Przejdź do zawartości

Walki klasowe we Francji/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karl Marx
Tytuł Walki klasowe we Francji
Podtytuł 1848-1850 r.
Wydawca Bibljoteka Społeczno-Demokratyczna
Data wyd. 1906
Druk L. Biliński i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Henryk S. Kamieński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
II.
Od czerwca 1848 r. do 13 czerwca 1849 r.

25-ty lutego 1848 r. nadał Francji republikę, 25-ty czerwca narzucił jej rewolucję. Przed lutym rewolucja oznaczała przewrót formy państwowej, po czerwcu oznaczała już przewrót społeczeństwa burżuazyjnego.
Walką czerwcową kierowała republikańska frakcja burżuazji i jej też przypadła w udziale władza państwowa. Stan oblężenia rzucił jej pod nogi związany Paryż, a w prowincjach panował moralny stan oblężenia, groźna i brutalna pycha zwycięskiej burżuazji i rozpętany fanatyzm chłopów dla własności. Z dołu zatem nie było żadnego niebezpieczeństwa.
Wraz z siłą rewolucyjną robotników upadł również wpływ polityczny demokratycznych republikanów, t. j. republikanów w znaczeniu drobnomieszczańskim. W komisji wykonawczej reprezentował to stronnictwo Ledru-Rollin, w Narodowym zgromadzeniu konstytucyjnym frakcja Góry, w prasie „Reforma.“ Wspólnie z republikanami burżuazyjnemi ci republikanie w d. 16 kwietnia spiskowali przeciw proletarjatowi, a zwalczali go w dni czerwcowe. W ten sposób sami zburzyli podstawę, na której wznosiła się ich partja jako siła, gdyż drobnomieszczaństwo o tyle tylko może rewolucyjnie występować przeciw burżuazji, o ile poza nim stoi proletarjat. Demokraci otrzymali dymisję. Burżuazyjni republikanie otwarcie zerwali pozorny sojusz z niemi, który niechętnie i obłudnie zawarli w czasach rządu rewolucyjnego i komisji wykonawczej. Wzgardzeni i odepchnięci, jako sprzymierzeńcy, demokraci spadli do roli pachołków trójkolorowych republikanów, przyczym nie mogli od nich uzyskać żadnego ustępstwa, lecz zawsze musieli wspierać ich władzę, o ile tej władzy, a wraz z nią i republice, groziło niebezpieczeństwo ze strony antyrepublikańskich frakcji burżuazyjnych. Wreszcie obie te frakcje — orleaniści i legitymiści od samego początku byli w mniejszości w Konstytuancie. Przed dniami czerwcowemi frakcje te ośmielały się występować tylko pod maską burżuazyjnego republikanizmu. Zwycięstwo czerwcowe kazało na pewien czas całej Francji burżuazyjnej połączyć się w zgodnym hymnie dla swego zbawiciela Cavaignac’a, gdy zaś wkrótce po dniach czerwcowych partja antyrepublikańska znowu się usamodzielniła, dyktatura wojskowa i stan oblężenia w Paryżu pozwoliły jej tylko bardzo lękliwie i ostrożnie wysuwać swe macki.
Od r. 1830 frakcja burżuazyjno-republikańska w swych pisarzach, mówcach, inteligiencji, w swych ambicjach, posłach, jenerałach, bankierach i adwokatach zgrupowała się dokoła pisma paryskiego „National“. Na prowincji nie posiadała żadnych pism filjalnych. Klika National’u była dynastją trójkolorowej republiki. Opanowała ona natychmiast wszystkie urzędy państwowe, ministerja, prefekturę policyjną, dyrekcję poczty, posady prefektów, opróżnione wyższe miejsca oficerskie w armji. Na czele władzy wykonawczej stanął jenerał tej partji Cavaignac jej główny redaktor, Marrast, był stałym prezesem Konstytuanty. W salonach swych, jako mistrz ceremonji, czynił on honory uczciwej republiki.
Pewnego rodzaju lęk wobec tradycji republikańskiej sprawił, że nawet rewolucyjni autorowie francuscy potwierdzali błędne mniemanie, że w Konstytuancie panowali rojaliści. Przeciwnie, już od dni czerwcowych Konstytuanta stała się wyłącznym przedstawicielstwem burżuazyjnego republikanizmu i rys ten występował tym dobitniej, im bardziej upadał wpływ trójkolorowych republikanów poza Konstytuantą. Gdy szło o obronę formy burżuazyjnej republiki, frakcja ta miała do rozporządzenia głosy demokratycznych republikanów, gdy szło o treść, to nawet sposoby przemawiania nie różniły jej od rojalilistycznych frakcji burżuazji, bo interesy burżazji, materjalne warunki jej panowania i wyzysku klasowego stanowią właśnie treść burżuazyjnej republiki.
Nie rojalizm więc, lecz burżuazyjny republikanizm urzeczywistnił się w życiu i czynach tej Konstytuanty, która w końcu nie umarła i nie została zabita, lecz poprostu zgniła.
W ciągu całego jej panowania, dopóki grała ona w proscenium główną akcję, w głębi dokonywano ciągłych uroczystości ofiarnych — skazywano pojmanych przestępców czerwcowych sądem wojennym, lub wysyłano ich bez wyroku. Konstytuanta miała dość taktu, aby przyznać, że w powstańcach czerwcowych nie sądzi przestępców, lecz miażdży wrogów.
Pierwszym czynem Konstytuanty było wysadzenie komisji śledczej w celu zbadania wypadków z czerwca i 15-go maja oraz udziału przywódców demokratycznych i socjalistycznych w tych wypadkach. Całe śledztwo najwyraźniej godziło w Ludwika Blanc’a, Ledru-Rollin’a i Caussidieré’a. Burżuazyjni republikanie pałali chęcią jaknajszybszego uwolnienia się od tych rywali. Dla dokonania tej zemsty nie mogli wybrać odpowiedniejszego osobnika nad p. Odilona Barrota. Ten były przywódca dynastycznej opozycji, ten wcielony liberalizm, to napuszone zero, ten głęboki nieuk, nietylko chciał pomścić dynastję, lecz również obrachować się z rewolucjonistami za swój udaremniony gabinet ministerjalny. Była to rękojmia jego braku miłosierdzia. Tego więc Barrota mianowano prezesem izby śledczej i skonstruował on całkowity proces przeciw rewolucji lutowej, który można sprowadzić do następujących punktów: 17 marca manifestacja, 16 kwietnia spisek, 15 maja zamach, 23 czerwca wojna domowa! Dlaczego jego uczone i kryminalistyczne badania nie sięgnęły do 24 lutego? „Journal des Débats“ odpowiedział: 24 lutego to założenie Rzymu. Pochodzenie państw gubi się w podaniu, w które można wierzyć, lecz o którym nie powinno się dyskutować. Ludwika Blanc’a i Caussidiere’a oddano pod sąd. Konstytuanta dopełniła dzieła swego własnego oczyszczenia, rozpoczętego 15 maja.
Konstytuanta odrzuciła plan opodatkowania kapitału w formie podatku hipotecznego, poruszony przez rząd tymczasowy, a ponownie przyjęty przez Goudchaux, zniosła prawo, ograniczające dzień roboczy do 10-ciu godzin, przywróciła karę więzienia za długi, wykluczyła od udziału w sądach przysięgłych ludzi niepiśmiennych, stanowiących znaczną część ludności Francji. Dlaczegóż nie od prawa głosowania? Zaprowadzono ponownie kaucje dla pism, ograniczono prawo związków.
Ale w swej gorliwości przywracania dawnych burżuazyjnych stosunków i usuwania wszelkich śladów po falach rewolucyjnych burżuazyjni republikanie natrafili na opór, który groził niespodziewanym niebezpieczeństwem.
Nikt za dni czerwcowych nie walczył fanatyczniej o ocalenie własności i przywrócenie kredytu, niż paryscy drobnomieszczanie — właściciele kawiarni i restauracji, szynkarze, drobni kupcy, kramarze, rzemieślnicy i t. d. Sklepik zerwał się i poszedł przeciw barykadom, aby przywrócić ruch, który z ulicy prowadził do sklepiku. Ale za barykadami stali klijenci i dłużnicy, a przed niemi wierzyciele sklepiku. I gdy barykady zostały zburzone, a robotnicy pobici i gdy sklepikarze, upojeni zwycięstwem, pomknęli z powrotem do swych sklepów, znaleźli drzwi zabarykadowane przez zbawiciela własności, urzędowego ajenta kredytu, który im przedstawił groźne żądania: Płacić za weksel! Płacić za komorne! Płacić za towary!... Zginął sklepik, zginął sklepikarz!
Ocalenie własności! Ale dom, w którym mieszkali, nie był ich własnością; sklepy, w których siedzieli, nie były ich własnością; towary, któremi handlowali, nie były ich własnością. Ani ich przedsiębiorstwo, ani talerze, z których jedli, ani łóżko, na którym spali, nie należały do nich. Co do nich, szło o to, aby ocalić tę własność dla właściciela domu, który go odnajął, dla bankiera, który dyskontował weksel, dla kapitalisty, który pożyczał gotówkę, dla fabrykanta, który dał towary do sprzedania kramarzom, dla wielkiego kupca, który dał surowe materjały rzemieślnikom. Przywrócenie kredytu! Ale wzmocniony ponownie kredyt ukazał się znowu jako Bóg żyjący i mściwy, który wypędził niewypłacalnego dłużnika z jego czterech ścian z żoną i dzieckiem, jego urojoną własność oddał kapitałowi, a jego samego rzucił do więzienia, które znowu groźnie się wzniosło na ciałach powstańców czerwcowych.
Drobnomieszczanie spostrzegli z przerażeniem, że oddali się na łaskę swych wierzycieli przez to, że pobili robotników. Ich bankructwo przewlekało się od lutego, lecz nikt go niby nie dostrzegał; teraz ogłoszono je otwarcie.
Oszczędzano ich nominalną własność, oszczędzano dopóty, dopóki trzeba było pędzić ich na plac boju w imię własności. Teraz, po uregulowaniu wielkiej sprawy z proletarjatem, można było też uregulować drobną sprawę ze sklepikarzem. W Paryżu było zaprotestowanych weksli na sumę przeszło 21 miljonów franków. Na prowincji przeszło na 11 miljonów. Właściciele więcej niż 7 tysięcy zakładów handlowych w Paryżu nie zapłacili komornego od lutego.
