Z ust ludu/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Mátyás
Tytuł Z ust ludu
Wydawca Księgarnia K. Bartoszewicza
Data wyd. 1885
Druk Drukarnia A. Koziańskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


Z UST LUDU


podał


KAROL MÁTYÁS,
słuchacz praw na Uniw. Jagiell. w Krakowie.




Odbitka z Przeglądu literacko-artystycznego.




KRAKÓW.
Nakładem księgarni K. Bartoszewicza.
W drukami A. Koziańskiego ul. Szewska, 21.
1885.






Z UST LUDU.
Podał
Karol Mátyás,
słuchacz praw na Uniw. Jagiel. w Krakowie.

Pod tym tytułem podaję poniżej opisy 3 najważniejszych obrzędów w życiu naszego ludu, bogatych w ciekawe zwyczaje i ceremonie, dochowywane wiernie i ściśle jak przykazanie. Zwyczaje te i ceremonie, jak powiedziałem, wogóle bardzo są ciekawe z powodu swego symbolicznego znaczenia, dla umiejętnego zaś badacza mają często niezmierną wagę z powodu swej starożytności. Umysł bystrego badacza dostrzeże bowiem w niejednym zwyczaju, zachowywanym bądź w czasie wesela, bądź chrzcin lub pogrzebu, dawny, nieraz bardzo dawny, jeszcze pogański pierwiastek, który częstokroć pod wpływem zmiany pojęć, mianowicie «pod naciskiem kościelno-łacińskiej cywilizacyi Zachodu»[1], mięszał się i zlewał z żywiołami nowymi i obcymi, często zacierając się do niepoznania, niekiedy niknąc zupełnie. Ztąd wiele obrzędów i zwyczajów u naszego ludu występuje w bladem świetle, ztąd często tylko jakby ślad pogańskiego ducha błyśnie przed nami, ztąd np. podczas wesela w niektórych ziemiach (w Lubelskiem)[2] obok imion Boga, Jezusa i Najśw. Panny słychać w pieśniach inwokacyą bóstwa sławiańskiego Łada. W obrzędach ludu zamieszkującego wieś Zawadę w obwodzie Nowosądeckim, z której właśnie owe 3 opisy pochodzą, mniej niż gdzieindziej widzimy śladów odległej starożytności, jednakowoż i tu spotykamy się z niejedną ceremonią piękną i pochodzącą z dawnych czasów.
Następujące opisy wesela, chrzcin i pogrzebu, które dosłownie z ust wieśniaka przelałem na papier, umieszczam w porządku, w jakim owe ważne chwile w ognisku domowém i rodzinnem po sobie idą. Wieśniak, który mi o tem wszystkiem opowiadał, nazywa się Jan Borek, jest chałupnikiem w Zawadzie, posiadającym obok chaty parę morgów gruntu. Wykształceńszy od innych, skończył bowiem 4 klasy normalne w Nowym Sączu, uczy dzieci wiejskie czytać i pisać; mając bystry umysł i pamięć dobrą umie dużo śpiewek, anegdot i powiastek; wesoły, wymowny i dowcipny, na każdem prawie weselu rej wodzi, trzydzieści i kilka lat liczy, a był już na 41 weselach, z tych zaś na 6 za starostę, a na 10 za starszego drużbę. Chrzciny także niejedne widział, na pogrzebie zaś dzierży rolę exhortatora tj. przemawiającego do zgromadzonych[3] w imieniu nieboszczyka przy opuszczaniu z trumną[3] chaty. Borek też w opisie pogrzebu wspomina, że drugą cześć exorty, która,[3] jak mówię niżej, jest streszczeniem drukowanej przemowy, sam z własnej głowy ułożył. Mając to na uwadze pojmiemy, jak opisy z ust takiego wieśniaka czerpane są ważne i cenne. Borek w swém opowiadaniu jest szczery, prawdomowny i dokładny, powiedziałbym nawet drobiazgowy; że nie jest wyczerpującym pojąć łatwo, gdy się uważy, jak trudno jest w opowiadaniu ustném nieprzepomnieć jakiego szczegółu, trzebaby bowiem nietylko bystrego umysłu i dobrej pamięci, lecz także przygotowania, żeby i lada drobnostki w opisie zaznaczyć. Zresztą chodziło mi tu także o drugą stronę medalu, która w etnografii równie jest ważną, jak pierwsza, tj. o stronę dyalektyczną. Postępując zgodnie z przepisami komisyi ling. naszej Akademii Umiej. starałem się wszystko, co słyszałem, dosłownie zapisać, oddając nawet brzmienia mowy ludowéj w znakach przez tę komisyą przyjętych. Że podobne odfotografowanie mowy ludowej, mające ściśle umiejętne znaczenie, nie byłoby stosowne do umieszczenia w Przeglądzie, jako piśmie przeznaczonem w każdym razie dla szerszej publiczności, przeto mniej ważne, a utrudniające zrozumienie rzeczy, znaki dyalektologiczne usunąłem zupełnie z podanych niżej opisów. Ta druga strona medalu, o której mowa, niewiele na tem ucierpi.
Co się tyczy mowy tutejszego ludu i znaków na oznaczenie jej przezemnie przyjętych winienem poświęcić jeszcze słów kilka. Otóż mowa Zawadziaków blisko, bo tylko o pół mili mieszkających od miasta Nowego Sącza, wogole dosyć jest czystą, czystszą od mowy niedalekich górali. Brzmienia nosowe nie występują tu tak często, chociaż nieraz dają się słyszeć, lecz przygłos przed samogłoskami «o» i «u» nietylko na początku, ale i w środku wyrazu prawie zawsze daje się słyszeć. Oznaczony przezemnie głoską u mniejsze (petit), wymawia się wargami okrągło i powiewnie. Głoskę «ł» wymawiają tu, jak w ogóle, wargowo, nie było więc potrzeby zastępować ją innym znakiem. W wyrazach: światło, świci, itp., w których gł. «w» przechodzi w wargowe brzmienie, oznaczam tak samo przez u mniejsze, a więc np. śuatło, śuyci[3] itd. Dodać muszę, że przygłos przed samogłoskami „o“ i „u“ nie zawsze[3] jest jednaki, często jest lekkim tylko przygłosem zaokrąglającym wargowe brzmienie samogłoski, czasem zaś przechodzi w mocniejsze, otwartsze wargowe brzmienie jakby ł wargowe, które brzmi jak „u“ razem wymówione z następującą samogłoską. Pierwszy przygłos lekki jest jakby grecki spirytus asper i znak ten najlepiejby wyrażał to zaokrąglające brzmienie, tu jednak dla kilku przyczyn byłby nieodpowiedni, wolałem więc trzymać się w tym względzie jednostajnego oznaczania a umiejętną fotografją połączoną z naukową rozprawą zachować na później.
Mowa Borka nie może nam jednak za wzór gwary tutejszego ludu posłużyć. Borek skończywszy 4 klasy normalne, umiejąc czytać i pisać, ucząc nadto dzieci wiejskie, w mowie swej używa niejednokrotnie form i zwrotów czystszych, gramatycznych, obok których znajdują miejsce formy gwary ludowej, tak że nieraz nadarzy nam się słyszeć jeden i ten sam wyraz w odpowiedném miejscu tak i tak wymówiony. Z tem wszystkiem karykaturą jej wcale nie jest, a każdy łatwo odłączywszy z niej przymieszkę, wytworzy sobie dość jasny obraz gwary tutejszego ludu.





