Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoie opisuiący/Rozdział X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Michał Dymitr Krajewski
Tytuł Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoie opisuiący
Wydawca Michał Gröll
Data wyd. 1785
Druk Michał Gröll
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ X.

Przez dni kilka byliśmy na powietrzu, maiąc wiatr, który nas nioſł ku zachodowi. Poglądaiąc na ziemię, boiaźń we mnie co raz ſię bardziey wzmagała. Ale niech mi daruie Czytelnik, że mu nie dam doſtatecznego opiſania dalſzey żeglugi naſzey. Wolę wyznać prawdę, iż ſtrach odeymował mi tę przytomność, ktòra potrzebna ieſt do zaſtanowienia ſię nad każdą okolicznością kontentuiącą ciekawość, niżeli chełpiąc ſię z odwagi pokrzywdzać fałſzywą powieścią prawdę, i oſzukiwać, albo nudzić nią czytaiących. Doſyć na tym, iż cokolwiek w podroży ſwoiey Charleſ, Robert, d'Arlande, Pilaſtro de Roſier, Blanchard i inni opiſali wſzyſtko to, nam ſię przytrafiło. Po różnych odmianach ciepła, i zimna, po nieznośnym bólu, który mi ſię dał uczuć w uſzach, oſłabiony na ſiłach i nie mogąc oddychać dla cienkości powietrza, wpadłem na koniec w ſłabość i utraciłem zmyſły.
W tym ſtanie iak długo zoſtawałem nic nie wiem; Ponieważ nie przyſzedłem do ſiebie, aż po upadku moim, otrzeźwiony wodą, w którey ſię zanurzyłem. Widząc nowe dla ſiebie niebezpieczeńſtwo, wywarłem wſzyſtkie ſiły, abym ſię ratował; a oſłabiony gdy ſię iuż puſzczałem w głąb wody, aby mię zalała; ſzczęściem oſobliwſzym doſtałem dna nogami i obaczyłem Kolegę mego, ktòry ſię ieſzcze paſował z wodą, nie wiedząc iaka była głębokość mieyſca. Słoność i nieſmak, który uczułem w uſtach, dały mi poznać, że woda była morſka. Oglądaiąc ſię na wſzyſtkie ſtrony, i nigdzie dla ſiebie nie widząc ratunku, żałować począłem, żem zaraz nie utonął, bo moment życia, który mi zoſtawał, był dla mnie tym nieznośnieyſzy, im bardziey ſtawiał mi przed oczy śmierć, która z letka przychodzić miała. I gdyby Kolega nie dodawał mi był ſerca, czyniąc nadzieię, że naſ zachowa Opatrzność, odważyłbym ſię był podobno dobrowolnie ſzukać dla ſiebie śmierci.
W godzinę po upadku naſzym znacznie odſtąpiło morze; z kąd oba wnieśliśmy ſobie, iż ku Pół-nocy muſi być kray iakiś bliſki, który opuſzczaiąc morze, wracało nazad do łoża ſwego. Nie tracąc czaſu, udaliśmy ſię ku brzegom, które od Pół-nocy opaſane gòrami, zaſłaniały nam dalſze położenie kraiu.
Słońce, którego wielkość nadzwyczayną poſtrzegłem, chociaż ſię iuż ſkłaniało ku Zachodowi, tak iednak było dla naſ przykre, iż ten kray wziął Kolega za Gwineę, lub inną iaką krainę pod Ekwatorem.
Opatrzność która nas zachowała od śmierci, miała oraz ſtaranie o dalſzym życiu naſzym. Kilka gniazd iay ptaſzych, ktòreśmy znaleźli, były dla naſ poſiłkiem. Odpocząwſzy nieco, i maiąc pokrzepione ſiły, weſzliśmy na iedną górę przed Zachodem Słońca, aby ztamtąd odkryć położenie mieyſca, i kray nam nie znaiomy. Kolega maiąc wzrok byſtrzeyſzy odemnie, poſtrzegł odległe równie i pola nakſztałt winnic porządnie wkoło drzewami oſadzone; A ztąd powziął nadzieię, iż kray ten kwitnący rolnictwem, muſi być mieſzkalny i Obywatele iego niedzicy.
