Przejdź do zawartości

O panslawizmie zachodnim/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Boromeusz Hoffman
Tytuł O panslawizmie zachodnim
Podtytuł Studium historyczne
Wydawca komis księgarni B. Behra
Data wyd. 1868
Druk czcionkami Ludwika Merzbacha
Miejsce wyd. Poznań i Berlin
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
II.

Rzecz uwagi godna, że w kilka wieków po pierwszém wyrojeniu się ludów azyatyckich na Europę skrajne części pierwotnéj Słowiańszczyzny, wschodnia i południowa, tak już były zamulone obcemi żywioły, iż w téj już odległéj dobie przedstawiały odmienną od reszty Słowiańszczyzny postać i zaczęły wchodzić na inną koléj narodowego rozwoju. Z jednego szczepu zrobiły się jakby dwa, jeden czysty, drugi mięszany. Przybycie Ruryka i rozgoszczenie się Waregów uwydatniło jeszcze bardziéj ów polityczno-etnograficzny rozbrat, tak że rzeczywistą reprezentantką pierwotnéj Słowiańszczyzny pozostała tylko część jéj zachodnia.[1] Z tego to powodu najpoważniejsi badacze starożytności słowiańskich jako to: Dobrowski, Adelung, Durich dzielą już w X. wieku po n. Ch. starą Słowiańszczyznę pod względem języka i instytucyi na dwie połowy: na Słowiańszczyznę zachodnią i wschodnio-południową. Linią graniczną między niemi utworzyła jakby sama natura, stanowiły ją mniéj więcéj: Dźwina, Berezyna, Dniepr, Dunaj, Sawa i Karpaty.[2] Z lewéj strony téj linii mieszkało plemię lesko-czeskie, mówiące jednym czystym słowiańskim językiem, jako to: Lesi czyli Polacy, Szlązacy, Czesi, Morawianie, Słowacy, Serbowie nadelbiańscy i nadbałtyccy; z prawéj strony: Wielko-rosyanie czyli Moskale, Bółgarowie i Illyrowie. Pierwszych ożywiał duch wolności, zostawali pod rządami książąt własnéj krwi i własnego wyboru; drugich ożywiał a raczéj wynaradawiał duch azyatyckiego poddaństwa, od północy pod ciężkiém panowaniem przybyszów Rusów Waregów, od południa pod jarzmem pozostałych hord uralskich lub despotyzmem cesarzów grecko bizantyńskich. Każda z tych połowic nietylko ze względu na swoje naturalne granice i oddzielny rozwój ale i na ogrom swojéj ludności i przestrzeni mogła się uważać za odrębną całość, a która z nich miała większe prawo do popierania idei panslawizmu, tego obszerniéj dowodzić nie potrzebujem.
Słowiańszczyzna zachodnia wyobrażała nieregularny czworokąt, zawierający około 360 mil wzdłuż a 240 wszerz, którego jeden bok tworzyło morze Bałtyckie drugi i trzeci Słowiańszczyzna wschodnio południowa czwarty Elba, Sala i góry Czeskie (Böhmerwald). Najniebezpieczniejszym dla niéj sąsiadem był od zachodu szczep germański, szczep stósunkowo mniéj dziki od hord normandsko-azyatyckich, ale również chciwy łupów i odwiecznie Słowianom nieprzyjazny. Z początku za czasów pogańskich wiodła go na boje prosta żądza cudzéj własności, późniéj za czasów chrześciańskich misya niby Opatrznościowa, mająca swoje źródło bądź w domniemanym prawie cesarzów zachodnich do panowania nad światem, bądź w obowiązku roznoszenia słowa Bożego pomiędzy ludy pogańskie, Słowiańszczyzna stawiała opór tym nieustannym najazdom, nie tyle ze wstrętu przeciw dogmatom nowéj wiary, ile z obawy następstw politycznych i cywilnych, jakie ciągnęło za sobą to krwawe apostolstwo. Nie chciała poświęcać dla chrztu ni swéj narodowéj niepodległości, ni swego dobrobytu. Opór jéj jednak nie był skutecznym dopóty, dopóki w niéj nie zawitało światło téj prawdy: że obcemu naciskowi nie sprosta, jeżeli rozproszonych sił swoich w jedno nie połączy. Pierwszym ludem, którego natchnęło niebo duchem podobnéj organizacyi, były Czechy, owa najpołudniowsza latorośl Lechów, a to jeszcze za czasów króla frankońskiego Dagoberta.
