Maria (Malczewski)/Pieśń druga

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Malczewski
Tytuł Maria
Podtytuł Powieść ukraińska
Pochodzenie Antoni Malczewski, jego żywot i pisma
Wydawca Jan Milikowski
Data wyd. 1843
Druk J. P. Sollinger
Miejsce wyd. Lwów, Stanisławów i Tarnów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst Marii
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PIEŚŃ II.


On Conrad’s stricken soul exhaustion prest,
And stupor almost lulled it into rest.
Byron.

I.

„Bujno rośnie, odludnie kwiat stepowy ginie;
„I wzrok daleko, próżno, błądzi po równinie;
„A w niezbędnej zgryzocie jeśli chcesz osłody,
„Chmurne na polu niebo, i cierpkie jagody.
„Idź raczej w piękne mirtów i cyprysów kraje;        645
„Codzień w weselnej szacie u nich słońce wstaje;
„U nich w czystem powietrzu jaśniejsze wejrzenie,
„I głosy rozpieszczone, i roskoszne tchnienie.
„U nich wawrzyny rosną, i niebo pogodne,
„I ziemia ubarwiona, i myśli swobodne.        650
„A na kształtnych budowlach, męże wieków dawnych

„Stoją w bieli, i pyszni z swoich imion sławnych,
„Zapraszają zdaleka w czarowne zwaliska,
„Bogów i bohatyrów, pająków siedliska.
„Tam, jeśli dawnych rzeczy myśl w tobie głęboko,        655
„Może w ten śliczny błękit wpatrzywszy twe oko,
„Słodycz w rozpaczy znajdziesz, i lubość w żałobie,
„Jak uśmiech ust kochanych w śmiertelnej chorobie;
„Ale na pola nie chodź gdy serce zbolało;
„Na równinie mogiły; więcej nie zostało,        660
„Resztę wiatr ukraiński rozdmuchał do znaku,
„To siedź w domu, i słuchaj dumek o kozaku. —

„Moje młode pacholę gdzieżto ty wędrujesz?
„Czy z ziemi świętej wracasz, że tak utyskujesz?“

— „Oh! nie, ja wszystkim obcy śród mojej ojczyzny,        665
„I śmierć mi zostawiła czarne w piersiach blizny,
„I świata jadłem gorzkie, zatrute kołacze,
„To mnie ciężko na sercu, i ja sobie płaczę.
„A kiedy się rozśmieję, to jak za pokutę;
„A kiedy będę spiewał, to na smutną nutę;        670
„Bo w mojej zwiędłej twarzy zamieszkała bladość,
„Bo w mej zdziczałej duszy wypleniono radość,

„Bo wpływ mego anioła grób w blasku zobaczy.“
„To czegoż chcesz pacholę?“ — „Uciec od rozpaczy.“

II.

Stało młode pacholę, pod płotem zostało,        675
Na smutek co się skarzy uważają mało,
A ten co z niem rozmawiał na wrotach oparty,
Wyszczerzył w inną stronę wzrok cały otwarty,
Skąd w różnofarbnych strojach, huczne czyniąc wrzaski,
Niespodzianym orszakiem, zbliżały się maski.        680

1.

„Czy znasz weneckie zapusty?
„I w noc, i we dnie,
„Wesołe, szalone, przednie;
„Maska twarz kryje, a kto się pyta
„O sprawy czyje, tego przywita
„Wrzawa, śmiech pusty.
„Żywo, radośnie,
„Skrycie, miłośnie,
„Staruszek doża, arlekin młody,
„Dziewczyna hoża, szuka osłody;
„Matrony, ...., oszusty,

„Swobody;
„A kryte łodzie
„Czernią na wodzie.
„Wrzawa, śmiech pusty;
„Czy znasz weneckie zapusty?

2.

„My sobie jedziem kulikiem;
„I w noc, i we dnie,
„Wesołe, szalone, przednie:
„Maska nas kryje, a kto chce wiedzieć
„Skąd my i czyje? to odpowiedzieć
„Śmiechem i krzykiem.
„Szczera ochota
„Otwiera wrota;
„Bo krakowianki, i pielgrzym stary,
„Żydzi, cyganki, uderzą w pary;
„Wróżki, diabli, nie oszusty,
„W puhary.
„Lecim saniami,
„I jadą z nami,
„Wrzawa, śmiech pusty;
„Czy znasz ty polskie zapusty?“

— „Ale tu wejść nie można, teraz nie zapusty,
„Pan miecznik na Tatarach, to i dworzec pusty.“

Tak stary sługa wstrzymał tych przychodniów śmiałość;        715
I znów rozparł na wrotach niewzruszoną stałość.
Lecz gdy grać, spiewać, piszczeć, grzechotki potrząsać,
Poczęły wszystkie larwy, a nogami pląsać;
I łączyć obce stroje, papierowe czoła,
Wzrok żywy, rysy martwe, w migające koła;        720
I farby, blaski, cienie rozwijać w polocie;
I skoczno, zwinno, huczno rzucać się w obrocie;
Tak mu w szumiącej głowie myśl wzięła tańcować,
Że patrzał, a nie wiedział, jak się pomiarkować:
Śmiał się z żydów, cyganek; bał wróżek z diabłami;        725
I chciwie łapał ruchy, i mrużył oczami.
A maski przed nim skacząc mijały się żwawo,
A maski w nim ciekawość syciły obawą.
Aż wykrojone lista zadmuchawszy w rogi,
Opuściły się ręce, zatrzymały nogi,        730
I głosy ostre, fletni umilone wtórem,
Wrzasnęły tę piosneczkę niedobranym chórem.

„Ah! na tym świecie, śmierć wszystko zmiecie,
„Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie.

„A gdy się troski do duszy wkradną,
„Hucząc w niej chmury czarnemi;
„A gdy nieszczęścia na kogo spadną;
„I postać wzniosłą, szlachetną, ładną,
„Smutek nachyli ku ziemi;
„O! niech na chwilę złość się już schowa,
„Rany sztyletem nie cuci...
„Niech choć przy zgonie zabrzmią te słowa;
„Wróci spokojność, wróci!

„Bo na tym świecie, śmierć wszystko zmiecie,
„Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie.

„Albo gdy nieba cud nad chorobą,
„Gołąb, od przekleństw odleci;
„I wiedzę życia zabierze z sobą;
„A wyschłe lica nadmie żałobą,
„Wprzód nim gromnica zaświeci;
„Niech nikt, by uspić zgonu boleści,
„Tryumfu pieśni nie nuci...
„Chyba te słowa w końcu umieści:
„Wróci twój anioł, wróci!

„Bo na tym świecie, śmierć wszystko zmiecie,
„Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie.

„A gdy kto chętny w drugich obronie,
„I sam się w przepaść zagrzebie,

„Krótka stąd radość w zawiści łonie;
„Choć złe i dobre w grubej zasłonie,
„Sąd ostateczny jest w niebie;
„Może w kłopocie, i silna głowa
„Posępnie kiedy się rzuci...
„Niech z ust życzliwych brzmią wtedy słowa:
„Wróci wesołość, wróci!