Znużony podróżą, i zwątlony na ſiłach, uſiadłem pod cieniem drzewa oſobliwſzego iakiegoś rodzaiu, a gdy mię ſen zniewalać począł, Kolega poglądaiąc na Słońce, które iuż zachodziło, a z przeciwney ſtrony poſtrzegłſzy wielką iakąś Płanetę na kſztałt Xiężyca, ale świetnieyſzą i daleko więkſzą, gdy ſię co raz lepiey przypatrywać począł gwiazdom, i innym ciałom niebieſkim; Ah! Przyiacielu (zawoła) ieżeli nam Opatrzność pozwoli ſzczęśliwie powrócić do Oyczyzny, ile pożytkow przynieſie Europie ta podróż naſza? Jak wiele domyſłow nowych czynić będzie można, zbiiaiąc zdania Aſtronomow naſzych, którzy z iednego tylko punktu, iakim ieſt Ziemia, patrząc na rozległość Swiata całego, chcą nam wyperſwadować, iż ich mniemania ſą nieomylne. Ile nowych ſekretòw natury, które powiękſzą Umieiętność Fizyczną? Ile ciekawości do Hiſtoryi Naturalney, które pomnożą zbiór oſobliwych rzeczy? Nigdy Kolumb, i Ameryk odkryciem nowych Kraiów tyle ſię nie wſławili, ile my tą naſzą podróżą; Bo ieżeli ſię nie mylę, ile tylko wiadomość Aſtronomii zapewniać mię może, Kray ten w którym zoſtaiemy, ieſt kraiem na Xiężycu.
Struchlałem nate ſłowa; Widząc iednak rzecz prawie nie podobną do wiary, rozumiałem iż Kolega po tylu fatygach, i niebezpieczeńſtwach zapaloną maiąc głowę, gadał od rzeczy. Ale poznawſzy iż na wſzyſtkie moie pytania rozſądnie odpowiadał; iakże Przyiacielu (rzekłem do niego) moglibyśmy przebyć tak wielką odległość, iaka ieſt między Xiężycem i Ziemią? Powietrze co raz delikatnieyſze im wyżey ſię wznoſi, byłożby zdatne do oddychania płucom przyuczonym do grubſzey Atmoſfery.
Prawda (odpowiedział.) iż Aſtronomowie naſi naznaczaią wielką odległość Xiężyca od Ziemi, ale wielu z nich, i ci którzy tu byli[1] upewniaią, iż ta odległość nie ieſt tak wielka, aby iey przebyć nie można. Podróż naſzą zaczęliśmy 21. Marca, w czaſie porównania dnia z nocą, kiedy Xiężyc i słońce nayſktuteczniey wywieraiąc ſwe ſiły Attrakcyi, ſprawuią naywiękſze przybywanie i ubywanie morza. A ieżeli woda przyciągniona od Xiężyca mimo ſwey ciężkości wznoſi ſię, i robi na Oceanie gòrę, daleko bardziey powietrze, lekſze od wody wznoſi ſię do góry, i robi Oſtrokrąg, którego wierſzchołek rozciąga ſię prawie aż do wierzchołka Oſtrokręgu zrobionego na Xiężycu dla tey ſamey przyczyny. Popędzeni wiatrem zachodnim, wpadliśmy nayprzod w Oſtrokrąg ziemny, a w nim Balon naſz lekſzy od powietrza wznioſłſzy ſię do gory, utracił właſność dążącą do centru Ziemi, i nabył właſności uciekaiącey od Centru, a tak ſpadliśmy właſnym ciężarem na Xiężyc.
