O końcu świata i kometach/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Marcin Ernst
Tytuł O końcu świata i kometach
Rozdział I
Wydawca Biblioteka Dzieł Wyborowych
Data wyd. 1910
Druk Edward Nicz i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ I.

Idea końca świata zrodziła się w umysłach ludzkich znacznie wcześniej, aniżeli uzyskane zostały jakiekolwiek pewne dane, dotyczące jego budowy, zanim kwestya trwałości świata i naszego układu słonecznego zaprzątać zaczęła umysły astronomów i matematyków. W religii chrześciańskiej idea ta występuje już w formie zupełnie konkretnej, a w apokalipsie znajdujemy obraz końca świata, mogący wzbudzić trwogę w wierzących grzesznikach. Wiara w Chrystusa i sąd ostateczny ściśle łączą się z wiarą w koniec świata, ztąd też obawa końca świata nie występuje nigdzie tak często ani z taką siłą, jak w społeczeństwach chrześciańskich.
W ciągu 2,000 niespełna lat naszej ery przepowiedni końca świata było tak wiele, że policzyć ich niepodobna, tembardziej, iż występowały one rozmaitymi czasy w rozmaitych miejscach i często miały znaczenie tylko lokalne. Opierały się te przepowiednie na podstawach bardzo różnych, np. na przeczuciach ludzi, uważanych za jasnowidzących, na kabalistycznem znaczeniu, nadawanem rozmaitym liczbom, lub ich kombinacyom (zazwyczaj kombinowano w najrozmaitszy sposób liczbę roku), na porównaniach faktów z życia współczesnego z wyjątkami apokalipsy, w których znajdowano wielkie podobieństwo i t. p.
Szczególnie silne wrażenie na umysły wywierały nadzwyczajne a uderzające zjawiska astronomiczne. Jeżeli nie widziano w nich zawsze wróżb końca świata, to w każdym razie uważano je za widome znaki jakiejś tajemnej myśli Bożej. Tego rodzaju zapatrywania były zupełnie naturalnemi u bogobojnego chrześcianina, który niebo uważał za mieszkanie Boga. Religia wprawdzie uczy, iż Bóg jest wszędzie obecny i teologia przez niebo niewątpliwie nie to rozumie, co przeciętny bezkrytyczny człowiek, jednakże ogół obraz bierze w znaczeniu dosłownem i, modląc się, zwraca oczy ku niebu, gdzie króluje Bóg. Jeżeli zatem Bóg chciał światu objawić wolę swoją, lub zagrozić mu karą, to mógł to uczynić najlepiej za pomocą znaków, zawieszonych na niebie. Wszakże i dobrą wieść o zejściu na świat Zbawiciela oznajmił ludzkości, zapalając na niebie świetną gwiazdę Betleemską, a w chwili skonania Zbawiciela na krzyżu zaćmił słońce, napełniając ludzi grozą.
Do zjawisk astronomicznych, które silnie pobudzały fantazyę ludzką, należały zaćmienia słońca, obfite roje gwiazd spadających, meteory ogniste, w szczególności zaś aerolity, dosięgające ziemi, nowe gwiazdy i komety.
Zjawisko zaćmień wogóle, a w szczególności słonecznych, zostało zbadanem i objaśnionem już bardzo dawno. W starożytności bardzo odległej kapłani chaldejscy i chińscy notowali przez wiele wieków wszystkie tego rodzaju zjawiska, a następnie wyprowadzili okres, w którym zaćmienia się powtarzają. Przechowała się w chińskich kronikach wiadomość, iż już na przeszło 2000 lat przed N. Chr. dwaj astronomowie Hi i Ho zostali skazani na śmierć, ponieważ, oddając się obfitym libacyom, zapomnieli uprzedzić o mającem zajść zaćmieniu słońca. W Grecyi, jak wiadomo, Thales z Miletu przepowiedział zaćmienie, które przypadło 28 maja r. 585 przed N. Chr. Co do przyczyny zaćmień, przypisywano je jakimś siłom wyższym i obawiano się ich; dopiero Pytagoras w końcu VI wieku przed N. Chr., który poznał, iż ziemia i ciała niebieskie mają kształt kulisty, objaśnił prawdziwą przyczynę tego zjawiska.
