Pan Sędzic/VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Gasztowt
Tytuł Pan Sędzic
Podtytuł Opowiadanie o Litwie i Żmudzi
Data wyd. 1839
Druk F.-A. Saurin
Miejsce wyd. Poitiers
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


DZIAŁ ÓSMY.
Powstanie.

List pierwszy Żmudzina do swego przyjaciela, był następujący:
«W Telszewskiém, chłopi rozpoczęli najpierwsi powstanie, przez odbicie kilkuset rekrutów prowadzonych z Telsz, i zabranie straży złożonéj z kompanii moskali, do niewoli. Nienawiść chłopów ku szlachcie, objawiła się w czynach w tym powiecie. Kilkunastu szlachty zostało zamordowanych przez chłopów, pod tytułem że to byli przyjaciele moskiewscy, lecz w rzeczy, przez zemstę, bo to byli, jak wieść powszechna niesie, tyrani dla swych włościan. Wielka nauka dla całéj szlachty! Zemsta włościan jest słuszna i naturalna, ja jéj nie naganiam, lecz zgadzam się z innymi, że dziś, kiedy potrzeba użyć wspólnych sił na pognębienie wspólnego nieprzyjaciela, ta krwawa scena nie jest w swojém miejscu; później włościanie mogą i powinni upomnieć się o swoje prawa, i użyć siły przeciw opierającym się.»
«W Rosieńskiém, na początki powstania, ubito kilkudziesiąt kozaków koło Niemna.»
«W Szawelskiém, dzielny Rekosz[1], szlachcic okoliczny, ubił lub rozbroił też kilkudziesięciu kozaków; lecz te wszystkie powstania są cząstkowe, niemające związku między sobą, kilku patryotów trudni się ich spojeniem.»
Drugi list:
«Przeszłej nocy rozbrojono batalion rzemieślniczy kwaterujący w Bejsagole, zabrano wiele pałaszów, pistoletów i karabinów, mnóstwo siodeł i fur z suknem. Jutro atakować będą miasto Szawle, gdzie jest dwie kompanie moskali. Cóż wy robicie na Litwie? nic nie słychać od waszych stron.»
Trzeci list:
«Szawle wzięte z małą stratą naszych, garnizon rozbrojony. Z Telsz odebrano zawiadomienie urzędowe, że miasto opanowali powstańcy. Z roskoszą ci donoszę, że wielka okazuje się ochota i zapał do powstania w naszych chłopach, na pierwsze słowo: «pójdziemy bić moskali,» wszystko co jest zdatne do broni, spieszy powiększać szeregi powstańców. Ze strony szlachty nie widać tego zapału. W Szawelskiém na 2,000 zgromadzonego ludu nie mają jak pięciu lub sześciu szlachty; brak dowodzących jest wielki; szawelskie powstanie ciągnie w pomoc rosieńskiemu, dla zabrania przybyłych z za Niemna moskali, którzy zajęli miasto; liczba ich dochodzi do 1,200, mają sześć dział; oddział ten, pod dowództwem pułkownika Bartoloméj, przysłany jest na uspokojenie powstania na Żmudzi. Czy wasz powiat nic nie myśli robić? O! Litwini, jakżeście niesłusznie sądzili się być wyższymi od Żmudzinów!»
