Roztropne prosiątko

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Roztropne prosiątko
Podtytuł Opowiadanie z życia zwierząt
Pochodzenie Skarbnica Milusińskich Nr 21
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Popularnej
Data wyd. 1931
Druk Sz. Sikora
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
SKARBNICA MILUSIŃSKICH
pod redakcją S. NYRTYCA



ELWIRA KOROTYŃSKA
ROZTROPNE PROSIĄTKO
Opowiadanie
Z ŻYCIA ZWIERZĄT
z ilustracjami


WYDAWNICTWO
KSIĘGARNI POPULARNEJ
w WARSZAWIE
PRINTED IN POLAND
Druk. Sz. Sikora





Pewna świnka doczekała się trojga prosiąt.
Były to śliczne, bialutkie jak mleko zwierzątka i przez długi czas szczęśliwa matka nacieszyć się niemi nie mogła.
Prosiątka chowane w czystości, nie tarzają się po brudnych błotach, nie wzbudzają obrzydzenia. Człowiek nie dający czystej wody do kąpieli dla nierogatych stworzonek, zmusza je tem niedbalstwem do szukania ochłody w cuchnących bagnach lub błotach, a potem sam się odwraca ze wstrętem od brudnych prosiąt, miano ich dając niechlujnym z własnego powodu, ludziom.
Nasza świnka była sama bardzo porządna i nauczyła swe dzieci porządku.
Prowadziła je do strumyka, zanurzała, ryjkiem wycierała do suchości, a gdy które opierało się myciu, to i zębem mocno szturgnęła.
Kiedy już prosiątka wyrosły na małe ale silne i zdrowe wieprzki, zawołała je do siebie i rzekła:
— Roch! roch! roch! Czy domyślacie się, w jakim celu was tu wezwałam?
— Kwi, kwi, kwi! Nie wiemy, mamusiu...
— A wiec mam wam oznajmić, moje dzieci, że dłużej zajmować się wami nie będę.
Jesteście już w tym wieku, że same o siebie myśleć możecie.
Wkrótce będę miała malutkie prosiątka, które sobie rady nie dadzą, te wychowywać muszę.
Idźcie w świat, moje dzieci kochane, a pamiętajcie być porządnemi, nie tarzać się w błocie, nie zasługiwać na ludzką wzgardę...
Prosiątka przypadły do tłustych kolanek matki, zakwiczały żałośnie i w las poszły.
A świnka długi czas jeszcze patrzała za ukochanemi dziećmi, wreszcie otarła z łez oczy i ułożywszy się wygodnie na posłaniu ze słomy, usnęły.
Prosiątka rozeszły się po lesie, każde w innej stronie obierając sobie siedlisko.
Pierwsze z nich spotkało człowieka, który niósł pęk słomy; podeszło ku niemu i poprosiło:
— Ach, proszę cię dobry człowieku, daj mi trochę tej słomy, żebym mógł sobie zbudować domek!
— Dobrze, z największą chęcią, — odpowiedział gospodarz i ofiarował wieprzkowi pół pęczka słomy.
Wieprzek zbudował sobie domek ze słomy i zachwycony był swojem dziełem.
Ale przyszedł do niego pewnego razu wilk, stanął pod drzwiami i zawołał:
— Wieprzku, wieprzku, wpuść mnie do swego domu!
Wieprzek spojrzał przez okienko, a ujrzawszy wilka, przed którym ostrzegała go matka, odpowiedział:
— O, nie, nie, mój panie! Nie wpuszczę cię do mego domu!
— Coo? Nie wpuścisz mnie do swego domu? Cha! cha! cha! To i sam wejść potrafię i dom twój rozwalę...
Pogryzł słomę, rozgrzebał nogami cały słomiany domek i pożarł wieprzka.

