Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ujrzysz smutny upadek nieludzkich twych dachów,[1]
A obcy się zadziwią nad dolą twych gmachów —
Wieniec poety będzie twą ozdobą całą
I więzienie poety najdalszą twą chwałą.

225 
A ty, o Leonoro! coś się rumieniła,

Że mniejszemu niż władcy mogłaś zostać miła,
Pójdź, mów bratu, że umysł niczem nie zepsuty:[2]
Żalem, laty, ciężarem niesłusznej pokuty,
Walczący z swą przepaścią, co się nie otwiera,

230 
I z podłem obłąkaniem, które mi on wpiera,

Zawsze cię kocha. Powiedz — że kiedy te wieże
I ten zamek, co jego chwil rozkosznych strzeże,
Bezludny, opuszczony w nikczemnym śnie legnie,
Kiedy stąd uczta, świetność, wesołość odbiegnie,

235 
Ten — ten jedynie zakąt cześć wieczna poświęci...

Wtenczas ty — gdy już wszystko, czem uroda nęci,
Czem cię wielkość obleka, czary swe uroni —
Weźmiesz połowę lauru, co mój grób osłoni.
Żadna śmierć wtedy imion naszych nie rozdzieli:

240 
Jak żywi mi cię z piersi wydrzeć nie umieli,

Tak, Leonoro! nieba w tym samym tarasie[3]
Połączą nas na zawsze. Niestety! — po czasie.






  1. w. 221. nieludzkich — w oryg.: unpeopled, osamotnionych.
  2. w. 227 i n. W oryg.: »Umysł, niezepsuty tą plamą, którą on chce na mnie rzucić, z pośród długotrwałej zarazy tej jamy, jak moja cela, gdzie dusza gnije razem z całą tą otchłanią, — uwielbia ciebie«.
  3. w. 241. w tym samym tarasie — niefortunny dodatek tłumacza; być może pod wpływem Boskiej Komedji Dantego.