Żyd: obrazy współczesne/Tom II/IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Żyd
Podtytuł Obrazy współczesne
Wydawca Jan Konstanty Żupański
Data wyd. 1866
Druk Czcionkami M. Zoerna
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Nieprzywykły do czytania i mówienia publicznie, Jakób powiódł oczyma po zgromadzeniu, i zarumieniony począł drżącym i słabym głosem.
— Przebaczycie mi państwo, że nieśmiało otwieram usta, jest coś dziwnego w mojém położeniu żyda wśród żydów co prawie zapomnieli już iż niemi byli, przywykli się tego wstydzić i zapierać, a lepiéj znają dzieje Anglii i Francyi niżeli swoje własne, historyą Chin niż Palestyny, literaturę sanskrycką niż hebrejską.
Zarzucano nam niegdyś odosobnienie się, było ono nie naszą winą, dziśby nam można wymawiać że przestawszy być sobą, nie jesteśmy niczém jeszcze.
Z tym krajem, w którym żyjemy, połączeni z nim węzłami licznemi, jesteśmy prawie w walce i boju nieustannym, z naszą przeszłością w rozwodzie. Tę to przeszłość i poetyczne jéj utwory chciałbym wam przypomnieć. Czas jest przecież ocenić je po ludzku i co w nich pięknego, charakterystycznego jest, podnieść. Naród który ma najstarszą praw księgę, sięgającą tych wieków gdy Bóg wprost oddechem swym żywił młodociane ludzkie plemię, w późniejszych téż epokach nie pozostał bez literatury, poezyi i pamiątek piśmiennych.
Urywków ułamkowych dawać nie chcę z tego ogromnego skarbca podań i poezyi, ale opowiem żywot jednego męża, na który składały się historya, tradycya, poezya; starczy on na ten raz. Bohaterem mojéj powieści będzie słynny uczony Rabbi Akiba.
Był on naprzód ubogim tak że służył za pastucha u bogatego Kalba Szabua... pochodzenie jego niewiadome. W dojrzalszym już wieku służąc w tym domu, pokochał córkę gospodarza, a miłość była dlań początkiem mądrości. Dziewczę postrzegło rozwijające się uczucie, podzielało je, ale czytając miłość w oczach Akiby, użyło jéj za narzędzie do podźwignięcia człowieka, w którym dostrzegło dary wielkie umysłu i serca, leżące odłogiem.
— Jeźli ci rękę oddam, rzekło, i stanę się twoją — musisz mi przyrzec że się cały nauce poświęcisz.
Akiba przyrzekł, zaślubili się potajemnie, ale ojciec dowiedziawszy się o tém małżeństwie, oburzony wyrzekł się córki swéj i wraz z mężem wygnał ją z rodzicielskiego domu.
W pierwszych dniach nie wiedzieli gdzie się podziać nowożeńcy, błądzili bez przytułku, bez chleba prawie, a noce spędzali na garści słomy pod gołem niebem. Podanie mówi, że piękne, czarne włosy żony Akiby pełne raz były startéj słomy, a mąż obierając ją z warkoczów, wzdychał nad tą nędzą swoją.
— O duszo moja, mówił do niéj czule, gdybym mógł, o jakżebym cię przystroił i kosztownościami okrył całą... Złotą Jeruzalem zawiesiłbym na piersiach twoich.
(Ozdobę złotą z wyobrażeniem miasta Jeruzalem nosiły zwykle bogate Izraelitki.)
Gdy to mówił nie postrzegł jak się zbliżył nędzarz odarty i rzekł mu:
— Miejcie litość nademną, dajcie mi garść waszéj słomy, żona moja chora leży w boleściach, nie mam co podesłać pod nią.
Akiba tknięty jego mową, zwrócił się do żony.
— Patrzaj, rzekł, oto ten biedak nędzniejszy jeszcze jest nad nas. (Talmud. Nedarim.)
Dotrzymując słowa danego żonie, Akiba który wprzódy uczonych nie cierpiał a naukę miał w pogardzie, udał się do szkoły publicznéj w Nachum Gamsu, i chociaż dorosły począł od najniższych stopni.
Legenda mówi że gdy szedł smutny rzuciwszy żonę, natrafił zamyślony idąc na mały wody strumień, który przebiwszy skałę na wylot, płynął utworzywszy nad sobą sklepienie. Obraz ten go uderzył.
— Jeżeli słabe wody krople, rzekł w duchu, mogły tę twardą przebić opokę, czegoż nie dokażą rozum i wola człowieka? czegoż nie dokażą święte słowa pisma Bożego na miękkim umyśle ludzkim?