Taki koniec żałosny spotkał pierwsze prosiątko.
Drugie prosiątko, idąc lasem spotkało człowieka, który wiózł deski.< /br> Podeszło do niego i poprosiło:
— Proszę cię dobry człowieku, daj mi parę desek, muszę sobie domek postawić!
— Dobrze, prosiątko, — odpowiedział poczciwy człowiek i dał dwie najlepsze deski.
Zbudowało sobie prosiątko ładny domek i czuło się bezpieczne.
Ale okrutny wilk spostrzegł domek w lesie, podszedł i zapukał do właściciela:
— Prosiątko, prosiątko, wpuść mnie do środka!
Jak tylko zwierzątko spostrzegło, kto puka, potrzęsło łebkiem i odpowiedziało wilkowi:
— O, nie, nie! Nie wpuszczę cię, drapieżniku!
— Coo? Nie wpuścisz! — zakrzyknął wilk. — A to paradne! Ono mnie nie wpuści! Ja i sam wejdę, bez twojej łaski, nie mądre!
Gryzł i gryzł swemi ostremi zębiskami, aż rozwalił domeczek, pożarł prosię i powrócił do swej nory zadowolony.
Z trojga wypuszczonych w świat prosiątek, pozostało już tylko jedno.
Wiedziało o smutnym losie swego rodzeństwa, gdyż siedząca na płocie sroka wypaplała mu wszystko, i postanowiło zabezpieczyć się przed rabusiem.
Szło i szło, nie napotykając nikogo, ktoby coś niósł odpowiedniego na zbudowanie trwałego domku, wreszcie postanowiło przespać się w gęstym krzaku, a nazajutrz wyszukać sobie materjał na schronienie.
Biedne stworzonko spało bardzo niespokojnie, śniło wciąż rozwartą paszczę wilka nad sobą, to znów wyciągnięte ku niemu pazury, przytem zimno mu było, nie przytulała i nie ogrzewała go swem ciałem matka, nie miała kawałka słomy na posłanie.
Gdy ranek zaświtał, stanęło biedactwo na drodze i czekało.
Szedł człowiek obok wozu z kamieniami i śpiewał.
Podbiegło ku niemu maleństwo i poprosiło uprzejmie:
— Proszę cię, mój dobry człowieku daj mi trochę kamieni, żebym mogła sobie domek zbudować. Będę ci bardzo wdzięczna!

— Ależ z największą chęcią, moje miłe prosiątko — odpowiedział wieśniak z uśmiechem, i zrzucił z wozu pewną ilość najgładszych kamieni.
Zbudowało sobie prosiątko prześliczny, mocny domek i osiadło tam szczęśliwe, spokojnie i od napaści zabezpieczone.
Ale przed wilkiem, przebiegłym i okrutnym rabusiem, nie ukryje się nic.
Wiedział, że trzy prosiątka wyszły z pod matczynej opieki, pamiętał, że zjadł tylko dwoje... Gdzież trzecie?
Węszył, węszył, chodził i wynalazł.
— Aha! mam cię! — i oblizał się myśląc o smacznym kąsku, który go nie ominie z pewnością.
Podszedł do kamiennego domku i zapukał:
— Puk! Puk!
— A kto tam?
— To ja, przyjaciel!
Pobiegło prosiątko do okna, spojrzało i widząc, co to za przyjaciel chce wejść do jego domku, odpowiedziało:
— O, nie, nie, mój panie, nie wpuszczę cię nigdy!
— Coo? Nie wpuścisz? Zobaczymy. Zaraz rozwalę twój domek i ciebie zjem!
Gryzł i gryzł, szarpał pazurami, rzucał się całem cielskiem o kamienne mury, ale nie mógł nic zrobić, domek był mocny i nie padł pod jego ciosami.
Wtedy wilk użył podstępu:
— Prosiątko kochane, — rzekł słodkim głosem, — żartowałem tylko, że ciebie zjem, jestem nasycony, a i w domu mam dużo zapasów. Jako przyjaciel chciałbym razem z tobą poucztować.
Na sąsiednim polu rośnie dużo rzepy, jutro o 6-ej rano przyjdę po ciebie i wyruszymy razem po zapasy. Pomogę ci przynieść. Czy dobrze?
— Dobrze, dobrze, — odpowiedziało prosiątko.
Na drugi dzień wstało prosiątko o 5-ej rano, narwało rzepy i przyniosło do domu.
Przychodzi wilk.
— Czyś gotowa?
— O, już byłam sama na polu i uzbierałam rzepy. Ranek był piękny, nie mogłam już uleżeć i wyszłam.
Wilk zdumiał, ale wnet przyszła mu inna myśl do głowy.
— Wiesz co moje drogie prosiątko, przyjdę jutro o 5-ej rano i wyruszymy na owoce. Na drugim końcu wioski jest prześliczny sad owocowy. Uzbieramy na całą zimę.
— Dobrze, dziękuję ci, panie wilku, za życzliwość, — odpowiedziało zwierzątko.