Pan Sędzic pisał po otrzymaniu listu poprzedzającego, co następuje:
«Nasz powiat, złożony w części ze szlachty kurlandzkiéj przyjaznéj moskalom i mieszczący wiele magnatów lub przynajmniej chcących uchodzić za takich, znalazł się pod wpływem tych dwóch koteryj, i z tąd to pochodzi spóznienie powstania. Kilku dobrych patryotów miernego majątku i cała młodzież bez wyjątku, dawno są gotowymi; lecz magnaci i kurlandczycy psuli wszystko; wczoraj jednak młodzież zniecierpliwiona, wpadła w kilkadziesiąt koni do miasta powiatowego, gdzie nie było moskali, otoczyła domy urzędników i zmusiła pana marszałka powiatowego i innych, do podpisania i ogłoszenia aktu powstania[2]. Pan marszałek powiatowy przyjął prawie z musu dowództwo nad siłą zbrojną powiatu. Wypadek ten nie wiele wróży dobrego, bo ten człowiek pochodzący z kasty magnatów, nie daje dostatecznéj rękojmi swego patryotyzmu; ale nieszczęsne zaufanie w imiona chciało tego; jest to jeszcze choroba, którą odziedziczyliśmy po przodkach naszych, ażeby koniecznie jaśnie oświeceni lub jaśnie wielmożni byli na czele. Bez tego, nikogo ze szlachty z domu nie poruszysz. Rozpoczęło się formowanie. Nasz pan jaśnie wielmożny dowódzca, bierze na niezmiernie wielką skalę, począł on od wyboru sztabu i adjutantów, których jest już z piędziesięęiu. Magnatowi potrzeba dworu; formują kompanie frejszyców i szwadrony kawaleryi. Chłopi tutejsi idą za rozkazem, ale nie z ochotą; zdarzyło mi się być świadkiem ich poufałéj narady między sobą. Jeden powiadał: «dobrze że panowie powstają przeciw moskalom, jak ich wybijemy, będzie wszystkim lepiéj.» Lecz kilku mu odrzekło: «A co nam do tego co panowie robią, oni biją się dla siebie nie dla nas, a czy to Moskal czy Polak będzie panował, chłop będzie zawsze chłopem, a pan panem; my jak szliśmy na pańszczyznę, tak i pójdziemy.» Taka jest filozofia chłopów naszych co do wojny, i mnie się zdaje bardzo słuszna i sprawiedliwa; należałoby zainteresować chłopa, ażeby miał za co bić się. Lecz naszéj szlachcie o tém ani gadaj; podług niéj chłop powinien żyć i umierać dla niej samej, bo chłop jest to rzecz.»
List Żmudzina do Sędzica.
«Rosienie wzięliśmy; Bartoloméj uciekł na łeb i na szyję, i gdyby nie błaha rozterka dwóch naczelnych dowodzców, mógł być ścigany a może i pobity. Opiszę ci całą tę aferę. Od kilku dni oddziały powstania rosieńskiego, ściągały się pod miasto; szawelskie też przybyło. Siły powstańców razem wzięte, wynosić mogły do 5,000 ludzi pieszych lub konnych; dział żadnych nie mieli. Moskalów było, jak już ci powiedziałem dawniéj, 1,200 z sześciu działami. Rosieńskie powstanie zajmowało środek i lewe skrzydło, szawelskie było na prawém. Dnia 29 Marca o godzinie 9 z rana, powstańce w kolumnach ściśniętych posuwali się ku miastu, i pomimo ognia kartaczowego, szli w doskonałym porządku. Działa spędzone z pozycyi, zrejterowały do miasta. Tyraliery nieprzyjacielscy spędzeni przez naszych, ustępowali do miasta; gdy kolumny nasze dotknęły miasta, wszystko się rozsypało w tyraliery, i z za płotów i węgłów domów, raziło nieprzyjaciela; ten się zgromadził w jednę kolumną i zajął niewielkie wzgórze około ogrodu XX Dominikanów. Nasi celni strzelcy weszli do ogrodu i sami zakryci parkanem, strzelali najdaléj o 50 kroków; można sądzić że nie dano ani jednego pudła. Nie mogę przemilczeć odwagi i zimnéj krwi, z jaką się okazał jeden oddział konny powstania rosieńskiego pod dowództwem jednego mężnego, o którego nazwisku dowiedzieć się na prędce nie mogłem. W ten czas kiedy moskale skupieni w jeden punkt, sypali ogień na wszystkie strony, oddział ten kawaleryi zbliża się kłusem, i w największym porządku przed front nieprzyjaciela, i nie rozpoczyna ognia aż w ten czas, kiedy był tylko o sto kroków, a to dla tego, jak dowódzca powiadał później, że karabinki ich nie mogły