Jeżeli Konstytuanta wdrożyła śledztwo w sprawie przestępstwa politycznego (politische Schuld), począwszy od lutego, to ze swej strony drobnomieszczanie zażądali śledztwa w sprawie długów cywilnych (bürgerliche Schulden), począwszy od 24 lutego. Zebrali się oni masowo w sali giełdy i groźnie postawili swe żądania: każdy kupiec, który mógł dowieść, że zbankrutował tylko wskutek zastoju, spowodowanego przez rewolucję, że przed 24 lutego interes jego szedł dobrze, otrzymuje za pośrednictwem sądu handlowego prolongatę długu, a wierzyciel jego musi zlikwidować swe żądania po wypłaceniu pewnego procentu. W Konstytuancie omawiano tę kwestję w formie projektu prawa pod nazwą concordats à l’amiable (umowy polubowne). Zgromadzenie wahało się; wtym przyszła wieść, że u bramy St. Dénis tysiące żon i dzieci powstańców przygotowują petycję w sprawie amnestji.
Wobec zmartwychwstającego widma czerwcowego zadrżeli drobnomieszczanie, a Zgromadzenie odzyskało swą srogość. Concordats à l’amiable, przyjacielskie porozumienie między dłużnikiem a wierzycielem, odrzucono we wszystkich istotnych punktach.
W Konstytuancie już dawno republikańscy przedstawiciele burżuazji odepchnęli demokratycznych przedstawicieli drobnomieszczaństwa. Teraz to zerwanie parlamentarne otrzymało swój realny wyraz ekonomiczny: dłużników-drobnomieszczan wydano w ręce wierzycieli-burżua. Wielka część tych drobnomieszczan była zupełnie zrujnowana, pozostałym zaś pozwolono dalej prowadzić interesy w warunkach, które z nich robiły zupełnych niewolników kapitału. 22 sierpnia 1848 r. Konstytuanta odrzuciła „concondats à l’amiable“; 19 września 1848 r, pod stanem oblężenia, na posłów od Paryża wybrano księcia Ludwika Bonapartego i więźnia z Vincennes, komunistę Raspaila. Burżuazja zaś wybrała żydowskiego wekslarza i orleanistę Foulda. A więc ze wszystkich stron naraz wypowiedziano wojnę Konstytuancie, republikanizmowi burżuazyjnemu, Cavaignac’owi.
Łatwo zrozumieć, że masowe bankructwa paryskich drobnomieszczan oddziałały poza bezpośrednio poszkodowanemi i na daleko szersze koła i znowu podkopały burżuazyjną wymianę. Tymczasem deficyt państwowy znowu się podniósł wskutek kosztów powstania czerwcowego, a dochody państwowe wciąż spadały dzięki wstrzymaniu produkcji, obniżeniu konsumcji, zmniejszeniu się przywozu. Cavaignac i Konstytuanta znaleźli tylko jeden środek — nową pożyczkę, która wepchnęła ich pod jeszcze cięższe jarzmo arystokracji finansowej.
Jeżeli drobnomieszczanie po zwycięztwie czerwcowym otrzymali w plonie bankructwo i egzekucję sądową, to janczarzy Cavaignac’a z gwardji mobilów otrzymali swą nagrodę w miękkich objęciach loretek i, jako „młodzi zbawiciele społeczeństwa“, cieszyli się wszelkiego rodzaju honorami w salonach Marrasta, tego dżentelmena trójkolorowego, który jednocześnie grał rolę amfitrjona i trubadura uczciwej republiki. Tymczasem te przywileje społeczne i daleko wyższy żołd mobilów gniewały armję, jednocześnie zaś zanikały wszystkie iluzje narodowe, któremi burżuazja przy pomocy swego pisma „National“ potrafiła za czasów Ludwika Filipa pociągnąć za sobą część armji i chłopstwa. Rola pośredników, którą Cavaignac i Konstytuanta odegrali w Północnych Włoszech, aby je wspólnie z Anglją zaprzedać Austrji, — ten jeden dzień władzy obrócił w niwecz 18 lat opozycji „Nationalu“. Żaden rząd nie był mniej narodowy i bardziej zależny od Anglji, a przecież za Ludwika Filipa „National“ żył codziennym powtarzaniem zdania Katona: Carthaginem esse delendam; żaden nie był bardziej służalczy względem Świętego przymierza, a od Guizota „National“ żądał zerwania traktatów wiedeńskich. Ironja dziejów zrobiła Bastide’a, byłego redaktora działu zagranicznego w „Nationalu“, ministrem spraw zewnętrznych Francji, aby każdą swą depeszą obalił każdy swój artykuł.
Przez chwilę armja i chłopstwo wierzyły, że dyktatura wojskowa postawi na porządku dziennym Francji wojnę zewnętrzną i „gloire“ (sławę). Ale Cavaignac nie uosabiał wcale dyktatury szabli nad burżuazyjnym społeczeństwem, lecz dyktaturę burżuazji przy pomocy szabli. Żołnierz był teraz potrzebny już tylko jako żandarm. Pod surową maską starożytno-republikańskiej rezygnacji Cavaignac ukrywał nikczemną uległość dla najhaniebniejszych warunków swych burżuazyjnych obowiązków. L’argent n’a pas de maître! Pieniądze nie znają pana! Cavaignac i Konstytuanta idealizowali tę dawną dewizę stanu trzeciego, tłumacząc ją na język polityczny w następujący sposób: Burżuazja nie zna króla; prawdziwą formą jej panowania jest republika.
„Wielka praca organiczna“ Konstytuanty polegała właśnie na wypracowaniu tej formy, stworzeniu republikańskiej konstytucji. Cała ta konstytucja tyleż mogła i miała zmienić w burżuazyjnym społeczeństwie, co zamiana chrześcijańskiego kalendarza na republikański a św. Bartłomieja na św. Robespierra zmienić może w stanie pogody i wiatru. Tam gdzie nie ograniczała się tylko do zmiany strojów, zadawalniała się protokułowaniem dokonanych faktów. Tak np. uroczyście zarejestrowano fakt istnienia republiki, fakt powszechnego prawa głosowania, fakt jednego zwierzchniczego Zgromadzenia narodowego na miejsce dwuch ograniczonych izb konstytucyjnych. Tak zarejestrowano i uregulowano fakt dyktatury Cavaignac’a, zastępując stałego nieodpowiedzialnego króla dziedzicznego przez niestałego i odpowiedzialnego, obieralnego króla — prezydenta, którego obierano na 4 lata. Tak samo podniesiono do rzędu ustawy konstytucyjnej fakt nadzwyczajnej władzy, w którą Konstytuanta przezornie uposażyła swego prezesa po okropnościach 15 maja i 25 czerwca w interesie własnego bezpieczeństwa. Reszta konstytucji była tylko rzeczą terminologji. Z mechanizmu starej monarchji zdarto etykietki rojalistyczne, a nalepiono republikańskie. Marrast, ongi główny redaktor „Nationalu“, obecnie główny redaktor konstytucji wywiązał się nie bez talentu z tego akademickiego zadania.
Konstytuanta przypominała owego urzędnika czylijskiego, który zamierzał robić pomiary dla rozgraniczenia własności ziemskiej w tej samej chwili, gdy grzmot podziemny zwiastował już wybuch wulkanu, który miał mu tę ziemię z pod nóg wydrzeć. W teorji odmierzała ona formy republikańskie, w których miało się wyrazić panowanie burżuazji, w rzeczywistości zaś utrzymywała się tylko zniesieniem wszelkich formuł, użyciem przemocy sans phrase, stanem oblężenia. Na dwa dni przed rozpoczęciem swej pracy konstytucyjnej proklamowała przedłużenie tego stanu. Dawniej pisano i przyjmowano konstytucję w czasie, gdy społeczny proces przewrotu doszedł do punktu stałego, gdy nowopowstałe stosunki klasowe utrwalały się i gdy powaśnione frakcje klasy panującej uciekały się do kompromisu, który im pozwalał dalej prowadzić między sobą walkę, a jednocześnie wyłączyć z niej znużoną masę ludową. Ta konstytucja natomiast nie sankcjonowała żadnej rewolucji społecznej, lecz chwilowe zwycięstwo starego społeczeństwa nad rewolucją.
W pierwszym projekcie konstytucji, ułożonym przed czerwcem, znajdowało się jeszcze prawo do pracy, „droit au travail“, pierwsza niezgrabna formuła, wypowiadająca rewolucyjne żądania proletarjatu. Zamieniono ją na „droit a l’assistance“, prawo do wsparcia publicznego, a któreż państwo nowożytne w tej lub owej formie nie żywi swych pauprów? Prawo do pracy jest w burżuazyjnym społeczeństwie nonsensem, marnym pobożnym życzeniem. Ale poza prawem do pracy kryje się władza nad kapitałem, poza władzą nad kapitałem — uspołecznienie środków produkcji, przejście ich na własność zrzeszonej klasy robotniczej, a więc zniesienie pracy najemnej i kapitału oraz ich wzajemnego stosunku. Poza „prawem do pracy“ kryło się powstanie czerwcowe. Konstytuanta, która faktycznie wyjęła proletarjat z pod prawa, musiała wyrzucić zasadniczo jego formułę z konstytucji, tej ustawy ustaw, musiała rzucić anatemę na prawo do pracy. Ale nie ograniczyła się na tym. Jak Plato wygnał ze swej republiki poetów, tak ona ze swojej na wieki wygnała — postępowy podatek. A postępowy podatek nietylko jest środkiem burżuazyjnym, możliwym do urzeczywistnienia w dzisiejszym ustroju na mniejszą lub większą skalę; był on w dodatku jedynym środkiem, który mógł przywiązać średnie warstwy burżuazyjnego społeczeństwa do uczciwej republiki, zmniejszyć dług państwowy i zaszachować antyrepublikańską większość burżuazji.
