tak myśl się jedna z drugą myślą wiąże,
Jak nigdym jeszcze w szaleństwie nie słyszał.
Izabella.  O, książę, błagam, sąd twój porzuć błędny,
Mimo sprzeczności nie wątp’ o rozumie;
Lecz niech twój własny rozum dopomoże
Odsłonić prawdę tam, gdzie kryć się zdaje,
A z kłamstwa prawdy obedrze pozory.
Książę.  Nieraz mniej bywa sensu w słowach ludzi,
Których nikt nigdy za szaleńców nie brał.
Co chcesz powiedzieć?
Izabella.  Jestem siostrą Klaudya,
Którego na śmierć Angelo ten skazał
Za grzech porubstwa. Do mego klasztoru
Brat nieszczęśliwy przysłał mi w poselstwie
Pewnego Lucya.
Lucyo.  To jest mnie, mój książę.
Poszedłem do niej na żądanie Klaudya
Z prośbą, ażeby próbowała szczęścia
I u Angela błagała o życie
Biednego brata.
Izabella.  To on był.
Książę.  O słowo
Nikt cię nie prosił.

Lucyo.  Prawda, mości książę,
Jak i milczenia nikt mi nie nakazał.
Książę.  To ja ci teraz zalecam milczenie;
Zapisz to sobie, a kiedy, z kolei,
O twoich sprawach mówić nam wypadnie,
Proś Boga, żebyś czysty miał rachunek.
Lucyo.  Za wszystko ręczę.
Książę.  Ręcz lepiej za siebie;
Powtarzam jeszcze, miej się na baczności.
Izabella.  On część mej sprawy powiedział.
Lucyo.  A dobrze.
Książę.  Może i dobrze, lecz teraz źle robisz,
Mówiąc przed czasem. Opowiadaj dalej.
Izabella.  Kiedym więc przyszła do tego nędznika —
Książę.  Wyraz zda mi się trochę za szalony.
Izabella.  Nie, książę, wyraz tylko sprawiedliwy.
Książę.  Byłeś go mogła dowieść; lecz mów dalej.
Izabella.  Skracam rzecz, książę. Nie chcę opowiadać,
Jakie na klęczkach prośby doń zaniosłam,
Jak mnie odepchnął, co odpowiedziałam,
(Bo długi, długi czas trwała rozmowa),
Lecz przystępuję do szpetnego końca,
Choć w każdem słowie boleść jest i hańba.
Za głowę brata, w zwierzęcej rozpuście,
Zapragnął ciała mojego czystości.
Miłość braterska, po długiem wahaniu,
Tryumfowała nad moim honorem.
Uległam, książę, lecz nazajutrz rano,
Kiedy chuć swoją występną nasycił,
Ponowił rozkaz śmierci mego brata.
Książę.  Jak cała powieść ta prawdopodobna!
Izabella.  O, gdyby była tak prawdopodobna,
Jak jest prawdziwa!
Książę.  Szalona dziewczyno,
Przez Boga! sama nie wiesz, co mi pleciesz,
Albo cię jakaś piekielna intryga
Na jego honor nastawać skłoniła.
Jego uczciwość jest dotąd bez plamy:

A potem, jest to przeciw rozumowi,
Aby tak srogo karać miał występek,
Którego sam się przed chwilą dopuścił.
Gdyby był grzeszny, zamiast śmiercią karać,
Brataby twego własną ważył wagą.
Ani też wątpię, że cię ktoś podżegnął.
Wyznaj mi prawdę, mów, za czyją radą
Przychodzisz do mnie z tą fałszywą skargą?
Izabella.  I na tem koniec? Więc ty, wielki Boże,
Natchnij mnie teraz świętą cierpliwością,
A spraw, by zbrodnia pozorami skryta
Wyjść mogła na jaw, kiedy czas dojrzeje!
Odchodzę. Niech ci Bóg przebaczy, panie,
Że moja krzywda bez pomsty zostanie.
Książe.  O, bardzo wierzę, żebyś odejść chciała.
Sierżancie, dziewkę mi tę aresztować.
Mamże pozwolić, by oddech zatruty
Na sług mych wiernych potwarz czarną miotał?
To jest wyraźny praktyk tajnych skutek.
Kto wiedział o twem tu przyjściu i skargach?
Izabella.  Braciszek Ludwik. Czemuż go tu niema!
Książę.  Pewno spowiednik. Czy komu tu znany?
Lucyo.  Ja go znam, książę. To mnich wszędowścibski;
Nigdy ten bratek po mej nie był myśli,
Gdyby nie habit, za pewne wyrazy,
Przeciw księżęcej mości powiedziane,
Byłby ode mnie dobre dostał cięgi.
Książę.  Przeciw mnie słowa? A to mi braciszek!
On to podmówił biedną tę — dziewczynę,
By oszkalować mego namiestnika.
Wyszukać mnicha!
Lucyo.  Przeszłej właśnie nocy
I ją i mnicha widziałem w więzieniu.
Mnich to ladaco, wielki świszczypałka.
Mnich Piotr.  Bóg z tobą, książę! Słyszałem wyrazy,
Któremi uszy twe oszukać chciano.
Najprzód ta dziewka twego namiestnika
Niesprawiedliwie oskarżać przychodzi,

Bo on tak wolny od grzesznej z nią sprawy,
Jak dziecię jeszcze w łonie matki śpiące.
Książę.  Ani wątpiłem. Czy znasz tego mnicha,
Ojca Ludwika, o którym mówiła?
Mnich Piotr.  Znam, panie. Mąż to pobożny i święty,
Nie świszczypałka ani wszędowścibski,
Jak to jegomość ten chce utrzymywać.
Zaręczam, nigdy nierozważnem słowem
Waszej książęcej nie obraził mości.
Lucyo.  Wierzaj mi, panie, obraził i ciężko.
Mnich Piotr.  W swym czasie sam się uniewinnić przyjdzie,
Dziś na gorączkę w celi swej boleje.
Na jego prośbę (dowiedział się bowiem,
Że na Angela ma tę skargę zanieść)
Przybyłem tutaj, by w jego imieniu
Powtórzyć słowa, których on rzetelność
Stwierdzić przysięgą i świadkami gotów
Na twoje pierwsze, książę mój, wezwanie.
A najprzód, żeby od publicznej skargi
Usprawiedliwić niewinnego pana,
Postawię świadka, który, oko w oko,
Fałsz jej zarzuci, do wyznania zmusi.
Książę.  Dobry braciszku, powtórz jego słowa.

(Straż wyprowadza Izabellę; zbliża się Maryana zakwefiona).

Angelo, czy się nie uśmiechniesz na to?
O Boże, co za szaleństwo nędzników!
Przynieście krzesła. Siądź przy mnie, Angelo,
W sprawie tej muszę stronnym się pokazać;
Sam będziesz sędzią skargi przeciw sobie.
Czy to jest świadek? Niech się wprzód odsłoni,
A świadczy potem.
Maryana.  Przebacz mi, mój książę,
Tylko na męża mojego rozkazy
Twarz mą odsłonię.
Książę.  Czy jesteś mężatką?
Maryana.  Nie.
Książę.  A więc panną?
Maryana.  Nie, nie jestem panną.

Książę.  Więc jesteś wdową?
Maryana.  Nie wdową, mój książę.
Książę.  Co? ni mężatką, ni panną, ni wdową?

Lucyo.  To może jest szurgotką, mości książę; niejedna z takich ichmościanek nie jest ani panną, ani wdową, ani mężatką.

