Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   336   —

Nie gardź mą prośbą w błędnem przekonaniu,
Że mi szaleństwo zmysły pomąciło;
Nie rób, w pospiechu niemożebną rzeczy,
Która jest tylko nieprawdopodobną.
Być bowiem może, że łotr najgrzeczniejszy,
Jakiego ziemia jeszcze nie nosiła,
Może mieć minę świętą jak Angelo;
Jak to być może równie, że Angelo,
Mimo tytułów, form i swych godności,
Może być arcyłotrem. Wierzaj, książę,
Jeżeli mniej jest od tego, jest niczem,
Ale jest więcej, tylko że słów więcej
Nie mogę znaleźć na jego nikczemność.
Książę.  Jeśli ta dziewka szalona, jak sądzę,
Na honor, sens jest dziwny w jej szaleństwie,
Tak myśl się jedna z drugą myślą wiąże,
Jak nigdym jeszcze w szaleństwie nie słyszał.
Izabella.  O, książę, błagam, sąd twój porzuć błędny,
Mimo sprzeczności nie wątp’ o rozumie;
Lecz niech twój własny rozum dopomoże
Odsłonić prawdę tam, gdzie kryć się zdaje,
A z kłamstwa prawdy obedrze pozory.
Książę.  Nieraz mniej bywa sensu w słowach ludzi,
Których nikt nigdy za szaleńców nie brał.
Co chcesz powiedzieć?
Izabella.  Jestem siostrą Klaudya,
Którego na śmierć Angelo ten skazał
Za grzech porubstwa. Do mego klasztoru
Brat nieszczęśliwy przysłał mi w poselstwie
Pewnego Lucya.
Lucyo.  To jest mnie, mój książę.
Poszedłem do niej na żądanie Klaudya
Z prośbą, ażeby próbowała szczęścia
I u Angela błagała o życie
Biednego brata.
Izabella.  To on był.
Książę.  O słowo
Nikt cię nie prosił.