sięgać na dalszą metę. Ogień strzelców z ogrodu, i tyle zimnéj determinacyi ze strony strzelców konnych, przymusiły Moskali opuścić obrane stanowisko; ruszyli tedy za miasto i zatrzymali się na jedném wzgórzu o pół mili. Tutaj dopiero pokazała się niedołężność wojska powstańców. Brak bębnów lub innych narzędzi sygnałowych dał się uczuć; cała bowiem ta gromada ludu mężnego, lecz niećwiczonego, raz rozsypana w mieście, nie mogła przyjść do porządku. Posuwała się ona wprawdzie za nieprzyjacielem, ale w nieładzie największym; powiedziałbyś że to stado owiec rozsypanych w obszerném polu; każdy strzelał, krzyczał, komenderował, a nikt nie chciał słuchać. Nieprzyjaciel sypał kartaczami ze wszystkich dział razem, szczęściem dla nas że źle strzelał; nie mieliśmy ani jednego trupa. Dowódzca nieprzyjacielski widząc ten nieład w powstańcach, miał zamiar, jak widać było z jego obrotów, kazać uderzyć swojéj kawaleryi, któréj miał 300 koni, na rozsypane wojsko; lecz oddział strzelców konnych, o którym wyżéj mówiłem, a który nie stracił szyku i po wyjściu z miasta ukazał mu się z boku. To zdecydowało Moskali iż opuścili stanowisko i poszli bez zatrzymania się już w stronę granicy pruskiéj. Cóż pozostawało czynić powstańcom, jeżeli nie iść za nimi w pogoń, i urywać z tyłu, lub też co było podobném do prawdy, napadłszy w przeprawie rzek których miał kilka do przebycia, pobić? Takie było ogólne zdanie złożonéj na prędce rady z kilku dowodzących powstaniem; ale wypadek nieprzewidziany zmienił ten plan. Pan naczelnik powstania szawelskiego, człowiek mężny w boju, ale nadęty i opryskliwy w pożyciu, dał się słyszeć w rozmowie, że miasto Rosienie winno swe oswobodzenie powstaniu szawelskiemu, i że bez niego, moskale nie byliby ustąpili. To obraziło dowódzcę rosieńskiego, który odpowiedział tamtemu nieprzyjemnie; ztąd kłótnia i rozdział dwóch powstań; szawelskie poszło do Szawel, a rosieńskie samo nie było dosyć liczne do ścigania nieprzyjaciela. Rosterka, jak widzisz, dwóch głupców, robi szkodę interesowi ogólnemu. Taki zaiste jest charakter naszéj szlachty, że osobistości biorą w niéj górę nad interesem ogólnym.»
Tenże do tegoż w dni kilka:
«Niepłonne są nasze zdania o magnatach. Słuchaj co mi piszą z Szawel: Pan Hrabia T., dawny kapitan służby francuzkiéj, dostał dowództwo nad oddziałem złożonym ze 2,000 saméj szlachty z okolic Lawdy[3], znanéj ze śmiałości i junakieryi. Posłany na granicę Kurlandyi, dla pilnowania téj strony powiatu i zrewoltowania jeżeli można Kurlandczyków, założył główną swoję kwaterę w miasteczku Janiszkach. Tam siedząc przez czas niejaki otoczył się dworem adjutantów i pochlebców, na których zdał zupełnie interesa służby, a sam grał tylko w karty. Trzeci dzień temu jeden oddział Moskali złożony z ośmiuset ludzi, zbliża się pod Janiszki, gdzie nie napotykając żadnych patrolów, ani żadnéj przedniéj straży, wpada na śpiących powstańców, morduje jednę część a innych zabiera do niewoli; sam pan hrabia dowodzący wpadł najpierwszy na konia i uciekł ze swoją switą. Z całego 2,000 oddziału, nie wyszło stu ludzi. Sądź, jakie to nieszczęście w samych początkach powstania, jak to może zniechęcić wszystkich! Stracono tyle walecznéj szlachty, ktora mogła oddać znaczne posługi krajowi, i stracono nie zabiwszy ani jednego Moskala. Ci którzy z tamtąd uszli, krzyczą na zdradę, przywodząc na dowód to, że pan hrabia T. w przejezdzie jakiejś pani generałowéj rosyjskiéj przez Janiszki, udającej się do Peterzburga, zatrzymał ją przez czas długi, przesiadywał ciągle u niéj, fetował, a kiedy wyjeżdzała, przepuszczał ją sam jeden aż do Mitawy, gdzie byli Moskale. Zdarzenie to, opowiadane jednosłownie przez wszystkich, rzuca wielkie pozory; należałoby aby rząd rewolucyjny zajął się indagacyą; ale że to pan hrabia, więc nic z tego zapewne nie będzie.»