I.
WESELE.

Na weselu jes, jak bogatse wesele, choć kiej dwudziestu starostów ji kázdy ze zonom swoją. Jez ik tagze uośmiu, a jak bidniejse wesele, to ji sześci ji trzech. Jak nájbidniejse wesele, to choćby nie bóło druzbów, to musi być przynájmni dwoch starostów — zawdy musi być dwóch, bo uoni są śuadkami, ze jako bóło wesele. Jagby sie kiedy stadło rozesło, to uoni zaśuadcą, ze jako bóło wesele, bo ta ksiądz wszyćko mają zapisane w metryce. Starsá druscka má być jedna, jeden starsy druzba, ten sám, chtóry na weselu prosi, jeden starosta ji jedna starościna nástarsá.
Naprzód jidą uopowiedzi przez trzy niedziele. Jak drugą uopowiédź ksiądz wymuówi, to w trzeciem tyźniu prosą te druzby na wesele gości, starostów i druscki ji druzby. Jez ik dwoch, ale to takich wybirają na druzbów, co są krzyźwi, co sie nie uopiją. Jak nima drugiego druzby, to sám pán mody jidzie prosić. Naprzód idą do starostów, a jak mają córke abo syna zdatnego na druzbe, to sie prosi uo nie. Jak uojcowie mówią, ze nima kogo w domu uostawić, to se przynájmą kogo, a ci jidą na wesele. A potem idą porządkiem do wszystkich gości.
Jag idą prosić na wesele, dzie skázane mają, to mówią nápirwy:[4]
«Niek bedzie pokwálony!» a uoni mu uodpowiadają: «Na wieki»; potem dopiro mówią:
«Prosi pán uociec, pani matka, panna młodá s panem młodem «na to wesele,

«co sie ściele przez trzy niedziele,
«byście byli mowni, niewymowni,
«temu stádłu dopomogli,
«na przysłą środe do kościoła bozego przyuozdobić mogli,
«jako sám Pániezus przyuozdobiuł niebo gwiázdami, góry lassami,
«powietrze ptákami, wody rybami, ziemię kwiátami,
«aby my mogli przyuozdobić do kościoła bozego
«ji do stou Pietra śuentego cyli do aktu Sakramentu śuentego,
«bo ci modzi jidą do spowiedzi przed weselem,
«a s kościoła bozego do domu uojcoskiego,
«choć ubogiego, ale chędogiego.

