Rys dziejów języka polskiego
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rys dziejów języka polskiego |
Pochodzenie | Nowe studja literackie Tom I |
Wydawca | S. Orgelbrand |
Data wyd. | 1843 |
Druk | Drukarnia S. Strąbskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Nic dotąd pewnego niémamy, ani o pochodzeniu Słowian, ani o starożytnym ich języku; domysły tylko mniéj więcéj do prawdy podobne, o czasie wędrówki Słowian do Europy z Azij, o ich języku dawnym, są całemi ich dziejami przed i dobrze jeszcze po X. wieku. Słowianie należą do plemienia ludów Kaukazkiego, Jafetyckiego, czyli Indo-europejskiego. Pochodzenie ich azjatyckie nieulega wątpliwości; a ślady dotąd w języku wszystkich Słowian pozostałe, poświadczają to niezłomnie. Dawność języka słowiańskiego w Europie, pomimo zdania niektórych, co przyjście ich w V. wieku po Chrystusie naznaczają; nie ulega wątpliwości i sięga przedhistorycznych czasów. Szaffarzyk czyni Słowian odwiecznemi tubylcami (αυτοχθονες). Dawniejsi badacze, jak Sebastjan Dolci, Appendini, Freret, dowodzą wielkiéj także starożytności ludu tego i mowy w Europie, powinowacąc go zbliska z Grekami. Freret chce nawet, żeby jakiś piérwiastkowy słowiański język dał początek greckiemu, utrzymując, że piérwiastkiem słowiańskiego i greckiego języka, jest gruby jakiś, piérwotny język Pelazgów. Jakkolwiek hypotheza ta w całości utrzymać się nie może i nic ją historycznie nie podpiéra, to pewna jednak, jak się z porównania Ekonomida przekonać można, że słowiański język wiele ma podobieństw, wiele analogij z greckim. Dolci i Appendini z nazwisk, miejsc i krajów, dowodzą szczątków dawnéj mowy Słowian w Grecij. Są to wszystko urywkowe, w całość jedną zlać się nie mogące i ciekawość tylko jątrzące badania, które jednak do żadnego ważnego wniosku doprowadzić nas nie potrafią. Porównywanie pojedyńczych dialektów słowiańskich z sanskrytem, wykrywając z nim także związek i podobieństwa, do niczego nie doprowadza, prócz do ogólnego wniosku, że Słowianie ze swym piérwiaskowym językiem, wyszli z Azij. Niemając zatraconego piérwiastkowego Słowian języka, temi cząstkowemi porównaniami pochodzących od niego dialektów dowodzim, że język-matka wypłynął z sanskrytu; one wszakże, doprowadzić nas nawet niepotrafią do wniosku, jaki dialekt dzisiejszy najbliższy jest piérwiastkowego języka. Wielu już bardzo pisarzy pracowało nad wyjaśnieniem podobieństw etymologicznych i budowy języków słowiańskich z sanskrytem.
Awejar’s Kalwiorhuckam, oder Sitten-sprüche aus Tamulischen Palmblättern, mit Bemerkungen über indische Gelehrsamkeit v. J. C. P. Rüdiger. Halle 1791. 26.
De lingua Russica ex cadem cum Samsr-danica matre orientali prognata, adjectae sunt observationes de ejusdem linguae cum alijs cognatione et de primis Russorum sedibus. Auctor. Conr. Gottl. Anton Vittembergae 1810. 4°.
Rapports entre la langue Sanscrit et la langue Russe presenté a l’academie Russe par Fr. Adelung. S. Petersb. 1811. 4°
О сходствѣ Санскритского Языка сь Русскимъ СП. 1811. 8°. Paul, v Friegange.
Etymologies Slavonnes tirées du Sanscrit (v. Graf Theod. Gołowkin). In Fundgruben des Orients l. 5. 459. — Vergleichung einiger ähnlicher Sanscrit und Slawischer Worter von Alex. Murrays. History of the European Languages. Vol. II. p. 346. Vergleichung des sanscrits mit Slawischen Dialecten und mit dem Litthauischen Lettischen und Altpreussishen v. Bopp. (In Vergleich. Zerglied. des Sanscrits der mit ihm verwandten Sprachen. Majewski. O Słowianach i ich pobratymcach. Część I. Fr. Adelung. Versuch einer literatur der Sanskrit-Sprache. 1830 8o S. Petersb.
Podobieństwa jednak sanskrytu znajdą się równie z inno-plemiennemi w Europie językami, z Keltyckim starożytnym nawet; a w ogólności sąż języki co by się jakąś niewidzialną nicią nie łączyły z sobą?? Jedne przez drugie, lub bezpośrednio, krewnią się z sobą i naprowadzają na myśl, dziwaczną może, ale nieuchronną, jakiegoś odwiecznego języka-matki, co im wszystkim dać musiał początek.
Czyli Słowianie, nim się podzielili na osobne pokolenia, narody i pomięszali z innemi ludami Europy, mieli już wprzód właściwe jakieś sobie pismo? niewiadomo. Znajdowane starożytne runy, do świeższéj już odnoszą się epoki, ograniczone bardzo i rzadkie ich użycie, badania o tém dzisiaj utrudnia.
O Runach Messenius. Martini. Themi Romano-Suetica Nedtenbladti. Yerelius Runographia Scandica. Die Runen und ihre Dänkmäler nebst Noten zum Scandischen Kenntniss. v. Dr. G. Thormond. Legis. Leips. 1829. Barth. 8. 216 pp. CV. T. 61. Wszyscy co o runach pisali utrzymywali, że to pismo jest północne i od niemieckich pokoleń (Nordmänner) od Duńczyków i Szwedów do Europy południowéj przeszło, teraz znalezienie run w Tartarij, w Rossij, w południowéj Panonij zmienia zupełnie stan opinij o nich i zdaje się stanowić, że z Azij przeszły do Europy do Hetrusków i Słowian panońskich i obotryckich. O Tatarach vide Remusat, Recherches sur les langues Tatares. Paris 1820. Listy z krajów Słowiańskich Kucharskiego. 1828 roku Gaz. Pols. № 40 1829. Kollar wyczytał runiczny napis na Czarnobogu, a raczéj ułamku bez głowy wyobrażenia starożytnego jakiegoś zwierzęcia, stojącym przy katedrze w Bambergu. Wydano o tém wiadomość, poruszyli się i zapalili się głowy. Niedawno jeden z moich znajomych, ruszył umyślnie dla oglądania Czarno Boga do Bamburga. Okazało się na miejscu, że to co uczony Kollar wziął za runy, były to kréski nieforemne, na większym kamieniu wyryte przed laty kilkudziesiąt przez swawolnych naówczas chłopców, a dziś jeszcze w Bambergu żyjących starców. Obaczyć o tém świéżą rozprawę prof. Rudharta z Bamberga.
Jakkolwiek badanie run podlega dziś nieskończonym trudnościom i arbitralne ich tłumaczenie na wiarę zasługiwać nie może, póki nieznajdziemy do nich pewnego klucza, jak do hieroglifów, natrafiając na napisy runiczny i inny jaki, jednoznaczne i obok stojące; exystencja ich sama, wnioskować każe, że przed Cyrillim i Methodym, przed nawróceniem Bulgarów i Morawij, Słowianie mieli swoje własne pismo, którym potrzeby swe, zaspokajali. Run tych inaczéj użytych, jak na żelezie, drzewie lub kamieniu nie znajdujemy, ludy co je pisały, zajęte wojnami, nie troszcząc się o dzieje swoje, ryły tylko nazwy bohaterów na hełmach lub kamieniach, śpiéwały o nich w pieśniach podawanych z ust do ust; a przechody swemi i bitwy, mieczem dzieje swe pisały na ziemi.
Rzadkie, i krótkie są pomniki runiczne słowiańskie. Pismo porządne, jakiego używała już zachodnia Europa, weszło do Słowian z nawróceniem ich na wiarę chrześciańską. Bulgarowie, którzy najpiérwsi zaczęli napadać na wschodnie Rzymskie Cesarstwo, naprzód też przynieśli razem z łupami, słabą iskierkę oświaty, która ich potém od innych pobratymczych pokoleń odcechowała.