„Bo na tym świecie, śmierć wszystko zmiecie,
„Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie.

„A gdy kto dążąc z dalekiej drogi,
„W mieszkanie przyjaźni zajdzie,
„I już w uściskach topić ma trwogi;
„Lecz ciche, puste przebiegłszy progi,
„Twarzy kochanej nie znajdzie;
Więc drząc, czy się co złego nie dowie,
„Spuszczone czoło zasmuci...
„Niech choć gościnność kręcąc się powie:
„Wróci gospodarz, wróci!

„Bo na tym świecie, śmierć wszystko zmiecie
„Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie.“

„Ha! pan-bóg święty z wami! jeśliście nie duchy,
„To wasze pstre maszkarki wesołej otuchy;
„Albożto nam pierszyna? wszak nieraz kuligi

„Po całych tu miesiącach skakały jak frygi:
„Prosim, jegomość wróci, a choć nie jest w domu,
„Na winie i pierzynie nie braknie nikomu.“
Weszły, nisko kłaniają, w parach się prowadzą,
Obzierają się w koło, i kupią i radzą.

III.

Słońce już wówczas łuk swój zbiegając szeroki,
Czerwonym blaskiem szare barwiło obłoki;
A żółtem drgając światłem po ziemi i wodzie,
Na swym bogatym tronie płonęło w zachodzie.        790
Już jego pełne dziwów nie razi spojrzenie,
Lecz łagodne, widome, rozsiewa promienie;
I w krótkiem pożegnaniu, nim w głąb się zagrzebie,
Śmiertelnym oczom patrzeć pozwala na siebie:
Jeszcze, w chwili ostatniej nie znika z pospiechem,        795
By wszystkie twory, życia napoić uśmiechem;
Jeszcze wziera przez szyby w mieszkanie człowieka,
Jak wzrok tęsknej przyjaźni co w podróż ucieka;
I purpurowe szaty rzuciwszy na chmury,
Nurza swe czyste łono w tajniki natury,        800

Gdy noc, zazdrośnym palcem ścierając dnia ślady,
Ciemny płaszcz wlecze z tyłu, dla zbrodni i zdrady.

Lecz gdzież bawi pan miecznik? właśnie to jest pora,
W której przyrzekł po bitwie wziąść się do gąsiora;
I miał żywej radości w sercu nie uchować,        805
Dom zebrać, córę szczęścić, bo zięcia częstować;
I piękna mu gromada przybyła w gościnę.
Jakąż niewczesnej zwłoki może dać przyczynę?

IV.

Od chwili co zwycięstwa odkryła się meta;
Od chwili co w niej dosiadł żartkiego dzianeta;        810
Od chwili w której trąby, w wszystkie jego żyły
Głosem dzielnej przeszłości jak grom uderzyły;
I widział raźną młodzież, i słyszał chrzęst broni,
Trzask goleń, szum proporców, a chrapanie koni;
I dążąc w drużbie z zięciem gdzie im sława świeci,        815
Czuł to co stary orzeł gdy pisklę z nim leci.
Od chwili co mu w myśli, wstecznym kręcąc biegiem,
Tatarskie zbrodnie krwawym stanęły szeregiem,

Hardość w zmarszczonem czole, ogień był w źrenicy,
Czapka na lewem uchu, zniszczenie w prawicy,        820
Gdy chciwa walek dusza przeraźliwie wtrząsa
Każdy włos najeżony u siwego wąsa.
Jak tylko wyszli za wieś, mieczem z pochew świsnął;
I wzrokiem, coby tchórza do ziemi przycisnął,
W bitne hufce patrzając że aż serce rośnie,        825
Do uważnego słuchu zawołał donośnie.
„Panowie szlachta! miejscy! bracia szeregowi!
„Wiem żeście spaść na wrogów jak piorun gotowi;
„A ktoby się miał straszyć tatarskiego tańca[1],
„A ktoby życie szczędził srogiego pohańca,        830
„Niech mi tu precz na szkapie do domu wyskoczy,
„Bobym mu potym kordem zamalował oczy!
„To szybko, łącznie, śmiało, strzałki wystrzelają,
„Bóg wiara, ufność szabla, i łby pospadają,
„Jak kłosy, coto niby migocą się świetnie,        835
„Nazajutrz leżą zwiędłe, gdy kosa je zetnie.
„Ale nikt nie potrafi jeść kaszy spokojnie,
„Jeśli wybić szarańczy nie umie na wojnie;

„To cicho, bacznie, mądrze, aż gdy huknie w trąbie,
„Wpaść obces, i pokazać że to Polak rąbie;        840
„Wtedy dopiero każdy niech mi ryb nałowi,
„Panowie szlachta! miejscy! bracia szeregowi!“

Potym jadący szłapią z swoim zięciem w parze,
Naradzał się po cichu w wojennym zamiarze;
Mówił szpiegów wywiadki; tłumaczył jak, kędy,        845
Sił wzajemnych w natarciu połączyć zapędy;
Jak korzystać z zwycięstwa; w przypadku odporu,
Jak używać na pogrom ucieczki pozoru;
Słuchał zajęty Wacław, gdy ręka i głowa,
I każdy rys miecznika, popierały słowa;        850
Rzekłbyś, patrząc w ich obraz, że sztuka malarza
Z dobranych przeciwności czarowną myśl stwarza:
Żywość w starcu, w młodzieńcu rozwagę wyraża.

V.

Tymczasem wieś minąwszy, z bitej schodząc drogi,
Coraz się, coraz głębiej wpędzali w odłogi;        855
Gdzie wiatr ziarna zasiewa, czas płody przewraca,
Nie zbiera plonu chciwość, ni schyla się praca,

Samotne, ciche, błogie, dziewicze ich wdzięki,
Kwitną skrycie, od człeka nieskażone ręki,
Niebo je obejmuje, gdy w całym przestworze        860
Rozfarbionej żyzności rozciąga się morze.
Tam wódz stary, jak żeglarz, podług biegu słońca,
Szybował swojem wojskiem w kierunku bez końca;
Łamią się rosłe trawy, krzą chwasty, a zioła
Składają pod kopyta balsamiczne czoła:        865
Ale przez siwe wąsy nie przechodzą wonie;
Ni lubość tchu słodkiego w groźnem biega łonie;
Wojna, wojna zajmuje wszystkie jego władze,
Cześć prochom pól ojczystych, zemsta ich zniewadze!
Ani się wwieść dozwolił w fałszywe zapędy        870
Gdy zszedł tatarskich śladów kręcone obłędy,
Co śród gęstych zarośli, niedościgłe szlaki
Tłoczą na wszystkie strony, dla mylnej poznaki[2],
Lecz w poprzek przerzynając ich sztuczne drożyny,
Uśmiechnął się, jak strzelec gdy pewny zwierzyny.        875
Wkrótce, złączone hufce, w umyślnym fortelu,
Rozdzielił na dwie części, dla jednego celu:
Do zostających czapką kiwnął pożegnanie;
Z swojemi, w bok się rzucił na niezmiernym łanie;
A kryjąc się w bodiaków rozkwitłych ogromie,        880

Już rycerze bez koni w czerwonym poziomie,
Już popiersia wędrują na skrwawionym spodzie,
Już kołpaki, proporce, już znikli jak w wodzie!

