Strona:Pan Sędzic, 1839.pdf/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 90 —

przymusiły Moskali opuścić obrane stanowisko; ruszyli tedy za miasto i zatrzymali się na jedném wzgórzu o pół mili. Tutaj dopiero pokazała się niedołężność wojska powstańców. Brak bębnów lub innych narzędzi sygnałowych dał się uczuć; cała bowiem ta gromada ludu mężnego, lecz niećwiczonego, raz rozsypana w mieście, nie mogła przyjść do porządku. Posuwała się ona wprawdzie za nieprzyjacielem, ale w nieładzie największym; powiedziałbyś że to stado owiec rozsypanych w obszerném polu; każdy strzelał, krzyczał, komenderował, a nikt nie chciał słuchać. Nieprzyjaciel sypał kartaczami ze wszystkich dział razem, szczęściem dla nas że źle strzelał; nie mieliśmy ani jednego trupa. Dowódzca nieprzyjacielski widząc ten nieład w powstańcach, miał zamiar, jak widać było z jego obrotów, kazać uderzyć swojéj kawaleryi, któréj miał 300 koni, na rozsypane wojsko; lecz oddział strzelców konnych, o którym wyżéj mówiłem, a który nie stracił szyku i po wyjściu z miasta ukazał mu się z boku. To zdecydowało Moskali iż opuścili stanowisko i poszli bez zatrzymania się już w stronę granicy pruskiéj. Cóż pozostawało czynić powstańcom, jeżeli nie iść za nimi w pogoń, i urywać z tyłu, lub też co było podobném do prawdy, napadłszy w przeprawie rzek których miał kilka do przebycia, pobić? Takie było ogólne zdanie złożonéj na prędce rady z kilku dowodzących powstaniem; ale wypadek nieprzewidziany zmienił ten plan. Pan naczelnik powstania szawelskiego,