Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   338   —

A potem, jest to przeciw rozumowi,
Aby tak srogo karać miał występek,
Którego sam się przed chwilą dopuścił.
Gdyby był grzeszny, zamiast śmiercią karać,
Brataby twego własną ważył wagą.
Ani też wątpię, że cię ktoś podżegnął.
Wyznaj mi prawdę, mów, za czyją radą
Przychodzisz do mnie z tą fałszywą skargą?
Izabella.  I na tem koniec? Więc ty, wielki Boże,
Natchnij mnie teraz świętą cierpliwością,
A spraw, by zbrodnia pozorami skryta
Wyjść mogła na jaw, kiedy czas dojrzeje!
Odchodzę. Niech ci Bóg przebaczy, panie,
Że moja krzywda bez pomsty zostanie.
Książe.  O, bardzo wierzę, żebyś odejść chciała.
Sierżancie, dziewkę mi tę aresztować.
Mamże pozwolić, by oddech zatruty
Na sług mych wiernych potwarz czarną miotał?
To jest wyraźny praktyk tajnych skutek.
Kto wiedział o twem tu przyjściu i skargach?
Izabella.  Braciszek Ludwik. Czemuż go tu niema!
Książę.  Pewno spowiednik. Czy komu tu znany?
Lucyo.  Ja go znam, książę. To mnich wszędowścibski;
Nigdy ten bratek po mej nie był myśli,
Gdyby nie habit, za pewne wyrazy,
Przeciw księżęcej mości powiedziane,
Byłby ode mnie dobre dostał cięgi.
Książę.  Przeciw mnie słowa? A to mi braciszek!
On to podmówił biedną tę — dziewczynę,
By oszkalować mego namiestnika.
Wyszukać mnicha!
Lucyo.  Przeszłej właśnie nocy
I ją i mnicha widziałem w więzieniu.
Mnich to ladaco, wielki świszczypałka.
Mnich Piotr.  Bóg z tobą, książę! Słyszałem wyrazy,
Któremi uszy twe oszukać chciano.
Najprzód ta dziewka twego namiestnika
Niesprawiedliwie oskarżać przychodzi,