Kriton (tłum. Kozłowski)/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Platon
Tytuł Kriton
Pochodzenie Dzieła Platona
Wydawca S. Orgelbrand
Data wyd. 1845
Druk S. Orgelbrand
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Felicjan Kozłowski
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Kriton.

Kriton jest dopełnieniem Apologii. Przyjaciele radzą Sokratesowi aby się ratował przed śmiercią, ucieczką z wiezienia; lecz on znajduje to przeciwne swojemu przeznaczeniu, niestosowną słabością umysłu dla starca w 60tym roku życia, i zgwałceniem praw Ateńskich, które nakazywały, aby każdy wyrok sądowy był wykonany. Dowodzi tym sposobem że obowiązkiem każdego obywatela jest, być posłusznym zawsze prawom krajowym bez wyjątku. Zasada ta, któréj aż do końca trzymał się Sokrates, okazuje jak dalece dbał o imię dobrego obywatela. Jakoż był nim zawsze. Choć nie należał do spraw publicznych, był jednak jako żołnierz w boju nieustraszony, jako sędzia bezstronny, nieporuszony ani groźbami Trzydziestu, ani krzykami ludu. Postępował zawsze jako dobry obywatel i wierny obrońca kraju swego. Lubo prawa te niesprawiedliwie go potępiły, nie uchylił się jednak od nich, i umarł, jedynie sumienie dla siebie zachowując.
Co do pisma samego, od kogo piérwotnie poszło, to samo powiedziéć musimy co i w Apologii: że nie jest utworem pomysłu Platona, lecz obrazem rozmowy Sokratesa, ktorą podług tego, jak od tych co do niéj należeli mógł słyszeć, opisał, i nic więcéj nie dodał nad to, co mu się zdawało potrzebném do nadania mowie toku, jaki był Sokratesowi właściwy, i dla uzupełnienia miejsc niektórych. Mniemanie to polega na tych samych dowodach co i w Apologii: albowiem nie masz i tu osobnego filozoficznego celu; i choć przychodzi do rozbierania ważnych pytań względem prawa, sprawiedliwości i zobowiązań się, jednak ściąga się to wszystko na szczególny tylko przypadek w poprzedzającém piśmie zawarty, i rozmawiający o nim jedynie myślą, tak, że chcąc przyznać Platonowi tę rozmowę za dzieło pomysłu jego, trzebaby, powiedzieć że z okoliczności tylko napisaném zostało.
Nie masz w niém dowodzeń, tylko zasady bez rozbioru przyjęte i na dowodach innych rozmów oparte, które jednak w pismach Platona się nie znajdują. On zaś nigdy tego nie robi, żeby miał odnosić się do dowodów których nigdzie nie przytacza. Nadto, coby mógł miéć za cel w utworzeniu tego pisma? bo nie masz w niém nic takiego, czegoby nie było w Apologii. Gdybyśmy przypuścili, że chciał wystawić, jak przyjaciele ofiarowali pomoc Sokratesowi do wydobycia się z więzienia, a on ją odrzucił, byłoby to bez celu: bo przyjaciele Sokratesa nie potrzebowali takiéj siebie obrony, kiedy już z Apologii każdy mógł poznać, że Sokrates niczém nie da się wzruszyć, choćby największe względem uwolnienia go robiono usiłowania. Równie i to zdaje się bezzasadném, żeby resztę, prócz téj okoliczności, sam z siebie Plato miał dodać: ponieważ sposób pisma jest taki, jak zwykle bywa w rozmowie na prędce mianéj, a nie sztuczny i z namysłu pochodzący. W tamtym jedna rzecz może się kilka razy powtarzać bez dokładnego od razu wystawienia, podług tego z innemi często pomięszana, jak co mówiącemu przyjdzie na pamięć; w tym zaś, to jest z namysłu pochodzącym, nie wraca się do jednéj rzeczy kilka razy, ani się napomyka tego, czego się nie dokończy. A właśnie tak jest napisany Kriton, i choć ogół jego jest piękny, jasny, jednak w pojedynczych częściach nie masz: ścisłego związku, tylko częste przerwy i powtarzania, co w rozmowie na prędce mianéj i przez kogo innego później powtórzonéj, mogło mieć miejsce.
Tym sposobem widoczném jest, że Plato w tém piśmie wiernie oddal słowa umierającego Sokratesa, tak jak w poprzedzającém wystawił głos broniącego się. W dalszym tylko ciągu, to jest tam gdzie przypada Phedon, mógł w tém co śmierci Sokratesa tyczy, coś od zupełnéj wierności odstąpić, aby dokładniejszy i prawdziwie filozoficzny obraz wystawił. Styl pisma, przeciw któremu i Ast nie ma co powiedziéć, podobny temu jaki jest w Apologii, dowodzi także, że nikomu innemu tylko Platonowi należy go przyznać; równie i ścisłość z jaką się trzyma jednego tylko celu, do którego zmierza rozmowa i nie wdaje się w badania nad zasadami, okazuje nie małą zręczność, którą nie byle jaki filozof z Sokratyków potrafiłby zachować. Jego jest dziełem owe powstawanie na tych, co utrzymują, że nie można z kim drugim, nie mającym zasad podobnych, wspólnie rzeczy rozbierać i nad niemi się zastanawiać. Zrobił to aby dał poznać sposób i cel rozmowy; bo Sokrates nic potrzebował powstawać przeciw Krytonowi, który tylko w wnioskach od niego się różnił.

