Przejdź do zawartości

Grubasek

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Grubasek
Podtytuł Komedyjka w 1-ym akcie
Pochodzenie Księgozbiorek Dziecięcy Nr 48
Wydawca „Nowe Wydawnictwo”
Data wyd. 1929
Druk Zakłady Graficzne „Zjednoczeni Drukarze“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

KSIĘGOZBIOREK DZIECIĘCY.
E. KOROTYŃSKA.
GRUBASEK.
Komedyjka w 1-ym akcie.
NAKŁADEM „NOWEGO WYDAWNICTWA“
WARSZAWA UL. SIENNA 3.
Zakłady Graficzne „Zjednoczeni Drukarze“
Warszawa, ul. Elektoralna 15.






OSOBY.

Ludwiś lat 12.
Zbyszek   lat 13, nizki, tęgi chłopiec.
Kazia lat 11.
Elunia lat   8.


Rzecz dzieje się w mieście. Scena przedstawia pokój, w nim stół, krzesła, obrazy, etażerka, szafa, zegar ścienny.


AKT I.
SCENA 1.
Zbyszek sam, później Ludwiś.
Zbyszek (chodząc po pokoju).

A cóżto za dziwni ludzie ci moi nauczyciele (naśladuje ich głos): A ruszajże się prędzej. A mówże szybciej! Ubieraj się prędzej“! (zwykłym głosem). I tak ciągle i ciągle... Aż głowa od tego gderania pęka! Co ja mam, co ja mam z nimi!..
I gdybyto tylko oni!. Gdzietam! Primus w klasie, Zawadzki, wciąż mi to samo mówi: „A pisz prędzej“! „A jedz szybciej śniadanie“! „Ruszże się i zadzwoń“!
Czego chcą ci ludzie odemnie? Wszak nie jestem małem dzieciątkiem, żeby podskakiwać i w rączki klaskać... Siedzę poważnie, jak na 13-letniego chłopca przystało!..
Albo im kto dogodzi?.. Na Karolka wołają, żeby się nie kręcił, żeby siedział spokojnie, a jak ja siedzę poważnie i spokojne mam ruchy — to wołają, żebym był prędszy...
Czyż nie jestem prędki?.. Patrzajcie panowie i panie tu obecne, czym nie żwawy, co się zowie, chłopak!.. (zaczyna niby prędko chodzić, ale ledwie się rusza) (obracając się do widzów) A co? czyż nie jestem żywy i zgrabny?..

Ludwiś (wbiegając w podskokach).

Co? tyś może żywy i zgrabny? Ty, beczułka od węgierskiego wina... ślimako-żółw pełzający tygodniami w jednem miejscu... ty, ty...


Zbyszek (poważnie).

Zamilcz! żem zgrabny, mówi mi to codziennie duże lustro w naszej sali, żem żwawy, świadczy to, iż o godzinie 6-ej rano już jestem na nogach!.. A ty, krytykujący brata, powiedz o której wstajesz?

Ludwiś.

Wstaję, kiedy mnie budzą... i nie spóźniam się nigdy ani na śniadanie, ani do szkoły... Ty, braciszku, wstający o 6-ej rano, nie możesz tego o sobie powiedzieć... Czyż nie prawda?..

Zbyszek.

Zegary nasze w szkole za pośpiesznie biją godziny... Trzebaby i te instrumenty wyuczyć powagi...

Ludwiś.

O! że uczyć powagi potrafisz nawet zegary, wiem coś o tem... Wszak je cofasz, gdy twem zdaniem za pośpiesznie idą...

Zbyszek.

Nie lubię gdy wybijają godziny tak szybko, więc je stłumiam... A zresztą, co to przeszkadza, gdy się odrobinę spóźnię?.. I tak mam wyuczoną na każdy dzień lekcję.

Ludwiś.

Mylisz się, braciszku, nauczyciel mówi nieraz o takich rzeczach, których niema w książce...