Z powodu kwestji concordats à l’amiable trójkolorowi republikanie faktycznie poświęcili drobną burżuazję dla korzyści wielkiej. Ten poszczególny fakt podnieśli do zasady przez wyklęcie ustawowe postępowego podatku. Reformy burżuazyjne postawiono na jednym szczeblu z rewolucją proletarjacką. Lecz jakaż klasa pozostała wobec tego ostoją republiki? Wielka burżuazja. A ta w swej masie była antyrepublikańska. Wyzyskując republikanów z „Nationalu“ dla ponownego utrwalenia dawnych stosunków ekonomicznych, burżuazja ta zamierzała skorzystać z nowoutrwalonych stosunków społecznych dla przywrócenia odpowiadających im form politycznych. Już w początkach października Cavaignac poczuł się zmuszony uczynić ministrami republiki Dufaure’a i Viviena, byłych ministrów Ludwika Filipa, mimo hałasów i gróźb tępogłowych purytanów z jego własnej partji.
Jak widzieliśmy, trojkolorowa konstytucja odrzucała wszelkie kompromisy z drobnomieszczaństwem i nie umiała przywiązać do nowej formy państwowej żadnej nowej części społeczeństwa. Natomiast pośpieszyła przywrócić tradycyjną nietykalność korporacji, która była najzażartszym i najfanatyczniejszym obrońcą starego państwa. Zakwestjonowaną przez rząd tymczasowy nieusuwalność sędziów Konstytuanta podniosła do godności ustawy konstytucyjnej. Jeden król, którego usunięto, odrodził się w tuzinach tych nieusuwalnych inkwizytorów.
Prasa francuska wielokrotnie wskazywała na sprzeczności w konstytucji p. Marrasta, np. na jednoczesne istnienie dwuch zwierzchników, Zgromadzenia narodowego i prezydenta i t. d. i t. d.
Lecz główna sprzeczność tej konstytucji polega na tym, że przez powszechne głosowanie daje ona władzę polityczną w posiadanie tym samym klasom, których niewolę społeczną ma uwiecznić: proletarjatowi, chłopstwu, drobnomieszczaństwu. Klasie zaś, której władzę społeczną ta konstytucja sankcjonuje, odbiera ona zarazem rękojmie polityczne tej władzy. Panowanie polityczne burżuazji wtłacza ona w ramy demokratyczne, które w każdej chwili mogą doprowadzić do zwycięstwa klas jej wrogich i zagrozić samym podstawom jej społeczeństwa. Od tamtych klas konstytucja wymaga, aby od wyzwolenia politycznego nie szły naprzód do społecznego, od tej zaś wymaga, aby po restauracji społecznej nie szła dalej wstecz do politycznej.
Burżuazyjni republikanie mało się martwili o te sprzeczności. W miarę, jak ludzie ci przestawali być niezbędni, a takiemi byli tylko jako przednia straż starego społeczeństwa przeciw rewolucyjnemu proletariatowi, teraz, w kilka tygodni po swym zwycięstwie, spadali ze stanowiska partji do stanowiska kliki. Nawet konstytucja była dla nich tylko wielką intrygą, której celem było przedewszystkim ukonstytuować panowanie kliki. Prezydent miał być dalszym ciągiem Cavaignac’a, Zgromadzenie prawodawcze dalszym ciągiem Konstytuanty. Spodziewali się oni siłę polityczną mas sprowadzić do fikcji i tą fikcją szermować, aby stale grozić większości burżuazji dylematem dni czerwcowych: państwo „Nationalu“, albo państwo anarchji.
Rozpoczęte 4 września dzieło napisania konstytucji zostało zakończone 23 października. 2 września Konstytuanta postanowiła nie rozchodzić się, dopóki nie wyda ustaw organicznych, uzupełniających konstytucję. Jednakże zdecydowała się ona już 10 grudnia powołać do życia swój własny twór, prezydenta, na długo jeszcze przed końcem swej własnej działalności. Tak wielka była jej pewność, że ten homunkulus konstytucji będzie synem swej matki. Na wszelki wypadek postanowiono, że, o ile żaden z kandydatów nie otrzyma więcej niż 2 miljony głosów, prawo wyboru przechodzi z narodu na Konstytuantę.
Daremna troskliwość! Pierwszy dzień urzeczywistnienia konstytucji był ostatnim dniem panowania Konstytuanty. W czeluści urny wyborczej leżał jej wyrok śmierci. Konstytuanta szukała „syna swojej matki“, a znalazła „synowca swego stryja“. Saul Cavaignac otrzymał miljon głosów, ale Dawid Napoleon otrzymał 6 miljonów. Sześciokroć pobity został Saul Cavaignac.
10-ty grudnia 1848 r. był dniem powostania chłopskiego. Od tego dnia dopiero datuje się luty dla francuskich chłopów. Ten symbol, który zwiastował ich wejście do ruchu rewolucyjnego, niezgrabnie podstępny, filuternie naiwny, błazeńsko podniosły, ten wyrachowany zabobon, patetyczna burleska, genjalnie głupi anachronizm, niesmaczny żart historji wszechświatowej, nieczytelny hieroglif dla umysłów wykształconych — symbol ten miał niezaprzeczoną fizjonomję tej klasy, która w łonie cywilizacji reprezentuje barbarzyństwo. Republika ukazała się jej w postaci poborcy podatkowego, ona ukazała się republice w osobie cesarza. Napoleon był jedynym człowiekiem, zupełnie odpowiadającym interesom i wyobraźni klasy chłopskiej, nowostworzonej w r. 1789. Wypisując jego imię na froncie republiki, chłopstwo tymsamym ogłaszało nazewnątrz wojnę, nawewnątrz walkę o swe interesy klasowe. Ze sztandarami, z muzyką szli ci chłopi do lokalów wyborczych, wołając: plus d’impôts, à bas les riches, à bas la république, vive l’Empereur! Nie trzeba podatków, precz z bogaczami, precz z republiką, niech żyje cesarz! Poza cesarzem kryła się wojna chłopska. Na wyborach przegłosowano republikę bogaczy.
10-ty grudnia był to chłopski coup d’etat (zamach stanu), który obalił istniejący rząd. I od tej chwili, gdy chłopi odebrali Francji jeden rząd, a dali jej drugi, oczy ich stale kierowały się na Paryż. Będąc przez chwilę czynnemi bohaterami dramatu rewolucyjnego, nie mogli już znowu dać się zepchnąć do roli bezczynnego i nic nieznaczącego chóru.
Inne klasy przyczyniły się do uzupełnienia zwycięstwa chłopów. Dla proletarjatu obiór Napoleona oznaczał usunięcie Cavaignac’a, upadek Konstytuanty, dymisję burżuazyjnego republikanizmu, kasację zwycięstwa czerwcowego. Dla drobnomieszczaństwa Napoleon był panowaniem dłużnika nad wierzycielem. Dla większości wielkiej burżuazji wybór Napoleona był otwartym zerwaniem z frakcją, która przez chwilę była jej potrzebna przeciw rewolucji, lecz która stała się nieznośna, gdy swe chwilowe stanowisko chciała utrwalić w drodze konstytucyjnej. Napoleon w miejsce Cavaignac’a był dla nich monarchją na miejsce republiki, początkiem restauracji rojalistycznej, lękliwym kiwnięciem w stronę księcia orleańskiego, lilją ukrytą wśród fijołków. Armja wreszcie głosowała za Napoleonem przeciw gwardji mobilów, przeciw siekance pokoju, za wojną.
Tak więc stało się to, o czym „Nowa Gazeta Reńska“ wyraziła się, że człowiek najbardziej ograniczony we Francji otrzymał najbardziej nieograniczone znaczenie. Właśnie dlatego, że był niczym, mógł oznaczać wszystko, oprócz siebie samego. Jakkolwiek rozmaite znaczenie miało imię Napoleona w ustach rozmaitych klas, każdy pisał tym imieniem na kartce wyborczej: precz z partją „Nationalu“, precz z Cavaignac’em, precz z Konstytuantą, precz z burżuazyjną republiką! Minister Dufaure oznajmił to otwarcie w Narodowym zgromadzeniu konstytucyjnym: 10-ty grudnia jest drugim 24-tym lutego.
Drobnomieszczaństwo i proletarjat głosowały en bloc za Napoleonem, aby głosować przeciw Cavaignac’owi i nie pozwolić na oddanie ostatecznej decyzji w ręce Konstytuanty przez rozstrzelenie się głosów. Lecz najbardziej postępowa część obu klas wystawiła swych własnych kandydatów. Napoleon był zbiorowym imieniem wszystkich partji, sprzymierzonych przeciw burżuazyjnej republice, Ledru - Rollin i Raspail były to imiona własne — jedno demokratycznego drobnomieszczaństwa, drugie rewolucyjnego proletarjatu. Głosy za Raspailem — jak otwarcie oświadczali proletarjusze i ich rzecznicy socjalistyczni — miały być tylko demonstracją, protestem przeciw wszelkiej prezydenturze, t. j. przeciw samej konstytucji, głosami przeciw Ledru - Rollinowi, pierwszym aktem oddzielenia się proletarjatu, jako samoistnej politycznej partji od partji demokratycznej. Ta partja natomiast — demokratyczne drobnomieszczaństwo i jego przedstawicielka parlamentarna, Góra — traktowała kandydaturę Ledru - Rollina z całą powagą, jaka przystoi partji, przywykłej do uroczystego mydlenia oczu samej sobie. Była to zresztą ostatnia próba samodzielnego jej wystąpienia obok proletarjatu; nietylko partja republikańsko-burżuazyjna, lecz i demokratyczne drobnomieszczaństwo wraz ze swą Górą zostało pobite w d. 10 grudnia.
Francja miała teraz jednocześnie Górę i Napoleona, — najlepszy dowód, że były to tylko dwie martwe karykatury wielkich rzeczywistości, których imię nosiły. Ludwik Napoleon, wraz ze swym kapeluszem cesarskim i orłem, licho parodjował starego Napoleona, a Góra ze swemi frazesami, zapożyczonemi z 1793 r. i pozami demagogicznemi licho parodjowała starą Górę. W ten sposób upadły dwa tradycyjne przesądy: wiara w r. 1793 i w Napoleona. Rewolucja stała się sama sobą dopiero z chwilą, gdy otrzymała własne oryginalne imię, a to mogło się stać wtedy dopiero, gdy na jej pierwszy plan wystąpiła nowożytna klasa rewolucyjna, przemysłowy proletarjat. Można rzec, że 10-ty grudnia spiorunował Górę i zbił ją z tropu już dlatego, że w dniu tym brutalny żart chłopski ze śmiechem rozbił klasyczną analogję z wielką rewolucją.
