Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   348   —

Duchby jej brata z kamiennego łoża
Powstał i gniewny od stóp ją mych porwał.
Maryana.  Klęknij, o klęknij przy mnie, Izabello!
Milcząc, dłoń podnieś, a ja mówić będę.
Mówią, że nawet najcnotliwsi ludzie
Z wad są zlepieni i dla wad swych właśnie
Zdają się lepsi; i z mym tak jest mężem.
O, czy mi twoich nie pożyczysz kolan?
Książę.  On Klaudya głowę, swoją płaci głową.
Izabella  (klęka). Racz, panie, sądzić tego winowajcę,
Jakgdyby jeszcze brat mój był przy życiu;
Ja wierzę prawie w czynów jego szczerość
Do chwili, w której oko na mnie rzucił;
A jeśli tak jest, daruj mu, o panie!
Sąd sprawiedliwy na mego padł brata,
Bo czyn popełnił, który życiem spłacił;
Lecz złej Angelo nie dokonał myśli;
Racz w zapomnieniu pogrzebać zamiary,
Które przepadły, nim dobiegły mety:
Myśl ludzka ludzkim nie ulega sądom,
A zamiar jego był myślą.
Maryana.  Nic więcej.
Książę.  Próżne twe prośby; wstań, powtarzam jeszcze.
Nowy występek na myśl mi przychodzi:
Powiedz mi, stróżu, co było powodem,
Że głowa Klaudya o niezwykłym czasie
Pod mieczem spadła?
Stróż.  Odebrałem rozkaz.
Książę.  Czyli piśmienne masz na to dowody?
Stróż.  Nie, książę, rozkaz ustnie odebrałem.
Książę.  Więc za to służbę twoją dzisiaj tracisz;
Oddaj mi klucze.
Stróż.  Przebacz mi, mój panie!
I mnie się rozkaz nieprawny wydawał,
Wątpiłem jednak; w mojej niepewności
Żal mnie ogarnął, a jak dowód żalu
Żyje w więzieniu człowiek, który także
Umrzeć miał wskutek ustnego rozkazu.