Przejdź do zawartości

Żale Tassa (Byron, 1924)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Gordon Byron
Tytuł Żale Tassa
Pochodzenie Powieści poetyckie
Redaktor Andrzej Tretiak
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1924
Druk Druk W. L. Anczyc i Spółka w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. The Lament of Tasso
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ŻALE TASSA
»W Ferrarze przechowane są oryginalne rękopisy Jerozolimy Tassa i Wiernego Pasterza Guariniego, listy Tassa, list Tycjana do Ariosta, kałamarz i krzesło, także grób i dom tego ostatniego. Lecz ponieważ nieszczęście więcej zaciekawia potomnych, a współcześników mało lub wcale nie, cela, gdzie więziono Tassa w szpitalu św. Anny, przyciąga więcej skupionej uwagi, niż pomnik grobowy lub dom Ariosta; — przynajmniej tak było ze mną. Są tam dwa napisy, jeden na zewnętrznej bramie, drugi nad samą celą, niepotrzebnie zapraszające zwiedzających do podziwu i oburzenia. Ferrara bardzo podupadła i mało liczy mieszkańców; zamek dotąd stoi nienaruszony; widziałem w nim dziedziniec, na którym, według opowiadania Gibbona, ścięto Paryzynę i Hugona« (B).


I

Długie lata!... Na taką nieludzkość się skarży
Mdła postać i duch górny wychowańca Pieśni, —
Długie lata przemocy, zniewagi, potwarzy,
Wpieranego szaleństwa, niewolniczej cieśni,

I żrącego frasunku, raka mojej duszy;

Kiedy mi płuca górą powietrza pragnieniem,
A nienawistna krata ohydnej katuszy,
Psując słoneczny promień jadowitym cieniem,
Bez końca mordowaną źrenicę mi drażni

10 
Niepozbytym widokiem więzienia i kaźni;

Kiedy mi ciągle mara niesłuszności krwawa
We drzwiach wiecznie zawartych snując się najgrawa,
Gdzie żywność tylko wchodzi, którą żuję nudny
Tak dawno, żem już stracił niesmak jej odludny;[1]

15 
I jużem dzikich zwierząt przywykł żyć sposobem,

Niemy, samotny, tłocząc zbutwiałe rogoże,
Co są mojem posłaniem i podobno grobem.[2]
To wszystko dość mię zmogło, i do reszty zmoże.
Lecz wytrwam. Bo w rozpaczy nie ugiąłem czoła,

20 
I statecznie się z moim mocowałem skonem,

Sprawiłem sobie skrzydła, i nad ciasne koła
Jamy mojej uciekłem piórem nieścignionem:
I duch mój roztoczyłem w błoniach Palestyny,
Głosiłem boskie męże i niebieskie czyny,

25 
Na cześć Tego o świętej mówiąc wojny losach,

Tego, co był na ziemi, i co jest w niebiosach.
On mię sam krzepił w męstwie i dotąd posila.
Oby przyjął ofiarę moich smutków tyla,[3]
Jak dla mnie między ludźmi głosić trud był luby

30 
Solimskich wież zdobycie i spełnione śluby.[4]
II

Lecz i to mię opuszcza, — skończył się trud miły:[5]
Tylu lat nieodmienny przyjacielu stały!
Jeśli nie łzy ostatnie karty ci broczyły,
Wiesz, że zmartwienia jednej mi łzy nie wyrwały.[6]

35 
O ty młody mój tworze! duszy mojej dziécie,

Coś koło mnie igrało twojemi uśmiechy,
I na twój widok w słodkim trzymało zachwycie!
Znikłoś zbyt wcześnie, — znikły z tobą nie pociechy:
Ach na to rzewnie płaczę, jak na ostrość rany,[7]

40 
Na cios, który dokruszył trzciny nadłamanéj.

Znikłoś zbyt wcześnie! — Cóż mi zostało po tobie?
Jam bied moich nie skończył, — jak zniosę? co zrobię?
Nic nie wiem, — jeśli jedno we wrodzonej mocy
Własnego ducha mego nie znajdę pomocy.

