Z dramatów małżeńskich/XV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Z dramatów małżeńskich
Wydawca Księgarnia nakładowa L. Zonera
Data wyd. 1899
Druk Zakłady Drukarskie L. Zonera
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Mari de Marguerite
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XV.
Zgromadzenie

Po ślubie.
Opowiadane przez nas zdarzenia, bardzo szybko po sobie następowały. Trzy tygodnie zaledwie upłynęły, od pamiętnego zebrania wierzycieli, które służyło nam niejako za wstęp do tej opowieści.
Właśnie rozpoczął się listopad, gdy Paweł i Małgorzata puścili się w podróż poślubną.
Czy potrzebujemy zapewniać, że czas upływał im rozkosznie?... P. de Nancey wynajął nad jeziorem Komo prześliczną willę, urządzoną z książęcym niemal zbytkiem, i tam w tem gniazdku, przeżywał dni niezmąconego szczęścia.
Sześć tygodni upłynęło, a młodzi małżonkowie mimo obietnicy danej ojcu, nie pomyśleli o powrocie, i byliby chętnie spędzili zimę całą pod włoskiem niebem, gdyby nie zbieg okoliczności, który obrócił w niwecz wszelkie ich zamiary.
Pewnego poranku przyniesiono depeszę, wysłaną z Paryża przez Lebel-Girarda, donoszącą, iż Mikołaj Bouchard rażony został apopleksją... Doktorzy nie robili żadnej nadziei powrotu do zdrowia.
Trzeba było pakować rzeczy i niezwłocznie. powracać do Paryża..
Państwo de Nancey przybyli do Montmorency w samą porę, by zamknąć oczy ojcu.
Biedny starzec przez cztery dnie po ataku apopleksji zostawał bez przytomności. Dopiero na chwilę przed skonem, otworzył oczy, poznał córkę i zięcia i twarz jego rozjaśniła się wyrazem wielkiej radości. Przyciągnął do siebie Małgorzatę, ucałował ją, a ściskając dłoń Pawła, wyszeptał słabym głosem: — Uczyń ją szczęśliwą!...
Po tych słowach, wyzionął ducha.
Młoda kobieta tonęła we łzach żalu. Smutek głęboki oddziałał szkodliwie na jej zdrowiu, utraciła siły, doktorzy przywołani, nakazali zupełny spokój. Młodzi małżonkowie osiedli w Paryżu, w pałacyku, przy ulicy de Boulogne.
Mikołaj Bouchard pozostawił trzy miljony franków majątku — umieszczone w banku francuskim lub w akcjach koleji.
Długi hrabiego spłacone były eo do franka, majątki jego miały hypotekę czystą... ogólny dochód, którym Paweł rozporządzał obecnie, wynosił rocznie przeszło dwa kroć stotysięcy franków.
Powodzenie upoiło go — żądza trwonienia powróciła niebawem.
Odświeżył urządzenie domu, nagromadzając pod swym dachem najcenniejsze dzieła sztuki. — Powiększył stajnie sprowadziwszy z Anglji dwanaście cennych koni, po które jeździł umyślnie Dawid Meyer. — Do wozowni przybyło sześć nowych ekwipaży... Najwspanialsze serwisy srebrne, zapełniły kredensy.
Gdy już nie było co kupować, Paweł zaczął się bawić.
Lecz jak pokazać światu świetność swego domu, mając żonę chorą i smutną? Małgorzata bywać w świecie nie mogła, w tych warunkach, a tem mniej, przyjmować u siebie...
Powietrze paryzkie nie zdrowem jest dla ludzi z usposobieniem takiem, jak Pawła. Bezczynność i pieniądze zgubnie działają na jednostki, które większą część życia spędziły w otoczeniu zepsutem.
Miłość prawdziwa, może niekiedy zbawiennie oddziałać i odrodzić je, lecz u tych przeżytych światowców uczucie trwa nie długo.
Wcześniej czy później rozkosze rodzinnego życia przestają ich bawić, tęsknota za światem i jego rozrywkami trawi ich umysł i serce.
Okoliczności zrządziły, że Paweł tęsknić zaczął prędzej, niż się tego spodziewał i pragnął.