Zbyszek (powoli).

A niech mówi... Mam czas jeszcze, całe życie przedemną, aby się wszystkiego nauczyć...

Ludwiś.

A przedewszystkiem oduczyć się powolności i spóźniania się do czynności...


Zbyszek.

Daj mi spokój!.. (odchodzi na bok)

Ludwiś (po chwili milczenia).

A pamiętaj, żebyś się dziś nie spóźnił na pogawędkę z naszym wychowawcą, na zakończenie mamy jakąś miłą posłyszeć nowinę...

Zbyszek.

O której godzinie, bo zapomniałem?..

Ludwiś.

O szóstej wieczorem...

Zbyszek.

O szóstej? A toż dopiero trzecia!..

Ludwiś.

Radzę ci, braciszku, nie spóźnij się, bo będziesz żałował... (Wychodzi)

SCENA 2.
Zbyszek sam, potem Kazia.


Zbyszek (chodząc).

Nie spóźniaj się, nie spóźniaj i tak wciąż w kółko! O trzeciej każą się już przygotowywać na szóstą!!! Cha, cha, cha! co oni o mnie myślą!.. (wchodzi Kazia)

Kazia.

Czego się śmiejesz, grubasku?

Zbyszek (obrażony)

Co za wyrażenie! Bardzo proszę! Nie jestem wcale grubaskiem. Figurę mam jak ulaną, nie jestem jak ty szkieletem...

Kazia.

No, no, bo powiem tatusiowi...


Zbyszek.

A ja powiem, że mnie nazywasz grubasem!..

Kazia.

Nie grubasem, ale grubaskiem...

Zbyszek.

Jedno i to samo...

Kazia.

Zawszeć to brzmi delikatniej...

Zbyszek.

Niech i tak będzie... Ale powiedz mi dlaczego mnie tak nazywacie? Czyliżem gruby? Mam tyle na sobie ciała, ile potrzeba... Figurę mam ładną, kształtną... I czego się tak śmiejesz? Może nieprawda?.. Przeciwnie: nie jestem gruby, ale chudnąc codzień bardziej, martwię się, że zanadto zeszczupleję...

Kazia (śmiejąc się).

Ty chudniesz? Ty! Ach, jakie to paradne! Wczoraj krawiec musiał poszerzać ci bluzkę...

Zbyszek.

Zupełnie zbyteczne! Właśnie od miesiąca schudłem o półtora łuta!..

Kazia.

Pokaż! pokaż! jak schudłeś, gdzie schudłeś, a uwierzę!..

Zbyszek.

O pół centymetra jestem w pasie szczuplejszy. Doprawdy, Kaziu, dawniej naprzykład bałbym się usiąść na tem wątłem drewnianem krześle, a dziś, patrz, siądę i rozeprę się jeszcze wygodnie... (siada i wraz ze złamanem krzesłem pada na posadzkę).

(Wpada Ludwiś i Elunia).


Ludwiś.

A to co znowu za zabawy w łamanie krzesła! Co ty wyprawiasz! Tatuś ciężko pracuje, a on rzuca krzesłami o podłogę...

Zbyszek (nie mogąc się podnieść).

Nie rzuca, ale ono mną rzuca o ziemię... Pomóżcież mi się podnieść!.. (Probuje wstać, ale tusza mu nie pozwala) Oj! oj! podnieście mnie! Takem się potłukł...

Kazia.

A widzisz, jakeś zgrabny i chudy!


Elunia.

Nie dokuczajcie Zbyszkowi... Pomóżcie mu się podnieść... (chce go podnieść, ale nie ma siły)

Ludwiś (dźwiga go wraz z Kazią).

A niechże cię! takiś ciężki!..

Zbyszek.

O półtora łuta lżejszy jestem niż przed miesiącem...

Ludwiś.

Na łuty siebie waży, jak cynamon!..

Kazia.

Wstawajże, cynamonie!..