20-tego grudnia Cavaignac złożył swój urząd i Konstytuanta ogłosiła Ludwika Napoleona prezydentem republiki. D. 19 grudnia, w ostatnim dniu swego jedynowładztwa, konstytuanta odrzuciła wniosek amnestji dla powstańców czerwcowych. Odwołać dekret z 27 czerwca, którym bez sądu skazano na zesłanie 15, 000 powstańców. — czyż nie znaczyłoby to odwołać samą rzeź czerwcową?
Odilon Barrot, ostatni minister Ludwika Filipa, stał się pierwszym ministrem Ludwika Napoleona. Jak Ludwik Napoleon nie datował swego panowania od 10 grudnia, lecz od uchwały senatu z r. 1806, tak też znalazł sobie prezesa ministrów, który swego ministerjum nie datował od 20 grudnia, lecz od dekretu królewskiego z 24 lutego. Jako prawowity następca Ludwika Filipa, Ludwik Napoleon złagodził zmianę władcy przez utrzymanie starego ministerjum, które w dodatku nie zdążyło się zużyć, bo nie zdążyło przyjść na świat.
Wybór ten natchnęli mu przywódcy rojalistycznych frakcji burżuazji. Głowa starej opozycji dynastycznej, — Barrot, który nieświadomie tworzył szczebel przejściowy do republikanów Nationalu, nadawał się jeszcze bardziej do tego. aby z zupełną świadomością utworzyć szczebel przejściowy od burżuazyjnej republiki do monarchji.
Odilon Barrot był wodzem jedynej z dawnych partji opozycyjnych, która, zawsze bezskutecznie walcząc o tekę ministerjalną, nie zdążyła się jeszcze skompromitować. Rewolucja rzucała w szybkim kalejdodoskopie na wyżyny władzy wszystkie z kolei stare partje opozycyjne, aby każda z nich nietylko w czynie, lecz i frazesach wyparła się swych dawnych frazesów i aby w końcu lud rzucił je wszystkie w postaci jednej obrzydliwej mieszaniny na śmietnik historji. Barrot, to wcielenie burżuazyjnego liberalizmu, ten człowiek, który przez lat 18 ukrywał swą wewnętrzną próżnię i podłość pod maską robionej powagi, miał się stać wszechstronnym renegatem. Jeżeli w pewnych chwilach jego samego trwożył zbyt uderzający kontrast pomiędzy cierniami teraźniejszości a laurami przeszłości, jedno spojrzenie w zwierciadło wystarczało, aby mu powrócić ministerjalne panowanie nad sobą i ludzkie samoubóstwienie. W zwierciadle jaśniał przed nim Guizot, któremu on stale zazdrościł, a który jego zawsze traktował jak uczniaka. Sam Guizot, ale Guizot z olimpijskim czołem Odilona. Barrot nie dostrzegał tylko uszu Midasa.
Barrot z 24 lutego objawił się tylko w Barrocie z 20 grudnia. Obok niego, orleanisty i wolterjanina, stanął jako minister wyznań — legitymista i jezuita Falloux.
W kilka dni potym teka spraw wewnętrznych dostała się do rąk Leona Faucher’a, maltuzjanina. Prawo, religja, ekonomja polityczna! Ministerjum Barrota zawierało to wszystko i w dodatku jeszcze połączenie legitymistów i orleanistów. Brakowało tylko bonapartysty. Bonaparte maskował się jeszcze i nie chciał grać Napoleona, bo Solouque nie grał jeszcze roli Toussaint l’Ouverture [1].
Partję Nationalu wyparto natychmiast ze wszystkich wyższych stanowisk, które zagarnęła. Prefekturę policyjną, dyrekcję poczty, gieneralną prokuraturę, merostwo paryskie, wszystko obsadzono dawnemi kreaturami monarchji. Changarnier, legitymista, otrzymał główne dowództwo nad gwardją narodową departamentu Sekwany, gwardją mobilów i wojskami linjowemi pierwszej dywizji. Bugeaud, orleanista, stał się dowódcą armji alpejskiej. Ta zamiana urzędników ciągnęła się bez przerwy pod panowaniem Barrota. Pierwszym aktem jego ministerjum była restauracja starej administracji rojalistycznej. W jednej chwili zmieniła się scena urzędowa — kulisy, kostjumy, język, aktorzy, figuranci, statyści, suflerzy, obsada ról, motywy sztuki, treść kolizji, cała sytuacja. Pozostała na swym miejscu tylko Konstytuanta, która była przed stworzeniem tego świata. Ale od chwili, gdy Konstytuanta zainstalowała Bonapartego, Bonaparte Barrota, Barrot Changarnier’a, Francja przeszła od okresu republikańskiego konstytuowania do okresu ukonstytuowanej republiki. I na cóż w tej ukonstytuowanej republice miała być jeszcze konstytuanta? Po stworzeniu ziemi Stwórcy jej pozostało tylko usunąć się do nieba. Konstytuanta była zdecydowana nie iść za jego przykładem, bo była ostatnim przytułkiem partji burżuazajnych republikanów. Jeżeli jej odebrano wszystkie organy władzy wykonawczej, to czyż nie pozostawała w jej rękach wszechmoc konstytuująca? Pierwszą jej myślą było utrzymanie za wszelką cenę zwierzchniczego stanowiska i przywrócenie sobie z jego pomocą straconego terenu. Ministerjum Barrota należało wyprzeć przez ministerjum Nationalu i wówczas rojalistyczny personel musiałby natychmiast opuścić pałace administracji, a na jego miejsce wkroczyłby z tryumfem personel trójkolorowy. Zgromadzenie narodowe zadecydowało upadek ministerjum, a ministerjum samo nastręczyło taką sposobność do napaści, że i Konstytuanta nie mogłaby znaleść lepszej.
Trzeba pamiętać, że Ludwik Bonaparte oznaczał dla chłopów: żadnych więcej podatków! Sześć dni siedział Bonaparte na krześle prezydenta i na dzień siódmy, 27 grudnia, jego ministerjum zaproponowało zatrzymać podatek od soli, którego zniesienie dekretował rząd tymczasowy. Podatek od soli wraz z podatkiem od wina ma ten przywilej, że jest kozłem ofiarnym starego francuskiego systemu finansowego, zwłaszcza w oczach wiejskiego ludu. Ministerjum Barrota nie mogło podpowiedzieć wybrańcowi chłopów zjadliwszego epigramatu na jego wyborców niż wyrazy: przywrócenie podatku od soli! Wobec podatku od soli Bonaparte stracił swą sól rewolucyjną, — Napoleon powstania chłopskiego rozwiał się jak mgliste widmo i pozostał tylko wielki nieznajomy intrygi burżuazyjno-rojalistycznej. I nie bez rozmysłu ministerjum Barrota zrobiło ten akt nietaktownie brutalnego rozczarowania pierwszym aktem rządowym prezydenta.
Konstytuanta ze swej strony łapczywie chwyciła się podwójnej sposobności obalenia ministerjum i wystąpienia przeciw wybrańcowi chłopów, jako przedstawicielka, chłopskich interesów. Odrzuciła ona projekt ministra finansów, zredukowała podatek od soli do trzeciej części pierwotnej wysokości, powiększyła w ten sposób o 60 miljonów deficyt, wynoszący 560 miljonów i po tym votum nieufności spokojnie oczekiwała ustąpienia ministerjum. Konstytuanta nie rozumiała ani trochę nowego świata, który ją otaczał i zmiany własnego stanowiska. Poza ministerjum stał prezydent, a poza prezydentem stało 6 miljonów, które złożyły tyleż votów nieufności dla Konstytuanty do urny wyborczej. Konstytuanta zwracała narodowi jego votum nieufności. Zabawna wymiana! Zapominała ona, że jej vota straciły już kurs przymusowy. Odrzucenie podatku od soli sprawiło tylko, że Bonaparte i jego ministerjum postanowili „skończyć“ ze Zgromadzeniem konstytucyjnym. Rozpoczął się ów długi pojedynek, który wypełnił całą drugą połowę życia Konstytuanty. 29-ty stycznia, 21 marca, 3 maja były to journées, wielkie dnie tego kryzysu, zwiastuny 13 czerwca.
Francuzi, jak np. Ludwik Blanc pojmowali dzień 22 stycznia, jako wystąpienie sprzeczności konstytucyjnej, sprzeczności pomiędzy zwierzchniczym, nierozwiązanym, pochodzącym z powszechnych wyborów Zgromadzeniem narodowym, a prezydentem, który według brzemienia praw jest przed nim odpowiedzialny, w rzeczywistości zaś jest również usankcjonowany przez powszechne głosowanie i w dodatku łączy w swej osobie wszystkie głosy, które dzielą się między poszczególnych członków Zgromadzenia narodowego i stokrotnie rozpraszają; nadto prezydent posiada całą władzę wykonawczą, podczas gdy Zgromadzenie narodowe ma tylko powagę moralną. Takie pojmowanie 29 stycznia jest błędne i mięsza mowy bojowe na trybunie, w prasie, klubach z rzeczywistą treścią walki. Ludwik Bonaparte wobec Narodowego zgromadzenia konstytucyjnego nie był jedną władzą konstytucyjną, występującą przeciw drugiej, nie był władzą wykonawczą, stającą przeciw prawodawczej. Była to walka ukonstytowanej burżuazyjnej republiki z narzędziami jej ukonstytuowania, z ambitnemi intrygami i ideologicznemi żądaniami rewolucyjnego odłamu burżuazji, który założył tą republikę i ze zdumieniem się przekonał, że jego ukonstytuowana republika wygląda jak odnowiona monarchja. Wobec tego odłam ten burżuazji chciał gwałtem przedłużyć okres konstytuowania się z jego wszystkiemi warunkami, złudzeniami, językiem i personelem i nie pozwalał, aby wyłoniła się dojrzała burżuazyjna republika w swej całkowitej, odrębnej postaci. Jak Narodowe zgromadzenie konstytucyjne reprezentowało powróconego do jego łona Cavaignac’a, tak Bonaparte reprezentował nieodłączone jeszcze od niego Narodowe zgromadzenie prawodawcze, t. j. zgromadzenie narodowe ukonstytuowanej republiki burżuazyjnej.
