Jagusia sierotka

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Jagusia sierotka
Podtytuł Powiastka
Pochodzenie Skarbnica Milusińskich Nr 62
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Popularnej
Data wyd. 1932
Druk „RENOMA“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
SKARBNICA MILUSIŃSKICH
pod redakcją S. NYRTYCA.



E. KOROTYŃSKA
JAGUSIA SIEROTKA
BAJKA
z ilustracjami


WYDAWNICTWO KSIĘGARNI POPULARNEJ
w WARSZAWIE.

Druk. „RENOMA“ Warszawa, Karmelicka 17, tel. 243-78





Była sobie dawnemi, dawnemi czasy, kiedy to czarownice latały w powietrzu na miotłach, śliczna złotowłosa sierotka.
Ojciec umarł, gdy miała dopiero dwa lata, matka w rok po swym mężu poszła także do ziemi. Jagusia została sierotą.
Idzie nieraz w pole Jagusia i łezki ociera. Koszulina na niej podarta, nogi bose...
A nad nią takie cudne błękitne niebo i złociste promienie słońca.
Pod jej zbolałemi i pokłutemi od cierni i krzewów jeżyn nóżkami — przepiękne, woniejące kwiaty i szmaragdowe trawy...
I dziwiły się drzewa przydróżne i pachnących konwalij pęki, temu żalowi dziecka.
I pytały szmerem liści i płatkami kielichów: — Czego płacze?
Pewnego razu Jagusia przechodząc spostrzegła na kwiecie róży polnej ładnego niebieskiego motylka.
Pobiegła za nim, sądząc, że zaraz go złapie, ale wysiłki były nadaremne, motyl leciał corazto dalej i dalej.

Przebiegłszy kawałek trawnika, krzyknęła z podziwu.
Przed nią różowiło się pole, tak cudne, jakby haftowane i unosił się przepyszny zapach. Nachyliła się i zbierać poczęła poziomki.
Od tej pory Jagusia codziennie chodziła na poziomkową łąkę i zbierała smaczne jagódki.
Ale pewnego ranka, gdy jak zwykle napełniała koszyk poziomkami, poczuła silne uderzenie w głowę, że aż upadła na murawę z okrzykiem.
— A! mam cię nareszcie, złodziejko! — zawołał jakiś głos straszliwy. Zapłacisz mi za to, niegodziwa!
Była to wysoka, chuda, żółta, z pomarszczoną twarzą staruszka.
Oczy miała czerwone, nos jastrzębi, a z jej ust sterczały dwa długie i ostre zęby.
Związała jej ręce wtył, siedem razy owinęła rzemieniem przez pół, potem zawiesiła ją na miotle, powiedziała kilka słów zaklęcia, usiadła na niej i uniosła się w powietrze.
Zatrzymała się nareszcie jej prześladowczyni. Rzuciła ją na ziemię, w gęstwinie leśną, na wyspę Sycylję.
— Zjadłabym ciebie z największą chęcią — rzekła — ale jesteś za chuda. U mnie prędko utyjesz, nie stracisz nic na tem, jeśli poczekasz...
Stara widziała niechęć Jagusi do siebie, ludzie wogóle boją się zawsze tych, których krzywdzą.
Pewnego razu powiedziała:
— Weź ten koszyczek, idź do studni i zaczerp nim wody. Jeśli nie przyniesiesz w nim wody, zjem ciebie natychmiast.
Biedna Jagusia pobiegła czemprędzej, sądząc, że koszyczek jest zaczarowany i że czarownica chciała ją tylko nastraszyć.
Pogrążyła go w wodzie, ale woda wylatywała jak przez sito i ani marzyć, żeby ją donieść było można do domu.
— O, doloż moja, dolo! — zajęczała dziewczynka, — matko moja, matuś moja jedyna, czemuż mnie opuściła!
Czyjaś ręka, jak mgła jasna, jak kryształy przezrocza, dotknęła koszyczka i powiała pocałunkiem nad złotemi falami włosów Jagusi. Dziewczynka wyczuła obecność matki, z głuchym jękiem wskoczyła z siedzenia i chciała biedz za rozwiewającą się w powietrzu mglistą postacią.
Nie zdołała tego zrobić, bo dusza matki powróciła w zaświaty, skąd przyszła, ale spojrzawszy na koszyczek, stojący z wodą, zrozumiała, że pomoc dała jej najkochańsza istota i z radości okrzykiem pochwyciła koszyczek i zaniosła napełniony wodą przed zdumioną czarownicą.
Na drugi dzień ludożerka rzekła do Jagusi:
— Lecę do Afryki, a powrócę dopiero wieczorem.
Czy widzisz ten worek ze zbożem? Zrób tak, żebym powróciwszy z podróży znalazła chleb z niego upieczony! Jeśli tego nie spełnisz — zjem!
— Teraz jestem zgubiona! — krzyknęła Jagusia. — O, ja nieszczęśliwa! Matusiu! ratuj twoje biedne dziecko!
Wionęło coś w chacie, musnęło złote włosy dziewczęcia, zapachniało nieziemskim zapachem.
Woń róż i fijołków, narcyzów i konwalji zalały izbę całą, a głos, jak szmer strumyka zadźwięczał: — Nie bój się dziecino!