Książę.  Zamknijcie gębę temu paplaczowi;
Jakżebym pragnął, by miał jaką sprawę,
Aby w swej właśnie sprawie perorował!
Lucyo.  Bardzo dobrze, mości książę.
Maryana.  Wyznaję, nigdy nie byłam zamężną,
Wyznaję także, że nie jestem panną:
Poznałam męża, chociaż mąż mój nie wie,
Że i on także poznał mnie za żonę.

Lucyo.  To chyba był pijany, mości książę, trudno inaczej tajemnicę tę wytłómaczyć.
Książę.  Pragnąłbym dla miłości milczenia, żebyś i ty był pijany.

Lucyo.  Bardzo dobrze, mości książę.
Książę.  Lecz to w Angela sprawie nie jest świadek.
Maryana.  Przebacz mi, książę. Ta młoda kobieta,
Która go skarżyć przyszła o porubstwo,
Oskarża razem i mojego męża,
A czas oznacza, w którym, jak dowiodę,
Sama go w mojem trzymałam objęciu
I miałam jego miłości dowody.
Angelo.  Czyż jeszcze kogo oprócz mnie oskarża?
Maryana.  Nie sądzę.
Książę.  Jednak mówisz o twym mężu.
Maryana.  O mężu, lecz tym mężem jest Angelo;
On myśli, że on nigdy mnie nie poznał,
Pewny, że tylko poznał Izabellę.
Angelo.  A, to już nadto! Pokaż mi oblicze.
Maryana.  Na rozkaz męża zdejmuję zasłonę (odsłania się).
Czy twarz poznajesz, okrutny Angelo,
Która, jak kiedyś nieraz przysięgałeś,
Czułych twych spojrzeń nie była niegodną?
To ręka, którą w twej trzymałeś ręce,

Wiarę ślubując, i patrz, to jest ciało,
Co Izabelli podjęło się roli
I w twej altanie za nią wystąpiło.
Książę.  Znasz tę kobietę?
Lucyo.  Cieleśnie, jak mówi.
Książę.  Ni słowa więcej!
Lucyo.  Dość na tem, mój książę.
Angelo.  Wyznaję, książę, że znam tę kobietę.
Pięć lat już temu, była między nami
O związku mowa, lecz się rzecz zerwała,
Częścią, że wiano nie było spłacone
Wedle układów, lecz głównie dlatego,
Że cień podejrzeń upadł na jej cnotę.
Lecz odtąd, książę, przez pięciu lat przeciąg,
Na honor, słowa z nią nie przemówiłem,
Anim jej widział, ni o niej słyszałem.
Maryana.  Jak prawda, że nam z nieba światło spada,
Że dźwięk i słowa rodzi oddech piersi,
Że prawda cnotą, że rozum jest w prawdzie,
Tak to jest prawda, miłościwy książę,
Że jestem żoną jego zaręczoną,
Jeśli przysięgi znakiem są zrękowin,
Że mnie w ogrodzie swoim, w przeszły wtorek,
Jak żonę poznał; jeżeli to kłamstwo,
Z ziemi, na której klęczę, niech nie wstanę,
Niech do niej wiecznie zostanę przykutą,
Jak martwy kamień!
Angelo.  Śmiać się mogłem dotąd,
Lecz się przebrała cierpliwości miarka.
Teraz, mój książę, domagam się sądu,
Bo jasno widzę, że te puste dziewki
Są podszczuwaczy mędrszych, potężniejszych
Prostem narzędziem; pozwól mi więc, panie,
Bym się zapuścił aż na dno tych praktyk.
Książę.  Z całego serca pozwalam, a karę
Wedle twej woli naznaczę występnym.
Szalony mnichu, przewrotna kobieto,
W zmowie z tą, którą zamknąć już kazałem,

Czy, wam się zdaje, że wasze przysięgi
Choćby na wszystkich świętych po kolei,
Potrafią kredyt człowieka osłabić,
Którego cnota prób już tyle przeszła?
I ty, Eskalu siądź przy jego boku,
A twoją radą pomóż mu uprzejmie
Całej intrygi odkryć szpetne źródło.
Zaraz drugiego wyszukać mi mnicha,
Który ją podszczuł.
Mnich Piotr.  Bodaj tu był teraz!
On tym kobietom skargę zanieść radził.
Stróż ten o miejscu jego wie pobytu,
On go wynajdzie.
Książę.  Przyprowadź go zaraz.