Podanie Diogenesa że właściwie Eschines do téj rozmowy z Sokratesem należał, tylko Plato przez nieprzyjaźń, Kritona na jego miejsce położył, nie dosyć zdaje się być pewném; jednak mogło być że Plato wybrał sobie raczéj Kritona dla tego, że ten przez wiek swój był od nieprzyjemnych ztąd skutków zabespieczony, i zaraz po śmierci Sokratesa umarł. Nie widać także, dla czegoby Plato miał ubliżyć przyjaciołom Ateńskim Sokratesa przez to, że za takich co się ofiarowali uprowadzić Sokratesa z więzienia, cudzoziemców podał. Rzecz sama przez się pewna, tylko powód do niéj nie wiadomo przez kogo wymyślony.

Przekład Kritona.[1]


Sokrates.

Dla czegożeś o tym czasie przyszedł Kritonie? Albo czy to nie rano jeszcze?

Kriton.

Tak... bardzo!..

Sokrates.

Jaka zatém chwila?..

Kriton.

Piérwsze świtanie!

Sokrates.

Dziwię się że dozorca więzienia cię wpuścił.

Kriton.

Jest mi znajomy, bo tu często chodzę, i dostał odemnie wynagrodzenie.

Sokrates.

Czyś dopiéro przyszedł, czy już dawno?

Kriton.
Dosyć dawno.
Sokrates.

Czemużeś mnie zaraz nie obudził, tylkoś w milczeniu przy mnie siedział?

Kriton.

Przyznam ci się szczerze Sokratesie, że będąc w twojém położeniu, nie chciałbym aby mnie obudzono; dla tego długo patrzyłem z radością na słodycz snu twojego, i umyślnie cię nie budziłem, abyś resztę czasu co ci pozostaje, jak najprzyjemniej przepędził. W istocie, często ci już dawniéj winszowałem w twém życiu stałości umysłu, ale w obecném teraz nieszczęściu więcéj ci jeszcze winszuję stałości i powolności, z jaką znosisz srogość twego losu.

Sokrates.

Bo nie byłoby stosowném dla mnie w tym wieku troszczyć się, że wreszcie umrzeć muszę.

Kriton.

A innym przecież w tym samym wieku nie przeszkadza starość, by nie mieli ubolewać nad losem, gdy wpadną w podobne nieszczęście.

Sokrates.

Prawda! ale powiedz po co tak rano tu przyszedłeś?

Kriton.
Z wiadomością Sokratesie smutną i przykrą nie tak dla ciebie pewno, jak dla mnie i twoich przyjaciół. Ja to będę musiał znieść najwięcéj jéj dolegliwość!..
Sokrates.

Z jaką wiadomością?.. Może okręt z Delos[2] już powrócił, po czém będę musiał umrzeć.

Kriton.

Nie jeszcze! lecz dziś ma wrócić, jak powiadają ci co przybyli z Sunium, gdzie go zostawili: podług tego zatém zdaje się że dziś wróci, a tak jutro rano będziesz musiał umrzeć Sokratesie!

Sokrates.

To dobrze Kritonie! Jeżeli tak się bogom podoba niech się spełni ich wola! myślę jednak że okręt dziś nie powróci.

Kriton.

Zkądże to wnosisz?

Sokrates.

Powiem ci: następnego dopiéro dnia po jego powrocie będę musiał umrzeć. Tak przynajmniéj mówią ci, od których to zależy[3]. Ja zaś nie sądzę, żeby dnia dzisiejszego powrócił, chyba dopiéro następnego. Domyślam się tego ze snu, który przed chwilą téj nocy miałem: i dobrześ zrobił żeś mnie nie obudził.

Kriton.

Cóż ci się więc śniło?

Sokrates.

Zdawało mi się że jakaś kobiéta przystojna i piękna, biało ubrana, przystąpiwszy do mnie z bliska, zawołała na mnie i rzekła: „Sokratesie! za trzy dni będziesz w roskosznéj Phtyi! “[4].

Kriton.

To sen osobliwszy Sokratesie!

Sokrates.

Znaczenie jego jak mi się zdaje jest wyraźne!

Kriton.

Aż nadto! Jednak ty nadzwyczajny mężu posłuchaj mnie, i dopóki czas, ratuj się ztąd czémprędzéj; bo jeśli się na śmierć oddasz, choć nie doznam innego ztąd nieszczęścia, prócz że utracę przez zgon twój przyjaciela jakiego nigdy nie znajdę, wielu jeszcze mniemać będzie (którzy ani ciebie ani mnie dokładnie nie znają), że kiedy mógłem cię ocalić, bylem tylko pieniędzy nie żałował, jednak tego nie zrobiłem. A cóż może być nieznośniejszego nad to: być mianym za takiego, co więcéj szanuje pieniądze niż przyjaźń?.. Wielu nie uwierzy temu, żeś sam nie chciał ztąd wyjść, mimo nasze nalegania.

Sokrates.

Dla czegóż dobry Kritonie mamy tak uważać na opinią ludu? Rozsądniejsi, na których więcéj powinniśmy uważać, sądzić będą tak o rzeczy jak się w istocie stało.

Kriton.
Lecz widzisz sam, że potrzeba także mieć wzgląd na opinią ludu. Obecny wypadek dowodzi, że lud nie małe lecz największe złe wyrządzić może temu, kto wpadnie w jego nienawiść.
Sokrates.

Oby lud mógł wyrządzać największe złe i nawzajem dobre, byłoby dobrze! Ale nie potrafi ani jednego ani drugiego, bo nic może nikomu ani dać rozumu, ani mu go odjąć: postępuje tylko podług trafu.

Kriton.