Narodom chrześciańskim objaśnienie zaćmień dostało się w spuściźnie po Grekach. Z Almagestem w ręku umiano z grubsza nawet przepowiedzieć zaćmienie, a jeżeli zaćmienie zaszło nieprzewidziane poprzednio, to przyczyna jego bądź co bądź była wiadoma i przynajmniej ludzie oświeceńsi nie przypisywali mu żadnego tajemniczego znaczenia. Tłum ciemny jednakże długo jeszcze z trwogą przypatrywał się zjawisku, modlił się, bił się w piersi i wierzył, iż gdy słońce znów się ukazało, stało się to tylko na skutek modłów i skruchy. Jeszcze w r. 1654 w czasie całkowitego zaćmienia słonecznego, widzialnego w Paryżu, tłumy ludzi, ogarniętych panicznym strachem, szukały bezpiecznego schronienia po piwnicach domów.
Mniej znanem zjawiskiem i bardziej tajemniczem były gwiazdy spadające. Kiedy zatem gwiazdy spadające występowały w rojach bardzo obfitych, wzbudzały one wielki przestrach, przypominając obraz z apokalipsy o spadaniu gwiazd w ostatnim dniu istnienia świata. Chociaż żaden z tych rojów w istocie nie był zwiastunem końca świata, to jednakże dopatrywano się prawie zawsze związku tych zjawisk z mniej lub więcej współczesnemi wydarzeniami i widziano w nich znaki niebieskie.
Jednym z najdawniej znanych jest rój, przypadający corocznie około 10 sierpnia. Legenda irlandzka objaśnia powstanie roju tego w ten sposób, iż w dniu męczeństwa św. Wawrzyńca, 10 sierpnia, niebo zapłakało ognistemi łzami i powtarza się to corocznie w dzień tego świętego. Inne podanie co do tego roju istnieje w Grecyi, gdzie początek roju sierpniowego przeniesiono na dzień Przemienienia Pańskiego, 6-go sierpnia. Wtedy, jak powiada legenda, otwierają się niebiosa.
O wielkiej trwodze, jaka przenikała tłumy w czasie obfitych rojów, kroniki wspominają bardzo często. O roju gwiazd w marcu r. 763 powiada kronikarz, iż tłumy padały na twarze i tarzały się w prochu, widząc deszcz gwiazd — nieomylny znak sądu Bożego. Taki sam fakt kroniki notują w r. 842. Rok 902 często nazywa się we współczesnych kronikach rokiem gwiazd spadających, gdyż „tej samej nocy, kiedy Taormina była zdobyta przez saracenów i tyran Ibrahim ibn Ahmed z rodu Aglabitów z wyroku Bożego znalazł śmierć pod Cosenzą, spadło tyle gwiazd, iż widzowie napełnieni byli wielkiem przerażeniem“. Działo się to 13 października wymienionego roku. W nader obfitej ilości gwiazdy spadały w dniach 10—12 kwietnia r. 1095. Od północy do rana spadały one tak gęsto jak grad. Wiadomość ta powtarza się w wielu kronikach. Zdarzenie to jeszcze przed koncylium w Clermont uważane było za przepowiednię wielkiego ruchu w chrześciaństwie i przyczyniło się wielce do uchwalonego na tem koncylium „pokoju Bożego“ i wypraw krzyżowych.
Kulom ognistym, z których niekiedy wypadały kamienie, fantazya tłumów nadawała postać smoków ognistych, pawiów i t. p.; nazwy takie występują bardzo często w kronikach dla oznaczenia zjawisk wymienionej kategoryi. Kiedy spadający aerolit był przyczyną jakiegoś nieszczęścia, uważano je za bezpośrednie wykonanie kary Bożej na grzesznikach. Do takich wypadków należą n. p. pożary, wzniecane przez meteory, zabicie franciszkanina przez aerolit, który wpadł do klasztoru Santa Maria della Pace i t. p. Że aerolity istotnie mogły być przyczyną tego rodzaju katastrof, świadczą niektóre katastrofy współczesne, do których przedewszystkiem zaliczyć należy zniszczenie w r. 1895 miasta norweskiego Hammerfest przez pożar, powstały skutkiem uderzenia aerolitu.