45 
Walczyłem, — bom niewinien, ni dostępny złemu;

Oni mię zwą szaleńcem, obłąkańcem... czemu?
Ach Leonoro! na to nie rzeczesz Ty słowa?
było, zaiste, serca mego obłąkanie
Do szczytu, gdzie ty stałaś, śmiałe nieść kochanie,

50 
Lecz tym szałem rażona nie była mi głowa.[8]

Znałem mój błąd i czułem kary los zacięty[9]
Nie przeto mniej dotkliwie, żem cierpiał niezgięty.
To przestępstwo, żeś piękna, że ja oczy miałem,
Ten grzech płacę niezbożnym od ludzi rozdziałem;

55 
Lecz niechaj co chcą robią, niech się jak chcą srożą,

Tem bardziej twe obrazy w mem sercu rozmnożą.
Fortunna miłość, syta, stygnie na ostatku, —
Gardzeni są stałymi; to ich przeznaczenie,
Czuć w nędznem sercu wszystkie czucia, prócz niestatku,[10]

60 
I wszystkie żądze skupić, by karmić cierpienie,

Jak rzeki karmią morze śród wieczystych biegów;
Lecz ocean łez moich nie ma dna, ni brzegów.[11]

III

Nademną — słyszysz? — tłumny wrzask, okrzyki wściekłe
Dusz obłąkanych, smutnych mieszkańców więzienia,

65 
I słyszysz?! słyszysz?! chłosty i wycia przewlekłe,

I te pół wymawiane klątwy, złorzeczenia.
Dręczyciele, wścieklejsi niż ci, co w niewoli,
Tak się radzi pastwicie nad duszą schorzałą?
I bawiąc się katownią w nieludzkiej swywoli,

70 
Ćmicie resztę światełka, które im zostało.

Z tymi, z ich ofiarami, ja tu mieszkać muszę,
Śród tych dręczeń i wzdychań przeżyłem lat tyle;
Śród tych wzdychań i dręczeń dokonam me chwile;
Niech dokonam co prędzej, — skończę me katusze!

IV
75 
Cierpiałem! i stałością resztę mych dni wzmogłem;

Zapomniałem połowę, co zapomnieć mogłem;
Lecz żywy ból mię szarpie, — przecz mi los nie dany
Żebym mógł tak zapomnieć, jakem zapomniany!
Ja mam odpuścić ludziom, których mię gwałt mieści

80 
W tym okropnym szpitalu rozlicznych boleści?

Gdzie śmiech nie jest weselem, myśl nie jest uwagą,
Mowa jest nierozumem, i nie-ludźmi ludzie;
Gdzie krzyk tłumią przekleństwa, płacz śmierzy się plagą,[12]
Każdy wrzeszczy zamkniony w piekielnej swej budzie.[13]

85 
Bośmy tu zgromadzeni w osobne samoty,[14]

Tłum, a każdy w oddzielnej dręczony katuszy,
Ściany się rozlegają dzikiemi bełkoty;
Jeden drugiego słucha, żaden się nie wzruszy...
Żaden — ja tylko jeden; ach! ja się wzruszałem!

90 
Nieszczęsny, nie stworzony dla nich na wspólnika,

Ani miotany między chorobą i szałem!
Jaż zapomnę tym, których złość mię tu zamyka?
Którzy na mnie przed światem rzucili niesławy,
I zdrowego poznania przecząc mi użycia,

95 
W najpiękniejszym zawodzie zatruli dni życia,[15]

Malując mię jak przedmiot stronień i obawy?

Niechciałżebym wet za wet oddać im cierpienia,
Wzajem do łez tłumionych przyuczać ich żałość?
Smutek do spokojności, rozpacz do milczenia

100 
W razach, którym stoicka nie wydoła stałość? —[16]

Nie! — Wyższy, niżbym zemstą serce moje śmierzył,
Darowałem im krzywdy — i radbym już nie żył.
Tak jest! siostro Alfonsa! dla twej tylko doli[17]
Z piersi mych wypłakałem wszystko, co mię boli.

105 
Nie mieszka żal, gdzie twoje wdzięki zamieszkały;

Brat więzi, lecz go wielbię; — srogaś, lecz ja stały.[18]

V

Spojrzyj na wierną miłość, która nie rozpacza,
Lecz się niezgasłą wiecznie siłą swą otacza,
I kryje się w cichego serca mego mroku,

110 
Jak zgromadzony piorun mieszka w swym obłoku,

Chmurami i całunem zamknięty ruchomem,
Aż błyśnie i powietrzny bełt wyleci z gromem![19]
Tak na każde dotknięcie twojego nazwiska
Skróś przezemnie całego żywy ogień błyska,

115 
I wszystek świat na chwilę z przed oczu utracam,

Uciekają mi rzeczy — przechodzą, — powracam.[20]

Znałem mój stan, twój stopień; widziałem, niestety!
Że księżniczka kochanką nie jest dla poety;[21]
Wyniosłość nie władała miłości mej szałem:

120 
Nic o niej nie mówiłem nigdy, nie wzdychałem,

Smutek tylko tajemny i niewola miła[22]
Sama sobie dosytem i nagrodą była.
A jeślim kiedy wzrokiem wydał mą namiętność,
Ciężko mię twych karała oczu obojętność —

125 
Na ich nieczułość przecie wyrzekać nie śmiałem.

Byłaś dla mnie świętością, okrytą kryształem,
W kornem ci oddaleniu niosłem pokłon czoła,
Czciłem i całowałem błogi proch dokoła:
Nie przeto, żeś księżniczka, lecz że przed mem okiem

130 
Miłość ciebie odziała świetności urokiem.

Ubrała ci twarz w piękność i powabów mnóstwo,
Co straszy... ach! nie straszy, — zachwyca jak bóstwo;
A dziwną tę wspaniałość coś takiego słodzi,
Coś takiego, co wszelkie ponęty przechodzi.

135 
Nie wiem, jak twój genijusz doli włada mojéj —[23]

Przed tobą gwiazda moja uwięziona stoi, —
I chociażem pokochał tak niebacznie śmiały,
Choć mi drogo te zgubne ognie kosztowały,
Tyś mi zawsze najdroższa! — chętnie się zagrzebię,

140 
Czuję się zdolnym cierpieć w tym lochu dla ciebie.

Prawdziwa miłość, która kuła me kajdany,
Ujęła mi połowę okrutnej ich wagi,
A do dźwigania reszty, mimo srogość rany,
Sama mi użyczyła statku i odwagi.

145 
I serce przywiązała do ciebie tak ściśle,

Że o wykwintnych moich męczarniach nie myślę.[24]

VI

Cóż za dziw?! — Już w kolebce czary potężnemi
Upoiła mię miłość, tchnęła swe pieszczoty,
I wmieszała we wszystko, com widział na ziemi;

150 
Z niemych tworów działałem czci mojej przedmioty,[25]

Raj tworzyłem w odległych skałach i zieleniach,
Albo, śród lasów leżąc, w powiewnych drzew cieniach,
Nieliczone godziny drzemałem swobodnie,
Choć nieraz mi te wczasy karcono niegodnie;

155 
Mędrcowie, śnieżne głowy wstrząsając nademną,

Niedoli mojej przyszłość wróżyli mi ciemną:
Błędny dzieciuch — mówili — na swą zgubę roście,
I jedyne lekarstwo znajdowali w chłoście.
Bili, a jam nie płakał, tylko śród narowu

160 
Kląłem im w głębi duszy; i w puszcze codzienne

Biegłem samotnie płakać i marzyłem znowu
Snujące się dokoła widzenia bezsenne.[26]
Gdy mi się z lat mych wiosną pierś nagle poruszy[27]
Jakąś nieznaną wrzawą i najsłodszem drżeniem,

165 
Jedna mi żądza z całej wybuchnęła duszy,

Ciemna wprzód i przelotna — aż dziwnem zdarzeniem
Ujrzę, com szukał: — Ciebie!... ujrzałem zdumiały,
Natychmiast całe moje wionęło jestestwo,[28]
Pochłonęło się w twojem, — świat mi zniknął cały,

170 
Dla ciebie cała ziemia poszła mi w nicestwo.
VII

Zawszem lubił samotność — lecz mogłemże wróżyć,
Abym miał w tym szpitalu lata me położyć,
Odłączony od związku żyjących na ziemi,
Prócz warjatów i którzy pastwią się nad niemi;[29]

175 
Ja ich brat? w tyloletniej widziano-li probie[30]

Myśl moją mi podobną, skażoną w swym grobie?
Widział kto nie dziwactwa, słyszał kto nie krzyki?...
Rozbit, rzucony falą na skały bok dziki,
Mniej podobno odemnie cierpi w skonu bramie:[31]

180 
Cały świat ma przed okiem, — mój cały w tej jamie,

W tej jamie ledwie szerszej od zimnego dołu,
Gdzie pogrzebię me krzywdy i skargi pospołu.[32]
On, ginąc pod wolnego powietrza obłokiem,
Może niebu wyrzucać konającem okiem; —

185 
Ja na takie wymówki nie wzniosę źrenicy,

I niebo mam zamknięte sklepem mej ciemnicy.