Niech tak będzie! Ale odpowiédz na to Sokratesie: czy się obawiasz o mnie i innych przyjaciół, żebyśmy gdy ztąd ujdziesz, nic byli od delatorów oskarżeni, żeśmy cię uprowadzili, i nic zmuszeni za to zostali utracić nasz majątek, zapłacić wiele pieniędzy, albo nawet narazić się na coś większego? Jeśli się o to lękasz, bądź spokojny. Myśmy nietylko na to, nic nawet na większe powinni narazić się niebezpieczeństwa, skoroby tylko dla twego ocalenia tego było potrzeba. Słuchaj mnie i nic sprzeciwiaj się Sokratesie!

Sokrates.

Tego się obawiam, i wielu innych rzeczy.

Kriton.

Nie obawiaj się! bo nie wiele żądają za wybawienie i uprowadzenie cię ztąd. Widzisz jak łatwo tych delatorów można przekupić, że nie wiele trzeba dla nich pieniędzy, a mój majątek cały jest gotów dla ciebie, i sądzę że wystarczy. Jeśli zaś przez troskliwość o mnie nic chcesz zezwolić bym dla dobra twojego, coś ze swego poświęcił, oto ci cudzoziemcy oświadczają się zaraz z swemi dla ciebio ofiarami. Jeden z nich Simias Tebańczyk[5] przyniósł już dostateczną ilość pieniędzy, a Cebes[6] i wielu innych są na na to gotowi. Tak jak mówiłem, z obawy tego nie wachaj się z swojém ocaleniem, i nie troszcz się (o czém mówiłeś w sądzie), że gdybyś był wolny nie miałbyś gdzie się podziać: wszędzie bowiem dokąd pójdziesz, znajdziesz przyjaciół. Jeśli będziesz chciał udać się do Tessalii, mam tam znajomych, którzy potrafią cię cenić, i dadzą ci bezpieczeństwo, że nikt z Tessalczyków ci nie zaszkodzi. Lecz prócz tego Sokratesie, zdaje mi się, że niesprawiedliwie chcesz postąpić, sam się na zgubę podając, kiedy możesz się ocalić, i starając się o to, o co tylko nieprzyjaciele twoi staraliby się, którzy chcą cię zgubić. Będziesz także niedobrym ojcem dla swoich synów, kiedy mogąc im dać wychowanie i edukacją, dobrowolnie ich odstąpisz! ściągniesz na siebie ten zarzut, że jakiemu losowi podpadną, będzie to z twéj przyczyny: podpadną zaś takiemu jaki jest nieodstępny sierot. Albo nie należało pragnąć mieć dzieci, albo kiedyś je dostał, starannie je wypielęgnować i wychować. Zdaje mi się, żeś bardzo niestosowną sobie obrał drogę postępowania, ty który powinieneś był pójść najszlachetniejszą: boś zawsze mawiał, że żyjesz dla cnoty. Cały więc jestem w pomieszaniu i obawie o ciebie i o nas wszystkich twoich przyjaciół, by się nie zdawało, że wszystko co się ciebie tyczy, stało się przez słabość z naszéj strony. Ta skarga zaniesiona przed sąd gdzie sam się stawiłeś choć mógłeś uniknąć, to prowadzenie sprawy jak się odbywało, i wreszcie ten dziwny jakby na dopełnienie pośmiewiska wszystkiego, twój teraz upór, lękam się Sokratesie, aby za złe nie był nam poczytany, i za brak pewnéj z naszéj strony stałości. Powiedzą może, że jesteśmy w tém winni, żeśmy cię nie ocalili, ani ty sam siebie, kiedy można było, i sposobność ku temu się się zdarzała, byleśmy tylko niczego nie żałowali. Patrz Sokratesie! aby to obok nieszczęścia hańbą jeszcze dla ciebie i dla nas się nie stało!.. Namyśl się!.. albo raczéj nie czas już się namyślać!.. Minęła ku temu chwila!.. Jednę tylko rada pozostaje. W téj nocy całą rzecz trzeba skończyć. Jeśli się spóźnimy... już po wszystkiém, daremne usiłowania! Posłuchaj mnie więc Sokratesie i nie opieraj się!

Sokrates.

Kochany Kritonie! twoja troskliwość o mnie byłaby nieoszacowaną, gdyby ze sprawiedliwością się zgadzała. Kiedy zaś jéj się sprzeciwia, tém jest gorszą im większą. Zastanówmy się zatém, czyli wypada zrobić to co radzisz, lub nie; albowiem nie tylko dziś, lecz zawsze tę mam zasadę: nie innéj słuchać rady, jak tylko téj, która mi się przy méj rozwadze najlepszą zdaje. Com u siebie dawniéj za niezmienne przyjął, nie mogę tego odmienić dla losu jakiego doznaję. Jednakowo zawsze je uważam, równo teraz jak przed tém. Jeżeli więc nic lepszego do podania nad to nie masz, wiedz, że wcale mnie do swego nie nakłonisz, choćby lud sroższych jeszcze niż teraz użył środków, dla zastraszenia mnie jak dziecka wiezieniem, śmiercią i zabraniem majątku.

Kriton.

Jakże więc najstósowniéj zastanowimy się nad tém?

Sokrates.

Jeśli najpiérw weźmiemy po rozwagę, coś wspomniał o opinii, czym dobrze ze wszech miar powiedział że na opinią niektórych trzeba uważać, a na innych nie; albo czy to co się zdawało, żem dobrze powiedział, nim mnie na śmierć skazano, teraz się okazuje, żem tylko przez żart i zabawę powiedział. Chcę razem z tobą Kritonie poznać, czy będę teraz w mojém położeniu co innego myślał niż dawniéj, lub to samo; i czy mam już tego się wyrzec, lub do niego ciągle się stosować. Mniemam że wszyscy którzy sądzą, że cóś powiedzą, na to się ze mną zgodzą, com powiedział: że na opinią jednych ludzi trzeba uważać, a na drugich nie. Powiedz dobry Kritonie, czy zdanie to uważasz za dobre? Ponieważ nie zdajesz się być w niebezpieczeństwie abyś miał rano umierać, i obecna niedola nie może cię tyle poruszać, zastanów się, czym dobrze powiedział, że nie na wszystkich opinią należy uważać, tylko na niektórych, a na innych wcale nie; i że nie na wszystkich ludzi, tylko na pewnych, a na drugich wcale nie. Co mówisz czym dobrze powiedział?