«uUprásá pán uociec, pani matka, panna młodá s panem młodem na to wesele,

«co sie ściele przez trzy niedziele.
«Prosemy tyz waszeci na krótkie posiedzenie,
«na wdziencne pomówienie,
«na tę uoziminę,
«co sie sieje na zimę, —
«na to masło,
«co sie krowy przez lato dobrze na niego pasło, —
«na ten rosół,
«co sie kucharce po kuchni rosuł,
«na tego ciołka,
«co wisi uu kołka —
«na tego kura,
«co trzescaa pod niem góra —
«na te gęsi,
«co uuciekły kęsi —
«na te puáwie,
«co chodzą po stáwie —
«na te kacki,
«co mają dzioby jak placki —
«na te jagły,
«co jik panny rade jadły,
«na tego kwika,
«co uurywá tráwnika —
«na te gipce,
«co siedzą na śliwce —
«na te gołembie,
«co siedzą na dembie —
«na te liście, co sie składają cyście —
«na te korzenie,
«co sie ciągną ze ziemie —
«na te bászce,
«co kucharce po kuchni párzce —
«na te koła,

«cobyś panie nástarsy wyjezdzáł z zá stoła —
«na te postronki,
«co sie targay,
«jak my jechay
«z uOlsánki —
«na te krupy,
«co jik tłukły kruki —
«na tego chrąsca,
«co wychodzi z gąsca —
«prosi,
«nosi,
«má po sobie smugi,
«to wypłácá długi —
«na tę leliją,
«co ją druzecki przez całą noc wiją.

«uUprásá pán uociec, pani matka, panna młodá s panem młodem na jeden puharek wódki ji na drugi, na jedną beckę piwa ji na drugom.
«uUprásá pán uociec, pani matka, panna młodá s panem młodem náprzód uo pana staroste, uo panio starościne,

«uo panią druzecke,
«pani mody na uusuguwecke
«cyh na kolasecke;
«uo tego druzbika,
«zeby jecháł do kościoa na kóniku.

«Przeprásámy, bo my sie nie uucyli we skole,
«jino uu pana uojca w stodole,
«kiepskiego my mieli prefesora,
«załówáł na nás básiora;
«nie chodzilimy do skołe,
«bo nám ksiązki zjádły mole,
«w lecie nám schodziuło na chodzie[5]
«a w zimie na lodzie.

«A wiency wám nie powiemy,
«jaś sie lepi naucemy.

Jak przydą do tego domu, to sie mają skłonić, wziąś pierzyne abo bele co złapią, posłać ją ji na ty pierzynie posadzić tego samego, kogo mają prosić i dopiro mówić te prosacke[6], a jak jik wielu, to posadzić rzendem i mówić te prosacke.
Jak uoni to mówią, to tamci nic nie mówią, tylko sie casem uuśmichają. Jak skońcą te prosacke, to zaśpiwają uobidwa:

Nie kázała nám pani matka bawić,
Na kuonika siádać, siodełka poprawić.

Jak się skuońcy te prosacke, to sie troche postoji, pomówi z niemi. Wtórzy mają wódke abo co, to jik pocęstują, potem sie zabirają i jidą do drugiego domu a jak uodchodzą, to mówią: «Panu Bogu wás zuostawiemy ji z wami sie rostajemy, bądźcie zdrowi.» A uoni mówią: «Panie Boże prowác!» A jak mają co wypić, to jik zatrzymują ji mówią: «Jesce uostańcie panowie, wypijcie jesce po kielisku.»
Jak wszyćkie uopowiedzi wyjdą w niedziele, to dadzą skrzypkowi zádatek, jeden złoty, coby gráł na uobigráwce ji na weselu, ksiendzu pięć ryńskik śrybła za to, co jeno ślub dá. To nájmni, bo dają po uosiem ji po dziesięć, jak wto bogatsy. Nájbidniejsy musi dać nájmni pięć złotych, bo ksiondz jinacy powi: Kiej nimás piniendzy, sie nie zeń! A jak ksiondz w kapie ślub daje, to sie daje papirka wiency. Potem sie płaci uorgániście piędziesiont centów za to, co zagrá, kościelnemu dwadzieścia centów za uusługe za to, co świce zaśuyci.
Jak w niedziele skrzypków zgodzą, to zaráz w poniedziaek abo we środe jes wesele, jak wto chce. Chto jes bidny, to jes wesele na jeden dzień; jak wto bogatsy, to ji na trzy dni. Jak jes wesele we środe, to jes uobigráwka we wtorek wiecór. Jak jes wesele na trzy dni tak we wtorek, to uobigráwka w poniedziaek wiecór. To jidzie dwóch druzbów ji muzykanty ji śpiwają za uoknem ji grają w kázdem domu dzie mają jiś na wesele. Náwiency śpiwają:

Słonecko zasło, miesiącek schodzi,
jako panu starosieńkowi na dobránoc zagrać sie godzi.