Im pozorniey dowodził Kolega, tym więkſza brała mię rozpacz. Złorzeczyłem moiey płochości, ale bardziey ieſzcze iemu, że był przewodźcą do moiey zguby.
O! lekkomyślni ludzie (zawołałem weſtchnąwſzy,) doczegoż was nie wiedzie ciekawość, i nienaſycone łakomſtwo złota? ile nędznych Ofiar tey zapaloney chciwości zgubił nieſzczęśliwy wynalazek żeglugi? ile dzikości, okrucieńſtwa, zarazy, choròb, zepſucia obyczaiów, nieſprawiedliwości, naiazdów, i rzezi, ktoremi ſię wſławili zamorſkich kraiów łakomi naiezdcy?
Kolega zdawał ſię być nie czuły na wſzyſtko. Przez cały czaſ maiąc oczy w lepione w Niebo, tak był zamyślony, iak gdyby wielkie iakie rzeczy układał w głowie. Co do mnie żem nie umarł na ten czas z żalu, dzięki naturze, która nas z czaſem przyſpoſabia do przyięcia ſpokoynie naywiękſzego cioſu. Śmierć ſama nie ieſt tak okropna, gdy oſłabione zmyſły chorobą albo wielkim iakim nieſzczęściem odeymą moc imaginacyi, iż nie tak żywo wyſtawia ią ſobie.
Już trzy godziny (iak miarkować mogłem) upływało po zachodzie Słońca, a Ziemia będąc na ow czas w Pełni[2] tak iaſną noc czyniła, iż czytać nawet można było. Kolega poglądaiąc częścią ku Północy, gdzie były owe równiny, częścią ku Zachodowi, gdzie ſię pokazywały laſy: Oto (rzecze ſkazuiąc palcem na pierwſze mieyſce) Dolina Newtona, to: Góra S. Katarzyny, którą Aſtronomowie naſi zmierzyli, iż ma 31 mil wyſokości. To mieyſce, na którym ſpoczywamy ieſt: Góra nad Morſka ſnu[3] To: Kray darowany naſzemu Kopernikowi takim Prawem iak Ferdynand Katolik nabył do kraiow odkrytych. To... Mało będąc ciekawy wiedzieć, co ſię roić mogło w głowie Aſtronomów naſzych, a mniey ieſzcze myśląc o tym, co mi Kolega rozprawiał, w ten czas kiedy rzecz ſzła o coś więcey, niż o Dolinę Newtona, zaſnąłem ſzczęśliwie znużony długim niewczaſem. Gdy na zaiutrz dogrzewać poczęło Słońce, obudziliśmy ſię oba i naradziwſzy ſię co daley czynić z ſobą, poſzliśmy ku równiom. Świeżość powietrza, delikatność trawy, wonność kwiecia i piękność drzew nieznaiomego mi Rodzaiu, wzbudzały we mnie oſobliwſze iakieś wzruſzenia. Kolega przekonywał mię więkſzemi co raz dowodami, że ſię nie mylił w ſwoim zdaniu, ale im lepiey poznawałem, żeśmy byli na Xiężycu, tym więkſza brała mię rozpacz z utraty na zawſze Oyczyzny. Ci (mówiłem do niego) których łakomſtwo, albo zapalona chciwość chwały wyprowadza z Oyczyzny o kilka ſet mil morzem do nieznaiomego Kraiu, maią przecież iakąkolwiek nadzieię powrotu. Ale ſtan naſz ciężſzy ieſt nierównie od śmierci; Ta wſzyſtko odeymuiąc ludziom, odbiera im razem czułość; nam po utracie Oyczyzny, Krewnych, Przyiaciòł, Znaiomych i Maiątku zoſtaie czucie tey ſtraty, bez żadney nadziei iey odzyſkania. W takich narzekaniach co raz bliżey przyſtępuiąc ku równiom, obaczyłem ludzi ſprzątaiących z pola, i uſilnie ſię krzątaiących. Boiaźń mię brała przyſtąpić bliżey, ale w pośrzód nieznaiomego Kraiu, i ze wſzech ſtron wyſtawiony na niebezpieczeńſtwa poſtanowiłem raczey z rąk ludzkich ſzukać dla ſiebie śmierci albo ratunku.