Kriton.

Dobrze!

Sokrates.

Więc na dobrą opinią trzeba uważać a nie na złą.

Kriton.

Tak!

Sokrates.

Czy dobra nie jest u rozumnych a zła u bezrozumnych?

Kriton.

Nie inaczéj.

Sokrates.
Zobaczmy jakim sposobem się to dzieje! Ten, który ćwiczy się w gimnastyce, mając nią się zajmować, czy uważa na pochwałę lub naganę kogokolwiek? czy też tego tylko, kto jest lekarzem lub znawcą gimnastyki?
Kriton.

Tego tylko.

Sokrates.

A więc, czy nie musi bać się jego jednego nagany, starać się o pochwałę, a nie wielu innych?

Kriton.

Oczywiście że tak.

Sokrates.

Musi zatém podług tego postępować, ćwiczyć się w gimnastyce, jeść, pić, jak uzna za stósowne jego przełożony i biegły w tej sztuce, a nie jak inni wszyscy.

Kriton.

Tak.

Sokrates.

Bo gdyby go nie słuchał, mało ważył przestrogi i pochwały, szedł za zdaniem tych co wcale nie znają rzeczy, czyżby nic doświadczył złego?

Kriton.

Bezwątpienia.

Sokrates.

Jakiego? w jakich skutkach? na czémby za nieposłuchanie ucierpiał?

Kriton.

Oczywiście że na ciele, boby je osłabił.

Sokrates.

Bardzo dobrze! Nie wyliczając szczegółów, przyznaj Kritonie, czy nie to samo jest ze wszystkiém w ogóle: ze sprawiedliwością i niesprawiedliwością, dobrem i złem, o czém teraz mowa. Czy mamy tu uważać na opinią czyli zdanie ludzi? lub też jednego, który zna rzecz najlepiéj, powiniśmy się bać i wstydzić więcéj niżeli wszystkich innych? Czyż nie uważając na niego, nie osłabiemy, i zniszczemy to, co przez sprawiedliwość utrzymuje nasz byt moralny, a przez niesprawiedliwość go psuje. Czy nie tak Kritonie?

Kriton.

Tak Sokratesie.

Sokrates.

Jeżeli więc nieuważając na zdanie znających rzeczy, zniszczemy to, co nas tak moralnie utrzymuje, jak czerstwość utrzymuje ciało, jakże w tym stanie żyć będziemy mogli? Czy nie stanie się to samo co z ciałem?

Kriton.

To.

Sokrates.

A czy można żyć gdy się ciało zepsuje?

Kriton.

Nie!

Sokrates.

Jakże więc żyć można, gdy zniszczemy nasz byt moralny, który sprawiedliwość utrzymuje, a niesprawiedliwość psuje? Czy tę część istoty naszéj, z którą, jakakolwiek ona jest, wiąże się sprawiedliwość i niesprawiedliwość, mniéj cenimy niż ciało?

Kriton.
Nie!
Sokrates.

Może zatém więcéj?

Kriton.

Daleko więcéj!

Sokrates.

Czy zatém najlepszy Kritonie mamy na to uważać co lud o nas mówi, a nie na to, co mówi ten, kto zna co jest sprawiedliwość a co nie sprawiedliwość? a tym jest sama prawda. Widzisz przeto, żeś nie dobrze wniósł mówiąc z początku, że nam trzeba uważać na opinią ludu względem sprawiedliwości, przystojności, dobroci, i wszystkiego co temu jest przeciwne. Może przecię, na to kto znowu powie: Sokratesie! lud może nas na śmierć potępić, i to niezawodno!

Kriton.

Bezwątpienia że tak powie!

Sokrates.

Prawda! Ale zacny Kritonie! chociażeśmy już dawniéj na to odpowiedzieli, zastanów się jeszcze: czy nie mamy téj zasady, że nie idzie o to, byle tylko żyć, lecz aby dobrze żyć?

Kriton.

Mamy!

Sokrates.

A téj znowu czy nie mamy: że dobrze i przyzwoicie żyć jest to żyć sprawiedliwie?

Kriton.
I tę mamy.
Sokrates.

Stosownie więc do zasad któreśmy przyjęli, wypada poznać, czy będzie sprawiedliwém chcieć ztąd wyjść bez pozwolenia Ateńczyków. Jeśli okaże się sprawiedliwém, przystąpmy do wykonania zamiaru, a jeżeli przeciwnie, porzućmy go. Uwagi, któreś mi uczynił względem pieniędzy, sławy, wychowania moich synów, obym nie wyrzekł prawdy Krytonie! wcale ten lud nie obchodzą, który łatwo na śmierć Wskazuje, o jeszcze łatwiéj, gdyby mógł, bez zastanowienia się do życia by przywracał. Wypływa ztąd, że nam nic nie pozostaje do poznania, prócz jakeśmy wspomnieli, czy sprawiedliwie sobie postąpimy, dając pieniądze i okazując tym wdzięczność, którzy nas ztąd uprowadzą? i czy niedopuścimy się niesprawiedliwości, gdy ztąd sami ujdziemy, lub dozwolimy innym nas uprowadzić? Jeśli się tak pokaże, niestosowném będzie rozmyślać, czy mamy tu zostać, umrzeć? i wszystkiemu raczéj się poddać, niżeli niesprawiedliwość popełnić.