Tak nabrawszy odwagi, stanął przed przyszłymi nauczycielami swoimi. Podanie mówi, że miał naówczas lat blizko czterdziestu a nic się wprzódy nie uczył. Począł więc od głosek i niecierpliwie idąc daléj, postępował w nauce. W domu zamknięty rozmyślał nad tém czego się uczył w szkole, badając samego siebie o przyczynę każdéj rzeczy, rozważając prawidło wszelkie, usiłując rozwiązać każdą nastręczającą się wątpliwość.
Ubogim będąc i nie mając żyć z czego, szedł każdego dnia zbierać drzewo, sprzedawał swą wiązkę na targu, połową zarobku żył a drugą odkładał na odzież i inne potrzeby.
Żona jego wygnana przez ojca, poszła na służbę i żyła nędznie, mężowi przesyłając wszakże nie wyrazy stęsknienia i bolu, ale zachętę do pracy.
Trwała nauka wedle podań lat dwanaście, Akiba przeszedł swych mistrzów, z ucznia stał się słynnym nauczycielem, otaczały go tłumy słuchaczów, kilkanaście tysięcy młodzieży.
Żona spokojna oczekiwała jego powrotu. Miała ona sąsiadkę dokuczliwą, która jej nieustannie wytykała to że była opuszczoną przez męża, że ją jak wdowę samą jednę porzucił.
Biedna kobieta odpowiadała jéj cierpliwie:
— Jam sama tego żądała, wymagałam aby lat tyle poświęcił nauce, prosiłam go żeby ją przedłużył jeszcze lat dwanaście.
Doniesiono o tém Akibie, który z danego pozwolenia korzystał i pozostał znowu nad swemi księgami.
Liczba jego słuchaczów pomnożyła się we dwójnasób; nareszcie dobiegł kres lat naznaczonych i Akiba wyruszył w strony rodzinne.
Sława jego już była naówczas głośną, całe miasto wyszło przeciwko niemu, w tłumach szła téż i poczciwa żona jego.
— Jakże ty śmiesz w tych oszarpanych łachmanach stanąć przed nim? pytała ją zła sąsiadka.
— Mąż mój, odpowiedziała, zna duszę moją.
Gdy się z sobą spotkali, żona rzuciła mu się do nóg i ucałowała je. Uczniowie mistrza nie znając jéj odepchnąć chcieli, ale wstrzymał ich, mówiąc:
— Puśćcie ją, gdyż to czém jestem i czém wyście się stali, jéj jest zasługą. (Ketuboth.)
Stary teść Akiby przebaczył mu nareszcie i oboje z córką wziął do swego domu, dzieląc się z nimi dostatkami swemi.
Nauczycielami Akiby byli dwaj, ale różnego ducha mężowie, Eliezer potężnego umysłu, którego zwano naczyniem zamkniętém, bo kropli nie uronił z tego co przez usilną pracę zebrał, i Nahum przebiegły a bystry, rozbierający drobnostkowo rzecz każdą, zapuszczający się głęboko w badania. Z obu ich uczeń korzystał zarówno; od pierwszego wziął naukę, od drugiego zmysł jego krytyczny.
W tych czasach gdy Akiba rozpoczynał nauczanie, krążyło mnóstwo podań i tradycyi nagromadzonych przez wieki, lecz w piśmie nie zawartych jeszcze; Akiba usiłował dla utrzymania ustnych podań podeprzeć je powagą pisma, wnikając w najtajniejsze jego skrytości, tłumacząc, objaśniając, wywodząc. Stworzył on szkołę i metodę nową, która nadała życie nauce i wzbudziła uwielbienie powszechne. Zgodzenie tradycyi z pismem było główném pracy jego zadaniem.
Metoda jego była ścisłą i żmudną aż do drobnostkowości, wymagał od nauczycieli i od uczniów, aby niewiele, powoli i powtarzając jedno nauczali. Gospodarz, mówi o nim współczesny, w jeden kosz zsypuje wszelkie ziarno spadłe zbierając je w polu, ale przyszedłszy do domu przebiera je i każde odkłada z osobna; tak uczeń powinien postępować z nauką, oddzielić część jéj każdą, rozebrać, uporządkować.
Była to chwila gdy życie religijne silnie obudzone gorzało; tworzyły się sekty, walczyły przekonania różne, wykłady odmienne, odszczepieństwa; filozofia starożytna świetna i jasna nęciła swoim urokiem, chrześciaństwo zyskiwało codzień nowych prozelitow głównie pomiędzy żydami; gnostycyzm także poetyczne mrzonki swoje szczepił na starym pniu monotheizmu żydowskiego.
W tym czasie gdy wielu nawet z między uczonych żydowskich nawracało się i odstępowało od judaizmu, żył właśnie Akiba, usiłując utrzymać się wiernym starym religijnym podaniom.