Wybór Bonapartego mógł się wówczas dopiero wyjaśnić, gdyby się powtórzył w wyborach nowego Zgromadzenia narodowego, w których zamiast jednego imienia miały wystąpić jego różnorodne znaczenia. Mandat starego Zgromadzenia został skasowany przez 10 grudnia. A więc 29 stycznia wystąpili przeciw sobie nie prezydent i Zgromadzenie narodowe jednej republiki, lecz Zgromadzenie narodowe republiki tworzącej się, i prezydent już stworzonej, — dwie siły wcielające dwa różne okresy procesu życiowego republiki. Z jednej strony była drobna republikańska frakcja burżuazji, która jedyna mogła proklamować republikę, wydrzeć ją z rąk rewolucyjnego proletarjatu za pomocą walki ulicznej i panowania teroru i nakreślić konstytucji jej idealne zarysy, z drugiej — cała masa rojalistyczna burżuazji, która jedynie mogła panować w tej ukonstytuowanej burżuazyjnej republice, wyrzucić z konstytucji jej ideologiczne naleciałości i urzeczywistnić w drodze prawodawczej i administracyjnej nieodzowne warunki ujarzmienia proletarjatu.
Burza, która wybuchła 29 stycznia, gromadziła się w ciągu całego miesiąca. Konstytuanta chciała swym votum nieufności zmusić ministerjum Barrota do dymisji. Ministerjum Barrota natomiast zaproponowało Konstytuancie, aby sama sobie dała stanowcze votum nieufności, uchwaliła swe samobójstwo, zadekretowała własne rozwiązanie. Na rozkaz ministerjum jeden z najmniej znanych posłów, Rateau, postawił 6 stycznia ten wniosek Konstytuancie, tej samej Konstytuancie, która już w sierpniu postanowiła się nie rozchodzić, dopóki nie wyda całego szeregu praw organicznych, uzupełniających konstytucję. Ministerjalista Fould oświadczył jej bez ogródek, że jej rozwiązanie jest niezbędne „dla przywrócenia zachwianego kredytu“. I czy Konstytuanta nie podkopywała kredytu, przedłużając stan tymczasowy i zagrażając Barrotowi, a więc Bonapartemu, a więc ukonstytuowanej republice? Olimpijski Barrot stał się szalonym Rolandem na myśl, że ta z trudnością uzyskana prezesura ministerjum, którą mu republikanie już raz odroczyli o całe dziesięciolecie — ach nie, o dziesięć miesięcy, znowu mu się może wymknąć z rąk po dwuch tylko tygodniach rozkoszy. I oto Barrot zaczął obchodzić się z tym mizernym Zgromadzeniem jak najbardziej tyrański z tyranów. Najłagodniejsze jego słowa były: „z tym Zgromadzeniem niemożliwa jest żadna przyszłość“. I w istocie reprezentowało ono tylko przeszłość. „Jest ono niezdolne“, dodawał Barrot z ironją, „otoczyć republikę takiemi instytucjami, które są niezbędne dla jej utrwalenia“. I w samej rzeczy! Wraz z wyłącznym antagonizmem do proletarjatu upadła i burżuazyjna energja Zgromadzenia, a w zatargu z rojalistami odżył w nim jego republikański patos. Stało się więc podwójnie niezdolne do otoczenia odpowiedniemi instytucjami burżuazyjnej republiki, której już nie rozumiało.
Jednocześnie z wnioskiem Rateau ministerjum wywołało w całym kraju burzę petycji i odtąd codziennie ze wszystkich kątów Francji zlatywały Konstytuancie na głowę całe paki billets doux (listów miłosnych), w których mniej lub więcej kategorycznie proszono ją, aby się rozwiązała i napisała testament. Konstytuanta ze swej strony wywołała kontrpetycje, w których ją proszono, aby pozostała przy życiu. Walka wyborcza pomiędzy Bonapartem a Cavaignac’iem wznowiła się jako walka petycji za i przeciw rozwiązaniu Zgromadzenia narodowego. Petycje miały być uzupełniającemi komentarzami do 10 grudnia. Agitacja ta trwała przez cały styczeń.
W konflikcie pomiędzy Konstytuantą a prezydentem Konstytuanta nie mogła się powoływać na swe pochodzenie z powszechnych wyborów, bo właśnie odwoływano się od niej do powszechnego prawa głosowania. Nie mogła się oprzeć na żadnej prawowitej władzy, bo właśnie szło o walkę z legalną władzą. Nie mogła obalić ministerjum przez swe vota nieufności, jak próbowała zrobić jeszcze raz 6 i 26 stycznia, bo ministerjum nie żądało wcale jej ufności. Pozostało jej tylko jedno wyjście: powstanie. Bojowe siły powstania stanowiła republikańska część gwardji narodowej, gwardja mobilów i ośrodki rewolucyjnego proletarjatu, kluby. Mobile, ci bohaterowie dni czerwcowych, stanowili w grudniu zorganizowaną siłę bojową burżuazyjnej frakcji republikańskiej, podobnie jak przed czerwcem warsztaty narodowe stanowiły zorganizowaną siłę bojową rewolucyjnego proletarjatu. Komisja wykonawcza Konstytuanty skierowała swój brutalny atak na warsztaty narodowe, gdy musiała skończyć z coraz nieznośniejszemi żądaniami proletarjatu; podobnież i ministerjum Bonapartego uderzyło na gwardję mobilów, gdy musiało skończyć z coraz nieznośniejszemi żądaniami republikańskiej frakcji burżuazji. Zarządziło ono rozwiązanie gwardji mobilów. Część ich odprawiono i wyrzucono na bruk, drugiej części nadano organizację monarchiczną, zamiast demokratycznej, a żołd ich obniżono do wysokości żołdu wojsk linjowych. Mobile znaleźli się w położeniu powstańców czerwcowych i odtąd prasa codziennie przynosiła publiczne spowiedzi, w których mobile wyznawali swe grzechy czerwcowe i błagali proletarjat o przebaczenie.
A kluby? Od chwili, gdy Konstytuanta zagroziła w osobie Barrota prezydentowi, w osobie prezydenta ukonstytuowanej republice burżuazyjnej, a w ukonstytuowanej republice burżuazyjnej — republice burżuazyjnej wogóle, przyłączyły się do niej siłą rzeczy wszystkie żywioły twórcze republiki lutowej, wszystkie partje, które chciały obalić istniejącą republikę i gwałtem powrócić ją do dawnego stanu, zamienić ją na republikę, odpowiadającą ich zasadom i interesom klasowym. Wszystko, co się stało, odstało się znowu, krystalizacje ruchu rewolucyjnego znowu przeszły w stan płynny, republika, o którą walczono, stała się znowu nieokreśloną republiką dni lutowych, którą każda partja określała na swój sposób. Na chwilę partje znowu zajęły dawne swe stanowisko lutowe, — tylko bez złudzeń lutowych. Trójkolorowi republikanie „Nationalu“ oparli się znowu na demokratycznych republikanach „Reformy“ i wypchnęli ich jako przednią straż na pierwszy plan walki parlamentarnej. Republikanie demokratyczni oparli się znowu na republikanach socjalistycznych — 27-ego stycznia manifest publiczny obwieścił ich pojednanie i zjednoczenie — i przygotowywali w klubach grunt powstańczy. Prasa ministerjalna słusznie traktowała trójkolorowych republikanów „Nationalu“ jako zmartwychpowstałych powstańców czerwcowych. Aby utrzymać się na szczycie burżuazyjnej republiki, postawili oni na kartę samą burżuazyjną republikę. 26 stycznia minister Faucher postawił projekt prawa o związkach, którego pierwszy paragraf opiewa: „Kluby są wzbronione“. Faucher postawił wniosek, aby projekt ten jako nagły natychmiast oddano pod dyskusję. Konstytuanta odrzuciła nagłość wniosku, a 27 stycznia Ledru-Rollin złożył wniosek z 230 podpisami, żądający postawienia ministerjum w stanie oskarżenia za przekroczenie konstytucji. Postawienie ministerjum w stanie oskarżenia w chwili, gdy taki akt był albo nietaktownym zdemaskowaniem bezsilności sędziego, t. j. większości izby, albo bezsilnym protestem oskarżyciela przeciw tej większości, — takim był wielki rewolucyjny atut, który od tego czasu w każdym punkcie kulminacyjnym kryzysu niefortunna Góra rzucała na stół. Biedna Góra, upadająca pod ciężarem swego własnego imienia!
Blanqui, Barbès, Raspail i inni próbowali 15 maja rozpędzić Zgromadzenie konstytucyjne, wdzierając się do sali posiedzeń na czele paryskiego proletarjatu. Barrot przygotowywał dla tego samego Zgromadzenia moralny 15-ty maja, zamierzając podyktować mu samorozwiązanie i zamknąć salę jego posiedzeń. To samo Zgromadzenie powierzyło Barrotowi śledztwo w sprawie przestępców majowych. I oto teraz w chwili, gdy on sam występował wobec zgromadzenia jako rojalistyczny Blanqui, gdy ono przeciw niemu oprzeć się musiało na klubach, na rewolucyjnym proletarjacie, na partji Blanqui’ego, w tej samej chwili nieubłagany Barrot ugodził Zgromadzenie wnioskiem wyjęcia więźniów majowych z pod sądu przysięgłych i oddania ich w ręce „haute cour“, najwyższego sądu, wynalezionego przez partję „Nationalu“. Zadziwiająca rzecz, jak spotęgowana obawa o tekę ministerjalną potrafiła wykrzesać z głowy takiego Barrota podstępy, godne jakiegoś Beaumarchais’a. Zgromadzenie narodowe po długim wahaniu przyjęło jego wniosek. Wobec przestępców majowych powróciło ono do swego normalnego charakteru.