Patrzmy jak nasi pisarze, o początkach języka naszego powiadają (Kromer. K. V. Górnicki Ks. I.) „Nasz język polski urodził się z słowiańskiego, abowiem wszystkie te języki: Polski, Czeski, Ruski, Charwacki, Bośnieński, Serbski, Racki, Bułgarski y inne, były piérwéj jeden język jako y jeden naród słowieński; z tego tedy narodu, kiedy jedni tam, drudzy sam siedliska swe przenieśli, przyszło i to, że z jednego języka, wiele się urodziło różnych.“
Na dowód jeszcze jak kronikarze nasi proste i jasne mieli o tém pojęcie, przywodzim ułamek następujący ze Stryjkowskiego.
Myśl ta Stryjkowskiego, jest i dziś przyjętém tłumaczeniem, podziału słowiańskiego języka na dialekta.
Po nawróceniu Bulgarów, przyjęli oni dla swego języka greckie głoski i pismo Ś. przełożyli. Było to piérwsze użycie języka słowiańskiego piśmienne, języka dotąd barbarzyńskim zwanego.
Język, powiadają niektórzy, co wystarczył już na tłumaczenie pisma świętego i podołać mu potrafił, musiał być poniekąd wykształcony. Nic jednak tego, zdaniem naszém nie dowodzi i prostota oryginału, któren dziś na najmniéj ukształcone dzikich ludów języki, gorliwi missjonarze wykładają, łatwém uczyniła tłumaczenia. Xięga ta, karmicielka ludów, da się wyrazić wszelkim językiem, jest to niejako jéj cecha, jéj przeznaczenie. Nie zaprzeczamy, że tłumaczeniem język musiał wykształcić się nieco, lub przynajmniéj przekształcić.
Przed wiekiem X. polski język mało się jeszcze różnić musiał od innych słowiańskich i od nich oddzielać, w IX bowiem, wszystkie słowiańskie dialekta, tak były sobie podobne, że je historycy powszechnie za jeden brali.
Powoli jednak i polski i inne, ku Xmu wiekowi odcechowywać się zaczęły i odróżniać od siebie. Ludy z wypraw wojennych przynosiły od zwyciężonych nowe rzeczy, nowe pojęcia, a z niemi nowe wyrazy, w przebywanych krajach, pochwytywały pojedyńcze słowa, przejmowały je od sąsiadów i dzielić się zaczęły na języki różne, sobie podobne, a przymięszanym obcym piérwiastkiem odmienne. W liście Melecjusza, którego autentyczności nikt dotąd nie Melecii de religione Veterum Prussorum. zaprzeczał, widać z przywiedzionego ułamku pogrzebowego zawodzenia, po polsku, nowy już kształcący się język i przyrośnięcie jego do innych.
Z liturgją Metodjusza do Morawij i Bulgar wprowadzoną, język słowiański (ale słowiański piśmienny nie piérwiastkowy) wszedł znowu i do Polski; dopiéro w roku 968 papież zakazał odprawowania ofiary świętéj, w tym języku. Nareście chrzest Mieczysława, wprowadził do Polski obrządek łaciński, a z nim i język ten razem, wiążąc Polaków nowym węzłem z Czechami i ustalając na długo wpływ wzajemny na siebie, obu tych pokrewnych dialektów.
Odtąd do dostąpienia urzędu, do osiągnienia duchownych stopni, do nabycia nauk nieodbicie potrzebnym staje się język łaciński. Przysłani z zagranicy nauczyciele i apostołowie, gardząc mową, którą barbarzyńską zowią, drugim dla siebie, uczyć się każą, a sami krajowego języka uczyć się nie chcą.
Dialekta na które podzielił się język Słowiański, są: I Czeski. II Morawski. III Słowacki w Węgrzech około Presburga. IV Kroatski. V Dalmacki. VI Illiryjski. VII Bośnieński. VIII Windyjski w Styrij. IX Kraiński w Karnjoli. X Slawoński w Slawonij. XI i XII Wyższy i niższy Sorabski w Łużycach. XIII Ruski. XIV Cerkiewny kościelny. XV Polski etc. Bulgarowie i Morawi Cyrylicki alfabet przyjmują. (Dobrowski, Justit. P. III. 1) przez Konstantego filozofa utworzony na wzór greckiego. Inni jako Illirowie, Dalmaci, Kroaci, Karnjolczycy, Polacy, Czechy, Venedzi, Luzacy, łaciński biorą. Ci dźwięki na których wyrażenie braknie im postaci, rozmaicie składają i wiążą:
Cyrill. | Illir. | Corvat. | Carn. | Pol. | Czes. |
з. | z. | z. | s. | z. | z. |
ж | x ✕. |
s. | sh. | ż. | ź. |
с | s. | sz. | ſ. | s. | s. |
ш | sc. | sh. | ſh. | sz. | ſs. ś. |
ц | c. | cz. | z. | c. | c. |
ч | cs. | ch. | zh. | cz. | ć. |
Prócz tego Dalmatom niewiadomy autor ułożył alfabet hłaholityczny, Bukwicą zwany, którego użycie od połowy IX wieku się poczyna. Dobrowski Inst. Ling. Slav. 11. 5. Іоанъ Ексархъ Болгарскій Коллайдовича. с. 3. O tym alfabecie niektórzy myśleli, że był właściwym, piérwiastkowym słowiańskim, wszystkim ludom przed przyjęciem wiary właściwym; obacz naiwną i ciekawą kronikę Blaise de Vigenère dla Henryka Walezego napisaną 1573 p. 2.
Jadwiga nareście, piérwsza mu wyciąga rękę i podnosi go, aż ku sobie. Ona rozkazuje tłumaczyć dla siebie Biblją, czyta po polsku: Żywoty Ojców świętych, Nauki cztérech Doktorów, Kazania o męczeństwach SŚ., Rozmyślania i modlitwy Ś. Bernarda i Ambrożego, Objawienia Ś. Brygithy.
Długosz X. f. 161 Mat. Miechov. IV. 41. Jędrzéj z Jaszowicz miał dla niéj tłumaczyć Biblją, którą w kilkadziesiąt lat późniéj (1455 w Korczynie) Piotr z Radoszyc dla Zofij, czwartéj żony Jagiełły przepisywał. (Inscriptio Maspti Ser. Sacr. Corcin. ap. Turnov. et Węgiersc. Hist. Eccl. Slavon. f. 23 Simeoni Theoph. Turnov. Respons na okulary 89. Zwierciadło Nabożeństwa Krześciańsk. 5. ap. Lilielhal. Decim Boruss. III. 265.
Jagiełło mąż Jadwigi, umié tylko po rusku, język więc ruski, nawet dla Polaków w XIV wieku staje się językiem dworu.
Mało ludzi obraca się do nauk, zostawionych wyłącznie duchowieństwu, przeto jako jedynie usposobieni do nich, xięża zajmują urzęda świeckie, posady sędziowskie. Jagiełło sam pogardza nauką i pismem, a na list od Mistrza Krzyżackiego Jungingen z wypowiedzeniem wojny posłany, odpowiada.
— Ty do mene hramotu, ja do tebe szabloju.
Z téj epoki mamy już dosyć liczne pomniki języka, z których o jego stanie wnosić można.
Bogarodzica, pieśń ś. Wojciecha. Statut Vislicia Kazim. W. Psałterz Jadwigi 1390. Psałterz w Lintz z XIV w. 1400 roku Archiw. Metr. Koron. Wyrok w sprawie gminnéj, 1400. Ojcze nasz. Sylwana polaka 12 kop. 1412 Ojcze nasz w Statut. X Lignickiego. Rp. Wrocławski 1435 Kancjonał Przeworszczyka. Salve Regina. 1450. Rpm. Mikołaja Suledy Pisarza i Burm. w Warce. Cognitio Commodosa polonorum linguae. 1450. Opis Twarzy Chrystusa Pana. Książka do nabożeństwa S. Jadwigi. 1455. Biblja Zofij Królowéj, tłumaczenie Jędrzeja z Jaszowic. 1481. Dziesięcioro przykazań wiérszem, pieśń o Wiklefie, pieśń o S. Krzysztoforze bardzo piękna. 1482. Jędrzeja ze Słupia Rpm. Oycze nasz z Modus Confitendi. Oto co mamy celniejszego do końca XV wieku.