(Wychodzi Stróż).

Ty mój szlachetny, ty zacny mój bracie,
Któremu tyle zależy na prawdzie,
Pomścij twą krzywdę, jak sam chcesz, surowo.
Teraz na krótką opuszczam was chwilę;
Lecz wy zostańcie, póki potwarz cała
Nie wyjdzie na jaw, nie ulegnie karze.
Eskalus.  Całą tę sprawę pilnie roztrząśniemy.

(Wychodzi Książę).

Czy nie mówiłeś, signor Lucyo, że wedle tego, co wiesz o mnichu Ludwiku, jest to człowiek bez czci i wiary?
Lucyo.  Cucullus non facit monachum; nic na nim uczciwego prócz habitu; mówił przytem o księciu w najnieprzyzwoitszych wyrazach.
Eskalus.  Prosimy więc, zostań tu do jego przybycia i twoją skargę powtórz mu oko w oko, bo się pokaże, jak mi się zdaje, że mnich ten dobrze znanym jest ptaszkiem.
Lucyo.  Drugiego takiego w całym Wiedniu nie znajdziesz, daję słowo.
Eskalus  (do sługi). Przyprowadź tu raz jeszcze Izabellę, chciałbym się z nią rozmówić. (Wychodzi Sługa. — Do Angela). Pozwól mi, panie, żebym jej zrobił parę pytań; zobaczysz, jak ją przyprę do ściany.
Lucyo.  Nie lepiej jednak od niego, wedle jej zeznania.
Eskalus.  Co mówisz?
Lucyo.  Zdaje mi się, panie, że gdybyś ją przyparł sam na sam, wyspowiadałaby się prędzej, bo być może, że wstyd jej będzie.

(Wchodzą: Izabella pod strażą, Książę w habicie mnicha i Stróż więzienia).

Eskalus.  Wezmę się z nią do rzeczy omackiem.
Lucyo.  To najlepszy sposób; najłatwiej kobietę przeniknąć o północy.
Eskalus  (do Izabelli). Zbliż się tu, mościa panno. Oto kobieta, która przeczy wszystkiemu, coś powiedziała.
Lucyo.  Panie, panie, widzę, zbliża się wisus, o którym mówiłem; tu, tu przychodzi ze stróżem więzienia.
Eskalus.  W samą porę; nie odzywaj się do niego, póki cię nie zawezwę.
Lucyo.  Cyt!
Eskalus.  Zbliż się tu, panie. Czy to ty podmówiłeś te kobiety do rzucenia potwarzy na Angela? Wyznały, że to była twoja rada.
Książę.  To fałsz.

Eskalus.  Jakto? Czy wiesz ty, przed kim stoisz?
Książę.  Poszanowanie waszej dostojności!
Niech szanowany dyabeł nawet będzie,
Gdy na ognistym swoim siedzi tronie.
Gdzie książę? Przed nim chcę się wytłómaczyć.
Eskalus.  W nas widzisz księcia, tłómacz się przed nami.
A pomnij, żebyś mówił do nas szczerze.
Książę.  Przynajmniej śmiało. — Biedne niewiniątka,
Toż w lisiej jamie szukacie jagnięcia?
A więc żegnajcie krzywd waszych naprawę;
Znikł książę? znikła i wasza wygrana.
Źle, że sam książę słuchać was nie raczył,
Powierzył wyrok łotra tego ustom,
Przeciw któremu skargę zanosicie.
Lucyo.  To jest wisielec, o którym mówiłem.