Jeżeli prezydent i ministrowie pchali Konstytuantę do powstania, to ona pchała prezydenta i ministerjum do zamachu stanu, bo nie mieli żadnych legalnych środków rozwiązania jej. Lecz Konstytuanta była matką konstytucji, a konstytucja matką prezydenta. Przez zamach stanu prezydent znosiłby konstytucję, a wraz z nią i republikańskie podstawy prawne swego stanowiska. Musiałby wtedy uciec się do swych praw imperjalistycznych, ale imperjalistyczne prawa budziły do życia orleanistyczne — i te zaś i tamte bladły wobec legitymistycznych. Upadek legalnej republiki mógł wynieść w górę jej przeciwny biegun, legitymistyczną monarchję i to w chwili, gdy partja orleanistyczna była tylko zwyciężoną z lutego, a Bonaparte tylko zwycięzcą z 10 grudnia. Oboje zaś mogli republikańskiej uzurpacji przeciwstawić tylko swoje, równie uzurpowane tytuły monarchiczne. Legitymiści widzieli, że chwila jest dla nich pomyślna i spiskowali w biały dzień. Jenerał Changarnier miał się stać ich Monckiem. W ich klubach równie otwarcie zwiastowano powrót białej monarchji, jak w proletarjackich nadejście czerwonej republiki.
Pomyślnie stłumiony rokosz uwolniłby ministerjum od wszelkich trudności: „Legalność zabija nas“, wołał Odilon Barrot. Rokosz pozwoliłby pod pozorem salut publiqne (ocalenia publicznego) rozwiązać Konstytuantę, złamać konstytucję w interesie samej konstytucji. Brutalne wystąpienie Odilona Barrota w Zgromadzeniu narodowym, projekt rozwiązania klubów, hałaśliwa dymisja 50 trójkolorowych prefektów i zastąpienie ich przez rojalistów, rozwiązanie gwardji mobilów, złe traktowanie ich dowódców przez Changarniera, przywrócenie katedry profesorowi Lherminier’owi, który stał się już niemożliwy za Guizota, znoszenie wybryków legimitystycznych, — wszystko to były prowokacje rokoszu. Lecz rokosz nie wybuchał. Oczekiwał on hasła od Konstytuanty, nie od ministerjum.
Wreszcie nastąpił 29-ty stycznia, dzień, w którym miano rozstrzygnąć o postawionym przez Mathieu (posła z de la Drôme) wniosku bezwarunkowego odrzucenia wniosku Rateau. Legitymiści, orleaniści, bonapartyści, gwardja mobilów, Góra, kluby, wszystko w tym dniu spiskowało, każdy zarówno przeciw rzekomym wrogom, jak przeciw rzekomym sprzymierzeńcom. Bonaparte na koniu ćwiczył część wojsk na placu Zgody, Changarnier produkował efektowne manewry strategiczne; gmach posiedzeń Konstytuanty został obsadzony wojskiem. Ona sama, ten punkt środkowy wszystkich krzyżujących się nadziei, obaw, oczekiwań, wrzeń, napięć, sprzysiężeń, to zgromadzenie o lwiej odwadze, ani na chwilę się nie wahało w tak doniosłej chwili dziejowej. Przypominało ono szermierza, który nietylko boi się użyć własnego oręża, lecz w dodatku czuje się zobowiązany do pozostawienia oręża swego przeciwnika w nieuszkodzonym stanie. Z pogardą dla śmierci Konstytuanta podpisała swój własny wyrok i odrzuciła bezwarunkowe odrzucenie wniosku Rateau. Znajdując się sama w stanie oblężenia, zakreśliła ona działalności konstytuującej granice, których konieczną ramą był stan oblężenia w Paryżu. Zemściła się, jak na nią przystało, wdrażając na drugi dzień śledztwo z powodu strachu, jakiego jej napędziło ministerjum 29 stycznia. Góra wykazała swój brak energji rewolucyjnej i politycznego rozumu, dając się użyć partji „Nationalu“ w charakterze przedniej straży w tej wielkiej komedji intryg. Partja „Nationalu“ uczyniła ostatnią próbę utrzymania w republice ukonstytuowanej owego monopolu władzy, który posiadała w okresie powstawania burżuazyjnej republiki. Partja ta została pobita.
Jeżeli w kryzysie styczniowym szło o istnienie Konstytuanty, to w kryzysie 21 marca — o istnienie konstytucji; tam szło o skład osobisty partji „Nationalu“, tu — o jej ideał. Zbyteczna rozwodzić się, że uczciwi republikanie taniej sprzedali wzniosłe uczucia swej ideologji, niż ziemskie rozkosze władzy państwowej.
21 marca na porządku dziennym Zgromadzenia narodowego stał projekt prawa Fauchera przeciw wolności związków: zamknięcie klubów. Artykuł 8 konstytucji zapewnia wszystkim francuzom prawo stowarzyszania się. Zakaz więc klubów był zupełnie niedwuznacznym złamaniem konstytucji i sama Konstytuanta miała kanonizować profanację swych świętości. Lecz kluby były zbornemi punktami, mieszkaniami konspiracyjnemi rewolucyjnego proletarjatu. Zgromadzenie narodowe samo już zabroniło koalicji robotników przeciw swym kapitalistom. A czym były kluby, jeżeli nie koalicją całej klasy robotniczej przeciw całej burżuazji, tworzeniem państwa robotniczego przeciwko państwu burżuazyjnemu? Czyż nie były one wszystkie konstytuantami proletarjatu i oddziałami armji bojowej powstania? Wszak konstytucja chciała przedewszystkim ukonstytuować panowanie burżuazji. Konstytucja mogła więc oczywiście przez prawo stowarzyszeń rozumieć tylko stowarzyszenia, harmonizujące z panowaniem burżuazji, t. j. z ustrojem burżuazyjnym. Jeżeli dla przyzwoitości teoretycznej konstytucja wyrażała się ogólnikowo, od czegóż był rząd i Zgromadzenie narodowe, jeżeli nie od tego, by ją wykładać i stosować w poszczególnych wypadkach? I jeżeli w epoce tworzenia republiki kluby były faktycznie zakazane przez stan oblężenia, to czyż w uregulowanej, ukonstytuowanej republice nie powinny być zakazane przez prawo? Temu prozaicznemu wykładowi konstytucji trójkolorowi republikanie mogli przeciwstawić tylko górnolotne frazesy konstytucyjne. Jedna ich część — Pagnerre, Duclerc i inni — głosowali za ministerjum i zapewnili mu większość. Druga część z archaniołem Cavaignac’em i ojcem kościoła Marrastem na czele, po przejściu artykułu o zakazie klubów wyszła razem z Ledru-Rollinem i Górą do osobnej sali biura — i tam złożyła naradę. Zgromadzenie narodowe było zdekompletowane i nie mogło dalej obradować. Wówczas p. Cremieux w sali biurowej w sam czas przypomniał, że stąd droga prowadzi prosto na ulicę i że nie jest już luty r. 1848, lecz marzec r. 1849. Partja National’u, nagle oświecona, wróciła natychmiast do sali posiedzeń Zgromadzenia narodowego, a za nią jeszcze raz wystrychnięta na dudka Góra. Góra stale cierpiała na zachcianki rewolucyjne, lecz również stale chwytała się możliwych sposobów konstytucyjnych i zawsze jeszcze czuła się bardziej na miejscu za plecami burżuazyjnych republikanów, niż wobec rewolucyjnego proletarjatu. Tak więc komedja się odegrała — i sama Konstytuanta zadekretowała, że wykroczenie przeciw literze konstytucji jest jedynym właściwym tłumaczeniem jej ducha.
Pozostał do uregulowania jeden tylko punkt — stosunek ukonstytuowanej republiki do rewolucji europejskiej, jej polityka zewnętrzna. 8 maja 1849 r. niezwykłe podniecenie panowało w Konstytuancie, która wkrótce miała zakończyć swe życie. Na porządku dziennym stał napad armji francuskiej na Rzym, jej wypędzenie przez rzymian, jej hańba polityczna i kompromitacja wojskowa, skrytobójstwo republiki rzymskiej przez republikę francuską, pierwsza wyprawa włoska drugiego Bonapartego. Góra znowu wyrzuciła swój wielki atut; Ledru-Rollin złożył na stole prezydjalnym swój nieunikniony akt oskarżenia przeciw ministerjum i tym razem również przeciw Bonapartemu z powodu złamania konstytucji.
Motyw z 8 maja powtórzył się znowu, jako motyw 13 czerwca. Zastanówmy się nad wyprawą rzymską.
Już w połowie listopada 1848 r. Cavaignac wysłał flotę wojenną do Civita Vecchia w celu obrony papieża, wzięcia go na pokład i odwiezienia do Francji. Papież miał pobłogosławić uczciwą republikę i zapewnić wybór Cavaignac’a na prezydenta. Cavaignac chciał przez papieża złowić na wędkę klechów, przez klechów chłopów, a przez chłopów prezydenturę. Ze swych najbliższych celów wyprawa Cavaignac’a była reklamą wyborczą, jednocześnie zaś była protestem i groźbą przeciw rewolucji rzymskiej. Zawierała ona w zalążku interwencję Francji na rzecz papieża.
Tę interwencję Francji na rzecz papieża wspólnie z Austrją i Napoleonem przeciw republice rzymskiej uchwalono na pierwszym posiedzeniu rady ministrów Bonapartego 23 grudnia. Falloux w ministerjum był to papież w Rzymie i to w Rzymie papieskim. Bonaparte nie potrzebował już papieża na to, by stać się chłopskim prezydentem, ale potrzebne mu było zachowanie władzy papieskiej dla zachowania chłopów prezydentowi. Ich łatwowierność zrobiła go prezydentem. Wraz z wiarą straciliby łatwowierność, a wraz z papieżem wiarę. A sprzymierzeni orleaniści i legitymiści, którzy panowali w imieniu Napoleona, mieli w tym również swoje cele. Przed restauracją króla trzeba zrestaurować władzę, która królów uświęca. Pomijając już rojalizm: bez starego, poddanego władzy papiestwa Rzymu niema papieża, bez papieża niema katolicyzmu, bez katolicyzmu niema religji francuskiej, a bez religji co się stanie ze starym francuskim społeczeństwem? Hipoteka, posiadana przez chłopów na dobrach niebieskich, gwarantuje hipotekę, którą ma burżuazja na dobrach chłopskich. Rewolucja rzymska była zatym zamachem na własność, na burżuazyjne społeczeństwo, równie groźnym, jak rewolucja czerwcowa. Przywrócone panowanie burżuazji we Francji wymagało restauracji panowania papieskiego w Rzymie. Wreszcie uderzając w rzymskich rewolucjonistów uderzano w sprzymierzeńców rewolucjonistów francuskich, sojusz kontrrewolucyjnych klas w ukonstytuowanej republice francuskiej znajdował swe konieczne uzupełnienie w sojuszu republiki francuskiej ze Świętym przymierzem, z Napoleonem i Austrją. Uchwała ministerjalna z 23 grudnia nie była tajemnicą dla Konstytuanty. Już 8 stycznia Ledru-Rollin interpelował w tej kwestji ministerjum, ministerjum zaprzeczyło, a Zgromadzenie narodowe przeszło do porządku dziennego. Czy ufało ono słowom ministerjum? Wiemy, że przez cały styczeń bezustanku dawało ono ministrom vota nieufności. Ale jeżeli w ich roli było kłamać, to w jego roli było udawać wiarę w te kłamstwa i ratować decorum republikańskie.
