Przejdź do zawartości

Izabella królowa Hiszpanii/XVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Izabella królowa Hiszpanii
Podtytuł Powieść historyczna
Wydawca Wydaw. "Powieść Zeszytowa"
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia "Feniks"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Isabella, Spaniens verjagte Königin oder Die Geheimnisse des Hofes von Madrid
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział XVII.
HENRYKA I AZZO.

Gdy w nocy cygani w pośród jękliwych narzekań i dziwnie brzmiących śpiewów, pogrzebali poległych współtowarzyszy w nurtach jeziora Gudarama, pełen troskliwości Azzo klęczał obok białej kobiety, która nie odzyskała dotąd przytomności od chwili śmiertelnej trwogi, w której ujrzała się pochwycona pożądliwemi ramionami Józefa. Gorączka w rozpalonych rumieńcach wystąpiła na jej lica, jej usta kurczowo się poruszały, a troskliwy Azzo ani na chwilę od niej nie odstępował. Wodą przez starą Zyrrę poświęconą ochładzał jej czoło i kroplami wpuszczał w rozpalone usta i na suchy język napój, który świadoma rzeczy matka cyganów dla pięknej białej kobiety przygotowała.
W kilka dni później i Zyrra klęczała przy łożu usłanem z mchu i gałęzi w cieniu starych buków; stary król cyganów, który tak długo nie uważał na przestrzelone ramię swoje, uczuł w niem na raz tak strasznie kolący ból, że zerwał koszulę z mocno napuchłego ramienia, i zacisnąwszy zęby, wskazał starej Żyrze to zapalenie do wyleczenia.
Matka cyganów krzyknęła najmocniej przerażona, bo poznała, że rana czernieć poczyna; przeniosła zatem króla na szybko przygotowane łoże, ażeby całe ciało spokojnie leżeć mogło, i szukała w pamięci najlepszego środka przeciw rozszerzaniu się zapalenia. Stara Zyrra znała tajemnice przy rody, oraz rośliny i korzenie tak dokładnie, iż prawie nie było choroby, na którąby nie znała środka; lecz gdzie tak jak tutaj niebezpieczeństwo za daleko już zaszło, gdzie krew zaczynała się już zatruwać, wtenczas należało czemprędzej przychodzić z pomocą, bo inaczej wszystko było stracone.
Poznała to stara Zyrra, szukała więc chłodzących ziół dla rany, lecz także z zapasów przyrządziła mocną herbatę do picia i używała całej swojej sztuki, by przynieść ulgę wytrwale ból znoszącemu cygańskiemu królowi.
Ale i czuwający nad Henryką Azzo otrzymywał od niej ciągle dobre rady i chłodzący napój. Dręczona gorączką, chora zaczynała majaczyć i często z otwartemi pałającemi oczami wymawiała słowa, których Azzo nie rozumiał.
— Litości, Don Miguelu, litości! jęczała. Przekleństwo twoje ściga mnie i moje niewinne dziecię aż do końca świata! Ja unikać będę Delmonte, żebrać pójdę, tylko cofnij to okrutne przekleństwo! Ten jest święty, a tamten, Józef, to szatan. Wyciąga do mnie swoje pożądliwe ręce, na których są ślady zastygłej krwi, on sięga po moje dziecię, po dziecię Franciszka — swojemi krwią zbroczonemi palcami — litości!
Zbladły i boleść białej kobiety podzielający Azzo, dopiero teraz przekonał się, iż jej dziecko zginęło! Choćby zatem wyszła z tej śmiercią grożącej gorączki, to pierwsze jej pytanie będzie:
— Gdzie moje dziecię?
A Azzo nie miał żadnej odpowiedzi na to z pośpiechem i miłością rzucone pytanie i musiał jej powiedzieć:
— Biała kobieto, dziecię twoje przepadło!
Taka odpowiedź byłaby zabójczą dla rekonwalescentki. Azzo namyślał się, chciał szukać dziecka, potem przypomniał sobie, że pozostało przy ogłuszonym Józefie; ten śmiertelny nieprzyjaciel zapewne porwał je, bo Azzo z radości, że Henrykę ocalić zdołał, o reszcie zapomniał.
Mimo to jednak pobiegł nad brzeg rzeki do miejsca, w którem owego poranku znalazł bezprzytomną; ale Józef uszedł, a z nim i dziecko.
