Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   342   —

Czy, wam się zdaje, że wasze przysięgi
Choćby na wszystkich świętych po kolei,
Potrafią kredyt człowieka osłabić,
Którego cnota prób już tyle przeszła?
I ty, Eskalu siądź przy jego boku,
A twoją radą pomóż mu uprzejmie
Całej intrygi odkryć szpetne źródło.
Zaraz drugiego wyszukać mi mnicha,
Który ją podszczuł.
Mnich Piotr.  Bodaj tu był teraz!
On tym kobietom skargę zanieść radził.
Stróż ten o miejscu jego wie pobytu,
On go wynajdzie.
Książę.  Przyprowadź go zaraz.

(Wychodzi Stróż).

Ty mój szlachetny, ty zacny mój bracie,
Któremu tyle zależy na prawdzie,
Pomścij twą krzywdę, jak sam chcesz, surowo.
Teraz na krótką opuszczam was chwilę;
Lecz wy zostańcie, póki potwarz cała
Nie wyjdzie na jaw, nie ulegnie karze.
Eskalus.  Całą tę sprawę pilnie roztrząśniemy.

(Wychodzi Książę).

Czy nie mówiłeś, signor Lucyo, że wedle tego, co wiesz o mnichu Ludwiku, jest to człowiek bez czci i wiary?
Lucyo.  Cucullus non facit monachum; nic na nim uczciwego prócz habitu; mówił przytem o księciu w najnieprzyzwoitszych wyrazach.
Eskalus.  Prosimy więc, zostań tu do jego przybycia i twoją skargę powtórz mu oko w oko, bo się pokaże, jak mi się zdaje, że mnich ten dobrze znanym jest ptaszkiem.
Lucyo.  Drugiego takiego w całym Wiedniu nie znajdziesz, daję słowo.
Eskalus  (do sługi). Przyprowadź tu raz jeszcze Izabellę, chciałbym się z nią rozmówić. (Wychodzi Sługa. — Do Angela).