Łączenie narodowości w jedno organiczne ciało dzieje się zwykle w dwojaki sposób. Albo wtedy, kiedy jaki mąż wyższego geniuszu, król czy wódz, pojmujący dobrodziejstwo jedności państwa, opatrzy się w dostateczną siłę attrakcyi do skupiania w około siebie pobratymczych swego plemienia gałązek; albo kiedy kilka sąsiadujących lecz żyjących samopas gałązek uczuje wspólny interes do dobrowolnego między sobą zlewku. Pierwszy fenomen trafia się w ludach jeszcze niedojrzałych, nieumiejących radzić o sobie. Tam w braku politycznego rozumu przychodzi w pomoc Opatrzność. Drugi bywa już owocem wyższego wykształcenia narodowego. Obadwa te fenomena ukazywały się koleją wieków w zachodniéj Słowiańszczyznie.
Czechom wskazał myśl zbawienia jeden człowiek. Pierwszym jednoczycielem Słowian był ów „cudowny mąż,“ który nazywał się Samo. Samo, król nie z kołodzieja jak Piast, nie z kmiecia jak Przemyśl, ale król z przekupnia, mógłby uchodzić za myt. Z najstarszych kronikarzy wspomina o nim jeden tylko Fredegar; inni jemu spółcześni, mianowicie czescy, milczą; nie przechował się nawet w powieściach ludu. Główne przecież czyny i zasługi jego noszą tak pewną datę, że nie może być inaczéj uważany jak za figurę historyczną. Samo, rodowity Słowianin, przyszedł z niemieckiéj ziemi, w któréj był gościł za kuplą. Natchniony wyższą myślą ratowania braci, porzucił kram, przypasał oręż, zebrał wojsko, a poskromiwszy nieprzyjaciół, upokorzywszy króla Dagoberta, zwabił pod swoje rządy pokrewne ludy i książęta[3] i założył pierwsze zjednoczone państwo słowiańskie. Działo się to między r. 627 a 662 naszéj ery a zatém na dwa wieki przed spełnieniem podobnegoż dzieła u Słowian wschodnich przez Ruryka. Państwo jego rozciągało się między Odrą a Elbą, między Wielką Chrobacyą czyli Małopolską a Sosnowemi górami (Fichtelgebirge) nad Menem, do tych bowiem niemieckich kończyn rozciągały się wówczas osady słowiańskie.[4]
Samo panował lat 35, z dwunastu żon zostawił 21 synów, ale państwo, które założył, skończyło się z jego śmiercią. Zrobiło się z niém toż samo, co z państwem Atylli. Duch wielkiego męża nie przeszedł w następców. Niepomni dobrodziejstw jedności, sami zdruzgotali dzieło ojca i Słowiańszczyzna zachodnia wpadła znowu w stan rozdrobnienia.
Rozdrobnienie to trwało lat 151, tém niebezpieczniejsze dla Słowian, iż w tym przeciągu czasu powstało cesarstwo Zachodnie, roszczące sobie do Słowian misyą polityczno-apostolską a zatém potwierdzoną przez Kościół. Słowiańszczyzna zachodnia nie zdołała się oprzeć jego zcentralizowanéj potędze i Karól Wielki podbił ją a raczéj shołdował[5] — podług Eginharda — mieczem i ogniem aż po Wisłę.
Wiadomo, że i cesarstwo Zachodnie skarłowaciało po Karolu Wielkim. Historya uczy, że kiedy słabieje rasa podbijająca, podnosi się podbita; i idea panslawistyczna, zaniedbana po Samosie przez Czechów, ukazała się drugi raz w innéj odnodze Słowiańszczyzny zachodniéj, u ich braci Morawian. Ich to bowiem obdarowało niebo w tym peryodzie dziejów rządzcami wyższego umysłu, przejętymi potrzebą powtórzenia dzieła, którego nie zdołał utrwalić czeski Samo.