Czeski język już wówczas możnie wpływający na polski, dopomaga do tłumaczeń, w nim szukają zasobów, słów, zwrotów, pisowni. Ten wpływ Czeskiego, jego popularność, dłużéj niżby się zdawać mogło trwa u nas, gdyż począwszy od X. wieku, do XVI aż się przedłuża. W tym czasie wiele jeszcze u nas drukowano po czesku (Marek Scharffenberger) i pisano nawet, dowodem Paprocki. Świadectwo Długosza popiéra, ówczesne podobieństwo, prawie jednostajność, dwóch bratnich języków. Dysputa bowiem z Husytami w r. 1431, o któréj ón wspomina, że się odbyła w przytomności Króla i Senatu, i trwała Długosz X. XII. 1431. dni kilka, z delegowanemi na nią Czechami, po polsku z jednéj strony, po czesku z drugiéj odprawiała się. — Obie przecie rozumiały się doskonale.
Wpływ niemieckiego języka i przez język czeski i bezpośrednio działa na polski. Niemcy prędzéj ucywilizowani sąsiedztwem Galij i Italij, dają nam rzeczy swoje, wynalazki, udoskonalenia, prawa, pojęcia, a z niemi nomenklaturę ich niemiecką. Co dziwniéj jeszcze niektóre wyrazy na oznaczenie uczuć i pojęć oderwanych, wzięte są z niemieckiego; kiedy? dojść trudno. Tak smak i kształt są niemieckie.
Wyraz gust na oznaczenie smaku późniejszy, z łaciny lub francuzkiego wzięto, a postać w znaczeniu kształtu zupełnie nowa. Używano postawa, postać, w znaczeniu powierzchowność przybranéj, chwilowéj.
Język wszakże niemiecki wpływa tylko na polski dostarczając mu wyrazów materjału, formy niemieckie, budowa języka tego, nadto były nam obce, aby się przyjąć mogły. Stosunki téż z niemcy przerywane, nieprzyjaźne, nigdy wielkiego niedopuściły wpływu. Ukształcenie języka polskiego, jego stan w XIV i XV wiekach, odpowiada bez mała czego równolegle, stanowi innych europejskich. Tamte jednakże wydały już były utwory większéj miary; w polskim niewiele tylko pieśni i trochę tłumaczeń spotykamy, nic oryginalnego na większą nieco skalę; prócz pieśni o Bogarodzicy.
Bogarodzica, jest to starożytna pieśń wojenna śpiéwana za zwyczaj, dla dodania męztwa przed bitwą. Zwyczaj takich śpiéwów wspólny był polakom z innemi dzikiémi ludy, z których wiele po dziś dzień go zachowały. Pokolenia Indjan mają swoje osobne śpiéwy, każdy klan szkockich górali, swoją własną pieśń wojenną. Ludy zaledwie wykluwające się z barbarzyństwa krzykiem tę pieśń zastępują. Śpiéwano ją w bitwach do początków XVII wieku. Już Broscius w Albertusach, użala się, że jéj zaprzestano nucić. Był téż zwyczaj i po kościołach polskich ją śpiéwać. Uczeni dziadowie rybałci umieli ją jeszcze pospolicie w XVII wieku. Charakter téj pieśni, jéj duch pobożno-rycerski jest rękojmią starożytności. Vox populi przypisuje ją S. Wojciechowi, około r. 997, chociaż już i Kromer wątpi o tém. Dyssydenci dla wezwania świętych w przedostatnim wiérszu, starali się koniecznie dowieść (a napróżno) późniejsze jéj podrobienie. Kraiński. Postylla-Łaszczow 1611. p. 612. Efrom Rudinge rus. Proem. 2. Efraim Olof. polnische Lieder Geschichte. Kromer. Lib. III. Czacki. Nota 322. Łaski tak o niéj pisze: Prima omnium devotissima et tanquam Vates Regni poloniae Cantio, sive Canticum Bogarodzica, manibus et oraculo B. Adalberti scripta et primo dicta ad conserenda cum hostibus certamina dedicata primum in isto Regestro locum vindicat.
Wujek ją zowie Katechizmem polskim. Drukowana była 1506 w Stat. Łaskiego z przytoczonym dopiskiem. W zbiorze praw Gastolda (Czacki. O Lit. i Pols. prawach 322. Not.) Z komentarzami ascetycznemi u Flor. Unglera 1543 wydanie jako pieśni S. Wojciecha p. Stanisł. Lwowczyka. W Statutach Januszewskiego r. 1600. Wydana przez Bartłomieja Nowodworskiego Herb. Nałęcz. Kawal. Maltańskiego, dla rozrzucania między żołnierzy, przy kazaniach obozowych Fabjana Birkowskiego z témi wiérszami daje Bogarodzicę na pogrom pogański. Bartłomiéj Nowodworski Kawaler Maltański. Na co panie Boże daj szczęście. — To rozrzucanie pieśni dowodzi, że jéj już, jakeśmy wyżéj powiedzieli zapominano.
Wydrukował ją Skarga w życiu S. Wojciecha na końcu. (IIa Edy. 1780 Wil. T. I. 252) z przypiskami. Sarbiewski na łaciński język przetłumaczył pod t. Paean militaris polonorum (w IV xiędze Liryków). Chr. Adolf Klotz dołączył ją do zbioru pieśni Lacedemońskich wojennych Tyrteusza, a Konarski wreście na czele Voluminów Legum wzorem Łaskiego umieścił, Janociana V. II. S. I. 1. sequ. patrz śpiéwy historyczne i inne nowsze dzieła w których się ona znajduje.
Zarzut jakoby S. Wojciech przybywszy z Czech lub Niemiec, nie mógł tak prędko pieśni po polsku ułożyć, jest płonny. Czeski i polski języki młode jeszcze naówczas, tyle miały familijnego podobieństwa, za świadectwem pomników i kronikarzy w XIV nawet wieku, że w IX łatwo być musiało umiejąc po czesku, nauczyć się w krótce po polsku i nim pisać.
Jest jeszcze, a raczéj była pieśń o Ludgardzie i witaj Gospodynie, inne starożytne pieśni ludu do nas doszłe, uległy przelatując tyle ust i tyle wieków, takim zmianom, przerabianiom, przeistoczeniom, że z nich o języku nic a nic wnosić nie można.
Ważną epokę w dziejach języka stanowi złączenie Litwy i Rusi z Polską, za Władysława Jagiełły. Z tym prawie czasem w języku ludu, ustaje trwający od X. wpływ bezpośredni niemców i czechów, a nastaje ruski. — Stosunki na wschód otwiérają się, dwór mówi po rusku, język ten staje się pośrednikiem między Litwą a Polską.
Jeśli dotąd nie dziwno nam wcale, że język polski leży odłogiem, przy zalewie cudzoziemców, przy braku zakładów naukowych, przed XIV wiekiem i w XV początkach, zadziwiającém jest, późniejsze już o nim zapomnienie, zaniedbanie go. Nowo-urządzona Akademja Krakowska żadnego wpływu nie wywiéra na język, wszystko w niéj jest łacińskie; Grzegorz z Sanoka zaprowadza czystszą łacinę, ale nikogo niéma, coby się zniżył do narodowego języka.
Prawa piszą się po łacinie dla Polski, po rusku dla Litwy i Rusi, dwór króla mówi po rusku, xięża po łacinie, lud tylko i średnia klassa używa polskiego języka. Nowe acz dorywcze stosunki z Niemcami, wojny z Krzyżaki wsączają do języka, wyrazy niemieckie wojenne, częste zajmowanie zamków w Litwie i na Rusi, nie jest téż zapewne bez wpływu na język. Tym sposobem kształci się język i odcechowuje od innych dialektów słowiańskich, ograniczony potrzeby domowemi, ubogi bo mało używany, mało używany bo ubogi, zostawiony tylko chlebem powszednim średniéj klassie, pospólstwu, kobiétom i dzieciom. W téj epoce językiem ludu tworzą się tylko nowe pieśni pobożne i gminne.
Nauka tak u nas od tamtych prawie czasów upowszechniona języka łacińskiego, wyrosła po części, z naśladownictwa postronnych, u których łacina była w uszanowaniu i użyciu codzienném, po części z fałszywego przekonania, że język ludu nie odpowiadał potrzebom umysłowym wyższym. Tak dziś jeszcze Madziarowie kochając swój język, po staremu uczą się łaciny, tak my dziś uczym się téj nieszczęsnéj francuzczyzny. Lecz żeby jak pisze Loccenius wstyd tylko z nieumiejętności mógł dać powód do żarliwéj nauki języka łacińskiego Polakom, śmiészną i najmniéj podobną doprawdy jest rzeczą. Mamy aż nadto dowodów, że mniemany ów wstyd Kazimiérza Jagiellończyka z nieumiejętności Polaków, w czasie widzenia się jego z Karolem Szwedzkim Królem w Oliwie, jest istną bajką, razem z wnioskami jakie z niéj wyciągniono.