Eskalus.  Jakto, bezbożny i bezwstydny mnichu,
Nie dość, żeś podszczuł biedne te niewiasty,
By dostojnego oskarżyły męża,
Jeszcze ci trzeba bezecnym językiem
Łotrem go w jego obecności nazwać,
Zuchwałą myślą wyżej jeszcze sięgnąć,
Oskarżać księcia o niesprawiedliwość?
Precz z nim! Natychmiast wziąć go na tortury;
Staw ci po stawie będziemy wywijać,
Aż na jaw cała wyjdzie tajemnica.
Źle zrobił książę?
Książę.  Nie bądź tak gorący,
Wiedz, że się książę nie więcej odważy
Jeden mój palec ze stawu wywichnąć,
Niż na tortury własną wziąć osobę.
Nie tum się rodził, nie jegom poddany:
W sprawach kościoła przybyłem do Wiednia;
Widziałem zbrodnie, jakby w kotle wrzące,
Aż wykipiały; prawo na grzech każdy,
Ale grzech każdy tak protegowany,
Że wszystkie wasze ustawy i kary
Są pośmiewiskiem, jak w balwierza sklepie
Porozwieszane przykazy i strofy.
Eskalus.  Precz do więzienia z tym rządu potwarcą!
Angelo.  Jakie masz przeciw niemu skargi, Lucyo?
Czy to jest człowiek, o którym mówiłeś?

Lucyo.  To on, dostojny panie. Zbliż się tu, uczciwcze, postrzyżona pałko, czy znasz mnie?
Książę.  Poznaję cię po głosie; Spotkałem cię w więzieniu podczas nieobecności księcia.
Lucyo.  A, spotkałeś mnie w więzieniu? A czy przypominasz sobie, co mi tam mówiłeś o księciu?
Książę.  Bardzo dobrze.
Lucyo.  A, przypominasz sobie bardzo dobrze; więc książę jest zawsze birbant, postrzeleniec i tchórz, jak mi mówiłeś podówczas.
Książę.  Musimy wprzódy zamienić role, mój panie, nim to będzie moje zdanie o księciu, bo to ty tak go nazywałeś, i jeszcze coś więcej, coś gorzej.
Lucyo.  A, łotrze przeklęty! Czy ci nie dałem szczutka za twoje słowa?
Książę.  Przysięgam, że kocham księcia jak samego siebie.
Angelo.  Patrzcie, jak ten hultaj chciałby się teraz wycofać z tarapaty, w którą wpadł przez swoje zbrodnicze mowy.
Eskalus.  Z tego rodzaju ludźmi niema co się rozprawiać; precz z nim do więzienia! Gdzie stróż? Precz z nim do więzienia! a zarygluj mi go, jak należy. Zamknij mu gębę. Zabierz także dwa te szurgoty i trzeciego ich powiernika. (Stróż kładzie rękę na Księcia).
Książę.  Zaczekaj, zaczekaj chwilę, przyjacielu!
Angelo.  Co? stawia opór? Dopomóż mu, Lucyo.
Lucyo.  W drogę, paniczu! w drogę, paniczu! w drogę paniczu! Co? paniczu, co, postrzyżona pałko, hajdamaku i łgarzu, co, musisz być zakapturowany? koniecznie? koniecznie? Pokaż nam twoje hultajskie oblicze, twoją wilczą mordkę, a potem dyndaj godzinę na szubienicy! Czy go nie odsuniesz?

(Zrywa mnichowi kaptur i odsłania księcia).