VI.

I Wacław pan wszechwładny, śród stepów przestrzeni
Sam buja w swojej woli, czegoż tak się mieni?        885
I Wacław dziki, mężny, śród dzikiej natury
Wiedzie hufce do chwały, czegoż tak ponury?
Spiewa mu głośno wicher, a Wacław w nim nieraz
Lubił kąpać swe oczy, czemu spuszcza teraz?
Smutny on, zamyślony, choć pełen ochoty,        890
Nie spojrzał nawet jeszcze w swoje wierne roty,
A dla czego? sam nie wie, tylko że mu sława,
Łzami Marii spłakana, przed oczami stawa;
Tylko że jego serce w takiem nagle drzeniu,
Jakby kto kir przeciągnął w spiącego ocknieniu        895
I w strachu go zostawił, w trosce i zdziwieniu.
Szybkim głowy pomiotem strząsnął złote włosy,
Jakby się pozbyć starał zimnej na nich rosy;
Szybkiej konia w wyskoku przychylił się woli,
Jakby ulecieć pragnął od swojej niedoli;        900
A w jego mglistych oczach taki blask w tej chwili,

Jak kiedy dusza czucia najżywsze przesili,
I wszystkie razem smutki w zwycięstwie rozżarzy
Światłem nieśmiertelności na śmiertelnej twarzy.
To jakiekolwiek myśli, wspomnienia, czy trwogi,        905
Żal, słabość, czy widziadła zbijały go z drogi;
To jakiekolwiek losy zwalczą jego czynność;
Już teraz miłośnicą, rycerska powinność!
Czy duch złego, co ludziom nadziei zazdrości,
Odchylił mu przez chwilę zasłonę przyszłości?        910
Czy struny natężone tkliwych władz wysnuciem,
Tknięte ręką nieszczęścia, zabrzmiały przeczuciem?[3]
Może on w boju legnie? cobądź mu przypadnie,
Jego umysł, ni szabla, nie ulęże snadnie;
A chociaż śmierci oddech mgłą oczy zasłoni,        915
Rdzy nie będzie na sercu, ni na jego broni.
I jak wstrzymany potok w swoim bystrym pędzie,
Dno porze, i rozwala łożyska krawędzie;
I jako rumak z pęta gdy lot swój rozwija,
Rwie ziemię, ogień ciska, i wiatry wymija;        920
Tak Wacław niecofnięty w swym ciemnym zawodzie,
Rozdarłszy tło przyszłości co mu na przeszkodzie,
Tem chciwiej, tem gwałtowniej, na sztych się wydziera,

Groźnym pewności wzrokiem w swój oręż poziera:
A jednak, głos straszliwy (choć spojrzenie dumne)        925
Brzmi w całem jego ciele: „zdobędziesz ty trumnę!“

VII.

Jest trosków, kolców, bolów niemało w tem życiu;
I więcej niż na jawie, płynie łez w ukryciu;
A kto się hucznym śmiechem śród jęków odzywa,
Jak szalony w szpitalu, szczęsnym się nazywa.        930
Lecz gdy umysł szlachetnej uległszy ponęcie,
Z gruzów najdroższych uczuć wznosząc przedsięwzięcie,
Brnie w zdradliwej ufności, a za każdym krokiem
Podkopanych przepaści otoczon widokiem,
Gdy ptak z karmem pisklęcia trzepoce swe skrzydła,        935
Widzi chłopię z pałeczką, a na szponach sidła,
Gdy sroższej od najsroższych wpatrując się męce,
Sama nawet odwaga załamuje ręce,
A z tysiąca blizn czarnych co jej w sercu cięży,

Gniazdo syczących na świat wylęga się węży;        940
Gdy złość w swojem szaleństwie zrobiła zabawę,
Wydrzeć życie w kaduku, ale pierwej sławę,
I nie tylko obecność tarza się w ohydzie,
Przyszłość jeszcze otruta rozczochrana idzie;
Komu? anielskiej duszy co za to przeklęta,        945
Że cukrem przyjmowała drapieżne zwierzęta,
Gdy każdy dobry przymiot w gorzki żal się zmienia:
Większeto niżli ziemskie, piekielne cierpienia!

Czy te, lub inne jeszcze dotkliwsze katusze,
Zlały swój wrzący ukrop na młodzieńca duszę;        950
Ci co za nim rzędami w lśniącej gonią fali,
Na smutek swego wodza niewiele zważali:
Każdy myślał, i chociaż różnica w sposobie,
W tem przecież podobieństwo, że każdy o sobie;
A jednak każdy gotów, z wzniesionem żelazem        955
Rzucić się w ciennik śmierci, za jednym roskazem.
Szli, w milczeniu, w porządku, konie koniom w tropy
Krzyżujących nóg stawiąc migające stopy,
Kędy ich długim sznurem, wedle swojej chęci,
Po odludnych manowcach młody Wacław kręci;        960

Przez niezmierzone niwy, tam gdzie już równina
Zda się kończyć, i znów się w płaszczynę zagina,
Dochodząc, naprzeciwko jasnego obłoku,
Jak rycerze powietrzni wydali się oku.
Lecz coż widać na wzgórku? z bliskiego rozdołu,        965
Kłęby dymu z iskrami buchają pospołu,
Wiją olbrzymie słupy, co zgjęte u góry
W ciężkie, czarne, skrwawione, rozchodzą się chmury.
Lecz coż słychać na wzgórku? w przyległej nizinie,
Płacz, jęki, krzyk rozpaczy, w słomianej dziedzinie,        970
Co biorąc serce w kręgi przeraźliwem brzmieniem,
Nawet pierś w stal oprawną podnoszą westchnieniem.
„Baczność, do broni wiara, chorągiew rozwinąć,
„Tatarzy wieś rabują, zwyciężyć lub zginąć!“
I nagle jak wodostok, rycerze zajadli        975
Z błyszczącym szumem z góry na dolinę wpadli.
Tak pożar z rąk łupieżców wieś całą ochłonął;
Gdy lud zlękły, bezbronny, w krwi i łzach utonął.
Lecz nie czas koić boleść ni mienie ratować,

Lub pojedynczo z wrogiem o zdobycz harcować,        980
Bo już, przez swoje czaty, ich han ostrzeżony,
Zebrał znaczniejsze hordy w taniec ulubiony;
Tam za wsią stoją, całe zakrywają pole,
Bór w lewo, strumień w prawo, a oni w półkole[4].
Widzi ich dobrze Wacław; ale razem zważa        985
Że napad uchybiony na zgubę naraża.
Jak się cofnąć przez ogień? ej! ktoż zdoła minąć
Co mu niebo przeznaczy, zwyciężyć czy zginąć?
„Czyja wola to za mną!“ rzekł, i spiął rumaka,
Co nim się rzucił w pożar, zżyma się i skaka        990
(Mniej ów niżli graf Wacław odważny i dziki).
Jakżeby wodza polskie odstąpiły szyki!
To i oni w płomienie, śród blasku pożogi,
Przez głownie i zarzewia, szukają swej drogi.
Już za wsią, i wraz szybko, sfornie, lekko, śmiało,        995
Rozwinęło się wojsko i w linii ostało:
Zagrzmiały wszystkie trąby jednym strasznym dźwiękiem,
Porwały się kopyta z jednym głośnym brzękiem,
A prychające konie i schylone ciała
Jednym pędem uniosła i zemsta i chwała.        1000

IX.