Tysiąc było daleko ważniejszych powodów do uczenia się łaciny. Był to język magistratury, uczonych, język uniwersalny, język wiary, duchowieństwa, dyplomatyki, obejść się bez niego było prawie niepodobna. Dodajmy do tego, że gdy do dzieł łacińskich potrzeba się było udawać dla nabycia nauk, tém samém nabiérało się ku niemu zamiłowania przez samo uznanie jego użyteczności, wydoskonalało się w nim i nareszcie wyłącznie się go używało. Kto chciał pisać, dla téj jedynéj klassy co go zrozumiéć mogła (uczonych), dla rozgłosu i sławy, musiał tego samego używać języka, bo wiedział, że gdyby po polsku napisał, niktby go nie czytał, niezrozumiał i nadto mała garstka z jego pracy korzystać by mogła.
Taki stan języka, zostającego w ustach średniéj klassy i ludu, używanego niekiedy do modlitwy, niekiedy do prawodawstwa, co wszystkim wyrozumiałe być musiało, trwa do panowania Alexandra, prawie bez zmiany. Jego panowanie, stosunki i wojny z Rusią, przytrzymały czas jakiś język w formach więcéj słowiańskich, mięszając go często z dialektem pobratymczéj, a mniéj zdenaturalizowanéj kulturą zachodnią, Rusi. Pobyt dworu i panów w Litwie, także się do tego przykłada, tym czasem język łaciński, zastępuje narodowy, na wszystkich stanowiskach ważniejszych.
Przykłady języka: 1500, pamiętniki Janczara tłumaczenie. — Zabytek dyplomatyczny odkryty przez Daniłłowicza, w Athenaeum. 1514 Agenda 1517. Wypisy z metr. koronnych 1522. Opecia Żywot Chrystusów 1525. Opisanie krótkie prac Kaspra Goskiego etc. — Marchołt — 1533. Ojcze nasz z modlitwy Pańskiéj Rotterodama, 1539 Psałterz Wrobla (Osiński Al. Bibl. Xięgi 191 pięć edycij) 1542. Księgi które zową język Erazma Rotterodama 1548. List Plohuski do Dantyska (pisownia). 1549 Chwalczewski 1554. Lekarstwo duszne Urb. Regi. (Bibl. X. I. 133) 1561. Biblja Lwowczyka 1563. Bibl. Radziwiłowska. (Siarczyński. Zygm. III. Lwo. 28. 119. Janocki V. I. 286. 1565. Koncylium Trydenskiego nowo-skończonego wyroki y ustawy — Kantyczki. Tragedja o papieżu. Żywot Reja p. Trzecieskiego. Zwierciadło Reja Dworzanin Górnickiego 1566. Jan Kochanowski 1585. Gościniec pewny niepomiernym moczygębom. 1588 Zaborowski. Batrachomyomachia. 1595. Myśliwiec. Bielawski i t. d. i t. d. i t. d.
Dopiéro za Zygmunta 1° od Opecia i tłumaczeń Biblij zaczynają się piérwsze stanowcze próby kształcenia języka piśmiennego i użycia go do wyższych potrzeb umysłowych; lecz próby te powiększéj części słabe, a z nich wyrasta od razu język piśmienny zupełnie złacińniony, z gramatyką i stylem łacińskim, pisownią noszącą jeszcze ślady dawnéj przybranéj czeskiéj, odświéżonéj nieco łacińską. Żeby się przekonać jak to mistrzowstwo łacińskiego języka, niestosowném było polskiemu, nawet w najpiérwszém zastosowaniu, w powierzchowném; dość jest rozpatrzyć alfabet, kombinacje z niego wynikające i pisownią. Dziś się jeszcze postrzegać daje, że cudzém piszemy abecadłem.
Wprowadzenie wielu wyrazów włoskich, winniśmy stosunkom w tym czasie czynniejszym Polski z Włochami, Bonie, podróżom młodzieży do klassycznéj ziemi, styczności duchowieństwa z Rzymem, a nareście temu może, że najpopularniejsi pisarze XVI wieku wszyscy się uczyli myśléć i pisać na świéżych wzorach włoskich. Górnicki i Kochanowski, doskonale ten język posiadali, oba tłumaczyli z niego.
W roku 1522 po polsku dopiéro u nas drukować zaczęto (Opeć) choć wiekiem prawie wprzódy po łacinie już drukowano.
Przyczyną tego zaniedbania, było zawsze jeszcze trwające wyobrażenie, że nic uczeńszego, wyższego, barbarzyńskim ludu nieda się wyrazić językiem. I gdy nawet pisać nim i drukować poczęto, wzięto się naprzód za rzeczy jak najprostsze. Całkiem bezskuteczne były usiłowania uczenia języka po szkołach w XIII i XIV wiekach, pilnowano w nich raczéj łaciny, niż polskiego, któren każdy z domu przynosił, tłumaczono wprawdzie Gallusa, późniéj Kadłubka dzieje po tych szkołach, lecz to mało się przyczyniało do kultury swojego języka, raczéj pomagało łacinie. Nad swoim językiem nikt pracować nie chciał, a nieforemna pisownia w ówczas czterdzieści z górą znaków liczyła, na wydanie dźwięków mowy polskiéj.
Tymczasem duchowieństwo lękając się aby nauka Hussa nie rozszérzyła się po kraju, z użyciem obszerniejszém języka narodowego, wstrzymało jego kształcenie. Haller po polsku wcale nie drukował, inni późniéj łamać się musieli z wielą trudnościami, których zawsze powodem była obawa o rozszérzenie nauki Hussa, potém Lutra. Vietor drukujący po polsku (1536 r.) pociągniony był przed Sąd Biskupi; świecka jednak władza nie mięszała się do tego. Gdy wreście starannie tłumione reformy nasiona, doszły aż do pospolitego ludu, na ówczas postrzeżono potrzebę lekarstwa, musiano chwycić się broni dotąd zakazanéj, aby nią walczyć z reformą i naprawiać co się zepsuło. Wtém z początku szkodliwa reforma, potém językowi dopomogła, gdy duchowieństwo obrócić się do niego musiało, aby rozszérzyć krąg swego działania.
Na ówczas do niedawno wzgardzonego języka wszyscy się rzucili. A jaka była wzgarda dla niego, łatwo się przekonać z przedmowy Vietora do xiąg Język Erazma Rotterodama, w któréj ón podziwia się jéj w Polsce, gdy postronne narody tak cenią to znamię rodzinne, przypisując to dziwnéj Polaków skłonności wywyższania nad swoje wszystkiego co jest obcém.
W 1543 r. pozwolono pisać po łacinie i po polsku dekreta. Pomimo tego wszystkiego, gdy na pogrzebie Zygmunta I, biskup Maciejowski powiedział mowę po polsku, to jeszcze takim było dziwem i nowością, że na nią nawet głośno sarkano, jak na nieprzyzwoitość jakąś. To wskazuje, jakie mimo nieuprzedzonéj rozumniejszéj garstki ludzi, większość miała wyobrażenie o swoim języku, już wreście mogącym się użyć i nieco wykształconym, a wykształconym tém łatwiéj, że kulturę swą wziął całą od razu i przyswoił sobie od łaciny. Tłumaczenia xiąg świętych i wykładów ich, po większéj części dosłówne z łacińskiego, składnią, frazeologją, uczyniły całkiem łacińską. Język polski nad wszystkie podobno współczesne bardziéj ma składnią łacińskiéj podobną, starożytnego kroju. Weźmy do tłumaczenia dawnych pisarzy, a przekonamy się, że po polsku tylko, prawie dosłownie bez zgwałcenia natury naszego języka, przekładać się dadzą. Język piśmienny złacinniony, odtąd zaczął wpływać nieznacznie na język ludu i zaciérać w nim charakter wschodnio-słowiański.
