[36]Akt III.
(Stoły i krzesła).
(Baltazar w melancholji i zadumie).
BAŁWOCHWALSTWO (do siebie):
Bogowie, jeszczem nie przegrała,
Choć ma powaga ucierpiała;
Na uczcie — tejże jeszcze nocy —
Pokażę znów się w całej mocy!
(spostrzegłszy Króla):
(głosno):(głośno): Posłuchaj, Królu mój kochany,
Przez bogów z nieba nam zesłany,
Co duch mój boski, kiedyś spał,
Za nadzwyczajną myśl mi dał!
Bo mnie nie wolno odpoczywać,
Chcąc ciągle skroń twą w blask okrywać;
Twój blask — to wzniosłe moje hasło,
Co nigdy we mnie nie zagasło.
Toteż nieznaną dotąd ucztę
Przygotowuję dziś dla ciebie;
— Rozkosze, jakich nikt nie doznał,
Napełniać mają dziś twe serce;
Bo kielich za kielichem
A czara ma za czarą
Z kosztownem winem krążyć
Wśród rozbawionych gości.
A gdy dosięgnie uczta szczytu
A wszystko rozszaleje,
Daj rozkaz, żeby przyniesiono
Kielichy, które ojciec twój,
Zwycięstwem uwieńczony,
Z Syonu niegdyś zabrał.
[37]
Tyś jego spadkobiercą!
Przypominają one tobie
Triumfy odniesione
Nad dziećmi Izraela.
Pij z tych kielichów, Królu,
Jehowie poświęconych,
Pij z nich na chwałę Bałwochwalstwa,
Na cześć i chwalę naszych bogów,
Pij ty i biesiadnicy z nich!
Och, będzie to dla Baltazara
Ten najpiękniejszy życia dzień!
Bo skarb Jehowy zbezcześcimy
A Bogiem Żydów pogardzimy.
BALTAZAR:
Wystarczy spojrzeć tobie w oczy,
A już umyka smutek w dal
Zgryzota znika, znika żal.
Ach, taki słodki wzrok niewieści
Rozprasza troski i boleści.
MYŚL:
Jak dobrze, że tu znowu zgoda,
Bo byłaby to wielka szkoda
Dla mnie i dla tej świty całej,
Nie przyjąć uczty tak wspaniałej;
Bo szło tu wszystko tak po suchu,
Że mi się mdło zrobiło w brzuchu.
BALTAZAR:
Więc te kielichy i naczynia,
Co (ironicznie) dostarczyła nam świątynia.
Niech będą wam ze swym napojem
Radości i rozkoszy zdrojem!
MYŚL (do siebie):
Och, ten ma gust
[38]
BALTAZAR: Przynieście je!
PRÓŻNOŚĆ (przynosi kielichy):
Oszczędzaj pracy, tu są te błyskoty!
(Służba wchodzi z potrawami i napojami).
MYŚL (do publiki):
Jam często tak jest chorym,
Że mi się w oczach ćmi;
Lecz kiedy zaś otworem
Śpiżarki stoją drzwi.
To zaraz lepiej mi;
Bo najem się łakoci
I wszystkich jej dobroci,
Nareszcie jabłek, gruszek,
Że cieszy się mój brzuszek.
(Książęta i hetmani przybyli na ucztę).
BALTAZAR (do Bałwochwalstwa i Próżności):
Zabierzcie teraz miejsce obok mnie,
W pobliżu bogów wy zaś, moi krewni;
Bo gdzie Jehowie poświęcony kielich
Mój stół ozdabia, uczta jest dla wszystkich
Lecz nim tę ucztę wspólnie rozpoczniemy,
Zanućcie wprzódy hymn na bogów cześć!
Pieśń.
Pije dziś Król Baltazar
Z poświęconych Bogu czar,
|: Składa jako Jego wróg
Bogom hołdy czci do nóg. :|
(Podczas śpiewu wszyscy usiadłszy wieczerzają; wchodzi Śmierć przebrana w suknię służby).
[39]
ŚMIERĆ:
Na ucztę Króla Baltazara
I Śmierć przychodzi, lecz w przebraniu;
W tym stroju będę Króla śledził
I ciągle go na oku miał,
Mniemając, że się między służbą
W ten sposób łatwo mogę ukryć.
Zapomniał już ten niepoprawny,
Czem codopiero mu groziłem.
