Przejdź do zawartości

Serce (Zapolska, 1923)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gabriela Zapolska
Tytuł Serce
Podtytuł Drobnostka
Pochodzenie Krzyż Pański
Wydawca „Lektor“ Instytut Literacki Sp. z o.o.
Data wyd. 1923
Druk Zakłady Graficzne H. Neumana we Włocławku
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


SERCE.
DROBNOSTKA.



...Na pensji mówiono nam, że serce to worek mięsny, z którego krew rozchodzi się po całem ciele.
Tak mówiono na pensji — pamiętasz zapewne; lecz co ci życie powiedziało o sercu, ty niebieskooka, która łzawy wzrok o zachodzie za promieniem słońca posyłasz?...
Co lata całe cierpień i udręczeń wyrzekły? Czy potwierdziły zdanie anatoma, czy coś jeszcze ze siebie dodały?
Czy prócz krwi i komórek niema tam nic więcej w tym smutnym naszym towarzyszu, który się często raną krwawi i cicho w nocy skarży... a skarży?...
Odwracasz głowę, kryjesz oczy, nie chcesz, bym w nich czytała! Nie lękaj się, biedne dziecię, nic we łzach twych niema dla mnie nowego. Jest jedno morze cierpień, jest jedno miejsce w nas, które te cierpienia jakby przepaść chłonie...
To morze, to głębia... to serce!...
Dla anatomów rozprowadza ono krew; dla nas to żałobna urna, w której popiołów cała moc wielka, a brylantów szczęścia między niemi nie dojrzeć prawie.
Dla doktora narzędzie krwionośne dla nas siedlisko miłości wielkiej, poświęceń bez granic... i bezdennej rozpaczy.
Patrz jakie ono drobne; połóż twą rękę maluchną, a zakryjesz je zupełnie, — a przecież jakież w niem bogactwo miłości, jakaż kopalnia uśmiechów, które ludziom opromieniają życie, do szlachetnych czynów wiodą!
Drobny to skarbiec, a w nim tyle promieni słonecznych, przywiązania kobiecego, szeptów miłosnych, szlachetnych uniesień... i wszystko to mieści się tam, tam, tuż pod ręką twoją.
Bogactwo twoje wielkie; rozdawać je pełną dłonią możesz, jak dobra wróżka, za którą szmer dziękczynny płynie jak srebrna smuga za łódką. Tylko, na Boga! Strzeż, aby razem i skarbca ci nie zabrano... Będziesz wtedy bardzo, bardzo nieszczęśliwa!
Serce swe zachowaj dla siebie; gdy raz ci z piersi wydarte zostanie, pójdziesz płacząc, szukać go wszędzie; poranisz się cała o ciernie przydrożne i znękana, zmęczona upadniesz wreszcie na rozstajnej drodze, wpatrzona w dal ciemną...
Lecz serca swego nie znajdziesz, nie znajdziesz!... Lub, jeśli gdzie na rozdrożu znajdziesz jakiś przedmiot zniszczony, stłuczony, poszarpany, zraniony — przypatrz mu się dobrze... to będzie serce twoje! to biedne serce które ludziom oddałeś z ufnością bezmierną, a które zdeptano, jako rzecz zbyteczną. Nie bierz go napowrót! porzuć wśród chwastów, uciekaj, nie patrząc za siebie... poco ci nosić w piersi taką wielką, oplwaną ranę. Nie miej lepiej wcale serca.
Śmiej się śmiechem szalonej!...
Sercem się kocha, nie głową! Sercem się cierpi i serce w człowieku zamiera. Czyś ty była kiedykolwiek przy łożu konającego? Czy wiesz, jak życie zastyga? Serce bić przestaje, krew się ścina i człowiek w dal odchodzi, tam skąd przyszedł, w dal ciemną, niezgłębioną...
Drżysz cała, nie lubisz zgonu, cmentarzy... ale ileż tam serc śpi spokojnie, a kamienne anioły snu tego strzegą! Słuchaj!... Brzoza szumi tylko, a promienie słońca szczyty krzyżów całują. Te serca, śpiące pod masą narcyzów i tuberozy, nie cierpią, nie płaczą, nie jęczą wśród bezsennych nocy. Jeśli cierpisz bardzo, idź i ty na spoczynek wieczny. Taki anioł o marmurowych skrzydłach do snu cię ukołyszę, a słońce złotym całunem otuli. I brzoza zaszumi ci kołysanką, a blada tuberoza wonią swą otoczy...
Odpoczynek wieczny!...
Czyż nie lepiej zasnąć pod mogiłą i być jak ten, któremu

Serce ustało, pierś już lodowata,
Ścięły się usta i oczy zawarły —
Na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata.
Cóż to za człowiek? Umarły!