Książę.  Tyś pierwszym łotrem, który zrobił księcia.
(Do stróża) Za trzech tych więźniów ja daję rękojmię.
(Do Lucya) Paniczu, milczkiem nie wynoś się, proszę,
Bo mnich ma jeszcze z tobą coś pomówić.
Pod straż go weźcie!
Lucyo.  To coś stryczkiem pachnie.
Książę  (do Eskala). Usiądź. Przebaczam wszystko, co mówiłeś.
(Do Angela) Pozwolisz teraz, że twe miejsce zajmę.
Czy znajdziesz słowo, myśl, lub jaki wykręt,
Któryby teraz mógł przyjść ci na pomoc?
Jeśli masz, śpiesz się, bo będzie za późno,
Skoro ja całą moją powieść skończę.
Angelo.  Jabym od mojej winniejszy był winy,
Gdybym śmiał jeszcze spodziewać się, książę,
Że tajemnicą zbrodnia ma zostanie,
Gdy oko twoje, jak Boża źrenica,

Wszystkie praktyki moje przeniknęło.
Nie chciej przeciągać sądu na mą hańbę;
Wyznanie moje niech wszystko zakończy;
A bezpośredni wyrok i śmierć moja —
Oto jedyna łaska, której żądam.
Książę.  Odpowiedz wprzódy — zbliż się Maryano —
Czy z tą kobietą byłeś zaręczony?
Angelo.  Byłem, mój książę.
Książę.  A więc ją natychmiast,
Bez żadnej zwłoki pojmij za swą żonę.
Połącz ich, mnichu, a po ceremonii
Powróć tu z nimi. Dopilnuj ich, stróżu.

(Wychodzą: Angelo, Maryana, Mnich Piotr i Stroi więzienia).

Eskalus.  Bardziej mnie jego zadziwia niesława,
Niżeli dziwny odkrycia jej sposób.
Książę.  Przybliż się teraz, piękna Izabello,
Twój mnich przed chwilą księciem twym jest teraz
Ale jak wprzódy twym byłem obrońcą,
Tak dziś z odzieżą nie zmieniłem serca,
I zawsze jestem sprawie twojej wierny.
Izabella.  Przebacz mi, panie, że twoja poddanka
Śmiałam twą godność ukrytą kłopotać.
Książę.  Wszystko przebaczam, i ty, drogie dziewczę,
Z twojej mi strony równą pokaż względność.
Wiem, że śmierć brata ciąży ci na sercu,
Może się dziwisz, dlaczego się kryłem,
Czemu, chcąc życie jego uratować,
Wolałem skryty na śmierć jego patrzeć,
Niż jawnie z moją wystąpić potęgą.
Szlachetne dziewczę, wszystkie moje plany
Zmąciła zbytnia śmierci jego nagłość,
Której leniwszą przypuszczałem stopę.
Pokój mu teraz! Bo lepsze to życie,
W którem już śmierci lękać się nie trzeba,
Niż życie pełne utrapień i trwogi.
Niech cię pocieszy myśl ta, Izabello,
Że brat twój teraz szczęśliwy.
Izabella.  Daj Boże!

(Wchodzą: Maryana, Angelo, Mnich Piotr i Stróż więzienia).

Książę.  Teraz przez miłość Maryany, przebacz
Nowożeńcowi, który się przybliża,
Który w rozpustnej myśli śmiał pokrzywdzić
Twój czysty honor tak dobrze broniony.
Lecz jak on na śmierć twego skazał brata,
Dwa razy zbrodniarz, bo zgwałcił dwa razy
I świętą czystość i świętą przysięgę,
Że uratuje Klaudya twego życie,
Tak przeciw niemu woła teraz prawo
Przez jego usta: Angelo za Klaudya!
Pośpiech za pośpiech i za karę kara,
Głowa za głowę i za miarę miara.
Tak jest, Angelo, twoja zbrodnia jawna;
Choćbyś śmiał przeczyć, na nic się to nie zda.
Na pniu tym samym głowę twą położysz,
Na którym Klaudyo, a z równym pośpiechem.
Precz z nim!
Maryana.  O, książę, łaskawy mój książę,
Chceszli więc zmienić ślub mój na szyderstwo?
Książę.  Jego, nie moją sprawą to szyderstwo.
Ślub mi się zdawał konieczną potrzebą,
Aby twój czysty honor uratować,
Bo zarzut, że cię niezamężną poznał,
Mógłby w przyszłości zatruć twoje szczęscie.
Majątek jego, chociaż spada na mnie
Przez konfiskatę, daję ci na wiano,
Żebyś lepszego kupić mogła męża.
Maryana.  Nie, książę, nie chcę, nie pragnę lepszego.
Książę.  Nie błagaj darmo, wyrok mój niezmienny.
Maryana  (klęka). Łaskawy panie —
Książę.  Czas tracisz na próżno.
Precz z nim i na śmierć! (Do Lucya) Teraz twoja kolej.
Maryana.  O, książę! Wstaw się za mną, Izabello!
Pożycz mi kolan teraz, a na wieki
Siebie, me wszystko służbie twej poświęcę!
Książę.  Czemu szalonem dręczysz ją błaganiem?
Gdyby uklękła przez litość dla ciebie,