Jedna z legend o nim powiada, że tak głęboko sięgnął w tajnie saméj istoty Bożéj, iż aniołowie przelękli chcieli ukarać zuchwalstwo jego, ale Bóg wstrzymał mściwych wysłańców. — Zostawcie go w pokoju, rzekł — godnym jest, aby rozpamiętywał wielkość moją.
Akiba który życie poświęcił nauce i kształceniu się surowemu, był téż niesłychanie surowym w ocenianiu spraw ludzkich i wszystkiego co w oczach pogan uchodziło za cuda. Zimną krytyką faktów zbijał on mniemane czary, a na zapytania odpowiadał wskazując niezmienne, istotne natury prawa.
Troskliwość o zachowanie czystości nauki, narażonéj wówczas na najrozmaitsze wykłady skłoniła Akibę do zakazu czytania ksiąg potajemnego, szczególniéj heretyckich. Samo nawet pismo święte przepisane przez odszczepieńca już za sprofanowane i niebezpieczne uważał.... Ta srogość nauki nietylko odstręczała od niego, ale nadawała mu wielką powagę. W całéj Palestynie, piszą współcześni, nie było równego mu męża „serce jego święte i myśli wielkie jako złocista opona okrywały pismo Boże.“ Pomimo téj wziętości Akiba pełen był pokory.
Podanie mówi, że gdy raz szkoła już pełną była ludzi, a uczniowie wszyscy, obyczajem wschodnim siedzieli na ziemi, tak iż Akiba na miejsce swe inaczéj by był przejść nie mógł jak depcząc po głowach tłumu, wolał pozostać ostatnim przy drzwiach, niżeli się tego dopuścić. Wszyscy żądali aby zajął miejsce swoje, lecz on usiadł u nóg ostatniego ze słuchaczów, aby się nie przedzierać depcząc ludzi.
Znakomity uczony tamtego czasu Rabbi Ismael, opłakiwał śmierć ukochanego syna. Było zwyczajem że cała szkoła w takich razach udawała się do siedzącego w żałobie, dzieląc jego boleść i cześć mu wyrządzając. Razem z innymi przyszedł doń i Akiba. Ale gdy miał w imieniu wszystkich przemówić do ojca, głosu podnieść nie chciał, aby się nie zdawało że szkole przodkować pragnie.
Gdy potém po stracie jego własnego dziecka, przyszła doń szkoła cała, rzekł w pokorze.
— Przyjmuję cześć mi wyrządzoną, albowiem nie mnie ją oddajecie, ale religii któréj jestem nauczycielem. Im człowiek więcéj wynosi się z nauki swojéj, mawiał, tém się staje godniejszym pogardy.
Gdy któryś z nauczycieli cieszył się zbytnio z odniesionego w rozprawach zwycięztwa, Akiba mu rzekł ze smutkiem: Jaśniejesz radością ja boleję nad zwycięztwem twojem, gdyż czuję że pokutować za nie będziesz.
Mówią że gdy raz wielka posucha trwała przez czas długi w Palestynie, nakazany został post i modlitwy dla uproszenia deszczu... Akiba zaledwie usta otworzył, ukazały się chmury i obfite potoki zlały ziemię spragnioną. W najtrudniejszych razach wybierano go dla łagodności charakteru i spokoju ducha, by między powaśnionymi zgodę czynił, nieprzyjaciół przejednywał — słowa jego niosły zawsze z sobą pokój i miłość.
Treścią nauki jego było: Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boże, bodziec mieć powinien w tém, że do doskonałości dążyć może; obowiązkiem jego cnota, największą dostojnością nauczanie wiary. — Wszystko przewiduje Opatrzność, ale człowiek jest wolnym... Sumienie samo karze grzesznika.
Wedle Akiby kara za grzechy doczesne po śmierci wiekuistą być nie mogła, niektórzy rabbini przyjmowali wieczne potępienie, on je odrzucał.
Najczęściéj zwykł był powtarzać wyrazy: „Bóg wszystko wiedzie ku dobremu.“ Szczególniéj w boleści, obawie, strachach i dolegliwościach pocieszał się tą myślą.
Raz, będąc w podróży, miał z sobą osła i koguta. Na noc, mówi legenda, przybył do jakiejś wioski szukając gospody po domach, ale mu przyjęcia odmówiono.
— Bóg wszystko wiedzie na dobre, rzekł i odszedł na nocleg do gęstego lasu, zapaliwszy światło. Ale wiatr latarnię mu zagasił — położył się więc gdzie stał, powtarzając ciągle jedno:
— Co Bóg dał, dobrze dał!
W téj chwili dziki kot zadusił mu koguta.
— Co Bóg dał, dobrze dał! rzekł znowu.