Elunia.

Czyś się potłukł?


Zbyszek.

Nic mi się nie stało... Ale to krzesło musiało być złamane... Niepodobna przecie, żeby podemną mogło się załamać... Chudnę wciąż...

Ludwiś.

Ach! nie mów takich rzeczy!.. To śmieszne!.. Ot, wiesz co, ty, co tak powoli ubierasz się i ruszasz, weźmij się do zmiany ubrania... Już piąta!..

Zbyszek.

Chyba ze mnie żartujesz?! Godzina czasu przedemną, szkoła o sto kroków od naszego domu, a ten każe mi się na godzinę przed zebraniem ubierać...

Ludwiś.

Nie każę, ale proszę (podchodząc do niego). Bo widzisz, mój Zbychu, jabym tak bardzo chciał, żebyś był z nami dzisiaj...

Zbyszek.

A czyż mówię, że nie pójdę?

Ludwiś.

Wiem, że masz najlepsze chęci, ale...

Kazia (przerywa).

Ledwie się ruszasz!..

Zbyszek.

Kobiety nie powinny się wtrącać do mężczyzn...

Kazia.

Zwłaszcza, jak ty dorosłych...

Ludwiś.

Nie sprzeczajcie się, moi drodzy!.. A ty, Eluniu, przynieś nam szczotkę do ubrania... widzisz, jak się Zbyszek zakurzył...


Elunia.

Zaraz, zaraz! (wybiega)

Kazia.

Idź Ludwisiu, przygotuj sobie te programy na niedzielne przedstawienie... wszak miałeś je dziś oddać dyrektorowi, a ja pomogę Zbyszkowi oczyścić się trochę i ubrać... żeby się nie spóźnił.

Zbyszek.

Znowu o spóźnianiu się z mojej strony... Co wam do tego! Proszę was, zostawcie mnie samego... Kaziu, idź pobaw się z Elunią, sam tu sobie poradzę.

Kazia.

Ale czy poradzisz?


Zbyszek.

To nie należy do ciebie... nie twoja to sprawa... (wchodzi Elunia)

Elunia.

Masz Zbyszku szczotkę... Może cię oczyszczę... bo się spóźnisz!..

Zbyszek (zrywa się rozgniewany).

Znowu mam o spóźnianiu! Idźcie, idźcie stąd! bo z tej irytacji gotowem się rozchorować na dobre i nie pójść.

Kazia.

Nie gniewaj się, już idziemy...

(Wszyscy troje wychodzą).


SCENA 3.
Zbyszek sam, potem Ludwiś, Kazia i Elunia.
Zbyszek.

Mam czas! Pięć minut po 5-ej... to znaczy 55 minut! Zdążę! Stanowczo zdążę...
Najpierw trzeba zmienić kołnierzyk i krawat. Ten trochę przybrudny. (Podnosi się z krzesła i zwolna idzie do szafy z ubraniem) Kołnierzyk ten, ale który krawat? Zielony? Nie! różowy? Brr! Nie cierpię różowego! Czarny? Przeciem nie w żałobie... Żółty? Wszak nikomu ten kolor nie do twarzy!.. A może biały? Śmiać się będą, żem na wesele się wybrał... Który wybrać? Który?.. (siada z pudłem krawatów). (Uwaga.) Krawaty zrobić z kolorowej bibułki)
Aha! mam cię nareszcie! Ten pasiasty, będzie wspaniały! (zaczyna go przymierzać) Niestety! Niema gumki... co pocznę? chyba ten bronzowy... Chodź, kochanie, włożę dziś ciebie!.. (Wkłada kołnierzyk i krawat, za drzwiami pukanie i głos. Czyś gotów?)


Zbyszek.

Coo? Czym gotów? Mam 55 minut czasu!

Ludwiś (wbiega ubrany).

Jakie 55 minut? Kwadrans...

Zbyszek.