Tak samo śpiwają ji drusckom, to wszyćko jedno. Którzy kcą, to jik puscają, dają jim[7] wódki, chleba z masłem, kołáce choć kiej pieką, to jim dają. Potem táńcą dzie przestrono, dzie ciásno to nie. Jak táńcą, to śpiwają przeróźne śpiwki, jakie chto uumié. A do basów płacą po dziesięć centów, po uosiem, po pięć, chtóry bogatsy to wiency, chtory bidniejsy, to mniéj. Tak chodzą uod jednego domu do drugiego, do tyk, co są proseni. Nieráz to jim zyńdzie całá noc; jak noc maa, to sie pośpiesają, zeby dzień nie nadesed, bo w dzień musą sie uubrać i do kościoa jiś, a w nocy to tam sie mogą bele jako uubrać. Ale to náwiency wesel w jesieni, to ta noc długá, to jim ta zydzie zwykle do pónocy. Petem idą tam, dzie má być wesele i tam nocują, bo nieráz muzykanty są i z dziesionte wsi, to dziezby ta do domu sły. Jak rano wstaną, to sie wszyscy uubirają ji zakładają wesele. A potem do tyk dwoch przychodzą jinsi druzbowie, sześci abo uośmi i razem siendą ze skrzypkami i śniádają. Po śniádaniu to sie wszyscy rozydą, jacy zuostanie starsy druzba ze skrzypkami w domu. A dopiro ci druzbowie, co sie rozydą, sprowadzą wszyćkich na to wesele, starostów, starościne i druscki, uod pirsego do uostatniego. Jak przyprowadzą do domu, to zagrają kázdemu i zaśpiwają:

«Miesiącek zased, słonecko schodzi,
jako panu starosieńkowi i pani starościnie

(a jezeli jes druseka, to sie mówi: i pani druzecce)

na dobry dzień zagrać się godzi.»

Jak sprowadzą wszystkik, to śniádają ji w te śniádanie uodbywá sie «rękowiny». Pán mody siedzi z jedne strony a pani modá z drugie strony, prosto jedno uod drugiego. Koło panie mody jes starsá druscka, a z drugie strony starsá starościna; przy panu modem siedzi z jedny strony starsy starosta, a z drugie reśta weselnyk. Dopiro wtedy jak pojedzą, to sie «rękują». Starsy starosta bierze chlyb i kukiełke i chustecke biáłą na ty kukiełce kładzie ji bierze rence pani młode i pana młodego, związe chustecką na ty kukiełce, a wszyscy są cicho. Starsy druzba sie uodzywá: „Prose uo uuśmierzenie, cicho mao, aby sie komu w łeb nie dostało, abo mnie sámemu. Pytám sie po pirsy ráz, cy przystajecie, cy nie przystajecie na te leliją, co ją druzecki przez całą noc wiją?“ A wszyscy sie uodezwią: „Przystajemy“. I tak sie jik pytá az do trzeciego razu. A uoni za kázdem razem uodpowiadają: „Przystajemy.“ Dopiro wtedy starsy starosta jik rękuje, przezegná i zapytá sie pana modego: „S cego se ty modzieńce te, co przed sobom widzis, pojmujes, cy z majontku, cy z ładności, cy z boskie wole?“ A uon odpowiadá: „Z boskie wole.“ A znou sie uone pyta: «S cego se go ty pobirás, cy z uurody, cy z bogastwa, cy z wole boze?“ A uona znou uodpowiadá, ze z wole boze. Dopiro jim powiadá, ze „jagbyście mieli źle zyć w małzeństwie, to lepi uuwáźcie se przes całom rzysom wesela, to sie mogemy wszyscy roześ i podziękówać panu uojcu ji pani matce, zakiel jesce ksiądz nie związe wám rąk, nie dá ślubu.» Potemu sie pytá uonego: Cy ty más dobrą, nieprzymusoną wole te (jak ji na jimie Maryjanna) Maryjanne pojąć za małzonke?“ A uon odpowiadá: „Kcę.» Teraz znowu uon sie pytá pani mode: «Maryjanno, cy ty kces mieć tego Jana abo Wojciecha, — jak mu ta na jimie jes — za małzonka?» A uona odpowiadà: „Kcę.“ A teráz mówi starosta: „Bo to nie na rok ani nie na dwa, ale na całe zycie.“ Wtedy przezegná nápirwy uon, dopiro przychodzą rodzice pana modego i pani mode i przezegnają, pobogosławią jik. Dopiro wtedy zaśpiwá starsy starosta:

Darmo moja, darmo,
Zaprzągnę cie w jarzmo,

Juś cie nie wyprzęze,
Jaze w grobie lęze.