Kiedy czarownica powróciła do domu, zadziwiła się ogromnie, gdyż rozkaz jej został spełniony i postanowiła z nią skończyć, dając polecenie niemożliwe do wykonania.
Zawołała ją do siebie i rzekła:
— Dziecko moje, pójdziesz zaraz do mojej siostry, poprosisz ją o szkatułkę i przyniesiesz.
— Idź prosto przed siebie, dopóki nie dojdziesz do strumienia, który przecina pole. Przebędziesz go wbród i zaraz zobaczysz stary zamek za żelaznemi kratami. Tam mieszka siostra moja GRENUJLA...
Idź, spiesz się, moje dziecko!
— Dokąd panienka idzie? — zapytał ją jakiś cichy, łagodny głos.
Dziewczynka obejrzała się zdziwiona.
W powietrzu unosił się biały, jak śnieg gołąbek i wiejąc skrzydełkami leciał za dziewczątkiem.
— Idę do Grenujli, siostry mej pani, która jest czarownicą, mam przynieść jej szkatułkę.
— Nieszczęsna! — zawołała ptaszyna. — Wysłała cię ona na zatratę. Ani jeden człowiek nie wyszedł stamtąd żywcem. Ale dano mi z nieba rozkaz, żeby cię ratować. Posłuchaj więc dzieweczko:
Kiedy będziesz na brzegu strumienia, powiedz mu: Prześliczny strumieniu, pozwól mi przejść przez twe srebrzyste fale!
A teraz weź tę butelkę z oliwą, która stoi tutaj w krzaku malin, chleb, powróz i miotełkę.
Kiedy podejdziesz do wrót żelaznych zamku, nasmaruj oliwą zawiasy, a otworzą się same. Ogromny pies rzuci się na ciebie szczekając, rzuć mu chleb, a szczekać przestanie. Na podwórzu ujrzysz biedną kobietę, której czarownica każe warkoczami wyciągać wiadra ze studni. Daj jej powróz.
Idź do kuchni. Zobaczysz tam drugą kobietę, która językiem będzie czyściła komin. Daj jej miotełkę.
Potem wejdź do pokoju Grenujli, która śpi o tej porze. Szkatułka stoi na szafce, porwij ją i uciekaj, jak możesz najprędzej.
Jeśli mnie posłuchasz, nie zginiesz.
Jagusia podziękowała gołąbkowi za rady, wzięła oliwę, powróz, chleb i miotełkę i puściła się w drogę.
Doszedłszy do strumienia, powiedziała: — Piękny strumieniu, pozwól mi przebyć twe srebrzyste wody!
Nimfa strumienia odpowiedziała jej łaskawie:
— Przejdź, miła dzieweczko!
Wody rozstąpiły się i Jagusia przeszła, nie zamoczywszy nawet nóg w wodzie.
Kraty, nasmarowane oliwą, otwarły się natychmiast, pies umilkł i zaczął się łasić, gdy dostał bochenek chleba, obie kobiety z wdzięcznością przyjęły powróz i miotełkę i wtedy to nasza bohaterka weszła do sypialni czarownicy Grenujli.
Porwawszy z szafki szkatułkę, zaczęła, co sił starczyło uciekać, ale, gdy była już za drzwiami obudziła się Grenujla i zaczęła krzyczeć:
— Ej, kucharko, zabij tę złodziejkę!
— Tego nie zrobię! — odpowiedziała nieszczęsna ofiara czarownicy. — Ona mi dała miotełkę, a pani mi każe czyścić piec językiem.
— Ty, co wyciągasz wodę, złap tę złodziejkę i utop w studni!