Pan Sędzic do Żmudzina:
«Tak przyjacielu, zdradzają nas magnaci, jedni z namysłem i planem, inni przez niedołężność; opiszę ci dwa zdarzenia, z których sądzić będziesz o prawdziwości mego założenia. Wiesz że oddział Moskali złożony z 500 piechoty bez kawaleryi, z kilku działami i mnóstwem wozów napełnionych amunicyą, wyszły z Dyneburga pod dowództwem jenerała Szyrmana, krąży dziś po Litwie, nie mogąc się przedrzeć do armii pod Warszawą, dokąd zapewne prowadzi amunicyą.
«Powstanie naszego powiatu szło za nim krok w krok, szukając dogodnéj pozycyi do uderzenia. Gdy się ten oddział zwrócił był ku stronie Szawel, powstanie tego powiatu zniosło się z naszém i zrobiło plan do uderzenia, gdy będzie w mieście Szawlach. Dwa powstania otoczyły to miasto, nazajutrz atak ma być przypuszczony, gdy w tém w nocy przybiega do naszego naczelnego dowódzcy, dwóch magnatów pan C. i Z. z uwiadomieniem, iż ogromny korpus moskiewski ciągnie od strony Kowna ku Szawlom, i że nie jest dalszy jak o pół dnia marszu. Nasz dowódzca przestraszony tą wiadomością, téj saméj nocy opuszcza oblężenie i nieuwiadamiając o niczém powstania Szawelskiego, oddala się o mil 10, dając tym sposobem jenerałowi Szyrmanowi, możność wyjścia z Szawel, gdzie on mógł być zabrany. Późniéj pokazało się, że w owym czasie żaden oddział Moskali nie szedł od Kowna; więc sztuka panów C. i Z. udała się, ocalili Szyrmanowa[4]. Przestrach opuścił naszego dowódzcę, spokojność powróciła, a z nią i miękkosć życia. Udaliśmy się na leże do Przystowian, jednego z jego folwarków; tam idąc za przykładem pana dowódzcy, wszystko się oddało zabawom i uciechom, żadnéj służby, żadnych patrolów, ni pikiet, tak jak gdybyśmy byli w najgłębszym pokoju.
«Dzień był ciepły, całe prawie nasze wojsko idzie kąpać się do rzeki, aż w tém Moskale dawać poczynają ognia do kąpiących się. Skąd oni przyszli, jakim sposobem na nas wleźli, nic o tém dotąd niewiemy. Wystawić sobie możesz jakie to tam było zamieszanie, kaźdy uciekał gdzie mógł; szczęściem dla nas że kompania frejszyców, której dowódzca człek z tęgim charakterem, utrzymujący należyty porządek, była pod bronią; ta nas zasłoniła nieco, przeszkadzając Moskalom przejścia przez rzekę; lecz niezdolna odeprzeć siły kilka razy większéj, cofnęła się w porządku. Nasz naczelny dowódzca i reszta wojska za jego przykładem uciekła w największym nieładzie. Uciekaliśmy tak przez dzień cały, i dopiero ku wieczorowi gdy już byliśmy o 7 mil od miejsca tego, przyszło nam na myśl obejrzeć się czy goni kto za nami. Dowiedzieliśmy się późniéj, że Moskale nie gonili za nami jak milę, i kontenci z naszéj rozsypki poszli w przeciwną stronę ku Szawlom.»
Żmudzin do Sędzica:
«Odbieram w tym momencie z Telsz wiadomość następną: Powstanie Telszewskie atakowało w tych dniach miasteczko Połągę, do którego, jak emisaryusze przysłani z Warszawy powiadają, mają przypłynąć okręta francuzkie, naładowane bronią dla powstanców. Chłopi Telszewskiego powiatu odznaczają się odwagą i śmiałością. Trzy razy Połąga brana i odbierana została w ręku naszych. Chłopi dostrzegłszy w tym boju iż dowodząca nimi szlachta, w miejscu iść na czele, zostawała zawsze w tyle za chłopami; po wzięciu Połągi, złożyli sąd wojenny z pomiędzy siebie, i kilkudziesiąt panów oficerów ze szlachty roztrzelanych zostało. Bravo! Waleczny lud poczyna poznawać wartość swoję. Nasza szlachta przyjęła tę wiadomość ze zgrozą i przestrachem; była nawet propozycya aby posłano oddział powstania rosieńskiego na poskromienie tych dzielnych ludzi, których oni złośliwie buntownikami mianują.»