Dopiro wtedy jem rosłozy rence. Starsy druzba krzycy: „Pán mody za panio modą a skrzypek za kukiełke!“ Zaráz wtedy skrzypek skocy ji bierze te kukiełke, co na ni rękówali. A skrzypki zagrają wtedy „wiwat“. Wtedy wybirá starsy starosta ji starsá starościna składke lá pana modego ji pani mode. Starsy starosta wybirá uod starostów i druzbów a starsá starościna uod starościn i uod druscek. Dają po ryjńskiemu śrybła, dwadzieścia centów, dziesięć, wiela wto má. Potem siádają na fury ji jadą do kościoa, co jim ksiądz daje ślub. My jademy do Sonca na furach do kościoa. Jak na bogatem we selu, to druzbowie jadą na koniak piknie uubranyk, bukiety mają za kapelusami, chorup na kuonia a siekirke w gászci. A jak bidniejse wesele to wszyscy jadą na furak. Na pirsem wozie pani modá ji starsá druscka i starsy druzba. Na drugiem wozie siedzi pán mody ji starsy starosta ji druzbów ze dwok i druscki dwie ji starościny ze dwie, jedna starsá a druga taká weselnà. A na trzeciem wozie co kto jes na weselu, a na uostatni furze jadą skrzypki. Jak jes blisko do kościoa, to jidą parami. Jak jadą do kościoa, na ten przykłád my do Sonca, to druzbowie śpiwają ji szczylają s piscolitów. A bele gdzie na gościeńcu robią jem ślabanta, takie warty, ji musą się uokupić. Weźmie bele co, powrozy abo zerdzi abo ji ze słomy powrósła i zakładają na dróge. Ci sie musą uokupić, piniendzy jim nie dają, nájcęści dostają za to wódki ji kołáca na przekąske. Potem ik puscą ji spokojnie jadą do ślubu. Po ślubie jadą do karcmy ji tam táńcą, jedzą ji piją. Pirsy starsy starosta bierze pani modom do táńca ji táńcuje, do jedne gászci rózge a do drugie panio modom.
Jak wytáńcy starsy starosta, to dopiro modsi starostowie táńcą. Jak wytáńcą starostowie, to uoddają druzbie starsemu. Stars druzba wytáńcy, uoddá wszyćkim modsym druzbom po kolei. A kázdy, co z panio modom táńcy, musi kazać poł garca piwa i pół kwárty wódki i wszyscy piją. Jak druzbowie wytáńcą, zawołają uojca pani mode. uOjciec pani mode potáńcy, uoddá ją swéj zonie ji dopiro matka tańcuje ze swojom córkom i dopiro matka uoddá panu modemu na samem uostatku i ten wytáńcy z niom pare razy. A potem przynosą z domu kołáce i przekąsają. Jak se pojedzą, to znowu śpiwają ji hulają w karcmie. Koo jedynáste godziny przychodzą wszyscy z karcmy, cae wesele, do domu pani mode na uobiád i uobiadują wszyscy. Wszyscy weselni jedzą, tylko starsy starosta nic nie jé ani srzypki nie jedzą, bo grają a uon wybirá piniądze do kwárty abo na talirz. Przed kázdem starostom spiwá:

Starosta sie nie uubozy,
Cwancygera w basy wozy,
Basista sie nie zbogaci,
Bo má zone, troje dzieci.

Przed kázdem druzbom abo drusckom grá ji śpiwá:

Słonecko zasło, miesiącek schodzi,
panu druzbikowi (albo druzecce) na dobrá noc zagrać sie godzi.

Jak pojedzą, to wtedy táńcują a po táńcówaniu wszyscy sie rozydą, kázdy do swojego domu. Na rano, jak jes na dwa dni wesele, druzbowie zganiają wszyćko na nowo. Rano wszyscy sie schodzą na to wesele a kázdy starosta przynosi pół garca abo garniec wódki abo wina ji gęś abo kacke, uo wiela kogo stać, a druscka daje kwárte wódki ji kure. Kto przydzie, to kázdemu dają co zjeś, boby na tyla garnusków nie wystarcyło. Jaz dopiro uo godzinie trzeci popołdniu jes śniádanie. Podcás śniádania śpiwają, táńcą i bawią sie.
Po śniádaniu robią „cepiny“, cepią panio modom. Táńcuje z niom nástarsy starosta a starsy druzba sie przebierze za kupca i starsy starosta tagze, zbabrani wąglami, wąsy, faworyty, broda z wągli, sabla z dranki, na gowie cápki bryćkie, powrósłami pookręcane, a starsy druzba má na plecach worek s trzupkami i uuderzá tem workiem i gádá, ze má piniondze a te piniondze dzwonią. To tak piknie patrzy, jak te łochy weselne ciśnie a uubierze sie po drábsku, tak jak to jidą na jarmak a przewiesą torbe. Potem starsy druzba kupuje uod starsego starosty panio modom i mówi po cygańsku, ale náwiency po rusku lá śmiechu, lá dokazowiska. Naprzód táńcuje s pani modom starosta a druzba przychodzi, przypatrujeśśie, a uon tak hulá z niom, miejsce takie przestrone sie jem zrobi. Jak táńcy, to uon mu mówi: „Predaj mi to bydlontko (abo to statko)“.
A starosta mówi: „Spredam, wiela date?“
uOn mu gádá: „Dwa cet“ — a uon kce „try cet.“ Jak sie godzą, to druzba próbuje táńcyć s panio modom a ta kulá z niem, a ze starostom dobrze táńcy. Dopiro uon mu ją uoddá, ze źle táńcy, że kulá, a potemu weźmie ją starosta ji tańcy z niom a podsepnie ji: „Jak cie weźmie drugi ráz, to nie kuláj, dobrze táńcuj!“ A potem dobrze táńcuje i kupi jom. Jak sie zgodzą za „try cet,“ to se jesce wymówi starosta „litkup“, to jes wódka, wtórom pán uociec przyniesie na zgode, a uoni piją, a te trzupki rachują na ziemi za nię. A uone, to jes pani modom wezmą starościne do uosobliwe izby i rospletą ją ji uuszczygą ji nozycami warkoc i zacepią ją w chustke, jak baby mają na wsi. Jak ją cepią, to śpiwają ji, naleją wina do skopca, „zeby pani modá bóła mlycná,“ zeby duzo mlyka dawała i cestują sie i jedzą syr krajany ji wątrobe ji gęsine, to wszyćko skrajane na drobno ji na przetaku nosą i dają kázdemu jeś.
Śpiwają nájwiency:

Jak ci bedą pani modą cepić,
Bedą miały staściny co jeś, co pić.
Jak ci bedzie pani modá w cepcu,
Przynieso nám gorzáłecki w skopcu.

uOna siedzi zacepiona na stołku a wszyscy do nie przychodzą ji dają ji na podołek piniądze, wiele kto moze. A starsy druzba piec rombie siekirkom, rog u pieca rombie tak, jaze uognia daje. Nie ustanie potyl pieca rombać, jaz mu nie przyniesą kwárte wódki, cay koác. Jak mu dá, to uon ustanie piec rombać, podziękuje ji zwołá wszyćkich uobcych, krakowiáków, co to do wesela nie patrzą i dá jim ten koác i te wódke. Potem mają uobiád a po uobiedzie wesele sie zákóńca. Podcás uobiadu znowu táńcą i śpiwają cedź jakie śpiwki, ale to ta zwykle roschodzą sie do domu, bo to kázdy jes doś umęcony ji uutłucony.



II.
KRZCINY.

Jak sie dziecko uurodzi, to go krajzbabka nájpirwy uukompie we wanience, potem guo powije krajkom w pieluchy, takie smaty. Jak go uukompie, tak go dá uojcu do nóg ji matce do nóg, aby przyjaźń miało, aby posłusne było uojcu ji matce jag urośnie, látego go tak nisko kładą. Potem narychtują jakie jádło, picie, a poślą zaráz po tych kumów, jidzie uociec po kuma ji kumecke, kuogo se ta uobierą, i razem pojedzą, popija, dopiro jem mówi: Zbierzcie sie za kumeckę a wy za kuma. A kumotrowie uodpowiadają tak: Je casu nimám, piniendzy nimám, przyuodziwy nimám, mozecie se tam kogo jinnego posukać — tak sie ze zartu wymáwiają. «E juz ta, pádá, musicie być!» — juści sie uobiecają, potem wypiją, pojedzą jesce: «Juści ta skoro nie kcecie nikej sukać, to juz my bedemy.» Dopiro sie zbirają, jidą do domu, zbierą sie, przydą na miejsce, znou jesce mają przyrychtówane, kawy, misa uugotowanego zjedzą i zabirają sie do tego kościoła. Jak jes chopák, niby to dziecko jak jes chopák, jak jidą do kościoła to wezną ji cisną pod próg siekire, zeby był cieślom, abo cisną kopyto, zeby był sewcem, abo ksiązki zeby sie nauucuł na ksiendza abo jakiego uurzendnika, doktora. A jak jes dziewcyna, to podrzucają kluce pod próg, zeby była dobrá gospodyni, zeby klucami rządziuła, zeby zamykała, uodmykała, zeby gospodarztwo miaa; łyzkę tyz ciskają, zeby uumiaa dobrze gotówać. No ji siadają na furę ji jadą do kościoła do krztu, siadają kumowie uobidwoje, babka ji uociec i jadą. Jak jes chopák, to jes Jaś, Józuś, a dziewcyna Marysia, Kasia, jak chto chce, to ksiądz uochrzci. Kumecka daje kiędzu dziesięć centów, kum dziesięć, jak wto bogaty, to ji ryjński połozy. Jak wto bidny, to musi dać dziesięć centów. Po krzcinak to jidą dzie do sklepu w mieście, do domu polskieguo (uu Kostyrkiewica abo uu Milera), ponapijają sie, pojedzą, popiją, i te kumowie nakupią tamok kawy, cukru, wina wezną, bułek abo rozków nakupią lá te kumecki, lá te chore, to przywiezą ji dadzą ji do gowy, zeby miaa choć kiej co zjeś, kawy wypić. Jak przychodzą s tem dzieckiem do domu co z wozu slazą, to látają s tem dzieckiem; jak jes chopák, to kum niesie to dziecko do domu, jak włazi, to kum z niem látá po jizbie, przewracá po jizbie, bierze gráty, trącá, przewracá, zeby to dziecko takie ciente było. A jak jes dziewcyna, to ją kumecka niesie, kumecka leci tam do nálepy, tam łyzki bierze, przewracá gárcki, po kontak látá s tem dzieckiem, do krów, do złobu zazirá, cy bydło jé, cy pije, zeby to bóło ciekawe, dopiro ji przyniesą, ty matce chory na łózko, jak juz wydokazują, powiedzą: más! uOdebrały my uod ciebie zyda a przyniesły my ci katolika uokrzconego, ji dopiro powié jakie to dziecko, jak mu na jimie, Jaś cy Marysia. W te casy znou jedzą, piją, miso, kawa, wódka, harbata, potraktują sie, śpiwają różne śpiwki, dokazują, táńcują. Poposyłá po drugik ludzi, dokazują ji śpiwają i jaś sie kawáł w noc rozydą. Na drugi dzień sami przydą ci kumowie, przyniesą znou tronku ji znou piją, traktują sie ji jedzą. Jak pojedzą, popija, dopiro robią «więziny». Przyjdzie ten kum s kumecką razem do łózka do tego dziecka, dopiro mu więzą, kładą mu za te krajke «więziny», po ryńskiemu śrybła, jako koguo stać, jak bogaty to wiency, jak bidny to mni, zeby był przy piniondzach. To mu darują: «Zeby ci sie piniądze trzymały.» Jesce pojedzą, popiją, w nocy sie poroschodzą — i juz po krzcinak.