Kiedy mówimy o Morawianach, mówimy razem o Słowakach. Obiedwie te narodowości, pokrewne między sobą jednym językiem, jednemi obyczajami, jednemi przymiotami ciała i duszy[6], zamieszkiwały kraj, rozciągający się od środka Panonii, dzisiejszych Węgier, aż do granic czeskich. Rząd nad nim pozostawał w ręku drobnych książąt narodowego szczepu i jednego rodu, hołdujących w IX wieku cesarzom niemieckim. Za główną stolicę uważaną była Nitra. Na głośniejsze między tymi książętami imię zasłużył pierwszy dopiero Moimir, który zaczął panować około r. 818. Moimira obdarzyło przyrodzenie przymiotemi znakomitego rządzcy. Troskliwszy o wewnętrzne uorganizowanie narodu na zasadach, rokujących mu coraz większą krewkość i dobrobyt, niż o przedwczesne szerzenie jego granic, położył kamień węgielny do daleko większego państwa. Mądrość atoli jego administracyi zaniepokoiła zwierzchnika jego, cesarza niemieckiego Ludwika. Moimir, najechany przez tak potętnego władzcę, musiał ustąpić ze stolicy i zostawić tron synowcowi swemu, milszemu Niemcom, Ratysławowi inaczéj Rastycowi (r. 848). Morawianie jednak nie stracili na téj zmianie. Są narody, którym niebo nie zsyła wielkich ludzi, jak co kilkaset lat; są inne, którym daje jednego po drugim. Do tych ostatnich mogła się liczyć Morawa.
Ratysław pokazał się jeszcze zdolniejszym od Moimira. Uczuł on, że w kraju, opatrzonym już w gruntowne podstawy wewnętrznego organizmu, można się kusić o śmielsze plany. Wziął więc sobie za główne zadanie otrząsnąć naród z wszelkiego wazalstwa Niemców i znalazł dosyć siły do wywalczenia mu niepodległości orężem. Zwycięstwa jego nad cesarzem niemieckim taką przyniosły mu sławę, że pod jego rządy zaczęły się dobrowolnie garnąć sąsiedzkie a uciskane przez germanizm ludy słowiańskie, mianowicie Czechy i Serby. Podobne zlewki przyczyniły mu jeszcze więcéj mocy, lecz zaledwie stanął na szczycie potęgi, padł ofiarą zdrady własnego synowca Światopułka. Wydany przezeń Niemcom i oślepiony, skończył życie w więzieniu.
Przeznaczeniem było Wielkiéj Morawy, bo taką przyjęła nazwę, że jeszcze i ta rewolucya nie wstrzymała dalszego i silniejszego jéj rozwoju. Jeżli każdy uzurpator jéj tronu odznaczał się niepospolitym rozumem, to Światopułk przeszedł wszystkich poprzedników. Wspierany z początku przez cesarza niemieckiego, wnet uczuł uciążliwość podobnéj opieki, podniósł przeciwko niemu oręż i zmusił go do przyznania mu niepodległości. Dzięki téj swobodzie i nadzwyczajnie mądrym rządom, utworzył u siebie ognisko jeszcze silniejszéj atrakcyi dla okolicznych ludów jednoplemiennych i właśnie wtedy, kiedy Słowiańszczyzna wschodnia poddawała się obcemu jedynowładztwu Russów-Waregów, postawił w środku Europy państwo słowiańskie, równe co do potęgi niemieckiemu cesarstwu, a przewyższające swą rozległością wszystkie państwa ówczesne. Rozciągało się bowiem na Wschód aż do rzeki Torysy, a ztamtéj strony Tatrów aż za Kraków, łącząc w sobie późniejszą Małopolskę, Ruś Czerwoną i Szląsk, na południe aż po Dunaj, na północ aż po Magdeburg, na zachód aż po za Czechy.