Za Zygmunta Augusta użycie języka narodowego, coraz obszerniejszém się staje i obok Janickiego, Orzechowskiego i mnóstwa Polaków piszących jeszcze po łacinie, występują już Kochanowski, Górnicki i Bielski. Zygmunt August sam, polski język miłuje, po polsku umié, wspiéra jego kulturę, chwali swoją ukochaną Barbarę, że jéj ten język nieobcy, listy swoje poufałe pisze po polsku, a w Piotrkowie 1562 (Herburt): „Bacząc potrzebę aby prawa a statuta polskie polskim były napisane językiem, deputuje na to pewne osoby” (1563) jako i na sprawdzenie tłumaczenia 1565, dozwala Herbutowi kończyć przekład Statutu.
Tymczasem włoski język, przez coraz częstsze i ściślejsze (z powodu rozszérzającéj się reformy i grożącego niebezpieczeństwa) stosunki z Rzymem, przez dwór Bony, utrzymuje się popularnym u duchowieństwa, między pany, uczonémi, od tych kawałki jego spadają do ludu. Pomimo starań o język i kulturę jego, pisownia jeszcze nawet niestała, anomalij pełna, czeszczyzny, łaciny, mianowicie w listach i niektórych rękopismach przez ludzi mniéj wykształconych, pisanych. Chociaż znowu z tych odłamków o niéj sądzić się nie godzi, gdyż one mogą być pełne błędów wspólnych wszystkim wiekom, a wyłącznie stanowi ludzi piszących właściwych. Dopiéro drukarze sami (Januszowski) wprowadzają w język piśmienny, uczony, stalszą pisownią, któréj nawet kancellarja królewska nie pilnuje, i nie czując się obowiązaną do jednéj pisowni, używa jaką napadnie.
Chociaż próby Januszowskiego, Kochanowskiego, podobno Orzechowskiego także i pisma drukowane, mogły już były pisowni przynajmniéj nauczyć, lecz że żadnéj jeszcze nie usankcjonował zwyczaj, a każdy sądził, że swój język znać musi bo się z nim na ustach urodził, nie dawano go systematycznie po szkołach, nie uczono w domu, każdy pisał jak chciał.
Z tąd uczeni tylko tworzący sami język i pisownią jego, znali je, reszta ludu szła za zwyczajem, uczyła się wprawą. I nie dziw przy tém, że jest różnica w pisowni pospolitych ludzi, od uczonych i xiążkowéj.
Piérwszy Bielski dzieje krajowe po polsku napisał, a w nich język acz prosty i sztywny, z podziwieniem postrzegamy znacznie różnym, znacznie poprawionym od r. 1534-35, w których mało jeszcze używanym (jak sam pisze) Bielski wydał był Żywoty filozofów. Ten postęp języka w tak krótkim czasie, z porównania dzieł obu Bielskiego, jest widoczny.
Po nim Kochanowski, Górnicki i Rej, najmocniéj wpływali na utworzenie języka, jaki wyrósł w XVI wieku. Kochanowski łacinnik doskonały, poeta na Horacym, Virgilim, Tibullu ukształcony, poeta uczony, co tłumaczył Vidę, co smakował w starożytnych i współcześnych sobie ich naśladowcach, wszystkiemu co napisał nadał cechę swego ukształcenia i pełnego prostoty i szlachetności charakteru. On, można powiedziéć, stworzył język poetyczny, wyrobił go i na zadziwiającym stopniu doskonałości postawił. Reja poezje (co do języka) przy jego, są to szkolne ramoty, przy arcydziełach mistrza. U Reja język prawda silny, żywy, ale jakże się nieborak łamie, aby nim myśli swoje wyrazić jako tako. Kochanowski włada stworzonym przez siebie, jak swoim, łatwo, zręcznie, wdzięcznie, nie tylko myśli swoje nim wyraża bez wymusu, ale je przystraja jak mu się podoba. Zda się że to stary, odwieczny język, którego się tylko wyuczył, a ón go przecie stworzył.
Kochanowski zastanawiał się nawet teorycznie nad językiem, wyśmiéwał mięszaną mowę, usiłował ustalić pisownią — a mając za stopień najwyższéj doskonałości kulturę łacińską, starał się ją nadać językowi polskiemu, ón do reszty języka budowę zbliżył do łacińskiéj.
Dziwna rzecz jak ten język, dotąd tak mało używany, zostawiony polskiemu ludowi i pospolitym potrzebom, od razu z pod ręki mistrza wyszedł nagle tak okrzesany, tak wykształcony, aż enerwowany prawie. I mistrz niepospolity co go wziął w ręce swoje, i język, który od wszystkich znajomych, najzdolniejszym był do ukształcenia — najróżnostronniejsze narzędzie.
Górnicki historyk i moralista, trzeci mistrz języka w téj epoce, nadał mu elegancją włoską, użył go w wyższych jeszcze umysłowych potrzebach i trudniéjszą może część jego wykształcił, niż Kochanowski. Każdy język, bodaj najdzikszego ludu, wystarcza do poezij, tego pierwszego krzyku, budzącego się ze snu narodu; język poetyczny jest wszędzie. Pod piórem Górnickiego, polityka-moralisty, język przystępował do rzeczy zupełnie mu dotąd obcych. Łatwiéj mu było z Kochanowskim śpiéwać, łatwiéj naiwnie gwarzyć z Bielskim, niż z Górnickim wykwintnego, wyszukanego, sofistykującego spolszczać Castigliona, wyrażać pojęcia bardziéj oderwane, mniéj zmysłowe, rozumować, moralizować, dworować — to były rzeczy nowe, które język piérwszy raz tłumaczył. Z tém wszystkiém Górnickiego język nie jest wyłamywany, wykręcany, owszem łatwy i energiczniejszy niż w oryginale włoskim Castiglione; ón go nie złacinnił w tokach, bo miał zdrowe i proste wyobrażenie o naturze jego i sposobie jakim się był kształcić powinien. Zalecał, że lepiéj iść za czeskim z biédy niż za łaciną, użalał się na wpływ cudzoziemski w Dworzanin, 1639, 45 języku młodzieży, i wytwornisiów, sztukujących się w mowie, włoszczyzną, hiszpańskim, francuzkim, nawet czeskim językiem, a nieumiejących sobie własnym wystarczyć, któren porównywając z innemi, podstępnie jego grubości, nieukształcenia, ubóstwa dowodzić chcieli.
Ostatni z mistrzów języka tego czasu, poprzedzający w poezij Kochanowskiego, w prozie Górnickiego, był Rej. Z nich trzech był to najmniéj uczony, a może najzdatniejszy. Ten sarmacki Montaigne człowiek natchniony, z wielkim bez zaprzeczenia talentem, a żadną prawie nauką, wierzący w progress reformy, sprzyjający jéj w duszy, żywy, energiczny, lubiący śmiéch rozpasany, jędrne wysłowienia, grube żarty, żarłok i dworak, poeta i teolog, po swojemu języka używał. Nie umiał nic prawie po łacinie, przepędziwszy swą młodość nie na ławach szkolnych, lecz ze szablą w ręku i wędą na Trzecieski. plecach, uformowany na pisarza siłą natchnienia, zachował w stylu i wysłowieniu całą energją przedłużonéj zapaloną głową młodości. Jego żywot poczciwego człowieka, pismo w duchu moralne, a wykonaniem przechodzące często w satyrę obyczajową, nie systematyczne, łatane, pełne jest jednak ognia; język w nim daleko energiczniejszy, jędrniejszy, ale za to mniéj polerowny, niż w Dworzaninie. I nie dziw, Górnicki był uczony, dworak Maciejowskich, ulubieniec Zygmunta Augusta, Rej zaś próżniak, człowiek nowych wyobrażeń religijnych (co go mocno cechuje) epikurejczyk, żyjący od dnia do dnia, nieskrępowany nauką, nie przestraszony czytaniem, śmiały, nie ochłodzony zimnemi kancellaryjnemi robotami, zawsze młody, żywy i niedbały o jutro w życiu, o poprawność i związek wpisaniu — i żył i pisał jak mu przypadło, nie pohamowany niczém, z niczego nie umiejąc uczynić ofiary.
Pod temi to cztérma mistrzami, Bielskim, Kochanowskim, Rejem, Górnickim, ukształcił się nagle, cudownie język za Zygmunta Augusta; omijam wielką liczbę innych pisarzy, mniéj nań wpływających, bo mniéj piszących, satellitów tych cztérech planet głównych.