Zjawiskiem bardzo rzadkiem jest pojawienie się na niebie nowej gwiazdy, dostatecznie jasnej, ażeby mogła być widzianą gołem okiem. Kroniki i spostrzeżenia europejskie zaznaczają kilka tylko zjawisk tego rodzaju, a wraz ze zjawiskami, zanotowanemi w kronikach chińskich, w ciągu 2000 blisko lat naszej ery, liczymy niespełna 30 gwiazd nowych, z których stosunkowo dużo przypada na czasy późniejsze, szczególnie na wiek XIX. Co do gwiazdy betleemskiej istnieją poglądy nader rozmaite, zgadzające się ze sobą jednakże w tym względzie, iż nie można jej zaliczyć do t. z. „gwiazd nowych“. Najprawdopodobniejszem jest przypuszczenie, iż nie była to właściwie jedna gwiazda, ale wspaniała konstelacya trzech najjaśniejszych planet, Wenery, Jowisza i Marsa, które wówczas świeciły na niebie bardzo blisko siebie. Zresztą na podstawie rachunków wypływa, iż 8 maja r. 6 przed N. Chr. zaszło połączenie Jowisza i Wenery, które wówczas znajdowały się na niebie tak blisko siebie, iż gołemu oku przedstawiały się jako pojedyncza gwiazda o nader silnej jasności. Jeżeliby gwiazdę betleemską można uważać właśnie za owo wspaniałe połączenie, to oczywiście, należałoby dzień Narodzenia Chrystusa cofnąć o 6 lat wstecz, do czego zresztą skłaniają i niektóre inne względy.
Z późniejszych gwiazd nowych najsilniejsze wrażenie wywierała wspaniała gwiazda, która zajaśniała w r. 1572 w gwiazdozbiorze Kasyopei. Gwiazdę tę pod względem astronomicznym nader wszechstronnie zbadał sławny astronom ówczesny Tycho de Brahe, skutkiem czego gwiazda ta znaną jest powszechnie pod nazwą gwiazdy Tychona. Gwiazdę Tychona uważano za powtórne pojawienie się tej samej gwiazdy, która zajaśniała w czasie pierwszego zejścia na świat Boga­‑człowieka, i wierzono, że to powtórne pojawienie zwiastuje powtórne jego zejście na ziemię, po którem nastąpi koniec świata. Nawet i najwybitniejsi astronomowie owych czasów, nie umiejąc sobie inaczej wyjaśnić tak dziwnego zjawiska, przypisywali mu pochodzenie nadprzyrodzone. Tak np. Riccioli dla objaśnienia zjawiska gwiazd nowych postawił hypotezę, iż Bóg stworzył specyalne gwiazdy, których jedna strona jest ciemną, druga zaś jasną, przeznaczone wyłącznie do tego, aby przy ich pomocy dawać znaki ludziom. Zwykle, gdy grzechy ludzkości nie przybierają rozmiarów zastraszających, zwróconą jest ku nam strona ciemna tych gwiazd, gdy jednakże miara grzechów się przebierze, wtedy Bóg zwraca ku ziemi jasną stronę gwiazdy, jako ostrzeżenie i wezwanie do opamiętania. Gdy pomimo takiego ostrzeżenia ludzie się nie poprawią, to koniec świata jest nieunikniony. W niezbyt różny sposób zapatrywał się na gwiazdy nowe i genialny twórca hypotezy ciążenia powszechnego, Newton.
Ukazanie się gwiazdy Tychona przypadło na czas, kiedy zaczęła się rozszerzać reformacya Lutra. Katolicy zatem widzieli w niej znak widomy gniewu Bożego na heretyków, których więc, ażeby nie stali się powodem końca świata, należało usilnie nawracać lub też, gdy to okaże się niemożliwem, tępić. Protestanci przeciwnie widzieli w niej dobrą wróżbę, znak radosny, zwiastujący powrót ludzkości do wiary apostolskiej, za której głosicieli uważali siebie, podobnie jak gwiazda betleemska była zwiastunką ewangelii. Łatwo zrozumieć, jak wierzenia tego rodzaju zaostrzały antagonizmy; to też jednym z czynników, które wywołały liczne wojny krwawe i długotrwałe, jakie w epoce nieco późniejszej trapiły Europę, niewątpliwie była nowa gwiazda Tychona.
Na drobne fakta tego rodzaju zazwyczaj historycy nie zwracają uwagi, jednakowoż dzieje świata wykazują bardzo liczne przykłady wpływu zjawisk niebieskich na psychologię mas, która na wielu zdarzeniach historycznych zostawiła niezatarte piętno. Przedmiot ten mógłby dla historyka być bardzo wdzięcznym tematem do monografii. Wpływ komet, jako zjawisk stosunkowo częstych i niekiedy bardzo wspaniałych, najbardziej zasługuje tu na uwagę.