Kriton.

Dobrze mówisz Sokratesie! przyznaję... ale jednak uważ, co trzeba nam tu zrobić.

Sokrates.

Rozważmy wspólnie. Jeżeli masz co mi zarzucić — oświadcz... usłucham twéj prawdy. Jeśli nie, przestań często toż samo powtarzać, abym wyszedł ztąd bez pozwoleniu Ateńczyków. Chcę abyś mnie przekonaniem do tego nakłonił, nie zaś przymusem. Patrz czy ci się zaraz podoba początek mojego rozumowania, i odpowiadaj nu pytania podług tego jak ci się zdawać będzie.

Kriton.
Dobrze.
Sokrates.

Jakże sądzisz: czy w każdym razie niegodzi się dobrowolnie popełnić niesprawiedliwości, lub może tylko w pewnych okolicznościach? albo czy zawsze jest ona złą i niestosowną, jakeśmy dawniéj na to często się zgadzali, i nie dawno wspomnieli? Chyba że wszystko, cośmy przed tém miedzy sobą uznali, w tych kilku dniach odmieniło się zupełnie. Ale czy można przypuścić, aby nasze rozmowy, w tym wieku w jakim jesteśmy, podobne były igraszkom dzieci? Więc raczéj tak się ma wszystko jakeśmy wtenczas wyrzekli. I czy większych czy mniejszych doświadczeni udręczeń, powiemy, że niesprawiedliwość jest sama z siebie złą i ochydną dla tego kto ją popełnia.

Kriton.

Niezawodnie.

Sokrates.

W żadnym więc razie nie należy jéj się dopuszczać?

Kriton.

W żadnym.

Sokrates.

Ani względem tego, który się dopuścił, nie należy jak lud mówi odwetu używać, kiedy się nigdy nie godzi niesprawiedliwości popełnić?

Kriton.

Ani względem tego.

Sokrates.
A może krzywdzić wolno Krytonie?
Kriton.

Nie! nigdy Sokratesie!

Sokrates.

To względem tego, który krzywdę wyrządził, użyć odwetu jak lud mówi, jest słuszném i sprawiedliwém?

Kriton.

Nie!

Sokrates.

Więc krzywdzić jest jedno co niesprawiedliwość popełniać?

Kriton.

Jedno!

Sokrates.

Nie należy zatém odpłacać się nikomu niesprawiedliwością ani krzywdą, choćbyś co najgorszego doświadczył. Lecz uważ, żebyś zgadzając się na to, nie powiedział sam przeciw sobie, bo wiem że mało ludzi podobnie sądzi i sądzić będzie. Ci co tak sądzą, nie potrafią wspólnie rzeczy rozbierać z temi, co przeciwnie utrzymują, i muszą ztąd pogardzać sobą dla różności zdań swoich. Zastanów się więc dobrze, czy zgadzasz się ze mną i na jedno przystajesz? Potém pójdziemy do dalszych uwag, zaczynając od téj, że nie przystoi wcale dopuszczać się niesprawiedliwości, ani Używać odwetu przeciw tym, którzy ją popełnili; oni mścić się krzywdą za doświadczoną krzywdę. Czy nie przystajesz na to, i w początku zaraz inaczéj sądzisz? bo ja to samo sądzę co dawniéj. Jeśli inaczéj sądzisz, powiedz i naucz mnie; a jeśli zostajesz przy dawném zdaniu, posłuchaj mnie!

Kriton.
Zostaje przy dawném, i sądzę to co ty. Mów tylko!
Sokrates.

Mówię więc, albo raczéj cię pytam, czy ten, kto drugiemu sprawiedliwie co przyrzekł, powinien dotrzymać lub nie?

Kriton.

Powinien.

Sokrates.

Wnieś z tego, czy uchodząc ztąd bez pozwolenia Ateńczyków nie wyrządzimy komu krzywdy? Temu komu najmniéj przystoi. Czy w takim razie zachowamy to, cośmy za sprawiedliwe uznali?

Kriton.

Nie mogę ci Sokratesie odpowiedzieć na to o co mnie pytasz, bo nie rozumiem.

Sokrates.

Uważ więc w ten sposób. Gdyby wtenczas kiedy będziem mieli uciekać, lub jakkolwiek nazwać wypadnie nasze ztąd oddalenie się, stanęły przed nami prawo, Rzeczpospolita i zawołały: „Sokratesie! co chcesz robić? czy nie dążysz w tém co zamierzasz, na zgubę naszą i Rzeczypospolitéj, ile w twéj mocy? Czy sądzisz, że może się utrzymać kraj taki i nie upadnie, w którym wydany publicznie wyrok nie ma swego znaczenia, i od kogokolwiek będzie gwałcony i znieważany?“ Cóżbyśmy Kritonie na takie i tym podobnych wiele odpowiedzieli zarzutów? albowiem, ileżby ich nie mógł każdy ktobądź wyliczyć, a tém bardziéj mówca[7] ze strony prawa zgwałconego, które chce aby każdy wyrok publiczny miał swoje znaczenie. Może odezwalibyśmy się, że Rzeczpospolita nie wymierzyła nam sprawiedliwości, i nie dobrze sprawę osądziła. Czy to byśmy powiedzieli?

Kriton.

To niezawodne Sokratesie!

Sokrates.