— O nie, — odpowiedziała kobieta — ona mi podarowała powróz do wyciągania wody, a pani mi każe wyciągać wiadra warkoczami.
— Psie! pożryj ją!
— Nie, tego nie zrobię! — odpowiedział brytan. Ona obdarzyła mnie chlebem, a pani morzyła mnie głodem.
— Drzwi żelazne zamknijcie się!
— Tego nie zrobimy! — odpowiedziały wrota. — Ona nas posmarowała oliwą, a pani pozwalasz, żebyśmy rdzą były pokryte.
Jagusia biegła z całej siły, stanąwszy nad strumieniem znów poprosiła o przejście i znów ułatwiono jej to natychmiast.
Czarownica zaś przybiegłszy nad brzeg wody zawołała ze złością:
— Hej, ty brudny strumieniu, rozstąp się!
Strumień rozstąpił się, ale kiedy czarownica doszła do środka, uniosła się woda, zalała ją i utopiła.
Wróciwszy do domu, Jagusia oddała czarownicy szkatułkę.
— To jakaś czarodziejska sztuka! — pomyślała — ale potrafię swego dopiąć.
Tego wieczora kazała Jagusi spać z sobą w jednym pokoju.
— Zapamiętaj sobie to, co mówię — powiedziała dziewczynce. — W kurniku są trzy koguty: czerwony, biały i czarny.
Dziś w nocy, kiedy zapieje z nich który, musisz rozpoznać ich głosy i powiedzieć mi, który z nich zapiał. Jeśli nie zgadniesz — pożrę cię natychmiast.
— Teraz, to już napewno zginęłam! — zaszeptała do siebie Jagusia — Matusiu, ratuj mnie!
O północy zapiał kogut.
— Który z kogutów zapiał? — zapytała czarownica.
Jak wiew cichy, szepnęło jej coś do ucha.
— Czerwony! — zawołała z tryumfem Jagusia.
W tej chwili zapiał drugi kogut.
— Który kogut pieje? — zawołała czarownica.
Znów głos cichy zaszeptał.
— Czarny! — krzyknęła Jagusia.
O świcie zapiał znowu kogut.
— Który kogut zapiał? — spytała czarownica.
— Biały! — odpowiedziała dziewczynka.
— Wszystko jedno! Nic ci, oszustko, nie pomoże! — zawołała okrutna ludożerka — godzina twoja wybiła, musisz umrzeć!
Mówiąc to rzuciła się na Jagusię. Ale Jagusia była silną i młodą dziewczynką, przytem odznaczała się wielką zręcznością. Wydarła się ze szpon czarownicy i wyskoczyła przez okno do ogrodu.
Rozwścieczona czarownica rzuciła się za nią, aby ją dognać, ale zaczepiła się nogą o okno, upadła głową wdół i wybiła sobie dwa zęby, w których mieściła się jej moc i życie.
Pod oknem leżało już tylko martwe ciało starej ludożerki.
Uradowana Jagusia postanowiła wracać do domu.
Szła już bardzo długo, przebywała skaliste jakieś okolice, potem znów piękne kwieciem pokryte łąki, przechodziła przez rzeki i strumienie, aż zaszła nad olbrzymie, błękitem i zielenią mieniące się fale morskie.
Dziewczynce sen kleił powieki, opuściła śliczną główkę na piersi i usnęła.
Zajaśniał pierwszy promień słońca, gdy Jagusia ocknęła się ze snu.
Przetarła chabrowe oczęta i patrzy. Jest na drugiej już stronie, za morzem, jest już blisko swej biedniutkiej chateczki. Któż ją przeniósł? co się to z nią stało?
Spieszy, biegnie po ścieżce, którą zawsze chodziła i zdziwiona przygląda się dziwu.
Na tem miejscu, gdzie stała jej uboga chatynka, pałac jakiś wspaniały.
Jagusia stoi oczarowana i patrzy...
A tu z bramy pałacowego dziedzińca wysuwa się orszak rycerzy, a na czele ich przecudnej urody młodzieniec.
— Przyszłaś! przyszłaś, oczekiwana, ukochana dzieweczko, — mówi do niej, wyciągając ramiona, — czekałem cię lat tyle i oto jesteś!
I wprowadza ją do królewskich komnat, a muzyka gra weselnego marsza, a Jagusia w złociste przybrana szaty...

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.