Dzielne było natarcie: tatarskie szwadrony,
Ich xięźyce, buńczuki z końskiemi ogony,
Ich futra wywrócone, ogromne ich łuki,
Płeć śniada, wąsy zwisłe a czarne jak kruki,
Ich nasępione rysy, przymrużone oczy        1005
W których śnie srogość zwierząt z ludzką się jednoczy,
Cały ten widok wreszcie w dzikość okazały,
Pożar, stepy w około, świszczące już strzały,
Żadnego, albo raczej jak z bodźców odzienie,
Takie na czuciach polskich zrobiły wrażenie.        1010
Pędem burzy lecieli; lecz nim przyszło zbliska,
Ludziom, ostrza się dotknąć; koniom, pyskiem pyska,
Gdy w półobręcz wpadali, wsławionem prawidłem,
Skrzydło tatarskie z tyłu zbiegało się z skrzydłem:
„Ałła hu!“ wrzasły hordy, i tysiączne roty,        1015
Na opasanych, strute wypuściły groty,
„Hura!“ krzyknęła wiara, i lotem sokoła
Chmurę strzał przeszywała w środku tego koła.
Dochodzą, już dochodzą, zbitym w rzędy tłumem,

Lasem dzid najeżonych, z hukiem, z trzaskiem, z szumem;        1020
Szczęk, krzyk, jęk, łoskot, wrzawa, powstał kurz, a ściana
Przebitych bisurmanów wali się złamana.
Tratują ludzi konie; koncerze, kopije,
Kolą pod kopytami niewiernych jak żmije:
Zapał głowy ogarnął; stal błyska; krew broczy;        1025
Śmierć trudzi się zdmuchując wywrócone oczy!
Wszystkoto chwilę trwało, bo z boków i w tyle,
Barbarzyńcy nastają w niezliczonej sile:
Czas ginąć hufcom polskim; młody wódz je zbiera,
Zachęca ich, szykuje, obraca, naciera,        1030
Dopiero mieszanina, każdy obskoczony,
Wirem męstwa na wszystkie wywija się strony,
Rąbie, sili, morduje, z nieprzebraną zgrają,
Jeden dziesięciu zwalczył, krocie nań wpadają.
Stek zawziętego mnóstwa, okropne ich wrzaski,        1035
Tuman zewsząd, a mieczów latających blaski!

X.

W natłoku wrogów co go od swoich oddziela,
Sam, bez wsparcia, nadziei, świadka, przyjaciela,
Walczył ponury Wacław, i walczył już o to,
Żeby życia co cięży nie oddać z sromotą,        1040
Śmierć miotał śmierci pragnąc, oh! bo w serca głębi,
Pisk taki jak gołębia pod dziobem jastrzębi,
Harmonią jego myśli, lecz czy to z zdziwienia,
Czy z strachu, czy też skutkiem dzielnego ramienia,
Ściskająca go w węzeł niezliczona tłuszcza,        1045
Coraz to w większą przestrzeń przed nim się rozpuszcza;
Widzą, poznają wodza, i każdy koleją,
Rzuci się, zmiesza, zginie; zwyciężyć nie śmieją.
I gdy błękitnem okiem rozpoznał młodzieniec,
Cofający się przed nim nieprzyjacioł wieniec;        1050
Smutku tylko doświadczył z tej dziwnej korzyści,
Że już jego przeczucie na nim się nie ziści.
Czemuż choć jednej strzały nie mieli w kołczanie,
Coby jadem [5] jaszczurki utkwiła się w ranie?

Żal mu że już uchodzą, życia się obawia,        1055
Goni ich srogie dusze, piersi im nadstawia!
Zaraz! zaraz! otyły, brunatnoczerwony,
Han tatarski tam wpada wściekłością spieniony;
Postrzegł, że jego hordy jakaś moc zwycięża,
Postrzega, że to męztwo samotnego męża;        1060
Targa kłaczystą brodę, z rozpaczy w ohydzie,
Gębę krzykiem rozdziawia; o zgrozo! o wstydzie!
Na jednego tysiące, z zmarszczoną powieką,
Miecze wznoszą, już lecą, rozsieką! rozsieką!

XI.

Jakieżto grały trąby za przyległym lasem?        1065
Jakieżto świeże hufy czwałują z hałasem?
Jakiżto nowy rycerz, krzyżowym zamachem
Drogę sobie toruje śmiercią i przestrachem?
Koń ledwo ziemi tyka; włosy rzadkie, siwe,
Wiatr z światłem rozwijają jak komety grzywę;        1070
A w pływających ruchach, w wydatnej postawie,
Szparko bieżący pospiech o szybkość w obawie.
Jak lwica opuściwszy swoje lwiątko, skoczy
Zajadłem męztwem, gdy je wpośród ludzi zoczy;
Jak matka, o wygnańcu straciwszy nadzieję,        1075

Gdy ujrzy swoje dziecię, w radości topnieje,
Z takiem zmieszanem czuciem i matki i lwicy,
Z kordem świecącym w ręku, z lotem błyskawicy,
Zdziwionym, zlękłym oczom gdyby jakiej mary,
Obok swojego zięcia, miecznik stanął stary.        1080
Jego hufce tuż za nim; jego przywitanie,
Tobie należy najprzód napuszony hanie!
Lecą obces na siebie. Polacy, Tatarzy
W bezczynnem zachwyceniu patrzą co się zdarzy.
Jakiś czas miecznik żmudził; uderzy, odskoczy,        1085
I znowu w całym pędzie przeciwnika tłoczy;
Aż wybrawszy swą porę, w odwet, silnym razem,
W kark niewierny święconem utopił żelazem.
Spada dzielnym zamachem odmieciona głowa,
Drga oczami, bełkoce niepojęte słowa,        1090
Toczy się, ziewa, blednie, i gaśnie; z tułupa,
Co siedzi niewzruszony, krew do góry chlupa!
Powstał krzyk przeraźliwy; pierzchają; koń hana
Ucieka między hordy z trupem swego pana.
Strach przejął barbarzyńców; grzmią trąby, rzeź grają,        1095
Nowi rycerze gonią, dawni się zbiegają,
Trzask, iskry, świst z połyskiem, huk, wrzask, jęki, rzenie,
A zapylona sława upięknia zniszczenie.

XII.

