Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Teraz ty na mnie patrzysz z triumfem. Widzisz łzy w moich oczach. To głos tej biało ubranej dziewczyny wzruszył mnie do głębi, a może woń bzu, który rozpościera się po obu stronach ołtarza. Wyjdźmy z kościoła, zapach kadzidła odurza, po głowie plączą się słowa:

Stara to, stara historja
O nowej niezmiernie treści;
A gdy się komu przytrafi,
Serce mu pęka z boleści...

Widzisz, teraz tobie zasnuwa znów oczy jakaś mgła niepoczciwa. Pochyl głowę, to jęczy serce... Heinego...
Zamilkłaś, biedna istoto!... Na palcu twym błyszczy pierścionek zaręczynowy z turkusem w kształcie serca. Dookoła błękitnego kamienia bielą się perły...
Perły — to łzy! Czyż moja wina, że ja wszystko przez łzy widzę, i że wszyscy ci, którzy serce w piersiach mieli, płakali przez życie całe? Lecz ty, szalona, pozbyć się go nie chcesz; mówisz, że wolisz mieć w piersiach ranę nawet, niż nie mieć nic... pustkę ohydną. Wybierasz więc łzy, perły... nie chcesz djamentów uśmiechu?... Kryjesz w sobie tę mogiłę wspomnień, ku której się zwracasz wśród bezsenych nocy, i w cierpieniu ulgę znajdujesz? Jesteś więc kobietą... kobietą w każ-