Komety we wszystkich czasach były najbardziej zagadkowemi ze wszystkich zjawisk astronomicznych. Nietylko nie wiedziano nic o naturze tych zjawisk, ale nie miano nawet pojęcia o tem, czy należy je zaliczać do zjawisk ziemskich, czy też uczynić je niezależnemi od ziemi i przenieść ich źródło w odległy przestwór wszechświata. Przedstawicielem pierwszego poglądu był Arystoteles, który uważał je za zjawiska atmosferyczne, powstające przez zapalanie się w atmosferze suchych wyziewów ziemskich, a powaga Arystotelesa ciężyła na umysłach Europy przez długie pasmo wieków średnich. Jeszcze w końcu wieku XVII w wielu państwach europejskich żaden profesor nie mógł objąć katedry, jeżeli nie oświadczył uroczyście, iż uznaje wszystkie zasadnicze poglądy Arystotelesa, w szczególności zaś, że się zgadza najzupełniej z jego zapatrywaniami na naturę komet.
Niezależnie od poglądu Arystotelesa, który uważa komety za zjawiska naturalne, chociaż błędnie je objaśnia, już w starożytności występuje pogląd przeciwny, według którego komety są zjawiskami nadprzyrodzonemi. Przedstawicielem tego poglądu jest np. Pliniusz, który widzi w kometach jakieś znaki cudowne i sądzi, iż znajdują się one w związku z wydarzeniami ziemskiemi, które można nawet przepowiadać na podstawie kształtu i barwy komety. Podaje on też bardzo wyczerpującą klasyfikacyę komet, która w historyi naszych wiadomości o kometach ma, bądź co bądź, znaczenie dosyć ważne.
Wszystkie dalsze przesądy i zabobony, dotyczące wielkiego wpływu komet w życiu człowieka i narodów, kiełkują w tych dwóch odmiennych poglądach, chociaż naturalnie pierwotne ich źródło w zupełności się zaciera. Dotyczy to jednakże tylko ludzi oświeconych tych czasów, rozumujących, których oddziaływanie na tłumy było bardzo niewielkie i jakiejś opinii publicznej w dzisiejszem znaczeniu wytworzyć nie mogło. Tłumy zaś kierowały się wrażeniem bezpośredniem. Oto na niebiosach niespodzianie ukazuje się wielki snop ognisty, rózga. Jakież inne znaczenie mogłaby mieć ta rózga, jeżeli nie znaczenie groźby? Któż inny rózgę tę unosi, jak nie niewidzialna dłoń Boga, który pokazuje ją nieposłusznym swoim dzieciom?
Tego rodzaju poglądy i rozumowania jeżeli nie powstawały również w umysłach ludzi oświeconych, to, wobec głębokiej religijności powszechnej, udzielały się im i bardzo łatwo się przyjmowały, tembardziej, iż w żaden sposób nie można było objaśnić sobie zjawisk tych na innej, bardziej zmysłowej drodze.
To, co było prostym wypływem niewiadomości, z biegiem czasu stało się prawie dogmatem religijnym. Kiedy w r. 1456 wojska chrześciańskie i muzułmańskie stały pod Belgradem, ukazała się wspaniała kometa, która wywołała ogromną panikę w obu wojskach. Papież Kalikst III tak był strwożony tem zjawiskiem, iż zarządził modły publiczne, ażeby zwrócić na Turków to złe, które ze sobą przynosiła kometa. Nabożeństwa te odbywały się w południe, i, ażeby nikt nie zaniedbał pójść do kościoła, wydany został rozkaz, by o godzinie 12-ej we wszystkich miastach dzwoniono. Zwyczaj ten, który utrzymał się do dzisiaj, należy zatem zawdzięczać komecie z r. 1456. W kazaniach kaznodziejów średniowiecznych, wygłaszanych z ambon, w latach kiedy na niebie jaśniały komety, znajdujemy bardzo wiele ustępów, w których kaznodzieja tłómaczy zgromadzonym wiernym znaczenie komety, jako znaku gniewu Bożego. Gniew ten dotyczył grzesznych wogóle w czasach najdawniejszych, niewiernych w czasach walk z Turkami, heretyków w czasach reformacyi i t. d. Zapatrywania tego rodzaju na komety oczywiście były nietylko udziałem katolików, ale i wszystkich innych wyznań. Kiedy np. ukazała się kometa r. 1680, w kalwińskiem mieście, Zurychu, ogłoszono wezwanie do ogólnej pokuty i wybito nawet medal srebrny, na którego jednej stronie znajduje się napis: A. 1680 16 Dec. — 1681 Jan, a na drugiej stronie: gwiazda wróży wiele złego — miej ufność w Bogu — on przemieni.