III.
POGRZYB.

Jak chory cłowiek kuoná, tak mu zaśuycą gromnicę, dadzą mu do ręki, zdymią go z łózka, zbierą z niego pierzyny, wszystko, ji słozą go na równianą słomę, tak jako słoma długá, tak sie mu pościele, na kłósiach má nogi ku drzwiom, zeby sle ku drzwiom miáł, bo go mają wyprowadzać, ji zeby juz do tego domu nie powróciuł wiency. Jak skoná to mu zawrą uocy, bo tak niemiło, bo sie tak widzi jagby wstáł. Jak umrze, co juz skoná, uozimnieje, to go słozą na ławę abo na desckę, dopiro go uumyją w ciepły wodzie, bo w zimny nie kce puścić, potem go uubierą w biáłe saty, tak go uubierą piknie, jak sie cłowiek do kościoła uubirá. Potem mu dadzą zrobić trudnę, jak jes stolárz we wsi; tu robi Fijáłek abo Tomas (Górka). Jak wto bogaty, to mu dadzą malówaną trudnę na cárno, na siwo, abo na niebiesko, na uorzechowo, jak wto chce; na cárno to dają biáłe kwiátki, takie rózycki wyrabiane. Wto bidny, to mu dają biáłą trudnę s prostego drzewa, nie dentá jes jino tak zbitá. Na niemalówany prosty trunnie to jes jacy cárny krzyz wymalówany. Za prostą trudnę płacą dwa ryjńskie, a za taką malówaną śtyry ryjńskie śrybła, nájwiency pięć, sześ ryńskich śrybła. Jak go uubierą, wiecór śuatło sie śuyci, pieśni rózne śpiwają, róznych ludzi sie naschodzi, kto chce, ji śpiwają pieśni nabozne. Tak kázdy wiecór do trzeciego dnia.
Śpiwają s ksiąski nájwiency:

Jezu w uogrojcu mdlejący,
Krwawy pot wylywający, uo Jezus! itd.

abo:

Duse w cyscu uupalenia
Znosą za swe przewinienia, Maryja! itd.

Śpiwają tak do jedynáste, do dwunáste, a potem sie roschodzą, ci jidą spać, a śuatło sie śuyci bez całą noc.
Jak chto má dwie jizby, to sie przeniesie do jedne, a ten lezy w drugi jizbie.
Na trzeci dzień ludzie sie poschodzą wszyscy, śpiwają, ji mówi jeden egzortę, jeden jes uobrany, to przeprásá na tem pogrzebie[8]. To sie cytá s ksiąski przy drzwiak, jak sie má go ma wyprowádzać. Nájpirwy sie przezegná a potem sie mówi te egzorte:
«Rac przyjś Duchu śuenty ji napełni serca wiernych, którzyście sie tu zgromadzili na wyprowadzenie ś. p. zmarłego (N.) z domu docesności do domu wiecności» itd.[9].
Jak sie skońcy te egzorte, jak juz wszyscy sie pomodlą, to sie wynosi uumarteguo uo kázdy próg sie uuderzá trudnom dnem do trzecieguo razu ji mówi sie «wiecne uodpocywanie.» Na uostatniem progu sie go połozy, dopiro sie to mówi, (tom já z własne głowy uułozuł):
Nájprzód zegnáł sie Pán Jezus z Najświentsom Panną Maryją z Matką swojom, kiedy miáł uumrzyć, zegnáł sie ze swojemi uucniami, zegnáł sie ze swojemi apostołami, a więc sie ji ten świzy zmarły (jak kobita uumrze, to świzá zmarła) zegná náprzód s tobom najuukochańsa zono ji z vami najuukochańse dzieci, — synowie ze synami, s córkami ji z wami kochani bracia i z wami kochane siostry..... Najuukochańsa zono! najuukochańse dzieci! kochani Bracia! kochane Siostry! ji wy wszyscy, którzyście sie tu ześli (abo zgromadzili) na te uostatnie wyprowadzenie dziekuje wám terás na tem uostatniem progu, a já sie bede przycyniać do Pana Jezusa za wami. Dziękuje wám moje, ze tak powiem moje progi, nie bedą tu chodzić wiency moje nogi. Dziekuje wam terás na tem uostatniem progu ji juz sie nie uuźrę z wami, jaz na dolinie Józefata przy uostatniem Sądzie Pańskiem. Amen.[10].
Potem sie zabierą i jidą na smentárz do Noweguo Sonca, a przez dróge śpiwają pieśni nabożne. Trudnę wiezą na prostem wozie dwoma kóńmi, — jak umrze jakie dziecko, to wiezą jednem koniem. Nad grobem śpiwają tak:

Juz jidę do grobu smutneguo ciemneguo,
Tam bedę spocywać jaz do dnia sądnego itd.