Tymczasem Piemont został pobity, Karol Albert abdykował, armja austrjacka pukała do wrót Francji. Ledru-Rollin zaciekle interpelował. Ministerjum dowiodło, że we Włoszech północnych prowadziło tylko dalej politykę Cavaignac’a, a ten politykę rządu tymczasowego, t. j. Ledru-Rollin’a. Tym razem ministerjum otrzymało nawet od Konstytuanty votum zaufania i zostało upoważnione do tymczasowego zajęcia odpowiedniego punktu w górnych Włoszech, aby w ten sposób dać oparcie układom pokojowym z Austrją w kwestji utrzymania w całości prowincji sardyńskich i w sprawie rzymskiej. Jak wiadomo, losy Włoch rozstrzygają się na polach walki Włoch północnych, albo więc za Lombardją i Piemontem musiał upaść Rzym, albo Francja musiała wydać wojnę Austrji, a wraz z nią europejskiej kontrrewolucji. Czy Zgromadzenie narodowe wzięło nagle ministerjum Barrota za stary komitet dobra publicznego? Albo siebie za Konwent? Pocóż więc to obsadzanie wojskiem punktu w górnych Włoszech? Pod tą przejrzystą zasłoną ukrywała się wyprawa na Rzym.
14 kwietnia 14,000 ludzi pod Oudinot’em odpłynęło do Civita — Vecchia. 16 kwietnia Zgromadzenie narodowe uchwaliło w ministerjum kredyt w wysokości 1,200,000 franków na trzymiesięczne utrzymywanie floty francuskiej na morzu Śródziemnym. W ten sposób dało ono ministerjum wszystkie środki interwencji przeciw Rzymowi, a jednocześnie udawało, że każe mu interwenjować przeciw Austrji. Konstytuanta nie widziała wcale, co robią ministrowie, lecz słyszała tylko, co mówią. Takiej wiary nie widziano nawet w Izraelu; Konstytuanta wpadła w takie położenie, że niewolno jej było wiedzieć, co robi ukonstytuowana republika.
Wreszcie 8 maja odegrała się ostatnia scena komedji. Konstytuanta zażądała od ministerjum bezzwłocznych kroków ku doprowadzeniu wyprawy włoskiej do wytkniętego celu. Bonaparte ogłosił tego samego wieczora w „Monitorze“ list, w którym wyrażał Oudinot’owi najwyższe uznanie. 11 maja Zgromadzenie narodowe odrzuciło akt oskarżenia przeciwko temuż Bonapartemu i jego ministrom. A Góra, zamiast rozedrzeć tą sieć oszustwa, bierze tragicznie komedję parlamentarną, aby w niej grać rolę Fouquier Tinville’a, lecz z pod pożyczonej lwiej skóry Konwentu wciąż wyzierała przyrodzona owcza skóra drobnomieszczaństwa.
Druga połowa życia Konstytuanty streszcza się w następujący sposób. 29 stycznia Konstytuanta przyznaje, że rojalistyczne frakcje burżuazji są naturalnemi zwierzchniczkami ukonstytuowanej przez nią republiki, 21 marca, że złamanie konstytucji jest jej urzeczywistnieniem, a 11 maja, że bombastycznie ogłoszone bierne przymierze republiki francuskiej z walczącemi ludami oznacza jej czynne przymierze z europejską kontrrewolucją.
Zanim nikczemne to zgromadzenie zeszło ze sceny, dało sobie jeszcze tę satysfakcję, że na dwa dni przed rocznicą swego urodzenia, 4 maja, odrzuciło wniosek o amnestji powstańców czerwcowych. Pozbawione swej władzy, śmiertelnie nienawidzone przez lud, odepchnięte, maltretowane, pogardliwie kopnięte przez burżuazję, której było narzędziem, zmuszone w ciągu drugiej połowy swego życia wypierać się pierwszej, obdarte ze swych złudzeń republikańskich, bez wielkich czynów twórczych w przeszłości, bez nadziei w przyszłości, Zgromadzenie to już za życia gniło po kawałku. Zwłoki swe umiało ono galwanizować tym już tylko, że ciągle przypominało sobie i na nowo przeżywało zwycięstwo czerwcowe, utrzymując się wciąż nowym potępianiem już potępionych. Był to wampir, żyjący krwią powstańców czerwcowych!
Konstytuanta pozostawiała deficyt państwowy, zwiększony jeszcze przez koszta powstania czerwcowego, przez obniżenie podatku od soli, przez odszkodowania, wyznaczone plantatorom za zniesienie niewolnictwa murzynów, przez koszta wyprawy rzymskiej, wreszcie przez zniesienie podatku od wina. Podatek ten Konstytuanta zniosła już w ostatnich dniach swego życia, jak złośliwy starzec, zadowolony, że może swemu szczęśliwemu spadkobiercy narzucić kompromitujący dług honorowy.
Od początku marca rozpoczęła się agitacja wyborcza do Narodowego zgromadzenia prawodawczego. Wystąpiły przeciw sobie dwie główne grupy, partja porządku i partja demokratyczno-socjalistyczna, czyli czerwona. Pomiędzy niemi zaś stali przyjaciele konstytucji, — pod tą nazwą trójkolorowi republikanie National’u usiłowali grać jeszcze rolę partji. Partja porządku utworzyła się natychmiast po dniach czerwcowych; lecz dopiero gdy 10-ty grudnia pozwolił jej odepchnąć od siebie burżuzyjno-republikańską klikę National’u, wykryła się tajemnica jej istnienia, koalicja orleanistów i legitymistów w jedną partję. Burżuazja rozpadła się na dwie wielkie frakcje, które na przemiany miały w swych rękach wyłączną władzę, — wielka własność ziemska za monarchji odrestaurowanej, arystokracja finansowa i przemysłowa burżuazja za monarchji lipcowej. Burbon — było to królewskie imię przewagi interesów jednej frakcji; imię Orleans było królewskim imieniem przewagi interesów drugiej frakcji — bezimienne państwo republiki było jedynym, w którym obie frakcje mogły przy jednakowym udziale we władzy bronić swych wspólnych interesów klasowych, nie zrzekając się obustronnej rywalizacji. Jeżeli burżuazyjna republika mogła być tylko udoskonalonym i wolnym od domieszek panowaniem całej klasy burżuazyjnej, to nie mogła być niczym innym, jak tylko panowaniem orleanistów, uzupełnionych przez legitymistów i legitymistów, uzupełnionych przez orleanistów, syntezą Restauracji i monarchji lipcowej. Burżuazyjni republikanie National’u nie reprezentowali żadnej wielkiej frakcji swej klasy, opartej na podstawach ekonomicznych. Mieli oni tylko to znaczenie i tę rolę historyczną, że za monarchji lipcowej, w przeciwieństwie do obu frakcji burżuazji, które znały tylko swoje własne ustroje, przeprowadzali ogólny ustrój klasy burżuazyjnej, bezimienne państwo republiki. Państwo to idealizowali oni i zdobili w antyczne arabeski, lecz przedewszystkim witali w nim panowanie swej kliki. Partja National’u była zbita z tropu, gdy na szczycie założonej przez siebie republiki ujrzała skoalizowanych rojalistów, lecz i ci byli zupełnie w błędzie co do faktu swego zjednoczonego panowania. Nie rozumieli oni, że jeżeli każda z ich frakcji zosobna jest rojalistyczna, to produkt ich związku chemicznego siłą rzeczy musi być republikański, że monarchje biała i niebieska muszą się zneutralizować w trójkolorowej republice. Antagonizm do rewolucyjnego proletarjatu i do coraz bardziej skupiających się wkoło niego klas przejściowych zmuszał obie frakcje partji porządku do wytężenia swej zjednoczonej siły i zachowania wspólnej organizacji tej siły. W ten sposób każda z nich musiała przeciwdziałać pożądaniom restauracyjnym drugiej przez dążenie do wspólnego panowania, t. j. do republikańskiej formy panowania burżuazji. Wistocie widzimy, że ci rojaliści z początku wierzą w natychmiastową restaurację, potym konserwują formę republikańską z pianą wściekłości, ze śmiertelnemi obelgami przeciw niej na ustach, wreszcie wyznają, że mogą się wzajemnie znosić tylko w republice i odkładają restaurację na czas nieokreślony. Samo wspólne panowanie wzmacniało każdą z obu frakcji i czyniło ją jeszcze mniej skłonną i zdolną do podporządkowania się drugiej, t. j. do odrestaurowania monarchji.
Partja porządku w swym programie wyborczym proklamowała wprost panowanie klasy burżuazyjnej, t. j. utrzymanie warunków życiowych jej panowania: własności, rodziny, religji, porządku. Swoje panowania klasowe i jego warunki przedstawiała ona naturalnie jako panowanie cywilizacji i jako konieczne warunki produkcji materjalnej i wynikających z niej społecznych stosunków wymiany. Partja porządku rozporządzała ogromnemi funduszami, organizowała swe filje w całej Francji, miała na swym żołdzie wszystkich ideologów starego społeczeństwa, miała do rozporządzenia wszystkie wpływy istniejącej władzy, posiadała armję nieopłacanych wasali w wielkiej masie drobnomieszczan i chłopów, którzy stojąc dotąd zdala od ruchu rewolucyjnego, widzieli w wielkich przedstawicielach własności naturalnych obrońców swej drobnej własności i jej drobnych przesądów. Partja ta, reprezentowana w całym kraju przez mnóstwo drobnych królików, mogła karać odrzucenie swych kandydatów jak powstanie, wydalać buntujących się robotników, opornych parobków, służących, subjektów, urzędników kolejowych, pisarzy, wszystkich zależnych od niej funkcjonarjuszy. Mogła wreszcie miejscami rozpuszczać bajkę, że republikańska Konstytuanta przeszkodziła Bonapartemu 10 grudnia wykazać swe cudotwórcze siły. Mówiąc o partji porządku, nie mieliśmy na myśli bonapartystów. Nie byli oni żadną poważną frakcją burżuazji, lecz zbiorem starych przesądnych inwalidów i młodych w nic niewierzących rycerzy szczęścia. — Partja porządku zwyciężyła na wyborach i wysłała znaczną większość do Zgromadzenia prawodawczego.