Wrócił więc do posłania dziko marzącej, aby przynajmniej ją uratować, ją, którą kochał, dla której wszystko z radością gotów był poświęcić, bo kochał ją bardziej niż ojca, który tam dalej wił się w boleściach, bardziej niż życie, a jego ognista cygańska dusza z pałającą, wszystko przemagającą siłą, dopiero teraz to uczuła.
Nazajutrz poważna i milcząca Zyrra wezwała czuwającego Azza do łoża ojca. Musiała wyznać sobie i jemu, że żadna sztuka, żadna tajemnica natury nie zdoła powstrzymać postępu gangreny, która już doszła do ramienia; że król cyganów mimo siły ciała, mimo upodobania w koczującem życiu, szybko zdąża ku swojej ostatniej chwili. Skinął na swojego jedynaka, na ostatniego potomka królewskiego pokolenia, które niegdyś posiadało tron, a teraz bez przytułku błąka się po obcym kraju, i kazał mu przystąpić do swojego śmiertelnego łoża, usłanego z dziko rosnącego mchu i liści. Stara Zyrra musiała mu podać laskę, wyszła i pozostawiła go sam na sam z synem; potem przy pomocy zdrowej ręki uniósł się z trudnością, a tymczasem Azzo mimowolnie wrodzonym popędem wiedziony padł ną kolana.
— Kiedy przed wiekiem i jeszcze przed wiekiem, mówił umierający król cyganów, przodkowie nasi przez chciwe mienia i krwi pragnące plemiona wyparci zostali z nad źródeł Indu i ojczyznę swoją, kraj Czynganów opuścili, szukając w dalekich stronach miejsca, na któremby, jako lubiący pokój, chaty swoje i namioty mogli wznosić, tłumami tych wychodźców rządził wtedy Azzo. Azzo był ich królem. W daleką, niepewną podróż zabrał on swój ukryty skarb, aby w razie potrzeby mógł swojemu ludowi i sobie zapewnić pomoc i ratunek!
— I od tego to wygnanego Azza, w dalekich stronach zmuszonego szukać przytułku my pochodzimy? — zapytał syn straszliwemi bólami przejętego ojca, bo jad rany już mu do piersi dosięgał.
— Ów Azzo jest moim i twoim praojcem. Ruszył on przez południowe perskie pustynie, pomiędzy Makranem a Eufratem, i przez Arabię. Orszaki rozdzieliły się. W pokoleniu należącem teraz do ludów, koczujących wybuchła niezgoda, i chociaż wielki Azzo rozdał po większej części zabrany ze sobą skarb ojców i ofiarował narodowi, niezadowoleni jednak opuścili go, każdy udał się inną drogą, a rozproszone ślady niegdyś tak potężnego plemienia cyganów, zatraciły się jakby wiatrem rozwiane! Przodek twój z resztą wiernych i szczupłą odrobiną niezmiernego niegdyś skarbu, po wielu trudach i wszelkiego rodzaju prześladowaniach, dostał się nakoniec na tę tu ziemię, tu znalazł lasy i stepy, na których, jakkolwiek uszczuplony, z resztą ludu swojego stale mógł osiąść.
Tu stary król cyganów przerwał opowiadanie, siły coraz bardziej go odstępowały, czuł, że krew w żyłach jego wolniej i oschlej krąży.
— I ta reszta się rozpadła, — z trudnością mówił dalej; — część jedna ruszyła ku południowi, druga do kraju Franków, ja jednak jestem potomkiem owego Azza, a ty jesteś moim synem! Słuchaj więc! Szczątki kosztownego skarbu, który nasz przodek przyniósł z sobą z dalekiej ojczyzny naszej, a który powiększyłem o ile możności, przechodzą jedynie w twoje posiadanie. Nie do ludu cygańskiego — ale do ciebie należą te bogactwa, zakopane w odwiecznym lesie po tamtej stronie Madrytu! Ty jeden możesz je odkopać. Ty jeden możesz niemi rozporządzać! Nie marnuj ich — pamiętaj o potomności — staraj się zgromadzić rozproszone plemiona, jesteś królem cyganów, prawomocnie odziedziczyłeś twoje bogactwo, twoje imię, twoją władzę.
Umierający zdjął ze swojej szyi łańcuch ze srebrnych gałek, którego zmniejszone naśladownictwo, nosił Azzo już od dawna, i z ostatniem wysileniem przełożył go przez głowę syna, tak, że gałki opadły mu na piersi; potem podał mu pielgrzymią laskę i szukając czegoś wzrokiem powiódł w koło. Większa część hordy jego wymarła, reszta dawnego pokolenia z daleka przybyłych królów zlała się w jedno z drugimi, mała zaś ilość pozostałych przy nim mężczyzn i kobiet czuła dobrze, że się wkrótce zupełnie rozproszy.
