Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   339   —

Bo on tak wolny od grzesznej z nią sprawy,
Jak dziecię jeszcze w łonie matki śpiące.
Książę.  Ani wątpiłem. Czy znasz tego mnicha,
Ojca Ludwika, o którym mówiła?
Mnich Piotr.  Znam, panie. Mąż to pobożny i święty,
Nie świszczypałka ani wszędowścibski,
Jak to jegomość ten chce utrzymywać.
Zaręczam, nigdy nierozważnem słowem
Waszej książęcej nie obraził mości.
Lucyo.  Wierzaj mi, panie, obraził i ciężko.
Mnich Piotr.  W swym czasie sam się uniewinnić przyjdzie,
Dziś na gorączkę w celi swej boleje.
Na jego prośbę (dowiedział się bowiem,
Że na Angela ma tę skargę zanieść)
Przybyłem tutaj, by w jego imieniu
Powtórzyć słowa, których on rzetelność
Stwierdzić przysięgą i świadkami gotów
Na twoje pierwsze, książę mój, wezwanie.
A najprzód, żeby od publicznej skargi
Usprawiedliwić niewinnego pana,
Postawię świadka, który, oko w oko,
Fałsz jej zarzuci, do wyznania zmusi.
Książę.  Dobry braciszku, powtórz jego słowa.

(Straż wyprowadza Izabellę; zbliża się Maryana zakwefiona).

Angelo, czy się nie uśmiechniesz na to?
O Boże, co za szaleństwo nędzników!
Przynieście krzesła. Siądź przy mnie, Angelo,
W sprawie tej muszę stronnym się pokazać;
Sam będziesz sędzią skargi przeciw sobie.
Czy to jest świadek? Niech się wprzód odsłoni,
A świadczy potem.
Maryana.  Przebacz mi, mój książę,
Tylko na męża mojego rozkazy
Twarz mą odsłonię.
Książę.  Czy jesteś mężatką?
Maryana.  Nie.
Książę.  A więc panną?
Maryana.  Nie, nie jestem panną.