Małgorzata nie znudziła jeszcze hrabiego. Czuł wdzięczność do tej prześlicznej istoty, której zawdzięczał dobrobyt. 3
Gdyby Małgorzata otoczona zbytkiem, świeża i piękna, wzbudzała dokoła siebie podziw i uwielbienie, gdyby Paweł był mógł pokazać ją okrytą brylantami w operze, lub na balach, miłość własna męża byłaby oddziałała korzystnie na stosunek jego do żony. Lecz to blade i smutne dziecko, w żałobnej sukni, nie zdolne było zająć zużytego światowca. — Nudził się w domu, a widząc to żona, namawiała go, by sam powrócił do świata i rozrywek, których ona z nim dzielić teraz nie mogła.
Z początku, dla formy, Paweł opierał się naleganiom jej, lecz wkrótce rzucił się w wir zabaw, powracając do dawnego, kawalerskiego sposobu życia.
Jadał obiady w klubie, nie opuścił żadnego pierwszego przedstawienia w operze, grał w karty, nie wstając często od zielonego stolika, aż nad ranem.
Nadmienić nam tu wypada, iż w tej epoce Małgorzata była opuszczoną, lecz jeszcze nie zdradzoną przez męża. — Pan de Nancey nie zajmował się dotąd innemi kobietami...
Gdy jego towarzysze z klubu proponowali mu uczestnictwo w zabawach, na których miały się znajdować kobiety półświatka, Paweł odmawiał stanowczo.
Małgorzata dziwiła się, iż po sześciomiesięcznem pożyciu z mężem, jest. zawsze samą i osieroconą — lecz nieszczęśliwą nie była jeszcze...
To nie jego wina — myślało łagodne dziecię — że śmierć zabrała mi ojca, okryła mnie żałobą... i że zdrowie moje pogorszyło się znacznie... nie mogę narzucić mu mego smutku. Lecz czas zabliźnia rany, czuję, że mi siły wracają, wkrótce nadejdzie dzień, gdy będę mogła towarzyszyć mu wszędzie i powrócą szczęśliwe chwile, któreśmy razem przeżyli, tam nad brzegami jeziora Komo.
Zima miała się ku końcowi. Z powrotem wiosny, siły Małgorzaty wracały też widocznie. W kwietniu, zapragnęła udać się do Montmorency i spędzić wiosnę w tym domu, gdzie upłynęły dnie jej pierwszej młodości.
Pan de Nancey nie sprzeciwił się jej życzeniu, bo choć pałacyk Mikołaja Boucharda nie nęcił go wcale, blizkość Paryża życzliwiej usposabiała Pawła dla średniowiecznej tej budowli.
Małgorzata świadoma, iż mąż jej posiada w Normandji wspaniałą rezydencją, uważała jego przyzwolenie za wielki dowód delikatności i wdzięczną była szczerze za te ustępstwa.
Osiadłszy na wsi, młodzi małżonkowie odbierali odwiedziny znajomych i przyjaciół Pawła. Byli to ludzie młodzi, weseli — dla których hrabia wyprawiał uczty, opisywane później w codziennych pismach.
Jeden tylko człowiek z tego grona światowców, zwrócił na siebie uwagę młodej hrabiny. Był to krewny Pawła baron René de Nangès, młodzieniec posiadający niezwykłe zalety rozumu i charakteru, syn dostojnika państwowego, którego wysokie stanowisko, utorowało też drogę synowi do ministerjum spraw zagranicznych, gdzie właśnie pracował, mimo posiadanej fortuny.
On to oceniwszy zalety pani de Nancey, polubił ją serdecznie, inaczej niż jego towarzysze.
René de Nangès nie starał się o względy hrabiny, lecz lubił na nią patrzeć, słuchać jak mówiła. Ona ziszczała dla niego pojęcie, które sobie wytworzył o ideale. Głos jej uspokajał jego nerwy, dobrze mu było, gdy się w blizkości jej znajdował.
Małgorzata ceniła przyjaźń kuzyna. Słodka ta istota nie wiedziała prawie, że w świecie istniały związki i uczucia nieprawe, a gdyby i wiedziała o nich, nie przyszłoby jej na myśl, że ją, która całem sercem kochała Pawła, mógł ktoś posądzić o inne uczucie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.