A co znowu, gdyby prawa tak przemówiły: „Sokratesie! nie przyznałżeś nam, że potrzeba się poddać wyrokowi, „jakikolwiek Rzeczpospolita wyda? “ — Gdybyśmy tym ich wyrazom dziwić się chcieli, odezwałyby się może: „Nie dziw się Sokratesie, ale odpowiedz, kiedy zwykłeś przez pytania i odpowiedzi o rzeczach mówić. Objaw, co masz przeciw nam, dla czego nas i Rzeczpospolitą chcesz gubić? Nie namże winieneś życie?.. czy nie podług nas połączył się twój ojciec z tą która cię na świat wydała? Może więc co masz przeciw prawom, które kojarzą związki małżeńskie? “ — Nic bynajmniéj, odpowiedziałbym! „Może zatém przeciw tym, które się tyczą wychowania, nauki, podług jakich wychowany zostałeś? Może im to weźmiesz za złe, że kazały twemu ojcu kształcić cię co do ciała i umysłu?“ — Owszem za dobre uznaję! „Kiedyś więc urodził się, wzrósł, i wychował pod naszą opieką, czy możesz zaprzeczyć że jesteś naszym synem i naszym poddanym, równie jak ci z których pochodzisz? Jeśli nim jesteś, czy sądzisz, że ci wszystko to samo co nam się godzi? Że ci wolno względem nas podobnie postąpić, jak my względem ciebie postąpimy? Mógłżebyś względem ojca lub jakiego pana, gdybyś go miał, użyć odwetu, lżyć go wyrazami za to że cię złajał, bić za to że cię uderzył, i wiele tym podobnych rzeczy robić? A jakże względem praw i kraju twego, za to, że cię wskazujemy na śmierć, widząc tego potrzebę, możesz żądać odwetu, dążyć na naszą zgubę i twego kraju, oraz mówić jeszcze, że nie gwałcisz Sprawiedliwości, ty któryś całe życie poświęcił nauce cnoty? Czyliż taka jest twoja mądrość, żeś nawet zapomniał iż kraj twój i rząd droższy ci być winien nad rodziców, krewnych, świętszy nad wszystko, najgodniejszy uszanowania tak w oczach bogów jak ludzi rozsądnych!? Że potrzeba dla niego więcéj mieć względu, więcéj powolności, więcéj uległości gdy się gniewa i karze, niż dla ojca; i albo go przekonaniem sobie zobowiązać, albo co każe natychmiast wykonać. Znieść spokojnie co przeznaczy, bądź chłostę, bądź więzy, bądź gdy do boju powoła na śmierć i na rany spieszyć jak prawo każe, nie uchodzić, nie odbiegać, nie opuszczać szeregu, lecz równie na placu bitwy jak przed sądem robić wszystko co każe Rzeczpospolita i kraj twój. Można go ku sobie skłonić słusznością swych dowodów; ale dopuszczać się gwałtu, jak względem rodziców się nie godzi, tak względem kraju swego i rządu jeszcze bardziéj.“ Cóż na to odpowiedziałbyś Kritonie? Czy nie prawdę mówiłyby prawa?

Kriton.

Prawdę.

Sokrates.

„Patrz więc Sokratesie! mówiłyby daléj, że jeśli mamy prawdę, ty niesprawiedliwie z nami obejść się zamyślasz! Myśmy do twojego bytu pomogły, my cię wypielęgnowały, wychowały, i we wszystko dobre w co tylko mogły, równie jak innych obywateli ciebie opatrzyły, i równie jak każdemu Ateńczykowi, który upatrzywszy, w nas co złego nie ma przywiązania, tobie pozwoliły oddalić się ze wszystkiém dokąd się podoba. Żadne z nas nie wzbrania ani się sprzeciwia, gdy kto chce przenieść się gdzieindziéj, albo do kraju zupełnie obcego, albo do któréj z naszych osad; aby dla tego, że czuje ku nam i ku Rzeczypospolitéj niechęć, nie miał ze wszystkiém tam się udać, gdzie dla siebie lepiéj widzi. Skoro zaś na miejscu pozostaje, znając cały tryb jakim sprawiedliwość wymierzamy, i Rzecząpospolitą rządzimy, uważamy wtenczas że nam się poddał zupełnie, i co rozkażemy wykona. Jeśli zaś odmówi posłuszeństwa, powiemy, te trojako przeciw sprawiedliwości wykracza: raz że nie jest uległy tym którym byt swój winien; powtóre tym, od których wziął wychowanie; nareszcie, że przyrzekłszy nam posłuszeństwo, nie dochowuje go, ani nas przekonywa czy w czém błądzimy. I kiedy zamiast surowego postąpienia, zamiast zmuszenia do tego co rozkazujemy, przestajemy na jedném z dwojga, albo żeby uległ, albo okazał naszą niesprawiedliwość, on żadnego nie czyni. Oto na takie skargi wystawisz się Sokratesie! Jeśli zrobisz co zamyślasz, będziesz najmniejszym z Ateńczyków!“ — Gdybym się zapytał, dla czego takim? słusznieby mi też same odpowiedziały prawa: „Żeś najwięcéj z Ateńczyków okazał swoje ku nam przywiązanie, a teraz wbrew przeciw nam działasz! Sokratesie mówiłyby daléj, „mamy wielkie dowody, żeśmy i Rzeczpospolita tobie się podobały: bo nie bawiłbyś tak ciągle jak prawie żaden z Ateńczyków w Atenach, gdybyśmy ci się nie podobały. Nie wychodziłeś z nich nigdy, nawet na żadne uroczystości greckie, prócz jednego razu na igrzyska Istmickie. Zaledwo wojna zdołała cię z nich kiedy wyciągnąć na obronę kraju. Nie wyjeżdżałeś nigdy jak inni w podróże. Nie miałeś ochoty widzieć inne miasta, inne prawa, lecz przestawałeś tylko na naszém mieście i na nas. Tyleś nas nad wszysko przekładał, żeś podług nas zawsze żyć postanowił i dzieci twoje wychował, w mieście, które ci się najwięcéj podobało. Gdybyś był chciał mógłbyś był w czasie saméj sprawy obrać sobie wygnanie: i co teraz przeciw woli Rzeczypospolitéj zamyślasz, wtenczas „z jéj zgodą zrobić. Lecz ty wówczas odzywałeś się z uniesieniem niby wzniosłém, że cię mało obchodzi, iż musisz umrzeć; oświadczałeś że wolisz śmierć nad wygnanie; a teraz nie wstydzisz się zdań swoich, i nie rumienisz się że chcesz gwałcić prawo? Odważasz się na to, na coby zaledwie najpodlejszy niewolnik się odważył! Usiłujesz uciec!.. mimo oświadczeń i zobowiązań się przez jakie nam się poddałeś. Odpowiedz zatém wprost, czy mamy w tém prawdę, gdy mówimy że nie w słowach ale w rzeczy nam się poddałeś?“ Cóż na to Kritonie odpowiemy innego, jak chyba żem się poddał?