Duchby jej brata z kamiennego łoża
Powstał i gniewny od stóp ją mych porwał.
Maryana.  Klęknij, o klęknij przy mnie, Izabello!
Milcząc, dłoń podnieś, a ja mówić będę.
Mówią, że nawet najcnotliwsi ludzie
Z wad są zlepieni i dla wad swych właśnie
Zdają się lepsi; i z mym tak jest mężem.
O, czy mi twoich nie pożyczysz kolan?
Książę.  On Klaudya głowę, swoją płaci głową.
Izabella  (klęka). Racz, panie, sądzić tego winowajcę,
Jakgdyby jeszcze brat mój był przy życiu;
Ja wierzę prawie w czynów jego szczerość
Do chwili, w której oko na mnie rzucił;
A jeśli tak jest, daruj mu, o panie!
Sąd sprawiedliwy na mego padł brata,
Bo czyn popełnił, który życiem spłacił;
Lecz złej Angelo nie dokonał myśli;
Racz w zapomnieniu pogrzebać zamiary,
Które przepadły, nim dobiegły mety:
Myśl ludzka ludzkim nie ulega sądom,
A zamiar jego był myślą.
Maryana.  Nic więcej.
Książę.  Próżne twe prośby; wstań, powtarzam jeszcze.
Nowy występek na myśl mi przychodzi:
Powiedz mi, stróżu, co było powodem,
Że głowa Klaudya o niezwykłym czasie
Pod mieczem spadła?
Stróż.  Odebrałem rozkaz.
Książę.  Czyli piśmienne masz na to dowody?
Stróż.  Nie, książę, rozkaz ustnie odebrałem.
Książę.  Więc za to służbę twoją dzisiaj tracisz;
Oddaj mi klucze.
Stróż.  Przebacz mi, mój panie!
I mnie się rozkaz nieprawny wydawał,
Wątpiłem jednak; w mojej niepewności
Żal mnie ogarnął, a jak dowód żalu
Żyje w więzieniu człowiek, który także
Umrzeć miał wskutek ustnego rozkazu.

Książę.  Jego nazwisko?
Stróż.  Zowie się Barnardyn.
Książę.  Czemuś podobnie z Klaudyem nie postąpił.
Przywiedź go tutaj, niechaj go zobaczę.

(Wychodzi Stróż)

Eskalus.  Jakże mi smutno, że człowiek tak mądry
I tak uczony jak ty, o Angelo,
Tak mógł pobłądzić w swej krwi gorącości,
Potem tak mało miarkować się w sądzie!
Angelo.  Mnie równie smutno, żem ten sprawił smutek,
A w sercu mojem tkwi żal tak głęboki,
Że nie o łaskę, ale o śmierć błagam,
Bo tysiąc razy na śmierć zasłużyłem.

(Wchodzą: Stroi więzienia, Barnardyn, Klaudyo z zasłoniętą twarzą i Julia).