[7] Państwo to było już na pewnym stopniu cywilizacyi. Nie tylko bowiem wyznawało chrześciańską wiarę łacińsko-słowiańskiego obrządku, ale i używało pisma alfabetem świeżo wynalezionym przez św. Cyryla (Kyrylicą).[8] Rząd jego nie był centralnym w dzisiejszém znaczeniu, rozdzielał się w duchu owego czasu na księstewka, używające pewnéj autonomii, ale każde z nich, „co niegdyś składało cesarzowi, to oddawało do skarbnicy Światopułka na potrzebę obrony. Na wezwanie jego brały się wszystkie do oręża. On przodkował sprawom powszechnym.“[9] Blizcy tych czasów kronikarze nazywają go: „magnificus imperator, qui dominabat et imperabat universae terrae.“
Zlewek Słowian Zachodnich w jedno organiczne ciało, acz zamknięty w ich specyalnych narodowościach, miał przed sobą świetną przyszłość. Nieubłaganym jego nieprzyjacielem był tylko szczep germański, ale dopóki żył Światopułk, wszystkie cesarzów niemieckich napaście rozbijały się w proch o granitową ścianę jego monarchii. Nie było téż dynasty więcéj ubóstwianego od swoich poddanych. Pamięć jego żyje u Morawian do dziś dnia, po tysiącu latach, w przysłowiu: „Swiatopluka hledati“ szukaj Światopułka. Całą swą powagę, całą pomyślność, całą potęgę, winien był wysokiemu swemu zmysłowi politycznemu, pielęgnowaniu idei jedności narodowéj. On to jest owym monarchą, o którym dziejopisowie mówią, że umierając, przywołał do siebie synów i podawszy im pęk kijów, kazał im próbować, azali go nie złamią. Gdy żaden złamać nie mógł, kazał im łamać każdy kij z osobna, a widząc jak im idzie łatwo, zawołał: otóż dowód, że póki będziecie w jedności i zgodzie, nikt was nie przełamie, skoro się rozdzielicie, upadek wasz nieuchronny. Na nieszczęście w owych czasach byli ludzie, czujący dobrodziejstwa jedności, ale nie znali jeszcze środków jéj zabezpieczenia. Panował bowiem powszechny zwyczaj, paragium zwany, dzielenia państwa po śmierci monarchy pomiędzy jego synów, zwyczaj, czyniący może zadosyć miłości rodzicielskiéj królów, ale nie przynoszący szczęścia i pokoju narodom. Cóż mogły roztropne rady zgody, dawane dzieciom, kiedy im się zostawiało siłę do jéj łamania. Światopułk, umierając (r.894), zostawił państwo dwom synom: Moimirowi II i Światopułkowi II. Synowie ci nie umieli słuchać rad ojca, ambicya i chciwość wzięły w nich górę nad obowiązkami krwi i interesu narodu, a wielka Morawa, stawszy się teatrem zaciętéj wojny domowéj, otworzyła znowu wrota germanizmowi.
Był to czas, w którym dojrzewał już dramat, ciągnący się odtąd przez 9 wieków i którego akt ostatni odgrywa się dopiero za dni naszych. Od téj to bowiem epoki datuje ów odwieczny germanizmu system, łączenia się choćby z barbarzyństwem, celem zniweczenia Słowiańszczyzny i dzielenia się nią na poły; system, częstokroć przerywany, porzucany, lecz odnawiający się zawsze przy pomyślnych okolicznościach.
Nie przewidywali władzcy niemieccy, że sojusz z rasami odmiennego ducha, pożeranemi równie bezwzględną żądzą podboju, wdzierającemi się do Europy w kierunku odwrotnym, może z czasem sprowadzić zgubę dla nich samych i skończyć się katastrofą podobną do starcia się dwóch puszczonych przeciwko sobie lokomotyw, która jednego lub drugiego sojusznika zdruzgocze a przynajmniéj na wieki uniedołężni.