Azzo ucałował rękę ojca.
— Pod wielkim, świętym kamieniem, na spadku góry Ora, w gąszczu naszego lasu, znajdziesz na dwadzieścia stóp pod ziemią urnę ze złotem i drogiemi kamieniami.
— Pokazałeś mi to miejsce, gdym dorósł do połowy twojego wieku, bo tak prawo przepisuje, aby na przypadek przedwczesnej śmierci twojej, miejsce to nie zostało ukryte! — mówił Azzo.
— Tak więc spełnione jest wszystko, co przed skonem — spełnić mi należało — co mi postanowić wypadało. Powietrza! — głucho zawołał umierający — światła — biada! czarna noc, — otacza mnie — —
Stary król cyganów padł na ramiona syna. Azzo klęczał modląc się przy trupie ojca. Ale stara Zyrra nie narzekała; czekała na uboczu, aż Azzo odejdzie od zmarłego i zobaczy, co się dzieje z Henryką. Poczem rozpuściła długie siwe włosy, tak, że zakryły całe jej zwiędłe oblicze i zbliżyła się do zmarłego. Ostrożnie i bez szmeru wydobyła umarłemu z za pasa ostry, trójkanciasty sztylet, i ostrzem do góry obróciwszy, przytwierdziła go do łoża.
Stara Zyrra czuła, że i dla niej przyszedł czas wyruszyć do królestwa niebieskiego, że ojciec Azza, król cyganów, tylko ją wyprzedził. Niema i z godną bohaterki nieustraszonością, rzuciła się na trupa i nastawionym sztyletem serce sobie przebiła. Częstokroć utrzymują, że cyganie są to nikczemne, nieumiejące kochać istoty, które nic nie szanują i na żaden szacunek nie zasługują — ale były i są między nimi szlachetne i odważne dusze! Stara Zyrra mniemała, że bez starego króla cyganów żyć nie będzie mogła; widziała na własne oczy upadek pozbawionego przytułku i całkiem rozpierzchłego plemienia; zatem wołała raczej śmierć sobie zadać, aniżeli dłużej wieść samotne, koczujące życie.
O północy Azzo, który przeczuł zamiar Zyrry, przeniósł zwłoki rodziców wśród cieni lasu do jeziora Guadara, bo według jego zasad, powinny one były, unoszone falą, spoczywać obok niezliczonych męskich i żeńskich przodków ich pokolenia. Wilgotny grób stał się dla nich nakoniec ojczyzną wiecznego spokoju.
Azzo widział jak się rozpraszały drobne resztki jego hordy: nie zważał na to, bo jego dusza zamieszkiwała cała przy białej kobiecie, która nakoniec po długim spokojnym śnie, objawiła nadzieję pozostania przy życiu. Czuwał więc nad nią z jeszcze większą troskliwością, ze wzruszającą przezornością znosił jej na noc ciepłe okrycia i miał nakoniec tę pociechę, że z głośnem westchnieniem ujrzał Henrykę ocaloną! Otworzyła oczy, głębokie, w duszę zaglądające oczy, których spojrzenia były tak mękkie i tak promieniejące, jak blask gwiazdy wśród letniej nocy, ale szepnęła, jakby wśród pięknego snu:
— Pozostań — mój Franciszku!
Potem podniosła się nieco, spojrzała zdziwiona, a sen zniknął; ujrzała obok siebie, z pałającem okiem czuwającego nad nią cygana. Teraz dopiero przypomniała sobie powoli wszystko, co zaszło. Podała rękę uszczęśliwionemu Azzowi, jakby mu dziękować chciała za przyniesioną pomoc i starania, lecz wnet dziko wokoło spojrzała, oczy jej szukały — usta drgały.
Henryka nie dostrzegła swojego dziecka! Azzo widział to, musiał ją pocieszać, bo inaczej groziło przerażające niebezpieczeństwo, że zaledwie wracająca do zdrowia, na nowo w straszną wpadnie gorączkę.
— Nie mogłem opuszczać białej kobiety, ale teraz poszukam twojego dziecka! Bądź spokojna i cierpliwa, uczynię wszystko, czego żądasz!