Krótko już trwała walka, wielu oręż składa,
Więcej legło, płochliwych straż tylna dopada.        1100
Na stratowanej ziemi płyną krwi potoki,
Leżą polskie, kozackie i tatarskie zwłoki;
Jak który upadł tak mu zostać już niewola,
Dusze k’niebu, ich konie rozbiegły się w pola.
Opodal od nich w kurzu kołpaki, turbany,        1105
Tylko miecz wierny przy nich posoką zbryzgany.
O! ty, co twój byt zawisł od współbraci męztwa,
Pójdź słyszeć radość wojny i krzyki zwycięstwa!
Zobacz, jak wpośród trupów co już robak wierci,
Wąsate twarze sobie winszują ich śmierci,        1110
I nasępione czoła rozwidniają śmiechem,
Co w swym hucznym odgłosie jakby gromu echem!
Chodź, nie drzyj; stanąć przy nich każdemu zaszczytnie,
Krwią wrogów zlana śmiałość tak bujnie w nich kwitnie!
A jeśli w tobie budzi, życia poświęcenie        1115
Za kraj swój, za swych ziomków, tylko strachu drzenie;
Jeślibyś wszystko za nich nie oddał w potrzebie;
Opatrz się dobrze wewnątrz, to zlękniesz się siebie.

Chodź, do stalowych piersi, twój kaftan wełniany
Przyciśnij z wdzięcznem sercem, i całuj ich rany.        1120

XIII.

Był wzgórek z brzegu lasu, zielenił swe czoło,
I zapach macierzanki rozsyłał w około;
Na nim, schylone brzozy, w swej białej odzieży,
Płakały, gdy warkocze wietrzyk pieścił świeży,
Jak cienie dawnych dziewic przy kościach rycerzy.        1125
Tam, pod ich snem mroczące balsamiczne wieńce,
Ściągnęli na spoczynek zwycięscy i jeńce;
Bo w życiu choć ta jedność, że roskosz z cierpieniem,
Trud, nuda, wstyd i sława, kończą się znużeniem.
Z przodu, gasnący pożar, jeszcze czasem ciska        1130
Nagłym, śmiertelnym blaskiem, na plac bojowiska;
Z tyłu słońce już wówczas schowane za borem,
Palącego się lasu dziwiło pozorem:
Szarzały wszystkie farby, kruki gromadami
Zlatywały się, krążąc, wrzeszcząc nad trupami,        1135
Czaty porozstawiane, przy ogniskach wrzawa
Migających się ludzi, w końskich zębach trawa

Jak chrzęst odległych zbroi, a jak orzeł biały,
Siwy, stary pan miecznik, ale pełen chwały
Chłodząc odkrytą głowę pod brzozą tam siedział,        1140
I ponuremu zięciu te słowa powiedział.
„Synu! bo kiedyś z sercem połączon tak blisko
„I masz w niem miejsce syna, miejże i nazwisko!
„Dziś jakby wszystko wite na szczęśliwej nici;
„Nasz Wacław powrócony, Tatarzy pobici,        1145
„Spokojna Ukraina, bogdaj na czas długi,
„Fortunyto szczodroty nad moje zasługi.
„Lecz kiedy dusza zda się dzierzy czego żąda,
„Coś wasze na zwycięscę smutnie mi wygląda?
„Patrzno, jakże ci pięknie xiężyc oto wschodzi,        1150
„Zadość sławie, i sercu sfolgować się godzi;
„Siadaj na koń, spiesz wesoł, kędy szczera żona,
„I wierna wam drużyna, przyjmieć utęskniona;
„Ja tu obiażdżki dojrzę, a jutro ze świtem
„Brzęknę wam na dobrydzień witanem kopytem.        1155
„Siadaj, twój dzielny rumak prędko cię dostawi;
„Bądź zdrów! niech ci bóg zawsze jak ja błogosławi!“

XIV.

Powstał z pospiechem Wacław, i dawnym zwyczajem
Uściskał starą rękę, co jemu nawzajem
Szorstkie, silne, lecz szczere oddała ściśnienie;        1160
I już bystry koń z jeźdźcem przesadza drzew cienie.
A stary miecznik wziął się do zwykłych pacierzy.
O! jak ślicznie przez pole młody Wacław bieży!
Śrebrny pobłysk na włosach, na piórach, a w zbroi
Twarz ogromna xiężyca malutka się dwoi.        1165
O! jak ślicznie wśród ciszy w naturze rozlanej,
Lecieć z stęsknionem sercem do swojej kochanej!
I każdy przedmiot witać z przychylną pamięcią;
I wszystkie je wyścigać nieścignioną chęcią!
Wtedyto słodkie tony brzmiące przerywanie,        1170
Spiew słowika, szmer wody i żab skrzekotanie,
W dzikiej, tęsknej i żywej i tkliwej muzyce,
Mówią ocknionym czuciom swoje tajemnice;
Wtedyto luby zapach co z kwiatów ulata,
Lekkiem tchnieniem roskoszy mgłę trosków odmiata,        1175
I dusza rozjaśniona, jakby ujście miała

W niebiosa swego twórcy, z kajdan swego ciała.
Wtedy matką natura, wszystko z człekiem dzieli,
I wszystko się uśmiecha, i wszystko weseli;
Wtedy w schowanej szabli uraz zapomnienie,        1180
W pysznem spojrzeniu, dobroć, w ustach przebaczenie.
I takto leciał Wacław, błogi, gdyby nagle
Piorun rozdarł w tej chwili jego życia żagle,
Boby nim wicher świata miotać nie był w sile,
Chybaby szumiał wściekły po zimnej mogile,        1185
I takto mijał stepy, lecz świetne marzenie,
Co niem ćmi dzieci ziemi szczęścia upojenie,
Oh! zbyt krótkie! jak widmo wstaje przypomnienie;
I budzi martwą przeszłość, i w wonne kotary
Szepcą dreszcz i niepokój zgromadzone mary.        1190
„Tak ją mdłą, słabą widział; a wszak bez obrony
„Więdnie pieszczotny powój, a wszak bez osłony
„Nie trwa tu słodki owoc, i coż? ledwo wrócił,
„Ujrzał swój raj stracony, i zaraz porzucił!
„Dla czego? dla czczej sławy, której blask nie waży        1195
„Jednego uśmiechnienia ukochanej twarzy.
„Gdybyż przynajmniej w los swój wierzyć miał powody;

„Lecz ledwo burza przeszła, już pewny pogody,
„Niepomny jakto gorzko czas zgryzotą liczyć,
„Płochy, wydarł się szczęściu co mogł odziedziczyć.“        1200
Ah! dalej! prędzej! lekko przez chwasty i rowy
Sunie koń wyciągnięty, a brzękiem podkowy,
Hukiem pędu, błyszczącą postacią rycerza,
Ocknionego wieśniaka pierwszą myśl uderza;
„Ha! ha! nim otarł oczy i serca mógł dowieść,        1205
Znikł rycerz, i zostawił o upiorach powieść.
I takto leciał Wacław, szczęśliw, trwożny razem,
Śliczny, straszny, był wiernym śmiertelnych obrazem.