Kriton.

Bez wątpienia Sokratesie!

Sokrates.

Rzekłyby daléj prawa: „Uważ Sokratesie! czy nie gwałcisz twych umów i zobowiązań się względem nas. Nie zrobiłeś ich z musu przez podstęp nakłoniony, nie brakło ci do namysłu czasu; bo przez siedemdziesiąt lat życia mogłeś, je rozważyć. Jeśliś znalazł w nas co złego, mogłeś natychmiast się oddalić, uważając uleganie za rzecz nieprzyzwoitą. Lecz nie opuściłeś Aten, nie udałeś się do Sparty ani Krety, którę zawsze z dobrego prawodawstwa wychwalasz, ani do żadnego innego miasto greckiego, lub cudzoziemskiego. Owszem bawiłeś w Atenach tak ciągle, żeś mniéj nawet z nich wychodził niż ślepi, kulawi i inni kalecy. Tyle ci się podobały! tyle my prawa, bez których miasto podobać się nie może, znalazłyśmy u ciebie przywiązania! A teraz chcesz być nie stałym w tém do czegoś sam się zobowiązał! Sokratesie! dasz dowód twéj stałości jeśli nas posłuchasz. Nie wystawisz się na śmiech wszystkich, jeśli w mieście pozostaniesz. Przeciwnie uważ co dobrego zrobisz dla siebie i twoich przyjaciół, jeśli staniesz się nam nieposłuszny, i coś zamierzył wykonasz! Przyjaciele twoi będą wypędzeni, utracą obywatelstwo, i pozbawieni zostaną majątku. Sam jeśli się udasz do którego z najbliższych miast, do Teb, do Megary (bo tam najlepsze są prawa), będziesz miany za nieprzyjaciela rządu. Każdy dobry obywatel będzie spoglądał na ciebie z nieufnością, jako na gwałciciela praw. Utwierdzisz mniemanie sędziów, że sprawiedliwie cię potępili: bo przestępca praw byłby zgorszeniem dla młodych osobliwie i lekkomyślnych ludzi. Może więc nie pójdziesz do tych miast, gdzie są dobre prawa i żyją cnotliwi ludzie. Ale czy warto będzie dla ciebie wtenczas żyć? Jeśli zaś pójdziesz, cóż powiesz Sokratesie? Czy się nie powstydzisz tego coś tu mawiał: że nic droższego dla każdego obywatela być nie powinno nad cnotę, sprawiedliwość, prawa, i ich powagę? Czy sądzisz że twoje teraz postępowanie, sprzeczne z tém coś dawniéj mówił, nie będzie źle tam uważane? Nie sądź tego Sokratesie! Porzucisz zatém miasta gdzie rząd dobry panuje, a przeniesiesz się do Thessalii, do przyjaciel Kritona: bo tam jest największy nieład i wolność bez granic. Będą cię słuchać z ochotą gdy będziesz opowiadał, jak dziwnym sposobem uszedłeś z więzienia okryty płaszczem, lub skórą zwierza, lub przebrany, jak zwykle robią zbiegowie aby ich nie poznano! Ale któż z nich nie zadziwi się, że starzec któremu mało dni do zgonu pozostaje, znieważywszy prawa, i wszystko co jest najświętsze, żyć jeszcze pragnie? Nikt! Może odpowiesz — jeśli nikogo nie obrażę. Lecz jeśli przypadkiem to zrobisz, usłyszysz wtenczas wiele wyrzutów, które ci wcale nie przystoją! Będziesz zatém żył dla wszystkich uniżony, przed wszystkiemi się czołgając! I przy jakiémże to jeszcze zatrudnieniu? W pośród biesiad! Tak jakbyś na nie jedynie udawał się do Thessalii! A gdzież się podzieją owe twe rozmowy o cnocie, sprawiedliwości, do którycheś przywykł?
Może znów powiész, że chcesz dla tego pozostać przy życiu, abyś biorąc z sobą twe dzieci do Thessalii, tam je wychował, aby późniéj ci wyrzucały, że przez ciebie stały się obcemi dla swego kraju! Albo czy zostawione w Atenach, choć przy nich nie będziesz, byleś tylko żył, lepsze odbierą wychowanie? Zapewne przyjaciele twoi wezmą je pod swoję opiekę? Jeśli to zrobią gdy się oddalisz do Thessalii, czemuż nie mają zrobić, gdy umrzesz? Nie inaczéj wnosić wypada, jeżeli ci co się oświadczają twojemi przyjaciółmi, są niemi w istocie. Tak! posłuchaj nas Sokratesie! nas praw, twoich od młodości przewodników! i nie ceń więcéj życia, twych dzieci, lub co innego, nad sprawiedliwość, abyś po śmierci mógł śmiało wystąpić przed sąd który cię czeka. Bo tém co zamierzasz, nie poprawisz ani twego losu, ani nie zrobisz dla siebie, ani dla twych dzieci, ani dla twych przyjaciół nic lepszego, nie przyzwoitszego, nic godniejszego, ani wtém życiu, ani w przyszłém. Przeciwnie poddając się wyrokowi, umrzesz jako wielka ofiara niesprawiedliwości ludzkiej, lecz nigdy jako ofiara niesprawiedliwości praw. Jeśli chwycisz się ucieczki, i przeciw niesprawiedliwości, krzywdzie, użyjesz odwetu, bez godności jaka tobie przystoi zerwiesz święte związki, jakie nas dotąd z tobą łączą. Narazisz na wiele złego tych których bynajmniéj nie powinieneś: naprzód siebie, potém przyjaciół, a w końcu krainę. My będziemy zawsze tobie nieprzyjazne za życia; a po śmierci krewne nasze prawa w krainie umarłych, niechętnie także cię przyjmą, wiedząc żeś nas chciał naruszyć, i gwałcić. Niech więc Krito nie ma większego u ciebie nad nas znaczenia! niech cię nie skłoni do tego, co ci doradza!“
To słowa zdaje mi się kochany Kritonie że ciągle słyszę podobnie jak ci, co z ofiar Cybeli[8] przyszedłszy, słyszą jeszcze w ich uchu rozchodzący się ton fletni. Tak i w méj duszy rozlega się głos téj mowy, i zagłusza mnie na wszystkie inne wołania. Wiedz zatém, że w takim stanie, wszystko cobyś mi przeciw niéj przekładał, będzie próżném. Jeżeli jednak masz co skutecznego, powiedz.