Sędzic do Żmudzina:
«Oddział instruktorów przysłanych dla ćwiczenia powstań na Litwie, przybył do Janowa; korpus znaczny polski pod dowództwem jenerała Giełguda przebył Niemen pod Giełgudyszkami. Trudno zgadnąć dla czego on wybrał to miejsce, gdyż miał inne daleko dogodniejsze. Mogłożby to być ażeby jenerał Giełgud uczynił to jedynie, aby brzmiało w uszach Litwinów: Giełgud pod Giełgudyszkami przeprawił się do Litwy. Ale znając próżność dziecinną naszych arystokratów, przypuścić to łatwo można. Oni zawsze gotowi opuścić najważniejsze korzyści, dla dogodzenia dumie własnéj.
«Za przybyciem wojska regularnego , nasi jaśnie wielmożni paniczowie powyłazili z kryjówek swoich, i zaciągają się do pułków regularnych, oni którzy nie chcieli słyszeć o powstaniu. Cóż to znaczy? Oto przybycie wojsk regularnych oznacza powodzenie się w Warszawie, czas więc złączyć się ze stroną biorącą górę. Jakaż to nikczemna spekulacya! Alboż powstanie nie téj saméj broniło sprawy? Taki patryotyzm godzien jest tylko naszych magnatów; ale zobaczysz wkrótce jak ci żydzi pochwytają stopnie i nagrody; pochlebstwa, związki, stosunki, jest to ich broń.»
List Wincenty do Żmudzina:
«Upadam pod ciężarem nieszczęść, straciłam trzech braci pod Wilnem, padli oni trupem obok mego drogiego Józefa; on też ugodzony dwoma kartaczami, stracił lewą rękę i praw ą nogę; nogę już amputowano, i z ręką toż samo będzie. Ja go na krok nie odstępuję, cierpienia jego są straszne, pomimo których jest on niespokojny o pana; nie ma godziny ażeby mi o nim nie mówił. Zaspokój nieszczęśliwego przyjaciela, donoszącmu o swojém zdrowiu i o obrotach wojska naszego. Moskale rządzą u nas; niespokojnam o los mego drogiego Józefa, bo wszystkich pozostałych od powstania zabierają, ale nie wydrą mi go barbarzyńcy chyba z życiem, zresztą liczę na jego kalectwo. Dyonizy wykupiony przez Józefa od rekructwa, nieodstępny jego towarzysz w walkach, padł od lancy moskiewskiéj, któréj ostrze miało przeszyć jego pana.»
Żmudzin do Sędzica.
«Nie potrzebuję ci tego powiadać ile nieszczęście twoje zadaje mi boleści. Pocieszaj się drogi przyjacielu myślą, że cierpisz za ojczyznę; rany i kalectwo poniesione w jéj obronie, są chlubne i przyjemne. Ja jestem zdrów zupełnie, kule mnie omijają, wojsko nasze rejteruje wprawdzie, ale jest nadzieja, że wybrawszy dogodną pozycyą, wydamy bitwę. Ściskam cię z duszy nieszczęśliwy przyjacielu.»
Oprócz tego listu, był inny do Wincentéj.
«Lękałem się donosić Józefowi o wszystkiém, przez wzgląd na jego położenie; pani mu to zakomonikujesz jak będzie w stanie wytrzymać podobne doniesienia. Wszystko stracone. Wojsko nasze czyli raczéj jego pozostała cząstka, jutro wchodzi do Prus; otoczeni jesteśmy przez moskali, niedołężność naszych dowodców a może i zdrada, jest sprawczynią tego. O drogi kraju! droga ojczyzno! dla czegom przeżył twoję niedolą!»
Tenże do Sędzica.