Łzy masz teraz w oczach; mówisz, że umrzeć tak młodo nie pragniesz!... Lecz jak chcesz żyć z sercem w piersiach i z pragnieniem oddania go komuś na wieki? Co za śmieszne oddanie? Czy słyszysz tę melodję? Czy cię nie wstrząsa do głębi urok tych tonów tęsknych, smutnych, rozpaczą drgających? Wśród ciszy nocnej płyną one jak jeden jęk prośby, skargi, błagania... To potok łez szemrzący wśród serdecznej boleści, — to skarga serca, które krwawi się cierpieniem bezdennem...
Słuchaj,... słuchaj jeszcze... to nokturn przedziera się przez gęste gałęzie drzew uroczej wyspy... W oddali widać sylwetkę ciemnookiej kobiety... Ona nie słucha melodji serdecznej, odwraca głowę, lecz ty słuchaj.
Czy chcesz tak cierpieć i w noc bezsenną wołać tym rozpacznym głosem?... Czy nie wiesz, że Bóg, dając ludziom serce, chciał im czyściec w piersi włożyć? Czyż nie wiesz, że najszczęśliwsi są ci, którzy idą przez świat bez serca, z kamieniem w piersiach, weseli i uśmiechnięci?
Ci mają uśmiechnięte usta, pogodne spojrzenie, jedwabne chustki do nosa i często binokle w złotej oprawie. Śmieją się chętnie ze wszystkiego i wolą trufle, czasem fałszowane, ale jedzą je zawsze z doskonałym apetytem. Ci ludzie przejdą po sercu drugiej istoty, jak po chodniku kokosowym. Gdy spotkasz takie na drodze istoty, skłoń głowę z szacunkiem wielkim.
Ci ludzie nie mają serca.
Lecz ty, uparta entuzjastko, ciągle swemi załzawionemi oczyma na mnie spoglądasz! Mówisz, że nie lubisz trufli i że nędza ci serce porusza; szepczesz, że kochać można tylko sercem, a miłość — toć Bogu uczucie skradzione i w duszę człowieka przelane. I twierdzisz, o jasnowłosa, że bez tej miłości serdecznej świat zamarłby cały, kwiatyby nie miały woni, a słońceby zgasło! I mówisz, że gdy dwoje serc połączy się na wieki, to z radości wielkiej łzy płyną, a uśmiech usta rozchyla. Pocałunek miłosny w sercu echo znajduje i dźwięczy tam, jak piosnka miłosna. Teraz ty mi słuchać każesz...
„A ślubuję ci wierność, miłość i posłuszeństwo małżeńskie“. Błyszczy obrączka i biały welon oblubienicy! O uparta entuzjastko, więc tu mi iść każesz i wsłuchać się w szeptaną przez ludzi przysięgę...
„A iż cię nie opuszczę aż do śmierci!...“
Teraz ty na mnie patrzysz z triumfem. Widzisz łzy w moich oczach... To głos tej biało ubranej dziewczyny wzruszył mnie do głębi, a może woń bzu, który rozpościera się po obu stronach ołtarza. Wyjdźmy z kościoła, zapach kadzidła odurza, po głowie plączą się słowa:

Stara to, stara historja
O nowej niezmiernie treści;
A gdy się komu przytrafi,
Serce mu pęka z boleści...

Widzisz, teraz tobie zasnuwa znów oczy jakaś mgła niepoczciwa. Pochyl głowę, to jęczy serce... Heinego...
Zamilkłaś, biedna istoto!... Na palcu twym błyszczy pierścionek zaręczynowy z turkusem w kształcie serca. Dookoła błękitnego kamienia bielą się perły...
Perły — to łzy! Czyż moja wina, że ja wszystko przez łzy widzę, i że wszyscy ci, którzy serce w piersiach mieli, płakali przez życie całe? Lecz ty, szalona, pozbyć się go nie chcesz; mówisz, że wolisz mieć w piersiach ranę nawet, niż nie mieć nic... pustkę ohydną. Wybierasz więc łzy, perły... nie chcesz djamentów uśmiechu?... Kryjesz w sobie tę mogiłę wspomnień, ku której się zwracasz wśród bezsennych nocy, i w cierpieniu ulgę znajdujesz? Jesteś więc kobietą... kobietą w każdym calu! Pozbyć się nie chcesz serca i pozwalasz mu dręczyć się bezustannie.
Ty mówisz, że serce tak mocno wzrosło w piersi kobiety, iż wyrwać go nie sposób — i nic chyba nie zdoła go uśpić: ani przejścia, ni burze życiowe. Ono wieczne chce kochać i poświęcać się dla czegoś! Krew całą wytoczy dla szczęścia drugiego, odda mu się bez podziału, aż znów odepchnięte, rozdarte, smutne, zajęczy w piersi twojej!...
Idź więc, blada ćmo, w ogień, gdy takie przeznaczenie twoje!! Nie zdołam cię powstrzymać, bo ty słuchasz tylko serca twego bicia. I cierpieć tak będziesz ciągle, tułając się, jak mara, z wiecznie rozdrażnioną blizną serdeczną, aż wreszcie padniesz na rozdrożu, wydając jęk głuchy, przeciągły...
Ścichniesz wtedy sama... bo serce twe skona na wieki!...






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gabriela Zapolska.