Od kilku już wieków do południowéj Dacyi wcisnęły się były dzikie lecz bitne hordy owych dziś tak przeistoczonych Madziarów, pozostałe po dawnych Hunach i Awarach. Tych to barbarzyńców uznał niemiecki cesarz Arnulf za najdoskonalsze przeciwko Słowiańszczyźnie narzędzia. Za ich pomocą tłukł państwo Morawskie jeszcze za życia Światopułka. Pierwsze te spólne napady rozbiły się o dzielność Światopułka i zgubne skutki nienaturalnego aliansu dały się uczuć i Słowianom i Niemcom dopiero po jego śmierci. Na początku X stulecia Madziarowie, ośmieleni dawniejszą germańską zachętą, małoletnością cesarza Ludwika i niezgodą panującą między synami Światopułka, przedsięwzięli już wyprawę na własną rękę równie przeciw Słowianom jak przeciwko Niemcom i pamiętna bitwa pod Preszburgiem (r. 907) położyła koniec państwu Wielkiéj Morawy. Zginął ostatni książę morawski Moimir, zginął bawarsko-niemiecki książę Luitpold, a młody cesarz Ludwik zaledwie uciekł z życiem. „Cios ten,“ mówi Szafarzyk „ugodził Słowiaństwo-Zachodnie w samo serce; zniknęła z pola dziejów Wielka Morawa; dawna ludność niedobita rozbiegła się w rozmaite strony, a w jéj miejsce dzicz Uralska (Madziarów) założyła silny swój stolec.“
Po upadku drugiéj owéj unii słowiańskiéj smutnym był stan całego zachodniego jéj szczepu. Żywiół niemiecki, wetując doznaną od Madziarów klęskę, mścił się na Słowianach w innéj stronie, mianowicie między Elbą a Odrą; tępił ich i podbijał bez miłosierdzia. Proces ten trwał lat sto. Rozproszona Słowiańszczyzna mężnie wytrzymywała ciosy; germanizm nigdzie panowania swego nie ustalił; gdy nareszcie po stuletniéj walce zajaśniało na słowiańskim horyzoncie nowe słońce, opatrzone w potrzebną siłę atrakcyi do łączenia rozproszonych cząstek szczepu w jedno ognisko. Tém słońcem była Lechia czyli Polska, a królem, co jéj przywodził, był Bolesław Wielki. Jednoczyciel ów miał większe do zwalczenia trudności, niżeli Światopułk. Przedewszystkiém musiał się obrachowywać z braćmi, których dla swobody działania od spółrządów usunął, a ci podburzyli nań Czechów. Powtóre zastał w swém sąsiedztwie potężnego rywala, Włodzimierza Wielkiego, władzcę Słowiańszczyzny Wschodniéj, pożeranego także żądzą jednoczenia Słowian. Między ambicyą Bolesława a ambicyą Włodzimierza ta była różnica, że pierwszy ograniczał swój panslawizm do Słowiańszczyzny Zachodniéj, drugi pragnął podbić i zrusyfikować Słowiańszczyznę całą. Tamten zostawiał Russom-Waregom[10] wolne pole do organizowania państwa w ich własnym obrębie, ten zapuszczał swe zagony do Słowiańszczyzny przednieprskiéj, czyli późniejszéj Mało-Rosyi, nienoszącéj jeszcze nazwiska Rusinów[11], używającéj odmiennego narzecza, wyznającéj już w wielkiéj części wiarę łacińską[12], żyjącéj albo w stanie wolnym, albo pod zwierzchnictwem Lechii.[13]
Bolesław, wzięty we dwa ognie od wschodu i zachodu, chwycił się polityki niezmiernie oględnéj. Mając na barkach dwóch nieprzyjaciół, uznał za rzecz roztropnego władcy, oszczędzać trzeciego. Dla tego to, zawieszając swe zamiary przeciw germanizmowi, nieprzestawał oddawać mu usług wiernego marchiona, posyłać mu nawet posiłki przeciw pogańskim pobratymcom, by kiedyś drogą pokoju zyskać to tytułem zasługi, czego niemógł otrzymać drogą niepewnéj wojny. I niezawiódł się w swoich planach. Poskromiwszy Czechów i Rusów, stanął przed cesarzem z śmiałém czołem sprzymierzeńca, oczekującego za swoją wierność sprawiedliwéj nagrody. Na jego szczęście miotały cesarstwem włoskie niepokoje, wymagające jak najprędszéj ze Słowiaństwem zgody. Otto III niewidział w téj mierze innego środka, jak wyrzec się misyi polityczno-apostolskiéj względem Słowian i ustąpić ją wielkiemu monarsze ich narodu. Ważne to postanowienie nastąpiło na zjeździe gnieźnieńskim (r. 1000) i Bolesław uzyskał nietylko koronę monarszą, nietylko całkowitą od cesarstwa niezawisłość, ale i tytuł ogólny króla Słowian[14] z mocą jednoczenia i nawracania wszystkich swego szczepu ludów. Złote krzesło po Karolu Wielkim, dar cesarski, symbolizujący to namaszczenie, było prawdopodobnie znamieniem równie rozciągłéj jego władzy na wschodzie, jaką cesarze sprawowali na zachodzie. Z układu tego chciał się wprawdzie zrzucić następca Ottona III, Henryk II, rozpoczynał wojny, zwoływał germańskie krucyaty, zawierał znowu sojusze z wschodniemi Rusami-Waregami[15], ale mężnego oporu Polaków przełamać niemógł. I Bolesław, zmusiwszy germanizm do potwierdzenia praw mu ustąpionych, zaokrągliwszy swe państwo nadmorskimi Słowianami, podbiwszy pogańskie Prusy, schołdowawszy Rurykowiczów pamiętném zdobyciem Kijowa, ufundował nowe państwo zachodnio-słowiańskie, rozciągające się od Elby do Dniepru, od morza Bałtyckiego do Dunaju (r. 992—1025). Żeby zaś zostawić światu znak widomy, ostrzegający, gdzie się powinna kończyć germanizacya, gdzie rusyfikacya, wbił słupy żelazne przy ujściu Elby i Sali, w Ossie[16] i Dnieprze.