«Jesteśmy w Prusiech. Niegodziwy król pruski, ten który po wejściu Bartholoméj pułkownika, kiedyśmy go z Rosień wypędzili, opatrzył go w żywność i amunicyą, pozwalając przejść przez swój kraj przeszło mil trzydzieści, ażeby nam zaszedł z tyłu, pomimo przyrzeczonéj neutralności, dzisiaj nas trzyma jak swoich więźniów, otoczonych wojskiem i działami. Takie to jest słowo i zobowiązanie się ukoronowanych łotrów! Nie wiemy co się z nami daléj stanie. Nikczemny Giełgud odebrał acz późne nagrodę za swoje czyny; został zabity na ziemi pruskiéj przez pewnego Skulskiego, adjutanta 8° pułku piechoty liniowéj. Czemuż tego nie zrobiono przed, albo zaraz po Litwie pod Wilnem? w owym czasie śmierć jego użytekby nam zrobiła, a dzisiaj nic.»
Sędzic do Żmudzina.
«Wyleczyłem się z ran zupełnie, brakuje mi tylko lewéj ręki i prawéj nogi, którą zastąpiono szczudłem z drzewa. Moskale szanują moje kalectwo, otrzymałem zapewnienie na pismie, że mogę na zawsze pozostać w domu, i że nigdy o nic zaczepianym nie będę. Jutro mój ślub z Wincentą, rany moje zdały się powiększyć, i jeżeli to było podobieństwo, jej miłość. Anioł ten w ludzkiéj postaci zatrzymuje mnie przy życiu; bez niéj przy tylu boleściach ciała i duszy, pewnobym nie żył. Donoś co robicie w Prusiech, jakie macie projekta, i czy pozostaje cokolwiek nadziei? U nas wszystko kirem pokryte.»
Żmudzin do Sędzica.
«Ostatnia nadzieja sprawy naszéj upadła. Warszawa wzięta; wojsko w niéj byłe, weszło pod jenerałem Rybińskim do Prus i tam broń złożyło; inna jego część z jenerałem Ramorino, przeszła granicę Austryi i również rozbrojoną została. Rząd pruski komunikował wszystkim oficerom polskim dwa projekta, albo powracać do kraju na mocy amnestyi, albo brać paszporta do Francyi. Ja oświadczyłem się za wyjazdem do Francyi. O drogi Józefie! ty doświadczyłeś strasznych boleści, ale nie znasz téj, jaką sprawia dla duszy polaka opuszczenie rodzinnéj ziemi; tysiąc śmierci mniej jest straszne; ale i tu słodki balsam nadziei, być użytecznym ojczyźnie, osładza cierpienia. Opuszczając Prusy, wskażę ci drogę sekretną do komunikowania się ze mną, bo spodziewać się należy, że korespondencya przez pocztę zakazaną zostanie.»
Żmudzin do Sędzica.
«Odbierasz ten list drogą, którą ukrywać najstaranniéj powinieneś, jeżeli pragniesz nadal ze mną korespondować. Wróg nasz zamknął drzwi ojczyzny dla nieszczęśliwych jéj synów i rozsypał chmarę podłych dla szpiegowania ich w najskrytszych myślach i uczuciach. Ażeby uniknąć częstego przesyłania listów, będę ci tylko komunikował co miesiąc lub dwa dyaryusz moich obserwacyj. Lat sto za granicą będzie dla mnie wędrówką, bo ojczyzna tylko jest domem pokoju dla mojego serca; dusza moja jest w kraju, jest z wami, tutaj nędzne tylko ciało włóczy się pozbawione swego pierwiastku.
Przejeżdżamy przez Niemcy nazwane u nas powszechnie acz niesprawiedliwie wolnemi; piękna kraina, dobrze urządzona, przemysł wielki, sztuki i rzemiosła w wysokim stopniu, ale czy to warte mojéj Zmudzi? Nie. — Dusza moja napróżno wyszukuje w pejzażach tutejszych podobieństwa do owych okolic Dubissy, Wenty, Niewiaży, Niemna. Tu piękne, ale tam czarujące; tu sztuka, dziecko potrzeby, sili się nad wydobyciem z łona ziemi potrzebnéj żywności; tam natura sama obfita wydaje wszystko za najlżejszém przyłożeniem ręki. Charakter Niemców powolny, wyrozumiały, robi z nich ludzi najprzyjemniejszych; obyczaje słodkie, edukacya gruntowna, nie owa salonowa, z której się tak pyszniono w naszym kraju, lecz oparta na dokładnéj znajomości potrzeb i poruszeń serca i duszy człowieka, stanowi ich rzetelną wyższość.