Wobec skoalizowanej kontrrewolucyjnej burżuazji zrewolucjonizowane już części drobnomieszczaństwa i chłopstwa musiały się naturalnie połączyć z głównym przedstawicielem interesów rewolucyjnych — z rewolucyjnym proletarjatem. Widzieliśmy już, jak demokratyczni rzecznicy drobnomieszczaństwa w parlamencie, t. j. członkowie Góry, wskutek porażek parlamentarnych musieli się zbliżyć do socjalistycznych wodzów proletarjatu i jak poza parlamentem prawdziwe drobnomieszczaństwo pchane było w stronę prolerarjatu przez concordats à l’amiable, przez brutalne przeprowadzanie interesów burżuazyjnych, przez bankructwa. 27 stycznia Góra i socjaliści święcili swe pojednanie. Akt zjednoczenia powtórzył się na wielkim bankiecie lutowym 1849 r. Partje socjalna i demokratyczna, partja robotników i partja drobnomieszczan zjednoczyły się w partję socjalno-demokratyczną, czyli czerwoną.
Osłabiona na chwilę przez agonję, następującą po dniach czerwcowych, republika francuska od czasu zniesienia stanu oblężenia 14 października przeżyła cały szereg gorączkowych wstrząśnień. Najpierw walka o prezydenturę; dalej walka prezydenta z Konstytuantą; walka o kluby; proces w Bourges, w którym wobec drobnych figurek prezydenta, skoalizowanych rojalistów, uczciwych republikanów, demokratycznej Góry, socjalistycznych doktrynerów proletarjatu, wystąpili prawdziwi jego rewolucjoniści, ukazali się jak przedhistoryczne olbrzymy, pozostawione przez potop społeczny lub zwiastujące nowy potop; agitacja wyborcza; stracenie morderców Bréa; ciągłe procesy prasowe; gwałtowne policyjne wkraczania rządu na bankiety; zuchwałe prowokacje rojalistyczne; wystawienie pod pręgierzem portretów Ludwika Blanc’a i Caussidiére’a; nieustająca walka pomiędzy ukonstytuowaną republiką a Konstytuantą, co chwila zwracająca rewolucję do jej punktu wyjścia, co chwila zamieniająca zwycięzcę na zwyciężonego, a zwyciężonego na zwycięzcę i w jednej chwili odwracająca położenie stronnictw i klas, ich połączeń i rozłamów; szybki bieg europejskiej kontrrewolucji, pełna chwały walka węgierska, niemieckie powstania, wyprawa rzymska, sromotna klęska armji francuskiej w Rzymie; w tym wirze ruchu, w tych mękach wstrząśnienia dziejowego, w tym dramatycznym przypływie i odpływie namiętności, nadziei, rozczarowań rewolucyjnych różne klasy francuskiego społeczeństwa musiały liczyć swe epoki rozwojowe na tygodnie, podczas gdy dawniej liczyły je na pięćdziesięciolecia. Znaczna część chłopów i prowincji była zrewolucjonizowana. Na Napoleonie rozczarowali się, a partja czerwona dawała im zamiast nazwy treść, zamiast złudnej wolności od podatków powrotne ściągnięcie wypłaconego legitymistom miljarda, uregulowanie hipoteki i zniesienie lichwy.
Nawet armja zaraziła się gorączką rewolucyjną. W osobie Bonapartego armja głosowała za zwycięstwem, a on dał — jej klęskę. Głosowała za małym kapralem, poza którym krył się wielki wódz rewolucyjny, a on dał jej znowu wielkich jenerałów, poza któremi kryli się nieznośni kaprale. Nie ulegało wątpliwości, że partja czerwona, t. j. skoalizowana partja demokratyczna odniesie jeżeli nie zwycięstwo, to przynajmniej wielkie tryumfy, że Paryż, że armja, że wielka część prowincji głosować będzie za nią. Ledru-Rollin, wódz Góry, został wybrany przez pięć departamentów; żaden wódz partji porządku nie odniósł takiego zwycięstwa, ani też żaden przedstawiciel partji właściwie proletarjackiej. Ten wybór zdradza nam tajemnicę partji demokratyczno-socjalistycznej. Z jednej strony Góra, przedstawicielka parlamentarna demokratycznego drobnomieszczaństwa, zmuszona była połączyć się z socjalistycznemi doktrynerami proletarjatu — a proletarjat, poniosszy straszną porażkę materjalną w czerwcu, musiał szukać nowego oparcia w zwycięstwach ideowych, nieuzdolniony zaś jeszcze przez rozwój innych klas do zdobycia rewolucyjnej dyktatury, musiał się rzucić w objęcia doktrynerów swego wyzwolenia, założycieli sekt socjalistycznych. Z drugiej strony wówczas rewolucyjne chłopstwo, armja, prowincja stanęły po stronie Góry, która w ten sposób znalazła się na czele obozu rewolucyjnego, a przez porozumienie z socjalistami usunęła wszelki rozłam w partji rewolucyjnej. W drugiej połowie życia Konstytuanty Góra reprezentowała jej republikański patos i kazała zapomnieć swe grzechy z czasów rządu tymczasowego, komisji wykonawczej, dni czerwcowych. W miarę, jak partja „Nationalu“, dzięki swej połowicznej naturze, dawała się opanować rojalistycznemu ministerjum, partja Góry, usunięta na bok w czasie wszechmocy „Nationalu“, wystąpiła na pierwszy plan, stając się przedstawicielką rewolucji w parlamencie. W samej rzeczy, partja „Nationalu“ mogła przeciwstawić frakcjom rojalistycznym tylko osobiste ambicyjki i idealistyczne wykręty. Partja Góry natomiast reprezentowała masę, stojącą pomiędzy burżuazją a proletarjatem, masę, której interesy materjalne wymagały instytucji demokratycznych. Wobec Cavaignac’a i Marrasta Ledru-Rollin i Góra stali rzeczywiście na gruncie rewolucyjnym i świadomość tej poważnej roli dawała im tym większą odwagę, im bardziej objawy energji rewolucyjnej ograniczały się do wycieczek parlamentarnych, składania aktów oskarżenia, gróźb, podnoszenia głosu, piorunujących przemówień i krańcowości, które nie wychodziły poza frazes. Chłopi znajdowali się mniej więcej w tym samym położeniu, co drobnomieszczanie i wystawiali te same mniej więcej żądania społeczne. Wszystkie więc pośrednie warstwy społeczeństwa, o ile były porwane przez ruch rewolucyjny, musiały w Ledru-Rolinie widzieć swego bohatera. Ledru-Rollin był uosobieniem demokratycznego drobnomieszczaństwa. W walce z partją porządku musieli przedewszystkim wypłynąć na wierzch półkonserwatywni, półrewolucyjni i zupełnie utopijni reformatorowie tego porządku.
Partja „Nationalu“, przyjaciele konstytucji quand même (za wszelką cenę), républicains purs et simples (republikanie czystej krwi) zupełnie zostali pobici przy wyborach. Do izby prawodawczej weszła ich drobna mniejszość, najbardziej znani ich wodzowie znikli ze sceny, nawet Marrast, główny redaktor i Orfeusz uczciwej republiki.
Zgromadzenie prawodawcze zebrało się 29 maja, a 11 czerwca ponowiła się kolizja z 8 maja. Ledru-Rollin w imieniu Góry przedłożył izbie akt oskarżenia przeciw prezydentowi i ministerjum, z powodu złamania konstytucji, z powodu bombardowania Rzymu. Zgromadzenie prawodawcze odrzuciło akt oskarżenia 12 czerwca, tak samo jak Konstytuanta 11 maja. Lecz tym razem proletarjat wypędził Górę na ulicę, nie do walki ulicznej jednakże, lecz do procesji ulicznej. Wystarcza powiedzieć, że na czele tego ruchu stała Góra, aby wiedzieć, że ruch został pokonany i że czerwiec 1849 r. był równie śmieszną, jak nikczemną karykaturą czerwca 1848 r. Wielki odwrót 13 czerwca został zaćmiony tylko przez większy jeszcze raport wojenny jenerała Changarnier’a, wielkiego człowieka, który zaimprowizował partję porządku. Każda epoka społeczna potrzebuje swych wielkich ludzi, a jeżeli ich nie znajduje, wynajduje ich, jak powiedział Helwecjusz.
20 grudnia istniała tylko jedna połowa ukonstytuowanej burżuazyjnej republiki, prezydent, 29 maja uzupełniła ją druga połowa, Zgromadzenie prawodawcze. W czerwcu 1848 r. konstytuująca się republika burżuazyjna zapisała się w księgach metrycznych historji niesłychaną bitwą z proletarjatem, w czerwcu 1849 r. ukonstytuuowana republika burżuazyjna zapisała się w nich niewysłowioną komedją z drobnomieszczaństwem. Czerwiec 1849 r. pomścił czerwiec 1848 r. W czerwcu 1849 r. nie robotnicy zostali zwyciężeni, lecz upadli drobnomieszczanie, którzy stanęli pomiędzy niemi a rewolucją. Czerwiec 1849 r. nie był krwawą tragedją pomiędzy pracą najemną a kapitałem, lecz obfitującą w więzienia i żałosną sztuką, odegraną przez dłużnika i wierzyciela. Partja porządku zwyciężyła i stała się wszechmocna, — teraz miała pokazać, czym jest.








  1. Murzyn Soulouque, obrany w r. 1847 prezydentem republiki Haiti, ogłosił się dziedzicznym cesarzem w r. 1850. (Przyp. tłum.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karl Marx.