Książę.  Gdzie jest Barnardyn?
Stróż.  To on jest, mój książę.
Książę.  O tym człowieku mówił mi braciszek.
Harda, jak słyszę, w ciele twojem dusza,
Niczego za tym światem się nie lęka;
I wedle twojej żyłeś dotąd wiary.
Wyrok twój zapadł, ale ci przebaczam
Ziemskie twe grzechy, i tylko wymagam,
Żebyś korzystał z mego miłosierdzia
I lepsze sobie przygotował czasy.
Ty, mnichu, przyjdź mu radą twą na pomoc;
Tobie go zwierzam. — A to co za człowiek
Zakapturzony?
Stróż.  To inny jest więzień,
Któżegom także w dniu tym uratował,
W którym miał umrzeć Klaudyo, a do Klaudya
Tak jest podobny jak do kropli kropla.

(Odsłania Klaudya).

Książę  (do lzab.). Jeśli do brata twojego podobny,
Przez pamięć brata i jemu przebaczam.
Daj mi twą rękę, powiedz, żeś jest moją,
Jak on mym bratem. Ale później o tem.
Angelo czuje, że jest ocalony,

Płomyk radości w oczach jego widzę.
Zły czyn, Angelo, na dobre ci wyszedł;
Kochaj twą żonę, bo lepsza od ciebie.
Serce mi w piersiach radzi miłosierdzie,
Jednemu tylko nie mogę przebaczyć.
(Do Lucya) Ty, ty, mopanku, coś tak dobrze wiedział,
Że jestem tchórzem, osłem i szaleńcem,
Że jestem cały z rozpusty zlepionym,
Czemże na tyle pochwał zasłużyłem?

Lucyo.  Na uczciwość, mój książę, wszystko na żart tylko mówiłem. Jeśli chcesz powiesić mnie za to, nic łatwiejszego, ale co do mnie, jeśli to być może, wolałbym zamienić szubienicę na chłostę.

Książę.  Nie, najprzód chłosta, potem szubienica.
Poprzednio, stróżu, ogłoś po ulicach,
Że jeśli jaką łotr ten skrzywdził dziewkę,
(A sam niedawno wyznał pod przysięgą,
Że jego sprawą jedna była matką)
Niech się tu stawi, a my zaręczamy,
Że ją natychmiast wziąć musi za żonę,
Następnie chłosta, wkońcu szubienica.

Lucyo.  Błagam cię, książę, nie żeń mnie z wytłukiem. Wszak sam powiedziałeś przed chwilą, że cię zrobiłem księciem; dobry panie, nie chciej w nagrodę robić mnie rogalem.

Książę.  Na honor, musisz pojąć ją za żonę.
Na ten raz twoim przebaczam potwarzom,
I resztę kary odpuszczam łaskawie.
Zamknij go teraz i zrób, co kazałem.

Lucyo.  Zmuszać człowieka do pojęcia za żonę wytłuka, jest to skazać go na śmierć, chłostę i postronek.

Książę.  Potwarz na księcia zasługuje na to. —
Pamiętaj, Klaudyo, że musisz naprawić
Krzywdę niewinnej dziewce wyrządzoną. —
Niech ci Bóg szczęści, dobra Maryano!
Bądź wdzięczny, kochaj żonę twą, Angelo,
Jak jej spowiednik znam wszystkie jej cnoty. —
Za twoją dobroć, dzięki ci, Eskalus,

W przyszłości lepsza czeka cię nagroda. —
I tobie, stróżu, dzięki za gorliwość!
Godniejsze ciebie znajdziemy ci miejsce.
Przebacz, Angelo, że zwiódł cię i posłał
Za Klaudya głowę, głowę Ragozyna;
Błąd się ten zresztą sam usprawiedliwia. —
A teraz tobie, droga Izabello,
Mam zrobić wniosek dla ciebie korzystny:
Jeśli przychylne znajdę posłuchanie,
Twoje i moje naszem pozostanie.
Do zamku teraz, by wam opowiedzieć,
Co jeszcze ciemne, co wam trzeba wiedzieć.

(Wychodzą).






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.