VIII

Lecz już niekiedy czuję, że mój umysł kona,
Sam widzę, jak ustaje, — przed zgasłemi oczy
Błyska mi wzdłuż więzienia niezwyczajna łona,[33]

190 
I jakiś duch okrutny, stawiając w poboczy,

Trapi mię groźbą, męką i trwogą ustawną,
Nieznaną może ludziom zdrowym i swobodnym,
Ale okropną temu, co cierpi tak dawno
Ucisk, nędzę, gorączkę w tym lochu niegodnym.

195 
Z ludzi — myślałem dotąd — cierpień moich wina;

Lecz się i biesy z nimi przeciw mię zmówiły —
Ziemia mię opuściła, — niebo zapomina, —
Nacierają mię wkoło napastnicze siły,
I widząc bez opieki, odnoszą zwycięstwa

200 
Nad zmęczoną istotą, co walczy bez męstwa.

I zacóż, jak stał w harcie, duszę doświadczaną[34]
Morduję w tej czeluści do zawarcia powiek? —
Żem kochał to, co kochać nie było mi dano?[35]
Co więcej, lub mniej może, niźli ja, niż człowiek.

IX
205 
Byłem tkliwy, — minęło: — ból mój stępiał z laty —

Inaczej, jużbym głowę rozbił o te kraty,
Kiedy w nich słońce światłem drażniło mię miłem...
Jeśli cierpliwie wszystko znoszę i znosiłem,
Com wyraził, i więcej, na co mi słów mało,

210 
To tylko, że dni moich rwać mi się nie chciało,

I samobójstwem wieńczyć potwarców mych chęci,
Których mię podłe kłamstwa wparły do więzienia:
Nie chciałem piętnem hańby kazić mej pamięci
I błagać dla smutnego litości imienia,

215 
Potwierdzając tym czynem fałsze ich bezczelne.

Nie! próżno! — imię moje będzie nieśmiertelne!
Późną świątynię zrobię z obecnej mej budy,
Którą dalekie dla mnie zwiedzać będą ludy.
I kiedy ty, Ferraro, w ruinach zagrzebana,[36]

220 
Przestaniesz być mieszkaniem udzielnego pana,

Ujrzysz smutny upadek nieludzkich twych dachów,[37]
A obcy się zadziwią nad dolą twych gmachów —
Wieniec poety będzie twą ozdobą całą
I więzienie poety najdalszą twą chwałą.

225 
A ty, o Leonoro! coś się rumieniła,

Że mniejszemu niż władcy mogłaś zostać miła,
Pójdź, mów bratu, że umysł niczem nie zepsuty:[38]
Żalem, laty, ciężarem niesłusznej pokuty,
Walczący z swą przepaścią, co się nie otwiera,

230 
I z podłem obłąkaniem, które mi on wpiera,

Zawsze cię kocha. Powiedz — że kiedy te wieże
I ten zamek, co jego chwil rozkosznych strzeże,
Bezludny, opuszczony w nikczemnym śnie legnie,
Kiedy stąd uczta, świetność, wesołość odbiegnie,

235 
Ten — ten jedynie zakąt cześć wieczna poświęci...

Wtenczas ty — gdy już wszystko, czem uroda nęci,
Czem cię wielkość obleka, czary swe uroni —
Weźmiesz połowę lauru, co mój grób osłoni.
Żadna śmierć wtedy imion naszych nie rozdzieli:

240 
Jak żywi mi cię z piersi wydrzeć nie umieli,

Tak, Leonoro! nieba w tym samym tarasie[39]
Połączą nas na zawsze. Niestety! — po czasie.