Wilk przypadł i rozdarł mu osła, powtórzył jeszcze toż samo spokojny. — Ale podanie tłumaczy iż w istocie wszystkie te straty i utrapienia na dobre mu wyszły, ratując życie.
Pokora, i ufność w Opatrzności cechami są wybitnemi jego charakteru.
Raz u łoża konającego świątobliwego człowieka, gdy wszyscy boleścią jego boleli z nim razem, jeden Akiba okazał się wesół i spokojny.
Zapytano go o przyczynę.
— Nie ma człowieka bez grzechu, rzekł, raduję się więc że ten cierpieniem za winy swe odpokutuje.
Inny uczony leżał złożony chorobą, trzéj starcy odwiedzili go razem z Akibą. Pierwszy z nich zaczął go wychwalać:
— Nauka jego pożyteczniejszą jest dla Izraela niż deszcz dla ziemi, gdyż deszcz rzeźwi i budzi pola do żywota cielesnego, a jego mądrość ukaja duszę do duchownego, wiecznego życia.
Drugi rzekł:
Mądrość jego pożyteczniejszą jest niż światło słoneczne, bo światło słońca wiedzie nas po ziemi, a nauka jego ku niebiosom.
Trzeci mówił:
— Tyś dla Izraela więcéj niż ojcem i matką, gdyż ci dają ziemskie życie, ty niebieskie.
Gdy koléj przyszła na Abibę, ten począł:
— O! jak słodko jest cierpieć na ziemi.
Chory tknięty do głębi temi wyrazy, obrócił się do przytomnych i rzekł:
— Podnieście mnie, abym mógł lepiéj tych słów świętych słuchać.
Wśród cierpień narodu, mawiał:
— Przystoi Izraelowi boleść, jako białemu rumakowi cugle purpurowe.
Wiara jego była, rzec można, wstydliwą, zamykał się sam na długie modlitwy, w obec ludzi modląc się krótko, a obowiązki powszednie życia spełniając gorliwie.
Pomimo że pismo nakazuje obchodzić święta wytworniejszemi sukniami i jadłem, Akiba zawsze w obojga był bardzo skromnym.
— Bóg, mawiał, łatwiéj wybacza grzechy popełnione przeciwko Niemu, niż ze szkodą bliźnich; sprawiedliwość należy nietylko Izraelicie od Izraelity, ale i poganinowi.
Maluje dobrze i epokę i mędrca i naukę jego zadanie moralności praktycznéj, które na sposób wschodni do rozwiązania uczonym daném było.
Dwóch ludzi znajduje się na pustyni, mają oni z sobą jednę niewielką wody flaszę, mogącą ocalić człowieka, ale nie ich obu. Idzie oto jak powinni postąpić? Jeśli się tą wodą podzielą, nie starczy ona aby obudwóch uratowała, oba więc zginą.
Rozmaicie rozwiązywano zadanie, wielu było za tém aby się oba dzielili wodą i umarli, Akiba za obowiązek uważał, aby się jeden poświęcił i życie drugiemu ocalił.
Rozwiązywał to surowym musem i prawem, a nie miłością.
W innym razie oświadczył się także przeciwko sądowéj karze śmierci, wysoko ceniąc życie ludzkie.
Stawszy się bogatym przez teścia, Akiba był ojcem ubogich, wszystkich stowarzyszeń miłosiernych wodzem i opiekunem. Mawiał on, że kto nie ratuje chorego, ten winien jest, jak gdyby go zabił. Świętość małżeństwa wysoko podnosił.
Zburzenie Jeruzalem, świątyni i męczeństwo całego narodu nie zachwiało w nim wiary w Opatrzność i niemylność praw Bożych, w nadzieję miłosierdzia. Patrząc na zwycięzców, płakali otaczający go, on jeden wśród dymiących ruin grodu świętego uśmiechał się spokojnie... pocieszał niezwalczoną nadzieją lepszéj przyszłości.
Był on dla współbraci otuchą i podtrzymywał ich w dniach zwątpienia, miłością narodu swego, przywiązaniem do wiary i obyczaju. Mimo to, pod ostatek życia, zebrał się przeciwko ciemiężcom Rzymianom w duszy jego gniew wielki; gotów na męczeństwo, zdawał się go oczekiwać.