XV.

Do wrót wreszcie koń doparł swe piersi spienione;
I zarzał, nozdrza chłodząc, to w tę, to w tę stronę,        1210
Lecz chociaż xiężyc jasny, nie widać nikogo;
Ni giermek do strzemienia szybką skoczył nogą.
„Musi być bardzo poźno, niech spią trosk nie czując.“
Tak myślał młody Wacław konia przywiązując;
I z tą żywą pociechą w której serce tonie,        1215

Kiedy już bić ma wkrótce przy kochanem łonie,
I z tem świetnem wejrzeniem gdzie kona obawa,
Jednym radości skokiem, u drzwi domu stawa;
Ah! ileż wdzięków, pieszczot, jemu się obudzi!
Chwila jeszcze, a będzie szczęśliwszym od ludzi,        1220
Od aniołów; zastukał, raz, drugi i trzeci,
Trzy razy czujne echo z odpowiedzią leci,
I milczy, to jedyny znak ruchu lub życia,
Który tam drzymiąc czekał rycerza przybycia;
Ni chodu spiesznych kroków, zgiełku w nagłej mowie,        1225
Ni światła, w ciemnej, cichej, zamkniętej budowie.
Oh! jakże sen ich twardy! Niecierpliwość radzi,
Że szabla jednem cięciem przez próg przeprowadzi,
Lecz tę gwałtowną radę musiał on odrzucić;
Wnosić jej niespokojność, żeby swoją skrócić?        1230
Raczej niech w jego piersiach burz kończy się droga,
Byleby nigdy do niej nie doszła ich trwoga!
Jeszcze stukał lecz słabiej, bo już w serca niebie,
Rosło anielskie czucie, zapomnienie siebie;
I wolnym odszedł krokiem, nieraz w pośród ciszy        1235

Zatrzymując się nagle, czy kogo nie słyszy?
Spojrzał na xiężyc w pełni, co jego postawę,
W czarnych, olbrzymich kształtach, obalał na trawę,
Jak słodko i spokojnie bieg swój jasny toczy!
Ah! bo na swoje słońce ma zwrócone oczy!        1240
Uchylił rycerz głowę; widzieć mu się marzy,
Jakby szyderski uśmiech w tej pyzatej twarzy.
I tak dumając smutnie, lub niemyśląc wcale,
W odmęcie sprzecznych uczuć, gdzie trwogi i żale,
Miłość, wspomnienia, szczęście, wszystko w zawieszeniu,        1245
Błąkał się w koło domu spiącego w milczeniu,
Co cichy, głuchy, martwy, i skarb drogi mieści,
Jak te zaklęte zamki arabskich powieści.
Lecz cożto? już w zupełnej nadziei utracie,
Postrzega ruch nareszcie, w sypialnej komnacie        1250
Widzi otwarte okno, i lekka zasłona,
Co tam nocnym tułaczom na straż rozwieszona,
Z nieśmiałego wietrzyka płochliwie urąga,
Wypycha go z pokoju, i znowu go wciąga.
O! jaki luby ogień zbiegł rycerza żyły!        1255
A wszystkie blaski szczęścia do lic pospieszyły;

Jak tu szalonym myślom stawić się oporem?
Trzeba być cnot najczystszych, lub kamieni wzorem;
Nie był jednym, ni drugim, umiał walczyć w boju,
Kochać, być wiernym, wdzięcznym; już Wacław w pokoju!        1260

XVI.

Na nierozsłanem łożu, w żałobnej odzieży,
Rozciągnięta niewiasta uspiona tam leży;
Ale jej snu twardego wygoda nie pieści;
I jakby nagłą przerwą gwałtownych boleści,
Jeszcze w jej sinej twarzy cierpienie zostało,        1265
Choć spokojne, bez ruchu, wyprężone ciało,
I długie jej warkocze spadały w nieładzie,
Nie w takim, w jaki miłość spiące wdzięki kładzie;
I smutnie się nadęła wysileniem tłusta,
Jakby się skarzyć chciała; tylko że jej usta        1270
Ścięte silniejszą władzą, a promień xiężyca
Co tę posępną postać migając oświeca,
Tak dziką tkliwość rzucał w przymrużone oczy,
Z jaką mizg upiorzycy, gdy kochanka zoczy.
To młoda śliczna Maria, rycerz przed nią stoi,        1275
Przyniósł jej ziemskie szczęście, i czegoż się boi?
To młoda śliczna Maria? oh! jakże zmieniona!

Czy już się będzie robak tulić do jej łona?
Ale nie długo Wacław stał tam w podziwieniu,
Prędko się w nim duch oparł swego ciała drzeniu;        1280
Schyla się na jej lica, usta do ust łączy,
I słodycz swego serca roskosznie w nie sączy.
„O! moja droga Mario! ty zimna i niema,
„A dla nas już jest szczęście“ echo mówi: „nie ma,“
„Mario! kochana Mario! w boju mnie widzieli,        1285
„Ojciec mnie z tobą spoi“ echo mówi „dzieli.“
Znowu ją pieści, cuci, z miłością stroskaną,
Coby się pocieszyła choć westchnień zamianą;
Jej głowa nagłym rzutem na piersi mu spada,
I w uderzonej zbroi jękiem odpowiada.        1290
Krzyczał, szukał ratunku, pusty dom przebiegał,
Tylko się marny zapęd po ścianach rozlegał!
Wraca, znalazł nadzieję, może czy nie zetrze
Mroku z jej czarnych oczu otwarte powietrze?
Lecz gdy silne rycerza unosi ją ramię,        1295
W jakież okropne ruchy jej kibić się łamie!
Nie z tą gjętką lotnością co w dół nie przyciska,
Lecz w całem opuszczeniu świeżego zwaliska,
Zwieszone ręce, głowa, zdrętwiałe już nogi,

Czynią z niej przedmiot straszny, jemu jeszcze drogi.        1300
„Oh! wody! wody!“ wołał z przeraźliwym wrzaskiem,
Ogromne drzwi budynku wywalając z trzaskiem.

XVII.

W szarej chwastów zarośli lekki ruch się zdaje,
Rozsuwają się liście i czapka wystaje,
I głowa się podnosi, i stanęło ciało,        1305
Co tam w cichem czekaniu ukryte siedziało,
Młodego pacholęcia co na świat płakało.
I wzrokiem rozczulonym patrzy się w rycerza,
Co jego zwiędłą młodość podziwieniem zmierza;
Czy strachu, czy uroku schowane tam siłą?        1310
Nie wiem, wyszło z gęstwiny, i tak przemówiło.

„Niech rycerz drzącem sercem nie pragnie tak wody,
„Bo w niej zgasnął dopiero blask ziemskiej urody;
„To te obrzydłe maski, w swej zdradnej zabawie,
„Śliczne łono tej pani zatopiły w stawie:
„A kto raz ludzi porzuci,
„Nigdy już do nich nie wróci.

