Z dramatów małżeńskich/XI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Z dramatów małżeńskich
Wydawca Księgarnia nakładowa L. Zonera
Data wyd. 1899
Druk Zakłady Drukarskie L. Zonera
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Mari de Marguerite
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XI.
Lord Sudley.

Blanche z uśmiechem podała rękę przybyłemu, Dotknięcie iskry elektrycznej, nie byłoby nim silniej wstrząsnęło, niż uścisk tej miękkiej dłoni.
Panna Lizely usiadła przy maleńkim stoliczku, na którym leżał czarny pulares.
Paweł zajął miejsce naprzeciwko niej i pożerał oczyma tę wdzięczną postać. Ona nie podnosiła wzroku ku niemu, jakby nie widząc i nie czując gorących spojrzeń hrabiego.
Milczenie przedłużało się. Wreszcie Blanche podniosła głowę i rzekła stłumionym nieco głosem:
— Panie hrabio, w niezwykłej znajdujemy się sytuacji oboje. Rzadko kobieta czyni mężczyżnie wyznania takiej doniosłości i równie bolesne dla niej. — Lecz chcę być uczciwą, nie też taić przed panem nie będę.
„Gdy skończę opowiadanie, osądzisz mnie pan według własnych przekonań i serca... i wtedy wydasz sam wyrok... Powtarzam to, coś już wczoraj odemnie słyszał panie hrabio. — Za godzinę będziesz moim narzeczonym, a za dwa tygodnie najdalej, ja zostanę hrabiną de Nancey, lub opuścisz ten dom na zawsze.“
Blanche otworzyła leżący na stoliczku pulares, a wydobywszy zeń dwa urzędowe dokumenty, położyła je przed hrabią.
— Oto dowody — rzekła, iż pochodzę z rodziny szlacheckiej. — Oto moja metryka, świadcząca, iż Blanche-Antoinette Lizely przyszła na świat w Tuluzie 24-go sierpnia 1843 roku. Ojcem moim jest baron Lizely, dowodzący bataljonem strzelców, oficer legji honorowej; matką, Henrietta Aubert, jego prawna żona. Mam dziś lat dwadzieścia cztery. Nie bardzo więc starą jestem.
Paweł rzucił okiem na papier, w którego autentyczność chętnie wierzył.
Blanche mówiła dalej:
— Oto akt zejścia ojca mego. Zmarł on w Paryżu dnia 6-go grudnia 1855 r. Ah! gdyby był żył!...
Wzruszenie przerwało jej mowę. Po chwili ciągnęła dalej: — Miałam lat dwanaście, gdy jednego poranku, obudziłam się sierotą, bez żadnej rodziny i bez majątku. Matkę bowiem straciłam w rok po urodzeniu, a kapitalik czterdziestu tysięcy franków, który złożony był w jednym z banków, przepadł, gdyż bank zbankrutował. — I nie wiem, co by się było ze mną stało, gdyby nie opieka oficerów podkomendnych ojca mego, którzy niezwłocznie podali prośbę do ministra wojny, a ten, polecił odwieść mnie do zakładu wychowawczego w Saint-Denis. Prawo to przysługiwało mi w zupełności.
W siedmnastym roku życia skończyłam nauki i wysłuchałam wyroku, że należy mi samej myśleć o mojej przyszłości.
Dnia jednego przełożona wezwała mnie do siebie i oznajmiła, że ma dla mnie korzystne miejsce u bogatej rodziny angielskiej. Propozycja była nader korzystna. Lord Sudley był parem Anglji. Żona jego zawsze chora, pragnęła znaleść we mnie opiekunkę i towarzyszkę dla dwóch córeczek, które ujrzawszy mnie, pokochały szczerze i serdecznie, czyniąc mi życie latwem i przyjemnem.
W dwa lata po przybyciu na łono rodziny Sudley’ów spostrzegłam, że lord, człowiek stary i bardzo poważny, zwraca na mnie ciągłą uwagę i otacza mnie uprzejmością nadzwyczajną.
„Starzec ten budził we mnie strach i złowrogie przeczucie.“
„Lady Sudley zapadła na zdrowiu. w jesieni, właśnie gdyśmy na parę tygodni zjechali do Sudley-Park. Lord w swej troskliwości, wyprawił ją do Londynu otoczoną orszakiem licznej służby. Pojechała, oddając mi w opiekę córki, mężowi zaś poleciła nas prosząc usilnie, by nad nami trzema czuwał po ojcowsku. Obiecał.
Po tych słowach panna Lizely zatrzymała się, była nadzwyczaj blada, pierś jej falowała gwałtownie. Siedziała przez chwilę milcząc ze spuszczonemi oczyma. Wzruszenie jej było widocznem.
Po chwili podniosła na hrabiego wzrok, w którym błyszczał ciemny płomień i mówiła dalej:
— „Dnia pewnego wieczorem, wypiwszy zwykłą herbatę w salonie, poszłam z memi wychowankami na górę do sypialni naszych.
„Dzieci rozebrawszy się, padły na łóżka bezwładnie i zasnęły tak twardo, iż przestraszona nie wiedziałam, co mam o tem sądzić. Chciałam zawołać służącą, lecz uczułam, że i mnie mąciło się w głowie; dowlokłszy się do łóżka, upadłam na nie bez przytomności. Obudziwszy się, uczułam dziwny zamęt w głowie.