Trzecia ta unia słowiańska trwała dłużéj, niż dwie poprzednie, ale i jéj byt nie był wiecznotrwałym. Jeżeli pierwsza przeżyła lat 35, druga lat 50, to trzecia przeżyła 150. Postęp niewielki ale zawsze widoczny. Wszystkie powyższe unifikacye opierały się na systemie feodalnym, którego duch owiewał całą Europę. Sztuki centralizowania rządów, czy to w formie jedynowładnéj, czy w federacyjnéj, jeszcze nieznano. Grube czasy i stan oświaty niedopuszczały jeszcze podobnych organizacyi. Najpotężniejsi jednoczyciele państw, sam nawet Karól Wielki, nie umiał inaczéj przyłączać nowych nabytków do spólnego pnia, jak pod formą hołdownictwa. Nie żądali od hołdowników nic więcéj, jak zwierzchności militarnéj, to jest pewnéj daniny rocznéj i pewnéj liczby ludzi zbrojnych w razie potrzeby. Zresztą zostawiali im autonomią całkowitą i dynastyczną i administracyjną. Tak samo działo się i w Słowiańszczyźnie. Bolesław Chrobry, jednocząc z swém dziedziczném państwem ludy zaodrzańskie i zabużańskie, poruczał je osobnym królikom, bądź zostawując dawnych, bądź mianując nowych, pod obowiązkiem tylko uznawania jego najwyższéj władzy.[17] Oczywista, iż podobny stósunek był niezmiernie ślizki, iż utrzymywał pomiędzy schołdowanemi dynastyami i ludami wieczne ziarno zachcianek separatystycznych.[18] A to tém więcéj, że między ludami jednoplemiennemi były jeszcze takie, co więcéj sobie ceniły zupełną wolność i niezawisłość, niż dobrodziejstwa unii.[19] Część Lutyków i Obotrytów, zamieszkujących niektóre ziemie między Odrą a Elbą, przez zaciętość w wierze pogańskiéj i nienawiść ku hierarchii powszechnego kościoła, nie chciała się nigdy łączyć z braćmi, gotowa nawet szukać pomocy u obcych przeciwko własnéj ojczyźnie.
Dopóki żył Bolesław Chrobry, unia Zachodnio-Słowiańska trzymała się jako tako w całości. Pod cieniem wielkiego monarchy stygły wszelkie rozkładowe aspiracye. Ale pod jego niedołężnym następcą podnieśli zaraz głowę Czesi, podnieśli Niemcy, Rusini i owi nieprzezorni, o których dopiero mówiliśmy, Zachodni Słowianie. Cały gmach zaczął się kruszyć: Mieczysław II stracił Czechy z Morawią, wszystkie ludy między Odrą a Elbą wybiły się na wolność, ich królikowie z danników Polski pozamieniali się na niepodległych władzców, a następne niepokoje wewnętrzne, jako to: wygnanie Ryxy z Kazimierzem, bezkrólewie, bunty chłopskie, anarchia, raniąca samo serce Polski, o mało co nie doprowadziły do utraty reszty. Jakkolwiekbądź, następcy Bolesława Wielkiego, słabi czy mocni, nigdy się nie zrzekali odzyskania uszczuplających jednotę słowiańską prowincyi, ciągle usiłowali utrzymać odziedziczone po nim państwo w całości; waleczny Bolesław II dał uczuć dzielność swego oręża Czechom, utrzymał w posłuszeństwie Słowiańszczyznę przeddnieprską, starł w proch Russów wschodnich; Bolesław III Krzywousty poskromił Niemców, odzyskał i ochrzcił Pomorze po obu stronach Odry, przyłączył Rugią; wszyscy, o ile im starczyło siły, dopełniali przynależnéj Polsce misyi histerycznéj, uważali swą dziedzinę za matkę opiekunkę i jednoczycielkę wszystkich Zachodnich Słowian.