„Wszyscy domowi, szlachta, panny, giermki, draby[6],
„Pobiegli w pogoń, drudzy, po xięży i baby;
„I dom teraz w cichości; lecz nim zorza znijdzie,
„Mrucząc, kadząc, spiewając, służba śmierci przyjdzie,
„A kto im raz się dostanie,
„Zawsze już u nich zostanie.
„Zawsze, oh! smutne brzmienie, kiedy srogim losem,
„Ciężkiej straty i żalu stanie się odgłosem!
„W miłości i przyjaźni, w każdej życia dobie,
„Tak często powtarzane, a prawdziwe, w grobie,
„Bo kto raz ludzi porzuci,
„Nigdy już do nich nie wróci.“

I podniosłszy na palcach swoją małą postać,        1330
Żeby się rycerzowi do ucha mógł dostać,
Szeptał, szeptał swą powieść, a w twarzy rycerza,
Czarna, czarniejsza chmura, coraz się rozszerza;
I znów nagle, rozpaczą zaciemnione lica
Zapał gniewu i wzgardy jak piorun oświeca:        1335
Aż w nim powstała wreszcie ta ponurość dzika,

Co patrzy w jeden przedmiot, w trumnę przeciwnika,
Kruszy najświętsze węzły w ogniu swego piekła,
Gdy i w najbliższem sercu trucizny dociekła!
Aż w nim powstała wreszcie ta chciwość szalona        1340
Krwi, krzyku, dzwonów, płomień popsutego łona,
Co domowej niezgody rozpala pochodnię,
I w własnem swojem gnieździe zbrodnią karze zbrodnię!
Lecz jeśli takie były najwyższe w nim męki,
Zgoli najdroższego szczęścia z błogosławieństw ręki,        1345
O! jak bezecnej zemście co nim słusznie miota,
Towarzyszy okropnie rospacz i zgryzota!
A wszystkie razem bole, w osłupiałem oku
Łączy myśl przeraźliwa, niezmienność wyroku!
Mniej straszna w swem nieszczęściu, od wężów jedzona,        1350
Wzór najsroższych męczarni, postać Laokona[7].

XVIII.

I tak Wacław od razu wszystko w świecie traci,
Szczęście, cnotę, szacunek dla ludzi swych braci;

I już nigdy swej lubej ze snu nie obudzi,
Co mu miała zastąpić wszystkie cnoty ludzi,        1355
Której blask, czysty, słodki, anielskim promieniem
Fałsz przyjaźni, serc próżność, powłóczył złudzeniem;
I tak Wacław pozostał samotny w pustyni,
Jakże zniknienie Marii ciemną ją uczyni!
Długo on przy jej zwłokach stał w niemej żałobie,        1360
Jakby z kamienia posąg przy kochanki grobie;
Bo zgroza srogiej złości, i widok jej skutku,
Wygnały nawet z duszy rozczulenie smutku,
Tylko ten gorzki pomysł do żalu go wrócił:
„Ah! czemu ufał ludziom, czemu ją porzucił!“        1365
I gdy w jej zbrzękłej twarzy widzieć mu się zdało,
Co tam w walkach ze śmiercią mimo niej zmartwiało,
Pierwszy, ostatni wyrzut, i to z tym wyrazem,
Że ich szczęście i siebie, zagubił z nią razem;
Wtedy dopiero serce odzyskało bicie,        1370
Twarz ukrył w obie ręce, i płakał jak dziecię!
Lecz nie długo, już serce zdradzone, pokłute,
Zepsuło się w truciznie przez jedną minutę;
Już duszy wprzód wyniosłej, zatknięte to godło,

Co wygnańców swych myśli w sromotę zawiodło.        1375
Czyż ten bujny młodzieniec już ziemi ohyda?
Ah! pytaj raczej na co dobroć się tu przyda?
Gdzie co czułe, szlachetne tylko chwilę świeci,
Gdzie zgon starych rodziców korzyścią ich dzieci,
Gdzie chlubna miłość bliźnich, w udanej tkliwości,        1380
Cieszy się ich niedola lub szczęścia zazdrości.
Gdzie rola wzniosłych chęci zawsze się nie uda,
Bo w śliczny welon cnoty stroi się obłuda.
Gdzie tylko jedna słodycz, w wzajemnym zachwycie,
Serc wiernych, niezgadnionych zanurzyć swe życie.        1385

XIX.

W tym ciemnym ludzkich uczuć i posępnym lesie,
Dla jednych, czas powoli odrętwienie niesie;
Gubią listek po listku; aż w poźnej jesieni,
Jak mszyste, głuche dęby stoją obnażeni.
Drugim, skwarem ich słońca zbite nawałnice,        1390
Rzucą z trzaskiem i grzmotem dzikie tajemnice;
I znów błyśnie pogoda, i czasem się zdaje,
Że weselsza zieloność po burzy powstaje,

Lecz kto się bliżej wpatrzy, choć pozór jednaki,
Dostrzeże czarne wewnątrz spalenizny znaki;        1395
A gdy w rażonem drzewie wicher rdzeń rozżarzy,
Ktoż pożar od piorunu gasić się odważy?
I tak bujna krzewina zniszczenie rozniesie,
W tym ciemnym ludzkich uczuć i posępnym lesie.

Co Wacław sobie w życiu może obiecywać?        1400
Trudnoby wytłumaczyć, i straszno zgadywać;
Na jego sercu ciemna, skrwawiona zasłona,
Dosyć, na coż ją zdzierać z ranionego łona?
Wszystko on już postradał, i chyba to zyska
Że nie czas, ale płomień zniszczy w nim zwaliska.        1405
To w krótkiem zamyśleniu korząc się przed bogiem,
Z swym małym przyjacielem czyli nowym wrogiem,
Umarłe ciało nazad wnieśli do komnaty;
A xiężyc mglistym oczom pożyczył oświaty.
Tam Wacław raz ostatni posłanie jejmości,        1410
I czułem wyręczeniem bezwładnej skromności,
Jej członki, włosy, szaty, w porządek układa,
Bo ciekawa złośliwość i w śmierci ogada.
Wtedy, z tęsknem wejrzeniem na jej martwe lica,
W którem żałość rozstania, lecz i obietnica        1415

Prędkiego połączenia, z uwagą rozpaczy,
Co każdy rys nieszczęścia w pamięć sobie znaczy,
Wtedy dobywszy miecza co świsnął, a w cięciu
Srogim będzie, i w trupa zostanie ujęciu,
Wyszedł, i zaraz z twarzy wszelkie znikły bole;        1420
Skoczył na koń, a za nim usiadło pacholę.
Lecz ktoż był ten człek mały z okiem zapłakanem?
Czy duchem jego losu? aniołem? szatanem?
Czy szczerze drażni męki, lub smutek z nim dzieli?
Nie wiem; objął rycerza, i w czwał polecieli.        1425

XX.