— Przynieś więc tu moje dziecię — a poszukaj go, ja tęsknię do niego!
Choroba tak jej siły wycieńczyła, że wkrótce znowu mocno zasnęła. Azzo przyniósł jej wzmacniający posiłek i usiłował przygotować ją powoli do tego, iż niepodobna było odszukać jej dziecięcia.
— Józef je porwał, ten straszliwy nieprzyjaciel! — zawołała czepiając się Azza — ocal mnie od niego — i przez wszystkich świętych ocal moje dziecię!
— Azzo broni cię własnem życiem i poszuka także twojego dziecięcia, ale przedewszystkiem towarzysz mu do góry Ora, tam Azzo ma naprzód do czynienia! Za pomocą bogactw, które tam znajdzie, wszystko mu się uda, wszystko złoży u nóg twoich, byle tylko biała kobieta uradowała go miłem spojrzeniem swego pięknego oka!
— Ja muszę odnaleźć Franciszka, Franciszek nam dopomoże! — mówiła Henryka, dążąc drogą, w którą nazajutrz zwolna wraz z Azzem wyruszyła; — musisz mi przyrzec, że mię1 do mojego Franciszka odprowadzisz! O! ty mówisz, że kochasz biedną Henrykę, tyś jej pilnował, ty jej życie ocaliłeś, ale ona nie potrafi podziękować ci, jeżeli całkiem nie spełnisz twojego dobrego czynu i nie doprowadzisz jej do Franciszka! Henryka przeklnie cię, jeżeli ją ocaliłeś dla tego, aby ją trzymać zdała od kochanka jej duszy. Henryka ma tylko jedno życzenie, jedno dążenie, jedną myśl — jeżeli tego chcesz zabronić, to lepiej było pozwolić, aby samotna umarła! O przyrzecz mi to, ty szlachetny! Dokończ dzieła twojej dobroci dla przekleństwem obciążonej włóczęgi, i oddaj ją w ręce Franciszka Serrany!
Azzo zasmucony słuchał wzruszających, błagalnych słów pięknej Henryki, i poznał teraz, że dopóki ów Franciszek do rzędu żywych liczyć się nie przestanie, ona ciałem i duszą do niego tylko należeć będzie.
A jednak, za jakąbądź cenę musiał Azzo Henrykę nazwać swoją! Spodziewał się, że Henryka zapomni o kochanku lat młodocianych, że mu się nakoniec odda, jeżeli potrafi zabić owego Franciszka! — a zabić potajemnie, by się nie dowiedziała, że dręczonego myślą postradania ukochanej, miłość do takiego czynu doprowadziła, bo utraciłby na wieki ostatnią nadzieję jej posiadania.
— Dobrze, — rzekł na koniec Azzo, — pomogę ci poszukać tego Franciszka Serrany, ponieważ go kochasz! Zacisnę zęby i zapomnę, że myśli Henryki zajęte są innym człowiekiem — ale jedną rzecz musi za to przyrzec biała kobieta! — dodał pochmurnie, świecąc oczami, a twarz drgała mu namiętną miłością.
— O szlachetny, dobry Azzo! — radośnie zawołała Henryka: — teraz chętnie idę za tobą! bo mi chcesz pomóc wyszukać Franciszka i moje dziecko!
— Jedną jednak rzecz musisz mi za to przyrzec, biała kobieto. Musisz iść ze mną, dokąd uznam tego potrzebę, musisz przywdziać ubiór, który ci przyniosę, musisz — do mnie należeć, jeżeli ów Franciszek Serrano już nie żyje!
Henryka stanęła zdumiona tak nagłym wykrzykiem.
— Co ty mówisz, Azzo, jeżeli mój Franciszek już nie żyje?
— Wtedy musisz do mnie należeć! — powtórzył ognisty syn obcej ziemi.
— O, Matka Boża nie może tak strasznie doświadczać i dręczyć biednej kobiety! — odpowiedziała Henryka, wznosząc ręce w niebo — ja ujrzę znowu mojego kochanka! ją znajdę dziecię moje!
— Czy przyrzekasz mi to, czego żądam?
— Wszystko, wszystko, jeżeli tylko znajdę mojego Franciszka i moje dziecię.
Oczy Azza zabłysły pałającą miłością.
— A więc dalej naprzód do góry Ora, a potem do Madrytu! — zawołał, i oboje ruszyli w drogę lżejsi niż kiedykolwiek.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Füllborn i tłumacza: anonimowy.