Spokojnie sobie je i pije,
Szaleje wstrętny ten kobieciarz
W pochlebców podłem otoczeniu.
Kielichy ongiś na Syonie
Do ofiar świętych używane,
Przez Salomona poświęcone
I przez kapłanów wielce czczone,
Dziś zdobią tego rozpustnika
Tak suto zastawiony stół.
O uwolń teraz mnie, o Boże,
O uwolń rękę mą związaną,
Bo już się, już się Baltazara
Napełnia nazbyt grzechów miara.
BALTAZAR (do Myśli):
Hej — hola, daj coś wypić!
MYŚL (do siebie):
Ty kiwniesz głową, skiniesz palcem,
A ja mam iść, co widzę w ryżu
Wyborną pieczeń z dobrym szmalcem
I różne torty na talerzu!
Cóż jeszcze? — (do Śmierci): słuchaj, tyś służalcem,
Czybyś nie przyniósł ty z piwnicy
Coś na smak temu pijanicy?
[40](Śmierć idzie do stołu szynkownego po kielich).
ŚMIERĆ:
Tak, ten napój chcę mu przynieść,
Bo kto tak jest niepamiętny,
Ten napewno mnie nie pozna.
(Uroczystym głosem do widzów):
Kielich ten z świątyni Bożej,
On zawiera w sobie życie,
Bo prawdziwy daje napój,
Lecz choć mieści w sobie życie,
Mieści w sobie też i śmierć.
Bo ktokolwiek pije z niego.
Pije albo słodycz życia,
Albo jad, co je zatruwa,
— Albo nektar życiodajny.
Albo zgubny sok cykuty.
(do Baltazara):
Weź ten kielich pożądany!
BALTAZAR:
Chcę go przyjąć z twoich rąk.
ŚMIERĆ (pocichu):
Biada tobie, bo ty nie wiesz,
Co ten kielich mieści w sobie.
PRÓŻNOŚĆ:
Podczas gdy pan świata pije,
Chcemy wespół wszyscy powstać!
BALTAZAR (z kielichem w ręku):
Ot, książęta Babilonu,
Teraz biorę tenci kielich,
Co Jehowie poświęcono.
Aby z niego pić na cześć
Naszych bogów nieśmiertelnych;
[41]
Cześć, niech żyją! — Cześć, niech żyje
Moloch, Bóg Asyryjczyków!
Śpiew.
Pije dziś...... (patrz str. 38).[1]
(Podczas śpiewu wszyscy piją; w tej chwili, gdy siadają, gwałtowne uderzenie piorunu).
BALTAZAR:
Ach, cóż za łoskot dziki — nigdy niesłychany
Zwoływa was, obłoki, tu do walki,
Sprowadza was, wy wichry, tu do boju?
BAŁWOCHWALSTWO:
Bogowie tobie ukłon oddawają,
Odpowiadając gromem z niebios sfer.
(Chmury w coraz większych kłębach napełniają scenę).
PRÓŻNOŚĆ:
W tej nocy groźnej — nigdy niewidzianej
I nieba gwiazdy blask swój zasłaniają.
ŚMIERĆ (do siebie):
Jak żądny byłem zawsze takich chwil,
Wszak jestem ojcem cieni i ciemności!
(Ponowne gromy).
BALTAZAR:
Komety pędzą przez te straszne ciemnie
Jak ptastwo się żarzące; gromy stójcie!
Tak krążą, jęczą dziś te wściekłe chmury,
Jak gdyby piekło chciały tu porodzić.
Zaklinam was, pioruny: bijcie, huczcie,
Gdziekolwiek chcecie, lecz nie tu nad nami;
Hu, nowe gromy! — Biada naszej uczcie!
(Na tylnej ścianie zsuwa się z góry na dół ramię a ręka pisze następujące litery: M. T. P.
Gdzie jest światło elektryczne, wytwarza się litery z żarówek, które się w tej chwili rozżarza; gdzie nie, można
[42]się posługiwać transparentami, z których się spuszcza zasłony).
BALTAZAR:
O zgrozo, cóż to? — Ha, widzicie,
Jak tu powietrze coś rozcina,
Jak na mnie spada z białej ściany?
Ha, cóż to? — Teraz widzę jaśniej:
To ramię — ręka! — Czyż ta chmura
Chce wszystkie swe ujawnić zgrozy?