Żył Akiba w czasie najgwałtowniejszego prześladowania Rzymian, straszliwego, bezdusznego rozlewu krwi swoich braci, za dni Domicyana cezara które liczono morderstwami, gdy na wydanie ludzi na męczarnie dosyć było podejrzenia i fantazyi mściwych nieprzyjaciół. Stan żydów, chociaż ich więcéj nad innych różnowierców nie prześladowano, był okropny... Świeże jeszcze rany nie przebolały... Vespazianowy ucisk się przedłużał, łączyła się doń pogarda i sromotne z żydami obejście. — Zabierano mienia tych, którzy je ukryć zdołali od rabunku, ścigano spokojnych... Rozeszła się wieść w tych dniach męczarni iż pomiędzy żydami znajduje się potomek Dawidów... ulękniono się aby pod jego wodzą nie powstali żydzi. — Nakazano śledzić pilnie, dość było podejrzenia najlżejszego by być w ręce katów wydanym. Domicyan tępił i zabijał chcąc koniecznie tego królewskiego potomka wynaleźć.
Prześladowano nietylko żydów, ale licznie naówczas na wiarę żydowską nawracających się; Akiba wielu pogan miał pomiędzy uczniami swoimi. Niewiasty rzymskie i całe rodziny przyjmowały monotheizm Hebreów. Karano ich śmiercią, wygnaniem, zabraniem majątku. Tak Domicyan krewnego swojego posądzonego o judaizm (a może o wiarę chrześciańską) Fleviusa Clemensa skazał na śmierć, a żonę jego Domitillę na wygnanie. Podanie mówi, że Aika udał się do Rzymu, aby postanowioną już rzeź odwrócić, że jeden z Senatorów mu do tego dopomógł i życiem to przypłacił. Umierając miał mienie swe przekazać Akibie.
Po śmierci Domicyana, w czasie krótkiego panowania Nervy, żydzi mieli parę lat spokoju; prześladowania ukrócono, nałożone na nich podatki zniesiono. Pierwsze lat dziesięć panowania Trajanowego były téż dosyć szczęśliwe, ale miały się opłacić boleśnie. Wyprawa Trajana przeciwko Parthom, w ciągu któréj rozproszeni po Syryi, Mezopotamii, Armenii i Persyi żydzi opór mu stawili, rozdraźniły Rzymian. — W Syryi wymordowały legiony żydów mnóstwo.
Hadryan prześladował szczególniéj uczonych, którzy uczucie narodowe żywili i przechowywali. — Wybuchło powstanie żydowskie w czasie zamieszek nad Eufratem, i żydzi korzystając z tego w Cyrenie, Cyprze, Egypcie wielu Rzymian wymordowali.
Akiba w tych straszliwych czasach nie siedział nad księgami i w szkole, stał się mężem czynu. — Rzucił on nauczanie i udał się w dalekie kraje obudzać męztwo swych braci, sam życie swe nieustannie narażając. — Przebiegł tak Cyrene, Cypr, Egypt, oddalone wyspy i grody, siejąc wszędzie przyszłego powstania nasiona.
Udał się w ciągu tych wędrówek do Nisibis, sławnéj w owych czasach ze swéj szkoły, był w Arabii; jest rzeczą dowiedzioną że Izraelici mieli udział wielki w wywalczonéj niezawisłości grodów perskich. W Cyrenie wodzem ich był niejaki Andreas, w Cyprze Artemion. Trajan wojował w Babylonii, a Lupus wódz jego w Egipcie pobity został przez Egypcyan połączonych z żydami. Andreas udał się do Palestyny dla poburzenia tamtejszych żydów; w Mezopotamii powstanie pod oczyma Cezara wzrosło straszliwie.
Ale nareszcie Martius Turbo uśmierzył Cyrenę, Andreas padł w boju, Hadryan zwyciężył w Cyprze, Lucius Quietus nad Eufratem i w nagrodę otrzymał rządy Palestyny.
Po tych wypadkach zemsta Rzymian przeciwko Izraelitom nie znała granic, rozpoczęło się dzikie prześladowanie wiary i narodu. Pod karą śmierci zakazywano żydom zachowywać ich przepisy religijne, sądzono że wykorzeniając wiarę, przez nią zniszczą narodowość.
Akiba wśród tych prześladowań okazał się niezmordowanym i nieulęknionym, podtrzymywał męztwo braci, wynajdował środki oparcia się, uniknięcia srogich przepisów. — Tajemnice wiary, obrzędy religijne postanowiono spełniać po domach. Akiba w podróżach swych, które przedsiębrał nieustannie życie narażając, starał się obudzić miłosierdzie rozproszonych braci dla tych co cierpieli prześladowanie, wyjednać dla nich pomoc. Wymową swoją do łez pobudzał, naród porównywając do Hioba.
Zdaje się że dawne stosunki wiązały go potajemnie ze sławnym Bar Kochbą... lękano się o jego życie. Na łożu śmierci Eliezer upomniał go aby więcéj ksiąg pilnował. — Zaczęto jednak ścigać zażarcie rabbinów i uczonych. Rufus ostatki świątyni zburzonéj kazał niszczyć aby wspomnień i żalu nie budziły. — Gamaljela na śmierć skazano.