S pogrzebu jidą do karcmy na dródze dzie abo w mieście, napiją sie, pojedzą, rozydą sie potem — ji kuoniec.






  1. Słowa Kolberga.
  2. Por. Ł. Gołębiowski. Lud p. Warszawa 1830 str. 46—48. O. Kolberg. Lud. Serya XVI. Cz. I.
  3. 3,0 3,1 3,2 3,3 3,4 Przypis własny Wikiźródeł Skan nieczytelny. Tekst uzupełniono w oparciu o wydanie z 1884 r.
  4. Wacław z Oleska podaje w swym pieśni zbiorze podobną „prosackę“ z Sandeckiego, jednak nieco odmienną i znacznie krótszą. Dla porównania przytaczam ją w całości:

    Prosi pan ojciec i pani matka,

    pan młody i panna młoda,
    oto na tę wódkę,
    co się pije z kubka,
    i na tego ciołka,
    co wisi u kołka,
    i na te jazębie,
    co siadają na gzędzie,
    i na te kozenie,
    co się ciągną ze ziemie,
    i na te liście,
    co się składają cyście,
    i na te krupy,
    co się rozwalają z kupy,
    i na te gipce
    co bywają na śliwce,
    i na te flaki,
    co to som najlepse przysmaki,
    i na te koła,
    co się tocom do kościoła.

    (Por. Wacław z Oleska: Pieśni polskie i ruskie ludu galic. Lwów 1833. str. 44—45. Nr. 144).

  5. zam. chłodzie.
  6. Proszak, prosak, w Sandomiérskiém drużba, który zaprasza na gody lub wzywa weselników o podarki dla młoduchy. Gdy panna młoda zaprasza na wesele, mówią, że poszła „na proszaki;“ (Gregorowicz).“ P. Z. Gloger: Nazwy weselne, wyrażenia i przedmioty używane przy godowych obrzędach ludu na przestrzeni byłej Rzplitej (Zbiór wiadomości do antropologii krajowej, Tom I. Kraków 1877).
  7. W gwarze tut.: jem.
  8. Gołębiowski twierdzi, że obyczaj ten, nam tylko właściwy, za granicą bowiem nie słychać o nim, z patryarchalnych jeszcze pochodzić musi wieków. P. Lud p. Warszawa 1830 str. 257 i 258.
  9. Exorta ta jest drukowana u Fr. Foltyna w Wadowicach (Nr. 116. Exorta nad umarłym str. 8), dostać jej zaś można w każdym kramiku książkowym na jarmarkach i odpustach. Składa się z dwóch części. W pierwszej exhortator po powitaniu obecnych prosi w imię przykazania miłości blizniego, aby każdy, którego nieboszczyk za życia może nieumyślnie obraził, z serca mu ódpuścił, dodając, że komu odpuścimy winy, to i nam Bóg nasze odpuści i da nam wieczne zbawienie, gdyż sami nie jesteśmy czyści i bez grzechu, a nie wiemy chwili, w której nas śmierć spotka. Kończy, prosząc obecnych o zmówienie „Ojcze nasz“ i „Zdrowaś Marya“. W drugiej części przechodzi życie nieboszczyka, żegna żonę, dzieci i wszystkich pozostałych krewnych i znajomych w jego imieniu, prosi, aby o nim pamiętali, za niego się modlili i wszelkie urazy mu przebaczyli. W końcu czule i serdecznie przemawia do synów i córek zmarłego, jeśli pozostali po nim:
    Synowie i córki ostatni raz pójdźcie teraz do ojca waszego, przeproście go za wasze występki, któreście w życiu popełnili, gdyście nie posłuchali podług przykazania Boskiego. Lubo on nie jest obowiązany was przepraszać, ale wy jego macie prosić o błogosławieństwo ojcowskie, żebyście nie ściągnęli na siebie w życiu waszem kary Boskiej i żebyście byli pamiętni o duszy ojca waszego, lubo mówi pismo św., iże dusze w czyscu zostające takie głosy wydają: „Zmiłujcie się nademną przynajmniej wy przyjaciele moi.“
    Pamiętajcie na te słowa Pisma św. i módlcie się za duszę ojca waszego (matki waszej).
    Ojcze nasz itd. Zdrowaś Marya itd.
  10. Jest to najkrótsze streszczenie II. cz. exorty, pierwsze słowa czyli nawiązanie jest oryginalne.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Mátyás.