PRÓŻNOŚĆ:
Któż widział już, jak wy widzicie,
Przy błyskawicy żywe żyły?
BALTAZAR:
Ot — teraz pisze — pisze! — Trzy litery
Wyrysowała ogniem już na ścianie!
Bogowie, cóż to? — Moje lica bledną,
A włosy stoją dęba, — tchu mi brak,
A serce mi od lęku bić przestaje.
Nie do pojęcia, co te głoski znaczą.
Podobny teraz mamy Babel liter,
Jak niegdyś Babel mów przodkowie mieli.
PRÓŻNOŚĆ:
W mem sercu istny wulkan gore!
BAŁWOCHWALSTWO:
A me zdrętwiało jakby lód!
BALTAZAR:
O Bałwochwalstwo, patrz, przed tobą leży
Otwarcie przecież, co jest nam zakryte,
O tłumacz nam, co znaczą te litery?
BAŁWOCHWALSTWO:
Nie mogę, Królu, nic z tych słów wyczytać
Ni się domyśleć liter tych znaczenia.
[43]
BALTAZAR.
To czytaj ty, Próżności, te litery
Tyś biegłą przecież w sztuce Magików,
O mówże, mów, co tam się ogniem żarzy!
PRÓŻNOŚĆ:
Z tych liter, Królu, nie znam ani jednej,
I mnie te znaki obce są.
BALTAZAR: Mów, Myśli, ty!
Co myślisz ty?
MYŚL: Kto? Ja? — Ty mnie się pytasz?
Ja przecież jestem błaznem dziś z zawodu.
BAŁWOCHWALSTWO:
Czy Daniel przed laty nie tłumaczył snów
O statui Nabuchodonozora?
On wytłumaczy liter tych znaczenie.
(Daniel wchodzi)
DANIEL:
Królu, zważaj na me słowa:
„Mane“ znaczy, że policzył
Bóg królestwa twego dni;
„Tekel“, że zważono ciebie,
Lecz stwierdzono, żeś za lekki,
Że występków twoich miara
Napełniona aż po brzeg;
„Phares“ wreszcie, że podzielił
Bóg obszerne twe królestwo,
By je Medom dać i Persom.
— Na tej ścianie palec Boży
Wyrył ogniem twoją zgubą.
W świętokradzki bowiem sposób
Znieważyłeś te naczynia,
Które Bogu poświęcono.
[44]
Zbezcześciłeś i ten kielich.
Który mieścił mannę w sobie.
— To największa twoja wina!
Słuchaj! — Ze mnie prorok mówi,
Prorok Boga Izraela!
Wiedz — ten kielich jest figurą.
Jest obrazem tajemnicy,
Jest obrazem Sakramentu,
Tak świętego i wzniosłego,
Że go pojąć nikt nie zdoła,
Sakramentu, który Bóg nasz
Ustanowi, gdy się skończy
Stary Zakon w biegu lat.
Ach, słuchajcież wszyscy wy,
Coście z prochu się rodzili,
Wiedźcie, że ten kielich mieści
Życie w sobie jak i śmierć.
Kto niegodnie go przyjmuje,
Ten znieważa i zbezczeszcza
To najświętsze, co dał Bóg!
BALTAZAR:
Biada mi, to mieści w sobie
Śmierć ten kielich?
ŚMIERĆ:
Tak jest, Królu:
Ja ten kielich ci podałem,
Ja, syn grzechu! — A tyś pił
I truciznę z niegoś pił.
Teraz musisz umrzeć!
BALTAZAR:
Umrzeć?
Wierzę tobie, wierzę tobie,
[45]
Choć na samą myśl o śmierci
Już się wzdrygam, już się trwożę;
Umrzeć! — Jak to słówko małe
Wryło mi się w mózg i serce!
Umrzeć! — Jak to słówko pali.
Jak mi świszcze — huczy w uszach,
Jak się wrzyna w moją pierś!
To me blaski zniknąć mają,
Jak przed mrokiem znika dzień?
To ma wszystko zgnić i spróchnieć!
I się rozpaść na pierwiastki?
— Chroń mnie, chroń mnie, Bałwochwalstwo.
Strzeż mnie, strzeż przed tą poczwarą!
BAŁWOCHWALSTWO:
Już nie moją rzeczą, zmienić
Tego, co ci przeznaczono,
Kiedy słyszę z ust proroka,
Jakiejś zbrodni się dopuścił.