W rzeczach naukowych, współcześnie także, języka probować zaczęto. Godna uwagi, jest Nauka Miernicza wydana po polsku w tym czasie, do któréj ułożenia dały powód nadużycia królewskich geometrów w Podlasiu. Nomenklatury naukowe, technikę brano zupełnie z łacińskiego i jakkolwiek można by to wziąść za świadectwo ubóstwa lub niegiętkości języka, trudności w jego wyrobieniu, ja to mam za dobre. Techniczne bowiem wyrazy nauk, sztuk i rzemiosł, mogły by i powinny by być jednakowe we wszystkich językach, co by znacznie ułatwiło naukę ich, dla tych, którzy tylko scientyficznych korzyści szukają, nie estetycznéj piękności w literaturze. Takie wyrazy z jednego z umarłych języków wzięte, łatwo by się naturalizować dały we wszystkich.
Za Stefana Batorego (że pominę Henryka Walezego, którego chwilowe rządy tylko nas francuzczyzną zaraziły) język utrzymał się jeszcze na stopniu ukształcenia, jakie odebrał za Augusta; lecz Stefan Batory mu zaszkodził, bo nieumiejąc sam tylko po łacinie, zmusił i tak już do nauki języków porywających się chętnie Polaków, aby się łaciny dla przystępu na dwór i do jego osoby, usilniéj uczyli.
Cf. Solikowskiego Commentarius gdzie pisze o pieczętowaniu przywileju na Akademją Wileńską, o czém z Wołłowiczem nieumiejącym po łacinie, przez tłumacza rozmawiał. Także X. Idzi od S. Jozefa cytuje w kazaniu odpowiedź arcybiskupa Lwowskiego, który na zarzut króla że nieumié po łacinie, choć jest biskupem łacińskim, odpowiedział: Tak się to stało jak W. Król. Mością, który jesteś królem polskim, a po polsku nieumiész.
Hartknoch 1697 Li. I. c. II. 93. Huic Regi quidam tribuunt, quod in polonia lingua latina a pluribus discatur, quam ullo alio in Regno. Referunt enim non nulli Stephanum cum poloniam venisset linguae polonicae non fuisse gnarum ideoque non tantum cum polonis latine locutum, sed etiam illos ad hanc linguam excolendam cohortatum esse etc.
Z tąd to powoli wyrodziło się tak poczwarne zepsucie języka, to poplamienie go łaciną, ten związek osobliwszy i niedobrany dwóch języków skutych z sobą, dziwaczném wyobrażeniem wieku. Przyczyny tego aż nadto jawne, upodobanie cudzoziemczyzny, chęć popisu, potém naśladownictwo bez myśli, potém już nałóg.
Ludzie naukom poświęcający się, zbytecznie zasadzali się na umiejętności wielu języków, które w istocie wielce pomódz mogą do nabycia wiadomości, wyobrażeń, ale nikomu nie dadzą jenjuszu. Było to dziwactwo wieku, który w kompilatorach i komentatorach widział największe jenjusze i prorokował nieśmiertelność tym wyrobnikom literackim. Każdy starał się przynajmniéj kilka języków umiéć, uczeni wszystkich znajomych choć po troszę chwytali. Niektórzy (Jan Niedzwiecki) łatwiéj pisali po grecku niż po polsku, inni byli w stanie sześcią językami śpiéwać dytyramby (Niegoszewski cf. Juszynski). Bez wątpienia tak zmudna praca nad obcémi językami, uprawie własnego zaszkodzić musiała. Takiemi lingwistami oprócz wymienionych, byli jeszcze Pętkowski Jezuita, Piotr Kirsztejn i Żorawski.
Już za Zygmunta I dziwiono się w Wiédniu, pisze Warszewicki, że z poselstwa Dantyska woźnice nawet umieli po łacinie, a bardziéj jeszcze zdumiéwano się nad umiejętnością języków w Paryżu, kiedy po Henryka Walezjusza jechano. Wszakże przy tém zaprzątnieniu obcemi, znaleźli się ludzie co i swój język cenić umieli, sławna jest odpowiedź Skargi, któremu zarzucano czemu po łacinie nie pisał. Wielki nasz mówca czuł, że jest niejako obowiązkiem, używać języka, w którymeśmy się urodzili, wychowali, któren sam tylko jeden wydać może najlepiéj myśli i uczucia nasze. Ale na jednego wielkiego Skargę, było więcéj takich co obojętni, nie zastanawiający się, twierdzili, że nasz język od innych był uboższy, do wyuczenia trudny i tak z nauki jego i użycia wymawiali się.
W piérwszych dwudziestu latach XVII wieku, język jeszcze utrzymuje się czysty i mało bardzo poplamiony łaciną, ale w miarę jak postępujemy daléj, coraz się gęściéj pokazują makaronizmy, coraz smutniéj od pstrocizny wygląda pokaleczona polszczyzna. Szkoły jezuickie, nowa metoda i system naukowy, przeważny wywarły wpływ na nieszczęśliwy język.
Łaciński, w szkołach przedewszystkiém najsystematyczniéj dawany, przeważa; narodowemu miejsce zabiérając, wszystko się nim i nim tylko wyraża. Uczoność zaczyna zależéć od cytacij, które z początku długie i rzadkie, potém krótkie a coraz gęstsze, porozrywane, drobne, przedzierzgają się w alluzje, w półsłówka, wplątują w język i czynią z niego tkaninę dwukolorową, do niczego niepodobną. Podobnego skażenia języka jakie w XVII i XVIII u nas miało miejsce, niespotykamy nigdzie i nigdy. Wpływały na to wyżéj wyjaśnione nie raz przyczyny, a równie i zajęcie się polemiką teologiczną, która w dysputy liczne, od wprowadzenia zakonu Jezuitów do Brunsberga, Wilna i innych miast, wylała się.
Dysputy były jeśli nie jedyną, to przynajmniéj jedną z najpotężniejszych przyczyn skażenia języka. W polemicznych rozprawach, teologom ciągle potrzebne były cytacje, termina poświęcone w filozofij — ich użycie z xiąg łacno się przeniosło na ambonę, z ambony w usta narodu. Wyrywano zdania łacińskie, potém frazesa, po tém po dwa i po jedném słowie biorąc i przeplatając niémi pokaleczoną polszczyznę. Tak samo prawnicy wpływali cytacjami kodexow, zbiorów praw, sentencij prawnych, terminami sądowemi, a szeroki wpływ sądownictwa, nie ustępował wpływowi polemiki religijnéj. I to nie w XVII wieku nagle, ale dobrze wprzód się poczęło, bo Górnicki jeszcze piszący w XVI, prawi nam za przykład Czechów, gdzie „urząd pisze pozwy językiem własnym Czeskim, nie taką waszą łaciną prawną polską, która nic w sobie łacińskiego niéma.” Tak tedy Rozmowa Polaka z Włochem. Dzień wtóry. już za Zygmunta III stało się nieodzowném umiéć po łacinie, aby pisać po polsku!
Wprawdzie ta manja uczonych cytacij była powszechną na ówczas w Europie, lecz spójrzenie na inne języki dowiedzie nam, że na żaden z nich tak zgubnego, tak długiego, tak niszczącego nie wywarła wpływu, jak na polski; nigdzie tak nie przesadzono jéj. W początkach XVII wieku, kiedy u nas już poczynał psuć się język, Anglja miała już Shakspeara, Hiszpanja Lopez de Vega, Francja wielkiego Kornela i większego jeszcze Moliéra. A w Polsce, stanowiły literaturę szmaty blade, pseudo-cycerońskiéj wymowy, poezij suchéj i wywiędłéj bez życia, bez barwy, historij szumnéj i w panegiryczny słup przerastającéj. Można powiedziéć patrząc na ogromne katalogi autorów, o naszéj literaturze ówczesnéj, co któś o teraźniejszéj angielskiéj powiedział. — Było mnóstwo wielkich pisarzy, pisarzy głośnych — dzieł wielkich nie było.
W XVI wieku francuzki język stoi jeszcze na równi co do ukształcenia z polskim, w XVII nagle się podnosi, a polski mimo Skargi, Zbylitowskiego, Grochowskiego, Twardowskiego, Miaskowskiego, Szymonowicza, co upadek jego wstrzymują, co czysto jeszcze piszą, powoli już fermentuje, dekomponuje się, psuje, pokrywa wrzodami łaciny, obwija szarym płaszczem retoryki i wpada w długą chorobę, na którą dają mu leki, od choroby gorsze jeszcze.