Quietus spełniał surowo wyroki Trajanowe; ale żydzi mężnie znosili prześladowanie, przywiązując się mocniéj jeszcze do wiary i narodowości, których zachowanie stanowiło dla nich pociechę i rodziło nadzieję... Bardzo niewielu liczono odstępców, pomiędzy nimi był Eliszah, uczony w prawie izraelskiém i greckiém, którego zdrada zasmuciła wszystkich.
Eliszah wiodąc Rzymian za sobą, wpadł na zgromadzenie rabbinów, zmusił ich do przerwania obrzędów i odkrył sposoby jakiemi starali się uniknąć prześladowania Rzymian.
Przelękli się naówczas starsi aby podobną zdradą własnych braci cały naród nie był zmuszony do odstępstwa. Zebrała się rada tajemna, szukano środków ocalenia. Postanowiono gdyby kto groźbą śmierci zmuszony był do złamania prawa Mojżeszowego, słabość tę uniewinnić, dla ocalenia życia mniéj wytrwałych. W trzech tylko wypadkach groźba śmierci nie uwalniała; gdy szło o bałwochwalstwo, mord i nieczystość.
Z wielu ofiar ówczesnych historya wspomina szczególniéj dwóch braci Juliana i Pappusa, których wiek młody, niewinność, męztwo wobec śmierci, męczennikami uczyniły. Rozkazano im złożyć ofiarę bałwanom, a gdy odmówili sam kat ulitowawszy się ich młodości, dał im do zrozumienia, że byle tylko pozornie pokłonili się posągom, od śmierci mogą być wolni. Młodzieńcy wszakże nie chcieli swem odstępstwem boleści uczynić współbraciom i nieustraszeni poszli na śmierć. To bohaterstwo wzruszyło niewymownie wszystkich; poszli na radę starsi do poważnéj matrony, za świątobliwą uważanéj i za jéj zdaniem idąc udali się do Rzymu. Tu rozproszywszy się po ulicach miasta, błądzili wołając: O nieba, czyż nie wszyscy ludzie jesteśmy bracią, synami jednego ojca? jednej matki? nie jesteśmyż my już ludźmi?
Podania hebrajskie mówią że ta boleść tak wielka, to wołanie wzruszyło i skłoniło Rzymian do litości, że Trajan w ostatnich latach panowania prześladowanie ukrócił.
Dzień w którym odwołano dawne rozkazy, uczczono jako święto, nazwano go imieniem Trajanowem.
Akiba w tym czasie opuścił był państwo Rzymskie, gdzie podejrzenia i niechęci ludzi wszelką działalność tamowały, udał się na Wschód dla zagrzewania serc współbraci rozproszonych. Jakiś czas przebył on w Zephyrium w Cylicyi, potém w stolicy Kapadocyi, w Mezopotamii, w Apamea, nad Eufratem, nawet w Ethiopii, gdzie z panującym naówczas miał stosunki. Wszędzie starał się zbadać potrzeby, stan narodu i położenie wygnańców. Naostatek gdy się prześladowanie nieco uspokoiło powrócił do kraju, aby korzystać z pokoju i pracować w nim około jego przyszłości.
Po śmierci Trajana następca jego Hadryan odwołał srogiego Quietusa i osądził go na śmierć, ale zadane przezeń narodowi żydowskiemu rany nie zawarły się jeszcze, wspomnienia ich były świeże i przerażające. — Wiele niewinnych ofiar budziło pragnienie zemsty, mnóstwo ludzi znaczących padło, głowy rodzin, nadzieje przyszłości. Łatwo było w takim stanie ducha Akibie umysły rozgrzać i pobudzić.
Rozbolały naród jeden mąż energiczny poruszyć może, słowo jedno miota tłumami. Mężem który miał nieszczęśliwych Izraelitów obudzić i podnieść ku obronie praw swoich, był Symon Bar Kochba, co oznacza syn Gwiazdy. Nadano mu to imię dla uczczenia go, a późniéj gdy się wybuch nieszczęśliwie zakończył uwiedzione ofiary zmieniły je łatwo na Bar Kosiba... syna fałszu.
Bar Kochba śmiały, przedsiębierczy, powierzchowności ujmującéj, podstawy wzniosłéj, miał wszystkie przymioty wodza powstańców.
Hadryan który państwo swe objeżdżając znalazł je całkiem spokojném, miał mieć naówczas rozmowę z jednym z rabbinów, dozwalając na odbudowanie świątyni, któréj wzniesieniu późniéj przeszkodzono. Właśnie w czasie téj podróży Cezara, Akiba udał się do Bar Kochby a poznawszy bliżéj męztwo jego i energią, zdumiony wielkiemi przymioty, nazwał go gwiazdą Jakóba, ogłosił Messyaszem.