Co tylko najszczersza przyjaźń i czułość mieć w sobie może delikatnego, oni nas wszystkich bez wyjątku tém otaczają; nieszczęście nasze wyciska im łzy rzetelne.
Nigdy żaden z ukoronowanych nie odebrał tyle honorów, bracia po długiém niewidzeniu się nie uściskali się czuléj jak oni nas ściskają. Ludność cała miast największych wychodzi na spotkanie nasze o trzy mile i więcéj; każdy mieszkaniec sądziłby się nieszczęśliwym, gdyby nie mógł mieć choć jednego Polaka w swoim domu.
Dumny Polaku zamykaj dobrze twoje podróżne pudełko, bo inaczej znajdziesz całą twą ubogą i zdartą garderobę i bieliznę, zamienioną na nową, bo inaczéj obaczysz się właścicielem kiesy srebra lub złota, którą hojność twego poczciwego gospodarza Niemca nie omieszka cię zaopatrzyć.
Dumny Polaku, nie kupuj nic w sklepach niemieckich, bo ci dadzą towar, a pieniędzy nie przyjmą.
Piękne i wszystko czułością przechodzące Niemki, nie pozwolą aby ich służące zajmowały się opatrywaniem potrzeb gościa; one same mają za honor służyć własnemi rękami nieszczęśliwemu wygnańcowi.
Krewki Polaku, strzeż się abyś nie upadł pod władzą tylu wdzięków i dobroci, i nie stał się niewdzięcznym zdradzając święte węzły małżeństwa.
Ludu polski, nie nazywaj odtąd psem każdego Niemca; odróżniaj zdradliwego Prusaka i głupiego Austryaka od Saxona, Bawarczyka i innych Niemców zbliżonych ku Renowi; oni umieli ocenić nasze poświęcenie, umieli czuć i płakać nad naszém nieszczęściem; oni złożyli na łono nasze przysięgę nienawiści ku wrogom naszym i strasznéj zemsty, na wszystkich ciemiężcach ludzkości; ich dłoń jest dzielna, ich wytrwałość w przedsiewzięciach znana jest światu — historya ich wojen jest rękojmią tego; są to bracia nasi. Oni ściskają teraz dłonie nasze rozbrojone, lecz przyjdzie dzień, i ten nie jest daleki, w którym bracia oręża pójdziem razem niszczyć zbutwiałe trony tyranów świata. O! dla czegoż nie wolno nam czekać tego szczęśliwego momentu na ziemi Niemców! Tyrani nasi używają całej swojéj przewagi na oddalenie nas z krajów niemieckich; bojaźliwość ich jest dobrą wróżbą — ale jakże się mylą w swoim złośliwym rachunku? Alboż Francuzi do których nas wypychają nie są bracią naszą odwieczną?
Jutro opuszczamy piękne i czułe Niemcy, a wjeżdżamy do pięknéj Francyi.






  1. Zabrany do niewoli w bitwie pod Ejnorajciami, umarł z nędzy i tyranii jaką nad nim domierzali moskale.
  2. Czyn historyczny.
  3. Okolicą nazywa się, wieś zamieszkała przez samą pojedynkową szlachtę. W Szawelskim powiecie jest jedna jego część zajmująca 20 mil kwadratowych najmniéj, zamieszkała przez taką szlachtę; mieści ona kilkanaście tysięcy familij szlacheckich w kilkuset wsiach. Szlachta ta zachowała zabytek dawniejszej niepodległości, jest niezmiernie burzliwa, śmiała i niespokojna; ma wiele odwagi i zręczności. Cały ten okrąg nazywa się Lawda.
  4. Ci dwaj panowie i innych nie mało, odegrywało rolę przyjaciół powstańców, i na nieszczęście posiadali ich zaufanie, bo to byli magnaci; ale w istocie byli to przyjaciele moskiewscy. Niech każdy z powstańców przypomni ile oni złego narobili powstańcom, ile dobrych zniweczyli projektów przez fałszywe alarmowanie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Gasztowt.