Dopiero ze śmiercią Bolesława Krzywoustego, runęła trzecia unia Zachodnio-Słowiańska, zawiązana pod hegemonią Polski; wypadek tém boleśniejszy, iż go niesprowadziła przemoc zewnętrzna, ale rewolucya wewnętrzna. Był to czas, w którym system feodalny, system rozdrabniania, nie jednoczenia państw, robił w całéj Europie coraz większe postępy. Dopomagały mu: nieudolność osobista królów, zwyczaj dzielenia państw między wszystkie dzieci królewskie (paragium), rosnąca potęga arystokracyi i hierarchii kościelnéj. Wszędzie krzewiły się idee przeciwko jedynowładztwu. Duch czasu, co dążył do zniweczenia jedności państw indywidualnych, mógłże sprzyjać jednoczeniu narodowości?
Na chwałę pierwszych następców Bolesława Wielkiego przyznać należy, że jeżeli słabsi z pomiędzy nich dopuścili odpadku niektórych prowincji, wszyscy potrafili utrzymać jedynowładztwo, rząd w jednéj osobie ów jedyny pod owe czasy organizm, zdolny do łączenia z sobą jednych narodowości; wszyscy potrafili poskramiać żywioły wewnętrzne, rywalizujące z koroną. Najwięcéj w tej mierze zasługi położył Bolesław Krzywousty. Ale Bolesław Krzywousty zostawiał liczne potomstwo, po większéj części małoletnie. Troskliwy o przyszły pokój państwa, poszedł za przykładem niektórych innych monarchów, zaprowadził nową podówczas instytucyą Senioratu. Wydzielając wszystkim dzieciom pewne części kraju, związał je węzłem feodalnego posłuszeństwa przeciwko najstarszemu ich bratu i jedynemu monarsze. Rozporządzenie to naród przyjął, biskupi zaprzysięgli. Po jego zgonie nie dotrzymano mu słowa, myśli testamentu przeistoczono, podział feodalny krain i warunkowy wzięto za rzeczywisty; brat najstarszy, jedyny króli stróż całości państwa, padł ofiarą duchownéj klątwy i uszedł za granicę. Pozostałość po nim oddano małoletnim braciom i podzielono kraj na cztery części.[20] Ważna ta rewolucya nie uzyskała prawomocności dokonanego faktu względem zagranicy, jak odstąpieniem dobrowolném znowu jednéj najznakomitszéj części korony, to jest Szląska.
Z wypędzeniem starszéj linii Piastów i podziałem kraju, Polska, wypuściwszy z rąk swoją misyą historyczną, straciła na długi czas w Słowiańszczyznie Zachodniéj wszelkie znaczenie polityczne. Pierwsze owo zaparcie się myśli słowiańskiéj, pierwszy odwrót od polityki Bolesława Wielkiego, otworzyły na nowo śluzę germanizmowi, śluzę, którą był zamknął Bolesław. Pobratymcze pokolenia między Odrą a Elbą nie miały się już na kogo oglądać. Mogłyż się oglądać na pień, połupany w cząstki i którego najstarszy tetrarcha, zwyciężony w nierównéj walce, przepraszać musiał niemieckiego cesarza, boso i z gołym mieczem na karku? Udzielni tych pokoleń książęta, pokutując za swoje separatystyczne zachcianki, padali kolejno pod ciosami marchionów niemieckich i od śmierci Krzywoustego nie upłynęło lat 30, kiedy wszystkie co do nogi wytępione, zniemczone lub ze swych siedzib wyparte zostały. Stało się z nimi toż samo, co dziś z pierwotnemi ludami Ameryki; ślady ich bytu zachowały się do dziś dnia jedynie w nazwach miast i siół; a w ich miejsce zajęły kartę dziejów margrabstwa holsztyńskie, maklemburgskie, brandenburgskie i saskie.