  1. w. 14. niesmak jej odludny — niesmak potraw spożywanych w osamotnieniu.
  2. w. 17. posłaniem — w oryg. lair, leżem (dzikiego zwierza).
  3. w. 28—30. Zmiana w treści oryg.: »Abym przez moje cierpienia mógł być zbawiony, zużyłem czas mej pokuty [osadzenia w szpitalu dla obłąkanych] na opowieść o zdobyciu Jerozolimy«. Historycznie Byron myli się, gdyż Jerozolima wyzwolona została napisana w całości przed osadzeniem Tassa w szpitalu.
  4. w. 30. Solimskie wieże — Jerozolima. Naturalnie aluzja do poematu Tassa Jerozolima wyzwolona.
  5. w. 31. skończył się trud miły — Żale Tassa przedstawiają zatem niejako chwilę, kiedy po ukończeniu pracy nad epopeją uczuwa pewien brak celu życia; — uczucie znane wszystkim twórcom, którzy przywiązali się do swojego przez szereg lat tworzonego dzieła.
  6. w. 34. zmartwienia — cierpienia, wywołane pobytem w więzieniu.
  7. w. 39. na to płaczę — z tego powodu płaczę.
  8. w. 50. lecz tym szałem rażona nie była mi głowa — zdawałem sobie dobrze sprawę z szalonych uczuć mojego serca.
  9. w. 51 i 52. czułem.... żem cierpiał — w oryg. czas teraźniejszy.
  10. w. 59. W oryg.: »aby rozpadły się wszystkie inne uczucia, prócz tego jednego (miłości), a wszystkie namiętności zlały się w tę jedną«.
  11. w. 62. ocean łez — w oryg. tylko: »mój«, t.j. ocean miłości.
  12. w. 83. płacz śmierzy się plagą... — Dozorcy biją płaczących i narzekających szaleńców.
  13. w. 84. W oryg.: »każdy jest dręczony w swojem osobnem piekle«.
  14. w. 85. samota — samotnia, samotna cela; w oryg.: solitude samotność.
  15. w. 95. w najpiękniejszym zawodzie — w chwili najpiękniejszego rozwoju talentu.
  16. w. 100. stoicka stałość — Szkoła filozoficzna stoików, założona w IV wieku przed Chr. przez Zenona z Kition, nazwana od miejsca, gdzie początkowo nauczał, t. j. od Stoa poikile, czyli malowany krużganek (portyk otaczający rynek ateński). Nauczała, że ideałem życia jest wyrobić w sobie hart do znoszenia przeciwności i pewną obojętność na szczęśliwe zrządzenia losu.
  17. w. 103. siostra Alfonsa — Leonora d’Este. Alfons d’Este (1533—1597), książę Ferrary, był jednym z mecenasów włoskiego Odrodzenia; na jego dworze, prócz Tassa, bawiło wielu innych humanistów włoskich.
  18. w. 106 Oryg.: »Brat twój mnie nienawidzi, — ja go nie mogę niecierpieć; ty się nie litujesz, — ja cię porzucić nie mogę«.
  19. w. 112. bełt — strzała.
  20. w. 116. uciekają mi rzeczy — tracę na chwilę przytomność i widok otaczających mnie rzeczy; powracam — domyślnie: do zmysłów.
  21. w. 118. księżniczka kochanką nie jest — nie może być przedmiotem miłości poety.
  22. w. 121. Smutek tylko tajemny i niewola miła — dodatek tłumacza, który nie wiedział, jak oddać powiedzenie Byrona: »było to coś wystarczającego samemu sobie, swoją własną nagrodą«.
  23. w. 135. genjusz — dobry duch (pierwotne znaczenie tego wyrazu).
  24. w. 146. wykwintnych — wymyślnych.
  25. w. 150. z niemych tworów — z przedmiotów nie ożywionych życiem ludzkiem, a więc z kwiatów, skał i t. d. Tasso kochał naturę więcej niż ludzi.
  26. w. 162. bezsenne — marzenia na jawie.
  27. w. 163. Gdy mi się i t. d. — Połączenie zdań na wzór klasycznej łaciny; zamiast: Aż nagle z lat mych wiosną i t. d.
  28. w. 168. wionęło jestestwo — rozpłynęło się moje poczucie własnej osoby.
  29. w. 174. prócz warjatów i którzy — i tych, którzy...
  30. w. 175 i n. Treść tego zdania: »Nikt nie widział przez tyle lat mego więzienia duszy mojej zepsutej (zmienionej), nakształt ich duszy, na swój własny grób«.
  31. w. 179. w skonu bramie — dodatek tłumacza.
  32. w. 182 dodatek tłumacza.
  33. w. 189. łona — Wyraz używany jeszcze wtedy na: »łuna«.
  34. w. 201. jak stał w harcie — jak stał, gdy ją hartują, czynią giętką odbierają jej kruchość.
  35. w. 203 i n. Sens według oryg.: »żem kochał to, co zobaczyć i nie kochać było czemś więcej lub czemś mniej, niż ludzkiem, niż na moje siły«.
  36. w. 219. w ruinach — wymawiano wtedy jako wyraz dwuzgłoskowy.
  37. w. 221. nieludzkich — w oryg.: unpeopled, osamotnionych.
  38. w. 227 i n. W oryg.: »Umysł, niezepsuty tą plamą, którą on chce na mnie rzucić, z pośród długotrwałej zarazy tej jamy, jak moja cela, gdzie dusza gnije razem z całą tą otchłanią, — uwielbia ciebie«.
  39. w. 241. w tym samym tarasie — niefortunny dodatek tłumacza; być może pod wpływem Boskiej Komedji Dantego.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Gordon Byron i tłumacza: Anonimowy.