Historya wspomina o rozmaitych „cudach“, znajdujących się w bezpośrednim związku z kometami. Tak np., gdy na niebie jaśniała kometa r. 1669, na chustach płóciennych pojawiły się krzyże, w r. zaś 1680 w Rzymie kura, która nigdy jeszcze się nie niosła przedtem, zniosła jajo, na którem znajdował się wyraźny obraz komety. Prawdziwość tego zdarzenia została stwierdzona przez bardzo wysoko postawione osoby, między innemi przez nuncyusza papieskiego, a „Journal des Savants“ z r. 1681, I, 20, podaje bliższe szczegóły, w jakich to jajko zostało zniesione. Okazuje się z tego sprawozdania, iż zaszło to 2 grudnia o godz. 1-ej w południe, że w czasie znoszenia jaja kura zapiała bardzo głośno w sposób niezwykły, że jednakże obraz na jaju, którego rysunek jest załączony, nie wyobraża komety, ale kilka gwiazd. Tego rodzaju „cudów“, które znajdowały szeroką wiarę, możnaby przytoczyć więcej.
Do jakiego stopnia wiara w nadprzyrodzoność komet stała się z czasem składową częścią religii chrześciańskiej, widzimy najlepiej ztąd, iż, kiedy znany lekarz i przyrodnik Paracelsus w swojej pracy o komecie r. 1531 wystąpił przeciw poglądom ogółu i śmiał utrzymywać, iż komety są zjawiskami naturalnemi, ogłoszono go heretykiem. Podobny los spotkał Piotra Bayle’go, który podobne zapatrywanie wygłosił w piśmie o kometach, ogłoszonem w roku 1682.
Od najdawniejszych czasów, jak już wspomnieliśmy, wierzono silnie, iż komety są zwiastunami nieszczęścia. Badawczy umysł ludzi nie zadawalał się wszakże takiem ogólnem określeniem i dążył do tego, ażeby rodzaj tych nieszczęść bliżej określić. Skrzętni kronikarze pilnie notowali w swoich pamiętnikach wszystkie wydarzenia, jakich byli świadkami lub też, o których słyszeli. Ponieważ jednakże silniejsze wrażenie zawsze wywierały wydarzenia złe niż dobre, więc tych pierwszych, jak np. wojny, zarazy, klęski elementarne itp., znajdujemy w kronikach więcej niż drugich. Obok tego notowane były wszystkie zjawiska komet, które kronikarz widział. Ztąd, nawet przy największej objektywności kronikarza, jakiemuś zjawieniu się komety towarzyszy więcej wydarzeń złych niż dobrych. Jeżeli zaś weźmiemy jeszcze pod uwagę wpływ na kronikarza poglądów mas, które, jeżeli nawet nie zgadzały się z jego poglądami, to były mu poddawane mimowoli i udzielały się mu przez suggestyę, to nie zadziwi nas, iż często w kronikach przy takim fakcie, jak np. śmierć króla, papieża, klęska w bitwie itp., tuż obok znajdujemy wyrazy: w tym samym czasie ukazała się kometa. Takie zszeregowanie faktów, szczególnie przy odczytywaniu, kojarzyło się w jakiś związek przyczynowy, który w następstwie uważanym był za coś stwierdzonego, niewątpliwego. Temu, być może, nawet zawdzięczać należy, iż komety były tak pilnie notowane, co dla późniejszego rozwoju wiedzy o kometach miało znaczenie bardzo wielkie.
