Strona:PL Antoni Malczewski, jego żywot i pisma.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czy już się będzie robak tulić do jej łona?
Ale nie długo Wacław stał tam w podziwieniu,
Prędko się w nim duch oparł swego ciała drzeniu;        1280
Schyla się na jej lica, usta do ust łączy,
I słodycz swego serca roskosznie w nie sączy.
„O! moja droga Mario! ty zimna i niema,
„A dla nas już jest szczęście“ echo mówi: „nie ma,“
„Mario! kochana Mario! w boju mnie widzieli,        1285
„Ojciec mnie z tobą spoi“ echo mówi „dzieli.“
Znowu ją pieści, cuci, z miłością stroskaną,
Coby się pocieszyła choć westchnień zamianą;
Jej głowa nagłym rzutem na piersi mu spada,
I w uderzonej zbroi jękiem odpowiada.        1290
Krzyczał, szukał ratunku, pusty dom przebiegał,
Tylko się marny zapęd po ścianach rozlegał!
Wraca, znalazł nadzieję, może czy nie zetrze
Mroku z jej czarnych oczu otwarte powietrze?
Lecz gdy silne rycerza unosi ją ramię,        1295
W jakież okropne ruchy jej kibić się łamie!
Nie z tą gjętką lotnością co w dół nie przyciska,
Lecz w całem opuszczeniu świeżego zwaliska,
Zwieszone ręce, głowa, zdrętwiałe już nogi,