Na ukraińskiej cerkwi błyszczą się trzy wieże;
A ukraińskie baby szepcą swe pacierze:
Biją we dzwony żaki, i zysk sobie krzeszą;
Ludzie dobrzy czy pogrzeb, czyto chrzciny spieszą:
Wewnątrz, kiry, katafalk i trumna, a w rzędy        1430
Blado się palą świece, czarno, straszno wszędy.
Czyjaż tam wzniosła postać, śród ciekawych grona,
Leży długim i martwym krzyżem rozścielona?
Czyjaż tam pierś rycerska w kurzawie się wala?

I z tą cichą pokorą, co się nie użala        1435
Choć i najsroższych kaźni ciężkie dźwiga brzemię,
W swej niemej pobożności jakby wbita w ziemię?
Blady, jak łysk od gromnic co mu na twarz wbiega,
Smutny, jak spiew umarłych co się tam rozlega,
Z poziomego zniżenia gryzie go wiara tłoczy,        1440
Jak robak świętojański świecą jego oczy.
Ah! to pana miecznika siwa, nędzna głowa,
Niedawno żonę stracił, teraz córę chowa;
Nato huśtał kołyskę by w trumnie uspili,
Nato jej woził lamę żeby całun szyli.        1445
I, dziwno, tak nieczułym zdał się na pogrzebie,
Jakby już dusza jego była z córką w niebie.
I takim był i potym, ni żalu, ni skargi,
Nikomu nie zwierzyły wypłowiałe wargi;
Ni łez w hardem spojrzeniu nie było oznaki;        1450
Mniej z ludźmi, więcej z bogiem, a zresztą jednaki.
Codzień on w jednej porze chodził pokryjomu;
Lecz nim wydano hasła, powracał do domu.
Raz, i północ minęła, a miecznik nie wraca;
I gdy patrząca czujność nadzieję utraca,        1455
Gdy dziko grają trąby, a ze snu, jak z procy,
Rzucili się rycerze k’zemście lub pomocy,
Znaleźli go w cmentarzu, przy córki i żony

Przyległych dwoch mogiłach, klęczał nachylony:
Taż sama w ustach słodycz, a w czole sędziwość,        1460
Taż sama bladość twarzy, ale oczu żywość,
Czapka, wąsy, dla Polski straszydło na wrogi,
I żupan ten sam czarny; tylko że gdy trwogi
Odgłos z trąby wojennej dochodził daleki,
Nie porwał się do korda, już spał, spał na wieki!
I cicho, gdzie trzy mogił w posępnej drużynie;
I pusto, smutno, tęskno w bujnej Ukrainie.



separator poziomy




  1. „Od Tamerlana podane prawidła zachowywali Tatarzy i to nazywali nasi dziadowie tańcem tatarskim.“ Czacki o litewskich i polskich prawach k. 235 przypis 111.
  2. „Stepy te wysoką okryte trawą; nie można jechać przez nią by jej nie stratować; dla niepoznania więc toru i śladów używają Tatarzy następującego wybiegu. Wnosząc, że ich jest 400, dzielą się na cztery części po sto, część jedna idzie na zachód, druga na wschód, trzecia na południe, czwarta na północ; każda część uszedłszy półtorej mili dzieli się na cztery części, postępuje dalej i znów się dzieli, tak że na końcu nie będzie jak po 10 lub 11 w hufcu, wszyscy jadą sporym kłusem; kiedy są postrzeżeni, każdy hufiec ucieka w swą stronę; tak trafnie kierując się przez stepy dochodzą do przeznaczonego miejsca, jak najlepszy żeglarz kompasem swoim lepiej kierować się nie może. Pędzący za nimi kozacy, trafiając na labirynt potratowanych przez nich ścieżek, nie wiedzą w którą stronę gonić za nimi.“ Opisanie Ukrainy polskiej przez Beauplana; w Pamiętnikach o dawnej Polsce J. Niemcewicza tom III, karta 373.
  3. Granice władz naszych umysłowych bez wątpienia ścieśnione są niezmiernie, w stosunku nieskończoności która nas otacza, ale gdy to czego pojąć nie możemy za niepodobne uznamy, tak trudno i mało pojmując staniemy się podobni do tego sceptyka z komedii, który dla tego tylko wierzył że żyje, że się mógł w każdej chwili pomacać. Nie będę ja tu rozprawiał, na obronę tych dwoch wierszy, jak to być może ażeby ludzie przewidywali czasem przyszłe i odległe zdarzenia, lub czy sprawdzenie, zwłaszcza szkodliwego nam przeczucia, właśnie od ufności w nie pochodzi; nie będę przywodził znajomych przykładów z dawnej i nowożytnej historii: wspomnę o szczególnym i bliskim nas wypadku, który się wiąże z nieodżałowaną dla kraju stratą. Sławny Tadeusz Czacki, niepospolity licznym zbiorem swoich wiadomości, rzadszy jeszcze zupełnem zapomnieniem siebie dla publicznego dobra, który w tylu sercach istnieje hołdem najczystszej wdzięczności, oświadczał nieraz swoim przyjaciołom iż ważniejszych okoliczności swego życia zawsze się wprzód przeczuciem dowiadywał; śmierć nawet jego poprzedzona była niepojętem ostrzeżeniem. Na kilka dni przed swoją krótką chorobą i zgonem upewnił domowników, iż będąc w swoich pokojach, zdawało mu się że widział umierającego swego przyjaciela i krewnego jenerała Karwickiego, który go wołał do siebie; jakoż dziwnie i okropnie sprawdziły się te słowa, gdy w kilka dni przyszła wiadomość o śmierci generała Karwickiego mieszkającego o mil kilkadziesiąt, a wkrótce i Czacki poszedł się połączyć z wzywającym go przyjacielem. Lecz jakże wierzyć w podobne powieści, i nie sprowadzić uśmiechu na twarz oziębłą rozwagi? Fizyków i metafizyków o pozwolenie prosić wypada; do których powiedziećby można z Shakespearem: „There are more things in heav’n and earth, than are dreamt of in our philosophy.“Są rzeczy na ziemi i w niebie o których nam się ani marzy w naszej filozofii.
  4. „Tatarzy radzi się potykają w polu równem, pułki swe w około zgromadziwszy szykiem zakrzywionym, który pospolicie ludzie rycerscy marsowym tańcem zowią, a na pierwszem potkaniu tak gęste strzały puszczają jako najgęstszy grad.“ Kronika Gwagnina tłómaczenia Paszkowskiego kar. 593.
    „Tatarowie zaś zwykłym tańcem, a nakształt półmiesiąca zakrzywionym szykiem, różnie się rozstrzelili.“ Kronika Marcina Stryjkowskiego, karta 345.
  5. „Tatarzy strzały swe jadem jaszczurczym napuszczają.“ Paszkowski dzieje tureckie kar. 15; patrz słownik Lindego pod wyrazem jaszczurka. Nieznalazłszy bowiem tej xiążki w bibliotece uniwersytetu warszawskiego, nie byłem w sposobności sprawdzenia tego wypisu.
  6. Drab, żołnierz pieszy; p. słownik Lindego.
  7. Powszechnie wiadoma historia, a wielu z moich rodaków widziało sławny posąg do którego stosuje się to przyrównanie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Malczewski.