Ale gdy wilk zjawił się rano i zawołał, żeby prosiątko wyszło do niego, okazało się, że mądre stworzenie wstało wcześniej i wyszło na poszukiwanie owoców.
Z wypieczonym językiem puścił się wilk na poszukiwanie, będąc teraz pewnym zdobyczy.
Zdaleka już ujrzał świnkę siedzącą na drzewie i zjadającą jabłuszka.
Kiedy spostrzegła wilka, zawołała do niego.
— Jestem tu już od godziny 4-ej, czekam na pana.
Łap to śliczne jabłuszko! Z całego drzewa jest ona najdojrzalsze!..
Rzuciła tak daleko, że zanim wilk dobiegł do owocu, ona zsunęła się z drzewa i o ile jej małe nóżki pozwoliły, pobiegła szybko do swego domku i zamknęła drzwiczki za sobą.
Wilk rozzłościł się okrutnie i postanowił jeszcze próbować podstępu.
Stanął pod domkiem i rzekł.
— Jutro jest jarmark w miasteczku.
Przyjdę po ciebie o godzinie 3-ej po południu. Zabawimy się tam doskonale.
Przyszedłszy o godzinie 3-ej do kamiennego domku, wilk nie zastał nikogo.
Świnka, ustroiła się już o godzinie 2-ej. Włożyła kapelusz z różowemi wstążkami, atłasową spódniczkę i wyruszyła na jarmark.
Nakupowała sobie dużo dobrych i użytecznych rzeczy, między innemi beczkę do masła i już przed trzecią powracała do domu.
Wchodząc na wysoką górę, za którą znajdował się jej domek, o mało co nie krzyknęła z przerażenia.
Drogą ku jarmarkowi, wprost ku niej kierował się wilk drapieżny.
Łeb opuścił ku ziemi i szedł zadowolony, że nie ominie go już teraz napewno smaczna pieczeń z prosiątka.
Ale prosiątko było roztropne. Wskoczyło do beczki i sunąć z góry poczęło.
Wilk, ujrzawszy nieznane sobie, rzucające się straszydło, zląkł się bardzo i umknął czemprędzej.
Na drugi dzień podszedł pode drzwi i rzekł:
— Świnko, czemuś nie była wczoraj o 3-ej godzinie, w swym domku?
— Wyszłam wcześniej — odpowiedziała świnka i czekałam na ciebie na jarmarku.
Dlaczegoś nie przyszedł?
— Szedłem już na jarmark — odpowiedziała wilczysko, — ale raptem, gdym był u podnóża góry, zatrzęsła się ziemia, zlatały beczki i byłbym stracił życie jeślibym nie uciekł do domu.
— Ach! wilku, jakiś ty śmieszny! zaśmiała się świnka — to trzęsienie ziemi ja wywołałam.
Weszłam do kupionej beczki i zsunęłam się z góry, gdyż chciałam być prędzej w domu. Cha! cha! cha!
Wilk wściekał się ze złości. Przez tchórzostwo postradał tłusty kąsek.
— Puść mnie do siebie! — zawołał.
— Nie puszczę. Idź sobie!
— Jeśli mnie nie wpuścisz drzwiami, wejdą kominem!
— Dobrze, dobrze, wejdź! Przyjęcie dla ciebie przygotowane!
Wilk wlazł na dach, z dachu w komin, z komina na rozpalone ognisko, do pieczenia chleba przygotowane.
Ze starego chytrego wilka pozostała tylko garstka popiołu.
A mądra świnka śmiała się i skakała z radości.

KONIEC


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.