Jak tylko poſtrzegli naſ Mieſzkańcy, zbiegać ſię zewſząd poczęły tłumy, rzucaiąc narzędzia rolnicze, i biorąc broń, którą każdy miał z ſobą w polu. Obſkoczeni w koło nie rozumieiąc ich mowy, zaczęliśmy podnoſić oczy, i ręce do Nieba, biorąc ie niby za świadka naſzey niewinności. Kazali nam iść za ſobą, i przyprowadzonych do Wſi, nie daleko od tamtego mieyſca będącey, ſtawiono naſ przed ſędziwym Starcem, którego lud cały witał z wielkim uſzanowaniem.
Satumo (tak ſię nazywał ow ſędziwy Człowiek Rządca kraiu tego) przyſtąpiwſzy do nas, pytał ſię iak mogłem miarkować; z kąd ieſteśmy i po co przychodziemy? Odpowiedziałem mu w kilku ſłowach, ſkazuiąc palcem ku Zachodowi, iż tam ieſt naſza Oyczyzna, i że z tamtąd nieprzewidziany przypadek ſprowadził naſ tak daleko. Poznałem, że mię nie zrozumiał Satumo; Ale nie wiedząc iak bym mógł myśl moią wyłożyć, pokazywałem znakami iż ieſteśmy ludzie ſpokoyni, i nic złego nie zamyślamy.
Zaprowadzono naſ do bliſkiego Domu, gdzie znalazłſzy wſzelką wygodę, odpoczęliśmy po podróży, i odzyſkali ſiły, które nam niewczas, głód i okropne przypadki znacznie oſłabiły. W kilka dni potym dano nam narzędzia Rolnicze, i razem z innemi, którzy ſzli w pole kazano pracować. Nieprzyuczony do ręczney roboty, miałem ſię z początku za równie nieſzczęśliwego, iak Doświadczyńſki u Nipuanòw; Ale z czaſem ſił nabieraiąc, też ſame uwagi, które mu prace iego ſłodziły, mnie także dodawały ſerca. W kraiu naſzym (myślałem ſobie) Rolnictwo zoſtawione wzgardzonemu od nas poddańſtwu, tu ieſt powinnością każdego, aby właſnemi rękami uprawiał tę Ziemię, która go żywi. Jeżeli Mieſzkańcy Kraiu tego, nie żyią naſzym ſpoſobem, trzeba się poddać pod pierwſzy wyrok, ktory wſzyſtkich ludzi ſkazał na prace aż do potu czoła. W ſamey rzeczy Mieſzkańcy Kraiu tego, (iak daley poznałem) mieli Rolnictwo za naypierwſzą powinność życia ſpołecznego. Sam nawet Rządca Kraiu, Sędziwy Satumo, nie lenił ſię iść czaſem za pługiem, i ten chleb, ktory pot czoła iego ſkrapiał, był naymilſzą iałmużną dla niemogących pracować, (bo pod tym imieniem zowią tam ubogich).





  1. Cyrano de Bengarac, Wilkins, Biſkup Cheſterſki....
  2. Ziemia naſza względem Xiężycanòw tak ieſt świetną Planetą, iak Xiężyc względem nas Ziemian, i ma też ſame odmiany na Nowiu, Pełni, i Kwadrach.
  3. Langrenus i Riccioli iak mòwi:de la Lande w Aſtronomii ſwoiey 1746,podzielili cały Xiężyc między ſławnieyſzych Ziemian. Ale Heweliuſz boiąc ſię Woyny domowey, odmienił nazwiſka tych Kraiòw. Obacz Mappę Geograficzną Xiężyca wydaną od Akademii Krolewſkiey Paryſkiey 1792.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Michał Dymitr Krajewski.