Przed chwilą była godzina bez 6-ciu minut!.. Czego mam się tak śpieszyć?.. I tak wynudzę się dosyć...

Kazia (wpada, a widząc Zbyszka kładącego krawat, woła:)

Zbyszku! co robisz! za 10 minut 6-ta!

Zbyszek.

Nie przeszkadzajcie mi! Bez was ubiorę się prędzej!

Ludwiś (patrząc na zegar lub zegarek).

Jak chcesz... już idę... zanim dojdę, to i czas będzie. Poczekamy na ciebie, jeśli dyrektor nasz na to pozwoli...


Zbyszek.

Ależ ja będę zaraz... dogonię cię napewno!..

Ludwiś.

Wątpię... ale do widzenia!

Zbyszek.

Do widzenia! (Ludwiś i Kazia wychodzą)

Zbyszek (wstaje i wyjmuje ubranie).

Jużem prawie gotów... Ile to ja mam jeszcze czasu?.. (patrzy na zegar) Gwałtu! już 6-ta! (chce prędko włożyć bluzkę ale w pośpiechu, niezdarnie, kładzie na lewą stronę, gniewa się na siebie i na bluzkę, ze złości wyrywa szarpnięciem guzik, wreszcie kładzie, zapina się jako tako i zaczyna szukać chustki do nosa)
Gdzież ta chustka? Czekajcie! Możem ją dziś zostawił w klasie... A to ci heca! A niechtam! Nikt nie wie, to i gniewać się za to nikt nie będzie. (Powoli kładzie chustkę do kieszeni, poczem dłuższy czas szuka rękawiczek i kapelusza, wreszcie gotów do drogi, przypomina, że ma wziąć z sobą książkę, aby ją oddać do szkolnej biblioteki)
Prawda! mam oddać „Podróże Janka“ do biblioteki! Przypominał mi dziś o tem nasz wychowawca! Dalej Zbyszku, maszeruj do etażerki! (szuka długo, wreszcie, znalazłszy, zaczyna ją w papier owijać)

Elunia (wsuwając główkę).

Zbyszku! już wpół do siódmej!

Zbyszek.

Co ty tam pleciesz! jeszcze 6-a. A mówiłem przecie, że się spóźnię o 10 minut (patrząc na zegar). Ten zegar niemożliwie się śpieszy...


Elunia.

Wczoraj był zegarmistrz i mówił, że doskonale idzie...

Zbyszek.

Co on tam wie! Mówię ci, że się śpieszy... A wiesz co mówią: „Kto się śpieszy, ten też grzeszy“. Aha! widzisz! Ja tam wolę wszystko robić z rozwagą i zastanowieniem...
I tobie to samo radzę...

Elunia.

Zbyszku, idź już, idź! Ludwiś mówił, że na tem stracisz, jeśli nie przyjdziesz...

Zbyszek.

Dobrze już, dobrze, idę... Ale powiedz mi, czego ty się do mnie wtrącasz? Czy ja pytam, dlaczego twoje lalki mają zdarte peruczki, czemu gospodarstwu twemu brak kilku filiżaneczek? Ja się nie wtrącam, to i ty daj mi spokój...
(Wychodzi nareszcie, ale na progu spotyka wracającego już ze szkoły Ludwisia, za nim biegnącą Kazię.)

Zbyszek.

Co to? nie było zebrania?..

Ludwiś.

Dlaczego miałoby nie być? Wszak 7-ma!

Zbyszek.

Cóżto? nie mogliście na mnie poczekać? Nie byłem w stanie wcześniej się wybrać... Ale mniejsza! Coście uradzili?..

Ludwiś.

Jutro o 6-ej rano jedziemy do Skolimowa...

Zbyszek.

Ach! to dobrze! Wstaję tak wcześnie...


Ludwiś.

Jadą tylko ci, co dziś przyszli i dostali bilety...

Zbyszek.

A! A! A! (zawstydzony usiada na krześle).

KONIEC.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.