Ależ i stan kraju, nie dozwala myśléć o języku, o ukształceniu go, o literaturze; zamieszki, wojny, rozruchy domowe, zaprzątały wszystkie głowy, resztę swobodnych zajmowała walka z reformą, dopiéro w XVII wieku stanowczo pokonaną, a zawsze podnoszącą głowę i wołającą głosem upokorzenia i złości — nie dam wam pokoju! Już po Kochanowskim, Górnickim, Reju, tuż obok współcześnie ze Skargą, wyradzali się ludzie z pogardą niesłychaną dla języka własnego; ukazuje się głośny nad miarę Sarbiewski, którego jedynym dziełem polskim jest licha dosyć mowa pogrzebowa; naśladowca pokorny Horacego, w sukni Jezuity!!! Sarbiewski w naszych oczach podobny jest wielce zręcznemu fałszerzowi antyków. Żyjąc w XVII wieku duszą przeniósł się w starożytnych świat, przyswoił sobie język ich i mierzył swą doskonałość, zupełném zaparciem się siebie, swéj narodowości, indywidualności i stanu. Jest ón jakby echem starożytnych, co na ruinach, dawno zapomnianym językiem, formami, dawno umarłe powtarza myśli.
Za fałszywą tę monetę Sarbiewskiego, zapłacono mu najprawdziwszém uwielbieniem — ón z pisarzy polskich, może długo był najsławniejszym; tłumaczono go w uniwersytetach angielskich nawet.
Mnóstwo mniéj znajomych, mniéj szczęśliwych uczniów, naśladowców, tworzyli całe poemata, całe xięgi po łacinie jak Sarbiewski. W szkołach Jezuickich do tego stopnia wszystko było łacińskie, że najsrożéj zakazywano mówić po polsku studentom między sobą, dialogi grywano, wedle nakazów generałów zakonu, Lainez, Aquaviva, Tamburiniego, nie inaczéj jak po łacinie, tamując wszelkiemi sposoby użycie języka narodowego, uważając je szkodliwém i niebezpieczném. Im bardziéj opinja powszechna, podsycana przez różnowierców, ogłaszała się przeciw zakonowi, tém ón pilniéj zasłaniał się łaciną, lękając wymówić słowa, coby podlegać mogło wykładowi niekorzystnemu. Twardowski poeta z czasów Zygmunta i Władysława IV, naśladowca Kochanowskiego, śmiały, niekiedy poetyczny, językiem niezręcznie władał i nie posunął wykształcenia jego ani na krok daléj, jeśli nie cofnął go jeszcze. Z tych czasów Szymonowicz, Zbylitowski, Grochowski, Klonowicz jedni się czytać dają, oni niejako przedłużają jeszcze wiek XVI. A osobnéj cechy nie mają na sobie.
Język czysty, łatwy, jest językiem stworzonym przez Kochanowskiego, którego używają tylko umiejętnie. Inni, jako Fredro, który się tylko dla zwyczaju w mowach łaciną sztukował, Birkowski, Kojałowicz, Faliszowski, Otwinowski, Gawiński i t. d. dzielą z poprzedzającémi zasługę utrzymania języka w czystości, gdy wszystko dążyło do zepsucia go.
Nie wszystko zepsucie poszło bowiem z xiążek, owszem ono do nich dopiéro przelało się, gdy w mowie wyższéj klassy już się széroko rozlało. Język naprzód fermentować zaczął w prozie uczonéj, lecz to byłoby nierozciągnęło się daléj, gdyby dwór nie przyjął zepsucia za modę, od dworu panowie na sejmach i obradach publicznych nie poczęli plwać łaciną. Tu dopiéro zepsucie popularném się stało i rozeszło szeroko. Ale za Zygmunta III i Władysława IV kiedy się to działo, pisano przynajmniéj jeszcze czystszą polszczyzną, aż do Jana Kazimiérza. Probowano języka na wszystko i do wszystkiego. Oddawna już były przełożone zielniki ogromne zbiory ówczesnéj medycyny praktycznéj, na zachodzie coraz mniéj szacowanéj w miarę wzrostu nauki, a u nas jakby za czasów Alberta Wielkiego, w najwyższéj zostające cenie; tłumaczono Pedemontana, Cziachowski i inni medycy probowali upowszechniać swą naukę po polsku; gospodarstwo, budownictwo, pszczelnictwo, nauka o stawach (nawet o myślistwie), próby strategiczne, wszystko to po polsku już mówić wyuczyło się. Przeważały jednak liczbą w literaturze dzieła o prawodawstwie, filozofij, teologij, ascetyczne, polemiczne, te najpiérwsze zarazę wciągnęły w siebie i zionęły nią.
Tym sposobem tracąc zupełnie ducha swego słowiańsko-wschodniego, język polski przesycony łaciną, któréj weń bez miary narzucano, wyciosany na miarę łacińską, nakoniec zepsuty ostatecznie, skurczył się, zawiądł, zasechł — stanął. Nie było nowych myśli, nie było postępu w języku. Kręcono się w jedném ubitém kole; z jednostajną frazeologją, z gotowémi formy, sentencjami, na wszystko. Piszący kontentowali się nawlekaniem na sznurek różnych myśli, a raczéj frazesów; z nich tworząc dzieła wielkie a puste, których uczoności dziwiąc się, czytać ich dziś niemożemy.
Za Władysława IV zepsucie się powiększyło, język coraz bardziéj poniewiérać zaczęto. Dwór jego pełen był Włochów i Francuzów, grano mu komedje, tragedje, i tragikomedje po włosku (O. Ś. Cecylii w Warszawie. Andromeda w Wilnie) rozmawiano po łacinie i po francuzku, a w panegirykach dla niezwyciężonego monarchy, którego zwyciężała powoli podagra, sypano garściami łacinę dla przysolenia potrawy, co się już przejadać musiała.
Za Jana Kazimiérza nastąpiły wojny, rozruchy i zupełna stagnacja umysłowa. W tym czasie liczbę podwójną, ten jedyny zabytek form słowiano-wschodnich, wspólny dotąd polskiemu językowi z innemi słowiańskiemi, greckim, hebrajskim, wschodniémi, wypędziła zupełnie z użycia łacina i naśladowanie nowszych języków, w których jéj nie było.
Wszakże ślady po niéj zostały. Dwie ręce jest liczba podwójna obiema rękoma, obu nam dwóm. Liczba podwójna najwyraźniejsza była w imionach rodzaju męzkiego i żeńskiego, rzadka w nijakich. W żeńskich formowała się jak przyp. III. liczb. pojed. głowa głowie. W liczb. mn. głowy, liczb. podw. głowie. W rodzaju męzkim mniéj stała. W słowach zakończenie jéj najczęstsze na wa, co Dębołęckiemu podało myśl do téj wyśmienitéj facecijki o Jadamie i Jewie. Liczb. podw. u Słowian. Dobrowski Instit. II. 11. f. 23. 510.
Kiedy niekiedy tylko, język Górnickiego i Reja, przebijał się przez mowy pochwalne i sejmowe jezuickich uczniów.
Za Jana III, wpływ języka francuzkiego pod Walezym poczęty, przez ożenienie i stosunki Władysława IV pomnożony, odrodził się. Dwór Jana składał się w wielkiéj liczbie z Francuzów, strój francuzki został przyjęty, a język narodowy przy usilném staraniu o wyuczenie się obcych, szwankować musiał zaniedbany, nikt o nim nie myślał.
Nareście ci co po francuzku umieli, mówiąc ciągle tym językiem, wnosili potém w mowę polską, zapomniawszy jéj ducha, wyrazy i frazesy francuzkie. Przybyły z Francuzami zbytkowe stroje, ozdoby i tysiące fraszek dotąd orientalnemu Polaków przepychowi nieznanych; z niémi ich nazwiska weszły w język. Król Jan stosownie do ducha czasu, pisząc do żony mięszał francuzczyznę, na sejmach mówiąc, sztukował się łaciną. Wszakże, gdy język francuzki od dworu najwięcéj wpływał, a dwór obcy był literaturze, w niéj więc śladu wpływu tego niepozostało. Uczeni i akademje obojętnie spoglądali na język, zawsze i ciągle jeszcze łacina, była tym językiem powszechnym świata marzonym przez Leibnitza i Kirchera; na dziełach łacińskich budowano marzenia sławy europejskiéj, starano się przeniknąć tajemnice stylu Cycerońskiego, bardziéj jeszcze Seneki; po polsku odzywano się tylko do żony, do sług, do ludu, używając swego języka jak miedzianéj monety, na drobne potrzeby.