Znieważając kielich święty,
Obraz wielkiej tajemnicy
Najświętszego Sakramentu,
Co da ludziom kiedyś Bóg.
BALTAZAR:
Ach, to pomóż ty, Próżności!
PRÓŻNOŚĆ:
Teraz jestem już „Pokorą“,
Próżność czcza przepadła.
BALTAZAR:
Myśli!
MYŚL: Mnie chcesz prosić?
Ja największym z twoich wrogów,
Boś ty sobie z upomnienia
[46]
Zawsze kpił i szydził.
BALTAZAR:
Daniel!
DANIEL:
Jam jest głosem Bożym:
Wyrok twój już zapadł,
Liczba dni skończona!
Zapóźno!!
MYŚL:
Nulla est redemptio!
Niema dlań, zbawienia!
BALTAZAR:
Wszystko, wszystko mnie opuszcza,
Iż mej gwiazdy blaski bledną;
Któż mnie teraz tu obroni
Przed straszliwym tym potworem?
ŚMIERĆ:
Nikt! — Ni w morzu ni w otchłani
Ani w środku kuli ziemskiej
Mnie nie ujdziesz.
BALTAZAR: Ach, ja biedny!
ŚMIERĆ (uderza go mieczem)
Masz! — Umieraj, ty nieszczęsny!
BALTAZAR (zachwiewając się):
Ach umieram, ach umieram,
Czyż nie dosyć tej trucizny,
Że i miecz mnie musi trafić?
ŚMIERĆ
Kielich tylko duszę zabił,
Miecz jest śmiercią ciała.
[47]
BALTAZAR (upada na kolana):
Ze zgrozami śmierci staczam,
Opuszczony i złamany,
Jak zapaśnik pokonany,
Ten ostatni życia bój.
Posłuchajcież, śmiertelnicy,
Coście grzechem zagrożeni:
W mojem „Mane-Tekel-Phares”
Macie wszyscy przepowiednię
Tej największej kary Boskiej:
Bóg obali i zatraci
Wszystkich tych, co tu zbezczeszczą
I znieważą kielich Jego,
Który według słów proroka
Mieści w sobie to najświętsze,
Co Bóg kiedyś ludziom dał.
Bo kto w grzechach z niego pije,
Pije sobie z niego śmierć.
(Umiera i śmierć go wywleka).
BAŁWOCHWALSTWO:
O, jak drzemiąca ze snu się obudzam
I wznoszę się z zamglonych stref ułudy
Do sfer jasności — w jasne szlaki wiary!
I nas, nas pogan, kiedyś Bóg wybawi,
I my u Jego będziem stać ołtarzy,
By się wpatrywać w blask tej tajemnicy,
Co ją w obrazie tak znieważył Król.
O gdybym mogła skrócić już te czasy,
By jeść i pić z nieznanej dziś nam paszy!
DANIEL:
W obrazie możesz teraz już ją poznać!
— Wyobraź sobie miód w paszczęce lwa,
Pokładne chleby na świątyni stole,
[48]
Wyobraź sobie manny deszcz na puszczy!
A jeśli ci to wszystko nie wystarczy.
Patrz w duchu tam na święty stół ofiarny,
Jak jego widzi mój proroczy duch:
Tam widzisz chleb i wino, lecz pod niemi,
Pod ich postacią — Boga wcielonego
Prawdziwe Ciało i prawdziwą Krew;
Tam widzisz w duchu cuda nad cudami
Tam źródło łask, tam płynie zdrój miłości;
Kto z niego czerpie, czerpie wsze słodkości.
(Podczas słów ostatnich Daniela otwiera się tylna ściana, za którą ukazuje się ołtarz z kielichem i hostją; kwiecie i świece na ołtarzu; u stóp ołtarza Aniołowie i ministranci — adorujący. Skoro Daniel kończy, śpiewa chór w tyle stojący pieśń Sakramentalną):
„Przed tak wielkim Sakramentem
Upadajmy na twarzy;
Niech ustąpią z Testamentem
Nowym sprawom już starzy;
Wiara będzie suplementem,
Co się zmysłom nie zdarzy.
Ojciec z Synem niech to sprawi,
By mu dzięka zabrzmiała,
Niech Duch Święty błogosławi,
By się Jego moc stała;
Niech nas nasza Wiara stawi,
Gdzie jest wieczna cześć, chwała“!
KONIEC.