Już w najdawniejszych czasach powstało mniemanie, iż zaraza jest nieodzownym skutkiem ukazania się komety. Źródło tego przypuszczenia leży prawdopodobnie w nauce Arystotelesa, który uważał komety za wyziewy ziemskie, unoszące się w atmosferze. Substancya komety zatem, zatruwając powietrze, musiała wywierać szkodliwy wpływ na zdrowie. Wielką zarazę przyniosła ze sobą kometa z r. 590. Objawem tej strasznej zarazy było kichanie nieustanne, w czasie którego chory zazwyczaj umierał. Przerażeni bliscy, dostrzegłszy tę straszną oznakę choroby, błagali Boga o zdrowie dla chorego. Ztąd miał powstać istniejący jeszcze zwyczaj mówienia: „na zdrowie“ kichającemu; zwyczaj ten byłby zatem już bardzo dawnym. Komecie z r. 942 kronikarze przypisują zarazę na bydło, jaka panowała w owym czasie. Z biegiem czasu wytworzyły się reguły, streszczające w sobie główne klęski, których powodem jest kometa. Tak w jednym wierszu z XVI wieku znajdujemy wyliczone następujące klęski: wiatr, drożyzna, zaraza, wojna, powódź, trzęsienie ziemi, śmierć panującego.
Z biegiem czasu wpływ komet rozszerzano coraz bardziej. Niektórzy krytyczni ludzie dostrzegli przecież, że nawet w latach, kiedy na niebie jaśniała kometa, nie wszystkim się źle działo, że nie każde zło jest złem dla wszystkich. Postanowili oni skrzętnie zbierać wszystkie fakty, i złe i dobre, ażeby się przekonać, czy kometa przynosi zawsze więcej złego niż dobrego. Naturalnie o wpływie komet na te zdarzenia ci, o których tu mowa, nie wątpili. Do tych ostatnich należy np. znany polak Lubieniecki, autor 2-tomowego dzieła „Theatrum cometicum“. Wylicza on w swojem dziele wszystkie komety, wymienione w kronikach, oraz wszystkie złe i dobre wydarzenia, jakie zaszły w czasie widzialności komet, i dochodzi w końcu do wniosku, iż kometa przynosi mniej więcej tyleż dobrego, co i złego, szczęście przynosi dobrym, a nieszczęście złym. Ztąd tylko zły człowiek ma podstawę do trwogi, dobry zaś raczej powinien się cieszyć z ukazania się komety. Jako dowód, iż niewątpliwie kometa może przynieść szczęście podawano fakt, który miał zajść w r. 1472, mianowicie, że wkrótce po ukazaniu się komety w wymienionym roku, w kopalniach srebra w Schneebergu, znalazł jeden górnik kawał srebra, na którym wyryte były słowa: oto komu zajaśniała kometa.
Byli jednakże już i w owych czasach, jak wspomnieliśmy, ludzie, którzy kometom wręcz odmawiali najmniejszego wpływu na losy ziemi; byli z drugiej strony i tacy, którzy wprawdzie uznawali wpływ komet w wielu razach, jednak przyczynę tego widzieli nie w samej komecie, ale w wrażeniu, wywieranem na umysłach ludzkich przez komety. Tak np. Piotr Megertin twierdzi, iż wiele wojen nie przyszłoby do skutku, wiele spraw możnaby załatwić bez rozlewu krwi, gdyby w chwili krytycznej nie ukazała się kometa, wzburzając umysły, jakby nalewając oliwy do ognia. Na poparcie swego zdania przytacza on np. fakt, iż gdy w r. 1652 pojawiła się kometa, w wielu okolicach Niemiec i Szwajcaryi wzburzeni już przedtem chłopi chwycili za oręż, i wybuchła wojna chłopska. W okolicach zaś Zurychu, gdzie wzburzenie było równie silne, natomiast kometa z powodu pochmurnego nieba widzianą być nie mogła, do wojny ani rozlewu krwi nie przyszło.