W Talmudzie były przepowiednie że przyjście zesłańca Bożego mają straszliwe klęski poprzedzić; zastosowano do nich niedawną krwawą przeszłość. Akiba ją wykładał, popierał go, ale wielu znalazł niedowiarków. Oznajmiono ludowi przyjście Messyasza, tłumy zapaliły się nadzieją blizkiego oswobodzenia, zbiegły się tysiące pod dowództwo Bar Kochby, do nich przyłączyli się poganie z ohydy ucisku rzymskiego.
Przysposabiano oręż potajemnie, zawiązano stosunki z twierdzami, po całym kraju, Bar Kochba miał się za niezwyciężonego, ufając w wojska swoje. Wedle podań nie przyjmowano do nich nikogo, kto wprzód na próbę siły, drzewa z korzeniem nie wyrwał.
Wzdęty pychą wódz powstańców miał rzec: Boże, jeśli mi pomagać nie chcesz, nie posiłkuj przynajmniéj nieprzyjaciołom moim, my ich sami zwyciężym.
Ta pycha i zarozumiałość jak zawsze i wszędzie, zwiastowały upadek dumnego.
Na pierwszy odgłos o gotującym się wybuchu pospieszył Rufus, rządzca Palestyny, ale w spotkaniu został pobity i to rozniosło pożar szerzéj jeszcze, wzmagając siły Izraelitów. W ciągu roku zdobyli oni pięćdziesiąt twierdz, grodków i dziewięćset ośmdziesiąt pięć wsi. Hadryan który z razu mało przywiązywał wagi do tego ruchu, po pobiciu wojsk swych, uczuł niepokój. Żydzi ośmieleni odmówili podatków. Głównéj wagi dla dalszego wojny postępu była twierdza Bitar w Palestynie. Tu stolicę swą założył Bar Kochba, i jak panujący bił monetę od swego imienia nazwaną. Po dwóch latach walki próżnéj i krwi rozlewu Hadryan powołał z Brytanii najdzielniejszego z wodzów swych Severa i posłał go naprzeciw zbuntowanym. Ale żydzi tak się byli mocno osadzili w zajętych przez się stanowiskach iż Severus stanowczéj bitwy wydać im nie mogąc, szarpał tylko napadami, odejmował żywność, ściskał, osaczał, szarpał, dopóki Izraelitów w Bitar nie otoczył. Tu zmożony głodem i brakiem wody Bar Kochba, wystąpił do rozpaczliwéj walki, broniąc się zajadle. Gdy inni się bili, pobożny Eliezer na poście i modlitwie błagał pomocy Bożéj, ale oskarżony o zdradę przez zapalczywego wodza zabity został. Ta śmierć niewinnego była jakby przepowiednią upadku. Wkrótce potém Bitar wzięli Rzymianie, a Bar Kochba poległ w boju.
Ofiary téj wojny liczono do pół miliona głów, poległych od miecza, głodu, na polach bitwy i w rzeziach mściwego nieprzyjaciela. Kosztowało wszakże i Rzymian to zwycięztwo tak wiele, że się niém nie bardzo chlubić mogli. W rocznicę zburzenia świątyni jerozolimskiéj, dnia 9. Ab przypadło wzięcie Bitar, dzień to był pamiętny klęskami dla narodu. Ścigano potém pozostałych którzy się kryli po lasach i pieczarach. Zgłodniali karmili się trupami swych braci, a wielu wywabionych zdradziecko ze schronień pozabijano. Innych posprzedawano w niewolę, przepełniono nimi więzienia. Hadryan odnowił edykt Trajana zabraniający obrzędów i zachowywania praw, nauczania pisma i wiary. Rufus powołany po Sewerze do zarządu Palestyny, sroższym się jeszcze okazał dla słabych, bo mu dojmowało upokorzenie dawne. Jerozolimę kazał Cezar osadzić poganami, posągi swe wznieść na górze na któréj była świątynia, a na gruzach jéj nową bóżnicę Jowisza kapitolińskiego. Imię nawet Jeruzalem zmieniono na Aelia Capitolina, od imienia Hadryana Aelius. Do stolicy ich dawnéj wzbroniono przystępu Izraelitom. Na bramie wychodzącéj ku Betlehem, wystawiono świnią głowę, na urągowisko i ohydę żydom.
Zdaje się że Akiba, który moralny tylko miał udział w tym ruchu, w pierwszych chwilach po uśmierzeniu powstania, pozostał wolnym. Ale największe prześladowanie żarliwości jego dla wiary złamać nie mogło; na widok towarzyszów swych ścinanych i mordowanych wołał przeczuwając swój koniec:
— Gotujmy się na śmierć! dni wielkiéj żałoby przed nami.