Za Sasów język zepsuł się do reszty, stanu jego ówczesnego opisywać nie potrzeba, dość wziąść w rękę Swadę, Polaka Sensata i tyle innych podobnych utworów, w panegiryczne koło wplecionych.
Niemiecki język dawno ustały wpływ na materjał językowy, odzyskał; w Polsce jak w drugiéj Babel, pełno było pomięszanych języków. Nie licząc mixtury, którą polszczyzną zwano, wyższego stanu ludzie mówili po łacinie, kobiéty i towarzystwa wytworniejsze, po francuzku; (Choinin pisze, że jeszcze przed Elekcją Walezego, obcując z panami Polskiemi, wielu znalazł dobrze po francuzku umiejących), teatr był włoski, dwór szwargotał po niemiecku, wojsko po niemiecku komenderowano, po polsku lud tylko jeszcze się odzywał.
Takich to losów doznał ten język, nim go Konarski wziął znowu z ust ludu i śmiało powstał na zepsucie.
Za Stanisława Augusta dopiéro, który na literaturze lepiéj się znał, niż na czém kolwiek bądź, wyszedł język z téj niewoli Babilońskiéj, z tego oblężenia łaciny, z zepsucia, które przecie ośmielił się Konarski nazwać tém imieniem, bo je dotąd za samą doskonałość miano. Konarski z nowym systematem naukowym, silnie następując na wady wymowy, Kopczyński z grammatyką (jeszcze w pół łacińską), Naruszewicz i Krasicki wystąpili z historją i poezją, wiek belletryzmu, nastał po wieku pendanterij i uczoności.
Pokazało się, że bez mistrzów cudzoziemców, nie obejść się było nieszczęsnéj Polsce, nie ustać o własnych siłach, zaledwie spadła z ramion łacina, siadła na nie francuzczyzna. Weszło w modę naśladować Francuzów, tłumaczyć ich pisarzy, styl już nareście przyswojony, już w duch języka wrośnięty łaciński, zaczęto zastępować najprzeciwniejszym mu francuzkim. Wzięto się do tłumaczeń Woltera i antiwollerzystów, francuzkich romansów, poezij, zaczęto naśladować literaturę bez życia, bez siły, dowcipną jeszcze, ale wyczerpującą się i próżną myśli, nadewszystko bez czucia i wiary. Puryści chcący zupełnego odrodzenia języka, znaleźli na drodze swéj przeszkodę w naśladownictwie tém, gallomanij, oczyszczono język z makaronizmów, które od niego łatwo odpadły, ale budowę przenaturzać poczęto frazeologją francuzką, językowi co chwila straszniejszy gwałt od łacińskiéj zadającą.
Wszedł w użycie styl jakiś połamany, chorobliwy, a wykwintny, napuszony, a próżny i bezsilny, pod którego powierzchnią wyszlifowaną, pompatycznemi ruchy, szumnemi wyrazy, nie było myśli, brakło życia. Koryfejem szkoły téj, był Potocki, któremu się zdawało że przyswajając językowi styl Francuzki błyskotny i gładki, zrobi mu największą przysługę. Opierał ón swoje zdanie na kulturze łacińskiéj języka polskiego i przybranéj jego naturze, zgodną ją widząc niby z naturą francuzkiego języka, dla tego że ten był synem prawym łaciny. Grubo się w tém mylił, bo język francuzki naturą swą całkiem się rozchodzi z łacińskim, z niego zaledwie materjał tylko wziąwszy, a nic ducha.
Krasicki, którego język daleko bardziéj polski, a w stylu jednak znać fracuzczyzny przesyt, kosztem siły, wyrobił w sobie tę gładkość, łatwość i dowcip, pochodzenia wprost nad Sekwańskiego. Naruszewicz tylko, w poezjach swoich, w historij nawet zachował toki dawne, kochając się w archaizmach i nie mogąc zapomniéć wychowania swego na łacinie.
W ogólności język za Stanisława Augusta, jakby z martwych powstał, więcéj nań wpływali reformatorowie, niż gallomani; odżył, zaświetniał, odrodził się. Był jednak w téj epoce widocznie podwójny. Język Konarskiego, Kopczyńskiego, Naruszewicza czystszy, prawidłowy, a wszakże przesiękły łaciną, choć o tyle polski o ile nim być mógł, przeszedłszy koleje, co go takim uczyniły, był językiem uczeńszych i literatury w części jéj lepszéj.
Drugi język towarzystw wyższych przesycony francuzczyzną i wygięty na francuzkie kopyto. Ten i w literaturze się ukazywał. Można by jeszcze i trzeci tu wskazać, język ludzi, co z małemi modyfikacjami przez nałóg, trzymali się augustowskiéj, makaronowéj polszczyzny, niemogąc się z niéj wyplątać tak łatwo. Te trzy języki zbiły się w jeden, na którym nieco późniéj, piętno francuzkie wyraźniejszém coraz się stało.
Z początkiem XIX wieku zaczęto usilnie nad językiem pracować, o nim myśléć. Feliński wystąpił z nową pisownią, któréj najlepsza część była przywróceniem zwyczaju XVI wieku (j). Inni jak Ossoliński, Siarczyński, usiłując powrócić językowi jego dawny charakter przed potopem łacińskim, wrócili do języka Reja i Górnickiego, łamiąc się z nim, i jakby na umyślnie, wyprowadzając co najpiérwotniejsze wyrazy i wyrażenia, już dziś dla nas niestosowne i nie wystarczające. Myśl ich nie była zła, ale ją wykonaniem przesadzili; dobrze było odżywić język, przypomnieniem dawnych form szczęśliwéj epoki, ale trzymać się ślepo frazeologij języka ledwie wyszłego z pieluch, nie wystarczającéj na dzisiejsze potrzeby, było to kłaść suknią z litéj grubéj materij złotéj, starego kroju, ciasną i niewygodną, dla tego tylko że ją pradziadowie nosili. Z tego musiał wyniknąć ciągły bój, myśli z wyrażeniem, które rubasznością swoją nie przypadało do samych autorów pomysłu. Każdy wiek ma swoją właściwą sferę myśli i stosowny do niéj wyrabia sobie język, z potrzeb wyradzający się. Narzucić języka, jak praw politycznych, nie podobna, znać będzie zawsze, że one nie wyrosły z potrzeby, ale nadane gwałtem zostały.
Nie wspomnieliśmy tu jeszcze, wielkiéj pracy Lindego i innych co w téj epoce dla języka prawdziwe położyli zasługi, gdyż w krótkim tym rysie zaledwie napomykającym o losach naszego języka, niémamy miejsca na ocenienie, jakiego by wymagały.
Takie przebywszy koleje, dostał się ten język do nas, i rozbił pod tysiączne wpływy, działające nań współcześnie ze stron wszystkich. — Nie pora dziś jeszcze wnioskować, jakim go przekażem następcom, ale w ostatnich kilkudziesiąt latach, tak już się odmienił, tak się odmienia co chwila, iż w krótce, może poznać go trudno będzie. Płyną weń zewsząd strumieniem obce wyrazy, i nietylko wyrazy, ale wyrażenia, toki, sposoby mówienia, coraz widoczniéj przerabia się na wzór współczesnych języków europejskich, zacierając charakter sobie wyłączny.
Z jednéj strony niemiecki, z drugiéj słowiański wpływ widoczny, zewsząd francuzki; ci archaizmami go pstrzą, ci wyklepanemi świéżo terminami niby-nowych pojęć malują, każdy coś swojego dodaje, że nie wspomnim o tych, co nieumiejąc go zupełnie, z poklaskiem powszechnym, swobodnie nim piszą; francuzkie swe myśli, polskiemi tylko wyrażając słowy, lub niemieckie subtelnostki tłumacząc niewolniczo po polsku. Ale nie zaciekajmy się nad przyszłością i skończmy.