— Obejrzałam się dokoła i z okropnem przerażeniem spostrzegłam, iż nie jestem sama w pokoju. Chciałam krzyczeć, wołać na pomoc, lecz ręka lorda zakryła mi usta:
„— Bądź ostrożna, obudzisz dzieci“ — rzekł.
„— Więc nie byłto tylko straszny koszmar, lecz stokroć straszniejsza rzeczywistość? — Ten starzec popełnił zbrodnię u drzwi sypialni własnych dzieci — a jam była tej zbrodni ofiarą!... Czułam się zgubioną!... Zerwałam się, a pochwyciwszy mały sztylecik, który leżał na stole, usiłowałam się zabić... lecz lord Sudley odebrał mi broń.“
„— Tu zaszła wstrętna scena. Ten nikczemnik włóczył się u nóg moich, korzył się przedemną, szlochając błagał mnie o litość...
— Aby mnie przykuć do siebie haniebnemi więzami, on, par Anglji, gentelman, nie cofnął się przed spełnieniem zbrodni, która oburzyłaby galernika... Narkotyk, który był przeznaczony dla mnie, dozwolił pić dzieciom własnym.“
„ — Opowiadał dzieje swej miłości... usiłował przekonać mnie, że fakt spełniony przyjąć należy... skoro sam Bóg go nie cofnie. Przysięgał, że zawinił dla tego jedynie, iż wkrótce będzie mógł naprawić wyrządzoną mi krzywdę... Wiedział na pewno, że stan zdrowia lady Sudley nie zostawiał żadnej nadziei Życia i że wkrótce zostanie wolnym i wtedy... śmiał brać niebo za świadka, pojmie mnie za żonę i zrobi zemnie najszczęśliwszą z kobiet.“
„— W trzy dni oznajmiłam, iż list odebrany z Francji przynosił mi wiadomość o śmierci krewnej, po której odziedziczyłam majątek. Powód był ważny, wyjazd mój nie zadziwił nikogo. Opuściłam Anglię, uwożąc z sobą 200,000 franków.“
„— W parę tygodni po tem, lord Sudley przywiózł rodzinę do Paryża, Odwiedził mnie niezwłocznie, sądząc, iż jestem uspokojoną i pocieszoną.“
„— Mylił się. Na słowa pełne gorącego uczucia, odpowiedziałam chłodno lecz stanowczo:
— Milordzie, nie żądaj pan nie odemnie, nie miej żadnych nadziei/ — Ja należeć będę jedynie do męża mego, tym mężem możesz być tylko pan, lecz teraz między nami stoi jeszcze lady Sudley.
„— Kończę. — Od tej chwili życie tego starca stało się piekłem prawdziwem. Mściłam się strasznie, podniecając bez ustanku ogień, który go pożerał. Wzywałam na pomoc wyrafinowaną koketerję, sidłałam go jak pająk muchę, szalał i męczył się jak potępieniec“.
Wkrótce rozeszły się wieści, że Lord Sudley ma kochankę, którą otacza królewskim zbytkiem. Lady Sudley starała się dowiedzieć, czy ludzie prawdę opowiadają i wkrótce dowiedziała się, kim była ta kobieta.
„Straszne sceny miały miejsce między mężem a żoną, separacją była ich następstwem. — Milady i jej dzieci wyjechali do Anglji. Lord pozostał przy mnie i co dzień widział mnie uśmiechniętą, lecz niezwalczoną, wyzywającą, a chłodną.“
„— Widząc jak się męczył, myślałam często, że zwarjuje...“
»— Lecz zaszedł dalej jeszcze, bo umarł, zostawiając mi jako ostateczne zadośćuczynienie: majątek.“

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Po chwili milczenia Blanche Lizely podniosła na hrabiego swe czarodziejskie spojrzenie.
— Oto moja spowiedź panie hrabio, rzekła. — Teraz znasz już życie moje... mówiłam jedynie prawdę... Na przeszłości mojej cięży nieszczęście, nie wina; lecz o tem wiemy my, pan i ja, świat sądzi inaczej, i nie wierzy, iż jestem godną szacunku...
„— Czy będziesz pan miał odwagę rehabilitować mnie i dać mi swoje nazwisko? Jeśli tak, będę kochającą żoną i zacną kobietą, otoczę cię nieporównaną czułością i przywiązaniem, opartem na uczuciu wdzięczności bez granic...“
Patrząc na nią, słuchając jej słów p. de Nancey, stracił głowę. Owładnięty gorączką, zarówno jak lord Sudley zapomniał o świecie całym, czuł jedno tylko to, że musi posiąść tę kobietę, choćby mu przyszło poświęcić honor, jedyny skarb, który mu dotąd pozostał....
— Czy ja chcę ciebie! droga ukochana kobieto! — zawołał. — Ty wątpisz o tem... czymże bym był, gdybym cię odtrącił dla tego, żeś cierpiała? Biedna, ukochana moja... Przeszłość ja zatrę w twej pamięci, otaczając cię miłością bez granic!...
— Więc zostanę hrabiną de Nancey? — zapytała, panna Lizely drżąc cała.
— Przysięgam ci!
Blanche porwała się z miejsca, a pochwyciwszy obiema rękami głowę Pawła, okryła jego usta ognistemi pocałunkami... Potem odpychając go, zawołała:
— Uciekaj, uciekaj! jestem nadto, wzruszona... Boję się ciebie... Boję się siebie samej... Idź, jutro powrócisz....Ah! gdy byś wiedział, jak ja cię kocham... To mówiąc, wybiegła z pokoju.
Pan de Nancey opuścił szalet krokiem chwiejnym, jak człowiek pijany.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.