Szpiegi Rufusa śledzili kroki Izraelitów, szczególniéj zwracając baczność na mężów uczonych i wykładaczy prawa. Akiba nieustraszony wszędzie publicznie nauczał wiary, próżno go ostrzegano.... Schwytany w chwili gdy wykładał księgi święte, zaprowadzony został przed Rufusa; ten osądziwszy go za jednego z głównych ruchu przewodzców, kazał wrzucić do więzienia i wyznaczył na ofiarę.
W ciemnéj kaźni, o chlebie i wodzie, osamotniony, nie upadł na duchu Akiba, starając się i tu zachowywać o ile mógł przepisy prawa. Opis tych scen więziennych maluje człowieka surowość i potęgę ducha narodu. Akiba nie mając wody, ostatnie jéj krople zlewał na ręce, zamiast się niemi orzeźwić, aby mógł oczyszczony przystąpić do modlitwy. Mnóstwo takich rysów przywodzą podania.
W więzieniu nawiedzał go, badał, uczył się od niego Rufus, jakby mógł srożéj jeszcze żydów ciemiężyć. Odpowiedzi Akiby zachowane w podaniach świadczą o spokoju jego ducha i niezachwianéj odwadze. Pozostali bracia pozbawieni jego rad, często uciekali się do najprzebieglejszych środków aby do niego dostać się mogli. Zapłacono czterysta Susim jednemu który ofiarował się przedrzeć do więzienia, aby żądaną odpowiedź (gdy uwolniony zostanie) przynieść od Akiby. Inną razą poprzebierani za przekupniów przychodzili wyszukanemi słowy tajemniczemi z nim rozmawiać. Przed zgonem dozwolono, jak się zdaje, widzieć się z nim synowi, gdyż nauki które mu dawał legenda powtarza.
Akiba skazany nietylko na śmierć, ale na srogie męczarnie, miał mieć z głowy zdartą skórę żelaznemi grzebieniami; szarpany okrutnie nie wydał jęku, a gdy wśród mąk nadeszła zwykła godzina modlitwy Szema, wyrzekł ją całą głosem spokojnym. Przelękły kat nawet sam zapytał go czy miał jakie czary przeciwko boleści.
— Nie mam żadnych czarów, odpowiedział męczony, czuję boleść jak inni ludzie, ale w głębi duszy się cieszę, bom dawno pragnął miłość ku Bogu poświadczyć ofiarą życia mojego. Teraz przyszła spełnienia jéj godzina, dla tego wesół jestem.... To rzekłszy daléj odmawiał modlitwę i przyszedłszy do słów: Bóg jeden i jedyny, ducha wyzionął.
Wierny przyjaciel Akiby Jehoszua z Gerasa, który pożegnał go w więzieniu idącego na śmierć, poszedł smutny do domu. Legenda powiada iż na progu jego ujrzał postać podróżnego siedzącego (proroka Eliasza), który go zapytał:
— Nie żądasz li czego odemnie?
Jehoszua powitawszy go spytał, ktoby był i w jakim celu przybywał....
— Jestem kapłanem, rzekł mu prorok, a przybywam oznajmić ci iż Akiba leży zabity w więzieniu.
Naówczas oba z nieznajomym udali się do więzienia; drzwi jego stały otworem, odźwierny spał, więźniowie byli uśpieni. Przybyli idąc ostrożnie doszli do lochu w którym spoczywały zwłoki, wzięli je na nosze i niepostrzeżeni przez nikogo wynieśli. A gdy wyszli za mury prorok sam zażądał ciało nieść na ramionach.
— Jakże ty kapłanem się mieniąc, możesz zwłoki nieść na barkach? zapytał Jehoszua zdziwiony.
— Bo w takich ludziach jak ten który zmarł, nie ma nic nieczystego, odpowiedział prorok. Idź za mną i milcz.
Całą noc szli z tym ciężarem, aż przybyli do miejsca zwanego Antefros. Tu droga spuszczała się w dół, na trzynaście stopni, po których zstąpili, potém trzydzieści w górę, i stanęli u wnijścia pieczary.
Otwarła się jaskinia przed nimi i wszedłszy znaleźli tu łoże, stół, siedzenie, światło przysposobione, położyli więc zwłoki i gdy wracali światła zapłonęły a pieczara się zamknęła za nimi.
Eliasz zniknął wołając: Szczęśliwy, sprawiedliwy dla którego zgotowane jest miejsce poczestne tu na ziemi a nieśmiertelne w niebiesiech (Jalkut).



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.