Po rozbiciu zjednoczenia polsko-słowiańskiego, zmniejszyła się materyalnie Słowiańszczyzna Zachodnia blisko o połowę. O ile się osłabił panslawizm, o tyle się wzmógł germanizm. Zadanie pierwszego stało się trudniejsze, niż kiedykolwiek; trudniejsze niż po Samonie, trudniejsze niż po Światopułku. Odtąd czynne działanie Słowian w myśli zjednoczenia zależało nie tyle od liczebnéj przewagi ich ludności, ile od postępu oświaty w każdéj ich odnodze zosobna; od ukazania się w ich łonie państwowéj indywidualności, zdolnéj do objęcia moralnego steru nad ogólnemi interesami wszystkich. Na taki jednak objaw potrzeba było długiego czasu. Opatrzność przecież nieodmówiła mu powrotu do dziejów i po trzystu latach przerwy myśl panslawistyczną podnieśli znowu Czesi. Że ten fenomen należy już do historyi nowoczesnéj, że się wiązał z najciekawszemi wypadkami XV wieku, że stał na widowni dziejów przez lat 50, że, acz niefortunny, nadał nowy kierunek rozwojowi środkowéj Europy, pozwolimy sobie obszerniéj o nim pomówić.






  1. Gorszemu jeszcze losowi od Słowiańszczyzny wschodniéj uległa narodowość Słowiańszczyzny południowéj. Bółgarowie na przykład, mieszkańcy dawnéj Męzyi, nietylko przyjęli jak Rosya obce nazwisko (azyatyckie Bulgarów), ale po kilku wiekach pod napływem uralszczyzny, grecczyzny i albiańszczyzny tak się skaził ich język ludowy, iż dziś są filologowie, którzy nie mogą w nim dopatrzyć pierwiastków słowiańskich. Szafarzyk II. 198, 224, 251.
  2. Szafarzyk II. 746. 750.
  3. Podług Osolińskiego zjednoczył wszystkie stany ówczesnéj zachodniéj Słowiańszczyzny a zatém i ówczesną Lechią czyli Polskę. Wiadomości hist. kryt. II. 522.
  4. Szafarzyk II. 516.
  5. „Proprio principi subjecti sunt, parent autem regi Frantziae.“ Konstanty Porfirogeneta: De adm. imp. c. 30.
  6. Szafarzyk II. 605.
  7. Szafarzyk II. 568.
  8. Id. II. 584. Dawniéj używali kresek i karbów, czertami lub riezami zwanych.
  9. Szafarzyk II. 568
  10. Mówimy Waregom, gdyż wówczas jeszcze, to jest w stopięćdziesiąt lat po Ruryku, rdzeń wojsk Włodzimierza i jego synów stanowili Waregowie. Naruszewicz Hist. nar. pol. IV, 135, 140, ed. Lipska.
  11. Naruszowicz ibid. IV, Tabl. geneal. str. XIV. Zamieszkiwali ją: Krywiczanie, Drechowiczanie, Derewlanie, Chrobaci czerwoni i hordy azyatyckie Pieczyngów.
  12. Idem. IV 90.
  13. Ibid.
  14. Spółcześni mu kronikarze nazywali go Rex Sclavonicus, a na jego grobowcu w Poznaniu, dziś już zniszczonym, stał napis: Rex Slavorum, Gothorum (Prussorum) et Polonorum.
  15. Dytmar.
  16. Podług Długośza, słupy w Ossie wyrzucili późniéj Krzyżacy, pozostało tylko 1 miasto Słupca. Kiedyby inne znikły, czas zatarł.
  17. Naruszewicz t. IV. 161.
  18. Id. IV. 169.
  19. Ibid.
  20. O tym tak brzemiennym w następstwa a tak dotąd zamglonym dziejów naszych ustępie ogłosimy oddzielne pismo





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Boromeusz Hoffman.