Jedno z najobszerniejszych dzieł o wpływie komet napisanem zostało przez lekarza angielskiego Forstera w czasie stosunkowo nie zbyt dawnym, bo w pierwszej ćwierci naszego stulecia. Doszedł on na podstawie swoich obszernych i bardzo pracowitych zestawień do stanowczego wniosku, iż od początku naszej ery najwięcej chorób, szczególnie epidemicznych, miało miejsce w czasach, kiedy na niebie widzialną była kometa, i na odwrót, w czasach zdrowych nigdy nie widziano komety. Jakaż jednakże może być wartość tego rodzaju wniosków, gdy autor tuż obok siebie notuje najrozmaitsze zdarzenia, które zaszły w jakichkolwiek punktach kuli ziemskiej, i wszystkie czyni mniej lub więcej zależnemi od wpływu komety. Niezwykle wysoka lub niska temperatura pór roku, burze, grady, śniegi, deszcze, powodzie, susza, głód, szarańcza, zaraza, choroba, trzęsienie ziemi, wybuchy wulkanów, eksplozye i t. d. wszystko to zostało zrejestrowane obok siebie i służy za podstawę do wniosków. Nawet takie notatki kronikarskie nie są pomijane, jak np., iż w czasie widzialności komety z r. 1668 w Westfalii pochorowały się wszystkie koty, kiedyindziej znów w roku komety meteor uderzył gdzieś w wieżę kościoła i uszkodził mechanizm zegara, a jeszcze w innym razie w jakiejś okolicy Ameryki pojawiły się nader licznie dzikie gołębie. Przypomina to, powiada Arago, ową kobietę, która za każdym razem, gdy podeszła do okna, widziała tłumy ludzi i pojazdów i uwierzyła w końcu, że przyczyną tego, iż ludzie przechodzą i jadą powozy, jest jej ukazanie się przy oknie.
Jak mało, pomimo olbrzymich postępów astronomii w ostatnich dwóch wiekach, wiadomości astronomiczne przenikają już nietylko do tłumów, ale nawet do warstw, uważanych za inteligentne, świadczy o tem najlepiej fakt, iż zabobon, przypisujący kometom rozmaite wpływy, przetrwał do dzisiejszych czasów. Wiadomo, jak wielki wpływ na współczesne wydarzenia przypisywano komecie z r. 1811, o której także mówi Mickiewicz w „Panu Tadeuszu“:

O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju?
Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju,
A żołnierz rokiem wojny; dotąd lubią starzy
O tobie bajać, dotąd pieśń o tobie marzy.
Zdawna byłeś niebieskim oznajmiony cudem
I poprzedzony głuchą wieścią między ludem;
Ogarnęło Litwinów serca z wiosny słońcem
Jakieś dziwne przeczucie, jak przed świata końcem,
Jakieś oczekiwanie tęskne i radosne.
O wiosno! kto cię widział, wtenczas w naszym kraju
Pamiętna wiosno wojny, wiosno urodzaju!
O wiosno, kto cię widział, jak byłaś kwitnąca
Zbożami i trawami, a ludźmi błyszcząca,
Obfita we zdarzenia, nadzieją brzemienna!

Tym cudem niebieskim, „na który z niewymownem przeczuciem cały lud litewski poglądał każdej nocy, biorąc złą wróżbę z niego“, napełniającym ludzi przeczuciem końca świata, była wspomniana kometa, od której zależne były również ówczesne klęski i urodzaj. Szczególnie obrodziło w tym roku wino, które odznaczało się wyjątkowo dobrym smakiem i, jako t. z. wino kometarne, było bardzo poszukiwane przez cały szereg lat następnych. Bardzo poważne pismo angielskie „The gentleman’s Magazine“ w r. 1818 podaje artykuł o wpływach wspomnianej komety z r. 1811, w którym, między innemi, znajdujemy, co następuje: „Skutkiem wpływu komety żyto przyniosło obfite żniwo, niektóre rodzaje owoców, jak melony, figi, nietylko były obfite, ale i wyjątkowo smaczne. Widziano tego roku bardzo mało os, muchy oślepły i wyginęły bardzo wcześnie. Co zaś szczególnie jest ciekawem, to, że w Londynie i okolicy urodziło się bardzo wiele bliźniąt. Żona szewca w Whitechapel nawet powiła czworaki...“ Cóż mówić o masach, jeżeli pisma zupełnie poważnie wygłaszały tego rodzaju brednie! Tej samej komecie również, według powszechnego mniemania, należało zawdzięczać, iż w Meksyku w jednej kopalni natrafiono na bogatą żyłę złota, kometa z r. 1819 odkryła światu żyłę srebrną, a kometa r. 1882 znów sprowadziła obfity urodzaj na winogrona.
Widzimy zatem, iż wiara w fantastyczny jakiś wpływ komet dotychczas nie wygasła i w razie pojawienia się jakiejś wybitnej komety będziemy świadkami tych samych scen, w jakie obfitowała przeszłość. Prócz tej zabobonnej kontemplacyi jednakże, pod wpływem badań uczonych w ostatnim wieku wystąpiła trwoga innego rodzaju, o której powiemy w następnym rozdziale.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Marcin Ernst.