Kriton.

Nie mam!

Sokrates.

Daj mi więc pokój! niech tak robię, kiedy mnie sam Bóg tak prowadzi!

Uwagi krytyczne.

Strona 227. „W istocie, często ci już dawniéj winszowałem w twojém życiu stałości umysłu. “
Ast uważa to za słowne naśladowania miejsca podobnego w Phedonie, lecz to jest tylko zwrot podobny, jakich w pismach Platona jest bardzo wiele. Ten, ktoby chciał naśladować Phedona, miałby więcéj do naśladowania!..
Strona 228. „Nie jeszcze! ale dziś ma wrócić, jak powiadają ci co przybyli z Sunium. “
I to miejsce ma być wzięte z Phedona, ale nie ma w niém więcéj podobieństwa nad wzmiankę, o jednéj rzeczy.
Strona 231. „Nie wachaj się z swojém ocaleniem, i nie troszcz się, o czém mówiłeś w sądzie, że gdybyś był wolny nie miałbyś gdzie się udać.“
Nie sądzę żeby to miało być naśladowaniem Apologii jak utrzymuje Ast; bo jeżeli Sokrates to samo powiedział przed sądem, co mu wszędzie powiedzieć przystało, dla czegoż Kriton nie miał wspomnieć teraz?
Strona 242. „Że potrzeba dla niego (kraju) więcéj mieć względu, więcéj powolności, więcéj uległości, gdy się gniewa i karze, niż dla ojca. etc.“
Ma być i tu naśladowanie Apologii, ale go wcale nie widzę, chyba, że to nazwiemy naśladowaniem, że tam powiada iż prawom posłuszny poszedł na wojnę, a tu prawa mówiące przedstawia iż to jest obowiązkiem każdego.
Strona 244. „Nie udałeś się do Sparty, ani Krety, które zawsze z dobrego prawodawstwa wychwalasz.“
Całe to miejsce ma być nie Platońskie, jak Ast utrzymuje; ponieważ Plato w Polityku prawodawstwo Kreteńskie i Spartańskie prawdziwie nie żartem jak tu wychwala. Na to można jednak odpowiedzieć: że gdybyśmy tak sądzili, należałoby otrzymywać, że i Protagoras nie jest pismem Platońskiém; bo i tam żartem tylko Spartan Sokrates wychwala. W porównaniu z prawami Ateńskiemi mógł tylko Spartańskie wychwalać, ale nie bezwzględnie. Dla tego nie ma tu nic nie Platońskiego.
Takie to domysły z porównania miejsc wcale między sobą niepodobnych, posłużyły Astowi do zaprzeczenia autentyczności pisma tego, podobnie jak Apologii.






  1. U Francuzów piérw nim Cousin, tłumaczyli ten dialog Dacier, Sallier, i Thurot (Memoires de l’Academie des Inscriptions T. XIV). U Niemców najlepiéj Schleiermacher. Text grecki najlepiéj oczyścili prócz Bekkera, Fischera — Biester. Ast wydał najświeższą edycyą pism Platona.
  2. Zobacz początek Phedona.
  3. οἱ ἕνδεκα.
  4. Homer Iliad: libr. IX. v. 363 Ηματι κεν τρίτάτῳ φϑὴνἐρίβωλον ἱκοίμην.
  5. W Phedonie do rozmowy należący. Diogenes Laertius cytuje tytuły 33 dialogów które mu przypisywano.
  6. W Phedonie do rozmowy należący: napisał trzy dialogi z których tylko jeden nam się został pod tytułem Obraz.
  7. Demosthenes w mowie przeciw Timarchowi stron. 718 edicya Reiskiego.
  8. Korybanci kapłani Cybeli odgłosem fletni zagłuszali tych którzy należeli do ceremonii, i tym sposobem zmuszali zwracać na jedno tylko uwagę.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Platon i tłumacza: Felicjan Kozłowski.